Według oficjalnej nauki większość gatunków żyjących w morzach i oceanach została już dawno odkryta, a przynajmniej te największe i najokazalsze. Czy jednak tak jest na pewno? Szereg dziwnych znalezisk zaprzeczają temu. Od czasu do czasu morza wyrzucają na brzeg ciała zwierząt, których zaklasyfikowanie sprawia naukowcom niemałe kłopoty. Często z tego powodu sprawy takie nie są nagłaśniane, a dowody rzeczowe - niszczone.
W 1808 roku na brzeg szkockiej plaży ocean wyrzucił ogromne, podobne do węża stworzenie. Zwierzę miało 56 stóp długości, czyli około 17 metrów. Uważa się dzisiaj, że był to wyjątkowo duży okaz węgorza królewskiego (Regalecus glesne), który normalnie dorasta do długości 30 stóp (9 metrów). Podobne ryby odnaleziono aż cztery razy na plaży Baja California w północnym Meksyku. W listopadzie 1996 roku na plaży Coronado w San Diego, USA odnaleziono innego osobnika zaliczanego do tego gatunku. Tym razem znalezisko miało 23 stopy (7 metrów) długości, obłe i wydłużone ciało, ogromne oczy, a także coś w rodzaju ,,rudej grzywy" wyrastającej niedaleko głowy, która wg prasy podobna była do ,,grzebienia koguta". Zwierzę najprawdopodobniej zginęło z powodu ran zadanych mu przez wirnik silnika motorówki, który zostawił ślady na tułowiu i głowie ryby. Głowa i część ogona długości 1 m zostały zakonserwowane, a reszta pochowana na plaży.
W ostatnich dniach maja 1996 roku, w wodach otaczających północ malezyjskiej wyspy Langkawi, rybacy wyciągnęli w swoich sieciach padlinę dziwnego zwierzęcia. Miała ona 25 stóp długości, czyli około 7,5 metra. Ciało stworzenia zostało jednak szybko wrzucone spowrotem do morza, ponieważ rybacy bali się, że mógł to być smok. Pracownicy Malezyjskiego Biura ds. Rybołówstwa stwierdzili, że ,,nigdy nie widzieli czegoś takiego". Niepotwierdzone wiadomości mówią o tym, że pobrano próbki ciała zwierzęcia, a anonimowy malezyjski naukowiec zidentyfikował stworzenie na ich podstawie jako orkę. Nie jest to jednak pewne.
Padlinę innego zagadkowego stworzenia odkryto wyrzuconą przez ocean na plaży w Gourock w Szkocji w 1942 roku. Potwór ten miał 9 metrów długości i 3 szerokości. O jego wyglądzie wiadomo tyle, że ciało stwora zróżnicowane było na odcinki głowowy, tułowiowy i ogonowy. Ten ostatni zwężał się wyraźnie ku tyłowi. Potwór posiadał również szczęki, wyposażone w zęby dwucentymetrowej długości. Niestety, nie wykonano żadnych zdjęć zwierzęcia, ponieważ zabroniło tego wojsko, które następnie zabrało ciało do pobliskiej piekarni i, nie wiedzieć dlaczego, spaliło.
Zwłoki dziwnego stworzenia znalazł również w 1997 roku Mohammad Yousef Obaid, obywatel Kuwejtu, który 8 sierpnia około godziny 11.00 łowił ryby w Al Fantas, na kuwejckim wybrzeżu. ,,Początkowo sądziłem, że były to ludzkie zwłoki i chciałem wezwać policję," mówił później. ,,Ale później ciekawość wzięła górę i przewróciłem ciało unoszące się w wodzie twarzą do góry za pomocą kija. Byłem zszokowany widząc, że zwierzę, czy też cokolwiek, co to było, przypominało mocno człowieka. Zauważyłem, że ciało było w stanie rozkładu, ale można było wyróżnić dziwną czaszkę, pozostałości oczu, uszu i ust, a także rdzeń kręgowy i miednicę." Stworzenie mogło być martwe od tygodnia lub dłużej, wnioskując z wypowiedzi Obaida, który dodaje, że kiedy przyciągnął szkielet do brzegu, ten rozpadł się na trzy części. Zabrał do domu czaszkę i kręgosłup (które trzymały się siebie w jednej całości), ale reszty już nie było, kiedy po nią wrócił na miejsce znaleziska. Szkielet ma 1,5 metra długości, ma duże usta, dwa nozdrza, dwoje oczu, dwoje uszu, które wystają z czaszki przypominającej chińskiego smoka lub nawet wyobrażenie diabła malowanego przez artystów. Obaid przetrzymywał swoje znalezisko w domowej zamrażarce. Z biegiem czasu stało się ono czarne. Mężczyzna wielokrotnie usiłował zainteresować ciałem naukowców, ale nie udało mu się to. Zoolodzy uparcie twierdzą, że Kuwejtczyk nie znalazł niczego niezwykłego, a padlina była ciałem zwykłej płaszczki w stanie zaawansowanego rozkładu.
[attachment=28:attachment]
Źródło:
http://kryptozoologia.w.interia.pl/