Jakby tu zaczać..
Cos mnie tak prowadzi przez życie, że gdzie nie pojade spotykam ludzi związanych (świadomie lub też nie) z ezoteryką (zresztą jak cała moja damska rodzina od każdej strony.. ).. w ferie spotkałem grupke ludzi którzy interesowali sie ezoteryka i jedna dziewczyne co miała kumpele medium i w sumie cała noc o tym przegadalismy..
Potem na mojej drodze staneła pedagog która interesuje sie ezoteryka i od niej usłyszałem że jestem stara dusza.. bla bla w sumie to ja jej wiecej mówiłem xP i przy okazji z 10 pierscionków wybrałem ten który był pierscieniem atlantów.. (jakoś tak.. mnie przyciagał..) Potem, a własciwie teraz (ale to pojecie czasu sie wzgledne) wakacje.. Trafiła mi sie łódka na której był fizyk (i rozmowa z nim nauczyła mnie że fanatykowi nie wmówisz.. usłyszysz albo.. pomieszanie w symbianach (czy jak on tam mówił), albo że nie da sie tego fizycznie zbadac wiec czegoś nie ma), taki jeden, najbradziej normalny i dwie dziewczyny.. Kiedyś, już dość późno, co zaczeli gadać, zwiazanego z ezoteryką więc sie wtraciłem..
I ogólnie wyciagnałem z nich (az mnie ciarki przechodza) że widza osoby w lustrach.. jedna z nich.. widziała mała dziewczynke.. delikatnie wchodziłem w ten temat i sie jej zapytałem: 'a kogo ona Ci najbardziej przypomina?' ona tak myśli.. i odpowiada.. mnie samą.. i potem stwierdziła że jak była mniejsza to ta dziewczynka też była mniejsza..
Druga dziewczyna, widziała wiele róznych osob w lustrach.. z tym szczególem że nie mieli oni oczu.. puste oczodły.. a potem okazywało sie że te osoby umierały... Po dłuższej rozmowie, przekonałem sie że o ezoteryce w ogóle nie maja pojęcia, ale przekonały mnie jak o tym opowiadały.. było widać to w ich oczach..
Co o tym sądzicie?
