,,Istnieje wiele relacji o trumnach, które zmieniały swoje położenie wskutek działania sił nadprzyrodzonych..
GROBOWIEC McGREGORA I IRVINE’A
Po otwarciu zapieczętowanych drzwi i odsunięciu na bok kamiennej, ogromnej płyty grabarzom i wysłannikom zagrodziły drogę cegły piętrzące się w komorze grobowej. Było to dziwne. Grabarze zabrali się do uprzątnięcia przejścia. Spod stosu cegieł, zmniejszającego się powoli, wyłonił się przedmiot z metalu. Początkowo nikt nie wiedział, co to może być, jednak po całkowitym sprzątnięciu cegieł okazało się, że jest to ołowiana trumna. Stała pionowo do góry nogami, oparta o stos cegieł zagradzający wejście. Grabarze ostrożnie wyjęli z pod niej cegły aby ponownie mogła spocząć poziomo na ziemi. Delegacja masońska była zdumiona: W jaki sposób ważąca 600 funtów trumna McGregora mogła się tutaj znaleźć, skoro jej miejsce było wykute w niszy w przeciwległej ścianie? Krypta była zamknięta, a pieczecie nie naruszone. I skąd się wzięły trzy małe dziurki w samej trumnie? To były jeszcze proste pytania, jak się zaraz miało okazać. Trumny z doczesnymi szczątkami słynnego masona Aleksandra Irvine'a w ogóle tam nie było! Delegaci postanowili powiadomić władze, te zaś wezwały na pomoc ekspertów. Zaczęło się szczegółowe dochodzenie, które odsłoniło w rezultacie jeszcze więcej zagadek. Obaj, Alexander Irvine i Evan McGregor, byli pochowani w tym grobowcu, w ciężkich trumnach metalowych, obitych ołowiana blacha. Trumny te stały obok siebie w oddzielnych wnękach w ścianie. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Trzeba było również wykluczyć działalność cmentarnych złodziei, głupie żarty, wybryki fanatyków albo szaleńców. Przyczyna dziwnego zdarzenia nie mogli być ludzie, nie mogły także tego dokonać znane zdarzenia naturalne. Ktokolwiek był odpowiedzialny za to, co się stało w krypcie, musiałby albo wejść bez naruszania pieczęci, albo je później z powrotem założyć. Nie było także drobnostka ruszenie potężnych kamiennych płyt. Wyniesienie jednej trumny z grobowca, wymagające wcześniej ciężkich zabiegów polegających na postawieniu drugiej trumny pionowo i oparciu jej o wejście uprzednio zagrodzone murem z cegieł, było zadaniem nie do wykonania. Władze śledcze musiały się z tym pogodzić. Tak wiec sprawa ta została zagadka. Co dzieje się w grobowcu na wyspie Barbados? Kłopotliwe pytania cisną się na usta: czy na maleńkim skrawku ziemi o nazwie Barbados manifestują zagadkowe siły, jedyne w swoim rodzaju? A jeśli tak, to jakie są to siły? A może to po prostu sprawił tylko przypadek, że na wyspie Barbados aż dwukrotnie wystąpiło zjawisko, które zdrowy rozsadek z trudem akceptuje.
GROBOWIEC RODZINY CHASE
Zdarzenie, o którym będzie teraz mowa znane jest z historii wyspy Barbados jako "niespokojny grób" albo "wędrujące trumny rodziny Chase". Nawet w legendach ludowych z Indii zachodnich napotykamy wzmianki o pełzających trumnach; legendy te wzięły początek właśnie na Barbados. Cofnijmy się teraz myślą do początku ubiegłego wieku. Nad zatoka Oistins, na południowym wybrzeżu wyspy Barbados wznosi się cmentarz Christ Church. Grobowiec rodziny Chase również mógłby się równać z prywatnym bunkrem atomowym. Zbudowany z wielkich scementowanych bloków rafy koralowej, o wymiarach cztery na dwa metry, był do połowy zagłębiony w ziemi. Marmurowa płyta ważąca tonę stanowiła solidne zamknięcie. 31 lipca 1807 roku znalazła się tu pierwsza trumna, jednak nie było to dla nieboszczyka miejsce spoczynku. W trumnie spoczywały zwłoki pani Thomasiny Goddard. Pochówek miał zupełnie zwykły przebieg i nic nie zapowiadało nadzwyczajnych wydarzeń. Wkrótce potem, dokładnie 22 lutego 1808 roku w krypcie umieszczono druga trumnę. Była znacznie mniejsza gdyż leżały w niej zwłoki dziecka Anny Marii Chase, wnuczki pani Goddard. I tym razem wszystko odbyło się jak zazwyczaj. Kiedy więc 6 lipca 1812 roku otwarto kryptę w celu pochowania w niej starszej siostry Mary Ann, Dorcas Chase, żałobnicy i grabarze stanęli jak rażeni piorunem na widok tego, co w niej ujrzeli: mniejsza trumna leżała w jednym kącie, a trumna pani Goddard była oparta o ścianę. Wyglądało to tak, jakby jakiś olbrzym dla psoty ruszył trumny z miejsca albo odsunął na bok bez należytego respektu. O sile sprawcy świadczyło to, że trumny były obite ołowianą blachą i takie zadanie nie należało do łatwych. Ponieważ trudno było ustalić co zaszło, w milczącym porozumieniu ustawiono trumny na swoje miejsca i postawiono obok nich nową trumnę, następnie zamknięto komorę grobowca. Zaczęto snuć rozważania, iż sprawcami są murzyńscy niewolnicy, którzy byli traktowani przez swego pana Thomasa Chase gorzej niż zwierzęta, podobnie traktował on swoją rodzinę (to on córce Dorcas życie zmienił w piekło, co popchnęło ją do samobójstwa). Jakiś czas potem, jak się wydawało, problem sam się rozwiązał: Thomas Chase umarł i 9 sierpnia 1812 r. został pochowany w tymże grobowcu. Wszystko znowu było w porządku a o sensacji zaczynano zapominać. Aż nadszedł dzień 25 września 1816 r., kiedy znowu wszystko odżyło. Tego dnia miał się odbyć pogrzeb dziecka Samuela Brewstera Amesa. Otworzono w tym celu grobowiec, zastając tam znowu znany nam już nieład. Tym razem nikt nie miął wątpliwości: to mogli zrobić tylko Murzyni! Ale czy naprawdę mogliby to zrobić niezauważalnie? Ponadto Murzyni zabobonnie bali się zmarłych.. Wszystko to jednak było bez znaczenia. Przed grobowcem wystawiono straże, co pozwalało sądzić, że położy to kres wszelkim profanacjom.
17 listopada tego samego roku znowu odbył się pogrzeb. Tym razem miano pochować dorosłego Samuela Brewstera przeniesionego do grobowca rodziny Chase z pierwotnego miejsca spoczynku na cmentarzu św. Filipa. Ceremonia pogrzebowa przypominała ludowy festyn. Zgromadził się tłum ludzi, przyjmowano zakłady; kto stawiał na powtórzenie się dziwnych zjawisk, ten wygrał: w grobowcu panował chaos. Musiały działać tam tak gwałtowne siły, że trumna pani Goddard, która jako pierwsza "mieszkanka" grobowca była na nie najdłużej narażona, została rozbita na kawałki. Tak dalej być nie mogło - zabrano się do badania grobowca. Zbadano centymetr po centymetrze i niczego nie stwierdzono: ściany, podłoga, sufit, płyta zamykająca wejście, wszystko było w nienagannym stanie, nawet mysz nie mogłaby się prześlizgnąć. Choć wyniki badań nie skłaniały do optymizmu, poukładano trumny na swoje miejsca oraz pozbierano szczątki pani Goddard i porozwalane kawałki trumny. Na trzy lata zapanował spokój. 17 lipca 1819 r. w rodzinnym grobowcu, który zasłynął już na całym świecie miała zostać pochowana Thomasina Clarke. Ceremonia ta w świetle poprzednich wydarzeń wzbudziła międzynarodowe zainteresowanie. Przy otwarciu grobowca obecni byli, oprócz setek ciekawskich, brytyjski gubernator Barbados, wicehrabia lord Combermere, i dwóch innych urzędników rządowych. Murarze odkuli marmurową płytę zamykającą wejście i niewolnicy odsunęli ją na bok. Kiedy wnętrze grobowca stanęło otworem przez tłum gapiów przeszedł okrzyk a potem zaległa cisza. Grobowiec znowu nawiedziła niewytłumaczalna siła - żadna z trumien nie znajdowała się na swoim miejscu. Po raz kolejny poddano grobowiec badaniu lecz nic nie stwierdzono. I znowu poukładano wszystkie trumny na swoich miejscach, ale tym razem podłogę posypano gruba warstwa piasku. Kryptę zamknięto, a lord Combermere osobiście ją zapieczętował. Przed wejściem postawiono wartownika. Jak się jednak okazało niespełna rok później, wszystko to nie wystarczyło, by zapobiec zagadkowym zdarzeniom.
18 kwietnia 1820 roku ponownie otwarto grobowiec, mimo, że nie planowano pogrzebu. Stało się to jednak niezbędne pod naciskiem opinii publicznej. Znów przybyli wyżsi urzędnicy wraz z Lordem Combermere, a gromada murzynów z trwogą otwierała grobowiec. Pieczęcie znaleziono w nienaruszonym stanie, więc nikt nie mógł dostać się do środka. W czasie odsuwania na bok wielkiej płyty zamykającej wejście dał się słyszeć przejmujący zgrzytliwy odgłos. Odgłos ten brał się stad, że jedna z większych trumien opierała się o wejście i trzeba było ją odsunąć. To był dopiero początek. Wszystkie trumny leżały dookoła w zupełnym nieładzie. Wyglądało to tak, jakby mała trumna dziecka Mary Anny Chase została z ogromną siłą rzucona o tylnia ścianę krypty i przy tej okazji odłupała wielki kawał kamiennej ściany. Na grubej warstwie piasku nie było żadnych innych śladów, oprócz tych które pozostawiły poruszone trumny. Po kolejnym śledztwie, które nic nie przyniosło, gubernator zatwierdził rozwiązanie praktyczne, które pozwoliło nareszcie zaprowadzić spokój. Trumny przeniesiono do innej krypty, gdzie do dziś spoczywają nieruchome. Grobowiec rodziny Chase pozostawiono otwarty i pusty. Można go zwiedzać, jeszcze do dziś, jest mocny i nienaruszony jak dawniej..."
źródło:
http://ciemna-strona...8-21,index.html Dodam od siebie, że wiele czytałem o ruchomych trumnach, w Polsce 3 lata temu na podwarszawskim szpitalu, w jednym z rodzinnych sarkofagów był taki przypadek.