Wszystko zależy od punktu wyjścia
Możemy założyć, że z racji nieznajomości żadnego innego życia, niż to ziemskie (oczywiście pomijam wszelkie Szaraki, Reptilian, Plejadan itp.), nie możemy wyrokować o ewentualnej jego naturze gdzieś tam w kosmosie. W takiej sytuacji mamy prawo uważać, że wszystko jest mozliwe, a życie może przybierać najbardziej egzotyczne formy, jakie tylko możemy sobie wyobrazić, np. inteligentne kryształy polimetaliczne, myślące obłoki molekularne, czy superpłaskie istoty żyjące na powierzchniach gwiazd neutronowych, itp. Ja jednak nie jestem zwolennikiem takiego podejścia.
Prawa fizyki wszędzie są takie same. Rozpowszechnienie pierwiastków chemicznych w przestrzeni kosmicznej jest wszędzie podobne. Węgiel pod względem właściwości chemicznych wydaje się być wyjątkowym pierwiastkiem (jako jedyny jest zdolny do tworzenia długich rozgałęzionych łańcuchów, tak istotnych dla życia na Ziemi). W odległych zimnych obłokach molekularnych odkrywamy tak znajome, złożone związki chemiczne jak aminokwasy (odkryto ich aż 16 rodzajów). Woda - podpora życia na Ziemi składa się z dwóch najobficiej występujących w kosmosie reaktywnych pierwiastków - wodoru i tlenu.
To wszystko nasuwa mi myśl, że ziemskie życie oparte na węglu i wodzie, nie jest żadnym szczególnym, biologicznym rozwiązaniem. Myślę, że jest to rozwiązanie najbardziej prawdopodobne, żeby nie powiedzieć - konieczne. Uważam, że natura utworzyła nas po prostu z tego, czego najwięcej miała "pod ręką" i z tego, co daje najlepsze efekty. Nie kombinowała, nie "wydziwiała", tylko poszła najprostszą drogą.
Opisywałem to zagadnienie już kiedyś na forum w temacie:
Jesteśmy dziećmi gwiazd...Myślę, że życie, gdziekolwiek się rozwija, zaczyna się podobnie jak tu, na Ziemi. Dopiero wraz ze wzrostem jego złożoności pojawia się nieprzewidywalna różnorodność, wynikająca z zupełnie nieprzewidywalnego kształtu ewolucyjnej drogi, jaką owe życie podąża. To praktycznie uniemożliwia nam wyobrażenia sobie jakiejkolwiek bardziej złożonej pozaziemskiej istoty. Piszę „praktycznie”, bo tak naprawdę nie jest to tak do końca niemożliwe.
Przyglądając się różnorodności ziemskiego życia, łatwo można zauważyć istnienie pewnych elementarnych zasad, jakimi ono się kieruje. Można dostrzec występowanie pewnych analogicznych cech u niespokrewnionych ze sobą organizmów (w niezależnych liniach ewolucyjnych). Koliber i ważka, czy delfin i rekin to chyba jedne z najbardziej sugestywnych przykładów. Po prostu, w podobnej skali, w podobnych warunkach natura stosuje podobne rozwiązania. I jest to zapewne prawo uniwersalne, charakterystyczne dla całego kosmosu - nie tylko dla Ziemi. Gdziekolwiek byśmy się znaleźli, skrzydło zawsze będzie odbiciem cech atmosfery, a płetwa zawsze będzie odbiciem cech powierzchniowych zbiorników cieczy (podejrzewam, że po prostu najzwyklejszej wody).
Są też pewne granice, których życie zapewne przekroczyć nie może. Na naszej planecie nigdy nie pojawią się 2-metrowe muchy, 10-centymetrowe słonie, czy 100-metrowe wieloryby – istnienie takich stworzeń w określonych warunkach jest po prostu niemożliwe. Ktoś kiedyś zadał pewnemu znanemu biologowi (nie pamiętam któremu) takie pytanie: Jak wyglądałby słoń, gdyby mógł być wielkości myszy? Odpowiedź brzmiała: Wyglądałby jak mysz. Myślę, że na innych planetach istnieją podobne ograniczenia.
Ktoś powie, że mam zbyt małą wyobraźnię. Być może. Ale na swoją obronę mam pewne przesłanki świadczące na korzyść tego, co powyżej przedstawiłem:
1. W naszym układzie planetarnym istnieje kilkanaście potencjalnych światów (8 planet, kilka bardzo dużych księżyców), a jednak na żadnych z nich nie znaleźliśmy śladów nawet najprymitywniejszego życia, o bardziej złożonych jego formach już nie wspominając. Być może powstawanie życia wymaga jednak konkretnych warunków, gdyż samo życie może mieć tylko pewną, konkretną postać ( czyli życie oparte na węglu i ciekłej wodzie)
2. Być może po raz kolejny silnie akcentuje się zasada kopernikańska. Historia już nieraz pokazała jak mało wyjątkowe jest to, co nas otacza. Pierwszą ofiarą tej zasady padła Ziemia, stając się tylko jedną z planet. Później Słońce stało się tylko jedną z gwiazd, a na koniec człowiek stał się tylko jednym ze zwierząt. Patrząc na fizyczną i chemiczną jednorodność kosmosu można przecież jak najbardziej przypuszczać, że istnieje także biologiczna jednorodność, a życie oparte na węglu jest po prostu jej najzwyklejszym przejawem.
3. Życie oparte na węglu i wodzie nie może powstać, ani rozwijać się w byle jakich warunkach – zatem nie może być też bardzo rozpowszechnione. Czy milczenie Wszechświata nie jest pewna wskazówką, że taka właśnie jest rzeczywistość? Tylko węgiel i woda...?
Jaka może być zatem tolerancja tego węglowego życia? Jaką masę może mieć planeta, aby takie życie mogło się rozwijać?
Wiele wskazuje, że tolerancja w tym zakresie nie jest zbyt szeroka. Planeta zbyt lekka nie będzie praktycznie wytwarzać wewnętrznego ciepła, napędzającego tektonikę i wulkanizm. Dla życia na Ziemi są to bardzo istotne procesy, gdyż odgrywają one kluczową rolę w obiegu materii w przyrodzie (w cyklu geochemicznym reguluje się w ten sposób zawartość CO2 w atmosferze; na nieco mniejszej Wenus tektonika nie zachodzi, co przyczyniło się wydatnie do ukształtowana się jej piekielnego klimatu). A planeta, która jest wewnętrznie martwa, jest też martwa na zewnątrz.
Z kolei na planetach cięższych niż Ziemia grawitacja utrudniałaby powstawanie gór i kontynentów. Jeśli planeta taka posiadałaby oceany, to z powodu niewielkich różnic wysokości pokrywałyby one całą planetę. Brak odsłoniętych skał wykluczyłby zachodzenie mechanizmu cyrkulacji CO2. Warto tu pamiętać, jak kluczowe dla rozwoju życia na Ziemi było istnienie na jej powierzchni lądów i oceanów.
Naukowcy sugerują, że „życiowa tolerancja” w tym zakresie waha się maksymalnie w granicach 0.2 – 5 mas Ziemi. Dla planety o gęstości równej ok. 5 g/cm3 odpowiada to powierzchniowemu ciążeniu wynoszącemu zaledwie od 0.5 do 1.5 wartości ciążenia ziemskiego. Jak widać, to niezbyt duża rozpiętość.
Zatem wstępnie konkludując, ewentualne humanoidalne istoty z innych planet rozmiarami nie odbiegałyby zbytnio od ludzi. Na lekkich planetach mogłyby żyć „patykowate” 3-4 metrowe wielkoludy, a na tych najcięższych, dość krępe ok. metrowe karły. Oczywiście, jest to dość daleko posunięta spekulacja, której raczej daleko do pewności choćby dlatego, że zupełnie nie wziąłem pod uwagę innego ważnego czynnika determinującego wygląd obcych istot – atmosfery.
W końcu masa planety bezpośrednio wpływa na charakter jej atmosfery. Dość łatwo zauważyć, że lekkie planety charakteryzują się zwykle rzadkimi i cienkimi atmosferami lub nawet ich brakiem, a masywne posiadają grube i gęste gazowe powłoki. Jest to oczywiście tylko pewna reguła, a od reguł zdarzają się wyjątki (np. wspomniana już Wenus o grubej i gęstej atmosferze).
Podam przykładowo, jakie to może mieć znaczenie.
Na masywnej planecie (3 x masa Ziemi) bardzo gęsta atmosfera mogłaby spełniać rolę oceanu. Większa gęstość gazowej otoczki pozwoliłaby unosić się w niej nawet dość ciężkim stworzeniom. Na pewno interesująco prezentowałoby się wielorybopodobne zwierzę dostojnie szybujące ponad koronami ćwierćkilometrowej wysokości, drzewopodobnych roślin.
To na pewno w jakiś sposób zwiększa spektrum możliwości, lecz na pewno nie aż tak, aby uznać istnienie mikroskopijnych humanoidów, czy 100-metrowych kosmitów-gigantów za możliwe.
To tyle z mojej strony.