Ten człowiek jest synonimem terminu "motywacja", wie o tym, że kiedy ujrzą go zdrowi ludzie, a on będzie przemawiał o całkowitej afirmacji życia i jego pięknie, zastosuje argument emocjonalny, który zmusi do refleksji i dzięki temu wielu zda sobie sprawę ze swojego przypadkowego szczęścia. Społeczeństwo darzy go całkowitą aprobatą, a on jako wzór do naśladowania czuje się szczęśliwy, lecz w zaciszu domowym zapewne nieraz zdarzyło mu się płakać, co oczywiście nie powoduje degradacji i nadal możemy uważać go za wielki autorytet.
A co daje wiara? Myślcie sobie co chcecie. Ten człowiek jednak głęboko wierzy. Nie oskarża Boga za odmienność. Za krzywdę. Przeciwnie. Znajduje w nim oparcie. Jego życie już nie jest koszmarem.
Oby jej nigdy nie stracił.
To jest prawdziwie pozytywny aspekt wiary. Jeżeli jednak poddamy to logicznej analizie to zauważymy niesprawiedliwość Boga. Naturalną reakcją pana Nicka Vujicica powinien być żal do jego istoty, przemija on jednak w chwili gdy zdaje on sobie sprawę z tego, że obecnie nie ma sposobu na to, aby wyleczyć jego dysfunkcje, więc akceptuje to jakim jest, zatem wszystko zależy od właściwie zadanych sobie samemu pytań. Pomimo tego, że taki Bóg to idea obarczona ciężarem dowodu, to jako czynnik psychologiczny może stać się siłą do życia. Czasami kłamstwo jest bardziej miarodajne od prawdy, tak jest też w tym przypadku.
EditPełnometrażowy film o tym człowieku możemy obejrzeć uczestnicząc w kościelnych rekolekcjach dla młodzieży, gdzie księża wykonują na swoim Bogu technikę manipulacji zwaną "spinem" oraz identyfikują pana Vucinica z bytem doskonałym, czyli grają na ludzkich emocjach. Ci mniej naiwni zauważą, iż pomimo wszystko nie chcieli by się urodzić bez rąk i nóg, nie jest to bowiem łaska, a kara za nic.
Użytkownik Bayakus edytował ten post 07.05.2010 - 02:25