Tu podczepie się z tym, co mam do napisania.
Noc z 31 lipca na 1 września 1999 roku - datę dobrze pamiętam, bo właśnie 1 września zaczynałem nową szkołę, ale nie o szkole miałem pisać. Sytuacja wyglądała zabawnie, bo trochę wcześniej rodzice wrócili z imprezy, ojciec był podpity, poszedł do okna zapalić i nagle krzyczy "UFO przyleciało". Na co został zbyty śmiechem, że to po niego i żeby już więcej nie pił tego, co tam serwowali. On jednak nie przestawał mówić, że widzi to co widzi więc dla świętego spokoju ma rodzicielka poszła zobaczyć to "niby UFO". Wyobraźcie sobie jak musiała się zdziwić widząc to co ojciec.
Wyglądało to tak:
Kilka wielkich świetlistych obłoków (nie wiem jak wysoko się unosiły). Obłoki wirowały i po spirali zbiegały się i znowu wracały do punku wyjścia. Co parę minut wszystkie, tak jakby były częścią czegoś jednej rzeczy, przemieściły się na tył bloku, po czym wróciły na stare miejsce. Po parunastu minutach oglądania zjawiska, wstyd się przyznać, ale znudziłem się i poszedłem spać. Ojciec mówił, że oglądał to w sumie przez ponad 2 godziny, po czym odleciało i do dziś już nie widziałem czegoś podobnego. Oczywiście nie przyśniło mi się to, bo połowa rodziny została brutalnie przebudzona i też widziała to co my. Poniżej przestawiam prosty model tego, co widziałem, a po prawej ustawienie na niebie - w przestrzeni.
edit: zapomniałem dodać, ze wszytsko było bardzo symetryczne - takie zgranie odległości i ruchu raczej nie jest zjawiskiem naturalnym, występującym na niebie pod postacią chmur, wyładowań czy świecącymi mgłami (?)