No wiec natrafiłem na taki oto tekst:
Po wizycie w Cape Cod przybyłem do Hyannis cokolwiek zmęczony, więc ułożyłem się do popołudniowej drzemki. W czasie relaksacji wyszedłem z ciała i po chwili dryfowałem już nad domem, w okolicach garażu. Na dziedzińcu był pies (duży, w typie owczarka niemieckiego), który ujrzawszy mnie zaczął wściekle szczekać. Zza rogu domu wyszedł jakiś mężczyzna i wycelował we mnie broń wydobytą z kabury. Wycofałem się pospiesznie, nim jeszcze uświadomiłem sobie, że kule najprawdopodobniej nie wyrządziłyby mi żadnej szkody. Wróciwszy do ciała pomyślałem, że na szczęście wszystko się już skończyło, ale byłem w stanie przypomnieć sobie jedynie to, iż mężczyzna sprawiał wrażenie wysokiego.
Tego samego wieczora, leżąc już w łóżku poczułem, że wylatuję ponownie. Unosiłem się nad kilkoma domami próbując zdecydować co robić, gdy niespodziewanie ten sam wysoki mężczyzna pojawił się tuż przede mną i zatrzymał mnie, stając na mojej drodze. Odniosłem wrażenie spokojnej, skupionej siły. Zapytał dlaczego chcę zobaczyć prezydenta. Początkowo byłem zaskoczony, ponieważ nie widziałem powodu spotykać się z Eisenhowerem (tak mój umysł kojarzył słowo prezydent), ale przyszedł mi do głowy pomysł planu pokojowego i opowiedziałem o nim wysokiemu mężczyźnie. Zapytał mnie wtedy: „Skąd możemy być pewni, że jesteś lojalny wobec Stanów Zjednoczonych?” Zakłopotany odparłem, że odpowiednie informacje o mnie z pewnością są w Waszyngtonie. Mój rozmówca po chwili powiedział, że akurat teraz nie mogę się widzieć z prezydentem. Skinąłem zgodnie głową i wróciłem do ciała. Leżąc w łóżku i zastanawiając się nad tym, nagle uświadomiłem sobie, że przecież Eisenhower nie jest już prezydentem. Narastało we mnie przekonanie, że Kennedy ma metapsychicznych ochroniarzy. Po chwili przyszło mi do głowy, iż Kennedy mógł być w tym tygodniu w Hyannis. Wstałem i zszedłem na dół, odnalazłem lokalną gazetę, gdzie na pierwszej stronie widniała notatka o przybyciu Kennedy`ego do Hyannis. (Od dwóch dni nie widziałem żadnej gazety).
Jest to cytat z książki Robert'a A. Monroe (to ten który zaczął badać oobe, zjawisko aury itp.).
Co o tym myślicie? Naprawdę prezydent ma ochroniarzy astralnych?