Napisano
06.01.2008 - 16:42
Witam!
Postanowiłam, że opowiem Wam o moich dziwnych przeżyciach... A mianowicie, kilka miesięcy temu, gdy jak zwykle siedziałam na kanapie wpatrując się w podłogę i myśląc o sama nie wiem czym, usłyszałam krzyk. Donośny, piskliwy, przytłumiony krzyk kobiety; wystraszyłam się, nie wiedziałam skąd dobiega, nie mogłam zlokalizować jego źródła, to tak jakby ten krzyk dochodził z wszystkich miejsc w domu... Trwało to może 15, 20 sekund. Przerażona wybiegłam z pokoju i zapytałam rodziny, czy może też coś takiego słyszeli; spojrzeli się na mnie jak na idiotkę i powiedzieli, że jestem przemęczona... Dałam sobie spokój, poszłam spać.
Kilka dni później, ok. godziny 2, 3 nad ranem, gdy bez żadnych rezultatów, próbowałam zmusić się do snu usłyszałam jakieś głosy, z penwnością były to głosy ludzi. Słyszałam dokładnie co mówią, ale nie potrafiłam tego zrozumieć; tak jakby mówili w innym języku, choć mówili po polsku - wiem, dziwne...
Dwa dni po tym incydencie jechałam do pobliskiego miasta. Było ślisko, padał deszcz. Już się ściemniało. Patrzyłam się w okno słuchając muzyki na mp3, nagle ujżałam coś dziwnego. Postać - ubrana na biało - duży kaptur i płaszcz ciągnący się za nią po ziemi. Wpatrywałam się w nią ok. 7 sekund nie mając świadomości na co patrzę; ona zerkała na mnie spod kaptura i odebrała mi świadomość - jakbym w ogóle nie myślała. Gdy się ocknęłam od razu spojrzałam się do tyłu, już niczego ani nikogo tam nie było...
Po tych wydarzeniach byłam całkowicie bezradna. Nie wiedziałam co robić. Przyjaciele mi mówili, bym wybrała się do psychologa... Ostatecznie postanowiłam, że odwiedzę psychologa, lecz ciągle odkładam tę wizytę...
Tydzień, może dwa tygodnie po tym wydarzeniu, gdy ok. 4 nad ranem wstałam od komputera i zmierzałam w stronę kuchni, ponieważ strasznie chcialo mi się pić, w przedpokoju ujżałam tę samą postać. Byłam sparaliżowana, nie mogłam się ruszyć, myśli porozbiegały się wszędzie. Kilka sekund, wszystko zniknęło, odechciało mi się pić; niemalże z płaczem wróciłam do pokoju... Od tej pory wszystko ucichło, lecz, gdy kładę się spać, czuję i wiem, że w pokoju nie jestem sama - takie dziwne przeczucie. Nie wiem co o tym myśleć - ja właściwie przez to już właściwie w ogóle nie myślę...
Powiedzcie jeszcze czy to może mieć związek z tym, że nie wierzę w Boga, a co gorsza, zaintrygował mnie satanizm? Sama już nie wiem, w ogóle nie mam na to wpływu, chcę wierzyć w Boga, ale nie potrafię; ale to już inna bajka...
Moja psychika jest już na wykończeniu, natrętne myśli nie dają mi żyć... Myślicie, że jestem chora? Bo mi trudno w to uwierzyć...
Pozdrawiam...