Nie zdziwiłam się więc, gdy znalazłam wpis w blogu jakiejś kobiety. Oto fragmenty:
"Dzisiaj prasowka na granicy neuropolityki, ezoteryki, oszołomstwa new age, genetyki, neurofizjologii i etyki.
Zaczynają mnie denerwować doniesienia dotyczące tzw. "dzieci indygo, dzieci kryształowych i tęczowych". Wątpię, żeby istniał ktoś, kto nie wie o czym mowię, ale dla przypomnienia:
Termin "dzieci indygo" został wymyślony przez Amerykankę Nancy Ann Tappe ("Zrozumieć swoje życie przez kolor"), która intuicyjnie przypisała kolory różnym osobowościom. Dzieci ze "szczególnymi, zupełnie nowymi" cechami opisała jako indygo. Jaki to jest ten "szczególny", "wcześniej nie udokumentowany" wzorzec zachowania??? (...)
[tu następuje opis cech Dziecka Indygo, opisy DNA i inne pierdoły, których nie warto przytaczać]
[ciekawa jestem skąd te 5% i jak policzyli że u dzieci indygo to 3%... strzelali?]Często są aspołeczne. Maja problemy z socjalizacją, zwłaszcza w szkołąch powszechnych. Starają się jedynie kontaktować z innymi dziećmi indygo, co jest trudniejsze, niż poruszanie się w środowisku gejów - niektóre, zwłaszcza w Polsce, nawet nie wiedzą, skąd się biorą ich problemy ze środowiskiem rówieśników w szkole (nie zostały zdiagnozowane), a poza tym osoby ze skłonnościami homoseksulanymi stanowią 5 % społeczeństwa, a dzieci indygo - jedynie 3 %.
Uważa się, że dzieci indygo rozpoczęły proces przemiany naszego świata. Cała ta otoczka ezoteryzmu, wręcz mesjanizmu, którą otacza się dzieci indygo wybitnie mnie irytuje. To taka zasłona dymna dla "maluczkich". Mało kto bowiem wie, że w USA i w wielu krajach Unii Europejskiej działają Centra Kształcenia Psychoanalitycznego, ktorych zadaniem jest diagnoza, selekcja i szkolenie dzieci indygo. W Stanach takie dzieci wyławia się w wieku 2-4 lat, w krajach Unii - w wieku szkolnym. Rozwija się w nich między innymi świadomość, zaufanie do samego siebie, sensytywność, uczy mnemotechniki (technik zapamiętywania i selektywnego zapominania), memorizingu, zmienionych stanów świadomości (sic!) i ćwiczy w zdobywaniu autorytetu... Trudno oprzeć się wrażeniu, że szkoli się w takich centrach przyszłych przywódców... lub superszpiegów... Elitę przyszłości... Tym bardziej, że rodzice nie wiedzą dokładnie, czym ich dzieci zajmują się w centrum (!!!), bo jest to objęte tajemnicą...
No i co? Jakie wnioski z tego postu? Ja mam jeden - dajcie dzieciom indygo spokój. Jak wszystkie dzieci mają prawo do dzieciństwa, opieki, czułości...
Nie przerabiajcie dzieci indygo na skrytobójców lub jawnobójców (polityków o skłonnościach przywódczych)... Oszołomom socjomanipulantom mówimy stanowcze "Nie!".
Nie ubierajcie dzieci indygo w szaty mesjasza. Oszołomom new age mówimy stanowcze "Nie!".
Dzieci indygo mają pewne umiejętności, ale nie są półbogami. Mają jedynie pewną drobną różnicę w DNA! Same zajmą się swoją edukacją. Same sobie na własną miarę "zbawią świat".
Dlaczego tak się wymądrzam (podobno tylko to potrafię?)...
Bo ja jestem dzieckiem indygo."
źródło: http://herkimer.blog.onet.pl/
Dotarłam do komentarzy, w których zaroiło się od przypuszczeń ludzi, którzy po przeczytaniu wpisu zaczęli dostrzegać u siebie cechy Dziecka Indygo. I tu pojawia się moje pytanie [ja naprawdę rozumiem, że ludzie straszliwie chcą być wyjątkowi]: czy ktokolwiek może SAM stwierdzić, że jest dzieckiem indygo? Czy ta kobieta zdaje sobie sprawę z tego co pisze, czy zwyczajnie chce zrobić szum wokół swojego bloga?