Po linie aż na Księżyc? Czemu nie. To nie mrzonki, lecz koncepcja testowana przez amerykańską agencję kosmiczną NASADzisiejsze rakiety kosmiczne są wyjątkowo niepraktyczne. Taki prom Discovery waży aż 100 ton, a żeby dolecieć na orbitę, zużywa paliwo o wadze 13 razy większej. Czy nie ma prostszego i tańszego sposobu transportowania towarów i ludzi w kosmos? A gdyby tak zbudować windę, którą - tak jak Ferdynand Wspaniały w książce Ludwika Jerzego Kerna - moglibyśmy wspiąć się aż do nieba?
Naukowcy sądzą, że możliwe jest spuszczenie długiej liny z satelity wiszącego na orbicie geostacjonarnej (stale nad tym samym punktem równika, na wysokości ok. 36 tys. km) aż na powierzchnię Ziemi. NASA właśnie rozstrzyga swój doroczny konkurs, w którym wyłania technologie najlepiej nadające się do tego celu.
Pechowa trzynastkaPierwsze zawody odbyły się w zeszłym roku. Były to dwa osobne konkursy - na windę i na linę, po której ta pierwsza miałaby się poruszać. W obu można było wygrać po 50 tys. dol.
Do pierwszego stanęło siedem zespołów. Każdy z dźwigów wspinał się po linie długości 61 m zwieszonej z żurawia. Każdy napędzany był fotoogniwami oświetlanymi światłem z 10-kW lampy punktowej (nie można było brać na pokład paliwa - tak jak to robią rakiety lub promy). Wygrać miał ten, który niosąc co najmniej 25-kg ładunek, wespnie się najwyżej, zachowując średnią prędkość 1 m/s. Niestety, tego ostatniego warunku nie była w stanie spełnić żadna z ekip. Najwyżej dojechała winda wykonana przez zespół z kanadyjskiego Uniwersytetu Saskatchewan. Stanęła na 13. m. Ilość energii produkowana przez baterie okazała się niewystarczająca, by posunąć ją wyżej.
Nikt więc nie zdobył 50 tys. dol.
Fiaskiem zakończył się też drugi konkurs, w którym cztery ekipy miały stworzyć supermocne taśmy zdolne do wyniesienia kosmicznych wind na orbitę. Żadna z dwumetrowych lin nie mogła ważyć więcej niż 2 g. Najmocniejsza, stworzona przez firmę Centaurus Aerospace z Salt Lake City w USA, pękła dopiero przy obciążeniu 544 kg. Nawet ona jednak nie zdołała spełnić dodatkowego warunku stawianego przez NASA - unieść o połowę większy ciężar niż dostarczona przez agencję lina, która utrzymała aż 590 kg. Może w tym roku będzie lepiej?
Co się odwlecze...Dwudniowe zawody kończą się w sobotę. NASA tym razem hojniej sypnęła dolarami, oferując po 150, 40 i 10 tys. odpowiednio za pierwsze, drugie i trzecie miejsce. Zmieniły się też trochę zasady. Choć dwumetrowy kawałek liny ciągle nie może ważyć więcej niż 2 g, to w tym roku nie musi być mocniejszy niż wzorzec przygotowany przez inżynierów z NASA. Zwycięska taśma musi za to udźwignąć o połowę więcej niż najsilniejsza z poprzedniego roku.
Zmieniły się też warunki konkursu na samą windę. Co prawda, znowu musi ona wspiąć się po 61-metrowej linie ze średnią prędkością 1 m/s, napędzana fotoogniwami. Jednak każda z ekip może korzystać z takiego źródła światła, jakie jej pasuje. Zamocowane do windy panele mogą pobierać energię ze Słońca albo być zasilane wiązką światła laserowego, silnej lampy punktowej lub mikrofalami.
W tym roku za faworyta uchodzi zespół z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie. Jego prototyp windy jest na tyle lekki, że może być napędzany tylko światłem padającym bezpośrednio ze Słońca. To idealne - bo najtańsze - rozwiązanie dla przyszłych wind wysyłających ładunki i ludzi w kosmos. - Dlatego jestem pewien, że wygramy - chwalił się tygodnikowi "New Scientist" Steve Jones, kapitan drużyny.
Jeśli się nie uda, to nic straconego. NASA zamierza organizować konkursy aż do 2010 r.
Ostatnie piętro - KsiężycDzięki tego typu zawodom za 100 lat tradycyjne rakiety startujące z Ziemi mogą odejść do historii. Ładunek będzie wyjeżdżał na linie aż do sztucznego satelity na orbicie geostacjonarnej. Tam będzie przeładowywany na statek, który pomknie dalej w kosmos, używając silników jądrowych, jonowych lub innych, które na razie jeszcze nikomu się nie śnią. Dzięki windzie nie będzie potrzebował tak dużej mocy, jakiej używają dzisiejsze promy, by wyrwać się ciążeniu Ziemi.
Zanim do tego dojdzie, musimy jednak przełamać wiele barier technologicznych. Stworzyć lekkie dźwigi wymagające niewiele energii, a liny tak lekkie i mocne, by nie zerwały się pod własnym ciężarem. Obecnie najlepszym materiałem, z którego mogłyby być wykonane, są nanorurki węglowe. I choć te powstają już w laboratoriach, to nie potrafimy ich jeszcze spleść w taśmę długości 36 tys. km. A do tego trzeba by jeszcze ściągnąć ponad orbitę geostacjonarną jakąś niewielką planetoidę, która stanowiłaby przeciwwagę dla liny i windy (bo inaczej ściągną one satelitę na Ziemię).
Trudności zresztą można mnożyć. Jak rozciągnąć tę linę pomiędzy planetoidą a Ziemią? Gdzie ją zaczepić? Jak uniknąć zderzeń z krążącymi wokół Ziemi kosmicznymi śmieciami - choćby z okruchami skał lub lodu pędzącymi z prędkością pocisku karabinowego?
Jeśli uda się te problemy rozwiązać, to kto wie - może kiedyś każdy z nas będzie mógł wjechać windą aż na Księżyc.
http://wiadomosci.ga...00,3695792.html