Jakiś czas temu, kiedy byłem mały zaobserowałem dziwne zjawisko. Byłem z rodziną nad Morskim Okiem, kiedy nagle rozpętała się burza i straszna ulewa, wiec postanowiliśmy szybko zejść (wręcz zbiec) w dół. Nie pamiętam już czemu, ale mniej więcej w połowie drogi zatrzymaliśmy się na moment. Staliśmy akurat w takim miejscu, że obok szlaku nie było żadnych drzew i rozpościerał się doskonały widok na pobliski szczyt. Szczyt wydawał się oddalać płynnym, ciągłym ruchem, następnie pojawiał się znowu w miejscu gdzie pierwotnie się znajdował i oddalał się znowu... i tak cały czas w szybkim tempie. Dodam, że ruch był bardzo wyraźny, nie ledwo zauważalny, ale na prawde bardzo mocno rzucał sie w oczy do tego stopnia, że stojac nad skarpą mogło się solidnie zakręcić w głowie. Myśałem, że to zjawisko podobne do widma Brockenu, kiedy cień padajacy na mgłę/ chmurę oddala się lub przybliża przez różną gęstosć ośrodka. Jednak wówczas cień nie "jeździ". Czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć jak powstało takie zjawisko? Dodam, że była burza, padał deszcz, działo sie to na wysokości około 1200-1250 m n.p.m.