Ale czy empatia przetrwanie tak bardzo utrudnia?
Może utrudniać - wszystko zależy od sytuacji. Jeżeli ten Twój przykładowy żołnierz rzuca się pod grad kul dla ratowania towarzysza, to jak sama napisałaś "wóz albo przewóz", bo wynik takiego działania trudno przewidzieć.
Pół biedy, jeżeli żołnierz ten jest nic nie znaczącym elementem zespołu. Ale co wtedy, jeśli jest dla tego zespołu niezwykle wartościowy, bo albo nim dowodzi albo, chociażby, jest jedynym, który zna sposób na wydostanie się np z okrążenia? Wtedy jego działanie empatyczne, naraża całą grupę na niebezpieczeństwo, utrudniając jej tym samym przetrwanie.
Zresztą przetrwanie to nie tylko walka sensu stricto.
Może się ono sprowadzać np. do kwestii braku żywności i sytuacji, w której trzeba poświęcić najsłabsze, chore, ranne, czy niedołężne jednostki, po to, by przetrwały te bardziej wartościowe, bo dzięki temu przetrwa cała grupa.
I należy też wziąć pod uwagę, że empatia nie była tak silna u początków cywilizacji, jak teraz. Ale była silna na tyle, że dzięki niej ludzie organizowali się w grupy i dbali o współplemieńców. Im bardziej ludzie żyli w zwarciu tym lepiej ze sobą współżyli, dzięki empatii właśnie.
Nie sądzę żeby w takim np. Neolicie ludzie łączyli się w grupy dzięki empatii.
Mieli ku temu znacznie istotniejsze powody, związane tak z faktem, że w takiej grupie łatwiej było się obronić przed niebezpieczeństwem jak i zdobyć pożywienie pozwalające grupie przetrwać. Natomiast oczywiste dla mnie jest, że im dłużej ludzie w takiej grupie przebywali, tym silniejsze więzi ze sobą nawiązywali, co w prostej drodze prowadziło do zwiększenia u nich poziomu empatii w stosunku do współplemieńców.
W miarę narodzin kolejnych ich pokoleń, przychodziło im to coraz łatwiej, bo każde kolejne proces organizowania się w grupy miało już za sobą, dzięki czemu mogło się bardziej skupiać na "dopieszczaniu" wzajemnych relacji.
Wracając do początku tej dyskusji i artykułu wrzuconego przez Alis.
Pomijając kwestię psychopatów typu Kaligula, którym mordowanie i torturowanie innych sprawiało przyjemność, część z przytoczonych przykładów okrucieństw, podciągnąłbym pod próby działań mających na celu "przetrwanie grupy", swoiście rozumianym przez ich przywódców, którzy sądzili, że sens jej istnienia związany jest ściśle z ich przywództwem, więc wszytko, co w ich rozumieniu "zagraża" temu przywództwu zagraża tez grupie, a w takim przypadku, należy to tępić - najlepiej w sposób, który pokazywałby kolejnych potencjalnym chętnym, jak bardzo jest to dla nich nieopłacalne.
Stąd epatowanie okrucieństwem.
Dzisiaj robimy to w bardzo podobny sposób, tyle że w niepomiernie bardziej cywilizowanych ramach przepisów prawa, które bierze pod uwagę kwestie moralne i skupia się głównie na tym żeby przy opresyjności kary i nie zadawać dodatkowych, niepotrzebnych cierpień ukaranym.
Zauważ jednak, że w związku z faktem nieskuteczności takich działań, w przypadku np terrorystów islamskich, coraz częściej i coraz donośniej rozlegają się głosy o konieczności zaostrzenia / zbrutalizowania kar za ich działania.
Tu też chodzi o "przetrwanie grupy" (w rozumieniu cywilizacji zachodnio europejskiej) i podjęcie działań odstraszających potencjalnych, kolejnych chętnych do jej zniszczenia.
Kwestie empatii w stosunku do nich schodzą w tym przypadku na drugi plan i co więcej - traktowane są jako czynnik zagrażający temu przetrwaniu.