Temat jest zamknięty
Obudziłem się wcześnie rano (okolice godziny 1), czymś dziwnie zaniepokojony. Nie widziałem w pobliżu niczego niezwykłego, ale czułem się coraz bardziej podenerwowany, wydawało mi się, że wokoło mnie jest pełno... bytów(?)... W końcu postanowiłem wstać i napić się czegoś, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że nie mogę się ruszać. Napinałem z całej siły mięśnie (albo przynajmniej tak mi się wydawało), lecz bez żadnego skutku. Przez cały czas byłem w pełni sprawny umysłowo. Pierwsze co mi przeszło przez myśli to: 'to napewno paraliż przysenny' i 'spróbuj myśleć o czymś innym'. Zamknąłem oczy i sobie to powtarzałem, mając nadzieję, że w końcu zasnę. Po chwili usłyszałem kroki, bardzo delikatne, jakby stąpanie kota po dywanie.
Nagle zorientowałem się, że leże na drugim boku, odkryty i strasznie zmarznięty. Czułem się, jakbym miał 'laga' i mnie przeteleportowało (nie wiem czy to trafne porównanie). Przy tym bardzo bolała mnie głowa. Na zegarku było 20 minut do 5 rano. Nie mogłem zamknąć oczu, ponieważ od razu zaczynałem widzieć klasycznych szaraków, schylających się nade mną i różne inne dziwne obrazy, tak więc wziąłem gazetę i czytałem ją do teraz.
Dopiero przed chwilą zauważyłem, że mam trochę poparzoną szyję, zupełnie jakbym leżał na plaży i się opalał z odsłoniętym karkiem.
Na wspomnienie tych wydarzeń, myślę sobie: 'jeżeli porwali mnie kosmici, to niech mnie porywają dalej' - dlatego, że nie czuję specjalnego dyskomfortu, ani fizycznego ani psychicznego. Jednak nie potrafię powiedzieć, czy naprawdę mnie porwali, czy to wrażenie to sprawka czegoś innego.
Co o tym sądzicie?
PS. To nie jest żaden żart, mimo że zazwyczaj mam w zwyczaju żartować...
