To ja zajmę się tymi "znakami" niekomputerowymi.
Po tragediach, jaką niewątpliwie jest utrata kogoś bliskiego, włącza się a naszym mózgu specyficzny mechanizm. Jest to mechanizm pocieszycielki jaki ewolucja wytworzyła, abyś ulżyć nam w cierpieniu. W takim wypadku, ludzki umysł, nie tylko sam wytwarza informacje, które następnie przetwarza, ale i neguje informacje, które w innym wypadku, bez cienia wątpliwości, uznałby za prawdziwe. Coś, jak bezgranicznie kochająca żona, przyłapująca męża na zdradzie - mimo, że wszystko wydaje się jasne, to pierwszą reakcją jej umysłu - "to co widzisz jest nieprawdą". Stąd często mówimy "aż mi się wierzyć nie chce w to co teraz widzę" - do dokładnie ten typ reakcji. W tym momencie, powinno być dla nas jasne, czemu fani Elvisa Presleya nie wierzą że umarł, a neonaziści utrzymywali że Hitler, tuż przed zakończeniem wojny zbiegł do Ameryki Południowej.
Niedopuszczanie do siebie myśli o realnie zaistniałej sytuacji, to nie jedyna rzecz, która potrafi zrobić nasz umysł
Aby zabić w nas paraliżujący smutek, zniekształca obraz rejestrowanego świata. W wypadku Elvisa, mowa o dalszym biologicznym funkcjonowaniu, jednak teista ma jeszcze jedną furtkę - życie wieczne! Wszystko co się nie stanie, jest dowodem na życie wieczne, na to, że nas bliski nie do końca umarł. Powiew wiatru zamyka ksiązke w parku - nic, ale niech zamknie na pogrzebie Papieża - cud! dowód na boską ingerencje. Tak, niestety, jest też z tobą Duchol. Zawsze mogę się mylić (i w tym wypadku bardzo bym tego chciał), więc uszy do góry, a może i coś w tym jest....