Przekleję tu może mój komentarz spod filmu, bo mam do tej historii trochę zastrzeżeń:
Nie wiem czy dobrze rozumiem chronologię wydarzeń - w którym momencie uczestnicy dowiedzieli się o śmierci pierwszego uczestnika? Bo opisujesz to tak, że pozostali zaczęli schodzić w stronę lasu i dopiero Korowinowa spostrzegła, że chłopak nie żyje. Tylko, że od niej samej nie mogliśmy się tego dowiedzieć, bo gdy jedyna ocalała zawróciła na grań, to Korowinowa już leżała nieruchomo. Druga niepewna kwestia - czy wracając na przełęcz aby przenocować była pewna, że pozostali już nie żyją. Bo z kolejnej informacji, że następnego dnia sprawdziła ciała i leżały tak samo wnioskuję, że chyba nie była pewna. Może więc tak być, że coś tajemniczego spowodowało utratę ich przytomności, ale ostatecznie zmarli w czasie nocy na wychłodzenie. I to by w sumie tłumaczyło czemu Walentyna milczała i nie chciała się wdawać w szczegóły. Bo gdyby z pogłębionej rozmowy wyszło, że w sumie mogła ich zostawić na zboczu jedynie nieprzytomnych, to by wskazywało na to, że zginęli bo ich nie próbowała ratować.
Przychodzi mi do głowy taka wersja, że gdy pozostali zaczęli wariować, Walentyna też wpadła w panikę i uciekła, nie czekając na resztę. Na przełęczy czekała, czy pozostali wrócą. Kolejnego dnia na podstawie ułożenia ciał zgadywała, jak to mogło przebiegać i tą wersję opowiedziała. W takim przypadku to niekoniecznie musiało wyglądać tak, jak opowiedziała, np. nie było tak, że widziała ich jak się rozbierają, tylko znalazła ciała rozebrane z powodu zachowania paradoksalnego, które zdarza się przy hipotermii i wyobraziła sobie, że pewnie to robili gdy od nich uciekła.
Gdyby różeniec górski tak źle działał w dużej ilości, to już dawno zszedłbym z tego świata. Jest jednak taka ewentualność, że uczestnicy grupy zbierali sobie różeńca i pomylili rośliny. Górskie, płożące się po ziemi formy różanecznika mogą być pomylone przez niedoświadczone osoby. Są trujące, ale ciężko powiedzieć, czy do tego stopnia.