Ateistka?
Nigdy nie byłam przesadnie wierząca, moi rodzice też nie. Nie chodzili do kościoła, a jeśli już to na święta wigilia nigdy nie była taka jak powinna byc, tradycyjna, czasem brakowało nawet opłatka, zwykła kolacja.
Przyjełam chrzest i komunię, wszyscy to robili więc sądziłam, że tak trzeba, z resztą kierowali mną rodzice. Bierzmowanie bardzo mnie stresowało, od pierwszej komunii nie byłam u spowiedzi w ogóle i teraz musiałam iśc, i tak nie wyspowiadałam się ze wszystkich grzechów
, w kościele byłam okropnie zdenerwowana, czułam, że cos jest nie tak. Dziś już bym nie poszła do bierzmowania, ale wtedy jeszcze nie miałam takich myśli. Nie wiedziałam nigdy czy jest ktoś taki jak bóg, ale czułam jakąś szczególną atmosferę i czasem modliłam się, kiedy czułam, że życie mnie przerasta, a było kilka takich momentów <jak treoga to do boga
>. I wtedy modlitwa pomagała. Zastanawiało mnie to dopuszczałam możliwośc istnienia boga, ale potem przeczytałam kilka książek i mi przeszło.
Nie wierzę w boga, ani allaha
,ale wierzę, że jest coś na rzeczy, jakieś wyższe Ja i każdy człowiek to posiada. Wierzę, że życie każdego człowieka to nie przypadek i wszystko dzieje się z jakiejś przyczyny, chociażby po to, żeby nauczyc się dostrzegac nawet w najgorszym przypadku jakieś pozytywy, bo takie na pewno są we wszystkim.
Uważam, że człowiek sam sobie jest statkiem i sterem, gdy pojawia się wiatr, może go wykorzystac dowolnie, albo złapac w żagle albo byc biernym i smutnym i dac się zniszczyc, lub po prostu stac w miejscu, trzeba więc pomagac szczęściu. Trzeba wierzyc, że się uda, wtedy wszystko jest możliwe, potrzebna jest jednak wielka wiara w powodzenie i wytrwałośc, której mnie czasem brakuje. Jeśli ktoś kiedyś czytał jakiś mój post, to wie, że pisałam już wcześniej że wierzę w potęgę umysłu, staram się komunikowac ze swoją podświadomością, a ona robi to czego pragnę. Naprawdę w to wierzę i to spełnia się. Na razie, a może już zawsze tak będzie działa w małych dziedzinach mojego życia, gdyż i ja jestem młoda i niedoświadczona, wykorzystuję modlitwę wtedy gdy się czegoś boję
albo szczególnie czegoś potrzebuję,<wiadomo, jestem tylko człowiekiem> chociaż parę razy modliłam się za powodzenie innych i rzeczywiście los im sprzyjał.
Czasem zdarzają się takie pytania; skoro możesz wszystko zrobic myślą to dlaczego wciąż tu jesteś, a nie pławisz się w bogactwie, albo wciąż jesteś chora? Czemu sama siebie nie uleczysz?
Dlatego, że do tego, jak do wszystkiego trzeba czasu, i wielkiej siły umysłu, nie bez powodu mówi się, że każdy ma takiego boga na jakiego zasłużył. Ja jestem tylko mną, mój mózg jest na średnim poziomie i jestem w stanie zdziałac tyle dla siebie, ile działam i to mi wystarczy. Boję się też, że nie ma we mnie tyle samozaparcia, żeby zawsze pamiętac, żeby pogadac z moją podświadomością. Pozatym nie wiem do końca na co sie porywam, nie potrafię przewidziec wszystkiego, każdego aspektu danej sytuacji, dlatego gdy spełni się coś pozytywnie dla mnie, nie wiem, czy przypadkiem ktoś inny nie będzie na tym cierpiał, bo ja przedstawiam podświadomości tylko swoją wizję, nie zważając na inne przypadki.
Dlaczego jest tylu ludzi, którzy wierzą w boga? Gdyż modlitwa jest skuteczna, naprawdę działa, naprawdę można się z własnym duchem podzielic cierpieniem, trzeba tylko mówic jasno. Oni wierzą, że to bóg im pomaga, wierzą i dlatego to działa, dlatego są w stanie zaakceptowac te wszystkie bzdury, paradoksy i niegodziwości. Nie są gotowi zaakceptowac innej możliwości, ich umysły nie są na to gotowe, ale kiedyś to się zmieni.
Mi osobiście, świadomośc, że mam coś, co może mi pomóc i co "czuwa" na demną i jest gotowe działac zawsze i wszędzie daje dużo siły. Nie dziwię się dlatego wierzącym w boga i nie potępiam ich.