to może odświeżę...
Rzecz będzie nie o tramwaju, a o karetce pogotowia (jadącej na sygnale).
Być może lepszym tematem byłby ten o znikającym samochodzie, który zawracał w ślepej uliczce (pod domem autora tematu), niestety - nie mogę go znaleźć
Ale do rzeczy.
Dzień wczorajszy, godzina mniej więcej 17.30. Siedzę w samochodzie, na skrzyżowaniu, czekając aż czerwone światło zamieni się w zielone. Słyszę sygnał karetki pogotowia i kątem oka, w lusterku, widzę, że mija mnie z lewej strony, przejeżdżając przez skrzyżowanie na czerwonym. Na razie wszystko OK - ma prawo.
Tuż za skrzyżowaniem (jakieś 50-100 m jest skręt na moje osiedle i widzę, że karetka sygnalizuje kierunkowskazem, że będzie tam właśnie wjeżdżała. W głowie zapala mi się lampka, jakaś taka abstrakcyjna myśl, że może to mieć związek z moją rodziną (na osiedlu mieszka również moja mama) Myśl o tyle abstrakcyjna, że nie mam powodu by podejrzewać taką sytuację.
Karetka wchodzi w zakręt, a ja w tym momencie, dźgnięty ta myślą abstrakcyjną, ruszam "z kopyta" (bo akurat włączyło się zielone) Tuż za skrętem na osiedle (5-10 m), karetka skręca ponownie, jadąc równolegle do drogi, którą ja zbliżam się do skrętu. Widzę ją i słyszę jej sygnał, chociaż w odtwarzaczu dość głośno gra muzyka. Skręcając w te dwa zakręty (to moja droga do mieszkania), tracę ją z oczu i przestaję również słyszeć, pomimo, że przyciszam muzykę. Przez głowę przebiega mi myśl, że musiała zjechać gdzieś na bok i wyłączyć sygnał.
Jest jednak pewien problem.
Gdyby zjechała w momencie kiedy ja skręcałem, to mogła zaparkować tylko na małym parkingu przed lecznicą zwierząt (zwykle stoi tam do kilkunastu samochodów, a sam parking jest doskonale widoczny dla osoby nadjeżdżającej z mojego kierunku, bo znajduje się tuż przy niej). Jednak jej tam nie ma.
Godzina jest mocno popołudniowa, więc i samochodów na parkinu mniej - jednak karetki brak.
Następny możliwy zjazd, to parking przed blokiem - kilkadziesiąt metrów dalej. Tam karetki również nie ma - podobnie jak przed żadną z dwóch klatek, które z drogi widać bardzo dobrze (blok jest od niej oddalony nie więcej jak 15-20 m)
Kolejny możliwy zjazd, między tym blokiem i garażami (trochę zarośnięty, więc i widoczność ograniczona) - tam również pusto, a i sygnału nie słychać.
Kolejne punkty, to doskonale widoczne z drogi, którą jadę, parkingi pod blokami (oddalone od tej drogi jakieś 10-15 m).
Tu również pusto...
W efekcie, na odcinku kilkuset metrów, w pogodny, słoneczny dzień, na osiedlowej uliczce, mocno dziurawej i uzbrojonej w dwóch "śpiących policjantów", jadąc praktycznie tuż "za", zgubiłem pojazd jadący na sygnale
Czary?
Czy byłem już tak zmarnowany robotą, że oczy i uszy płatały mi figla?