Ośmiu byłych dyrektorów ośrodka badań nuklearnych w miejscowości Rotondella, koło Matery na południu Włoch, jest podejrzanych o udział w nielegalnej produkcji plutonu, handel substancjami radioaktywnymi i łamanie przepisów dotyczących ich składowania.
Na liście podejrzanych jest też dwóch bossów kalabryjskiej mafii ndranghety, bo jak wszystko na to wskazuje to oni handlowali materiałami promieniotwórczymi, wynoszonymi z ośrodka badawczego.
Dziennik "La Repubblica" pisze, że dochodzenie wstępne w tej sprawie było bardzo długie i żmudne, a także - jak twierdzi jeden z prokuratorów - "skrajnie niebezpieczne". Pierwsze sygnały o nieprawidłowościach w nadzorze nad odpadami nuklearnymi pojawiły się już w 1990 roku. Okazało się, że pluton oraz groźne odpady radioaktywne "znikają" z ośrodka.
Dopiero pięć lat później śledczy odkryli, że kontrolę nad tymi materiałami przejęła mafia, która dostarczała nawet statki do ich przewozu. Substancje te trafiały między innymi do Somalii, ale część odpadów wyrzucano do morza lub zakopywano w miejscowości Pisticci niedaleko centrum badań nuklearnych. Przed kilkoma dniami prokurator nakazał przekopanie terenu w tej okolicy.
Ilość przejętych przez mafię substancji była ogromna - szacuje się, iż było to co najmniej 600 pojemników.
Kiedy w 1995 roku jeden z kapitanów włoskiej marynarki wojennej rozpoczął współpracę z prokuraturą antymafijną, zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach.
Kolejne lata ujawniły szczegóły dotyczące zaangażowania mafijnych klanów z południa Włoch w przestępczy proceder upłynniania materiałów radioaktywnych, także tych pochodzących z innych krajów europejskich. Według jednego z "nawróconych" bossów zamieszane były w to wszystkie mafijne klany z Kalabrii.
Według "Il Giornale" nie wyklucza się, iż część groźnych substancji była przeznaczona dla ludzi, związanych z dawnym reżimem Saddama Husajna w Iraku.
Z serwisu Wirtualnej Polski.