Skocz do zawartości


Zdjęcie

Zaginione zwłoki Poniatowskiego


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

grzyman.
  • Postów: 72
  • Tematów: 37
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

12 lutego 1798 r. zmarł w Petersburgu Stanisław August Poniatowski, ostatni król Rzeczypospolitej. Pogrzeb był wspaniały. Car Paweł I jechał na czele gwardii przed trumną ze szpadą obnażoną, w dół opuszczoną. Metropolita Siestrzeńcewicz odprawiał nabożeństwo żałobne. Ministrowie i urzędnicy dworu szli w żałobie przy wozie ozdobionym królewską koroną. Herold przodował z herbami Polski i Litwy oraz z laską z orłem białym. Gwardie stały szeregiem od Pałacu Marmurowego do kościoła katolickiego pw. św. Katarzyny, wzdłuż całego Newskiego Prospektu. Tłumy towarzyszyły pochodowi. Zwłoki złożono w kościelnej niszy – po ceremonii zamurowanej, której miejsce oznaczały dwie chorągwie.
”Urzędnik zabrania modłów za króla czyli tajemnica 14-tej nocy lipcowej w Wołczynie”

- pod takim tytułem w wileńskim „Słowie” (1938, nr 211) Józef Mackiewicz zamieścił reportaż z Wołczyna „w sprawie króla”. Sprawa ta była istotnie dziwna i tajemnicza… Sprowadzone do kraju szczątki ostatniego króla Polski chowano – nie na Wawelu, ale w Wołczynie, w podziemiach kościoła, acz i barokowego, ale już naonczas, w 1938 r. potwornie zaniedbanego, będącego niemal w stanie ruiny. „A teraz ostatniego z naszych panów monarchów, ostatniego króla i wielkiego księcia, króla – estetę, króla – mecenasa, króla – artystę, sprowadza się do tej wioski, do tych ruin nocą, w trumnie obwiązanej powrozami, cichaczem, pod osłoną tajniaków kryminalnej policji, a konserwator urzędowy… zabrania księdzu odprawiania publicznego modłów za jego duszę do Pana Boga! Co to jest?!! Dlaczego tak?!”.

Indagowany przez Mackiewicza ks. proboszcz kościoła – Czyszewicz, na konkretne pytania zręcznie unikał konkretnych odpowiedzi. Mackiewicz jedzie do Brześcia i szpera tam „w najróżnorodniejszych sferach, duchownych i świeckich”. Tam, gdy porównał rozmaite pogłoski i relacje z tymi, które słyszał w Wołczynie – włosy mu się, jak pisze, zjeżyły.

„Tajemnica” wydała się wcześnie. Dnia 9 lipca przybył na dworzec w Brześciu zwyczajny wagon towarowy. Był zaplombowany. Skąd jednak wiedziano o tym, co zawiera? Że mianowicie trumnę ze zwłokami króla Stanisława. Faktem jest, iż już wtedy szeptano o pieczęci „polskiego konsula w Leningradzie”, położonej na trumnie…

Wagon stoi na szynach 4 dni.

Dnia dziesiątego spada na Wołczyn niezwykła ekipa: naczelnik wydziału budowlanego wojewódzkiego urzędu w Brześciu, inż. Papieski, z robotnikami. Ludzie mają miny tajemnicze.

Dalej Mackiewicz opisuje przebieg robót w kryptach kościoła:

(…)pobieżny remont i pobielenie wnętrza. Zaczem wzmocnienie sklepień krypty pod kaplicą. Mianowicie pośrodku podłogi widnieje szeroki otwór prowadzący do krypty podziemnej, prowizorycznie założonej deskami. Nikt nie wie, po co to się robi… Rzekomo nikt (…).

Roboty prowadzone są gorączkowo i w ciągu 4 dni gotowe!

Jak, w czym i czym przewożono z Brześcia do Wołczyna królewskie szczątki, kto asystował temu „konduktowi”?

Na pół godziny przed północą samochody zakradły się przed kościół w Wołczynie. Ale nie od frontu. Zajeżdżają bokiem między mur kościelny i płot dzisiejszej parafii, ongiś park pałacowy. (…)

Obecny jest, owszem, ksiądz proboszcz, wójt, konserwator z Lublina, inż. Papieski, i panowie, których ze względu na wyższe rangi nie da się rozpoznać. (…)

Teraz dopiero zaczęło się ciągnienie trumny. 600 kilo. Każdemu z 6 woźnych pocztowych przypadło po 100 na barki. Okazuje się, że trumna nie może przejść, wskutek swej wielkości, przez wąską bramę. Poczęto więc nią rzucać i szorować przez mur, górą. To ten, to inny z „panów” doskakiwał, żeby pomóc woźnym.

Gdy wniesiono trumnę do kaplicy, okazało się, że pierwotny projekt schowania jej w krypcie podziemnej upada. Nie przechodzi bowiem przez otwór w podłodze. Spuszczono więc w dół tylko urnę z sercem, a trumnę zostawiono na wierzchu. Tak jak była: obwiązana sznurami i opieczętowana. Potem zamknięto kratę, potem drzwi i zabrano klucz (...)

Tak pisał Józef Mackiewicz w 1938 roku, w którym to sprowadzono z Leningradu szczątki (?) króla Stanisława Augusta. Do – polskiego naonczas Wołczyna, który później zostanie włączony w obszar Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej.

Tajemnica „sprawy wołczyńskiej” w 1988 r.

W 1939 r. kościół wołczyński został splądrowany przez wojska sowieckie, potem (w 1941 r.) przez niemieckie. Zwłoki (?) króla zostały sprofanowane. W 1988 r. miały być one sprowadzone do Polski. Niestety, w kościele wołczyńskim już ich nie znaleziono. Liczne naonczas wzmianki w polskich środkach masowego przekazu nie dały pełnego obrazu poszukiwań ani też ich wyników. „Biała plama” – mówi dziś Maciej Witkiewicz, stryjeczny wnuk Stanisława Ignacego Witkiewicza (Witkacego), który o cztery lata wcześniej przeżył podobną tragifarsę ze sprowadzeniem z Ukraińskiej Sowieckiej Republiki Socjalistycznej (ze wsi Jeziory) szczątków Witkacego. Z Jezior zabrano do Zakopanego „nie tego Witkacego”, później się okazało, że był to szkielet młodej kobiety. W przypadku króla Stanisława Augusta („sprawy wołczyńskiej” w 1988 r.) w bezczelny sposób zadrwiono z polskiej racji stanu. „Znaleziono tam naonczas zamiast szczątków króla… szkielet królika” – opowiada Maciej Witkiewicz, naoczny świadek „sprawy wołczyńskiej”.

Na tajemniczy pochówek w 1938 r. nakłada się jeszcza jedna tajemnica 1988 r. Kto (i kiedy?) podrzucił do wołczyńskiego kościoła królika?

Wizerunki króla…

W 1995 r. ziemię wraz ze skrawkami królewskich szat przewieziono do Polski i pochowano w katedrze pw. św. Jana w Warszawie. „Mimo że nie miał (Stanisław August) większych osiągnięć politycznych, przez współczesnych postrzegany był jako człowiek wykształcony i wrażliwy, mecenas oświaty, kultury i sztuki. Był założycielem Szkoły Rycerskiej w Warszawie (1765), współtwórcą Komisji Edukacji Narodowej (1773), protektorem zreformowanego przez Stanisława Konarskiego szkolnictwa pijarskiego. Z jego inicjatywy wydawać zaczęto pismo „Monitor” (1765), które miało służyć przebudowie sarmackich obyczajów szlachty. Zasłynął też jako organizator „obiadów czwartkowych”, był inicjatorem przebudowy Zamku Królewskiego oraz budowniczym kompleksu pałacowo-ogrodowego w Łazienkach. Podziw budziła z dużym smakiem gromadzona królewska galeria obrazów. Poza manufakturami, które sam założył w Belwederze (mennica i ludwisarnia), popierał rozwój górnictwa w Zagłębiu Staropolskim i w znacznym stopniu przyczynił się do gospodarczej poprawy miast polskich. Pozostawił pamiętniki „Mémoires du roi Stanislas-Auguste Poniatowski”, które zaczął pisać po I rozbiorze, i do których powrócił pod koniec życia w czasie pobytu w Petersburgu” (Artur Kijas).

„O każdej kwestii Stanisław August mówił jak wyrocznia, choć od 25 lat żadnej książki nie przeczytał; robiono dlań tylko z nowych dzieł króciutkie wyciągi, które mu ustnie streszczano. (…) Zaufany w swój dobry gust tyranizował artystów. Bacciarelemu kazał malować wszędzie oczy podobne do swoich – wyłupiastych. Bacciareli był posłuszny, ale po śmierci Stanisława, mimo starości, zaczął malować znacznie lepiej. Stanisław August lubił przychodzić do jego pracowni, gdy szkicował piękne damy, skontrolować czy prawidłowo trzyma pędzel. Rozgarnięty Bacciareli zaraz się ulatniał, a król kontynuował seans z modelką.

Muzyków zawsze chwalił lub ganił, choć po dźwięku nie odróżniał bębna od organów. Rozmiłowany w budownictwie rysował plany, dawał wskazówki architektom; gdyby go słuchali, nigdy cegła na cegłę by nie trafiła. Wydał setki milionów i w rezultacie dziesięciokrotnie przerabiany Pałac Ujazdowski obrócono na koszary, a Zamek pozostał szpetną stodołą. Tylko liczne kochanki ocaliły Katedrę; marzył, żeby ją rozwalić, sklecić coś innego na jej miejscu. Jakby mało pustych placów było wtedy w stolicy! Szczęściem kobiety pochłonęły pieniądze przeznaczone na wandalizm. Maleńkie Łazienki to ostatecznie jedyny owoc tych olbrzymich sum, za które przeciętny cieśla potrafiłby upiększyć całą Warszawę i jeszcze ufundować piramidę dla Pragi.

(…) Jak przystało na mecenasa literatury król wyznaczył kucharzowi Tremo najwyższą pensję – 800 zł.; ukochany, podziwiany szambelan Trembecki pobierał 720 zł.; dobra baranina wyprzedzała świetne wiersze. Sekretarze załatwiali tylko sprawy państwowe, więc mieli po 600 zł.

(…) Główną troską króla były sprawy finansowe. Choć przez oszczędność nawet msze za dusze swych rodziców kazał opłacić Skarbowi Państwa, choć Rzeczpospolita spłaciła już dwa razy jego długi – miał ich znowu ponad 11 milionów. Zapożyczył się u Żydów, jako procent zwolnił ich od wszelkich podatków, co było dla nich oczywiście świetnym interesem, a dla skarbu katastrofalnym.

Przykładał się do konstytucji licząc, że patrioci przez wdzięczność, iż zajmuje się sprawami państwowymi, zajmą się potem jego prywatnymi, ale widział teraz ze zgorszeniem, że nadal potrzeby wojska uważają za najpilniejsze i wszystko w nie pakują. Żywo się więc interesował projektem stworzenia banku polskiego – wnetby zeń zabrał całą gotówkę, a jako kapitał zakładowy pozostawił swoje weksle, skamlał nadal przez Goltza o zasiłek od Fryderyka, na razie – mimo solennej obietnicy, iż ordery i godności będzie nadawał tylko za istotne zasługi – handlował nimi po dawnemu jak przekupka kiełbasami na rynku.

Za 10-20 dukatów sprzedawał tytuły chorążego, cześnika, podkomorzego; za 30-50 starosty; czerwoną wstęgę orderu św. Stanisława można było nabyć za 100, po ostrym targu nawet za 80 dukatów. Najwyższe odznaczenie – Orzeł Biały – też był na ladzie.

(…) Gdy tylko ktoś zasługiwał się należycie Katarzynie, zyskiwał jej uznanie – zaraz Stanisław August przesyłał mu order. Wszystkie polskie szuje były przepasane wstęgami”. (Karol Zbyszewski)

Wywodził się z ubogiej szlachty

Antenaci ostatniego króla Polski byli ubogą szlachtą. W XVII w. zamieszkiwali Polesie i Ukrainę. „Rodzina Poniatowskich miała ponoć swe korzenie w bardzo odległej przeszłości, ale żadnemu historykowi nie udało się ich należycie udokumentować. Pierwszą ważną postacią, dość zresztą mglistą, niemal mityczną, był Franciszek z Poniatowa (lub Poniatowej), dziad króla. Co gorliwsi historycy i genealodzy uczynili miejscem jego narodzin Kraków oraz ożenili z Heleną z Niewiarowskich. Poniatowscy mieli podobno kilku synów, ale tylko jeden z nich, Stanisław, ojciec przyszłego króla dzięki swoim nieprzeciętnym zdolnościom politycznym i małżeństwu z Czartoryską wyniósł swoją rodzinę do godności równej pierwszym rodom magnackiej Rzeczpospolitej”. (Małgorzata Forysiak)

Stanisław Poniatowski zaczynał karierę jako żołnierz carski. W czasie Wojny Północnej stał się zwolennikiem króla szwedzkiego Karola XII. Dwukrotnie ocalił królowi życie, przez co zyskał jego zaufanie i przyjaźń. Stanisław Poniatowski był człowiekiem rzutkim, obrotnym. Był dzielnym żołnierzem i wytrawnym dyplomatą. Małżeństwo z księżniczką Czartoryską Konstancją wyniosło go na wyższe szczyty. Ale i w jego osobie „Familia Czartoryskich zyskała nieocenionego współpracownika. Rozumny i zręczny, rzutki i przebiegły przez długi czas był rzeczywistą głową Familii i łącznikiem między nią a dworem królewskim”. Szybko awansował. Z podstolego na podskarbiego litewskiego, potem wojewodę mazowieckiego, regimentarza armii koronnej, aż uzyskał najwyższą godność świecką – został kasztelanem krakowskim. Z żoną Konstancją doczekali się ośmiorga dzieci: sześciu synów i dwie córki.

Stanisław Antoni (późniejszy August) przyszedł na świat jako ich szóste dziecko. Urodził się w Wołczynie w 1732 r. Pragnieniem ojca było, by syn zdobył karierę wojskową, przeto wysłał go na zagraniczne wojaże celem bliższego zapoznania się z europejską wojskowością. Aliści z tych wojaży syn przywiózł do Polski jedynie zamiłowanie do kultury, oświaty, sztuk pięknych. Otrzymał staranne wykształcenie w zakresie historii, literatury, filozofii, prawa, znał biegle sześć języków obcych.

W latach 1755-1758 z przerwami Stanisław Antoni Poniatowski jako młody stolnik litewski przebywał w Petersburgu, początkowo jako nieoficjalny sekretarz ambasady angielskiej, później poseł króla Augusta III i wysłannik Czartoryskich. Wtedy to nawiązał więcej niż przyjazne stosunki z wielką księżną Katarzyną – od końca czerwca 1762 r. imperatorową Rosji. Po śmierci Augusta III (1763), dzięki funduszom brata Andrzeja Poniatowskiego, generała-lejtnanta w służbie habsburskiej, pod naciskiem carycy Katarzyny i przy poparciu książąt Czartoryskich został w 1764 r. obrany królem Polski, liczył wówczas 32 lata… „Był człowiekiem młodym i pełnym zapału. Planował przeprowadzić reformy, które wzmocniłyby państwo i nie zamierzał ulegać wpływom swoich krewniaków, którzy pomogli mu uzyskać koronę. W swojej politycznej naiwności wszystkie nadzieje wiązał z dworem rosyjskim i kobietą, którą kochał. Łudził się nadzieją, że i Katarzyna powodowana dawnym uczuciem ułatwi mu zrealizowanie ambitnych planów ustrojowych w Polsce. Czas miał pokazać, jak bardzo płonne były to nadzieje”. (Małgorzata Forysiak)

Króla portret własny

W latach 1756-1760 Stanisław A. Poniatowski, nie przeczuwając może jeszcze, że zostanie królem Polski, ówczesnym obyczajem, kreślił wizerunek własny.

Poniatowski tak siebie przedstawia:

(…) Byłbym moją postacią zadowolony, gdybym o cal był słuszniejszy, gdybym nogę miał kształtniejszą, nos nie tak garbaty, mniejsze usta, wzrok lepszy, zęby pokaźniejsze. Nie sądzę, bym nawet z tymi poprawkami miał być bardzo pięknym, ale by mi tego było dosyć, sądzę bowiem, że twarz mam szlachetną i wyrazistą i postać odznaczającą się, ruchem i trzymaniem się wszędzie na siebie zwracającą oczy. Krótki wzrok często mi jednak nadaje minę zakłopotaną i ponurą, ale to nie trwa i gdy chwila ta przejdzie, często grzeszę znowu postawą zbyt dumną.(…) Łatwo dostrzegam śmieszność i fałsz wszelkiego rodzaju i wady osób, a często zbyt żywo uczuć im to daję. Nienawidzę antypatycznie złego towarzystwa. Wielkie lenistwo nie dało mi ani w talentach, ani w nauce tak daleko posunąć się, jak bym mógł. Pracuję, gdym natchniony. Od razu albo zrobię wiele lub nic wcale; nie spoufalam się łatwo i przez to wydaję się zręczniejszym niż jestem. Co się tyczy prowadzenia interesów, zbyt w nich bywam otwarty, zbyt się spieszę i dlatego pełno popełniam omyłek. Sądzę dobrze o interesie, widzę trafnie błąd planu lub tego, co wykonywa, ale sam potrzebuję jeszcze rady i hamulca, abym się go ustrzegł. Jestem nadzwyczaj wrażliwym, więcej na strapienie, niż radość; pierwsze wzięłoby nade mną górę, gdybym w głębi serca nie miał przeczucia zbyt wielkiego szczęścia w przyszłości.

Urodziwszy się z wielką i gorącą ambicją, z myśli reform, chwały i pożytku mojej ojczyzny, utkałem osnowę wszystkich spraw moich i życia. Zda mi się, że do kobiet nie jestem stworzony. Pierwsze próby podobania się przypisywałem szczególnym tylko sympatiom; naostatek poznałem miłość i kocham tak namiętnie, że czuję, iż miłości tej utrata uczyniłaby mię najnieszczęśliwszym w świecie i odebrałaby mi męstwo na całe życie. (…)

Był, jak to później się okaże, doskonałym prorokiem własnego losu.

Wojna Kasi ze Stasiem…

… Katarzyna, caryca Rosji, naturalnie nie zamierzała tolerować reformatorskich działań swego kochanka na rzecz rozwoju Rzeczpospolitej. Dwór carski na wszelkie sposoby, a głównie przez swego posła, skutecznie przeszkadzał obradom Sejmu Czteroletniego (1788-1792) i uchwaleniu Konstytucji 3 Maja (1791), po której zawiązał konfederację targowicką. Chwiejny, uległy Katarzynie król Stanisław August po 4-tygodniowej śmiesznej wojnie rusko-polskiej (tzw. „wojny Kasi ze Stasiem”), przystał do Targowicy.

Kluchosławem nazwie ostatniego króla Polski historyk, pisarz, dziennikarz przedwojennego wileńskiego „Słowa” Karol Zbyszewski. W swej książce „Niemcewicz od przodu i tyłu” (nie przyjęta naonczas praca doktorska) pisał:

Kluchosław August myślał z goryczą:

Ta nieznośna wojna trwa już chyba wieki, a 4 tygodnie to na pewno; kosztuje najniepotrzebniej masę pieniędzy, które ja mógłbym o wiele korzystniej, bo na siebie obrócić; pierwszym obowiązkiem zgromadzeń narodowych jest spłacanie długów manarszych! Sejm nie spełnił tego świętego obowiązku; od kogo teraz pożyczyć? Od kogo co dostać? Przez te brewerie wojenne jeszcze stracę koronę… trzeba nareszcie skończyć z tą zwariowaną wojną!

Nic nie mówiąc nikomu napisał pokorny list do Katarzyny z przeprosinami, zapewnieniami swej uległości, błaganiami o pokój.

Carowa odpowiedziała surowym, prostackim biletem, że król może liczyć na jej łaskę tylko o ile przystąpi natychmiast do Targowicy! Wobec tak wyraźnej woli bożej Kluchosław zwołał radę ministrów.

Zeszli się wszyscy na Zamek, rozmawiając o wojnie, czekali aż król wygrzebie się z betów.

Zjawił się nadspodziewanie prędko. Wymuskany, wypinając brzuch, oświadczył wesołym głosem:

- Zgłaszam swój akces do Targowicy! Kto prawym synem ojczyzny – postąpi jak ja!

W prawych patriotów jakby piorun strzelił. Oczy wyszły im na wierzch, usta rozdziawili, zatkało oddech… A król ze słodyczą klarował, że akces do Targowicy to zakończenie krwawej wojny domowej, to zbawienie kraju od łupiestwa i ruiny, to jedyny sposób uniknięcia drugiego rozbioru… (…)

Konsekwencją konfederacji targowickiej był drugi rozbiór Polski (1793). Wcześniej, po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, w swym liście datowanym dniem 27 maja 1791 r. imperatorowa Katarzyna pisała do Potemkina, że z Polską nie chce zrywać za wcześnie, rozkazywała mu zwrócić także uwagę na oderwanie Polski od Prus. O Stanisławie Auguście pisała: „Przy słabym i niestałym charakterze króla chcę nie króla sobie pozyskać, ale naród zapewnieniem nie mieszania się do spraw jego”.

Królem został w wieku 32 lat, panował na tronie 32 lata

Powstanie pod wodzą Kościuszki (1794) zakończyło się dotkliwą klęską i całkowitą likwidacją państwa polskiego. Król, posłuszny rozkazom Katarzyny, opuścił Warszawę i wyjechał do Grodna, gdzie, zgodnie z jej wolą, w 1795 r. abdykował. Przed sobą samym tę uległość usprawiedliwiał „względami na dobro ojczyzny”, potępił jednocześnie Powstanie Kościuszkowskie.

Formę abdykacji przysłano z Petersburga. Abdykacja stanowiła akt podpisania i potwierdzenia trzeciego rozbioru Polski.

Stanisław August Poniatowski panował na tronie polskim 32 lata.

Po abdykacji, generał-gubernator Litwy książę Repnin, na rozkaz Katarzyny pilnujący Stanisława Augusta w Grodnie, pisał w liście do Sołtykowa: „Położenie króla, bądź co bądź, zmusza do głębokiego zastanowienia się nad niestałością rzeczy ludzkich, nad potęgą Wszechmogącego. Trudno znaleźć człowieka razem szczęśliwego i bardziej nieszczęśliwego. Siedzę z nim (w Grodnie) jak w więzieniu. Kiedy będzie koniec pobytu króla?”

Rok po podpisaniu abdykacji zmarła Katarzyna (1796). Wieść o śmierci imperatorowej Rosji rychło dotarła do Grodna. „Stanisław August strwożył się tym niezmiernie. Grodno opustoszało wprędce. Rozbiegli się z niego Rosjanie, rodzina Repnina wyjechała także. Przez kilka dni potem król chodził w myślach pogrążony; sen go odbiegł, lękał się wojny, a dla siebie wygnania, losu straszniejszego jeszcze nad ten, z którym się już oswoił. Trwożyło go wszystko.

Po zmarłej cesarzowej przywdziano żałobę. Dwór królewski prywatnie składał przysięgę na wierność cesarzowi Pawłowi”. (Józef Ignacy Kraszewski)

Do Petersburga – przez Wilno

Na wezwanie Pawła I Stanisław A. Poniatowski udał się wraz z dworem do Petersburga. W tej podróży ostatni raz odwiedził Wilno – za zezwoleniem Repnina, pod pozorem pożegnania się z księżną Repninową.

W Wilnie Stanisław August Poniatowski stanął 19 lutego 1797 r. Zima tego roku była niezwykle ostra. W ulicach spotkały go cechy z chorągwiami, horodniczy z raportem o stanie miasta, gubernator – takoż z raportem o stanie guberni. Wieczorem miasto iluminowano. Król zwiedził Akademię, Werki, zabytki architektoniczne. Następnie udał się – przez Rygę – w podróż do Petersburga.

Car Paweł I przy zgonie Stanisława Augusta

W Petersburgu zamieszkał w Pałacu Marmurowym. „Mieszkał Stanisław August po królewsku, miał przyboczną gwardię i otoczenie świetne. Zasypywano go prośbami z Polski i Litwy, nad którymi po całych dniach przesiadywał. Ministrowie mieli polecenie prośby króla przedstawiać cesarzowi. W Gatczynie później król z Mikołajem Wolskim pracował nad apologią swych czynów i panowania, szczególniej nad odparciem zarzutów, jakie mu uczynili autorowie zbiorowego dzieła: „O ustanowieniu i upadku Konstytucji dnia 3 Maja”. W istocie wiele z tych obwinień z króla zdjąć, a na kraj włożyć można, ale winy słabości charakteru, w ostatnich czynach tak bijącej, nic zmniejszyć nie może. Król sam przedstawia się w tej obronie bezsilnym i niedorosłym do wypadków, w którym był czynnym”. (Józef Ignacy Kraszewski)

W lutym 1798 roku, w chwili śmierci ostatniego króla Polski, car Paweł I pochylił się nad jego łożem… Płakał… Plotka głosiła, że był synem Stanisława Augusta. Możliwe, iż następca Katarzyny szczerze w to wierzył…

Stanisław Mackiewicz-Cat w obronie króla

Kim był naprawdę Stanisław August dla kraju, którym władał: niezręcznym politykiem, ale za to monarchą oświeconym i wielkim mecenasem sztuk, ofiarą intryg niechętnych mu przeciwników i własnego braku szczęścia, czy może zwykłym pionkiem w rękach carskiego dworu, który swoją służalczością przyczynił się walnie do unicestwienia Rzeczpospolitej? Tego rodzaju pytania stawia dziś liczne grono znawców przedmiotu (M. Forysiak, A. Zahorski, M. Rymszyna i in.). Postaci ostatniego króla Polski poświęcono mnóstwo książek, rozpraw, w szczególności po drugiej wojnie światowej.

Niejednokrotnie niemal każda publiczna napaść na osobę Stanisława Augusta Poniatowskiego wnet znajdywała jego gorących obrońców. Do tych ostatnich należeli także dziennikarze przedwojennego wileńskiego „Słowa”, z krwi i kości monarchiści Stanisław Mackiewicz-Cat (red. naczelny „Słowa”) i jego młodszy brat Józef Mackiewicz (dziennikarz „Słowa”). Przebywając na wymuszonej emigracji Stanisław Mackiewicz-Cat wydał w 1952 r. o Stanisławie Auguście książkę. Wcześniej, w 1939 r., przed opuszczeniem kraju na zawsze, w przedmowie do „Niemcewicza od przodu i tyłu” autorstwa kolegi po piórze, Karola Zbyszewskiego, Mackiewicz-Cat pisał:

„Oto należę do tych, którzy z jak najgłośniejszym wystąpili protestem przeciw sposobowi, w jaki przewiezione zostały do Polski zwłoki Stanisława Augusta, a także do tych, którzy żądali, aby współczesna Polska uszanowała majestat korony i nieszczęścia, i aby zwłoki ostatniego naszego króla spoczęły na Wawelu. Wywodziłem nawet prawnie, że ten pogrzeb na Wawelu stanowi konstytucyjny obowiązek naszego rządu, wynikający ze stosowania przez Polskę odrodzoną zasady restituto in integram do sukcesji po dawnej Rzeczypospolitej. Gdyby Stanisław August umarł przed rozbiorem – pisałem – niewątpliwie byłby pochowany na Wawelu, my zasadniczo nie uznajemy rozbiorów, nie uznajemy i nie uznawaliśmy nigdy abdykacji ostatniego naszego króla za co innego, jak za akt przemocy i gwałtu. Jakie ma więc prawo rząd polski detronizować Stanisława Augusta po śmierci i odmawiać jego trumnie tych honorów, które mu się należą jako naczelnikowi państwa polskiego i manarsze”.

W Anno Domini 1988, kiedy z białoruskiego Wołczyna usiłowano sprowadzić do Polski zwłoki (?) króla Stanisława Augusta, zabrakło, niestety, dziennikarzy takiego formatu jak bracia Stanisław i Józef Mackiewiczowie.

… O szkielecie królika było cicho i głucho…

Źródło: www.magwil.lt
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych