Napisano
31.03.2009 - 05:43
Nie tak dawno posprzeczałem się z jednym z bardziej znanych polskich sceptyków, (który strasznie rozpisał się w tym temacie), o te nieszczęsne wirujące Słońce. W końcu nie doszliśmy do żadnego konsensusu, ale nie dlatego że nie mieliśmy pomysłu jak ugryźć tą sprawę, ale wręcz przeciwnie, mieliśmy ich zbyt wiele (a każdy z nas inne). W gruncie rzeczy sprawa jest dość łopatologiczna, ponieważ albo pierwsze skrzypce gra tu psychologia albo fizjologia, raczej nic innego. Jedno co na pewno wiemy, to to że obcujemy z klasycznym "cudem na zawołanie", nie tylko fatimskim czy medjugorskim, ale cudem eksploatowanym także wśród innych religii. Generalnie, gdyby spędzić warszawiaków na pole i powiedzieć im, że właśnie dzieje się przed nimi cud, daje sobie oczy wyłupać, że wskazaliby na słońce. Czy jest to jednak psychologiczny efekt oczekiwań, czy jednak - w opisie bardziej antropologicznym, mi bliższym - słońce jako bodziec wyzwalający i klasyczna reakcja krytyczna - nie wiadomo. Obstawiam to drugie, choć wiem że jestem w tym jak na razie osamotnionyy. Sam charakter tzw "objawień dziecięcych" jest tu niezwykle prosty w wyjaśnieniu, szczególnie w kontekście społeczno-politycznym. Temat rzeka, szczególnie dla sceptyka.