Skocz do zawartości


Zdjęcie

Obrzedy pogrzebowe w dawnej Polsce


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

lukasz9.
  • Postów: 305
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Zbliża sie szczególny dla nas okres Jesiennej zadumy nad przemijaniem, wiec pomyślałem ze na ten okres odpowiedni będzie taki artykuł zachęcam do przeczytania i zamieszczania swoich przemyśleń.

Obrzędy pogrzebowe Słowian - śmierć dla Słowian stanowiła przejście do innego świata: Nawii. Człowiek po śmierci był traktowany z należytą czcią i stosownie wyprawiany na tamten świat. Zmarłego ubierano w najlepsze szaty, ozdabiano biżuterią, nierzadko wyposażano w różnego rodzaju przedmioty codziennego użytku, czasem nawet w broń. Ciało zmarłego kładziono na stosie by spłonęło w oczyszczającym ogniu. Prochy umieszczano w glinianych naczyniach (tzw. popielnicach) i zakopywano w grobach. Czasami były to płaskie, zwykłe groby, a czasami okazałe kurhany usypywane z ziemi. Starożytne ludy zamieszkujące ziemie Polskie cechował strach wobec zmarłych. Dr Marek Florek z delegatury Służby Ochrony Zabytków w Sandomierzu bada od 1999 r. pozostałości cmentarzyska neolitycznego w Pawłowie koło Zawichostu. Wykopaliska pozwoliły ustalić, że ludność kultury pucharów lejkowatych (około 3200–2400 r. p.n.e.) wzniosła tam dwie monumentalne budowle kryjące groby. Specyficzna forma jednej z nich wskazywała, że była to raczej świątynia, a nie zwykły grobowiec.

Jednak to nie świątynia okazała się największym zaskoczeniem, tylko niezwykłe groby związane prawdopodobnie z prehistorycznymi wierzeniami w „żywe trupy”.

Już w trakcie pierwszych wykopalisk w Pawłowie, wśród wielu typowych grobów, gdzie zmarli leżeli w pozycji wyprostowanej na wznak z rękami wyciągniętymi wzdłuż ciała, archeolodzy natrafili na kilka odbiegających od normy pochówków. W płytkich dołach znaleziono szczątki ludzkie, na których najwyraźniej wykonywano jakieś dziwne praktyki rytualne.

Zmarłych kładziono na brzuchu, krępowano im ręce i nogi, obcinano głowy. Wszystkie takie groby znajdowały się w południowej części cmentarzyska. Dr Florek zaczął podejrzewać, że ma do czynienia z dowodami na najstarsze na terenie Polski praktyki antywampiryczne. Przypuszczenia te potwierdziła tegoroczna kampania, podczas której odkopano pięć nietypowych pochówków. W jednym grobie znajdowały się dwie osoby, u ich stóp leżała czaszka kilkuletniego dziecka. W drugim ciała dwóch zmarłych – jedno na drugim, w pozycji na waleta, czyli z głowami w odwrotnych kierunkach. Jeden ze zmarłych był przepołowiony na wysokości pasa. Wygląda na to, że najpierw wrzucono do grobu górną część okaleczonego trupa, potem ciało drugiego, któremu skrępowano na plecach ręce, wreszcie dorzucono nogi mężczyzny leżącego pod spodem. Inne podejrzane o wampiryzm osoby zasypano dużymi kamieniami, co też być może miało uniemożliwiać im wyjście z grobów.

Gdy Słowianie stali sie chrześcijanami ich stosunek do zmarłych niewiele sie zmienił nadal zmarłym oddawano cześc i sie ich bano. Powstały Dziady - zwyczaj ludowy Słowian i Bałtów, wywodzący się z przedchrześcijańskich obrzędów słowiańskich. Jego zasadniczym celem było nawiązanie kontaktu z duszami zmarłych i pozyskanie ich przychylności. Dziady obchodzono dwa razy w roku - na wiosnę i na jesieni. W najbardziej pierwotnej formie obrzędu dusze należało ugościć (np. miodem, kaszą i jajkami) aby zapewnić sobie ich przychylność i jednocześnie pomóc im w osiągnięciu spokoju w zaświatach. Wędrującym duszom oświetlano drogę do domu rozpalając ogniska na rozstajach, aby mogły spędzić tę noc wśród bliskich [2] . Ogień mógł jednak również uniemożliwić wyjście na świat upiorom - duszom ludzi zmarłych nagłą śmiercią, samobójców itp. W tym celu rozpalano go na podejrzanej mogile - echem tego zwyczaju są znicze. W niektórych regionach Polski, np. na Podhalu w miejscu czyjejś gwałtownej śmierci każdy przechodzący miał obowiązek rzucić gałązkę na stos, który następnie co roku palono.
Mimo iż chrześcijaństwo (w okresie gdy zyskało wystarczające ku temu wpływy) zabraniało palenia ciał, to nic nie stawało na przeszkodzie uczcić zmarłego wyprawiając mu tryznę (zwaną też strawą) - stanowiącą kulminację ceremonii pogrzebowej. Stypa (tej nazwy zapożyczonej z łaciny średniowiecznej, używa się od XVI wieku zamiast rodzimej strawy) nie polegała wówczas tylko na posępnym spożywaniu jadła w intencji zmarłego, tak jak obecnie. Podobnie jak w starożytnym Rzymie, Słowianie na cześć zmarłego urządzali gonitwy, zapasy, igrzyska i tańce, po których następował poczęstunek.Aby zmarły nie powracał na ziemię i nie straszył po nocach, należało mu wyprawić godny pogrzeb i sutą stypę. Żałobników częstowano więc, czym chata bogata. W XVI wieku stypy polskiej szlachty stają się hucznymi biesiadami, obficie zakrapianymi wódką, na których często dochodziło do bijatyk.Na naszych dawnych kresach wschodnich najbardziej popularną potrawą była kutia, dziś znana jako danie wigilijne. Gotowaną pszenicę z makiem, miodem i bakaliami stawiano na grobach, ofiarowując zmarłym, oraz częstowano nią dziady cmentarne w trakcie ceremonii zadusznych, zwanych na Białej Rusi i na Litwie chałturami.

Pomijając sympatyczną ;-) kolorystykę, pogrzeby nie mają w sobie zbyt wiele uroku: wszyscy udają smutek, upijają się na stypie itp. No i trzeba sterczeć na mszy...

Tak w gruncie rzeczy to te obrzędy tak bardzo "chrześcijańskie" nie są. Wykształciły się z śródziemnomorskich tradycji antycznych. Zatem możemy tu napotkać wystawianie zwłok w domu zmarłego, odprowadzanie ich w orszaku na cmentarz, a także dużą rolę symbolów światła (pochodnie, znicze). Jak doczytacie sobie w Historii ogólnej, większość staropolskich obyczaii jest tylko lekko zmienioną wersją tych, praktykowanych np. w antycznym Rzymie. Poza tym dochodzą też praktyki wiejskie mocno nasiąknięte "rodzimym" pogaństwem.

Jednak katolicyzm pojmuje te sprawy następująco: "Śmierć chrześcijanina jest przejściem z życia doczesnego do wiecznego, wieńczącym pielgrzymowanie z Chrystusem obecnym i działającym w sakramentach. Katechizm nazywa pogrzeb „ostatnią paschą chrześcijanina", ponieważ człowiek wierzący odchodzi z tego świata inaczej niż inni ludzie: nie umiera śmiercią własną, lecz — Jezusa Chrystusa."1 Pogrzeb jest tym samym: "swoistym misterium śmierci i życia, toteż towarzyszące mu obrzędy są przedłużeniem liturgii wielkanocnej."2

Niestety często dzieje się tak, że tzw. "niewierzący" są chowani w obrządku katolickim. Jest to los nader niewdzięczny, nie tylko dla "heretyka", ale kto wie czy i sąsiadujące z nim nieboszczyki nie miałyby coś przeciwko "Lutrom" w okolicy ;-). Autor cytowanego tu często artykułu Nie dla każdego pogrzeb zapatruje się na to nader trzeźwo: "(...) byłoby czymś niestosownym nie liczenie się z wolą zmarłego i pośmiertne uszczęśliwianie go na siłę. Owszem, zdarza się, że bliscy osoby zmarłej nalegają, aby pochówek był ceremonią religijną, ale byłoby to nadużycie. Zdecydowanie bardziej byłyby pożądane zabiegi ze strony bliskich, aby pojednać krewnego z Bogiem jeszcze za życia."
"...i w proch się obrócisz", abo rzecz o szczątkach doczesnych

W przeciwieństwie do zwyczajów greckich czy rzymskich, Kościół kremacji zabraniał. Powoływano się tu przede wszystkim na przykład pogrzebu Jezusa. Duże znaczenie miała też... - uwaga! uwaga! - wiara w zmartwychwstanie ciała podczas Sądu Ostatecznego (dziwne, że nikt jakoś nie zauważył, iż nawet kości się rozpadają; no, ale...). W XVIII w. wśród szlachty polskiej zapanowała moda na osobne chowanie ciała oraz serca. Te "podwójne pogrzeby" miały dodać splendoru, wiadomo bowiem, że "zwykły" pogrzeb był dosyć kosztowny, a tu jeszcze wyprawia się dodatkowy. W późniejszych czasach często w ten sposób traktowano "zasłużonych" ludzi np. Piłsudskiego, Chopina. Tak więc z jednej strony mamy do czynienia z bezczeszczeniem ciała, a z drugiej z kultem relikwii. Tym niemniej w 1964 r. "przyczyny higieniczne oraz urbanistyczne skłoniły Jana XXIII do wyrażenia zgody na palenie zwłok."
"Daremne żale", czyli rzecz o żałobie

W Rzymie było to wręcz widowisko - wynajmowano np. płaczki, które darły swoje szaty, tudzież rozdrapywały policzki, wyrywały włosy itp. Jednak wczesne chrześcijaństwo było w zasadzie posłuszne nakazom św. Ambrożego i św. Augustyna, ganiących okazywanie zmartwienia. Tak szczerze powiedziawszy, zgodne jest to z ówczesną nauką Kościoła, traktującą śmierć jako bramę ku życiu wiecznemu (czyli w domyśle czemuś "pozytywnemu". Sądzę, że wampiry miałyby na ten temat nieco inne zdanie ;-) . Z czasem jednak powrócono do sposobów starożytnych, a w przypadku polskiej szlachty nawet ich przewyższono. Oto np. zapis z tzw. silva rerum Walentego Klichowskiego (1710-1791): "nienasycona życiem ludzkim okrutna śmierć, nową a okrutniejszą i ledwie znośną synowskiemu sercu zadaje punkturę, wielkiemu po serdecznie kochanej matce sierocie, nowę na barki żałobę azali serce kładzie, zabrawszy serdecznie kochanego ojca dobrodzieja." Okazywanie żalu wzmagało się siłą rzeczy w czasie pogrzebu i dużą część ceremonii poświęcano m.in. na mowy wychwalające zasługi zmarłego, podkreślające ból po jego stracie. Co ciekawe, tego rodzaju elegie często wygłaszane były przez dzieci. Jednak w wierzeniach ludowych rozpaczanie przy łożu konającego było wręcz zabronione. Wychodzono bowiem z założenia, że łzy oraz okazywanie bólu "przynależy" życiu. Gdy umierający to słyszy, nie chce odchodzić i zejście z tego świata staje się dla niego cięższe. Płacz pojawiał się krótko zaraz po skonaniu i podczas zamykania trumny.

Żałoba trwała przeważnie rok. Chodzono wtedy częściej do kościoła i noszono czarny strój. Po upływie tego czasu wypadało zamawiać msze za zamarłego w każdą rocznicę jego zgonu. Warto jeszcze dodać, że szlachta w testamencie często zlecała "wspominki" aż na najbliższe 100 lat (najczęściej obowiązek ten spadał na mnichów z ufundowanego przez denata klasztoru, jakkolwiek za odpowiednim datkiem).

Okazywanie żalu z czasem stawało się coraz bardziej osobiste, a mniej na pokaz, tym niemniej wykształciły się pewne dosyć patetyczne zwyczaje np. w romantyzmie popularne było siadanie czy wręcz tulenie się do grobu. Dziś żałoba jest w istocie bardzo prywatna, obchodzona w gronie najbliższej rodziny i niemalże w ukryciu.
"Słowa, słowa, słowa", czyli Śmierć i propaganda

Podczas mów, wypowiadanych już przez księdza, często miało miejsce tzw. pouczenie duszpasterskie dotyczące grozy śmierci. Nie wolno bowiem zapominać, że należy się Jej przede wszystkim bać. Jak wspomniałam, uważano Ją za bramę, po przekroczeniu której przyjdzie się rozliczyć z żywota i powędrować albo do Piekła, Raju lub (od XIII w. tj. specjalnej bulli Innocentego IV) do Czyśćca. Oczywiście dziś te wierzenia "nieco" się zmieniły, ale piszemy o tzw. "wielkiej" religii, teoretycznie "niezmiennej". Zresztą Śmierć ma to do siebie, że nie da się jej ogarnąć czy całkowicie poznać, co się za nią kryje, tak więc nabiera w pewnym sensie charakteru metafizycznego i podobnie nastraja ludzi. Stąd proszę się nie dziwić, iż właśnie podczas pochówku najczęściej i najskuteczniej propagowano doktryny religijne (zwłaszcza sprowadzające się do stwierdzenia: "jeśli nie będziesz postępował tak a tak, czeka cię potępienie"). Tego rodzaju nauki wpływały zresztą na hojność uczestników pogrzebu, o czym wiedziały dziady żebrzące pod cmentarzami.
Ostatnia droga

W zasadzie ogólny schemat chrześcijańskiego pogrzebu przedstawia się następująco: ceremonia w domu zmarłego (wystawienie zwłok, ostatnie pożegnanie), procesja do kościoła, msza (od XVI w), procesja na cmentarz.

W Polsce od XV w. stosowano długi obrzęd karoliński, lecz już w tamtych czasach skracano go. Nastąpiło też pewne zróżnicowanie pogrzebów na: uroczysty (król, biskup, szlachcic), zwyczajny oraz nadzwyczajny (dziecko, położnica, ekskomunikowany). Po soborze trydenckim został wprowadzony nowy ceremoniał, który przetrwał do II soboru watykańskiego.

W chrześcijaństwie pogrzeb powinien się odbyć co najmniej 2 doby od zgonu. Czas, między ostatnim tchnieniem człowieka a złożeniem go do grobu, jest jednak szczelnie wypełniony jak harmonogram buissnesmana (z tą jednak różnicą, że składają się nań głównie modlitwy).

W kulturze wiejskiej obyczaj nakazuje czuwanie przy konającym. Szczerze powiedziawszy jest to bardzo piękne i wzruszające - dziś starzy ludzie odchodzą samotnie, w domach opieki, bez rodziny czy bliskich. Tymczasem wg zwyczaju, wokół konającego gromadzili się domownicy, którzy razem z nim modlili się o łatwe wejście do Raju. Jak wspomniałam wyżej, nie wolno było płakać ani okazywać smutku. Wszyscy przeważnie zdawali sobie sprawę, że śmierć jest nieunikniona, lecz nie chcieli utrudniać umierającemu odejścia. Oczywiście trzeba się liczyć z tym, iż jakkolwiek tak nakazywała tradycja, to świadectwo jej respektowania mamy choćby w Chłopach Reymonta (przykład Agaty) czy po prostu w surowej rzeczywistości.
Ceremonie w domu zmarłego

Zaraz po zgonie modlono się za duszę zmarłego (zresztą nie pierwszy i nie ostatni raz w ciągu najbliższych 48 godzin). Zasłaniano lustra i okna, zatrzymywano zegar, po czym przystępowano do umycia zwłok (z zasady dokonywały tego osoby tej samej płci co nieboszczyk). Po dokonaniu tej ablucji, palono mydło i ścierki, a wodę wylewano z dala od siedzib ludzkich (ew. do klozetu). Tak "odświeżonego" zmarłego ubierano w jego najlepsze ubranie (przeważnie w kolorach ciemnych; dzieci, które nie zdążyły przystąpić do Pierwszej Komunii, kawalerów i panny - w stroje odpowiednie dla nie dopełnionych sakramentów).

Zwłoki wystawiono czasami w trumnie, czasami na jakimś "podeście", zawsze jednak nogami do drzwi (żeby nie zabłądził w drodze do Nieba ;-)). Ten katafalk otoczony bywał kwiatami, świecami oraz różnorodnymi dewocjonaliami (krzyże, obrazki świętych). W domu odbywały się tzw. "przeprosiny". Kto miał jakiś zatarg ze zmarłym, właśnie wtedy prosił go o wybaczenie. Z kolei w jego imieniu robiła to rodzina względem innych osób.

Wieczorem rozpoczynało się "nocne czuwanie" ("puste noce"). Trwało ono aż do momentu pogrzebu i wypełnione było oczywiście... modlitwą.
Procesja do kościoła i na cmentarz

Obowiązywała w niej pewna hierarchia: ministrant z krzyżem, ksiądz, trumna, najbliższa rodzina, dalsi krewni, znajomi. Podczas drogi nie wolno się było odwracać. Co ważne jeszcze w XIX w. odbywała się przez całą wieś lub miasto tak, aby każdy mógł się dołączyć (patrz analogiczny zwyczaj u Żydów). W ogóle kiedyś śmierć nie dotyczyła tylko najbliższej rodziny, ale całej wspólnoty. Dlatego była wydarzeniem, w którym każdy miał obowiązek wziąć udział.
Msza

"Wtedy właśnie Kościół wyraża swoją skuteczną jedność ze zmarłym, ofiarując Ojcu, w Duchu Świętym, ofiarę śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Prosi on wówczas, by jego dziecko zostało oczyszczone z grzechów oraz ich skutków i zostało przyjęte do paschalnej pełni Uczty w Królestwie niebieskim. Przez celebrację Eucharystii wspólnota wiernych, a szczególnie rodzina zmarłego uczy się żyć w łączności z tym, który "zasnął w Panu", przyjmując Ciało Chrystusa, którego zmarły nadal jest żywym członkiem, modląc się za niego i z nim." - cóż... msza jak msza (czyt. długa i nudna w zależności od humoru księdza), rodzina nieboszczyka zobligowana była do przystąpienia do komunii. Ciekawe, że homilia powinna "unikać (...) pochwalnej mowy pogrzebowej".
Na cmentarzu

Hmm... podobnie jak w wypadku mszy, niewiele tu można opowiadać. Warto jednak pamiętać o zwyczaju rzucania grudki ziemi na trumnę. Często towarzyszą temu słowa księdza: "Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz". W wierzeniach ludowych chodzi jednak o symboliczny powrót do łona Matki Ziemi, z którego być może zmarły znów się odrodzi.
Uwagi końcowe

Opisany powyżej schemat jest w zasadzie charakterystyczny dla kultury wsi, ale jego echa znajdujemy chyba w każdej tego typu ceremonii. W miastach i w ogóle współcześnie wygląda to trochę inaczej - przede wszystkim mniej religijnie (jeśli religijnością nazwiemy odklepywanie modlitw).


Pompa funebris
czyli
pogrzeb po staropolsku

Podlejszej kondycyi mieszkańcy Rzeczplitej lubo sakiewki pustki często oglądający, chowali swoich nieboszczyków nader szybko, bo w ciągu 2-3 dni od zgonu. Lecz wieczny odpoczynek obywatela szlachcica bywał odwlekany i o tygodnie, miesiące, a nawet lata! Aby się mu członki nie zaśmierdły abo psuć nie zaczęły specjalne zabiegi stosowano, jakoż organów wyjmowanie itp. obrzydliwości, co białogłowskiej płci słuchać nie przystoi (in uno verbo: balsamowano).

Celebrites takoż bardzo długo trwały i na ten przykład ś.p. Józefa Potockiego aż dni 4 w 1751 r. w Stanisławowie żegnano3. Egzekwie4 częstokroć po wielu świątyniach równo odprawiano.

Dopieroż gdy ciało ziemi zwróconym zostawało, mowy żałobne się rozpoczynały. Głosili je z zwyczaju duchowni, familija, sąsiady, wprzódy samemu ułożywszy, a czasem innym, wprawionym w poezyji, zadając. Lubo czy to szarak czy magnat możny egzaltacyja jednaka była5. Międzyczas dziesiątki postyllyi6, panegiryków, mów pocieszających i... uczt wypełniały.

W Polszcze gościnność cnotą uchodzi, ergo nie mogło na biesiadach piwa, chleba abo mięsiwa wszelakiego braknąć. Lubo i siła ludzi na pogrzeby się zjeżdżała, których głodzić przecie się nie godzi. I tak na pogrzebie Jejmość Zamoyskiej (z domu księżniczki Ostrogskiej) bito dziennie 100 wołów7.

Od kondycyi nieboszczyka i poważania wśród braci szlachty zależała ilość, ale i waga sproszonych żałobników - do wspomnianej Zamoyskiej 6 biskupów przybyło, a do starosty inowrocławskiego Latalskiego, chowanego w Łabiszynie w 1583 r., aż 1700 gości w 1300 koni się zjechało.

Główne punctum uroczysty pochód ku kościołowi stanowił. Niektórzy co pobożniejsi w testamencie odpowiednie atencyje poczyniali, aby w ostatniej drodze szczątki ich doczesne ubodzy dźwigać mieli (na których zresztą odpowiednich darowizn wprzódy dokonywali) - takoż w przypadku Eufemii, księżnej Wiśniowieckiej było. Za truną insygnia władzy zmarłego przeważnie niesiono, a więc zbroje, szable, buławy w przypadku hetmanów itp. akcesoryje stanowi i pozycyi nieboszczyka przystojne. Bywało lubo, że nad grobem je niszczono, a jeśli ostatni z rodu ziemi był zdawan, to również tarczę jego herbową przełamywano.
W czas uroczystości godnie zachować się godzi. Krom niewiast, których afektacyja nieraz wielce efektowną była, żałobnicy na rozpacz głośną pozwalać sobie nie mogą, takoż bowiem mężom bardziej powaga przystojna niźli starożytnych płaczek lament. Jednakoż w czas biesiedy nastrój przeważnie krotochwilnym się stawał (przy czem często na bitkach się kończyło, bo pojemność szlacheckich kielichów8 wielką była, a łby nierównie mocne)

Za starożytnych Rzymian obyczajem sobowtór zmarłego postępował za trumną, jakoby sam siebie do grobu odprowadzając. Takoż i rycerz bywał (również personie nieboszczyka podobny), a który do kościoła wjechawszy z głośnym hukiem przed katafalkiem9 się zwalał. Nieraz i nie dwa nieszczęśliwie owo spectaculum się kończyło. Na pogrzebie JWP hetmana Stanisława Koniecpolskiego w Brodach w 1646 koń, spłoszon łoskotem, wpadł w amoku tłum gości i siła z nich mocno poturbował.

O przepychu pogrzebu między innemi przyozdobienie świątyni pańskiej decydowało, a dokładniej okazałość castrum doloris10. Było ono:

"(...) wielką bogatą strukturą, ustrojoną w rzeźbione, malowane i złocone akcesoria, w allegorye, posągi, emblemata, tarcze herbowe, dewizy i sentencyje, opiewające cnoty i zasługi zmarłego i tryumf śmierci zarazem."11 Częstokroć na kształt niemal świątyni je robiono wewnątrz właściwy katafalk ze zwłokami stawiając. Jakoż i bogaty pogrzeb księdzom kieszenie wypychał, bo zwyczaj im wszystkie funrealne akcesoryje oddawał. Doszło do tego, iże kleru zachłanność sam bp. krakowski Maciejowski ukrócić musiał, zarządzając, by tylko "świece, pochodnie, płótna i jedwabie"12 zabierano. Krom tego takoż służbę i konie odpowiednio odziać wypadało: "(...) dla służby, milicji nadwornej i dla żałobnego orszaku sprawiano osobne kostiumy, konie wiedzione za trumną zmarłego strojono w kity, pióra żurawie, skóry lamparcie, oblekano w kapy złotogłowowe, teletowe, tabinowe, które musiały być tak sute i długie, aby lugubri more wlokły się po ziemi"13.

Wczas celebracyji, a potem świątynię zdobiące były labara funebria, czyli chorągwie pogrzebowe. Od proporców na grobach żołnierzy zatykanych pochodzenie ich się wywodzi, lubo z czasem kościoły zdobić poczęły na równi z tablicami rodowymi. Przeważnie personę zmarłego z herbami i latami życia przedstawiały. Aże z bogatych materii sporządzane, piórami (takoż rzadkiej creatury strusiem zwanej) i drogiemy klejnotami zdobione, przednim łupem dla heretyków oraz pogan były i do naszych czasów niewiele ich przetrwało.

Takoż trumny skromnością Boga nie chwaliły. Zwykłe ad hoc z desek sklecane i krzyżem opatrzone abo też z jednego pnia ciosane. Co pobożniejsi sami je sobie sporządzali, zapełniając niemi strychy, kiedy Kostucha przyjść nie żwawa. Ziarnem je wtedy wypełniano, co dostatków domowi przyczynić miało. Kiedy zboże wysypywać się poczęło, znak to był rychły zgon właściciela wróżący14. Możni jednak trumny z metalu robić kazali: od cyny poczynając a złota nie stroniąc. Mąż uczony Jan Stanisław Bystroń podaje trumny takiej opis z umowy z poł. XVII w., zawartej między familią wojewody inowrocławskiego Hieronima Radomickiego a Maciejem Gerethem konwisarzem poznańskim (czas na wykonanie - 5 tygodni) zaczerpnięty:

"(...) taż trumna z takimiż wszystkimi figurami ma być jako nieboszczyka jegomości księdza biskupa poznańskiego Szołdrskiego; takież dobre złoto i cena, to jednak zmienić ma, że na tej insignia wojenne teraźniejsze będą, a tam frukty; także tam lwy były, a tu orlimi pazurami kule będą trzymać, które wpółzlociste mają być i ogromnością niemałe, których będzie ośm. Złota wszędzie dobrego dostatkiem powinien będzie pan konwisarz dać. Także do przedniego malarza obiecuje się udać, aby herby senatorskie ze dwiema hełmoma jako najprzystojniejsze odlewane pozłociste dał, epitaphium złotymi literami dał, także osobę nieboszczykowską potrafić będą powinni, która ma być w głowach, a w tych kulach mają być wici złociste do podnoszenia."15

Widać przeto, iże trumny szlacheckie bardzo bogatą ornamentacyją pokrywane były, takoż i drogocenną materyją obciągane. Kolor złotogłowiu też swoją znaczenie miał. Najbardziej powszechny czarny - żałobę wyrażał, czerwień (szkarłat) - o bogactwie świadczyła abo śmierci bohaterskiej na wojnie napotkanej, szary - pokorę (chocież trudno cechę tę braci szlachcie przypisać). Częstym również na wysokości głowy zmarłego okienko było, aby odprowadzający raz ostatni na jego twarz poglądać mogli. Z czasem osoby nieboszczykowskiej portretem je zastąpiono, z wszelkim szczegółem wizerunek jej oddającym. Po pogrzebie z trumny go zdejmowano i na ścianach kościoła bądź w domowej kaplicy umieszczano. Bez trumien, tylko w całun zawiniętych, ludzi naprawdę ubogich chowano abo... tych ze szlachty, co pobożnością wyróżnić się chcieli jakoż na ten przykład Aleksander Zborowski "tylko w delurce a kapciach, w kilim owinąwszy biały" pochować się kazał16.

Jeśli już o stroju denatów gawęda, to różnie z tym bywało. Młode białogłowy i panny wystrojone jako na bal chowano, czyniąc je kwiatom podobne nagle nielitościwą ręką Śmierci ściętych17. W wiekach XVI i XVII matrony polskie na wieczny spoczynek bądź strojach skromnych i statecznych, bądź w habbity przywdziewały. Zakonne sukienki także mężczyznom przystojne były i nieraz na łożu śmierci śluby składali. Praktykę ową poeta Wacław Potocki w Moraliach przednie wykpiwa:Zazwyczaj jednak przywiązanie do munduru18 barzo silnym było, bo i z pewną dumą stanu ślacheckiego się wiązało. Vir doctus Jan Stanisław Bystroń przytacza odpowiedź pewnego szlachcica księdzu, co ojca rodziny w habicie pochować namawia:

"Imaginacja! Pan skarbnik jest szlachcic z dziadów i pradziadów, więc będzie chowany w mundurze i kwita. On swoje, ja swoje; pop przy kapturze, ja przy mundurze."19

Jakoż zazwyczaj tylko na przewiązaniu sznurem św. Franciszka się kończyło.

Po pogrzebie przeważnie konkluzje sporządzano. Były to podłużne fragmenta białego abo żółtego atłasu albo jedwabiu z ostatnią sentencją z mowy pogrzebowej nadrukowaną, wizerunkiem patrona świętego oraz herbem zmarłego, które potem w domowej kapliczce jako rodzaj pamiątki umieszczane były.

Chocież pompa wielka przystojną i miłą szlachcie była, czasem i tacy się znaleźli, co bez całej tej oprawy pochowani być chcieli. I tak dobre exemplum przesławny hetman Stanisław Żółkiewski dał, życząc sobie w testamencie "bez pompy, bez owych koni i kirysów" do grobu być złożonym, a co najwyżej, jeśli poza krajem śmierć napotka, to by mu wysoką mogiłę usypano, coby kraniec granic Rzeczpospolitej wyznaczała20. Z kolei matka JKM Jana III Sobieskiego również o skromny pogrzeb zabiegała. Lubo zwycięzca spod Wiednia matczynym zaleceniom się zastosował... dwa pogrzeby wyprawiając i katafalki takiemi napisami opatrując: "Sic mater voluit"21 i "Sic filium decuit"

"Nie darmo dziś panowie każą kaptury szyć,
W kruchtach się chować z dziady, po śmierci się mniszyć,
Żywszy w rozkoszach, co rzecz podobna igrzysku,
Chcą po dziadowsku abo z martwych wstać po mnisku."


Zazwyczaj jednak przywiązanie do munduru18 barzo silnym było, bo i z pewną dumą stanu ślacheckiego się wiązało. Vir doctus Jan Stanisław Bystroń przytacza odpowiedź pewnego szlachcica księdzu, co ojca rodziny w habicie pochować namawia:

"Imaginacja! Pan skarbnik jest szlachcic z dziadów i pradziadów, więc będzie chowany w mundurze i kwita. On swoje, ja swoje; pop przy kapturze, ja przy mundurze."19

Jakoż zazwyczaj tylko na przewiązaniu sznurem św. Franciszka się kończyło.

Po pogrzebie przeważnie konkluzje sporządzano. Były to podłużne fragmenta białego abo żółtego atłasu albo jedwabiu z ostatnią sentencją z mowy pogrzebowej nadrukowaną, wizerunkiem patrona świętego oraz herbem zmarłego, które potem w domowej kapliczce jako rodzaj pamiątki umieszczane były.

Chocież pompa wielka przystojną i miłą szlachcie była, czasem i tacy się znaleźli, co bez całej tej oprawy pochowani być chcieli. I tak dobre exemplum przesławny hetman Stanisław Żółkiewski dał, życząc sobie w testamencie "bez pompy, bez owych koni i kirysów" do grobu być złożonym, a co najwyżej, jeśli poza krajem śmierć napotka, to by mu wysoką mogiłę usypano, coby kraniec granic Rzeczpospolitej wyznaczała20. Z kolei matka JKM Jana III Sobieskiego również o skromny pogrzeb zabiegała. Lubo zwycięzca spod Wiednia matczynym zaleceniom się zastosował... dwa pogrzeby wyprawiając i katafalki takiemi napisami opatrując: "Sic mater voluit"21 i "Sic filium decuit"



Źródła:

* J. S. Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce : wiek XVI - XVII, Warszawa 1994.
* M. Bogucka, Staropolskie obyczaje w XVI - XVII wieku, Warszawa 1994.
* W. Łoziński, Życie polskie w dawnych wiekach, Wyd. 12 (5 ilustrowane), Kraków 1958.
* http://bestiariusz.webpark.pl/a1.html
* M. Gryczyński, Nie dla każdego pogrzeb, "Przewodnik Katolicki" 2002, nr 25.
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych