Skocz do zawartości


Zdjęcie

SOS z kosmosu


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
16 odpowiedzi w tym temacie

#1

tatik.
  • Postów: 1982
  • Tematów: 291
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Zagubieni w przestrzeni





Jest północ, 19 maja 1961 roku. Centrum Turynu jest opuszczone i pogrążone w głuchej ciszy. Jednak nie w całości. Dwaj bracia (w wieku 20 i 23 lat) pędzą jego uliczkami w niedużym Fiacie 600, który skrzypi z każdym przejechanym metrem. Fiat załadowany był dziesiątkami rurek i blach, które wystawały z okien lub były przyczepione do dachu. Samochód z piskiem zatrzymał się przed najwyższym blokiem w mieście, zaś dwaj panowie wciągnęli na jego dach rurki i blachy wraz z narzędziami. Jakiś czas potem ciszę nocną po raz kolejny zburzyły dźwięki montażu…Nagle jakiś głos wykrzyczał z okna umieszczonego piętro niżej prośbę o ciszę. Przepraszamy pana, ale Sowieci wystrzelili satelitę i staramy się go namierzyć odpowiedział jeden z mężczyzn. Bracia skończyli montaż, po czym pochwycili słuchawki i kręcąc gałkami, nasłuchiwali.
„Słyszycie! Mówcie coś! Jest gorąco! Gorąco! Co? Czterdzieści pięć? Co? Pięćdziesiąt? Tak, tak. Tlen, tlen… Gorąco. To… czy to nie jest niebezpieczne?”
Bracia spojrzeli jeden na drugiego. Nie rozumieli w pełni słów, które potem przetłumaczyła im ich siostra. Mimo to w głosie kobiety dało się wyczuć desperację.
„Rozpoczyna się transmisja. Czterdzieści jeden. Tak. Czuję gorąco. Gorąco – wszystko… wszystko jest gorące. Widzę ogień! Ogień! Trzydzieści dwa. Czy się rozbiję? Tak, tak – czuję ciepło. Słucham. Czuję gorąco. Będę ponownie wchodzić. Jest gorąco!” Sygnał się urwał.

Z GŁĘBI PRZESTRZENI



Istnieją osoby, które uważają, że gdzieś tam w bezgranicznie wielkim i czarnym kosmosie, jakieś 9 miliardów kilometrów od Słońca, pierwsza istota ludzka przecina granicę naszego układu słonecznego wchodząc w przestrzeń międzygwiezdną. Jej doskonale zachowane ciało zamrożone do temperatury – 270 stopni Celsjusza w ciszy odpływa od naszej planety w niewielkiej kapsule, która porusza się z prędkością 29.000 km/h od ostatnich 45 lat. Jest to jeden z zaginionych kosmonautów, który uniósł się w swym pojeździe w kosmos, jednak nie wrócił. Jest w nieustającej podróży.

Dołączona grafika

Fotografia z prywatnych archiwów ukazuje braci montujących antenę na dachu budynku w Turynie.


To jedna z głównych legend Zimnej Wojny. U zarania ery kosmicznych podbojów (od końca lat 50-tych przez całe 60-te), ZSRR rozwijało dwa programy kosmiczne; jeden jawny, drugi; tajemny, który podejmował znacznie śmielsze przedsięwzięcia, czasem organizując także misje na pewną śmierć. Zakładano, że jeśli te czarne projekty kiedykolwiek były przeprowadzane, zostaną po wieki w ukryciu. Debata nad zaginionymi kosmonautami rozgorzała na nowo dzięki nowym badaniom nad osiągnięciami dwóch italskich entuzjastów radia, którzy począwszy od 1957 roku wdzierali się w radzieckie i amerykańskie programy kosmiczne i to z takimi efektami, iż jak się zdaje Rosjanie mogli chcieć ich śmierci. Ich pasja związana z radiem zaczęła się w 1949. Wówczas Achilles Judica-Cordiglia miał 16 lat, podczas gdy jego brat, Gian, tylko 10. Dla nich radio było czymś w rodzaju ówczesnego Internetu cudownym wynalazkiem, który podsycał ich marzenia o odkryciach. Lubili również kino.
Ponad pół wieku temu, 4 października 1957 roku miało miejsce coś, co zmieniło ich życie na zawsze. Wówczas bracia siedzieli przy stole w sypialni na poddaszu, gdzie zamiast odrabiania zadań domowych, poświęcali swój czas starym częściom radioaparatów. Nagle program, którego słuchali został przerwany. Sowieci wystrzelili Sputnika 1 pierwszego satelitę. Podali częstotliwość, na jakiej będzie nadawał – przypomina sobie Achilles. Pomyśleliśmy wówczas: Może spróbujemy? Nie wiedzieli o tym, że Turyn położony był idealnie do śledzenia rosyjskich satelitów. Północne Włochy były jedynym obszarem w Zachodniej Europie, jaki leżał na ich orbicie.

Dołączona grafika

Zdjęcia z katastrofy w kosmodromie Bajkonur - zdarzenia maskowanego przez władze ZSRR.



Opanowani euforią bracia zdecydowali, że będą śledzić i nagrywać wszystko, co tylko leci w kosmos. Skonstruowali zatem 8 metrową składaną antenę, którą potajemnie umieścili na dachu jednego z najwyższych bloków mieszkalnych w centrum Turynu. Aby zachować ją w sekrecie opracowali jej konstrukcję tak, aby można było ją montować i demontować bardzo szybko. Po sukcesie Sputnika, Nikita Chruszczow twierdził: USA nie ma pocisków międzykontynentalnych. Inaczej bowiem mogliby równie łatwo jak my wystrzelić satelitę. Rosja zademonstrowała, iż posiada zdolność wystrzelenia broni atomowej w każde miejsce w USA. Kosmos z kolei stawał się powoli główną areną rozgrywek Zimnej Wojny, której częścią mieli stać się bracia Judica-Cordiglia. Przystąpili oni następnie do rejestrowania pierwszej żywej istoty w kosmosie, kiedy to pies Łajka udał się w podróż na pokładzie Sputnika 2. Potem, w lutym 1958 roku, odebrali oni sygnały od Explorera 1 pierwszego amerykańskiego satelity. Młodsza siostra głównych bohaterów wspominała, iżprzebywanie w ich pokoju było niczym wizyta w warsztacie Dedala, był on pełen idei był jedną wielką przygodą.
28 listopada 1960 obserwatorium w Bochum (RFN) stwierdziło, iż otrzymało sygnały, które wedle jego opinii powinny były pochodzić od satelity, jednak nikt oficjalnie nie poinformował o jego wystrzeleniu.

Natychmiast nastawiliśmy słuchawki i czekaliprzypomina sobie Achille.

Po niemal godzinie, kiedy już mieli rezygnować z nasłuchu, ze świstów i trzasków wyłoniło się coś ciekawego
Był to sygnał, który od razu rozpoznaliśmy jako SOS powiedział Gian. Było w nim jednak coś dziwnego, bowiem pochodził jakby z obiektu nie orbitującego wokół Ziemi, lecz powoli się od niej oddalającego. SOS niknął w głuchej przestrzeni. Historią tą zainteresowało się włosko-szwajcarskie radio, w którym bracia stali się ekspertami od kosmosu. Wówczas byli oni gotowi rejestrować pierwsze ludzkie głosy stamtąd dochodzące, co stało się szybciej, niż się spodziewali. O 22:50, 2 lutego 1961 roku przeszukiwali oni rosyjskie częstotliwości, kiedy Achilles natknął się na przekaz z kapsuły. Zarejestrowali oni ciężki oddech osoby, którą uznali za duszącego się kosmonautę. W związku z tym skontaktowali się oni z prof. Achille Dogliotti, jednym z wiodących kardiologów, który stwierdził, że może rozpoznać dźwięki ciężkiego ludzkiego oddechu. Dwa dni później radziecka agencja prasowa poinformowała, iż w przestrzeń kosmiczną wystrzelony został ważący siedem i pół tony pojazd, który spłonął w czasie ponownego wejścia w atmosferę. Były to jedyne informacje.
Czy bracia nagrali oddech umierającego kosmonauty?

WYMAZANI Z HISTORII



James Oberg pracował w NASA przez niemal 20 lat, zanim stał się historykiem specjalizującym się w radzieckim i rosyjskim programie kosmicznym. Według jego opinii, Judaica-Cordigliowie usłyszeli dźwięki, które można łączyć z zaginionym kosmonautą. Wówczas nikt nie mógł o tym mówić. W tamtych czasach znaczną część obejmowała tajemnica, zaś radziecki program kosmiczny opierał się na dezinformacji i podsycany był ignorancją. O programie dziś wiele nie wiadomo. Informacje uległy zniszczeniu, zaś większość osób biorących w nich udział już nie żyje lub zniknęła. Niektórym historykom udało się jednakże rozwiązać kilka zagadek dotyczących pierwszych kosmonautów. Sam Oberg odkrył, że sławna fotografia przedstawiająca Szóstkę z Soczi grupę czołowych rosyjskich kandydatów, była poddana korekcie i usunięto z niej postać jednego z mężczyzn.

Dołączona grafika


Na innej z fotografii usunięto postać G.Nieliubowa (drugi od lewej w górnym rzędzie, nad Gagarinem).



Był to Grigorij Nieliubow – wydalony z programu w 1961 roku po pijackiej potyczce z żołnierzami. Jakiś czas potem pijany i pogrążony w depresji Nieliubow skoczył pod nadjeżdżający pociąg. Inne „retusze” obejmowały m.in. Anatolia Kartaszowa i Walentina Warłamowa, który zniknął po kontuzji karku w czasie wypadku przy nurkowaniu. Władimir Szatałow, Dowódca Treningu Kosmonautów w okresie 1971 – 1987 przyznał, że „sześć lub osiem” osób zginęło w latach 60-tych, nie wiadomo jednak jak. Rosyjscy kosmonauci zatem musieli być perfekcyjni w każdym calu, albo w ogóle nie istnieć. Do 1971 z oficjalnych fotografii udostępnionych z okazji rocznicy lotu Gagarina, pousuwano dziewięciu z nich. Czy jednak którykolwiek z nich zginął w kosmosie? Rosyjski dziennikarz i kandydat na kosmonautę z 1965 roku, Jarosław Gołowanow twierdził, iż 10 listopada 1960 roku, kosmonauta o nazwisku Biełokoniew zmarł na pokładzie statku kosmicznego na orbicie. Michaił Rudenko, emerytowany inżynier ds. lotów kosmicznych twierdził kilka lat temu, że trzema wcześniejszymi ofiarami byli piloci testowi, których po prostu wystrzelono w kosmos miedzy 1957 a 1959. Mimo wszystko, nie da się potwierdzić tych informacji, jednak Sowieci byli ekspertami od znikania ludzi i dowodów, istnieją więc zatem przypuszczenia, iż w pierwszych latach desperackiego wyścigu w kosmos doszło do znacznie większej liczby wypadków. Ryzyko podejmowane było z rozkazu Chruszczowa, który potrzebował sukcesów do celów politycznych. Testy nie były dopracowane a wymogi bezpieczeństwa niedotrzymywane. 23 października 1960 roku, nad kosmodromem Bajkonur eksplodowała rakieta, która zmiotła 165 techników. O zdarzeniu tym milczano przez ponad 30 lat.

Jedną z ofiar, o której wiadomo, był 24-letni Walentin Bondarenko – najmłodszy kosmonauta, którego 23 marca 1961 spotkał straszliwy koniec w kabinie ciśnieniowej. Upuszczając nasiąknięty spirytusem wacik na gorącą płytę spowodował on zapłon, od którego (w bogatym w tlen otoczeniu), zajął się jego kombinezon. Drzwi zdołano otworzyć dopiero po 20 minutach. Bondarenko był ledwie żyw, lecz krzyczał, że to jego wina. Zmarł 8 godzin później, gdy przy jego boku czekał jego przyjaciel Jurij Gagarin. Zdarzenie wyciszano, aż do 1986. Dwa tygodnie po tym wypadku, 11 kwietnia 1961 roku włoski dziennikarz pracujący jako przedstawiciel International Press Agency w Moskwie otrzymał wskazówkę, iż szykuje się coś „o wielkim znaczeniu”. Zadzwonił do braci Cordiglia.
Wyskoczyliśmy z łóżek i zaczęli nasłuchiwać – mówi Achille. Niespodziewanie w ciągu chwili szumy ustały i dał się słyszeć głos, który wypowiedział kilka słów po rosyjsku. Tłumaczy z tego języka nie było wielu, choć bracia nie musieli się tym martwić, ponieważ ich młodsza siostra biegle władała tym językiem. Pierwsze zdanie, jakie usłyszeli, brzmiało: „Lot przebiega normalnie. Czuje się dobrze. Lot jest normalny. Dobrze znoszę stan nieważkości.” Kiedy bracia nasłuchiwali, kosmonauta eksperymentował z brakiem grawitacji. Stracili oni sygnał, podczas gdy przygotowywał się on do ponownego wejścia w atmosferę, wygwizdując melodię „Międzynarodówki”. Wkrótce zbudzono prezydenta Kennedy’ego przekazując mu najnowsze wieści, iż Jurij Gagarin został pierwszym człowiekiem w kosmosie. Pięć tygodni potem, 19 maja 1961, bracia usłyszeli swe najbardziej przerażające nagranie, które według nich było krzykiem kobiety, która spłonęła w pojeździe w czasie ponownego wchodzenia w atmosferę. Kilka dni później miało miejsce podobne wydarzenie. W czasie kilkusekundowej transmisji padły słowa: „Sytuacja pogarsza się, czemu nie odpowiadacie?” Oba nagrania są jasne i dają się przetłumaczyć.

Dołączona grafika


TORRE BERT



Bracia wkrótce uzyskali pozwolenie, aby zagospodarować nieużywany bunkier na przedmieściach Turynu o nazwie Torre Bert. Przy pomocy metalowych części i starych rur, jakie udało się im uzyskać oraz pomocy studentów, skonstruowali oni serię anten, ostatecznie tworząc czaszę o średnicy 15 m. ważącą półtorej tony. W bunkrze, na którego ścianie umieścili napis „Centrum Kosmiczne Torre Bert”, stworzyli oni replikę centrum z Cape Canaveral. Była tam również wielka mapa świata, zaś kuchenne zegarki wskazywały czas w Londynie, Moskwie, Turynie i na Przylądku Kennedy’ego. Ochotnicy nosili białe kitle. Podczas gdy Stany Zjednoczone wydały na placówkę nasłuchową 15 milionów dolarów, włoscy bracia stworzyli ją nieporównanie mniejszym nakładem, choć działała ona równie dobrze, co amerykańska odpowiedniczka. Wraz z otwarciem Torre Bert, Judica-Cordigliowie stali się miejscowymi gwiazdami. Te dni były gorączkowe i ekscytujące, ponieważ wraz z rozchodzącymi się pogłoskami o misji kosmicznej, przybywały tam dziewczyny, przyjaciele, studenci a nawet profesorowie przypomina sobie żona Giana, Laura. Bracia znaleźli także partnerów, zaś ich celem stało się stworzenie amatorskiej sieci o nazwie „Zeus”. Amerykanie przygotowywali się na wysłanie człowieka w kosmos 20 lutego 1962 roku, 10 miesięcy po locie Gagarina. Choć bracia próbowali nasłuchiwać, NASA utrzymała informacje o transmisji w sekrecie, bojąc się radzieckich szpiegów. Natknęliśmy się na fotografię bezzałogowego pojazdu Merkury, który wyciągano z wód oceanu powiedział Gian wskazując, że John Glenn miał lecieć podobnym pojazdem. Na fotografii widać antenę. Gdyby udało się nam określić długość anteny, można byłoby znaleźć odpowiednią częstotliwość.
Braciom brakowało jednak skali.
Powiedzieli o tym swemu ojcu, wykładowcy z Uniwersytetu Mediolańskiego, który znalazł rozwiązanie. Na fotografii widać było nurków. Okazało się, że dzięki obliczeniu proporcji, udało się ustalić ile naprawdę reprezentuje 1 cm na posiadanej przez nich fotografii. Zdawało się to tak proste, choć nikt o tym nie pomyślał. W jakiś sposób zdołaliśmy przebrnąć przez amerykański sekret powiedział Achille. 20 lutego 1962, podczas gdy John Glenn leżał płasko w wypakowanej sprzętem kapsule Friendship 7, Torre Bert było pełne ludzi, pośród których znajdowały się jakieś dwa czarne charaktery. Ale o nich za chwilę. Po jakimś czasie Achille poprosił o ciszę, po czym w Torre Bert rozległ się głos pierwszego Amerykanina w kosmosie. Nie czuję wcale złych efektów braku grawitacji. To w rzeczywistości bardzo przyjemne. Ostrość widzenia jest wciąż doskonała. Żadnych efektów astygmatycznych. Brak nudności i uczucia dyskomfortu. Potem Friendship 7 zatrząsł się, zaś pojazd otoczyła łuna wraz z tym, jak rozpoczął ponowne wejście w atmosferę. Kontakt z nim stracił Przylądek Canaveral oraz turyńscy bracia. Cisza trwała przez kilka minut, po czym przerwał ją głos Gleena. W Torre Bert zapanowała radość. Jak dobrze wiedzą hakerzy, odkrywanie tajemnic może być groźne, jednak to ryzyko nadaje smaku całej grze. Tak samo było z braćmi Cordiglia.

Dołączona grafika


ANIOŁ STRÓŻ



W kilka dni potem do drzwi Judica-Cordigliów zadzwonił dzwonek. Po ich drugiej stronie stała osoba jakby wyjęta żywcem z filmu szpiegowskiego. Poważny mężczyzna o śniadej cerze ubrany w długi płaszcz mówił z lekkim rosyjskim akcentem. Powiedział o sobie, że jest dziennikarzem. Bracia udzielili mu wywiadu. Kiedy wyszedł, po chwili dzwonek odezwał się ponownie. Tym razem za drzwiami stał niski brodaty Włoch, który wyciągnął z kieszeni zdjęcie „rosyjskiego reportera”. To nie dziennikarz. Pracuje dla KGB, więc uważajcie. Ja jestem z SIFA, kontrwywiadu. Wiedzcie, że się wami opiekujemy, ale bądźcie ostrożni – przestrzegł ich. Nie zawsze możemy być, gdzie jesteśmy potrzebni – dodał i poszedł. Jakiś czas potem bracia zaprzyjaźnili się z człowiekiem, którego nazwali „aniołem stróżem”. Wkrótce potem jeden z emerytowanych dziennikarzy powiedział mi, że ów agent został ambasadorem w jednym z europejskich krajów. Znając jego dane osobowe, udałem się za nim do Czech. Zgodził się na spotkanie. Siedząc pośród gwarliwych turystów i zastrzegając sobie anonimowość, opowiedział on o Wschodniej Europie sprzed pół wieku, która była wtedy miejscem zupełnie innym. Oczywiście, że się nimi interesowaliśmy – przyznał. Wdzierali się w naszą komunikację. Wyobraźcie sobie, że dzisiaj dwójka dzieci rozmontowuje rosyjski program kosmiczny, jak zabawkę. Słyszałem nagranie Gagarina, przetłumaczyłem je i zweryfikowałem. Było prawdziwe. Nasi kosmonauci byli ostrzegani, aby byli powściągliwi w słowach wypowiadanych w kosmosie. Następnie udałem się do „anioła stróża”, który nalegał, aby zapewnić mu pełną anonimowość. Kiedy do braci Judica-Cordiglia zbliżyli się Sowieci, natychmiastowo podjęliśmy decyzję, aby się z nimi skontaktować – powiedział. Naszym celem była ich obrona, ale i uzyskanie informacji o sowieckich pojazdach. Początkowo nie ufali mi, ale potem staliśmy się przyjaciółmi.
Gian i Achille nie zdawali sobie sprawy z tego, jakie grozi im niebezpieczeństwo.
Trzeba było sobie z nimi poradzić – powiedział emerytowany agent KGB. W grę wchodził wypadek, jednak potem pokazali się w telewizji i stali się sławni. To ich ocaliło. Cieszyłem się, bo były to dobre dzieciaki.

FIERA DEI SOGNI



Telefon, który prawdopodobnie uratował im życie był od Mike’a Bongiorno – najpopularniejszego italskiego prezentera telewizyjnego, który zaprosił ich do swego programu „Fiera dei Sogni”. Obiecał również, że jeśli odniosą zwycięstwo w programie, spełnią się ich marzenia. Te oscylowały wokół wizyty w NASA i choć były dalekie od spełnienia, nadarzyła się ku nim okazja. Mieli wygrać najpopularniejszy i najtrudniejszy quiz telewizyjny, którego uczestnicy odpowiadali na zadawane pytania w ściśle określonym czasie. Co ciekawe, udało im się odpowiedzieć na wszystkie. Do USA przybyli 26 lutego 1964. Pierwszym miejscem postoju był duży biały budynek, który mieścił siedzibę NASA w Waszyngtonie. Na górnym piętrze czekał na nich John Haussman, choć wcale nie miał chęci, aby zajmować się gośćmi z Italii. Ci weszli do pokoju ze swym magnetofonem. Po przedstawieniu się odtworzyliśmy mu nasze nagranie i zaczęliśmy filmowanie – wspomina Achille. Kiedy usłyszał on głos Gleena, wyskoczył fotela. Skąd to macie? – pytał. To nie możliwe. Po chwili zadzwonił do swego kolegi, aby wezwać go na miejsce. Wkrótce zjawił się tam James Morrison, Dyrektor Techniczny Programów Kosmicznych, który zwracając się do Haussmana powiedział Powinniśmy być bardziej ostrożni. Jeśli oni to przechwycili, mogą tak też zrobić Rosjanie.


Dołączona grafika


J. Hausmann słucha nagrania braci Cordiglia (fotografia z ich prywatnego archiwum).

W kilka minut cały pokój wypełnił się, zaś chłopcy rozmawiali z czołowymi amerykańskimi naukowcami. Ziściło się ich marzenie. Następna część ich historii pozostawała tajemnicą aż do dziś. Wielu sceptyków uważało za niemożliwe to, iż bracia mogli podsłuchiwać tak wiele rosyjskich misji. Niektórzy twierdzili, iż czasem pod presją zmuszani oni byli do fałszowania rezultatów i preparowania nagrań, które miały zaspokoić ciekawość związaną z lotami kosmicznymi. Nie wydaje się np. Możliwe, aby sygnały, które uważali za bicie serca astronauty były nimi w rzeczywistości. Choć te rzeczywiście transmitowane są z kapsuł, mają zupełnie inną formę. Prawdą jednak jest też to, że Rosjanie nie zawsze dokładali starań, aby utrzymać przydarzające się im katastrofy w tajemnicy. W kwietniu 1967, Władymir Komarow zginął, kiedy Sojuz 1 uległ zniszczeniu w czasie ponownego wejścia w atmosferę wskutek usterek technicznych. Ów typ statku miał zaprowadzić ZSRR na Księżyc, jednak problemy techniczne pojawiały się od początku. Nie chcąc odsłaniać prawdziwej przyczyny katastrofy, Rosjanie stwierdzili, iż spadochron Komarowa nie otworzył się. Istnieją sugestie, jakoby stacja Bochum (część sieci Zeus), podsłuchała Komarowa, który na orbicie przeklinał konstruktorów statku. Dziś eksperci uważają, iż braciom udało się nagrać relacje z kilku amerykańskich i radzieckich misji, jednak ich interpretacja nie była zawsze dokładna. NASA dokładnie wiedziała o ich osiągnięciach i chciała wydobyć od nich wszelkie informacje. Bracia chcieli jednak czegoś w zamian. Brakowało nam dwóch częstotliwości, na których nadają Sowieci i chcieliśmy je wydobyć od NASA. Problem w tym, że oni wcale nam nie ufali. Ewentualnie zdecydowali się oni na prostą wymianę. W zupełnej ciszy zaczęli wymieniać kartki. Kiedy skończyłem pisać pierwszą częstotliwość, Haussman powiedział do mnie z niepełnym uśmiechem: „Dobrze. Teraz twoja kolej” – mówi Gian. Byłem rozczarowany, ponieważ o tej częstotliwości wiedzieliśmy – dodaje. Potem przekazali nam trzecią i czwartą – te były zupełnie nowe. Uścisnęliśmy sobie ręce a potem praktycznie wybiegli z budynku.

Kiedy pełni radości powrócili do Turynu, Torre Bert otoczone było przez fanów, entuzjastów i szpiegów kręcących się wokoło. Za każdym razem ich „anioł stróż” informował braci o podejrzanych typach. Zniknęły dokumenty, w tym kilka niejasnych fotografii z Łunnika 4. Mimo ostrzeżeń od KGB, bracia działali nadal. Zarejestrowali misję Wostoka z Walentyną Tierieszkowa oraz pierwszy w świecie spacer w kosmosie dokonany przez Aleksieja Leonowa w marcu 1965 roku. Po tym, jak Leonow dotarł do włazu zorientował się, iż jego kombinezon zwiększył rozmiary i nie pasuje. Zdołał się jednak przezeń przecisnąć, otwierając jeden z zaworów, co było ryzykowną procedurą. Rosjanie nie informowali o tym wydarzeniu, jednak bracia Judica-Cordiglia powiedzieli o nim NASA wierząc, że może się to przyczynić do ocalenia życia astronautów. Kilka tygodni potem gen. Nikołaj Kamanin, szef radzieckiego programu szkolenia kosmonautów stwierdził, iż nie jest możliwe, aby bracia mogli śledzić którąkolwiek z ich rakiet. W jednym z artykułów nazwał on ich nawet „kosmicznymi gangsterami”. Zaprzeczenia te dowodziły prawdziwości całej pracy, jaką wykonaliśmy – stwierdził Achille. W 1969 roku minęło 12 niezwykłych lat od pierwszego sygnału przekazanego przez Sputnika. W czasie finałowej nocy w Torre Bert, kiedy człowiek stawiał stopę na Księżycu, kończyła się pewna era. Obrazy przekazano na żywo w telewizji. Tajemnica zniknęła, a rozpoczął się początek świetlanej ery radia. Nie był to jednak koniec braci z Turynu. Postanowili oni następnie stworzyć pierwszą w Europie sieć telewizji kablowej. Achille starał się potem zostać „kosmicznym doktorem”, dziś jest kardiologiem. Gian pomaga policji w namierzaniu telefonów komórkowych.

Dołączona grafika


Wybuch rakiety w Bajkonurze.


Pół wieku temu – mówi Gian stojąc naprzeciwko ich pokaźnej „biblioteki z nagraniami” – nie do pomyślenia było zbudowanie prostego komputera, który ważyłby mniej niż tonę, choć jednocześnie byliśmy w stanie wystrzeliwać ludzi w przestrzeń kosmiczną, którzy przygotowani byli na najbardziej samotną ze wszystkich rodzajów śmierci. Byli to prawdziwi bohaterowie. Dzięki radiu wiedzieliśmy o ich poświęceniu. Nigdy nie możemy o nich zapomnieć.

SKĄD WIEDZIELI, JAK TO SIĘ ROBI?



Kiedy satelita porusza się z prędkością 29.000 km/h lub więcej, efekt Dopplera powoduje, iż częstotliwość nadawanych przezeń sygnałów zmienia się znacznie, kiedy zbliża się on i oddala. Gdy się zbliża, w punkcie nasłuchowym częstotliwość jest wyższa, odwrotnie zaś w przypadku oddalania się. Mierząc zmianę efektu Dopplera, możliwe staje się oszacowanie prędkości satelity, czasu jej obiegu oraz odległości od Ziemi. Sygnał otrzymany przez braci 28 listopada 1960, który według nich był sygnałem SOS z rosyjskiego pojazdu, miał wolniejszy efekt Dopplera niż zwykle, co oznaczało, że obiekt nie krąży wokół Ziemi, lecz znajduje się w jednym punkcie, oddalając się w przestrzeń kosmiczną.

SKĄD WIEDZIELI KIEDY SŁUCHAĆ?



Turyńscy bracia nie byli w stanie słuchać transmisji przez cały czas, ponieważ satelity znajdować się mogły poza ich zasięgiem. Mieli na to 20 minut podczas każdego przelotu, musieli więc dokładnie znać czas, w którym będą nasłuchiwać. Pojawiał się także problem związany z ruchem obrotowym Ziemi, który oznaczał, iż ich antena musiała być usytuowana na przechwycenie najlepszej jakości sygnału. Ich rozwiązane było proste. Ziemia nachylona jest do własnej osi o 23.5 stopnia. Bracia zaznaczyli na mapie orbitę satelity. Obrót Ziemi wokół własnej osi (o 360 stopni) trwa 24 godziny, więc dzieląc 360 przez 24 otrzymali obrót o 15 stopni na godzinę. Mierząc efekt Dopplera można było dojść do wniosku, iż okres obrotu większości satelitów wokoło Ziemi wynosi 90 minut, mogli zatem dodać 15 stopni do 7.5 stopnia, co oznaczało, iż Ziemia przesunęła się o 22.5. Mieli zatem jego kierunek. Co do czasu, stworzyli oni odpowiednie tabele. 24 godziny to 14.400 minut. Jeśli zatem hipotetycznie nasłuchiwali oni satelity o 6:34 rano, tzn. 394 minuty po północy, dodawali do 394 kolejne 90 minut okresu obrotu satelity, otrzymywali 484, co oznacza 8:04. Tych przerw używali, aby zażyć snu, wykonać codzienne prace, iść do szkoły etc.

Lista zaginionych kosmonautów rzekomo nagranych przez braci z Turynu:

- Maj 1960: Nieznany kosmonauta ginie, kiedy jego statek zbacza z kursu.
- Listopad 1960: Sygnał SOS od mającego kłopoty obiektu.
- Luty 1961: Nagranie duszącego się kosmonauty.
- Kwiecień 1961: Tuż przed lotem Gagarina kapsuła okrąża Ziemię trzykrotnie, nim ponownie wchodzi w atmosferę.
- Maj 1961: Słabe wołanie o pomoc z orbitującej kapsuły.
- Październik 1961: Radziecki pojazd kosmiczny zbacza z kursu i kieruje się w przestrzeń kosmiczną.
- Listopad 1961: Kosmiczna kapsuła odbija się od ziemskiej atmosfery i znika.
- Listopad 1963: Anonimowa kosmonautka ginie w czasie ponownego wejścia w atmosferę.
- Kwiecień 1964: W podobnych co powyżej okolicznościach ginie kosmonauta.


Autor: Chris Hollington
Źródło oryginalne: “Fortean Times” nr 233
Źródło polskie i tłumaczenie: Serwis NPN
  • 3



#2

herbee.
  • Postów: 187
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czytałem już to kiedyś, ciekawy i miejscami przerażający artykuł o zapomnianych bohaterach kosmosu, cześć ich pamięci!
  • 0

#3

Aramroth.
  • Postów: 213
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Kiedyś sam myślałem nad napisaniem czegoś o tym, ale lenistwo zwyciężyło :D

Nagranie kobiety w płonącej kapsule: http://www.lostcosmonauts.com/cosmo.ra
Nagranie duszącego się kosmonauty: http://www.lostcosmo...com/firstman.ra
  • 0

#4

Mayo.
  • Postów: 210
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Bardzo fajny artykuł, przyjemnie się czyta, szczególnie z muzyką sączącą się z głośnika :) . Może nie wszystko to prawda, ale lubię takie teksty, zimna wojna, teorie spiskowe, stare 'dobre' czasy :C
  • 0

#5

domingo.
  • Postów: 74
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

super, pomyślcie że odbiliście się od atmosfery i wiecie że nigdy nie wrócicie do domu :) straszne
  • 0

#6

Dager.
  • Postów: 3079
  • Tematów: 64
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Istnieją osoby, które uważają, że gdzieś tam w bezgranicznie wielkim i czarnym kosmosie, jakieś 9 miliardów kilometrów od Słońca, pierwsza istota ludzka przecina granicę naszego układu słonecznego wchodząc w przestrzeń międzygwiezdną. Jej doskonale zachowane ciało zamrożone do temperatury – 270 stopni Celsjusza w ciszy odpływa od naszej planety w niewielkiej kapsule, która porusza się z prędkością 29.000 km/h od ostatnich 45 lat. Jest to jeden z zaginionych kosmonautów, który uniósł się w swym pojeździe w kosmos, jednak nie wrócił. Jest w nieustającej podróży.



Moim zdaniem to czysta fikcja. Od początku lat 60-ych Rosjanie testowali statki pierwszej generacji o nazwie WOSTOK o masie 4.7 ton. Orbity tych statków dobierano tak, żeby w przypadku awarii silnika hamującego, statek mógł wyhamować po dwóch tygodniach w wyniku oddziaływania górnych warstw atmosfery. Moc silnika hamującego była niewielka i pozwalała zmienić prędkość statku jedynie o 155m/sek. To zbyt mało w porównaniu do 11.2km/sek (prędkość ucieczki), zatem nie było fizycznej możliwości nawet przypadkowego lotu człowieka w przestrzeń międzyplanetarną.
  • 1



#7

kj5.
  • Postów: 70
  • Tematów: 13
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

artykuł ciekawy ciekawy.Ciekawią mnie takie właśnie teorie Zimnej Wojny i spiskowe.Lubie takie tajne wiadomości ukryte przed światem.Artykuł mi się ogólnie spodobał.
  • 0

#8

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Moim zdaniem to czysta fikcja. Od początku lat 60-ych Rosjanie testowali statki pierwszej generacji o nazwie WOSTOK o masie 4.7 ton. Orbity tych statków dobierano tak, żeby w przypadku awarii silnika hamującego, statek mógł wyhamować po dwóch tygodniach w wyniku oddziaływania górnych warstw atmosfery. Moc silnika hamującego była niewielka i pozwalała zmienić prędkość statku jedynie o 155m/sek. To zbyt mało w porównaniu do 11.2km/sek (prędkość ucieczki), zatem nie było fizycznej możliwości nawet przypadkowego lotu człowieka w przestrzeń międzyplanetarną.


Święta racja! Zresztą jest znany przypadek, kiedy silniki hamujące zostały odpalone przy złym ustawieniu statku i wyniosły Sputnika 4 (własc. Korabl-Sputnik 1) na wyższą orbitę. Statek przez następne pięc lat tracił wysokość i w końcu "wrócił na Ziemię" - tzn. spłonął w atmosferze.

Generalnie braciszkowie mnie nie przekonują. Począwszy od wątku sensacyjnego, szpiegowania przez KGB, kontaktów z NASA i wywiadami, etc. "Podsłuchiwanie" statków kosmicznych było w tamtych latach dośc powszechną zabawą w wielu krajach i zarówno Rosjanie, jak i Amerykanie mieli tego pełną świadomość, co więcej sami to robili bez kłopotu. W latach powojennych były na świecie miliony krótkofalowców amatorów. Zdjęcia z Łuny 3 z odwrotną stroną księżyca jako pierwsi odkodowali i opublikowali Anglicy. Amerykańskie stacje radarowe i nasłuchowe śledziły rosyjskie satelity od momentu startu i rejestrowały każdą "aktywnośc kosmiczną" Rosjan i nie potrzebowały do tego włoskich współpracowników. Czytałem zresztą dość śmieszną relację z przygotowań do pierwszego startu Korabla-Sputnika (oznaczanego na Zachodzie jako Sputnik 4), czyli pierwszej próby kabiny Wostoka. Ponieważ miano sprawdzić również sprzęt radiowy, więc do kabiny zostało zapakowane nagranie magnetofonowe śpiewającego chóru. I zrobiono to właśnie z myślą o "słuchaczach" z innych krajów. Cała ta "szpiegowska" warstwa opowieści braci brzmi więc bardzo mitycznie. Równie mitycznie brzmi zresztą historia o słuchaniu Gagarina. Kiedy Gagarin przyzwyczajał się do stanu nieważkości, to znajdował się nad Kamczatką, więc na pewno nie był słyszalny we Włoszech (był za to świetnie słyszalny przez amerykańskie stacje nasłuchowe na Aleutach). Potem przeleciał wzdłuż wybrzeża Ameryki Płn. i Płd. nad Pacyfikiem i Atlantykiem, a kiedy przygotowywał się do lądowania "pogwizdując Międzynarodówkę" (to niezły żart), był nad południowo-zachodnim wybrzeżem Afryki. Wostok 1 ani przez moment nie znalazł się w poblizu Europy Zachodniej. To jest raczej opowieść z cyklu "jak sobie włoski Jasio wyobraża rosyjskiego kosmonautę". Zresztą na stronie braciszków są tylko te dwa nagrania, do których linki podał Aramroth. Jeśli ktoś chciałby posłuchać i poczytać więcej (również o włoskich braciach), to może wejść na stronę Svena Grahna:
http://www.svengrahn.pp.se/

Nagranie rzekomej kosmonautki jest prawdę mówiąc w większości nieczytelne, stwierdzenie, że jest jasne i daje się przetłumaczyć jest bardzo mocno przesadzone. W głosie kobiety trudno zresztą dopatrzeć się przerażenia, powiedziałbym, że raczej lekkie znudzenie. Jego interpretacja opiera się na kilku powtarzających się wyrażeniach. Pierwsze z nich jest tłumaczone jako 'gorąco mi'. Po rosyjsku brzmiałoby to 'mnie żarko'. Rzecz w tym, że wyraźnie słyszalna jest końcówka 'a', czyli wypowiedź musiałaby brzmieć "mnie żarka", co nie ma sensu, bo 'żarka' jest rzeczownikiem odsłownym, po polsku: 'pieczenie' lub 'smarzenie'. Drugi fragment, tłumaczony jako 'widzę ogień' powtórzony jest trzykrotnie - za pierwszym razem brzmi on 'wiżu ... ok. 3 sek. przerwa ... pla...(?)'. Za trzecim razem tekst jest najbardziej wyraźny, i choć również jest słabo czytelny, to można rozumieć go jako 'wiżu plama'. Logicznie rzecz biorąc ten tekst mógłby brzmieć "wiżu płamia', co znaczyłoby 'widzę płomień' (nie ogień), przy czym 'ł' musiałoby oczywiście być prawdziwym słowiańskim 'ł', którego dziś już nawet Polacy nie potrafią wypowiedzieć (no może we Wrocławiu ;) ). I tu jest problem: jeśli jest to słowo 'płamia' to zawiera dwa błędy w wymowie, a co więcej wydaje się, że większość ludzi użyłaby liczby mnogiej - 'płomienie', po rosyjsku: 'płamieni'. No i pytanie - gdzie mianowicie miałby znajdować się ten płomień? Gdyby statek był na orbicie, to nie mógłby palić się od zewnątrz, bo w przestrzeni kosmicznej nie ma tlenu, gdyby był w atmosferze, to mógłby sie palić od zewnątrz, ale nie byłoby łączności radiowej. Więc chyba musiałby się pojawić w kabinie, czy ściślej maleńkiej kabince - ale gdyby tak było, to kobieta pewnie usiłowałaby go ugasić, albo sama już płonęła, a nie gadała sobie o tym, że jest jej gorąco.
Problem w tym, że nagranie jest tak fatalnej jakości, że trudno cokolwiek usłyszeć, a słuchając i będąc uprzedzonym, co ma być tam powiedziane, dokonujemy być może swoistej autosugestii i 'słyszymy' słowa, które tam w ogóle nie padają. Jest oczywiście jeszcze jedna możliwość - że to nagranie to fake, wykonany przez braciszków z pomocą siostry, która podobno znała rosyjski (jeśli tak, to niezbyt biegle, bo miała kłopoty z wymową).

Teoria o ogromniastych ofiarach wśród rosyjskich kosmonautów ma długa tradycję, ale po otwarciu archiwów w latach 90-tych, łacznie z prywatnymi dziennikami ludzi związanych z programem kosmicznym, nie znaleziono żadnych śladów, które by ją potwierdzały. Zresztą najlepszym dowodem jest zdjęcie "pierwszej szóstki", z którego wyretuszowano Nielubowa. Pozostała piatka poleciała i wróciła z orbity. Cały program lotów dość wyraźnie pokazuje ich logikę - od prób rakiety i kabiny, poprzez wysyłanie psów, nastepnie manekinów, których zadaniem było wypróbowanie katapulty, aż do lotów załogowych. Poza lotem Gagarina, który był bardzo krótki i komunikat o nim wydany został po wylądowaniu, Rosjanie wydawali ogłoszenia o startach jeśli statek wszedł na orbitę, bo tego nie dało się po prostu ukryć przed stacjami radarowymi i nasłuchowymi, więc rewelacje o komunikatach ze statków, o których nikt nic nie wie i których "aktywności komunikacyjnej" nikt inny nie zanotował, są, jak sądzę chciejstwem braci Judaica. Nota bene Oberg, na którego powołuje się artykuł, nie potwierdza ich rewelacji. Link do tekstu (tekst z 1988r. ale w necie umieszczony z dodatkami dziesięć lat później):
http://www.jamesoberg.com/usd10.html

Krótki komentarz do "listy wypadków"
- Maj 1960: Nieznany kosmonauta ginie, kiedy jego statek zbacza z kursu - to jest Sputnik 4 (pierwsza próba kabiny Wostoka), silniki hamujące zostały włączone przy złym położeniu statku i wyniosły go na wyższą orbitę. Był to lot bezzałogowy nadający "pieśni chóralne". Najlepszym dowodem na brak kosmonauty w kabinie jest właśnie sam wypadek - kosmonauta ustawiłby ręcznie statek we właściwej pozycji względem Ziemi przed uruchomieniem silników. Zresztą jest znany dokument z końca września 1960, w którym Biuro Polityczne KPZR zgadza się na rozpoczęcie programu lotów załogowych. Dywagacje o jakichkolwiek próbach lotów załogowych przed tą datą jest czystą spekulacją.
- Listopad 1960: Sygnał SOS od mającego kłopoty obiektu - nadawany podobno morsem na częstotliwości zarezerwowanej dla komunikacji głosowej - zębami szczękał, czy co? Nie zanotowano w tym miesiącu żadnego startu, natomiast w grudniu Rosjanie podjęli dwie próby z psami - pierwszy lot zakończył się prawdopodobnie zniszczeniem statku na polecenie z Ziemi, ponieważ nie odpaliły silniki hamujące. Druga próba startu była nieudana i statek spadł na Syberii - o dziwo oba psy przeżyły.
- Luty 1961: Nagranie duszącego się kosmonauty. - w lutym Rosjanie wystrzelili dwie rakiety, które wyniosły na wysokie orbity sondy mające lecieć w kierunku Wenus. Pierwsza z nich pozostała na orbicie ze względu na awarię silników mających skierować go w strone Wenus. (W celach propagandowych oficjalnie podano, że jest to sztuczny satelita - "ciężki Sputnik"). Druga wystartowała z orbity i przeleciała w poblizu Wenus, ale łącznośc z nią stracono 3 tygodnie po starcie.
- Kwiecień 1961: Tuż przed lotem Gagarina kapsuła okrąża Ziemię trzykrotnie, nim ponownie wchodzi w atmosferę. - to jest nawiązanie do tyleż słynnej, co nieprawdziwej opowieści o tym, że pierwszym kosmonautą był Iliuszyn, został ranny w czasie lądowania w Chinach i został tam na rok uwięziony. Opowieść jest kompletnie nielogiczna, bo w takim przypadku po prostu można podstawić jakiegoś rezerwowego kosmonautę, który będzie jeździł po kraju z odczytami o podróży, a nie wysyłać trzy dni później kolejnego gościa na orbitę.
- Maj 1961: Słabe wołanie o pomoc z orbitującej kapsuły. - nic nie potwierdza startu załogowego w tym czasie.
- Październik 1961: Radziecki pojazd kosmiczny zbacza z kursu i kieruje się w przestrzeń kosmiczną. - jak w poście Dagera - kompletna niemożliwość
- Listopad 1961: Kosmiczna kapsuła odbija się od ziemskiej atmosfery i znika. - kapsuły, które odbiłyby się od atmosfery nie "znikałyby" tylko wchodziłyby na wyższą orbitę, ale ponieważ w trakcie tego 'eksperymentu' traciłyby szybkość, więc niedługo potem i tak musiałyby wpaść do atmosfery. W historii astronautyki nie jest zresztą znany żaden taki przypadek.
- Listopad 1963: Anonimowa kosmonautka ginie w czasie ponownego wejścia w atmosferę. - nic nie wiadomo o załogowym locie w tym czasie.
- Kwiecień 1964: W podobnych co powyżej okolicznościach ginie kosmonauta. - jw.
  • 3

#9

Dager.
  • Postów: 3079
  • Tematów: 64
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Nie mam żadnych merytorycznych zastrzeżeń i w pełni zgadzam sie z bardzo rzeczową treścią Twojego wpisu. Gratuluje rzetelnego podejścia do tematu.
  • 0



#10

Aramroth.
  • Postów: 213
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Przeczytałem o tym na Wikipedii jakiś miesiąc temu, myślałem nad wrzuceniem tu jakiegoś tekstu na ten temat, ale moje lenistwo oczywiście zwyciężyło ;)

Szczerze mówiąc, moja wiedza o lotach kosmicznych z tego okresu jest niewielka, więc na ten temat nie będę się wypowiadał.

Nagranie duszącego się kosmonauty - nie nazwałbym tego duszeniem się. Każdy może sobie pojęczeć do mikrofonu przy akompaniamencie komputerowego "blip blip blip". Do tego nagranie co kilka sekund wycisza się, po czym "blipanie" powraca, a dźwięki wydawane przez człowieka są właściwie takie same - nagranie jest zapętlone.

Nagranie kosmonautki w płonącym statku kosmicznym - czy tak mówi ktoś, kto ma świadomość że za chwilę zginie i że nadaje właśnie swoje ostatnie słowa? Ja w takiej sytuacji raczej nie powtarzałbym "trzy cztery trzy trzy dwa" (pierwsze słowa z nagrania i jedyne, jakie jestem w stanie zrozumieć) znużonym głosem i nie mówiłbym "widzę płomień, widzę płomień" w taki sposób, w jaki mówi się "dajcie mi spokój".
  • 0

#11

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Dzięki Dager :) .

Przeglądając po wysłaniu poprzedniego posta grafik lotu Gagarina na stronie Svena Grahna zauważyłem, że zaznaczył on godzinę 7.00 UT (czyli 10 czasu moskiewskiego), jako godzinę komunikatu radia Moskwa o locie. Wynikałoby z tego, że równiez w tym przypadku informację podano w pierwszym dzienniku radiowym po starcie (6.07 UT) i wejściu na orbitę.

Aramroth -> jak widać lenistwo popłaca ;) , bo temat i tak się znalazł na forum, a Ty nie musiałes stukać w klawiaturę.
  • 0

#12

Juliagoda.
  • Postów: 13
  • Tematów: 0
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

To straszne jak można tak postępować z ludźmi. Okazuje się że prawdziwego wroga mamy po prawej stronie a nie po lewej. Niemcy byli uważani za naszego najgorszego wroga od wieków, a okazuje się że im zawdzięczamy więcej niż Rosjanom. Oczywiscie pomijajac sprawe z Hitlerem. Bo ci byli od nich zawsze 3 razy gorsi. Oczywiście nie można tak zaliczyć każdego mieszkańca bo wina oczywiście lezy głównie po stronie Rządu. Ludzi dobrych i złych znajdziemy w każdym miejscu na Ziemi. Sprawujący władzę to największe dziadostwo na naszej planecie i ich wyscigi miedzynarodowe kosztem ludzi "po trupach do celu".

Użytkownik Juliagoda edytował ten post 24.09.2010 - 21:56

  • 0

#13

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Czy Jurij Gagarin faktycznie był pierwszym człowiekiem w kosmosie? Ilu śmiałków straciło życie w trakcie przygotowań do pozaziemskiej podróży? Czy do granic naszego układu słonecznego dociera właśnie ciało jednej z ofiar kosmicznego wyścigu mocarstw?

"Ojczyzna słyszy, ojczyzna wie, gdzie jej syn leci w niebo" – śpiewał Jurij Gagarin w trakcie dziewiczego lotu w kosmos. Był to 12 kwietnia 1961 roku. 4 lata wcześniej Rosjanie wystrzelili na orbitę okołoziemską pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika 1 – rozpoczynając w ten sposób kosmiczny wyścig pomiędzy Związkiem Radzieckim a Stanami Zjednoczonymi. Mocarstwowe ambicje spowodowały, iż oba państwa chciały jak najszybciej wysłać swojego obywatela w przestrzeń kosmiczną. Laur pierwszeństwa przypadł ZSRR, jednak wiele wskazuje na to, iż sukces Gagarina został okupiony życiem kilku innych radzieckich kosmonautów.

Podsłuchując kosmonautów

Zanim Radio Moskwa wydało dumny komunikat "nasz radziecki człowiek leci w kosmos" na orbitę okołoziemską próbowano wysłać co najmniej kilku śmiałków. Misje te zazwyczaj kończyły się tragicznie. Prawdopodobnie nie dowiedzielibyśmy się o nich, gdyby nie praca wykonana przez, pochodzących z Turynu, braci Cordiglia. Dwaj radioamatorzy poznawali kosmiczne sekrety Związku Radzieckiego szybciej niż NASA. To właśnie oni, jako pierwsi na Zachodzie, odebrali w 1957 roku sygnał ze Sputnika 1. Chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, braci nie wspierał ani amerykański, ani włoski rząd. Byli samoukami, którymi kierowała przede wszystkim ciekawość.

Pomysł podsłuchiwania misji kosmicznych zrodził się w dniu startu Sputnika 1. Lokalne radio poinformowało o wystrzeleniu przez Rosjan sondy, jednocześnie podano częstotliwość na jakiej prawdopodobnie będzie nadawać. Zdziwienie braci Cordiglia musiało być ogromne, gdy za pomocą domowej roboty sprzętu, udało im się odebrać nikły sygnał. Zbieg okoliczności sprawił, iż nad ich rodzinną miejscowością – Turynem – przebiegały orbity obiektów wystrzeliwanych przez Sowietów. Co więcej, był to jedyny taki obszar w Europie Zachodniej. Zachęcone sukcesem rodzeństwo, postanowiło od tej pory bacznie śledzić kosmiczny wyścig mocarstw.

Pierwszy odbiornik zbudowali w swoim pokoju z ogólnodostępnych części, była to 6-metrowa, składana antena, którą umieszczali na dachu jednego z najwyższych turyńskich budynków. W rozszyfrowywaniu radzieckich meldunków pomagała im młodsza siostra, świetnie władająca językiem rosyjskim. Niedługo potem bracia przystąpili do konstruowania stacji nasłuchowej z prawdziwego zdarzenia – za wzór posłużyły im zdjęcia podobnego obiektu wybudowanego przez NASA. Wkrótce ich działalnością zainteresowały się media, a wraz z nimi także amerykański wywiad, który zaczął współpracować z braćmi.

To co usłyszeli Cordiglia pozwoliło im wnioskować, iż co najmniej od końca lat 50. Związek Radziecki próbował wysłać na orbitę statki załogowe. Rozmowy podsłuchiwane przez braci wyjaśniają dlaczego świat nie dowiedział się o żadnym z nich – niemal każdy zakończył się tragedią.

Pierwsza kobieta w kosmosie

Oficjalnie 19 maja 1961 roku w przestrzeni kosmicznej nie było ludzi, jednak bracia Cordiglia zarejestrowali wówczas swój najdramatyczniejszy przekaz nadany z orbity okołoziemskiej. – Słyszycie! Mówcie coś! Jest gorąco! Gorąco! Czterdzieści pięć? Co? Pięćdziesiąt? Tak, tak. Tlen, tlen… Gorąco. To… czy to nie jest niebezpieczne? – mówiła po rosyjsku zdesperowana kobieta. – Czterdzieści jeden. Tak. Czuję gorąco. Gorąco – wszystko… wszystko jest gorące. Widzę ogień! Ogień! Trzydzieści dwa. Czy się rozbiję? Tak, tak – czuję ciepło. Słucham. Czuję gorąco. Będę ponownie wchodzić. Jest gorąco! Wrócę? Czy ja wrócę?! – na tym przekaz się urwał. Pierwsza kosmonautka – Walentina Tierieszkowa – odbyła swój lot 2 lata później. Kim była kobieta nagrana przez braci pozostaje w sferze domysłów. Kilka dni po tym zdarzeniu Cordiglia zarejestrowali podobne zdarzenie – radziecki kosmonauta bezskutecznie wzywał pomocy, prawdopodobnie spłonął w trakcie ponownego wchodzenia w ziemską atmosferę.

Skazani na zapomnienie

Radziecki program kosmiczny zakładał jedynie sukces. Wszelkie porażki były skrzętnie ukrywane przed opinią publiczną, a ofiary gwiezdnego wyścigu skazywano na zapomnienie. Bracia Cordiglia zdobyli informacje o co najmniej kilku jego uczestnikach, którzy za aspiracje swego rządu zapłacili najwyższą cenę. Polityka w ZSRR była bardzo prosta – kosmonauci powinni odnosić sukcesy lub nie istnieć w ogóle.

W lutym 1961 roku radziecka agencja prasowa podała informację o wystrzeleniu w przestrzeń kosmiczną bezzałogowego pojazdu. Zgodnie z oficjalnym planem był to jedynie próbny lot, a sonda nie miała wracać na Ziemię. Wersja ta różni się jednak znacząco od ustaleń Włochów. W tym samym czasie zarejestrowali oni sygnał, który uznali za ciężko oddychającą osobę. Ich przypuszczenia potwierdził w późniejszym czasie jeden z włoskich kardiologów. Chociaż prawda nigdy nie wyjdzie na jaw, istnieje przypuszczenie, że bracia Cordiglia zarejestrowali ostatni oddech jednego z pierwszych radzieckich kosmonautów.

Za "rozwój technologii w radzieckim lotnictwie" odpowiedzialna była wyspecjalizowana jednostka nazywana Odziałem Zero. Należeli do niej najlepsi piloci z ZSRR, w tym także Jurij Gagarin. W latach 60. w niewyjaśnionych okolicznościach zginęło co najmniej 8 jego członków. W późniejszym okresie oficjalna propaganda dołożyła wszelkich starań, by pamięć o nich zaginęła. Najbardziej ewidentnym przykładem takich działań jest wymazywanie postaci nieżyjących lotników z pamiątkowych zdjęć.

W ciągu kilku lat działalności ośrodka nasłuchowego bracia Cordiglia odebrali sygnał od kilku pojazdów kosmicznych, które w trakcie lotu zboczyły z kursu i nigdy nie powróciły na Ziemię. W większości przypadków rejestrowano również sygnały świadczące o tym, że na ich pokładzie znajdowała się załoga. Czy byli to piloci Oddziału Zero, którzy zginęli w tajemniczych okolicznościach?

Samotne S.O.S.

Jednego z najbardziej tajemniczych odkryć Cordiglia dokonali 28 listopada 1960 roku. Spośród odbieranych szumów i trzasków dało się wyraźnie wyodrębnić sygnał S.O.S. nadawany z orbity okołoziemskiej. Jednak był on bardzo nietypowy – nie pochodził z obiektu, okrążającego Ziemię, lecz takiego który powoli się od niego oddala. Wołanie o pomoc z każdą chwilą stawało się coraz słabsze, aż zanikło zupełnie. Istnieją osoby twierdzące, że sygnał został wysłany przez jednego z radzieckich kosmonautów, którego pojazd odbił się od ziemskiej atmosfery. Zgodnie z ich obliczeniami, obiekt będący w nieustannej podróży od ponad 50 lat, powinien właśnie zbliżać się do granic Układu Słonecznego.

Praca braci Cordiglia przyciągnęła uwagę wielu zachodnich mediów, ich poczynania były również bacznie śledzone zarówno przez amerykański jak i radziecki wywiad. Wraz z upływem lat pojawiło się również wiele głosów krytykujących rodzeństwo. Oskarżano ich o nadinterpretację a nawet preparowanie nagrań. Podejrzewano też, iż bracia byli jedynie narzędziem USA w rozgrywce ze Związkiem Radzieckim. Jednak zbiegów okoliczności i niejasności wciąż pozostaje zbyt wiele by o podboju kosmosu myśleć zupełnie bezkrytycznie.



Autor: Sylwia Cisowska

źródło: http://wiadomosci.on...-wiadomosc.html
  • 11



#14

BrainCollector.
  • Postów: 1825
  • Tematów: 101
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

A ja przed chwilą oglądałem we love russia na yt... no nic.
Kolejny przykład matczynej miłości do swoich dzieci matuszki Rosiji
  • 0



#15

pishor.

    sceptyczny zwolennik

  • Postów: 4740
  • Tematów: 275
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 16
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To jedno - i trudno się nie zgodzić ale...
Z drugiej strony, czytając komentarze pod tym artykułem (na Onecie) - równie trudno (przynajmniej jeśli chodzi o niektóre) nie przyznać im racji...
A nawet jeśli nie, bo o gustach, jak wiadomo się nie dyskutuje, to ryzykowne chyba byłoby stwierdzenie, że takie historie mogły się zdarzyć TYLKO w byłym ZSRR... :roll:
  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 2

0 użytkowników, 2 gości oraz 0 użytkowników anonimowych