Bylem Androidem bez zadnych uczuc i skrupolow.Zostalem stworzony w jednym celu - zeby sluzyc.
Przygladalem sie tylko wszystkim ludziom , dzieciom biegajacym , ktore z usmiechem na twarzy bawily sie , zakochanym trzymajacym sie za rece.
Zazdroscilem im ze nigdy nie poczuje tego co oni.
Jakas zabawa odbywala sie w starym klasztorze.Ja mialem pilnowac porzadku.Stanalem przed wielkimi szklanymi drzwiami , ktore chyba mialy 100m wysokosci. Otworzylem je , a za nimi bylo wielkie wzburzone morze, niebo bylo ciemno brazowe po jednej stronie byl ksiezyc w pelni a po drugiej slonce.Wzbilem sie w powietrze i zaczalem leciec w strone ksiezyca , ciagnac za soba krople wody , bawiac sie nimi.Okrazylem ksiezyc i wrocilem na zabawe.Lecace za mna krople wody ochlapaly bawiacych sie gosci.Wszyscy w padli w smiech.Ja nic nie poczulem.
Nagle stala sie jakas katastrofa.Widzialem jedynie jak moje metaliczne cialo zamienia sie w kupe zlomu.
Obudzilem sie w malym pokoju, nademna stal jakis czlowiek w fartuchu. Odpowiedzialem mu:
"Po co znowu mnie ozywiles? Daj mi juz w spokoju umrzec"