Skocz do zawartości


Zdjęcie

Złodziejska para

złodziejska para bernard gertruda beltejewski beltejewscy beltejewska

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
1 odpowiedź w tym temacie

#1

Kazuhaki.
  • Postów: 589
  • Tematów: 176
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 6
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Bernard Betlejewski i jego żona Gertruda to para przestępców, którzy działali na terenie powiatu brodnickiego w latach trzydziestych XX wieku. Byli niemal jak filmowa para Bonnie i Clyde. On włamywał się i kradł, ona stała na czatach i pomagała mężowi

 

69424336591470929776.jpg

 

  Para amerykańskich przestępców z lat trzydziestych XX wieku, ona - Bonnie Parker (1910-1934) i on - Clyde Barrow (1909-1934), zrobiła tak wielką „karierę”, że doczekała się nawet filmu. Początkowo popełniali drobne wykroczenia, takie jak kradzieże (najczęściej portfeli), rozboje czy włamania. Z czasem zaczęli się dopuszczać cięższych przestępstw. Ona stała na czatach, a on w tym czasie terroryzował personel pistoletem i kradł gotówkę oraz złotą biżuterię. Zdobyte podczas skoków pieniądze pozwalały im wieść dostanie, jeśli nie powiedzieć, że hulaszcze życie dwojga zakochanych w sobie i wykluczonych społecznie ludzi. Kiedy Clyde trafił do więzienia, Bonnie przemyciła do jego celi rewolwer, którym sterroryzował strażników i uciekł. Ponownie schwytany trafił do surowszego więzienia. Po wyjściu na wolność Bonnie i Clyde od nowa popadli w kryminalny proceder, tworząc gang. Zginęli razem zastrzeleni w policyjnej zasadzce. Porównanie do tej pary Bernarda Betlejewskiego i jego żony Gertrudy, którzy rabowali pod koniec lat trzydziestych w okolicach Brodnicy z pewnością jest zbyt śmiałe, z uwagi na brak doniesień o morderstwach, które z czasem zaczęła popełniać para z Ameryki. Pewne podobieństwa jednak zostały, zresztą oceńmy to sami, zaczynając rzecz najpierw od rozważania sprawy zawierania małżeństw, które układały małżonkom życie na długie, długie lata. Jednym płynęły one w szczęściu i dobrobycie, drugim jako-tako, a jeszcze innym - wykluczonym społecznie, jak Betlejewskim - od kradzieży do włamania z przerwami na pobyt w więzieniu. Bernardowi z czasem uzbierało się tyle, że zasądzono mu 22 lata więzienia, w tym pięć ciężkiego. Początkowo nie było jednak takiego więzienia, z którego by nie uciekł, a dla jego żony takiego, z którego by jej nie uprowadził. Jako małżonkowie, którzy ślubowali trwać z sobą na dobre i na złe - skrupulatnie wypełniali słowa przysięgi. Czy ta miłość naprawdę była ślepa?

 

Małżeństwo jak lot samolotem...

 

  Pewna mieszkanka Zbiczna, kobieta w pełni doświadczona życiowo mówiła mi kiedyś, że małżeństwo jest jak pierwszy lot samolotem. Najpierw pasażerowie nie mogą się doczekać wspólnego lotu, następnie drżą z emocji podczas odprawy na lotnisku, wreszcie w podnieceniu siadają w fotelach, by po starcie podziwiać piękne i niespotykane dotąd widoki oraz krajobrazy. Potem jednak nadchodzą tak silne turbulencje, że wymiotować się chce, a tu nie ma gdzie i jak wysiąść...

Zejdźmy jednak z niebios na ziemię i zerknijmy, jak kojarzono małżonków w czasach, gdy ślubowali Bernard i Gertruda Betlejewscy.
Gazeta Toruńska 22 października 1911 (niedziela, R. 47, nr 244)- w rubryce „Rozmaitości” podawała pewną ciekawostkę: „Rady dla narzeczonych ( ) Ponieważ bibologia jest zupełnie nową teorią poznawania charakteru człowieka, a raczej przyszłego męża uważamy za obowiązek, gwoli wygodzie naszych pięknych czytelniczek objaśnić, że tajemnica bibologii polega na studiowaniu, w jaki sposób pierwszy, lepszy osobnik, a zwłaszcza narzeczony pije, jaki bądź napój mu podamy: a więc - oto jeden z uśmiechem trzyma w jednej ręce przypuśćmy filiżankę czarnej kawy, a drugą ręką delikatnie i długo płyn miesza i pije cichutko. Taki pan jest człowiekiem delikatnym, ale (ostrożnie) jest to krętacz! Drugi pije powoli, oparłszy rękę na stole - to burżuj, ale człowiek poważny, choć nudny. Trzeci, co chwyta filiżankę, przechyla ją do ust i nie odejmie, dopóki do kropelki nie wysączy - jest człowiekiem solidnym w interesach, upartym i ma zwyczaj robić tylko jedną rzecz naraz. Czwarty stawia filiżankę na stole i, zapominając o otoczeniu, nachyla do niej usta, aby spić z wierzchu bez pomocy rąk - to człowiek bez ideału, nietaktowny. Piąty pije roztropnie, baczy, aby nawet kropelki nie uronić i ukradkiem cukier na dnie pozostały wyjada - skąpiec. Szósty, pijąc kawę, macza w niej wąsy, które oblizuje - łakomy i nieporządny. Siódmy zaś ujmuje filiżankę w dwa palce, mierzy wysoko - pije bez szmeru i wytwornie - jest to osobnik łagodny, słaby, cichy, ograniczony, skromny, uległy, posłuszny i trwożliwy - czyli w sam raz odpowiedni na męża!”.
Ta metoda pozyskiwania życiowego partnera z Ameryki trafiła nad Wisłę i Drwęcę już w 1911 roku, obie więc pary - ta zza oceanu i ta znad Drwęcy - mogły więc ją znać. Czy zastosowały jednak, jako miarodajną podczas wspólnych spotkań - wątpliwe.

 

„Od męża do żony wiedzie most zwodzony”

 

  Małżeństwa w okresie międzywojennym (1918-1939) kojarzono również na wiele innych sposobów. Gdy zawodziły konkury, rady rodziców oraz swaty - przed staropanieństwem i starokawalerstwem broniono się czyniąc odpowiednie wpisy do gazet. I tak dla przykładu w jednej z nich (Gazeta Bydgoska,1924.02.02, R.3, nr 28), na stronie 5, w rubryce „Ożenki” czytamy zaskakująco śmiałe, jeśli nie powiedzieć, że desperackie już wyznanie z domowej roboty rymowanką: „Kto pragnie spokojne życie mieć, dobrze jeść i pić, powinien dobrą gospodynię mieć. Ja pragnę nią być i pod każdem względem zadowolić, więc spieszcie się panowie, bo który prędzej się dowie, ten ją zechce mieć. Łaskawe zgłoszenia do Gazety Bydgoskiej itd.”.
Panowie, zwłaszcza starsi, w tej materii bywali nieco bardziej ostrożni i raczej dość wybredni. Jako, że nie kupowali przysłowiowego kota w worku możemy udowodnić, cytując kolejny anons zamieszczony na dodatek w tym samym numerze gazety: „Gospodyni z lepszym wykształceniem poszukuję od 1 lipca roku bieżącego. Samotny pan [poszukuje] najchętniej młodą wdowę chociaż z dzieckiem. Piśmienne zgłoszenia z fotografią, którą się wróci, należy skierować do administratora niniejszej gazety itd”.
W jaki sposób sławni brodniccy przestępcy Bernard i Gertruda poznali się i jaką metodę ożenku zastosowali - nie sposób już dziś dociec. Skoro jednak byli małżeństwem, jak wspominano w aktach oskarżeń - węzłem kapłańskim zostali związani na całe życie, pozostając z sobą na dobre i na złe. Z pewnością mogli na siebie liczyć, pomagając sobie w rozpaczliwych nawet sytuacjach, z których, co ciekawe niemal zawsze znajdowali wyjście. Co by nie mówić, ich życie było barwne i pełne przygód. Na nudę z pewnością nie mieli czasu. Jednak z głównej drogi życia zeszli razem tak dawno, że wśród zaplątanych szlaków, które razem przemierzali nie mogli już jej nawet dostrzec. Liczyły się dla nich pieniądze, które stały się wręcz namiętnością ich życia. Lord David Cecil mawiał: „Małżeństwo dla pieniędzy to nikczemność, a małżeństwo bez nich to czysta głupota”. W kontekście brodnickich przestępców ta maksyma sprawdzała się, co do joty.

 

„W każdym małżeństwie to nie droga jest trudna, lecz trudności są drogą”

 

  O winach i przestępstwach Betlejewskiego szeroko rozpisywała się prasa z końca lat trzydziestych. Po tych doniesieniach nie było wątpliwości, że był to człowiek niebezpieczny, z którym nawet policja nie mogła sobie dać rady. W niedzielę 29 sierpnia 1938 roku pisano tak (Kurier Bydgoski 1938.08.28 R.17 nr 196): - „Brodnica. Groźny przestępca na wolności. Groźny przestępca Bernard Betlejewski, przebywający w tutejszym więzieniu został przez posterunkowych Schroedera i Karczewskiego z Brodnicy w towarzystwie innego więźnia eskortowany do sądu w Rypinie, gdzie odbyć się miała rozprawa. Po przybyciu Betlejewskiego do Rypina ulokowano go w areszcie policyjnym (w budynku policji). Przestępca zdołał wyłamać się i uciec. Betlejewski jest niebezpiecznym, notorycznym przestępcą karanym więzieniem na przeszło 22 lata, w tym 5 ciężkiego. Nadmienić wypada, iż niedawno st. posterunkowemu Schroederowi uciekła eskortowana przezeń kobieta na dworcu w Mławie”. Odnotujmy więc fakt - Betlejewskiego ujęto i odstawiono na rozprawę do Rypina. Po kolejnym wyroku skazującym czekała go bardzo długa odsiadka w więziennej celi. Przestępca tym samym został wzięty pod lupę dziennikarzy. Patrzono też uważnie na postępowanie tutejszej policji.

 

„Żona jest dla męża tym, czym ją mąż uczynił”

 

  Już wkrótce opublikowano kolejny artykuł dotyczący postępów organów ścigania w sprawie Betlejewskiego. W niedzielnym wydaniu Kurier Bydgoski (1938.09.04. R. 17 nr 202) donosił: „Bandyta wykradł żonę z więzienia. Brodnica. Jak już donosiliśmy, zbiegł z aresztu policyjnego w Rypinie, bandyta Bernard Betlejewski, który większą część swojego życia przesiedział w więzieniu. Ostatnio Betlejewski eskortowany był z Brodnicy na rozprawę do Sądu Grodzkiego w Rypinie. Ponieważ do wyznaczonej rozprawy było jeszcze sporo czasu, przeto ulokowano go w areszcie policyjnym, z którego zdołał wyłamać kraty i ulotnił się. Mimo obławy nie zdołano go przytrzymać. Ostatnio ustalono, że Betlejewski popełnił w okolicy Karbowa przy Brodnicy 4 kradzieże i że ukrywa się w karbowskim lesie. Toteż policja nie dała na siebie długo czekać. W nocy urządzono w lesie karbowskim obławę. Około 1 godziny w nocy usłyszano, że żona Betlejewskiego woła swojego męża - Beno, Beno... I Beno rzeczywiście odpowiedział Trudzia... W tej chwili pokazała się też policja, której, niestety, w ręce wpadła tylko Trudzia. Beno i tym razem zdołał wymknąć się z pułapki. Przyłapaną Trudzię, która była prawdopodobnie w zmowie z mężem odtransportowano do aresztu policyjnego w Brodnicy. W ślad za policją udał się do Brodnicy i Betlejewski. Po osadzeniu żony w areszcie zabrał się do pracy. Postanowił on żonę wykraść. Z dachu aresztu zdołał wyrwać okno, następnie przez bardzo ciasny i w dodatku wysoko znajdujący się pod sufitem otwór, wyciągnął żonę na wolność. Gdy nad ranem zjawił się w areszcie posterunkowy, zastał pustą celę”.

  Bezradność policji była tak zatrważająca, że wielu rozkładało ręce. Szczelniej więc zamykano drzwi i okiennice, nasłuchując w nocy podejrzanych stuków i puków oraz szukano w gazetach kolejnych doniesień o Betlejewskich.
Kurier Bydgoski dopiero 27 listopada 1938 roku (R.17, nr 272), niejako z ulgą mógł wreszcie donieść o ujęciu bandyty. Pisano, że ucieczce obojga „bandycka para rozpoczęła teraz niebezpieczne harce w najbliższej i dalszej okolicy Brodnicy. Okradano mieszkańców miast i wiosek. Po kilkutygodniowych wysiłkach policji zdołano go wreszcie ująć. Zaczęto wyliczać wszystkie jego przestępstwa. Nazbierało się ich przeszło 50”.

  Ta dość pokaźna liczba potwierdza, że Betlejewski poza łamaniem prawa raczej nie miał czasu, by zająć się uczciwą pracą. Po złapaniu przez policję czekał go jeszcze długi proces objeżdżania okolicznych sądów. Zgodnie z ówczesnym prawem przestępca musiał być dowieziony na rozprawę do sądu, najbliższego w stosunku do miejsca popełnienia przestępca, tak, by pokrzywdzeni i poszkodowani mogli spojrzeć mu w oczy i zapewne nie tylko. Na Betlejewskim jako recydywiście nie robiło to jednak już większego wrażenia. W czasie tych objazdów szukał jednak czegoś innego - okazji do ucieczki: „obecnie Betlejewski jeździ pod silną eskortą policyjną po całym Pomorzu, odpowiadając w różnych miastach na rozmaite przestępstwa. Ostatnio skazano go w Brodnicy na 2 lata więzienia za kradzież roweru. Skazany wyrok przyjął z uśmiechem. Okazuje się, że ma on obecnie łącznie do odsiedzenia 2 lata więzienia i czeka obecnie jeszcze przeszło 20 rozpraw sądowych”.

 

 

źródło

opracowanie: Radosław Stawski

Na podstawie: Kurier Bydgoski, 1938.08.28 R.17 nr 196; 1938.09.04. R. 17 nr 202;1938.11.27 R.17, nr 272


  • 3



#2

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Bardzo dobry artykuł. Ktoś fajnie opracował na podstawie starych źródeł.

 

Przypomniała mi się taka sensacyjna sprawa z lat 30. - w jednym z miast na Śląsku doszło do czegoś co wyglądało na wypadek, ale okazało się zabójstwem męża pewnej młodej dziewczyny. Dziewczyna zbiegła ze służącym i przez kilka tygodni ukrywali się po różnych miejscach. Wreszcie gdy uznali, że nie umkną pościgu, postanowili zakończyć wszystko w romantyczny sposób. Wtargnęli do kościoła po mszy, grożąc bronią ludziom aby się nie zbliżali. Usiedli na stopniach ołtarza i pocałowali się. Potem on strzelił jej w skroń a na koniec strzelił sobie w serce.


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych