Ahh, Patrick Geril, ten sam, który w "dowodzie" matematycznym w swojej książce zauważa błyskotliwie, że miejsce przecinka w liczbie nie jest ważne i ochoczo z tego korzysta podstawiając do wzorów to, co mu pasuje dla otrzymania pożądanych przez niego wyników... który usiłuje wmówić czytelnikowi, że Egipcjanie dzielili koło na 360 stopni - liczbę nijak mającą się do ich kultury (za wyjątkiem egipskiego roku, liczącego 360+5 lub 6 dni), gdyż liczba ta to wielokrotność 60, a tak liczyli dopiero Babilończycy! Ten sam wreszcie, który, przy praktycznej nieznajomości francuskiego (co sam przyznaje!) przy użyciu "intuicji" (str. 19) przeczytał książkę Slosmana i znalazł w niej podstawy do swoich teorii. To on jest osobą, która twierdzi, że bieguny odwracają się co 12.000 lat i że co 12.000 lat następuje globalny kataklizm. Nic to, że skały magnetyczne nie potwierdzają tak częstych zmian biegunów i nic to, że archeolodzy na podstawie wykopalisk datują, że wielkie zagłady następują jedynie mniej więcej co 50 milionów lat (gdyby było inaczej, życie na Ziemi nie wykroczyłoby poza stadium pierwotniaków i bakterii, gdyż po prostu nie byłoby czasu na ewolucję pomiędzy kolejnymi kataklizmami!).
Dodać chciałbym też, że mało prawdopodobne jest występowanie na Aha-Men-Ptah (częściowo pokrytej lodem Antarktydzie) koni i lwów (s. 58 i n.). Antarktyda była wtedy izolowanym od milionów lat kontynentem, który, nawet jeśli nie spoczywał pod lodem (oczywiste kłamstwo w złej wierze, gdyż ląd ten zaczął pokrywać się lodem przynajmniej kilka milionów lat temu) musiał posiadać własną endemiczną florę i faunę. W ten sposób chybiona staje się interpretacja Slosmana symbolu dwóch lwów, nad których łowami znajduje się hieroglif oznaczający "horyzont" (akhti) z uwieszonym na nim znakiem życia (ankh) (ryc. 4, s. 24), który jego zdaniem oznaczał, że Wschód stanie się zachodem i na odwrót. Dlaczego? Ponieważ Atlantydzi (Antarktydzi) nie znali takich zwierząt, więc nie mogli ochrzcić gwiazdozbioru mianem Lwa!
Zabawny jest też podpis do ryc. 10 (str. 43):
"Jest to jeden z najbardziej znaczących rysunków, wyrytych na ścianach egipskich świątyń. Ukazuje ucieczkę Ozyrysa, Horusa i Izydy. Po środku królowa Nut, która opiekuje się nimi (...)". Po mojemu jednakże rysunek ten oznacza słoneczną barkę Ra i wędrówkę Słońca po niebie, którego to nieba symbolem w egipskiej mitologii była właśnie bogini Nut.
Niemal o zajady przyprawiło mnie "odkrycie" dotyczące przyczyn precesji (s.70) - według Patricka Gerila, precesja jest wynikiem niewielkich różnic w prędkości ruchu obrotowego jądra i skorupy ziemskiej. No cóż, strzelił jak kulą w płot! Astronomowie już dawno temu odkryli przyczynę precesji - jest nią "zataczanie się" naszej planety w kosmosie spowodowane tym, że jej oś zatacza w przestrzeni okrąg. Cały cykl trwający 25.920 lat jest określany mianem Roku Platona.
Z krzesła spadłem, gdy przeczytałem (s. 96 i n.), jak to Patrick Geril odkrył, czym jest ekliptyka. Naprawdę wzruszyło mnie jego odkrycie, że "Zodiak porusza się ruchem falistym (szkoda, że nie fallistym
)" (s.98). Naprawdę, słodko jest nie wiedzieć, czym jest równik niebieski i jaka jest natura ekliptyki (fikcyjnej linii na nieboskłonie, po której w ciągu roku porusza się Słońce odwiedzając kolejne gwiazdozbiory Zodiaku). Nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem samokrytyka ze str. 97, "Jak to możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłem? Przecież to elementarna wiedza astronomiczna [...]" - cała ta sytuacja obnaża marną wiedzę Gerila na temat astronomii, gdyż nawet początkujący amator wie, czym jest ekliptyka i nawet obudzony w środku nocy będzie umiał odróżnić ją na mapie nieba. Pomijając już fakt, że nigdzie w "Proroctwie Oriona" nie spotkałem się nawet z tym jednym z najbardziej podstawowych w astronomii słów.
Zabierałem się do tej książki z wielką ciekawością i założeniem, że facet wie, co pisze. Teraz jednak jestem do tego człowieka nastawiony tak negatywnie, że bardziej chyba być nie można. Nie mogę inaczej traktować gościa, który nie tylko wprowadza czytelnika w błąd, ale robi to tak bezczelnie, że aż strach się bać. Człowieka, który, jeśli chodzi o przywołane w tekście źródła pisane, bazuje przede wszystkim na książce Slosmana, gdyż pasuje mu ona do teorii. "Jeśli rzeczywistość nie zgadza się z faktami, tym gorzej dla faktów"...? A co, jeśli jednak Slosman się mylił?
Reasumując - jego praca z całą pewnością nie ma charakteru naukowego. Już Daeniken jest bardziej naukowy niż Geril. Cała ta książka to stek bzdur, dla uwierzytelnienia tu i ówdzie uzupełnionych sprytnie dobranymi faktami z zakresu egiptologii i astronomii. Moim skromnym zdaniem, celem Gerila jest nabicie sobie kabzy na książce, a następnie znalezienie grupy dobrze sytuowanych naiwniaków, którzy, w zamian za "ocalenie", zasponsorują jego projekt budowy statku "Atlantyda", o którym wspomina na s. 163. Oczywiście, statek nie zostanie zbudowany, za to Geril do końca życia nie będzie musiał martwić się o materialną stronę ziemskiej egzystencji i wygodnie zainstalowany w państwie, które nie ma podpisanej z Belgią umowy ekstradycyjnej będzie mógł zająć się płodzeniem kolejnych teorii.
Tyle ode mnie - laika. Przypuszczam, że gdyby za rozwalanie tej książki wzięli się eksperci: astronomowie, egiptolodzy, historycy, geografowie, geolodzy - wykryliby kilkanaście (jeśli nie kilkadziesiąt) razy więcej podstawowych błędów, niż mnie się to udało.