Witam wszystkich
Mam taką swoją historyjkę z przed 9-10 laty, którą chciałem się z Wami podzielić.
Kiedyś za czasów jak mieliśmy bzika na punkcie motorowerów a Policja wtedy nikogo nie ganiała (nieważne czy na motor był papier czy nie) to posiadałem wówczas Simsona i tak się woziło to tu to tam ale był jedna fajna dość "stroma" asfaltowa górka zaraz obok mojego domu, tylko miała feler iż na końcu tej górki był niestrzeżony przejazd. No więc zawsze jak z niej śmigaliśmy to przed przejazdem się zatrzymywaliśmy ale raz wpadłem na idiotyczny pomysł(14 lat to człowiek jeszcze głupie pomysły ma), że sprawdzę ile mi pójdzie Simson z tej górki i nie będę się zatrzymywał bo pewnie nic nie będzie jechało. No to się rozpędziłem i w momencie zbliżania się do przejazdu (prędkość ok.70-80km/h) zauważyłem pociąg IC i odruchowo nacisnąć chciałem na hamulec (w simsonach nożny na tylne koło) i jak by mi nogę odbiło, tak że tylko ledwo dotknełem hamulca(jak by noga się po nim ześliznęła. Dzięki temu, że nie nacisnąłem tego hamulca, przejechałem przez przejazd przed samym pociągiem jak nie raz w filmach akcji. Jeśli bym wtedy zahamował przy tej prędkości to najpewniej wpadł bym pod ten pociąg i bym tego posta nie pisał. Sąsiad i jego córka widzieli tą sytuację i sąsiad opowiadał, że ich wmurowało bo byli przekonani, że zaraz zginę. Trasa Zgorzelec-Wrocław, pociąg IC (potocznie pośpiecha) a więc ponad setkę musiał lecieć.
Dobra teraz moje pytanie bo nawet nie wiem co w google wpisać.
Czy mamy w mózgu coś co potrafi mimo naszej świadomości nie dopuścić do złego zdarzenia jak z tym niezahamowaniem, które uratowało mi życie?
Czy faktycznie ktoś mógł czuwać (babcia, dziadek, anioł stróż?) i zmaterializował swoją siłę by nie dopuścić to naciśnięcia prze zemnie tego hamulca?
Zwykły przypadek(ale nigdy mi się wcześniej ani później nie zdarzyło bym miał taką sytuację, zawsze jak nacisnę hamulec to nogą mi na bok nie odchodzi)?
Pozdrawiam Paweł.