Skocz do zawartości


Zdjęcie

Bezczynni wobec zbrodni. Dlaczego Amerykanie i Brytyjczycy nie zrobili nic, by ratować ofiary ludobójstwa?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
Brak odpowiedzi do tego tematu

#1

Nick.
  • Postów: 1527
  • Tematów: 777
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

1.jpg

Fot.: KEYSTONE-FRANCE/GAMMA-KEYSTONE/GETTY IMAGES / Getty Images

 

Nie musieliśmy długo czekać, aż przyjedzie następny samochód z ciałami. To była specjalna konstrukcja. Wyglądała jak normalna ciężarówka, była pomalowana na zielono i miała hermetycznie zamykane tylne drzwi. Wewnętrzne ściany pokryte były blachą, nie było żadnych siedzeń. Na podłodze leżała drewniana kratownica jak w publicznych łaźniach, przykryta słomianą matą. Generator gazu znajdował się w kabinie i był połączony z tylną częścią za pomocą dwóch przewodów o grubości ok. 15 cm. Ich wylot znajdował się pod kratownicą”.

 

Tak brzmi pierwsza relacja naocznego świadka rozpoczynającego się Holokaustu. Szlama Ber Winer, 31-letni Żyd z Izbicy Kujawskiej, trafił do obozu zagłady Kulmhof (Chełmno nad Nerem) 12 stycznia 1942 r. Został skierowany do pracy w Sonderkommando – jego zadaniem było opróżnianie ciężarówek, w których gazowano ludzi. Udało mu się uciec tydzień później, 19 stycznia. Na dzień przed konferencją w Wannsee pod Berlinem, gdzie zapadły ostateczne decyzje w sprawie rozwiązania kwestii żydowskiej.

 

2.jpg

Fot.: Nachman Zonabend/YIVO Institute for Jewish Research / NIEZAREJESTROWANY

 

Brytyjski historyk Ian Kershaw uważa, że za początek Holokaustu należy uznać masowe morderstwa Żydów dokonywane przez tzw. Einsatzgruppen po ataku III Rzeszy na Związek Radziecki. Ich gwałtowny wzrost nastąpił na przełomie sierpnia i września 1941 roku. O ile w lipcu komanda śmierci rozstrzelały na wschodzie 4239 ludzi, to w sierpniu było to już 37 186 osób, a we wrześniu – 56 459, z czego 33 771 zginęło w jednej tylko masakrze: w kijowskim wąwozie Babi Jar. W następnych miesiącach liczba ofiar egzekucji nadal rosła: w sumie na Białorusi, Ukrainie i w krajach bałtyckich Einsatzgruppen, wspomagane przez miejscowe kolaboracyjne policje i grupy militarne, wymordowałydo końca 1941 r. kilkaset tysięcy Żydów.

 

Ludobójstwo na okupowanych terenach Polski rozpoczęło się późną jesienią 1941 roku. Inicjatorem był Arthur Greiser, namiestnik wcielonego do Rzeszy tzw. Kraju Warty, na terenie którego leżało Chełmno. Pomysł z gazowaniem ludzi w tym pierwszym obozie śmierci ściągnięto z prowadzonej w Rzeszy Akcji T-4, której celem była eutanazja ludzi kalekich i chorych psychicznie. Przyczyną rozpoczęcia eksterminacji było m.in. przeludnienie żydowskich gett spowodowane deportowaniem na te tereny Żydów z Austrii, Niemiec i Czechosłowacji.

 

Konferencja w Wannsee nie była więc początkiem Holokaustu, ale zaaprobowaniem ludobójstwa stosowanego dotąd na skalę lokalną – i przeniesieniem go na inny poziom technologiczny. Zbiurokratyzowana nazistowska maszyna śmierci rozkręcała się jednak powoli. Czy można było zrobić coś, by ją zatrzymać?

 

Uciekinierzy, ich relacje…

 

Szlama Ber Winer dotarł do Warszawy, gdzie otrzymał fałszywe dokumenty. Pod nazwiskiem Jakub Grojanowski skontaktował się z historykiem Emanuelem Ringelblumem, któremu opisał metody eksterminacji stosowane w Chełmnie. Raport został przekazany Delegaturze Rządu na Kraj. Nie było to jedyne źródło informacji o rozpoczynającej się Zagładzie. Od września 1940 r. w Auschwitz przebywał kierujący obozową konspiracją Witold Pilecki. 15 lutego 1942 r. był świadkiem przybycia pierwszego dużego transportu Żydów z Bytomia.

 

Sprawozdania Pileckiego były przekazywane przez konspiracyjną komórkę w komandzie pralniczym dowództwu w Warszawie, a następnie przez Szwecję do Londynu. Kolejnych informacji dostarczali uciekinierzy z obozu. 16 maja 1942 r. wydostali się z niego Wincenty Gawron i Stefan Bielecki, a 20 czerwca Kazimierz Piechowski, Stanisław Jaster i dwóch innych więźniów. W brawurowy sposób, przebrani za esesmanów, skradzionym autem załogi obozowej, z którego pewnie korzystał też komendant Höss wyjechali z Auschwitz. Ich relacje trafiły zarówno do Armii Krajowej, jak i konspiracyjnych organizacji żydowskich w Warszawie, które swoimi kanałami także przekazywały je na Zachód.

 

W połowie 1942 r. informacji pochodzących od naocznych świadków było już na tyle dużo, że w Londynie została zwołana konferencja prasowa brytyjskiego ministra Brendana Brackena i Stanisława Mikołajczyka, wicepremiera rządu RP na uchodźstwie, w czasie której potępili oni masową eksterminację Żydów. Tymczasem przybywało kolejnych relacji, m.in. Dionysa Lenarda, słowackiego Żyda, który w lipcu 1942 r. uciekł z Majdanka. Gdy pod koniec tego miesiąca rozpoczęła się likwidacja warszawskiego getta, nie dało się ukryć transportów zmierzających w stronę Bełżca, Sobiboru czy Treblinki.

 

… i milczenie

 

W sierpniu 1942 r. Gerhart Riegner, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów w Szwajcarii, wysłał telegramy do Nowego Jorku i Waszyngtonu. Pisał o planach wymordowania wszystkich Żydów z krajów okupowanych przez Niemcy i wspominał o kwasie pruskim jako metodzie uśmiercania ludzi w obozach zagłady (kwas pruski to inna nazwa cyjanowodoru, będącego głównym składnikiem cyklonu B). Jednak już tydzień wcześniej w gazecie „Montreal Star” ukazał się artykuł „Hitlerowska rzeźnia – Niemcy zabijają milion Żydów w akcji eksterminacyjnej”. Kanałów, którymi wiadomości o Holokauście docierały na Zachód, musiało więc być więcej. Informację powtórzyły amerykańskie dzienniki, jednak oficjalnej reakcji ze strony rządu USA nie było. Dlaczego?

 

Amerykańska historyczka Deborah Lipstadt uważa, że chociaż latem 1942 r. informacji o eksterminacji Żydów było już w alianckiej prasie dużo, nikt nie potrafił złożyć w całościowy obraz tego, co z nich wynikało. Uważano je za wyolbrzymione i pochodzące z niepewnych źródeł. Charakterystyczna jest reakcja prezydenta Roosevelta na informację o likwidacji warszawskiego getta i zamordowaniu 100 tys. ludzi, przekazana do USA w depeszy Izaaka Sternbucha z Zurychu. „Dotychczas nie udało się potwierdzić jej autentyczności. Władze nie zajmują stanowiska” – usłyszał Jacob Rosenheim, prezes światowej organizacji Agudas Jisroel, który wcześniej przekazał ją prezydentowi.

 

W morderczy plan nazistów bardziej skłonny był uwierzyć rząd Wielkiej Brytanii. Nie na tyle jednak, by rozpocząć samodzielne działania. Przekonał się o tym Jan Karski, który jesienią 1942 r. został wysłany na Zachód z misją poinformowania aliantów o sytuacji w polskim podziemiu i o losie znajdujących się na okupowanych terenach Żydów.

 

Wszystko już wiemy, panie Karski

 

„Niech pan tak skonstruuje swój raport, żeby można go było wygłosić w 15 minut. Sprawy polskie nie są dla Anglików zbyt ważne. Żydowskie tym bardziej” – poinstruował go w Londynie Józef Retinger, doradca premiera Sikorskiego, sam pochodzący z żydowskiej rodziny z Krakowa. Karski, który przed wyruszeniem w misję przedostał się m.in. do warszawskiego getta i obozu przejściowego dla Żydów w Izbicy (Lubelskie), był wstrząśnięty, że najwyżej postawioną osobą, która chce się z nim spotkać, jest Owen O’Malley, brytyjski ambasador przy rządzie RP. Ale nawet jego nie interesowała sprawa eksterminacji. „Foreign Office jest na bieżąco informowane o tym przez rząd polski” – brzmiała zdawkowa odpowiedź.

 

Podobnie zareagował amerykański ambasador Anthony Biddle. Na uwagę Karskiego, że żydowscy przywódcy w Warszawie domagali się odwetowych bombardowań Niemiec, zwołania alianckiej konferencji w sprawie ludobójstwa, a także pomocy w emigracji Żydów do krajów niebędących pod okupacją niemiecką, Biddle odpowiedział, że sprawa bombardowań leży w gestii brytyjskiego RAF, a przyjęcie żydowskich uchodźców do USA jest niemożliwe, gdyż… kwoty imigracyjne dla tej narodowości zostały już wyczerpane.

 

10 grudnia 1942 roku rząd RP w Londynie wydał opracowaną na podstawie relacji Karskiego notę do rządów sprzymierzonych w sprawie terroru i dyskryminacji Żydów: padły w niej m.in. słowa o milionie ofiar. Skutkiem apelu była deklaracja 12 państw alianckich z 17 grudnia 1942 roku, w której potępiono masową eksterminację. To było wszystko, co udało się zrobić ponad rok od rozpoczęcia pierwszych masowych egzekucji na Wschodzie. Czy można było zrobić więcej?

 

Emigracja zamiast eksterminacji?

 

Wielkie naloty RAF na niemieckie miasta trwały od wiosny 1942 roku. Czy powiązanie ich z kwestią żydowską mogło zmienić plany nazistów? Wątpliwe. Jednak, jak twierdzi kanadyjski historyk Michael Marrus, pod koniec 1942 r. w kierownictwie III Rzeszy pojawiły się pomysły, by wstrzymać eksterminację i zaproponować aliantom wykupienie Żydów. Pierwszy sygnał o Planie Europa miał wysłać do przedstawicieli Światowego Kongresu Żydów w Genewie Dieter Wisliceny, przedstawiciel Adolfa Eichmanna na Słowacji. Historycy nie są jednak zgodni, czy ten pomysł rzeczywiście miał oznaczać wstrzymanie Holokaustu, czy chodziło o jednorazową łapówkę 2-3 mln dolarów, za którą zostałoby zwolnionych kilka-kilkadziesiąt tysięcy przeznaczonych do zamordowania ludzi.

 

O tym, że możliwe jest wykupienie od skorumpowanych władz Generalnego Gubernatorstwa przynajmniej żydowskich elit, mówił Jan Karski. Sugerował nawet przywódcom żydowskich organizacji na Zachodzie stworzenie specjalnej grupy cichociemnych, którzy zostaliby zrzuceni na okupowane tereny Polski z ładunkiem kilku milionów dolarów. Był tylko jeden problem: dokąd mieliby się udać wykupieni w ten sposób ludzie?

 

3.jpg

Fot.: Ullstein/newspix / newspix.pl

 

Z ujawnionych dokumentów Foreign Office i Departamentu Stanu wynika, że Plan Europa był znany rządom alianckim, jednak wizja masowej imigracji żydowskiej z okupowanych krajów paraliżowała urzędników. „Istnieje możliwość odstąpienia przez państwa Osi od polityki eksterminacji i zastąpienia jej polityką imigracji – pisał A.W.G. Randall z brytyjskiego MSZ. – Nastąpi powódź, z którą nie zdołamy się uporać”.

 

Historyk Yehuda Bauer uważa jednak, że Plan Europa należy rozpatrywać wyłącznie w kontekście zawarcia przez III Rzeszę osobnego pokoju z USA i Wielką Brytanią. Kiedy okazało się, że szans na taki rozejm nie ma, zbrodnicza machina znów ruszyła pełną parą.

 

W luksusach o Holokauście

 

19 kwietnia 1943 r. to w pamięci Żydów wyjątkowa data: tego dnia wybuchło powstanie w warszawskim getcie, a trzech młodych ludzi z belgijskiego ruchu oporu zatrzymało pociąg jadący do Auschwitz, umożliwiając ucieczkę 248 osobom. Tego również dnia w luksusowym ośrodku The Horizon na Bermudach rozpoczęła się amerykańsko-brytyjska konferencja w sprawie przesiedleń Żydów z terenów objętych działaniami wojennymi. Odbyła się z inicjatywy Brytyjczyków, ze strony amerykańskiej przyjechał drugi garnitur dyplomatów i ekspertów, do tego słabo przygotowanych. Przedstawicieli organizacji żydowskich nie zaproszono w ogóle.

 

Już na początku trwających 10 dni obrad delegaci zgodzili się, że sprawa żydowska jest elementem znacznie poważniejszego problemu wojennych uchodźców, którego nie da się w tym momencie rozwiązać. Za nierealne uznano powiększenie w warunkach wojennych kwot imigracyjnych. Zapadły jedynie decyzje o ewakuacji dwóch tysięcy (z pięciu tysięcy) dzieci z Hiszpanii oraz o utworzeniu w Afryce Północnej obozu przejściowego dla trzech tysięcy osób.

 

Wyniki konferencji bermudzkiej były szokiem nie tylko dla środowisk żydowskich. „Oto w luksusowych hotelach zebrali się dobrze wyglądający dżentelmeni, by przekonywać się nawzajem, że nic nie da się zrobić” – pisał brytyjski „Observer”.

 

Konferencja zakończyła się 28 kwietnia, tego dnia Szmul Zygielbojm, członek Rady Narodowej przy rządzie RP w Londynie, otrzymał z Warszawy dramatyczną depeszę z apelem o odwet za śmierć milionów Żydów i o pomoc dla tych, którzy ocaleli. Nie zdążyła dotrzeć na Bermudy. 12 maja Zygielbojm w proteście przeciw bezczynności aliantów popełnił samobójstwo. Nic nie dało też spotkanie Jana Karskiego z prezydentem Rooseveltem, do którego doszło 28 lipca 1943 roku.

 

Stawka – 400 tysięcy ludzi

 

Ustalona na Bermudach polityka bezczynności trwała, tymczasem w Generalnym Gubernatorstwie Niemcy finalizowali eksterminację. W listopadzie 1943 r. zakończył pracę obóz zagłady Treblinka II, wcześniej przestały działać Bełżec i Sobibór. W sumie zamordowano w nich 1,7 mln Żydów. 15 grudnia 1943 r. Odilo Globocnik, szef SS i policji Dystryktu Lublin, sporządził tzw. zamknięcie kasowe Akcji Reinhardt. Wartość rzeczy zrabowanych zamordowanym w tych trzech obozach Żydom wycenił na 178 mln marek. W Generalnym Gubernatorstwie eksterminacja stała się faktem.

 

Jednak na początku 1944 r. wciąż działała największa fabryka śmierci – Auschwitz-Birkenau, do której przyjeżdżały transporty Żydów z Włoch, Francji, Grecji, Holandii i innych krajów Europy. O obozie wiedziano już wiele. Pod koniec kwietnia 1943 r. uciekł z niego Witold Pilecki, a 19 listopada Jerzy Tabeau i Roman Cieliczko, przynosząc kolejne informacje.

 

Bardzo ważna ucieczka wydarzyła się 7 kwietnia 1944 r., gdy z podobo­zu Birkenau wydostał się 20-letni słowacki Żyd Rudolf Vrba zatrudniony przy reje­stracji więźniów. Towarzyszył mu Alfred Wetzler. W następnym miesiącu uciekli Arnošt Rosin oraz Polak Czesław Mordowicz. To właśnie ich relacje o fabryce śmierci i podana przez Vrbę liczba 1 miliona 765 tysięcy zamordowanych w niej ludzi na nowo wywoływały apele o podjęcie działań dla zatrzymania ludobójstwa. Stawką było wówczas życie kilkuset tysięcy Żydów z Węgier, które w marcu znalazły się pod okupacją Wehrmachtu.

 

Zbombardować tory do Auschwitz

 

Wiosną 1944 r. w zasięgu amerykańskich ciężkich bombowców startujących z baz we Włoszech znalazły się wszystkie okupowane tereny Europy, w tym Polski. Pierwszy zwiad lotniczy nad Oświęcimiem przeprowadzono 14 kwietnia. Celem nie było jednak rozpoznanie obozu, ale zdjęcia odległej o ok. 8 km wielkiej fabryki IG Farben, w której trwały prace budowlane i przygotowania do produkcji synte­tycznej benzyny i kauczuku. 20 sierpnia 1944 r. 127 bombowców B-17 przeprowadziło trwający 28 minut nalot na fabrykę. Czy mogły również zniszczyć komory gazowe i krematoria?

 

Przy ówczesnej technice bombardowań było to niemożliwe bez ryzyka śmierci wielu ludzi. Ale naloty na węzły kolejowe, którymi do komór gazowych od 15 maja 1944 r. jechało dziennie 12 tys. węgierskich Żydów, były możliwe. Trzeba było jednak działać szybko: największe deportacje z Węgier, które objęły 437 403 ludzi, zakończyły się 9 lipca, ale wciąż można było próbować uratować kilkadziesiąt tysięcy. Do końca sierpnia do obozu przywożono Żydów z getta łódzkiego, a ostatni skierowany do komór gazowych transport przyjechał z Terezina jeszcze 30 października.

 

Trudno wyjaśnić fakt, że alianci nie wykonali żadnej akcji w sprawie Auschwitz-Birkenau, chociażby w celach psychologicznych, propagandowych i dla uspokojenia własnego sumienia. Dlaczego?

 

Włoski historyk Fabrizio Calvi uważa, że to jedna z wciąż nierozwiązanych zagadek II wojny, a klucz do tajemnicy tkwi w amerykańskich, brytyjskich i rosyjskich archiwach. Coraz więcej badaczy skłania się jednak ku tezie, że przyczyna tej bezczynności jest o wiele bardziej banalna, a jest nią… wojskowa biurokracja. Prezydent Roosevelt i premier Churchill byli gotowi poprzeć naloty na Auschwitz, jednak to nie oni decydowali o użyciu poszczególnych jednostek. Robili to wojskowi, dla których priorytetem były cele militarne i jak najszybsze zakończenie wojny. To ono, w opinii generałów, miało przynieść wolność wszystkim uciemiężonym narodom, w tym Żydom.

 

Aliancka strategia nie przewidywała wykorzystania sił zbrojnych dla ratowania ofiar represji: wojskowi jeszcze mniej niż politycy pojmowali istotę Holokaustu.

 

Nie zrobiono więc nic.

Andrzej Fedorowicz

 

Ten tekst pochodzi z wydania Newsweek Historia 1/2020

 

źródło


  • 4





Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych