Cześć, parę lat już nic tutaj nie pisałem, w każdym razie siedzę właśnie ze znajomym który opisał mi historię, której nie jestem w stanie w żaden sposób wyjaśnić w racjonalny sposób więc pomyślałem, że napiszę tutaj, może ktoś z większą wiedzą od nas pomoże jakoś rozwiązać zagadkę. Przekazuję klawiaturę przyjacielowi
Hej, mam na imię Kuba i w tej chwili na karku 19 lat.
Nigdy wcześniej nie wspominałem nigdy o tym nikomu bo uważałem to za mało istotną rzecz. Dzisiaj jednak zaczęliśmy poruszać różne "dziwne" tematy i opowiedziałem swoją historię kolegom.
Więc opowiem i wam.
Miałem może 4 lata. Mieliśmy małe mieszkanie, w domu się nie przelewało, toteż ja i mój starszy (wtedy 7, dodam, że od dziecka chorował na porażenie mózgowe) brat mieliśmy malutki pokoik oddzielony od reszty domu meblami, a w nim stało duże łóżko skierowane na wejście do kuchni.
Historię pamiętam tylko z opowiadań mamy:
We dwójkę budzimy się w nocy gapiąc się w pewien punkt i rozmawiając ze sobą, od czasu do czasu nakazując komuś odejść. Budzi to mamę, która przychodzi do naszego pokoju i staje przed nami pytając co robimy, czemu nie zaśniemy i kogo wyganiamy.
W tym momencie starszy brat prawie płacząc prosi ją, żeby kazała odejść "temu panu, który stoi obok niej".
Mama pyta: "Komu? Kto obok mnie?"
Odpowiadam jej: "Obok Ciebie stoi duży pan. Jest goły"
Po tym siada z nami lekko przerażona i pyta czy wciąż tu jest. Odpowiadamy, że nie. Zasypiamy.
Wydarzenie miało miejsce kilka razy.
Wysoki (na oko ze dwa metry), brodaty niczym Jezus na świętych obrazach, w długich, czarnych lekko falowanych włosach, znacznie owłosiony na ciele, mocno umięśniony, ciemne oczy. Nie wiem czy znaczenie ma fakt, że miał dość małe jak na potężnej postury faceta przyrodzenie.
Nie zwracałbym w sumie na to uwagi już nigdy gdyby nie sen z przed kilku miesięcy. Z początku wydawał się jak jawa.
Siedzę przed komputerem, zajmując się swoim nocnym życiem kiedy nagle pada prąd. Robi się strasznie głucho. Wychodzę z pokoju po omacku (mieszkamy już gdzie indziej, zapomniałem dodać) i widzę dom w stanie sprzed... może 3 miesięcy przed snem. Nie zwracam na to uwagi. Widzę tylko mamę, która siedzi spokojnie na łóżku, tak jakby dopiero się przebudziła. Podchodzę do niej i próbuję mówić, ale nic nie słychać. Staram się krzyczeć. Powoli zaczynam słyszeć swój głos. Doznania słuchowe wracają do normy, siadam, rozmawiam z mamą o sytuacji. Obracam się, pali się światło w kuchni. Delikatnie oświetla siedzącego na fotelu, obróconego tyłem do nas mojego starszego brata. Mama pyta, czemu nie jest jeszcze w łóżku. Obraca się w naszą stronę - odpowiada beztroskie "nie wiem". Ale nie ma pół głowy. Widzę jego mózg. Zwisający lekko bezwładnie z czaszki. Brak mu lewej strony głowy (porażenie upośledziło jego lewą półkulę w związku z czym ma aktualnie niedowład prawej strony ciała - to pewnie ma związek z wizją we śnie). Z mojego pokoju wychodzi młodszy brat. Zostawia otwarte drzwi. Wstajemy i udajemy się wszyscy do kuchni. Tylko ja zauważam, że przyklejony przodem do ściany, która prowadzi do drzwi mego pokoju, porusza się ów mężczyzna. Idzie powoli, szurając stopami po ziemi i rękoma po ścianie. Nie widzę jego twarzy. Czuję, że muszę go powstrzymać, znajduję w dłoni nóż, dźgam go w plecy kilka razy, potem bez opamiętania. Z początku leje się krew, potem przestaje. Mężczyzny nic nie rusza. Idzie dalej. Odsuwam się w bezsilności. Facet się zatrzymuje. Powoli odwraca twarz, widzę tylko jak jego nos wyłania się z pod zasłony gęstych włosów. Sen się kończy, a ja znajduję się leżąc na łóżku, przed komputerem, w miejscu, w którym się zaczął, ale leżę wygodnie na łóżku.
Istota dość tajemnicza... dziś nie napawa mnie lękiem lecz budzi ciekawość.
Próbowaliśmy dochodzić do tego czy wizja tego człowieka ma jakikolwiek związek z moim ojcem jak i ojcem mojego starszego brata (poprzednie małżeństwo mojej mamy). Obydwoje nie stronili od alkoholu, przemocy w stosunku do swojej rodziny i lubili być dyktatorami. Mój jednak był bardziej uciążliwy i z drobnymi przerwami spędził u nas wiele lat. Nie wiem czy istota ta jest z nimi jakkolwiek powiązana. Nie raz śnił mi się mój ojciec, czasem wymierzałem mu sprawiedliwość, czasem jednak on wygrywał w moich snach. To głównie uważałem jako objaw traumy lub strachu po nieco ciężkich doświadczeniach z dzieciństwa.
Może ta informacja ma znaczenie, więc zostawię ją tu.
Wracając do mojego starszego brata - zostawię również informację dotyczącą tego jak on objawiał mi się w snach gdy byłem mały. Być może ma to związek z tym, że on również widział tego człowieka.
Często śniła mi się wizja mojego starego domu, w nim ja, moja mama, babcia i starszy brat. Babcia jest... była dość... szczególną osobą w moim życiu. Nienawidziłem jej jak niczego na tym świecie. Czułem się przy niej okropnie, czułem bijące zło. Babcia była doprawdy ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze, ubranym w płaszcz miłej staruszki.
W snach tych zawsze bawiłem się z bratem, potem odchodziłem od niego. Babcia zaczynała się śmiać. Wtedy robiło się głucho. Czas zwalniał. Ale ja byłem poza tym zjawiskiem. Mój brat również. Stał, patrzył się na mnie demonicznym wzrokiem. Uśmiechał się okropnie. Wystraszony krzyczałem. Próbowałem przynajmniej. Chciałem uciekać, ale nie mogłem. Widziałem tylko jak brat przesuwa się w moją stronę wyglądając coraz bardziej przerażająco.
Babcia zawsze namawiała mamę by pozbyła się mojego starszego brata. Kiedy urodził się niepełnosprawny, z całych sił namawiała mamę by ta się go pozbyła. Dla babci nie był to problem, sama (jak to mawiała) "wyskrobała" ponad 30 ciąży. Różne są spojrzenia na aborcję, ale moim zdaniem to czyste okrucieństwo. Wręcz... ludobójstwo. Bo po co się zabezpieczać skoro można się pozbyć?
Piszę to bo jej osoba ma duże znaczenie w tym śnie. Przedstawiam również malutką część obrazującą jaka była. Jak odnosiła się do mojego starszego brata.
Nie wiem czy wizje + sen o mężczyźnie łączą się ze snami o bracie. Próbuję podrzucić wszelkie wskazówki.
Byłbym wdzięczny gdybyście wypowiedzieli się na ten temat, pomogli mi to lepiej zrozumieć. Poszukać związku między tymi rzeczami albo przedstawili każdą z osobna. Dziękuję wam okropnie z góry.