Skocz do zawartości


Zdjęcie

Jerzy Gąssowski o Ericku von Danikenie


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

MiszaAS.
  • Postów: 343
  • Tematów: 11
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Jerzy Gąssowski o Ericku von Danikenie




"...Badania archeologiczne starożytnych cywilizacji Starego i Nowego Świata przynoszą coraz więcej rewelacji wyjaśnień dawnych zagadek. W nie mniejszym jednak stopniu postęp badań stwarza nowe, nie wyjaśnione problemy. Niekiedy w miejsce jednej, wyjaśnionej zagadki przeszłości, powstają dwie nowe, nie mniej skomplikowane. Wygląda to tak, jak gdyby wędrowiec posuwał się drogą ku upatrzonemu celowi, widząc w nim kres podróży. Zbliżywszy się zaś do upragnionego celu postrzega, że nie jest to punkt docelowy, a jedynie kamień milowy. Cel widnieje dalej, ale gdy go osiąga, ów okazuje się również tylko kamieniem milowym drogi i tak w nieskończoność.

Wielu jest zawiedzionych wędrówką bez kresu, gdzie cel oddala się jak błędny ognik, uciekający przed tym, który go ściga. Ale taka jest droga we wszystkich dziedzinach wiedzy, na wszystkich ścieżkach poznania, którymi pragniemy się zbliżyć do prawdy. Wiedzą o tym wszyscy, którzy poświęcili swe życie badaniom naukowym. Największe nawet odkrycia i zdobycze nauki we wszystkich jej dziedzinach są zawsze tylko osiągnięciem nowego kamienia milowego na drodze ku prawdzie, którą usiłujemy zdobyć. Ci, którzy są znużeni ciągłymi wątpliwościami naukowców i powstawaniem coraz to nowych problemów i zagadek, odczuwają tęsknotę za jasnym, prostym i definitywnym określeniem przedmiotu ich ciekawości. Niektórzy skłonni są nawet posądzać naukowców o zmowę milczenia, o skrywanie tylko im znanych tajemnic starożytnego świata i początków cywilizacji, które nie są przekazywane profanom. W dobrej, a czasami
złej wierze, są skłonni zarzucić naukowcom nieudolność i niekompetencję, szukając wyjaśnienia w metafizycznych lub kosmicznych przyczynach.

Tak się bowiem złożyło, iż osiągnięcie progu kosmosu i pierwsze loty ku Księżycowi i innym planetom, pobudziły tu szczególnie fantazję w kierunku pozanaukowych rewelacji przybranych niekiedy w pozornie naukowe szaty. Spośród przeróżnych teorii pseudonaukowych, obiegających ostatnio świat i próbujących wyjaśnić początki cywilizacji interwencją ze strony pozaziemskiej, polskiemu czytelnikowi znane są najlepiej teorie Ericka von Danikena, autora licznych publikacji, z których dwie zostały przetłumaczone na język polski. W odróżnieniu od większości przeciwników tego pisarza nie zarzucam mu ani złej woli, ani zamiarów hochsztaplerskich. Poznawszy go osobiście, uważam go za człowieka poważnego, uczciwego i w znacznym stopniu bezinteresownego. Nie czynię mu też zarzutu, iż zabiera głos w sprawach naukowych, nie będąc sam naukowcem i nie mając odpowiednich tytułów magisterskich. Wszakże Henryk Schliemman także nie był naukowcem, a wsławił się po wsze czasy w archeologii. Sądzę wszelako, iż gdyby von Daniken był zawodowym archeologiem, nie przyszłoby mu łatwo sformułowanie takich właśnie teorii o początkach człowieka i cywilizacji. Może też nie odnosiłby się tak krytycznie do archeologów, z których badań wysnuwa swe własne, odmienne od nich wnioski.

Źródłem teorii von Danikena są bowiem przede wszystkim wszelkie nie wyjaśnione tajemnice przeszłości, wszelkie nie zinterpretowane odkrycia archeologiczne. Von Daniken znajduje dla nich jednoznaczne, pozbawione wątpliwości dla niego (i jego zwolenników) tłumaczenie: pochodzą one z doświadczeń cywilizacji pozaziemskiej, zostały stworzone przez przybyszów z kosmosu, wszelka cywilizacja została przyniesiona ze stref gwiezdnych i zaszczepiona na Ziemi. Takie wyjaśnienie znajduje wielu chętnych zwolenników: pozbawione jest wszelkiego „naukowego krętactwa", jest jasne, zwarte, a ponadto atrakcyjne, ma wreszcie wiele cech pozornego prawdopodobieństwa. Przecież to właśnie naukowcy stwierdzili i obliczyli, że w bezkresnych przestworzach kosmosu istnieją setki tysięcy lub może miliony cywilizacji, podobnych do naszej. Dlaczegóż by te właśnie, które są bardziej rozwinięte od naszej, nie miały wejść w kontakt z Ziemianami (i — oczywiście Ziemiankami) w najzupełniej przyjaznych zamiarach? Może to są właśnie owi aniołowie Starego Testamentu, czy bogowie innych dawnych religii? Bo przecież nie tylko Biblia, ale prawie wszystkie dawne religie i legendy zachowały pamięć o dobrotliwych, nadprzyrodzonych istotach, które niosły postęp cywilizacyjny, zaszczepiały wiedzę i znajomość sztuk, przyniosły gotowe prawa prymitywnej i bezwolnej ludzkości.

Teorie von Danikena są właśnie próbą pogodzenia wersji biblijnej najdawniejszych dziejów ludzkości z teorią kosmiczną. Jest to próba dosłownego tłumaczenia tekstu świętych ksiąg jako pełnoprawnego źródła dla najstarszych dziejów. Rzecz stara jak świat i dziś już zaniechana prawie powszechnie nawet w środowiskach uczonych znawców Biblii. Von Daniken dołączył tu nowy element- kosmiczny.

I sytuacja dla archeologów stała się od razu trudna. Bo cóż mogą oni przeciwstawić takiej teorii? Archeologia udowadnia, iż rozwój cywilizacyjny społeczności ludzkiej był długi i żmudny; trwał setki tysięcy lat, był ciernisty, krwawy, trudny i szary. Aż dziw, iż rodzaj ludzki przetrwał wszelkie okropności zmagań z przyrodą. Zawdzięczał to coraz doskonalszym swym właściwościom umysłowym, bo nie broniły go ani futra, ani rogi, ani kły, ani pazury, a jego niemowlęta wymagały długiej i troskliwej opieki. Żadna z cywilizacji starożytnego świata nie pojawiła się nagle, każdą poprzedzał okres kilku tysięcy lat rozwoju na własnym lub oddalonym terytorium. Dzieje ludzkości ujawniają ponadto, że żadnej cywilizacji, w żadnym czasie nie da się po prostu „zaszczepić". Skomplikowane, prawa, rządzące rozwojem społecznym i psychika ludzka nie dają takich możliwości. Wszelkie legendy różnych ludów, mówiące o jakimś przybyszu, który pojawił się, nauczył ludzi rolnictwa i hodowli, rzemiosła, sztuk i astronomii, po czym odpłynął w siną dal, zostawiając po sobie kwitnącą cywilizację, są po prostu niemożliwe i nigdy nie mogły się zdarzyć. W społeczności ludzkiej możliwe jest niekiedy przesunięcie o jeden drobny szczebel cywilizacyjny ku górze w zbliżonych warunkach, ale nigdy poprzez łagodną perswazję, a raczej przez ekonomiczny, polityczny czy militarny przymus. W wielu wypadkach prymitywne społeczeństwa w kontakcie z wyższymi, cywilizacjami wolą niekiedy zginąć, niż przyjąć owe, wątpliwe dla nich „dobrodziejstwa". Historie wielkich odkryć geograficznych w dziejach nowożytnych świata dostarczają nam zbyt wielu przykładów takiej reguły.

Skąd jednak wzięły się takie legendy, tak powszechne u wielu ludów? Otóż w psychice ludzkiej istnieje wielka tęsknota za prostym i jasnym wyjaśnieniem każdej niezrozumiałej dla człowieka sprawy. Za wyraźnym rozdzieleniem tego co dobre, a co złe, co czarne, a co białe. Dlatego ludzie skłonni byli przypisywać procesy, które w ich dziejach zajmowały setki lub tysiące lat, jednorazowemu wydarzeniu lub jednej postaci, która była bądź bóstwem, bądź mitycznym przodkiem. Nie znali oni bowiem długiej i skomplikowanej drogi własnych dziejów- my znamy je lepiej, dzięki badaniom.

Dzisiaj ludzie nie są inni. Nie lubią żadnych nowinek, zwłaszcza jeśli zbyt odbiegają od ich zwyczajów, zakorzenionych wierzeń i tradycji. Wielu woli barwną bajkę od szarej prawdy, choć dawno przestali być dziećmi. Dlatego też bardzo trudno jest dyskutować z tezami von Danikena, odwołują się bowiem one w znacznym stopniu do sfery wierzeniowej, oscylując na pograniczu prawdy naukowej. Tam gdzie archeolog ma
odwagę powiedzieć rzetelnie: "nie wiem", von Daniken mówi: "wiem!" i daje kosmiczne wyjaśnienie zagadki, podając je w atrakcyjnej dla czytelnika formie. Tam gdzie archeolog potrzebuje lat dalszych badań i studiów z użyciem skomplikowanej aparatury, nasz bohater znajdzie wyjaśnienie po jednej krótkiej wizycie na stanowisku badawczym. Tam gdzie von Danikenowi wystarcza kilka zdań, by tezę danego zabytku, archeolog musi zużyć wiele stron, by je postawić w wątpliwość. A i wtedy nie przekona tego, który woli wierzyć w wersję kosmiczną.

Niektórzy naukowcy zbywają tezy tego autora pogardliwym milczeniem- nie jest on przecież naukowcem, nie warto zadawać sobie fatygi, by wszczynać dyskusję. Nie pochwalam takiego punktu widzenia. Niekoniecznie bowiem trzeba być naukowcem, by być człowiekiem mądrym i nie należy z wyżyn tytulatury naukowej lekceważyć czyjegoś rozumowania, zwłaszcza gdy znajduje ono szeroki oddźwięk społeczny.

Ów właśnie oddźwięk społeczny kryje za sobą dwa interesujące zjawiska: jedno pozytywne, a drugie zasmucające. Pozytywne wskazuje, iż istnieje powszechne zainteresowanie najdawniejszymi dziejami naszej cywilizacji, zagadkami jej początków, problemem, jakie miejsce zajmuje Ziemia w kosmosie i sprawą, czy jesteśmy z naszą ziemską kulturą unikalnym zjawiskiem we wszechświecie.

Zasmucające wykazuje, iż nie ma wiary w twórcze właściwości rodzaju ludzkiego, że trudno jest uwierzyć, iż człowiek zawdzięcza sobie samemu, twórczej pracy i geniuszowi umysłu, wszelkie wspaniałe osiągnięcia swych dziejów. W tym względzie teorie von Danikena są obelgą dla wszystkiego, co najlepsze w dorobku rodzaju ludzkiego. Kiedyś społeczeństwo czuło się mniej lub bardziej urażone teoriami Darwina o pochodzeniu człowieka od małpiego przodka. Czyż nie mniej ewidentna jest obraza rodzaju ludzkiego, gdy czyni się zeń bierny podmiot pozaziemskiej działalności kulturowej ? Czemu wielu tak łatwo odrzuca udowodniony naukowo proces rozwoju cywilizacyjnego, w którym człowiek w żmudnym trudzie stworzył pomniki wczesnych, wielkich kultur, będących dla nas ciągle godnym naśladowania wzorcem?

Wydaje się, że wiele spośród osób, które chętnie przyjmują atrakcyjne teorie kosmicznego pochodzenia cywilizacji po, prostu nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji, jakie pociągają one za sobą dla rozumienia twórczej roli człowieczeństwa dawniej i dziś. To bowiem, co może napawać dumą archeologów, to właśnie fakt, iż wydobywają oni z pomroków najdawniejszych dziejów promienny, prometejski obraz społeczności ludzkiej. Społeczność ludzka nigdy nie była w dziejach bezradna i zdana na jakąkolwiek pomoc spoza kuli ziemskiej. Wielkość człowieczeństwa polega właśnie na tym, iż nasz rodzaj w zmaganiu z przeciwnościami losu i przyrody, zdołał wydźwignąć się z poziomu świata zwierzęcego i wznieść na wyżyny cywilizacji. Nie mniejszy przecież zryw cywilizacyjny, niż w starożytności, a w dodatku w znacznie krótszym czasie, obserwujemy w ciągu ostatnich kilku wieków, zwłaszcza począwszy od rewolucji przemysłowej w XIX w. Tutaj wiemy jednak na pewno, że żadni kosmici nie brali w tym udziału. Możemy precyzyjnie śledzić dzieje każdego osiągnięcia i wynalazku- wszędzie decydowały o ich powstaniu potrzeby społeczne i geniusz ludzki. Człowiek sam stał się kosmonautą i wyruszył w przestrzeń międzyplanetarną, chociaż daleko jeszcze od wędrówki na Księżyc do podróży ku innym planetom, a wojaże między galaktykami pozostają nadal w sferze science fiction.

Teorie o kosmicznym pochodzeniu cywilizacji bazują na jeszcze jednym zjawisku charakterystycznym dla współczesnego świata. Jest nim narastający kryzys systemu wierzeń religijnych. Coraz trudniej jest bowiem w świetle rozwoju nauk ścisłych brać dosłownie słowa świętych ksiąg. Trudno jest uwierzyć, iż świat został stworzony w ciągu siedmiu dni, że od początku świata do narodzin Chrystusa upłynęło zaledwie 4000 lat, skoro najstarsze cywilizacje liczą sobie więcej, a człowiek dowodnie istniał setki tysięcy lat przed nami. Nie bez śladu pozostały echa ostatniej wojny i straszliwych eksterminacji milionowych mas ludności, bez żadnej cudownej interwencji dobrotliwych sił Opatrzności. W kryzysach świadomościowych współczesnego świata coraz więcej ludzi szuka strzępa miłej sercu złudy, która byłaby surogatem ich zachwianego systemu wierzeń. System wyjaśnień kosmicznych początku człowieka i jego cywilizacji w wersji obecnie spotykanej jest bowiem wyraźnym surogatem, środkiem zastępczym, wierzeń religijnych. A człowiek zawsze lubił w coś wierzyć, bo Wiara pozwala łatwo zrozumieć świat odwołując się nie do warstwy rozumowej, a do uczuciowej.

Uważni czytelnicy dzieł von Danikena zauważyli zapewne, iż nie powołuje się on w swych wywodach na pasjonujące wielu zjawisko „latających talerzy". Starannie omija on ten temat, mimo że wydawać by się mogło, iż stanowiłby on znakomite poparcie jego tez. Wiadomo jednak, że domniemanym pasażerom „latających talerzy" nie można przypisać żadnej formy interwencji w to, co się dzieje na Ziemi, a zwłaszcza w rozwój naszej cywilizacji i technologii. Jeśli by więc uznał je za zjawisko istniejące, musiałby przyznać, że owi kosmici nie wpływają w niczym na to, co wyprawiają Ziemianie. Woli operować dowodami z odległej, trudniejszej do sprawdzenia przeszłości. Zaproszony na jeden z kongresów na temat „latających talerzy" nie znalazł tam zrozumienia dla swoich tez i od tej pory starannie, unika tego tematu..."

Źródło:
Fragment książki Jerzego Gąssowskiego "Z archeologią za pan brat" (Iskry Warszawa 1983 rok).
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych