Np. śmierć kogoś bliskiego. Jej jedynym sensem jest chyba zwolnienie się miejsca dla nowego życia, bo przecież bez śmierci Ziemia szybko byłaby niezdatna do zamieszkiwania z powodu przeludnienia. Lecz spójrzmy prawdzie w oczy - taki "sens" czyjegoś zgonu dla istoty tak nafaszerowanej uczuciami jak człowiek jest... bez sensu. Dlatego niezależnie od kultury i cywilizacji wszyscy ludzie wierzyli w jakieś życie pośmiertne. Tak było lepiej niż pogodzić się z tym, że ktoś odszedł na zawsze i już nigdy się z nim nie zobaczymy. Ale jak jest na prawdę nie mam zamiaru spekulować, moim zdaniem żyjący człowiek nigdy nie odkryje i nie potwierdzi naukowo tego, co dzieje się z człowiekiem po śmierci. Prawda jest w końcu taka, że tak jak nie mamy dowodów na życie po śmierci, tak i nie mamy dowodów na to, że po zakończeniu egzystencji czeka nas nicość. Nie rozumiem więc, dlaczego ogólnie przyjętą naukową tezą jest właśnie ta druga, teoria nicości...
Przejdźmy jednak do poszukiwań tego właściwego sensu - nie sensu śmierci, a sensu życia. Wg niektórych osób starających się myśleć racjonalnie sensem naszego życia jest prokreacja, przetrwanie gatunku. Jest to teoria, wg której nasze życie jest warte tyle samo ile życie każdego innego zwierzęcia. Plusem tej teorii jest to, że nie wywyższa się ludzi ponad królestwo zwierząt (bo moim zdaniem jesteśmy jego integralną częścią, tyle że dzięki naszej inteligencji stoimy na szczycie hierarchii).
Inną racjonalną teorią wydaje się być ta, że nasze życie po prostu nie ma sensu. Jesteśmy częścią maszyny (i to bardzo małą i nieistotną) zwanej wszechświatem. Rodzimy się, robimy swoje i umieramy. Jest to teoria wykraczająca nieco poza ludzkie horyzonty. Wydaje się ona zgadzać ze stwierdzeniem, że pojęcie "sensu" jest względne i w pełni wymyślone przez ludzi na własne potrzeby, podobnie jak pojęcie "czasu" i "nieskończoności".
Istnieje też bardzo popularna teoria występująca w większości religii. Wychodzi ona z głębi ludzkiego serca. To teoria dobra. Wg niej żyjemy nie dla siebie, a dla innych. To altruistyczna teza mówiąca, że jesteśmy na Ziemi po to, aby pomagać innym. Ostatecznym produktem populacji, w której każdy pomagałby innym wydaje się być Utopia. Być może po jej utworzeniu ludzie na dobre przestaliby wierzyć w życie pośmiertne a nawet porzuciliby wszelkie religie? W końcu Niebo istniałoby wtedy na naszej planecie, więc po co by go szukać gdzie indziej? Ludzie żyliby długo i szczęśliwie, aż w końcu wręcz zmęczeni tym radosnym życiem równie wesoło przyjmowaliby śmierć, która byłaby czymś w rodzaju nowego doświadczenia. Niczym w mitycznej Hiperborei

Istotną tezą jest także ta, wg której każdy człowiek ma swój unikalny i własny sens życia. Zgodnie z tą tezą nie da się nadać celu wszystkim ludziom razem wziętym. Każdy człowiek żyje przecież w innym otoczeniu i warunkach, w innej kulturze i cywilizacji, ma zatem inne priorytety. Dla ojca wielodzietnej rodziny celem będzie harowanie na 2 etaty. Nie czerpiąc żadnej satysfakcji z życia całym jego szczęściem będzie możliwość wyżywienia rodziny. Szef wielkiej korporacji będzie dążył do uzyskania monopolu w swojej dziedzinie i utworzenie gospodarczej potęgi. Oddany polityk (nie komentujcie tylko, że takich nie ma

Najciekawsza teoria, która przyszła mi do głowy jest czysto filozoficzna. Sensem życia jest właśnie szukanie sensu życia. Jedni go nie znajdą i na łożu śmierci liczyć może będą na poznanie wszystkich nurtujących pytań w nowym, lepszym świecie lub już będą witać się z czekającą ich nicością (której oczywiście nie doświadczą, bo po śmierci znikną bezpowrotnie). Ci jednak, którzy odnajdą w życiu jakiś sens, umrą zapewne spełnieni, gdyż będą wiedzieli to, co zawsze chcieli wiedzieć. Ta teza jest chyba mocno powiązana z poprzednią.
Ostatnia i najprostsza - sensem życia jest doświadczanie radości. Bo cóż daje człowiekowi więcej satysfakcji niż... szczęście?
Gdyby ktoś spytał mnie, którą z tych teorii ja przyjmuję za najprawdziwszą, musiałbym chyba odpowiedzieć, że każda z nich jest właściwa, i tylko razem są one realne. Ale ale... Gdybym tak odpowiedział, to zaraz przypomniałoby mi się powiedzonko, że "co jest od wszystkiego, to jest do niczego"...

Tak więc życie może i ma sens, ale ten sens sam... nie ma sensu


Wszystkie te teorie podane wyżej wynikają z moich własnych obserwacji, nie potrzeba żadnych kopyrajtów, źródeł i tp. bo cały ten dłuuugiii i nudny tekst, który teraz masz prawdopodobnie przyjemność kończyć lub czytać jego końcówkę przewijając uprzednio jego właściwą treść napisałem z własnej główki.
ZAPRASZAM DO DYSKUSJI
