Witam. To mój pierwszy post na tym forum, chociaż przyglądam się mu od około roku. Mam prawie 15 lat, jest dojrzałą dziewczyną [niestety życie mnie do tego zmusiło]. Nie będę przedstawiać niestworzonych historii. A więc zacznijmy.
Ta historia zdarzyła się naprawdę. I to parę lat przed moimi narodzinami.
Było popołudnie, kilkanaście dni przed ślubem mojej ciotki. Moja matka pracowała u mojego wuja jako sprzątaczka [i nie wstydzę się tego]. Akurat zamiatała podłogę i schyliła się na chwilę. Gdy podniosła głowę zobaczyła dziewczynę w białej sukni ślubnej. Dziewczyna przebiegła przez teren tego budynku i musiała skręcić, ponieważ cały teren ogrodzony był wysokim płotem [było tam tylko jedno główne wejście]. Moja matka spojrzała w drugie okno, gdzie dziewczyna powinna się pojawić, ale ona zniknęła. Jeszcze naprzeciwko rogu pomieszczenia, w którym akurat znajdowała się moja matka był odgrodzony kawałek dla psów [również otoczony siatką]. Te psy były bardzo agresywne i szczekały na każdego. O dziwo tym razem milczały, nawet nie zawarczały. Moja matka tak się przestraszyła, że od razu wybiegła z tegoż budynku i pojechała prosto do domu. Dwa lub trzy dni przed samym ślubem moja ciotka mocno skaleczyła się w nogę. Wesele odbyło się normalnie bez większych kłopotów.
Czy mógł to być jakiś znak? Wierzę mojej matce, a ona raczej nie zmyśla historii.
Bardzo liczę na wasze zdanie. Przepraszam za jakość tego tekstu. I za jakiekolwiek błędy. Jeśli jest to zły dział, to proszę o przeniesienie.