Byłem dziś na rowerze. Wracałem z Powsina i już na Mokotowie - mniej więcej na wysokości Toru Stegny - zauważyłem coś ciekawego. Było około 21:55 kiedy przejeżdżałem przez światła z Bonifacego, a na niebie ujrzałem 6 świetlistych obiektów. Z początku wydawało mi się, że to gwiazdy. Jednak coś mnie w nich zainspirowało i postanowiłem przyjrzeć im się z bliska. Podjechałem pod lodowisko i mniej więcej na jego wysokości zacząłem intensywnie wpatrywać się w niebo. Dookoła nie było żadnych gwiazd, a te obiekty (świecące jasnym żółtym światłem, które raz się pojawiało raz przygasało) poruszały się niezwykle wolno i takim jakby ruchem opadającego liścia. Naliczyłem ich 9. Podziwiałem je około 5 minut, po czym 3 z nich zniknęły, pozostało 6, a następnie 5 kolejnych przygasło i pozostał tylko jeden. Trwał na niebie jeszcze przez jakąś minutę i również zniknął. Próbowałem to przeanalizować pod kątem ewentualnych samolotów, balonów meterologicznych, satelitów, meteorów. Niestety wyszło na to, że samolot miałem po drugiej stronie i mogłem dokładnie porównać z tymi światłami. Balony nie latają na takiej wysokości i nie znikają nagle. Satelity chyba nie pojawiają się w gromadach i nie świecą takich światłem. Musiałyby ewentualnie wchodzi w atmosferę i spalać się. Meteory? Niemożliwe - te wchodza w atmosferę z tak dużą prędkością, że są widziane jako efekt spadającej gwiazdy. Ech... dziwna sprawa.
Czy ktoś z Was również to zaobserwował?
