W tym zamku straszy! Wiem to ja i paru portierów.
Nie wiem jak teraz, ale kilka/kilkanaście lat temu, duch Horacego von Forno upodobał sobie psucie sprzętu elektronicznego przed ważnymi imprezami, a zwłaszcza redakcyjnego komputera tuż przed wydrukiem "szczotek" do drukarni.
Teraz poważnie. Miałem przyjemność pracować w tym zamku ponad 30 lat. Spędzonych tam nocy nie sposób zliczyć i nie jeden raz słyszałem odgłosy stąpania po korytarzu - kiedy w zamku był tylko portier na parterze i ja na drugim pietrze. Tak, tak... Właśnie tam, gdzie okrutny hrabia zabił lokaja.
Odgłosy te były inne niż wydawane przez klepki podłogi, wskutek zmian naprężeń spowodowanych wilgocią i temperaturą nocy, czy też stygnięciem obudów lamp jarzeniowych. Muszę przyznać, że kiedy otwierałem drzwi redakcyjnego pokoju, nie byłem pewny, co zobaczę w ciemnym korytarzu. Zawsze towarzyszyły temu klucha w gradle, ciarki na plecach i gęsia skórka. Z czasem przyzwyczaiłem się i nie zwracałem na nie uwagi. Do czasu...
Pewnej nocy - jak zwykle po północy - skończyłem pracę. Schodziłem z trzeciego piętra. Światło w korytarzach było wyłączone, kompletna ciemność. Znałem zamek na pamięć, więc szedłem śmiało w głąb korytarza do schodów i dalej w dół. Schody, podzielone półpiętrem, opadają łukiem. Kiedy znalazłem się na wysokości drugiego piętra zamarłem. W głębi korytarza, z czerni odcinała się jaśniejsza plama ludzkiej postaci. Patrzyłem w nią przez chwilę i kiedy zrozumiałem, że widzę coś, czego tam być nie powinno, wpadłem w panikę. Rzuciłem się do ucieczki skacząc po kilka stopni na raz, robiąc przy tym taki hałas, że z portierni wybiegł zaniepokojony portier.
Kiedy niemal wpadłem na niego, ten głupio zapytał - Co pan? Ducha pan zobaczył?
Odpowiedziałem - Tak! - I szybko wyszedłem.
Strasznie głupio mi było przed samym sobą, że tak się przestraszyłem. Żałowałem, że dałem się ponieść emocjom, zamiast sprawdzić, co widzę w istocie. Później, kilka razy sprawdzałem, czy w ciemnym korytarzu drugiego piętra można coś zobaczyć poza czernią puski. Niestety, tylko ciemność...
Powyższą hostorię zdecydowałem się opowiedzieć pierwszy raz, bo mam już do tego zdrzenia dystans i traktuję je, jako jedną z ciekawostek, jakich doświadczyłem.
Przy okazji odwiedzin zamku, zachęcam do obejrzenia starego cmentarza przy ul. Trzmielowickiej, a jak kto lubi pierogi, to najlepsze we Wrocku są w barze przy pętli.
Pozdrawiam "zamkowych" i nową załogę.