Na wstępie chciałbym wszystkich przywitać, jako iż jestem tu nowy.
Na ten portal trafiłem przypadkowo, stosunkowo nie dawno.
Po lekturze niektórych wątków postanowiłem opisać swoją 'przygodę z duchami' jeśli można tak to nazwać.
Zacznijmy od początku:
Mój brat po skończonych studiach elektro-technicznych został 'znaleziony' przez firmę rekrutującą z Anglii (szukającą pracowników z Polski). Jako iż płace były kilkakrotnie wyższe niż tutaj, brat pojechał z żoną do uk. Supervisor znalazł mu mieszkanie na wynajem, itd. Oczywiście odrazu narodziły się plany aby mnie "sprowadzić" do Anglii w celu zarobków.
No więc brat co niedzielę sporządzał sprawozdanie przez telefon dla ciekawskiej rodziny

No ale tam nie robiło się zaciekawie o czym my na początku nie wiedzieliśmy. Dom był podzielony na dwie części:
na dole mieszkał starszy pan, który niegdyś był właścicielem całego domu, a na górze lokatorzy 'na wynajem'.
Wiem tyle, że przed moim bratem mieszkał tam jakiś chińczyk, a przed chińczykiem jeszcze jakaś jedna osoba,
no i umarła tam również żona tego staruszka.
Na drugim piętrze był jeszcze niski strych (a raczej poddasze, wysokie tak na 50cm, wchodziło się tam poprzez klapkę w suficie na przedpokoju). Więc, z początku nic się nie działo. Ale później były różnego rodzaju pukania, zgrzyty, trzeszczenia desek, samo zapalało się światło czasami. Oczywiście brat tłumaczył to efektami zewnętrznymi takie jak wiatr czy wadliwa instalacja elektryczna. Ale bywały też pierwsze oznaki tego 'czegoś'. Mianowicie mniej więcej raz, czasem dwa w tygodniu, o godzinie 3.15 włączał się sam telewizor (na innym paśmie niż był poprzednio, co zaciekawiło a zarazem martwiło mojego braciszka) i słychać było że ktoś chodzi po strychu.
Zbliżały się wakacje i 23 czerwca 2007 roku przyleciałem do Manchasteru.
Osobiście wierzę w duchy, ale nigdy wcześniej nie miałem z nimi żadnego kontaktu, a wszelkie sytuacje z nimi związane słyszałem tylko z opowieści mojej mamy. Trochę się obawiałem tam mieszkać, ale skoro brat ze swoją żoną żyli tam przeszło 3 miesiące to niwelowało to moje obawy. Gdy w końcu dotarłem na miejsce, dom wyglądał bardzo fajnie. Charakterystyczna angielska cegła, ładnie urządzony w środku, wyglądający na nowy, fajny dom.
Ja mieszkałem w 'głownym pokoju' który łączył się z kuchnią, sypialnią i przedpokojem.
Jako iż brakowało mi kilka miesięcy do 18stki, miałem problemy ze znalezieniem pracy. Wolny czas spędzałem zwiedzając kraj i grając w grę internetową. No i po tygodniu mojej obecności tam, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Z własnego przekonania starałem się pojmować wszystko racjonalnie. No więc, grałem zawsze od 22 do późnych godzin nocnych to jest 3-4 (tak tak, maniaczyłem

Pukania w scianie, i odgłosy że ktoś chodzi po strychu były w każdą noc (tłumaczyłem sobie tylko: tam jest tylko 50 cm wysokości, to pewnie wiatr) no i stąpania bosą stopą po płytkach w kuchni (zawsze miałem otwarte drzwi tam).
Nigdy wszystkie czynniki nie pojawiały się na raz. Każdy czynnik pojawiał się bez towarzystwa innych.
Odczuwałem niepokój i często świeciłem światło i biegłem do kuchni czy łazienki by zbadać sytuacje. Nikogo tam nie było, i wszystko starało się wyglądać normalnie. Ktoś sobie pomyśli: było późno, wszystko było w twojej głowie- otóż mówię: nie. Całe stukania, drapania, trzeszczenie desek itd zaczynały się około godziny 2-3. Zawsze wtedy kładłem się do łóżka, owijałem kołdrą i próbowałem zasnąć. Po jakimś czasie nauczyłem się przy tym zasypiać. Ktoś powie: trzeba było chodzić szybciej spać: niestety przyzwyczaiłem się, że chodzę spać w każdą noc około 3 i nie mogłem wcześniej mimo szczerych chęci. Pewnego wieczoru, żona mojego brata poszła wziąść prysznic, ja siedziałem na komputerze i też chciałem się wkoncu umyć. Dochodziła godzina 23 a w łazience cały czas się świeciło światło i słyszałem wyraźne dźwięki prysznica. Ogarneło mnie przerażenie że coś się stało i w biegłem do łazienki, światło było zaświecone i nikogo w środku, pomimo iż nie zauważyłem aby bratowa przechodziła przez mój pokój. Zgasiłem światło więc w łazience, i po tych wrażeniach położyłem się odrazu spać. Leżałem tak przeszło 2 godziny w łóżku i słuchałem nie miłych stukań. Budzę się rano i tylko słyszę od bratowej: "Młody, nie wyłączyłeś światła w łazience i świeciło się całą noc". Następnej nocy nie było też zbyt fajnie. Około 2 włączył się telewizor. O godzinie 3.00 wyszedlem do ubikacji, gdy wróciłem zobaczyłem że komputer się zresetował. Siadłem jeszcze chwile na neta i o 3.33 w kuchnii coś głośno spadło na ziemię.
Pobiegłem zobaczyć co się stało: naczynia i sztućce spadły z płaskiego blatu(!) prosto na płytki. Do teraz nie wiem jak to wytłumaczyć. Wszystkie były ułożone normalnie na płaskiej desce. Strach (i to nie byle jaki) przejął wodze, narobiłem krzyku, zawołałem brata.
Po zaaplikowaniu tabletek ziołowych poszedłem spać. Od tego momentu spałem w tym samym pokoju co brat z żoną.
Brat tylko wypytywał mnie o każdy zaobesrowany czynnik w nocy i dodawał tylko 'k*rwa..., znów zaczyna straszyć'.
Po miesiącu wróciłem do Polski. Brat postanowił się przeprowadzić.
Teraz następna relacja:
Mój drugi brat, który mieszka w Krakowie, chciał ich odwiedzić i pomóc w przeprowadzce. Zapadła noc, mój drugi brat nocował w tym samym pokoju co ja wcześniej, na materacu. Jako iż miał dziwne problemy z zaśnięciem postanowił że pogra sobie na ps2. Grając słyszał kroki w kuchnii i stąpania po strychu, ale zignorował to. Nagle zaczął słyszeć kroki coraz bliżej siebie (mówił że złapał szok, nie mógł się odwrócić do tyłu i nic z siebie wydobyć). Na raz poczuł że jego materac zaczyna się z tyłu uginać pod czyimś ciężarem i to coś idzie w jego stronę. Ponoć tak 'wyparował' do sypialni starszego brata że było słychać tylko huk jak wleciał w drzwi

Następnego dnia zaczęła się przeprowadzka. Teraz brat mieszka w innym domu i nie dzieje się nic złego.
Być może to co opisałem nie wygląda na coś strasznego i jest tego nie wiele, ale po roku czasu cięzko opisać więcej szczegółów. Ponadto, wtedy to było dla mnie straszne i sądzę że to było coś 'nie z tego świata'.
Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji
