Pewnego razu kiedy wrócili w nocy, byli bladzi jak trupy i powiedzieli, że widzieli UFO. Sytuacja wyglądała tak:
Jechali sobie krajówką przy której biegną tory kolejowe. Do ich wsi zjeżdżało się z drogi w ten sposób, że przejeżdża się przez te tory. No i wracają pewnego razu do domu, było już ciemno. Nagle widzą, że nad torami, blisko zjazdu na wieś, wisi jakaś świecąca kula, około metra nad ziemią. Chociaż się wystraszyli, to skręcili w stronę wsi, w ten sposób, że mogli oświetlić "ufo" światłami samochodu. I wtedy ono "uciekło do sąsiada za stodołę", jak to określił wujek Jak tam pojechali, to już niczego nie było.
Ja osobiście bardzo sceptycznie podchodzę do stwierdzenia, że to jakiś statek obcych czy coś w tym stylu. Słyszałem kiedyś taką teorię, że nad torami kolejowymi czasami może się w ten sposób kumulować energia, ale co to za energia i jak się w ten sposób kumuluje to już nie wiem...
Nie znam rozmiarów ani koloru tej kuli. Ale wujek z ciotką na 120% nie ściemniali, bo wyglądali na poważnie wystraszonych. No i nie mieli zwyczaju wkręcać tak kogokolwiek.
Głównie chodzi o to, żebyście się ustosunkowali do tego "naukowego wyjaśnienia", może znacie takie zjawiska. Bo żeby mówić czy to było UFO czy nie, to za mało szczegółów...
EDIT: setny post... na zdrowie <piwko>
Użytkownik Goccolo edytował ten post 21.03.2008 - 22:32