Chcę Wam przedstawić swoją historię, która wydarzyła się na przestrzeni 2 tygodni. Będę się streszczał.
Po przeczytaniu kilku książek, postanowiłem zająć się transkomunikacją instrumentalną. Szukałem radia z zakresem fal krótkich, ale nie znalazłem. Ustawiłem więc, w swojej wieży SONY, zakres fal średnich na tzw. szum czyli pomiędzy stacjami. Włączyłem magnetofon, zadawałem pytania i czekałem w milczeniu na odpowiedzi. Sprzęt oczywiście prostacki, ale jak są jakieś energie to sie nagrają

Efekt.. jakby, tu napisać?
Nic, zero, sam szum.
Dałem sobie spokój na jakiś czas. Po kilku dniach, siedziałem przy komputerze a syn, w tym samym pokoju, oglądał telewizję. Ponieważ był fajny program o motoryzacji, zgasiłem lampkę przy kompie i odwróciłem się w stronę telewizora. Głośno komentowaliśmy z synem program motoryzacyjny gdy nagle mój komp zaczął piszczeć. Po chwili pojawił się komunikat, że system przechodzi w stan hibernacji. Niby nic, zresetowałem kompa i poprosiłem syna żeby nie ustawiał tej opcji (wyłączyłem ja na samym początku po instalacji systemu). Syn odpowiedział, że ma swojego kompa na dole i nigdy nie grzebie w moim. Ponieważ kom leciwy a system znanej firmy, odpuściłem sobie. Po kilku minutach, rozbłysło obok mnie światło. Odwróciłem się od telewizora i z zaciekawieniem patrzyłem na świecącą lampkę.
Zapytałem syna - widziałeś to ?
Tak, zapaliłeś lampkę, a co ?
Sama sie zapaliła - odpowiedziałem
Dalej oglądaliśmy telewizję. Następnego dnia nic sie nie działo. Za kolejne dwa dni mieliśmy pewne działania w ogródku i garażu. Czułem ogromny przypływ energii. Podnosiłem betonowe płyty (pozostałość po starym chodniku od furtki) i układałem z nich podłogę w szopie. Młody kuzyn, który postanowił mi pomóc, przysiadł z jednym kawałkiem betonu i powiedział, że to nie możliwe abym sam ułożył taki kawał podłogi. Kuzyn jest dużo młodszy, większy, wyższy i generalnie silniejszy

Po kilku godzinach pracy (było około 23:30) odpadł trzonek od łopaty. Postanowiłem nabić go w garażu. Kuzyn prosił abym juz odpuścił i dokończymy jutro. Rozumiałem go, chciał usiąść w ciepłą noc i napić sie piwa, ja też

Szybko złapałem młotek, nasadziłem rękojeść na trzonek i łup... przygasły światła. Każde uderzenie młotkiem w trzonek szpadla (trzymałem go w powietrzu) powodował przygasanie światła.
Wiedziałem - powiedział kuzyn, jakiś duch cię opętał. Ja idę po piwo.
Zaczęliśmy się śmiać. Postanowiłem sprawdzić z innymi narzędziami, ale nic nie dawało takiego efektu. Do dzisiaj, wszystko jest OK, światło nie mruga.
Następnego dnia miałem wrażenie czyjejś obecności w domu. Trzaskały okna, które tak naprawdę były zamknięte.
Mieliśmy wrażenie, że ktoś chodzi na parterze, potem na górze, różnie. Żonie tłumaczyłem to sąsiadami i dźwiękami, które przenoszą się przez mury i źle wyciszone stropy.
Trzy dni temu sprzątałem mieszkanie. Byłem sam w domu. Co chwila odrywałem sie od pracy i sprawdzałem, kto z domowników wrócił. Słyszałem zamykające sie drzwi, rezonans metalowej barierki, która wydaje specyficzny dźwięk jak się ją puknie nogą albo torbą z zakupami. Nikogo jednak nie było. Usłyszałem wyjącą jakąś pompę. Chciałem sprawdzić, co sąsiad na działce obok włączył. Wszedłem do pokoju i jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem w rogu, włączonego na stałe szredera (niszczarkę papieru). Wyła jak głupia. Wyłączyłem ją i postanowiłem odwiedzić kuzyna w szpitalu (poważny wypadek motocyklowy). Ze szpitala pojechałem na pobliski cmentarz do teścia. Kupiłem znicze, zapaliłem, odmówiłem modlitwę i chwilę w myślach z nim pogadałem oraz poprosiłem o wsparcie.
Wróciłem do domu. Cisza, spokój, miła atmosfera. Wczoraj rano otrzymaliśmy telefon ze szpitala, przeszczep skóry nie odbędzie się, nie ma takiej potrzeby. Rana goi sie jak na psie. W palcach jest czucie i ciśnienie oraz temperatura organów jest prawidłowa. Kilkanaście godzin wcześniej stan był odwrotny.
Zbieg wypadków, okoliczności, emocji, stanów umysłu ? Wszystko to bardzo dziwne, ale najważniejsze, że się chyba dobrze skończy.
Są rzeczy widzialne i niewidzialne, jednak są.
Pozdrawiam