Siemanko,
przedwczoraj czyli 22 lipca 2015 (środa) przesiadywałem ze znajomymi na cowieczornym browarku na wiadukcie w Zawierciu. Godzina około 22, może później. Noc była bezchmurna i spokojna. Siedzieliśmy na północnej części wiaduktu czyli mieliśmy w zasięgu wzroku niebo od północnego zachodu do północnego wschodu.
W pewnym momencie dość nisko nad horyzontem (na północy) ujrzałem wraz z TRZEMA kolegami pomarańczowy punkt dosyć dużej średnicy (w porównaniu z gwiazdą polarną był dużo większy większy). Jakieś 3-4 sekundy później po prawej stronie tego punktu pojawił się kolejny tej samej barwy i wielkości. Kolejne kilka sekund później pierwszy zniknął ale pojawił się trzeci znowu po prawej stronie od drugiego. I tak co parę sekund znikał jeden z lewej a pojawiał się kolejny z prawej zawsze w równych odległościach. Dodam że te światełka nie poruszały się. A całość odbywała się w poziomie (od zachodu na wschód). Po piątym światełku, który pojawił się po prawej, całość zakończyła się. To było coś na zasadzie zabawy w żabki w przedszkolu (przeskakiwanie). Nie potrafię tego tak dokładnie zobrazować ale mam nadzieję że umiecie sobie to chociaż trochę wyobrazić.
Po upływie kilku-kilkunastu minut wszystko zaczęło się od nowa tylko jakieś 20* na lewo (na zachód). Takie same odstępy czasowe, odległości wielkości i ilość świateł. Znowu piąte światełko było ostatnie.
Po kolejnych kilku minutach znowu, czyli trzeci raz pojawiło się w tym samym miejscu co pierwsze, tylko już nie byłem pewien czy było tyle samo świateł bo było to troszkę niżej na granicy koron drzew rosnących przed nami i pierwsze 2 światełka były widoczne a reszta nie.
NIE MÓWCIE MI ŻE BYŁEM PIJANY I DARUJCIE SOBIE JAKIEŚ MARNE I GŁUPIE TŁUMACZENIA BO WIDZIAŁEM TO JA I TRZECH ZNAJOMYCH.
Jeśli ktoś ma jakieś SENSOWNE wytłumaczenie to chętnie wysłucham
Użytkownik voltimo edytował ten post 24.07.2015 - 23:06