Napisano
10.10.2007 - 10:32
Odkryciu dwóch rzeźbionych kamiennych głów w ogrodzie w Hexham w hrabstwie Nordhumberland nie przypisywano początkowo szczególnego znaczenia. Gdy jednak czaszki sprowadziły wilkołaka, zaczął się prawdziwy koszmar.
Rodzina Robsonów zajmuje mieszkanie przy Rede Avenue w Hexham, niewielkiej miejscowości, położonej 20 km na zachód od Newcastle Upon Thyne. Któregoś popołudnia jedenastoletni Colin Robson plewił chwaty w ogródku za domem. W pewnym momencie natrafił na kamień wielkości piłki tenisowej, z dziwnym, stożkowatym występem z jednej strony. Odskrobał go z ziemi i zobaczył, że w kamieniu z grubsza była wykuta ludzka twarz, a występ stanowił szyję tej głowy. Podekscytowany, zawołał młodszego brata, który patrzył na niego przez okno. Chłopcy zaczęli dalej kopać razem i niebawem natrafili na drugą głowę. Kamienie, które wkrótce zyskały sławę jako "czaszki z Hexham", różniły się od siebie. Pierwszy nazwano "chłopcem" ponieważ każdy, kto na niego popatrzył, od razu stwierdzał, że są to rysy męskie. Głowa miała zielonkawo-szary kolor, częściowo składała się z połyskujących kryształów kwarcu i miała "włosy" biegnące pasmami od czoła do tyłu. Ważyła więcej, niż gdyby była zrobiona z cementu czy betonu. Druga czaszka, "dziewczyna", miała jędzowaty wyraz twarzy i wybałuszone oczy. Włosy zaczesane z czoła i związane z tyłu w rodzaj koczka nosiły ślady czerwonej czy też żółtej farby. Chłopcy przynieśli głowy do domu. Od tej chwili zaczęły się dziać różne dziwne rzeczy. Głowy same się obracały, a przedmioty tłukły się bez wiadomej przyczyny. Gdy któregoś dnia łóżko jednej z dwóch córek Robsonów okazało się zasypane odłamkami szkła, dziewczynki wyprowadziły się z pokoju. Na Boże Narodzenie, w miejscu, w którym głowy zostały znalezione, zakwitł dziwny kwiat i jarzyło się niesamowite światło. Naturalnie. Można by uznać, że wszystko to nie miało nic wspólnego z czaszkami i że były to raczej zjawiska związane z "poltergeistem" wywołane za przyczyną dorastających dzieci Robsonów. Jednak sąsiadce Robsonów, Ellen Dodd, przytrafiło się coś tak niesamowitego, że takie wyjaśnienie już nie wystarczało. A oto jej relacja: "Nocowałam w pokoju dzieci, ponieważ jedno z nich było chore. Mój 10-letni syn Brian wciąż mi powtarzał, że coś go dotyka. powiedziałam, żeby przestał opowiadać głupstwa i wtedy zobaczyłam tę postać. Podeszła do mnie i czułam całkiem wyraźnie jak dotykała moich nóg. Potem wyszła na czworakach z pokoju". Później pani Dodd opisywała tę istotę jako "pół człowieka, pół owcę". Pani Robson przypomniała sobie, że owej pamiętnej nocy słyszała trzaskanie, a także krzyki dobiegające z sąsiedniego domu. Później sąsiadka jej opowiedziała, że stwór, który wydawał te dźwięki, wyglądał jak wilkołak. Gdy pani Dodd zbiegła po schodach, zobaczyła, że drzwi do jej domu są otwarte. Jakakolwiek była przyczyna tych zjawisk, Ellen Dodd żyła odtąd w panicznym strachu. W końcu otrzymała inne mieszkanie, w domu Robsonów odprawiono egzorcyzmy, czaszki usunięto i w końcu wrócił spokój na Rede Avenue. Tymczasem czaszki wzbudziły zainteresowanie dr Anne Ross, renomowanej znawczyni kultury Celtów. W jednym z artykułów Anne Ross wystąpiła z twierdzeniem, że czaszki maja około 1800 lat i że były wykonane do celów pewnych celtyckich rytuałów czaszkowych. Czaszki, usunięte z domu Robsonów, znalazły się pod pieczą dr Ross. A oto jak dr Ross opisuje, co nastąpiło potem: "Wówczas jeszcze nie łączyłam tych incydentów z czaszkami. Zawsze zostawiamy w przedpokoju zapalone światło i otwarte drzwi, ponieważ nasz synek boi się ciemności. I zawsze trochę światła wpada aż do naszej sypialni. Pewnej nocy obudziłam się i poczułam ogromny, wręcz paniczny strach a jednocześnie straszliwe zimno. Ten niesamowity, lodowaty chłód rozchodził się dookoła mnie. Gdy mimo woli spojrzałam w stronę drzwi, zobaczyłam to "coś" wychodząc z pokoju. Stworzenie miało około 2 metrów wzrostu, szło lekko pochylone i było wyraźnie widoczne na tle pomalowanych na biało drzwi. Było to pół zwierzę, pół człowiek. Górna część zrobiła na mnie wrażenie wilczej postaci, dolna - ludzkiej. Było jakby pokryte ciemnym, niemal czarnym futrem. Wyraźnie widziałam, jak wychodziło, a potem znikło. Coś mi kazało za nim pobiec - normalnie nigdy bym tego nie zrobiła, ale czułam dziwny przymus. Gdy wstałam z łóżka i wybiegłam, usłyszałam jak schodzi. Potem znikło w tylnej części domu". Ale to jeszcze nie koniec całej historii. Kilka dni później Rossowie po powrocie z Londynu zastali swoją córkę w stanie szoku. Dr Ross tak opisuje co przeżyła dziewczynka: "Gdy otworzyła drzwi wejściowe, jakiś ciemny stwór, który sądząc z jej opisu jednoznacznie wyglądał na wilkołaka, przeskoczył przez poręcz i wylądował z głuchym łoskotem na podłodze. Na zwierzęcych łapach poczłapał ciężko w głąb domu, a ona szła za nim, jakby coś ją do tego zmuszało. Stwór znikł w pokoju muzycznym na końcu korytarza, ale gdy tam weszła, już go nie było. Nagle zaczęła się strasznie bać. W dniu, kiedy pozbyliśmy się z domu owych głów, wszyscy mieliśmy wrażenie, również mój mąż, jakby ciemna, ciężka chmura, która wisiała nad nami, odpłynęła. Od tej pory nie było już żadnych zjawisk paranormalnych". Ale zanim głowy zostały usunięte, niepożądany gość na różne sposoby zaznaczał swoją obecność. Podczas tych strasznych miesięcy Rossowie mieli poczucie, jak zapewnia dr Ross, że jest to stwór zupełnie rzeczywisty. Nie miał w sobie nic ze zjawy, nie był też czymś, co się widuje ledwie kątem oka. Ten stwór hałasował, a każdy, kto wchodził do domu, wyraźnie wyczuwał coś złego. Mąż pani Ross, archeolog, wprawdzie na własne oczy nigdy go nie widział, ale miał pełną świadomość jego obecności, choć na fenomeny paranormalne na ogół nie był wrażliwy. Wszystkie te zjawiska ustały dopiero wtedy, gdy głowy usunięto, w domu odprawiono egzorcyzmy, a dr Ross pozbyła się całej swojej kolekcji celtyckich czaszek kultowych. W 1972 roku cała sprawa ukazała się w innym świetle, gdy Desmond Craigie, podówczas kierowca ciężarówki, ogłosił, że "celtyckie" głowy nie mają w rzeczywistości więcej niż 16 lat i że nie są jakimiś motywami celtyckiego łowcy głów, lecz zabawkami, które on sam zrobił dla swej córki, Nancy. Jego rodzina przez 30 lat mieszkała w tym samym domu w którym mieli mieszkanie Robsonowie, a jego ojciec pozostał tam nawet do ubiegłego roku. Jak opowiadał Craigie pracował w wytwórni wyrobów ze sztucznego betonu, z którego m. in. Odlewał słupy. Aby zapoznać córkę ze swoja pracą zrobił w czasie jakiejś przerwy obiadowej trzy głowy i przyniósł je do domu. "Nancy bawiła się nimi jak lalkami", powiedział. "Zrobiła im oczy ze sreberka po czekoladowych keksach. Jedna głowa pękła, więc ją wyrzuciłem. Inne się walały tu i ówdzie, aż w końcu musiały kiedyś trafić tam skąd je wykopali chłopcy". Craigie powiedział, że jest mu głupio z powodu publicznego zainteresowania, jakie wzbudziły te jego dziełka i że zgłosił się tylko dlatego, żeby wyjaśnić całą tę sprawę. "Jeśli ktoś twierdzi, że te głowy są starożytne, to jest to szwindel". Dr Ross nie była jednak do końca przekonana: "Twierdzenia pana Craigiego są niewątpliwie interesujące, ale byłoby nader dziwne, gdyby bez dość dobrej znajomości prawdziwych celtyckich czaszek kamiennych wykonał te głowy właśnie tak".
Klątwa z dawnych czasów.
Jeśli te głowy faktycznie pochodzą z czasów celtyckich, dość łatwo można sobie wyobrazić, że ciąży na nich jakaś dawna klątwa. Jakże inaczej mogłyby wywoływać zjawiska paranormalne? W przekonaniu, że są obdarzone tajemniczą siłą, utwierdza nas wypowiedź Dona Robinsa, eksperta w dziedzinie chemii nieorganicznej. Zajmował się on problemem, czy przedmioty wykonane z minerałów mogą gromadzić wizualne wyobrażenia ludzi, którzy te obiekty wykonali. Jego zdaniem, miejsca i przedmioty mogą gromadzić informacje, wywołujące pewne zjawiska. Teoria ta jest zbliżona do teorii Toma Lethbridge'a. Według niego, wydarzenia mogą się "nagrywać" na otoczenie, w którym się dzieją, na zasadzie zapisu na taśmie magnetofonowej. Robins oznajmił także, że niektóre minerały mają naturalną zdolność przyjmowania - w postaci energii elektrycznej - informacji, które następnie zostają zakodowane w strukturze ich kryształów. Reasumując, dr Robins stwierdził: "Strukturę minerału możemy sobie wyobrazić jako oscylującą sieć energii, mającą nieskończenie wiele możliwości elektronicznego gromadzenia i przetwarzania danych. Być może poznamy kiedyś te nowe wymiary struktur fizycznych i zrozumiemy zakodowany w kamieniu kinetyczny świat obrazów". Robins zainteresował się także odgłosami, jakie rzekomo towarzyszyły powyższym zjawiskom i również były przypisywane obecności głów. Dostrzegł częściowe paralele między nimi a potworem ze staronordyckiej mitologii, zwanym Wulwerem, który jednak tylko wtedy stawał się niebezpieczny dla ludzi, gdy się go drażniło. Podobno jeszcze w XX wieku widywano go na Wyspach Szetlandzkich. Zainteresowanie doktora czaszkami z Hexham było tak duże, że wyraził gotowość zabrania ich do siebie. Gdy włożył je do samochodu i przekręcił kluczyk w stacyjce, zgasły wszystkie światła na tablicy rozdzielczej. Odwrócił się do czaszek i powiedział twardo: "Dość tego!" i silnik zaskoczył! W domu również dr Robins zaczął odczuwać niepokojącą obecność czaszek. Nie miał wątpliwości, że jeśli którakolwiek z nich mogła wywierać jakiś wpływ to była to głowa dziewczyny. "Czułem się wyraźnie nieswojo, gdy tak siedziałem, a one obie się na mnie gapiły i w końcu je po prostu przekręciłem. Miałem przy tym nieodparte wrażenie, że oczy dziewczyny się obróciły, żeby mnie dalej obserwować". Nikt nie wie gdzie czaszki z Hexham znajdują się obecnie. Zagadką więc pozostanie, ile lat maja naprawdę i dlaczego wydobywały wszystkie te zadziwiające zjawiska.
Nie udało się zrobić lepszego zdjęcia czaszek z Hexham, z których jedna jest podobno męska, a druga kobieca.
Głowy strzegące domu i obejścia.
W północnej Anglii, Szkocji a także na kontynencie europejskim znaleziono setki kamiennych głów. Większość tych prymitywnie wyrzeźbionych czaszek bezsprzecznie pochodzi z czasów celtyckich, ale niektóre o nie wiadomo skąd. Celtowie w Królestwie Brygantii na północnym wschodzie Anglii oddawali cześć ludzkim czaszkom nie tylko jako czarodziejskiemu środkowi odpędzającemu zło, lecz także jako symbolowi płodności. Odcięte głowy pokonanych wrogów przybijali nad drzwiami domów i stodół. Zdaniem historyków, ten okrutny rytuał dał początek późniejszemu kultowi kamiennych głów. W zachodniej części Yorkshire jest tych głów szczególnie dużo. Większość wisi na murach domów, nad bramami albo w pobliżu studni, gdzie mają spełniać swe pierwotne przeznaczenie, czyli odpędzać zło. Dziwne jest jednak to, że wiele tych kamiennych reliktów krwawego celtyckiego kultu nie ma więcej niż sto lat.
To mój pierwszy tego typu artykuł, proszę o wyrozumiałość ;D