Hmm ... Przy okazji jednego snu, jaki miałem wczoraj - ten mi się przypomniał jak błyskawica, wiem że go miałem dawniej ... a zapodaję, bo treść myślę iż dosyć ciekawa.
Miałem około 5-ciu lat mniej, gdy to śniłem (zainteresowanie moje takimi tematami było znikome dosyć).
__________________________________
Wielka polana. A raczej takowych kompleks - otoczone wokół (taka polana to było koło o promieniu ok 100m) drzewami, wzmiesieniami (generalnie kolejna polana była za następnym wzniesieniem i węższym przejściem). Jestem tam z kilkunastoma osobami, jesteśmy odziani w szaty rodem ze starożytnego Rzymu, czy coś takiego (podobne to do tog). Jest wśród nas jedna osoba, duchowa istota która nam opowiadała, pokazywała jak się przechodzi w kolejne wymiary, o gęstościach również mówiła w tego kontekście.
Zaczynaliśmy od polany nr 3.
Normalna, wszystko odczuwaliśmy tak, jak to się odczuwa teraz ... tak materialnie po prostu, dotykanie drzew, trawy, odczuwanie bodźców. Opiekun grupy powiedział nam, że szybko i gwałtownie przejdziemy teraz na polanę nr 4 (to numerowanie jest z mojej strony dodane, by było jak się połapać). Idziemy więc z tego okręgu w coraz węższą dróżkę, aż w końcu przechodzimy przez jakieś dziwne "wrota" (najpierw przechodzimy przez nieco zamaskowane naturą miejsce, potem przez dziwną ścianę z energii). Zauważam jednak że ci, którzy byli zbyt zaabsorbowani wcześniejszą (3-cią) polaną, zostają na niej - są zbyt wolni by przejść i nie mają na tyle siły.
O tyle dobrze tą polanę zapamiętałem, bo zostało na niej niestety paru moich znajomych.
Nr 4.
Jest inaczej. Opiekun mówi, że musimy się trochę przyzwyczaić do nowych odczuć, ale nie możemy na niej (polanie) poprzestać. Wszystko teraz odbieramy bardziej wyraziście, wewnętrznie, uczuciowo, duchowo ... nie tylko wzrokiem, słuchem i węchem ... materia w dużej mierze odeszła w bok. Takie odbieranie świata trwało chwilę, bo musieliśmy znów gnać. Jakbyśmy uciekali przed czymś, albo do czegoś dążyli. Znowu biegniemy w dosyć zwartej grupce, parę osób jest z tyłu ... i scenariusz się powtarza - najpierw przez wzniesienie, potem wąskie przejście - i kolejna polana.
(Teraz będę zwięźlej opisywał).
Nr 5.
Zatraca się poczucie własnej materialności. Wiem że mamy dosyć humanoidalne kształty, ogrom nowych uczuć - większość zdecydoawną odczuwamy wibracjami ... energią ... inaczej tego nie umiem opisać.
Nr 6.
Wszystko jest piekielnie płynne ...
Nie pamiętam nawet kiedy opiekun zniknął - to się stało tak naturalne że sami dalej idziemy, że aż dziw brał iż wcześniej tak nie szło. Mam wrażenie że jestem z innymi jednością, no i jednocześnie sam. Ogrom wszystkiego mam w małym palcu, a jednocześnie mnie to czasem przerasta. Jestem tam chwilę, która trwała jak wiek.
Przeszliśmy do przejścia na 7 polanę - stare, zarośnięte, czarne ... Jakbyśmy na to czekali ... Tu się sen urywa