Lubiła orgie i torebki z ludzkiej skóry
Czytywała przy świetle lampy z ludzkich kości i skóry. Jadała w otoczeniu czaszek. Nosiła rękawiczki i torebkę ze skór wytatuowanych skazańców. Onanizowała się publicznie i urządzała orgie. Rudowłosa, ambitna dziewczyna z robotniczej rodziny miała być wzorem aryjskiej urody. Stała się jedną z najokrutniejszych kobiet w historii.
Ilse Koch, która jest uznawana za jedną z największych zbrodniarek w historii ludzkości, pochodziła z prostej, robotniczej rodziny. Przyszła na świat w 1906 roku w Dreźnie. Nigdy nie przejawiała oznak okrucieństwa. Dała się poznać jako spokojne, dobrze wychowane dziecko. Gdy podrosła, cieszyła się powodzeniem wśród chłopców.
W wieku piętnastu lat zaczęła karierę zawodową. Początkowo pracowała jako maszynistka w fabryce tytoniu. Były lata 20. ubiegłego wieku – czas próby dla narodu niemieckiego, który zmagał się ze stagnacją gospodarczą. Mimo wysokiego bezrobocia, Ilse udało się znaleźć lepiej płatną pracę w księgarni. Zaglądali do niej często młodzieńcy działający w partii nazistowskiej. W wieku dwudziestu sześciu lat uległa urokowi rosnącej w siłę NSDAP. W kwietniu 1932 roku wstąpiła w szeregi partii nazistów. Tak zaczęła się jej droga ku zbrodniczej przyszłości.
Miłe złego początki
Pracowała jako sekretarka w Dreźnie. Rudowłosa, z idealnie aryjskimi rysami twarzy, została zauważona przez samego Heinricha Himmlera, szefa SS i gestapo. Obsesyjnie owładnięty planem stworzenia czystej rasy aryjskiej, Himmler wytypował ją na żonę Karla Otto Kocha, starszego od niej o niespełna 10 lat wysokiego rangą urzędnika SS. Dla ambitnej córki robotnika rolnego był to wyczekiwany awans społeczny. Do zaślubin doszło o północy w 1936 roku w dębowym zagajniku. Romantyczna sceneria, w której rozpoczynali wspólną drogę życiową, dalece odbiegała od losu, który zgotowali więźniom Buchenwaldu.
Narodziny wiedźmy
Obóz koncentracyjny Buchenwald został otwarty w 1937 roku. Wznieśli go sami więźniowie, których esesmani zmuszali do śpiewania radosnych piosenek w czasie pracy. Ci, którzy według strażników nosili zbyt lekkie kamienie, byli zabijani na miejscu. W lipcu budowa została ukończona i w obozie zjawił się jego pierwszy administrator – Karl Otto Koch. Jak się później okazało, komendant Koch zgotował więźniom piekło. Los, który ich czekał był o wiele gorszy niż morderczy wysiłek przy budowie obozu. Olbrzymi udział w machnie śmierci zwanej Buchenwaldem miała Ilse. Krzepka i ambitna kobieta nie zamierzała ograniczać się do wychowywania dzieci i dbania o dom. Jej poczynania w obozie sprawiły, że zarówno więźniowie, jak i personel, nazywali ją za plecami "suką”, "wilczycą” i "wiedźmą” z Buchenwaldu.
Początkowo Frau Koch urządzała sobie jedynie przechadzki po obozie. Wymagała jednak, by więźniowie zwracali się do niej per "łaskawa Pani”, mimo iż było to określenie zarezerwowane wyłącznie dla arystokracji. Być może Ilse miała kompleks związany z jej pochodzeniem społecznym, a megalomania i potrzeba dominacji miały go równoważyć. Jakiekolwiek były jej pobudki, faktem jest, że rozsmakowała w dostatnim i wystawnym życiu.
Galanteria z ludzkiej skóry
Miała zwyczaj kąpania się w hiszpańskim winie, podczas gdy za ścianami jej domu codziennie setki ludzi umierały z głodu, wyczerpania lub wskutek eksperymentów medycznych. Jej obsesyjna dbałość o wygląd przejawiała się także w słabości do wyrobów galanteryjnych. Jednak w przeciwieństwie do milionów kobiet na całym świecie, nie zadowalała się "zwykłymi” torebkami i rękawiczkami ze zwierzęcych skór. Według byłych więźniów, którzy zeznawali w jej procesach, selekcjonowała ich pod kątem delikatności skóry i fantazyjnych tatuaży. Miała zwyczaj przechadzania się pomiędzy rzędami rozebranych do naga więźniów. Wybierała tych, którzy posiadali intrygujące tatuaże. Wysyłani do szpitala obozowego, nigdy z niego nie wracali.
Identyfikacja 3 kawałków wytatuowanej skóry
Jeden z ocalałych więźniów, który pracował jako ogrodnik w willi Kochów, wspominał ją jako piękną, ale okrutną nadzorczynię. - Wpadła na pomysł, by robić abażury z ludzkiej skóry i pewnego dnia na placu rozkazano nam, byśmy ustawili się jeden przy drugim. Ci, którzy posiadali interesujące tatuaże, byli do niej prowadzeni, a ona wybierała te, które jej się podobały. Ci ludzie zostali zgładzeni, a ich skór użyto do zrobienia dla niej abażurów – zeznawał.
Wykonane z ludzkich kości i skór lampy nie były jedynym makabrycznym elementem dekoracyjnym w mieszkaniu Frau Koch. Byli więźniowie zapewniali, że Wilczyca jako wyłączników światła używała zmumifikowanych kciuków, zaś jej jadalnię zdobiły ludzkie czaszki, chemicznie zmniejszone do rozmiarów grejpfruta. Wraz z dziećmi codziennie spożywała posiłki wpatrując się w te przeraźliwe trofea.Makabryczne hobby
Do pracy przy produkcji lamp zaprzęgła jednego ze swoich licznych kochanków, dr Waldemara Hovena. Podział obowiązków był jasno określony: Frau Koch wybierała ofiary, a dr Hoven zajmował się ich uśmiercaniem. Wytypowanym więźniom robił zastrzyk z fenolu. Ilse życzyła sobie, by byli zabijani tak, aby nie uszkodzić ciała. Zwłoki były obdzierane ze skóry, którą następnie preparowano. Z uzyskanego w ten sposób „materiału” produkowano nie tylko abażury, które wysyłano w prezencie wyższym rangą oficerom. Prężnie pracująca fabryka w Buchenwaldzie wytwarzała również pokrowce na noże dla esesmanów i okładki do książek. Część z nich pomysłodawczyni zostawiała dla siebie.
Według relacji świadków, po terenie obozu przechadzała się z torebką ozdobioną takim samym tatuażem, jaki posiadał jeden z zaginionych bez wieści więźniów. Nosiła rękawiczki z ludzkiej skóry, wykonane na jej specjalne życzenie. Posiadała album na zdjęcia, którego okładka była wykonana ze skóry więźniów. Dbała o niego szczególnie – pilnowała, by zawsze był trzymany w pokrowcu z czarnego materiału. Podobno za najpiękniejsze i najbardziej wartościowe uważała wyroby ze skór Cyganów i rosyjskich jeńców.
Kosztowne rozrywki
Paradoksalnie, Kochowie bezlitośni wobec więźniów, dużym sentymentem darzyli zwierzęta. Dbali o wybudowane na terenie obozu niewielkie zoo. Jednak rozrywka, którą im ono zapewniało, stanowi kolejny dowód ich okrucieństwa. Morris Hubert, ocalały więzień, zeznał, że sadystyczne małżeństwo rozmieściło na terenie obozu klatki. W każdej z nich znajdował się niedźwiedź i orzeł. Wydali rozkaz, by codziennie wrzucać po jednym Żydzie do każdej klatki. Nieszczęśnik był rozszarpywany przez niedźwiedzia. Dzieło dokańczał orzeł. Klatki były umieszczane w polu widzenia więźniów tak, by wszyscy mogli obserwować, co się dzieje z kolejnymi ofiarami.
Małżonkowie często urządzali przejażdżki konne po krytej arenie. Karl Koch wybudował ją w 1940 roku olbrzymim kosztem 250 tysięcy marek. Pieniądze zdobył dzięki malwersacjom finansowym i grabieżom majątku więźniów. Wraz z żoną mieli podobno tajne konto bankowe w Szwajcarii. W Trzeciej Rzeszy okradanie państwa było postrzegane jako przestępstwo cięższe niż morderstwo. Z tego powodu po raz pierwszy Ilse Koch stanęła przed sądem w grudniu 1943 roku pod zarzutem korupcji i defraudacji pieniędzy konfiskowanych więźniom. Jednak z powodu braku dowodów małżeństwo Kochów zostało oczyszczone z zarzutów.
Nienasycenie
Zamiłowanie do gromadzenia przedmiotów wykonanych z ludzkich szczątek nie było jedynym zboczeniem Wiedźmy. Tajemnicą poliszynela były zarówno jej liczne romanse z oficerami, jak i lesbijskie orgie, które organizowała wraz z ich żonami. W szczytowej formie miała równocześnie dwunastu kochanków. Podobno z niecierpliwością wyczekiwała kolejnych transportów więźniów. W dniu "dostawy” stawała przy bramie obnażona od pasa w górę i przyglądała się skazańcom. Ich widok podniecał ją do tego stopnia, że onanizowała się publicznie i wykrzykiwała sprośne uwagi pod ich adresem. Gdy któryś z więźniów ośmielił się na nią spojrzeć, był katowany do nieprzytomności pod pretekstem rzucania lubieżnych spojrzeń. Sama też lubiła popatrzeć. Byli więźniowie twierdzili, że zmuszała ich do pokazywania jej członków na żądanie. Zasłynęła również jako organizatorka orgii między więźniami, których zmuszała do dziwacznych i odrażających praktyk. Była niezaspokojona do tego stopnia, że już po wojnie, przebywając w areszcie zaszła w ciążę. Najmłodszego syna, Uwe, wydała na świat w czasie procesu w 1947 roku.
"Każdemu, co mu się należy"
Po zakończeniu drugiej wojny światowej i upadku Rzeszy, dosięgła ją sprawiedliwość. Przez dwa lata od wyzwolenia obozu Buchenwald ukrywała się w Ludwigsburgu. Jednak żołnierze amerykańscy odnaleźli ją i doprowadzili przed oblicze sądu. Jej pierwsza rozprawa odbyła się w 1947 roku.
Prokuratorzy oceniali, że przyczyniła się do śmierci ok. 50 tysięcy więźniów Buchenwaldu. - Jeśli był kiedyś krzyk, słyszany na całym świecie, był to krzyk torturowanych niewinnych ofiar, które zginęły z jej ręki – oświadczył jeden z nich.
Broniła się, twierdząc, że padła ofiarą spisku aliantów. W połowie procesu dostała ataku epilepsji. Wpadała w niekontrolowane konwulsje na przemian z otępieniem. Wpatrywała się w ścianę i sprawiała wrażenie niepoczytalnej. Jednak już w swojej celi miała wyznać badającemu ją lekarzowi, że odstawiła "pierwszorzędne przedstawienie komediowe”.
Została skazana na dożywocie, jednak w więzieniu nie zabawiła długo. W 1951 roku została wypuszczona na mocy decyzji amerykańskiego sądu wojskowego. Wkrótce jednak wpadła w ręce rodzimej jurysdykcji, która rozliczała nazistów z przeszłości. Obciążona zeznaniami 240 świadków, ponownie usłyszała wyrok dożywotniego więzienia. Została umieszczona w zakładzie Aichach w Bawarii, skąd pisała liczne listy do swego najmłodszego syna Uwe. Konsekwentnie wypierała się wszystkiego, tym razem twierdziła jednak, że to wyżsi urzędnicy NSDAP wykorzystali ją jako kozła ofiarnego.
W odróżnieniu od innych wiedźm, nie spłonęła na stosie. W rocznicę inwazji Trzeciej Rzeszy na Polskę, 1 września 1967 roku, związała kilka prześcieradeł i przymocowała je do lampy. Zanim się powiesiła, zanotowała ostatnią wiadomość dla syna. "Nie ma dla mnie innej drogi. Śmierć jest jedynym wybawieniem" – napisała.
Źródło: Aneta Wawrzyńczak, Wirtualna Polska