Skocz do zawartości


Zdjęcie

Nieukowcy


  • Please log in to reply
5 replies to this topic

#1

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Na świecie zdarzają się różni ludzie. Czasem wnoszą światłe idee, nowe wynalazki i odkrywcze teorie, a czasem... a czasem pojawia się ktoś kto znowu odkrył perpetuum mobile, stwierdził że Ziemia jednak jest płaska a Księżyc jest zbudowany z wyschniętego sera. Zwykle omijani szerokim łukiem znajdują swą niszę w internecie. Tutaj mogą publikować swoje teorie, propagować na cały świat i co ciekawsze często znajdują zainteresowanych. Ich dzieła stopniowo rozrastają się w grube tomiska, a przed nazwiskiem pojawiają się różne tytuły, na przykład profesor (uzyskany na prywatnej, nie uznawanej uczelni bioenergoterapeutycznej), czy doktor, nabierają powagi i wydają się coraz bardziej wiarygodni. Niektórzy rzeczywiście mają tytuły naukowe, ale z dziedzin zupełnie różnych od tych, którymi się zajmują.
Tacy "naukowcy" zdarzają się coraz częściej. Niektórzy rozpoczęli działalność już tak dawno temu, że ich idee rozpowszechniły się na zasadzie bezrefleksyjnie powtarzanego memu - przykładem powszechna opinia, że ludzie z małą głową muszą być głupsi od tych z dużą, wywodząca się z frenologii.

Ponieważ w ostatnim czasie natknąłem się z paroma takimi przypadkami, postanowiłem stworzyć takie małe zestawienie kilku odjechanych:

 

1. Anatolij Fomenko

Twórca systemu Nowej Chronologii. Na podstawie matematycznych porównań tekstów historycznych stwierdził, że kolejności i daty panowania królów w dynastiach starożytnych odpowiadają tym średniowiecznym, zaś takie wydarzenia jak najazdy, wojny czy kataklizmy, powtarzają się w starożytności i średniowieczu. Wysnuł z tego wniosek że cała Starożytność została wymyślona w średniowieczu przez kronikarzy, którzy przepisali współczesne wydarzenia, zmieniając nazwy i daty, zatem opisane zdarzenia starożytne wydarzyły się w rzeczywistości w średniowieczu. Jezus urodził się w XII wieku w Stambule, dawni królowie Francji i Anglii to w rzeczywistości cesarze Bizancjum, a cała kultura bierze swój początek z wydarzeń na terenach dzisiejszej Rosji.
Wszystkie opisy wydarzeń z czasów wcześniejszych niż X wiek zostały sfałszowane we wszystkich krajach. Radiodatowanie jest niewiarogodne, a dendrochronologia nie potrafi datować drewna starszego niż X wiek.
Tak rzecz się przedstawia w jego książkach. Całość uzupełniają piękne grafiki mające pokazywać jak idealnie symetryczne są listy królów:

fomenko1.jpg

Przy czym będącą dowodem prawdziwości teorii powtarzalność czasów panowań i symetrię otrzymuje swobodnie dodając do siebie czasy panowań różnych władców i przestawiając ich kolejność. Czasem na jeden punkt na osi czasu przypada do pięciu królów, mających być jedną osobą, których łączny czas panowania odpowiada czasom dla łącznie trzech królów z innej listy. Punkty rozmijające się w czasie o kilka lat są umieszczane na tej samej wysokości. Niektórzy królowie są zamienieni miejscami, np. w grafice na temat dynastii cesarzy bizantyjskich, Konstantyn VIII następuje po Konstantynie X. Postępując w ten sposób i dowolnie rozciągając oś czasu, uzyskuje Fomenko idealną symetrię.

 

Jerzy Kijewski

Twórca teorii Przesilenia Grawitacyjnego, zaś od niedawna specjalista od betonowych neolitycznych budowli, błędnie uznawanych za starożytne świątynie, średniowieczne zamki, XIX wieczne fabryki i socrealistyczne bloki.
Wedle jego teorii pierwotnie Ziemia nie miała Księżyca. Jego przechwycenie 10 tyś. lat temu zaowocowało zmianami klimatycznymi i katastrofą znaną jako Potop. Około 2500 lat p.n.e. Księżyc znalazł się na bliskiej orbicie geostacjonarnej i osłabił swoją grawitacją przyciąganie ziemskie do tego stopnia, że ludzie lekko jak piórko przestawiali głazy, budując megality. Osłabienie grawitacji rozmiękczyło skały, które stały się miękkie jak glina modelarska, więc można było je ciąć nożem i wycinać idealnie do siebie pasujące bloczki. Wszystkie megality pochodzą z tego okresu, a dane wskazujące, że Piramidy zbudowano dwa millenia wcześniej, albo że miasta Inków pochodzą z XII wieku są fałszerstwem archeologów. Z tego okresu pochodzą też rzymskie budowle, rzekomo zbudowane tysiąc lat po tym okresie.
Niedawno spotkał się z teorią starożytnego betonu, tłumaczącą że bloki Piramid były odlewane z szybko schnącego betonu, co tłumaczy tajemnicę transportu na duże wysokości. Zaadaptował ją na swoje potrzeby, stwierdzając że ten beton jest neolityczny, a megality są odlewanym w dużej formie Monolitem, wyrzeźbionym tak, aby wyglądało że jest zbudowany z bloków kamiennych. Paleolityczni byli tak zaawansowani, że upodabniali beton do skał, ceglanego muru czy drewnianych belek, okazjonalnie stosując elementy żelazne. Każdy mur, w którym zamocowane są żelazne elementy, pochodzi z neolitu, a tłumaczenia że dom zbudowano niedawno, zaś te elementy to barierki, końce kotew murowych, blaszane pokrycie dachowe czy klamry wzmacniające, są fałszywe.
Często do monolitycznych murów dostawiano kratownicowe konstrukcje z żelaza lub betonu udającego drewno, wyglądające jak podpory bądź stemple. Ponieważ neolityczne monolity są bardzo trwałe i nie rozsypują się przez tysiące lat, nie mogły to być rzeczywiste podpory, lecz magiczne elementy mające odganiać Diabła (czyli grawitację). Każdy budynek wsparty taką konstrukcją jest neolityczny. Na tej podstawie Kijewski datuje na paleolit rzekomo średniowieczny kościół w Gnojniku, odlany wraz z pęknięciami sugerującymi, że budynek grozi zawaleniem; paleolityczne są też gdańskie spichrze, pewne amerykańskie budynki fabryczne czy pewna rzekomo socrealistyczna kamienica na Bałutach. Przykładem ilustracja z jego strony internetowej:

00-podpory-pl-1-copy1.jpg?w=900

 

Do teorii włączył też rozważania na temat rozwoju człowieka, twierdząc, że nasi przodkowie aż do 10 tyś. lat temu nie byli ludźmi tylko bezrozumnymi, nieświadomymi zwierzętami, pozbawionymi umiejętności myślenia ale z dużym instynktem. Te bezrozumne zwierzęta, całkiem przypadkowo i bezwiednie osadziły krzemienne ostrza na kijach, instynktownie zgromadziły materiały, wytworzyły z nich trwałe barwniki i zupełnie przypadkowo, bez udziału wyobraźni, namalowały prehistoryczne zwierzęta i sceny polowania na ścianach jaskini. Zupełnie przypadkowo zdarzało się im podnieść płonący kij z drzewa uderzonego piorunem, instynktownie zanieść do jaskini i bezrozumnie podtrzymywać płomień przy pomocy nieświadomie zbieranego drewna a nawet bez udziału rozumu piec mięso nad tym ogniem. Tak samo bezrozumnie zdarzało się im grzebać zmarłych, tworzyć wisiorki, nacinać wzorki na kościach i drewnie. Skąd to wie? Nie bardzo wiadomo, ale wie.

 

Jan Pająk

Teoretyk Grawitacji Dipolarnej. Doktor inżynier informatyki. Wynalazca nie zbudowanej komory oscylacyjnej i magnetokraftu - napędu antygrawitacyjnego używanego przez UFO. Ostrzega ludzkość przed złymi kosmitami o gadzim wyglądzie, którzy rządzą światem i szkodzą ludziom, wywołują katastrofy, wypadki drogowe, choroby i zmiany zachowania - stanowiąc polski odpowiednik Davida Icke. Kosmici ci są istotami podupadłymi moralnie i atakują tych, których moralność została osłabiona. Całość poglądów na właściwe zachowania moralne, na prawa fizyki, z naukowym dowodem na istnienie Boga (opartym na przykład na obserwacjach UFO) włącznie zawarł w filozofii nazwanej Totalizmem, opisanej w kilku tomach Monografii tematycznych. Jest to filozofia tak obszerna, że tłumaczy wszystko. Znajduje nawet wyjaśnienie dla faktu, że większość ludzi w nią nie wierzy.

W swojej teorii grawitacji wychodzi z założenia, że pola monopolowe, jak elektryczne, mogą tylko odpychać ciała, a dipolarne, jak magnetyzm, mogą tylko przyciągać. Jak to pasuje do odpychających się magnesów nie wiem, ale wyciąga stąd wniosek że skoro grawitacja przyciąga, to musi być dipolem.
Dalsze dowodzenie opiera się na dosyć dziwnych konceptach filozoficznych; pierwszy dowód opiera się na wymyślonej przez niego zasadzie, że jeśli jakiś opis jakiegoś zjawiska jest poprawny to nie da się znaleźć pokrewnych opisów mu zaprzeczających - czyli brak tez przeciwko ma automatycznie dowodzić prawdziwości, co akurat jest jednym z podstawowych błędów logicznych, za pomocą którego można dowodzić istnienia niewidzialnych skrzatów zwijających kurz pod fotelami w kotki ( nie mamy twierdzeń dotyczących skrzatów, mówiących że to niemożliwe, ergo skrzaty kurzotoczki muszą być prawdziwe).
Drugi dowód wynika z założenia, że jeśli dwie koncepcje są sobie sprzeczne, to jedna z nich musi być prawdziwa i dla Pająka prawdziwa jest ta jego koncepcja. Kolejne próby dowodzenia polegają na udowodnieniu że świat obserwowany spełnia przymioty wynikające z koncepcji, są to jednak przymioty co najmniej osobliwe, takie jak telepatia, telekineza, aura czy duchy i Bóg. W dalszej części swych monografii udowadnia istnienie tych zjawisk za pomocą swej teorii, popadając w błędne koło (jednym z dowodów prawdziwości teorii jest przesłanka, której prawdziwość jest wysnuta z tej teorii, zatem teoria dowodzi sama siebie). Porównując teorię aktualną i własną celem wykazania sprzeczności tkwiących w tej pierwszej sięga Pająk do argumentów, które trudno by było odnaleźć w podręcznikach fizyki, na przykład że nośniki ładunków o przeciwnych znakach się odpychają, albo że wedle naukowców na rubieżach wszechświata istnieje wszechświat antymaterii który wciąż próbują zaobserwować.
Następnie opierając się na zasadzie symetrii, sformułowanej dla naładowanych cząstek, stwierdza że wszystko ma swój przeciw-odpowiednik. A więc grawitacja ma przeciw-grawitację, materia ma przeciw-materię, a przestrzeń przeciw-świat. Ta symetria obejmuje też kategorie logiczne - zwykła materia jest bezrozumna, więc przeciw-materia musi być inteligentna; zwykły świat jest dostępny tylko zmysłami, więc przeciw-świat musi być niedostępny dla naszych badań; zwykłego świata nie postrzegamy w stanach psychicznych (a tylko się on nam wyobraża) więc przeciw-świat musi być dostępny w snach, jasnowidzeniach i hipnozie.

Źli kosmici kręcą się po ziemi, czasem udając ludzi ale najczęściej wysyłając sondy śledząco-szkodzące. Sondy są niewidzialne i niesłyszalne, ale Pająk wie o nich, wykrywając je przy pomocy pilota od telewizora. Ich obecność można też poznać po zepsutej spłuczce toaletowej oraz samoistnie odklejających się naklejkach. Kosmici ci regularnie, trzy razy w miesiącu, porywają każdego mężczyznę i kobietę i regularnie gwałcą. Mężczyzna może poznać to po kleistej substancji pokrywającej jego członek nad ranem, nazywanej kisielem, kobieta po zwiększeniu się obwodu szyi. Doprawdy nie sposób tego wszystkiego ogarnąć.

 

ks. Włodzimierz Sedlak

Twórca teorii Bioelektroniki i teorii mózgu - układu scalonego. Odkrywca skamieniałości krzemowych glonów sprzed pierwszych bakterii węglowych, zidentyfikowanych później jako naturalne wytrącenia mineralne. Uznaje że roztwory elektrolitów w płynach komórkowych są plazmą, że białka są różnego typu półprzewodnikami, a struktury biologiczne to tranzystory, kondensatory itp. a w tym wszystkim rolę pełni bioplazma, wytwarzająca bioenergię i inne bio-rzeczy, których oczywiście nie można wykryć w normalny sposób. Czym jest ta bioplazma nie sposób dociec, nigdzie bowiem nie podał jej jednoznacznej definicji, co chwila włączając w jej obrąb inne zjawiska, raz uważając że to szczególny rodzaj plazmy fizycznej, a więc cząstek, jonów, ładunków i pól, a raz za jakiś całkiem inny, nieznany stan materii.
Cząsteczkom strukturalnym przypisuje właściwości nadprzewodnikowe w warunkach ustroju, przy czym podpiera się przykładem karotenu mającego być nadprzewodnikiem w temperaturze pokojowej - czego żadne badanie jeszcze nie potwierdziło.
Wszystkie te pomysły zebrał w koncepcję Homo Electronicus. Wszystko to pomieszał z teologią wywodząc że czyściec to rodzaj kosmicznej plazmy, i że z fizycznej plazmy złożone będą ciała zmartwychwstałych, albo że Bóg i aniołowie często objawiali się w otoczce chmury plazmowej, bo Bóg bardzo lubi plazmę. Mimo porządnej krytyki ze strony innych naukowców i braku doświadczalnych potwierdzeń, nadal, prawie 20 lat po śmierci jest w macierzystym KUL-u propagowany jako światły odkrywca.
Bardzo paradoksalne artykuły na ten temat publikuje jego zastępca w Katedrze Biologii Teoretycznej, prof Zon - w opracowaniu na temat krytyki Sedlaka  wymienia najważniejsze zarzuty i opinie krytyczne, zarzucające temu brak naukowej metodologii, niejasność sformułowanych określeń, bogatą metaforykę zaciemniającą obraz, nieznajomość najnowszej literatury czy wreszcie cytowanie prac źle rozumianych albo nawet nie zawierających stwierdzeń z nich podobno wziętych. Potem przyznaje rację krytykom odnośnie błędów metodologii, zarazem tłumacząc je śmiałością wizji aby na koniec stwierdzić, że choć słusznie wytknięto mu duże błędy co do podstaw koncepcji, to i tak wysnute z niej propozycje są bardzo wartościowe, zaś wkład Sedlaka sprowadza się do wprowadzenia pięknych metafor opisujących życie. Czyli napisał kilka tomów pięknych metafor, które mają być wartościowe nawet jeśli nie są prawdziwe.

 

Michał Gryziński

Fizyk teoretyk, twórca wielu prac na temat zderzeń cząstek elementarnych w ujęciu klasycznym. Ujęcie to, nie zakładające dualizmu materii na tyle mu się spodobało, że odrzucił koncepcje fizyki kwantowej tworząc własny model atomu - model spadku swobodnego. W publikowanych potem książkach i artykułach dowodzi, że przyjęty arbitralnie model Bohra zawierał liczne błędy i nie objaśniał należycie wszystkich zjawisk - całkowicie słusznie - oraz że ten model do dziś jest mimo to uważany za prawdziwy a nauka od tego czasu nie poszła do przodu - co już jest całkowicie błędne jako że koncepcję Bohra uznano za przestarzałą już w latach 40. Teorii elektronów orbitujących po kołowych orbitach, niczym planety wokół słońca, utrzymywanych w oddaleniu od jądra przez siłę odśrodkową, przeciwstawia swoją teorię elektronu spadającego na jądro. Ponieważ jądro atomu ma ładunek elektryczny oraz spin (to jest obraca się), to też musi wytwarzać pole magnetyczne. Elektron spadający na jądro wpada w to pole i pod wpływem siły Lorentza jego tor jest odchylany w bok, toteż z rozpędu mija jądro, wspina się na pewną odległość i znów spada. I tak w kółko po torze nazwanym przez Gryzińskiego Radiolą.

teor4rys05.gif

 

Model jest bardzo ładny i w miarę zrozumiały fizyką klasyczną, tylko że podobnie jak dla modelu Bohra nie daje się odnaleźć ścisłych rozwiązań dla atomów cięższych od wodoru, a rozwiązanie dla atomu helu jest co najmniej wątpliwe (jądro helu nie ma spinu, zatem nie obraca się i nie wytwarza pola magnetycznego, brak zatem siły odpychającej elektron). Podobnie jak model Bohra nie tłumaczy stacjonarności elektronu.
W klasycznej fizyce ładunek poruszający się ruchem przyspieszonym wypromieniowuje energię w postaci fali elaktromagnetycznej. Przyspieszenie dotyczy każdego ruchu niejednostajnego nie odbywającego się po linii prostej, zatem elektron orbitujący po kole lub elipsie będzie tracił energię i przybliżał się do jądra. Teoretycznie wyliczono że dla atomu wodoru elektron powinien spaść na jądro w ułamku sekundy. Jak łatwo się domyśleć ruch po radioli, będącej trzema hiperbolami, jest i niejednostajny i krzywoliniowy, toteż po każdym minięciu jądra elektron powinien tracić energię aż w końcu spadnie na jądro. A przecież atomy wciąż trwają.
Żeby jednak dać odpór krytykom zapytującym a co z kwantowo-mechaniczną teorią atomu z orbitalami, liczbami kwantowymi itd w kolejnych książkach rozwija pan profesor teorię że fizyka kwantowa została wymyślona i nie jest prawdziwa. Wymyślono ją aby ukryć niedoskonałości starej teorii, zaś Einstein z kolegami propagował ją aby utrudnić Niemcom budowę bomby atomowej, a pod koniec życia wstydził się przyznać.

 

źródła, komentarze:

http://curioza.blogs.../nieukowcy.html


  • 6



#2

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Weszłam w ten temat głównie po to, aby sprawdzić, czy będzie nasz rodzimy Mr. Spider - i nie zawiodłam się. :D Przeczytałam całe jego eseje o UFOnautach gwałcących ludzi po nocach i od tamtej chwili wybucham niekontrolowanym śmiechem, gdy tylko mignie mi gdzieś jego imię i nazwisko.


  • 0



#3

Urgon.
  • Postów: 1297
  • Tematów: 9
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

AVE...

Ja z Pająkiem miałem do czynienia przy okazji energii orgonalnej. Z 10-14 lat temu dużo o nim było w netach. Trudno mi uwierzyć, iż ktokolwiek mógłby brać go na poważnie...
  • 0



#4

Piotr Serwiusz.
  • Postów: 20
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Pal licho jak tego typu teorie funkcjonują sobie gdzieś marginalnie wśród znudzonych ludzi. Gorzej jak pseudonaukowe teorie czy ideologie błędnie lub umyślnie nazywane teoriami zaczynają być stręczone ogółowi ludzi. Mam na myśli chociaż to chore gender, które jest wierutną bzdurą, kłamstwem i niedorzecznością. Jednak marksiści z UE wesoło zmuszają Europejczyków do przyjmowania tego jako prawdę oświeconą. A to nie jest jedyny przykład.

Opisane tutaj teorie nienaukowe to fajne prace dla jednych humorystyczne dla innych czyste fantasy.


  • 0

#5

gres14.
  • Postów: 26
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja Nieszczególna
Reputacja

Napisano

Weszłam w ten temat głównie po to, aby sprawdzić, czy będzie nasz rodzimy Mr. Spider - i nie zawiodłam się. :D Przeczytałam całe jego eseje o UFOnautach gwałcących ludzi po nocach i od tamtej chwili wybucham niekontrolowanym śmiechem, gdy tylko mignie mi gdzieś jego imię i nazwisko.

Co jeszcze ? może kosmici przypominający kanapki napadły mnie z powodu tego, że codziennie rano jem ich na śniadanie?. Może jeszcze przewidzi inwazję latających pączków?.


  • 0

#6

Zaciekawiony.
  • Postów: 8137
  • Tematów: 85
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Druga cześć:

 

 

Trofim Łysenko
Łysenko był chyba najbardziej wpływowym pseudonaukowcem w dziejach. Ten radziecki agronom badając właściwości zbóż ozimych, wymagających przemrożenia zanim nie zaczną kiełkować, doszedł do pojęcia Jarowizacji, czyli zmiany właściwości żywotnych (kiełkowanie, kwitnienie) pod wpływem działania zewnętrznych czynników. Jeśli zboża ozime, zwykle wysiewane na jesień i nie zawsze się udające przy kapryśnych stepowych zimach, podda się okresowemu wychłodzeniu, to będzie je można wysiać na wiosnę tak jak zboża jare. W istocie nie było to nic innego jak sztuczne przeprowadzenie procesów zachodzących zwykle w ziemi pod śniegiem.
Łysenko twierdził przy tym, że jego proces jest przemianą biologiczną, zamieniającą odmianę ozimą w jarą, po czy zaproponował podobną zamianę odmian grochu. W doniesieniach o swym odkryciu przyprawił je komunistyczną ideologią, wpisując zmianę odmian w pogląd o pełnej władzy człowieka nad materią. W kolejnych artykułach wywodził, że wywołane zmiany są trwałe i przenoszą się na potomstwo. Konsekwentnie rozwijana teoria dziedziczenia cech nabytych zyskiwała poparcie władz promujących jego osiągnięcia z przyczyn ideologicznych - tak jak można było skłonić jabłoń, żeby owocowała dwa razy do roku, tak można było skłonić przywykłe do monarchistycznej polityki masy ludu, do przemiany w "nowego człowieka". Nie bez znaczenia była biografia Łysenki - syn chłopów, bez wykształcenia akademickiego, osiąga wielkie sukcesy.
Do jego odkryć dołączył Miczurin - sadownik zajmujący się hodowlą odmian i szczepieniem różnych roślin na sobie. O dawna wiadomo że niektóre odmiany choć dobrze owocują, mają wady związane na przykład ze słabym systemem korzeniowym bądź zbyt wczesnym rozwojem, toteż niekiedy szczepi się drzewka dobrej odmiany na "podkładkach" - zawierających korzeń częściach pędów innych odmian o silnych korzeniach i innej charakterystyce wzrostu, na przykład wiśnie na dzikiej trześni. Powstała chimera często rośnie inaczej niż roślina pierwotna, zmienia się termin kwitnienia i owocowania. Miczurin na podstawie tych obserwacji uznał że drzewo podkładki przejmuje panowanie nad drzewem "zraza" i przekazuje mu swoje cechy. W ten sposób szczepiąc, pobierając i znów przeszczepiając pędy można było podobno dowolnie wymieszać cechy między odmianami a nawet gatunkami i rodzajami. Potem dorzucono tu jeszcze kilka teorii samorództwa mówiących o formowaniu się komórek i organizmów z materii nieożywionej.

Zaczęto przeprowadzać "badania" polegające na nakazywaniu rolnikom aby sadzili zboża zgodnie z nakazami i raportowali czy plony są lepsze. Rolnicy oczywiście raportowali że są lepsze bo dostawali za to pochwały. Ponieważ jednak teoria zaczynała być coraz bardziej nie zgodna z resztą teorii biologicznych, uznano że genetyka nazywana Mendlizmem, to wymysł burżuazyjnych, kapitalistycznych naukowców Zachodu, głosy przeciwne cenzurowano. W 1935 roku rozwiązano Akademię Nauk Rolniczych, zaś kilku czołowych genetyków zginęło bądź zostało wtrąconych do łagrów w następnych latach. Czołowa rola Łysenkizmu utrzymywała się przez cały okres stalinowski i potem do połowy lat 60. będąc jednym z kolejnych objawów ideologicznego upadku radzieckiej nauki.
Teza o panowaniu człowieka nad naturą prowadziła do coraz dziwaczniejszych pomysłów, wpisując się w ten sam nurt, z którego wywodziły się pomysły zalesiania pustyń, odwracania biegu rzek, czy wyrąbania bombami atomowymi doliny w poprzek himalajów, którą kursowałby ponaddźwiękowy atomowy superpociąg (autentyk!). W dziedzinach biologicznych prowadziło to do pomysłów aby sadzić lasy jednogatunkowe w których pod wpływem warunków zewnętrznych sosny zamienią się w brzozy i dęby i powstanie las mieszany. U nas w latach 50. sadzono bawełnę, a gdy krótki okres wegetacyjny nie pozwolił jej wydać nasion, zwalono winę na rolników. W kilku miejscach sadzono też ryż w Polsce, na przykład w okolicach Puław - jedna z takich upraw miała postać stawu rybnego w nasłonecznionym miejscu, podlanego podgrzewaną wodą i osłoniętego od wiatru. Gdy ryż wydał plon pomnożono wynik tak aby otrzymać wydajność na jeden hektar i przedstawiono dane jako potwierdzenie możliwości takiej uprawy[1] Posuwano się nawet do fotomontaży publikowanych w prasie, aby pokazać kilkumetrowe słoneczniki czy pomidory jak piłki.

Niektóre polskie uczelnie obroniły się przed Łysenkizmem, głównie w Krakowie i Poznaniu, gdzieniegdzie uczono obu teorii delikatnie dając do zrozumienia która jest właściwsza, pojawiło się jednak także wielu młodych propagatorów tej "nauki". Jako ciekawostkę można dodać że jednym z przeciwników Łysenki był w tym czasie Lem - pisywał po pseudonimem do popularnonaukowego pisma wydawanego w Krakowie i relacjonując spór miedzy naukowcami na tyle dokładnie i obszernie przytoczył argumenty genetyków, że stawało się jasne kto ma rację. Redaktor pisma miał potem z tego powodu nieprzyjemności ale nie podał nazwiska redaktora.

 

Prosper-René Blondlot 
Blondlot stanowi tutaj przypadek szczególny - był dobrym naukowcem, członkiem Francuskiej Akademii Nauk, badaczem elektryczności i fal radiowych, ale w pewnym momencie uległ złudzeniu. Miał dobre osiągnięcia w badaniu elektromagnetyzmu - w 1891 roku zbadał prędkość fal radiowych, wykazując że jest tego samego rzędu co prędkość światła, co potwierdzało rozważania Maxwella. Przy pomocy komórki Kerra - układu w którym prostopadłe pole magnetyczne wymuszało dwójłomność kryształu, wpływając na przebieg promieni świetlnych - i iskrownika, dowiódł że prędkość rozchodzenia się impulsu elektrycznego w przewodniku jest podobna co prędkość światła.
Gdy niemiecki naukowiec Roentgen odkrył "promienie X" - niewidzialne promienie wywołujące świecenie ekranów z odpowiedniego materiału i naświetlające błony fotograficzne - począł badać lampy próżniowe i widma promieniowania iskier. Zauważył wtedy że gdy włączy lampę próżniową wymuszając powstanie promieniowania X, to generowane w pobliżu iskry elektryczne zwiększają swoją jasność. Co więcej, efekt ten pojawiał się nawet wtedy, gdy promienie X zostały ekranowane, doszedł zatem do wniosku że ma do czynienia z nowym typem promieniowania, który od miasta Nantes gdzie mieszkał nazwał promieniami N.
Gdy ogłosił swoją pracę na ten temat w 1903 roku zdobył w kraju wielkie uznanie. Wszyscy Francuzi zazdrościli Niemcom odkryć w dziedzinie fizyki, dlatego z zadowoleniem przyjęli wiadomość, że i u nich można dokonać czegoś epokowego.
W kolejnych pracach Blondlot poszerzał zakres doświadczeń. Okazało się że do emitowania promieni N wystarczy wielokrotnie zginany pręt z odpowiedniego metalu, a także uszkodzone rośliny, tkanki zwierzęce, drewno odpowiednich drzew... W ciągu następnego roku 120  francuskich badaczy ogłosiło prace na temat nowego promieniowania, kilku badaczy zajmujących się zjawiskami paranormalnymi zgłosiło że oni odkryli te promienie wcześniej, dostrzegając je jako świecenie ektoplazmy powstającej podczas seansów.
Istotnym problemem była natomiast rejestracja promieni. Nie wywoływały świecenia ekranów fluorescencyjnych ani zaczernienia błony fotograficznej; można je było dostrzec w częściowo zaciemnionym pomieszczeniu na jasnych, gładkich powierzchniach. Wydawało się zatem że nowo odkryte promienie wywołują szczególne oddziaływanie fizjologiczne. Jedynym fizycznym efektem działania promieni było pojaśnienie iskier elektrycznych, co rejestrowano na fotografiach, nie każdemu jednak się to udawało, toteż wielu badaczy przyjeżdżało do Blondlota aby dowiedzieć się jak robić zdjęcia aby za każdym razem rejestrować efekt.

W czym natomiast tkwił haczyk? Prace na ten temat ogłaszali wyłącznie badacze francuscy, zaś poza granicami tego kraju efektów nie obserwowano. Gdy naukowcy z innych krajów zgłaszali zastrzeżenia, Francuzi tłumaczyli że Anglicy mają zmysły przytępione przez niesprzyjającą pogodę, a Niemcy przez nadużywane piwo. Wreszcie zajmujący się demaskowaniem oszustów badacz Robert W. Wood znany z badań nad fluoryzacją pod wpływem ultrafioletu, na prośbę czasopisma Nature postanowił zbadać rzecz na miejscu. Udał się do laboratorium Blondlota i poprosił o zaprezentowanie wszystkich doświadczeń.

Pierwszą próbą była obserwacja iskier w iskrowniku poddanym działaniu promieni N. Blondlot włączył prąd i promienie po czym pokazał gościowi że iskry stają się jaśniejsze, czyż nie? Gość zaprzeczył, jego zdaniem jasność iskry zmieniała się nieregularnie, raz będąc większa a raz mniejsza. Badacz wyłączył promienie, jeszcze raz włączył i zażądał od gościa przyznania, że jasność iskry zmienia się zgodnie z oczekiwaniami. I znów gość stwierdził że jasność jest nieregularna a w momencie włączania i wyłączania źródła promieni nie widział skokowych zmian. Wytłumaczono zatem że widocznie jego wzrok jest za mało czuły. Na to gość zaproponował inne doświadczenie - on będzie zasłaniał i odsłaniał źródło promieniowania (wystarczało przesłonić je ręką) - a Blondlot będzie mówił kiedy źródło jest zasłonięte a kiedy nie. Badacz nie zgadł ani razu; gdy ręka była nieruchoma zgłaszał że promienie są co chwila zakrywane i odkrywane, gdy ręka zakrywała i odkrywała promienie, badacz opisywał blask iskry jako jednostajny.
Kolejną kwestią była rejestracja fotograficzna. Gdy robiono zdjęcia iskier Wood zauważył dosyć dziwną technikę - promienie na przemian przesłaniano i odsłaniano, zaś płyty fotograficzne przesuwano tak, że przez kilka sekund naświetlano jedną a potem drugą i tak na przemian. Po wielu takich ekspozycjach otrzymywano dwa zdjęcia, jedno składające się z ekspozycji z promieniami a drugie z ekspozycji bez nich. Taki sposób fotografowania miał podobno zapobiegać różnicom związanym ze zmianami natężenia prądu w baterii na początku i końcu sesji. Problem w tym że jasność iskier oscylowała mniej więcej o 25% co kilka sekund, mogło być zatem tak że jedna płyta otrzymała więcej jasnych błysków niż druga tylko z powodu nałożenia się tych okresów. Dodatkowo asystent badacza nie przekładał płyt w stałym rytmie, różny mógł być zatem czas ekspozycji.
Kolejnym doświadczeniem było załamywanie i rozszczepianie wiązki promieni przez aluminiowy pryzmat. Aby wykryć promienie i ich pasma stosowano tu pręcik szeroki na 0,5mm pokryty fosforyzującą farbą, poruszany w pionie małym silniczkiem. Gdy pręcik wpadał w bieg promieni miał stawać się nieco jaśniejszy. Wood po kilku nieudanych pokazach podszedł do sprawy jeszcze bardziej sceptycznie, toteż korzystając z tego że pokój był zaciemniony, wyjął z aparatu pryzmat i włożył do kieszeni. Po włączeniu promieni Blondlot i jego asystent opisali gościowi wygląd widma składającego się z szeregu wąskich pasm, szerokich nawet na 0,1 mm. Gdy Wood wyraził zdumienie że z wiązki o szerokości 3 mm można otrzymać tak wąskie pasma, badacz odpowiedział mu że to jedna z niezwykłych właściwości tych promieni. Włożył więc pryzmat z powrotem ale przekrzywiony, po czym zwrócił na to uwagę badaczy zauważając, że wobec tego widmo powinno pojawić się w innym miejscu, na co otrzymał odpowiedź że widocznie zmęczyli się eksperymentami i muszą odpocząć.
Kolejny eksperyment polegał na odczytywaniu godziny z zegara w ciemnym pomieszczeniu. Promienie N miały zwiększać czułość widzenia, czego Wood nie potwierdził. Gdy zasłonił ręką źródło promieni, badacz i asystent nie zauważyli pogorszenia widoczności

H4140073-Engraving_of_Isaac_Newton_and_p

 

Wreszcie w 1904 roku Wood opublikował miażdżące sprawozdanie z wizyty uznając że cała sprawa jest wynikiem złudzenia i silnej sugestii. Blondlot szczerze wierzył w prawdziwość obserwowanych efektów i tak prowadził doświadczenia, aby potwierdzić ich istnienie. Warunki w których przeprowadzano doświadczenia sprawiały, że efekty były na granicy rejestracji, nie trudno było zatem o pomyłkę. A inni badacze? Przyjeżdżali do Blondlota, utytułowanego fizyka, który dostał nagrodę, i który tak długo pokazywał im doświadczenia, aż zaczynali mu przyznawać że widzą promienie, czy dlatego że ulegli sugestii silnej przy autorytecie, czy choćby po to aby nie wyjść na tępaków o mało czułych zmysłach. Po tym wydarzeniu badacz wycofał się z aktywnej pracy zawodowej, zajmując się głównie tworzeniem podręczników i recenzji. Wiadomo że nadal wierzył w swoje promienie, choć ogłaszane na ten temat rozprawy nie budziły entuzjazmu. Plotka głosiła że na starość oszalał i zmarł w przytułku, jednak w rzeczywistości przeszedł na wcześniejszą emeryturę i osiadł w domu na wsi.

Od tego czasu aby uniknąć podobnych złudzeń stosuje się bardziej skrupulatne metody, obejmujące ślepą i podwójnie ślepą próbę, niezależne recenzowanie i kontrole niezależnych ekspertów, zas promienie N stały się przestrogą dla badaczy bardzo chcących odkryć coś przełomowego.

 

Bazijew i Waldemar M.
Bazijew Gabriel Harunowicz (lub Dżabraił Charunowicz, różnie to transkrybują) to rosyjski zoolog, znany chyba głównie z odkrycia kilku kaukaskich ptaków i czegoś nazywanego Gronostajem kaukaskim. Na wielu stronach jest przedstawiany jako twórca nowej i jedynej poprawnej teorii fizyki, bazującej na pojęciu Elektrino - antycząstki elektronu o ładunku dodatnim. Ponadto odkrył że prędkość światła nie jest stała a zależna od długości fali i od niebieskiego do czerwieni zmienia się półtora raza. Jak to możliwe, że fizycy tego nie zauważyli? A no podobno dotychczas badali białe światło będące sumą wszystkich barw i prędkość zmierzona jest średnią - nie zbyt to pasuje do faktu, że po odkryciu laserów wykonywano takie badania i różnic prędkości nie zauważono, choć pierwsze lasery były monochromatycznie czerwone. Polskim propagatorem tych teorii jest niejaki Waldemar M., magister chemii,  bardzo aktywny w internecie, choć na dobrą sprawę trudno stwierdzić ile z tego co pisze pochodzi od Bazijewa a na ile od niego samego.

Teoria opisana na polskiej stronie internetowej obejmuje też nową rzeczywistość sformułowaną w kilkunastu twierdzeniach nazywanych aksjomatami, choć wywodzi je po kolei jeden z drugiego (aksjomat to twierdzenie przyjęte za pewnik, nie można go wywieść z jakiś założeń bo wtedy to one byłyby aksjomatami a on wnioskiem), są to twierdzenia co najmniej osobliwe np: " Jeśliby "Twórca" miał do dyspozycji tyle cząsteczek, ile już do dzisiaj "odkryli" fizycy (ponad 200), oraz chciał użyć tego aparatu matematycznego, którym operują współcześni matematycy, to Wszechświat nigdy nie powstałby - zbyt trudna decyzja z powodu dostępności zbyt dużej liczby kombinacji." - abstrahując od faktu wobec tego autor uznaje Boga za niewszechmocnego, jest to akurat żaden argument - albo mój ulubiony " 13. Wszechświat jest pulsującą kulą, w której długość fal elektrodynamicznych rośnie od centrum.  Nasz Swiat powstał w zakresie znanego nam widma tych fal (od fal gamma do radiowych) i ma formę "pustej" kuli o pewnej grubości (jak piłka o grubości ścianki w zakresie widma fal elektromagnetycznych). ".

Nie zbyt wiele objaśniają nam kolejne teksty. W tym opisującym kinetykę gazu z opisów makroskopowego i mikroskopowego wywodzi zachodzenie sprzeczności, następnie ze wzoru na energię kinetyczną cząstek w objętości wywodzi, że ciśnienie to koncentracja energii, i ta koncentacja to przestrzeń nazwana przez Bazijewa globulą. Następnie upraszcza atomy do formy punktowych oscylatorów, i z tego uproszczonego modelu wykazuje niezgodność ze stanem rzeczywistym, którą tajemniczo usuwa wprowadzając nową cząstkę - elektrino, mającą tłumaczyć wszystkie oddziaływania i fizyczny sens stałej Plancka. Tak tworząc nowe pojęcia i nazywając na nowo stare tworzy swoją nową fizykę. Gdy tylko jego obliczenia nie zgadzają się z wynikami doświadczeń, stwierdza że fizyka tu się myli bo to jego wyliczenia są poprawne.

Skąd się wzięło to elektrino nie wiadomo - na stronie poświęconej temu tematowi odnajduję skrajnie niespójny tekst, który najpierw z faktu niecałkowitych momentów magnetycznych protonu i neutronu wywodzi że składają się z elektrin i elektronów, następnie traktując te teoretyczne cząstki za już odkryte wprowadza znikąd pojęcie oscylacji polegających na pochłanianiu i emitowaniu eletrin przez jądra atomów, po czym uznając to zjawisko za pewne stwierdza że wobec tego obecna teoria budowy atomu nie może być poprawna bo do tego przed chwilą wymyślonego oscylowania nie pasuje. Następnie autor wylicza na swój sposób masy protonu i neutronu a gdy wychodzą mu znacząco za małe jak na wartości doświadczalne, rozwiązuje problem stwierdzając że pomiary są błędne a elektron ma ujemną masę.
Kręci się wam w głowie? A dalej jest jeszcze lepiej. Atomy w ogóle nie mają elektronów krążących wokół, wszystko to jest w jądrze zbudowanym wyłącznie z neutronów, posklejanych razem i nie wiaJeszcze zabawniej wygląda nowa teoria chemii. Pierwiastki powstały z kondensacji energii począwszy od wodoru a trzy wodory to lit; ponieważ wodór daje z tlenem wodę to i jego troinka lit także daje wodę litową, ta woda to lit (3) i tlen (8) które pod wpływem wysokiego ciśnienia przeszły w krzem (14) budujący skorupę ziemską, będącą oceanem wody litowej, a dalej? Posłuchajcie:domo jak się siebie trzymających.

 

 

Klasyczna chemia zna kwas flourowy jak HF, a nowa jak LiF (kwas litowofluorowy). Ten nowy kwas ma dwanaście atomów wodoru (3+9), a więc wewnątrzn gwiazd i planet ten kwas przekształca się w magnez (Mg).
Jeśli roztopić piasek (Si) i wrzucić do niego magnez (Mg) to według nowej chemi dostaniemy roztwór kwasu litowofluorowego. Rol hydrooksydowej grupy gra w nim OLi.
Związek OLi z potasem (K) będzie zasadą KOLi z numerem atomowym 30, a więc cynk (Zn)!
Robimy doświadczenie: zmieszamy "nowy" kwas i "nową" zasadę, to jest do stopu roztworu litowofluorowego kwasu wrzucamy cynk. Powinna zajść reakcja neutralizacji:

Mg12 + Zn30 = Li3F9 + K19O8Li3 = Li3 + O8Li3 + K19F9 = (Li2O)14 + (KF)28 + Energia

W tej reakcji wydziela się energia rzędu 2 megaelektronowolt, a więc z zakresu jaki nie dostrzega klasyczna chemia
Oprocz litowej wody (krzemu) otrzymaliśmy sól, fluorek potasu, albo według obycznej chemii - nikiel!   "

o już doprawdy nowa alchemia, oczywiście bez poparcia doświadczeniami. Jeśli to mają być wnioski z teorii, to jest z nią coś bardzo nie w porządku.
Z dalszych ekscesów można wymienić niezwykle uproszczony model mający objaśnić, że w słynnym eksperymencie z neutrinami wykryto nie wiązkę neutrin lecz promieniowania gamma (kierunkowego?) biegnącego nadświetlnie. Teraz okazało się że żadnej nadświetlności nie było. W innym miejscu stwierdził na postawie teorii, że temperatura powierzchni Słońca wynosi -155 st. C.

 

Źródła, przypisy:

http://curioza.blogs...eukowcy-ii.html


  • 3





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych