Skocz do zawartości


Zdjęcie

Psychiatria – przerażające fakty


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
42 odpowiedzi w tym temacie

#16

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Biznes to biznes, i jak najbardziej to rozumiem. Mało mnie obchodzi czy firma BAYER robiła kiedyś Cyklon B skoro teraz robi tabletki na ból głowy które mi pomagają na kaca. Bardziej mnie śmieszą te filmiki z dziećmi po lekach... Na KAŻDEJ ulotce jest wypisane tuzin lub więcej efektów ubocznych jakie mogą pojawić się przy zażywaniu. To nie jest tak że producent to ukrywa. to jest czarno na białym wypisane na tym papierku, który ludzie w większości wyrzucają do śmieci nie próbując nawet go przeczytać.


A co w sytuacji, kiedy psychiatra wyraźnie zakazuje zapoznania się z ulotką, jak to miało miejsce w moim przypadku? Co w sytuacji, kiedy psychiatra odmawia udzielenia informacji o ''leku'', mówiąc jedynie ''niech bierze przez pół roku, a potem zobaczymy''?

Niestety, każdy człowiek ma nieco inną chemię organizmu i efekty uboczne mogą się pojawiać. U niektórych - bardzo ciężkie. Ale to że jedna osoba na tysiąc czy dziesięć bądź sto tysięcy ludzi zostanie dotknięta takimi efektami ubocznymi nie oznacza że te leki są złe.


Bywają ''leki'', po których występowanie efektów ubocznych jest bardzo częste. Bywają takie, które przynoszą więcej szkody niż pożytku, a mimo to bez rozmowy z pacjentem psychiatra je przepisuje (moja wiedza empiryczna).

Uważam, że tabletki powinny być przepisywane jedynie w ostateczności, kiedy inne metody nie przyniosą żadnych rezultatów. Łykanie tabletek i czekanie na cud według mnie mija się z celem, trzeba zmienić coś w swoim myśleniu (zależy od choroby). Niekiedy konieczne jest, by zmienić swoją hierarchię wartości i sposób postrzegania świata.

[Edit po chwili namysłu]: Problem leży w tym, że niektórzy nie są w stanie sobie poradzić sami i potrzebują prawdziwej pomocy, a nie faszerowania tabletkami.

Użytkownik Lepusa edytował ten post 24.01.2013 - 14:35

  • 1



#17

Grumkin.
  • Postów: 58
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ja mówię o tym, że psychiatria w zasadzie opiera się na subiektywnej ocenie lekarza. I o ile komuś trafi się normalny lekarz, to pewnie i go wyleczy, albo co najmniej nie zaszkodzi. Ale jak ktoś trafi na takich jak ci z Włoch, którzy raz, że nie przebadają dokładnie pacjenta a dwa, że wsadzą go przywiązanego do łóżka nie interesując się nim, to ma przerąbane.

Zią, nie przeginaj pałki. Przed chwilą napisałeś:

Cała psychiatria to chora nauka sama w sobie! I myślę, że w przyszłości leczenie psychiatryczne będzie tylko wspomnieniem z ciemnych wieków, tak jak teraz leczenie wszystkiego pijawkami i bańkami jak w średniowieczu.

Walnąłeś się, to się walnąłeś, ale nieładnie i niemądrze iść w zaparte, jak poprzednie stwierdzenie jest 2 posty wyżej. To nie TVN :P

Gdyby załóżmy każdy obywatel miał obowiązek raz na jakiś czas przebadać się u psychiatry i każdy obywatel w 100 % szczerze opowiedziałby terapeucie o swoich lękach, dziwnych zachowaniach jakie miewa, głupich przyzwyczajeniach, to na każdego coś by się znalazło. Bo nie ma ludzi normalnych, są tylko ci, którzy potrafią hamować swoją dziwaczność i kryć ją w sobie.

Kazdemu to nie, a już na pewno nie "na każdego", bo to nie więzienie :P Natomiast rzeczywiście, na rózne problemy cierpi sporo ludzi, pewnie pod 40%, tyle że to w większości nie są ciężkie schorzenia, wymagające piguł, sporo można wyleczyć psychoterapią. Tylko co z tego, skoro często ludzie wola brać leki, bo są przyzwyczajeni, że przychodzą do lekarza, żeby cos dostać i samemu nie musieć się starać. A tu niestety tak nie ma. Inna sprawa, że NFZ bardzo słabo finansuje psychoterapię.

A porównywanie fizyki z psychiatrią... Fizyka opiera się na wzorach, potwierdzonych doświadczeniach. Fizyka rządzi się niezmiennymi prawami. Kiedy tam coś już się na pewno odkryje, to to pozostaje niezmienne, bo tak działa świat. A psychiatria? Każdy obiekt badań, tj. człowiek, jest inny. Więc nie można do tego podchodzić jak do fizyki.

Jak do fizyki może nie, ale statystycznie i owszem.Prosta sprawa: jeżeli 90% ludzi dobrze reaguje na lek, a nie odkryto jakichś czynników, dzięki którym można wyróżnić te 10%, to wszyscy go dostaną. Medycyna to nie sztuka (wbrew temu co niektórzy myślą), tylko nauka.


Lepusa

A co w sytuacji, kiedy psychiatra wyraźnie zakazuje zapoznania się z ulotką, jak to miało miejsce w moim przypadku? Co w sytuacji, kiedy psychiatra odmawia udzielenia informacji o ''leku'', mówiąc jedynie ''niech bierze przez pół roku, a potem zobaczymy''?

Zmienić psychiatrę? Niestety, to jest szerszy problem. Takie paternalistyczne podejście do pacjenta wciąż pokutuje, szczególnie wśród starszych lekarzy. Pocieszę Cię, że z moich obserwacji wynika, że się to zmienia.
  • 1

#18

Tytus84.
  • Postów: 220
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Zarzucasz mi, że piszę bzdury, a sam to robisz niczym nie poparte dowodami Twoje słowa. Ja podałem fakty, użyłem argumentów(nie autorytetów, które nie mają dla mnie znaczenia).


Już dawno przekonałem się że w internecie dyskusja "na argumenty" i "na dowody" nie ma sensu bo każda ze stron może zakwestionować dowody strony przeciwnej. Ty nie "podajesz faktów", ty cytujesz znalezione w internecie informacje. Skąd pewność że są prawdziwe? Ja wiem, że piszemy na stronie gdzie ludzie wierzą w UFO itd, więc cokolwiek bym nie zacytował ze swojej strony wywołałoby odpowiedź "a wcale nie, patrz..." po czym nastąpiłby potok kolejnych cytatów z "alternatywnych" źródeł. Dlatego wolę zdecydowanie z kimś dyskutować fechtując się na odczucia związane z tematem niż "dowody" których wiarygodnosć jak ktoś się uprze zawsze można poddać w wątpliwość. Co ci niniejszym zademnostruję: jako żródło woich informacji podajesz odkrywcy.pl, stronę zrzeszającą ludzi z urojeniami tak więc każdy "fakt" z niej cytowany ma wartosć taką samą co dowody z fronda.pl - czy ma sens takie przerzucanie piłeczki? Wolę opierać się na wiedzy którą zdobyłem osobiście. Stąd też nie potępiam leków działających na psychikę ponieważ sam je aktualnie zażywam i juz po tygodniu łykania pigułek moja depresja zaczyna się zmniejszać. Jedynym skutkiem ubocznym jaki obserwuję jest suchosć w ustach wieczorami ale to jest nic w porównaniu z napadami myśli samobójczych które mnie dopadały jeszcze tydzień temu. Poza tym podałem ci jeden dowód który możesz empirycznie sprawdzić, serio, skocz do dilera po extasy i przekonaj się czy chemia nie potrafi poprawić nastroju.

Co do twoich przykłądów, to tak na szybko:
- Mediator: na 2 miliony zażywających było 1300 zgonów, to jest 0,065 %. To jest nikły ułamek.
- Pavulon: sam w sobie jest lekiem bardzo przydatnym, jedynie nieumiejętne jego stosowanie może prowadzić do zgonu
- Xanax: patrz wyżej; jak ktoś jest idiotą i chleje podczas zażywania leków to nie obwiniajmy leku, tylko wysuńmy kandydaturę tego idioty do nagrody Darwina; mam kumpla który bierze xanax i jego dobre samopoczucie po tym leku uważam za dużo lepszy dowód niż pierdyliard krytycznych cytatów z internetu
- Talidomid: jeśli to co cytujesz jest prawdą to tu się zgodzę że był to wyjątkowo paskudny w efektach lek - ale wycofano go ze sprzedaży więc co to za argument? taka cena postępu

A co w sytuacji, kiedy psychiatra wyraźnie zakazuje zapoznania się z ulotką, jak to miało miejsce w moim przypadku? Co w sytuacji, kiedy psychiatra odmawia udzielenia informacji o ''leku'', mówiąc jedynie ''niech bierze przez pół roku, a potem zobaczymy''?


Trzeba być wyjątkowo lekkomyślnym żeby nie przeczytać ulotki do zażywanego leku nawet jeśli sam Chuck Norris tak zaleci... A metoda "niech bierze przez X czasu i zobaczymy" jest niestety czasem jedynym sposobem na dowiedzenie się jak lek działa - większosć leków działających na psychikę uaktywnia się po dłuższym czasie ("najsłynniejszy" z nich, prozac, zaczyna działać około 4-6 tygodni od rozpoczęcia kuracji) więc nie da się po dwóch dniach zażywania stwierdzić czy działa czy nie.

Użytkownik Tytus84 edytował ten post 24.01.2013 - 17:47

  • 1

#19

Blitz Wölf.
  • Postów: 495
  • Tematów: 7
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

@Tytus84

Trzeba być wyjątkowo lekkomyślnym żeby nie przeczytać ulotki do zażywanego leku nawet jeśli sam Chuck Norris tak zaleci...

Jestem niepełnoletnia. To nie ja kupowałam te tabletki i jeśli ich akurat nie brałam, to nie miałam do nich dostępu. Chciałam przeczytać ulotkę mimo wszystko, ale to nie moja wina, że moja matka jest takim lemingiem, że uwierzy we wszystko, co powie jej psychiatra (wpływ autorytetu - porównaj sobie z eksperymentem Milgrama).

A metoda "niech bierze przez X czasu i zobaczymy" jest niestety czasem jedynym sposobem na dowiedzenie się jak lek działa - większosć leków działających na psychikę uaktywnia się po dłuższym czasie ("najsłynniejszy" z nich, prozac, zaczyna działać około 4-6 tygodni od rozpoczęcia kuracji) więc nie da się po dwóch dniach zażywania stwierdzić czy działa czy nie.


Ta, ''niech bierze przez X czasu, najwyżej się jej znacznie pogorszy''. Skoro lekarz nie wie, jak działa lek, to dlaczego go przepisuje? Skąd wie, że mi się nie pogorszy? Skąd wie, czy nie reaguję źle na któryś ze składników leku, skoro mnie o to nie zapytał? Skąd wie, co mi przepisać, skoro nie rozmawiał ze mną, nie badał mnie w żaden sposób, a przy wyborze leku kierował się wyłącznie opinią osoby trzeciej (w tym przypadku mojej matki)? A w końcu: dlaczego nie udzielił mi żadnych informacji dotyczących tabletek, pomimo mojej prośby?

[Edit]:

@Nicole-collie

Rozumiem, ze jest coś takiego jak internet. Równie dobrze można wejść na stronę leku i tam jest słowo w słowo ulotka z wszelkimi informacjami.

Sprawdziłam później receptę w internecie, ale chciałam, żeby wyjaśnił mi to lekarz. Chciałam, żeby mi to wyjaśnił, a nie cytował to, co jest napisane na ulotce.

Użytkownik Lepusa edytował ten post 24.01.2013 - 20:17

  • 0



#20

Nicole-collie.
  • Postów: 783
  • Tematów: 25
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Lepusa teraz to mnie rozwalilas.

Rozumiem, ze jest coś takiego jak internet. Równie dobrze można wejść na stronę leku i tam jest słowo w słowo ulotka z wszelkimi informacjami.
Wiem o tym, bo np. strona o Yasminelle zawiera dosłownie ściągnięta ulotkę.
Takie wymowki to były popularne w podstawówce.

Nie wiem, czy wiecie, ale niektóre choroby fizyczne można leczyć jedynie lekami jak np. Alzheimera albo PArkinsona. Leki te rownież maja masę skutków ubocznych, ale jakoś was to nie rusza. Mówicie, ze tacy ludzie muszą brać leki itd. A jak ktoś ma uszkodzony mózg w innym rejonie dającym objawy psychiczne albo następuje jak to mówicie zaburzenie równowagi chemicznej mózgu plus zaburzenia hormonalne i żadna terapia mu już nie pomoże to wtedy branie leków to jakaś paranoja.
Zrozumcie, ze choroba psychiczna (od razu mówię ze to zależy od konkretnego przypadku) jest tak samo poważna jak fizyczna, a może nawet gorzej. To, ze pare osób na tym forum miało złe doświadczenia z psychiatra to nie znaczy, ze każdy psychiatra to sadysta.

Psychiatra jest czymś, czym chciałabym się zajmować i byłabym najsZczesliwsza osoba na świecie gdybym mogła pracować w tym fachu. Jednak nie mam wystarczajacego IQ do medycyny. A szkoda.

Użytkownik Nicole-collie edytował ten post 24.01.2013 - 19:34

  • 2

#21

Mischakel.

    Ataman

  • Postów: 762
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Grumkin, jedyne, na czym się walnąłem, to zdanie "Cała psychiatria to zło!", sformułowane naprędce dość niefortunnie, bo miałem co innego na myśli. Nie cała psychiatria, a jej większa część nie trzyma się kupy. Przyznaję się do błędu, bo jednak wyciąganie z depresji czy innych zaburzeń psychicznych przez psychiatrów to dobra robota. Ale te wyścigi, kto wymyśli durniejszą fobię, albo kto wymyśli dziwniejsze schorzenie to kpina z nauki. Jedna osoba boi się klocków lego (ale tylko oryginalnych!), to psychiatrzy już ogłaszają fobię o debilnie za przeproszeniem głupiej nazwie oryginalnoklockilegofobia. No czy tak nie jest? Oczywiście, że jest. I potem jak u kogoś przy psychiatrze wyjdzie, że nie przepada za klockami lego, to już może prawie dostać wpis do papierów, że stwierdzono u niego fobię.

Obecna psychiatria jest tak stworzona, że zbyt łatwo może stać się narzędziem do neutralizowania niepożądanego elementu społeczeństwa.

A w międzyczasie uświadomiłem sobie, że znowu nieco pokręciłem się we własnych przemyśleniach. Bo w zasadzie te przypadki złego działania psychiatrii myślę, że nie stanowią więcej jak 50% przypadków, więc mimo wszystko w dużej mierze to potrzebna nauka. Ale wymagająca gruntownych zmian w podejściu do niej.

Przepraszam, że być może co chwilę "koryguję" swoją wypowiedź, ale tak już mój mózg działa. Najpierw mówi mi jedno co mam napisać, a za chwilę wspomina, że jednak to wygląda nieco inaczej. Może schizofrenia czy co, nie wiem :)
  • 0

#22

silverwolf.
  • Postów: 132
  • Tematów: 2
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Przykład placówek Soterii udowadnia że z choroby psychicznej można wyjść na minimalnych dawkach psychotropów.
  • 0

#23

Sventer.
  • Postów: 241
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Blaski i cienie psychiatrii
Coś złego dzieje się z twoim życiem: tracisz pracę, twoje małżeństwo rozpada się lub opuszcza cię kochanek. Pełen dobrych chęci przyjaciel lub krewny sugeruje ci, abyś zasięgnął porady psychiatry lub psychologa w celu uzyskania jakiejś pomocy. Ten pomysł wydaje ci się sensowny, gdyż w tym momencie nie czujesz się zbyt szczęśliwy. Może jednak przemyśl tę sprawę! Ta rada może wcale nie być taka dobra.

„Psychiatria” jest zdefiniowana jako „specjalistyczna gałąź medycyny zajmująca się diagnozą, leczeniem i zapobieganiem zaburzeniom umysłowym”.[1] „Psychologia” jest definiowana jako „nauka o naturze, funkcjach i zjawiskach zachodzących w umyśle, cechach charakterystycznych”.[2] Psychiatria i psychologia są pokrewnymi dziedzinami, przy czym psychologia tworzy teoretyczną, niemedyczną podstawę psychiatrii. Większość z nas sądzi, że psychologia i psychiatria są naukami takimi samymi jak na przykład chemia lub fizyka.

Zgodnie z doniesieniami prasowymi Martin Bryant, uzbrojony bandyta, który spowodował masakrę w Port Arthur w Tasmanii, oceniany był przez czterech psychiatrów. Z tych konsultacji wynikły cztery różne diagnozy: jeden z psychiatrów orzekł, że jest to schizofrenia paranoidalna, inny, że psychopatia, trzeci zdiagnozował syndrom Aspergera, z kolei czwarty nie zgodził się z tą opcją i jednocześnie uchylił się od postawienia specjalistycznej diagnozy innej niż stwierdzenie, że Bryant nie ma syndromu Aspergera. Przypuśćmy, że dam cztery próbki tej samej substancji czterem ekspertom w dziedzinie chemii analitycznej i że pierwszy uzna, iż dana substancja to siarczan miedzi, drugi, że cyjanowodór, trzeci, że chlorek sodowy, a czwarty, że czterofluorek ksenonu. Czy w tej sytuacji poważnie traktowalibyśmy przypisywanie sobie przez chemię statusu nauki? Uznalibyśmy ją za pseudonaukę i wrzucili do tego samego naukowego śmietnika, co astrologię.

Zdziwienie budzi fakt, że psychiatrię nadal uważa się za dyscyplinę naukową, kiedy jest rzeczą oczywistą, że nie stosuje ona metod naukowych. Jest rzeczą oczywistą, że w psychiatrii brak obiektywizmu, skoro diagnoza zależy od tego, kto ją postawił. Niestety, dowody wskazują na to, że obie dyscypliny, psychiatria i psychologia, nie są bardziej naukowe niż astrologia czy numerologia, a mimo to obie nadal cieszą się wysokim statusem.

Prowadzenie badań nad psychiatrią nie jest w Australii łatwym zadaniem. Na przykład nie wydaje się, aby istniały jakieś specjalne statystyki dotyczące takich problemów jak liczba samobójstw popełnianych w zawodzie każdego roku. Ogólnie rzecz biorąc mamy do czynienia z niedostatkiem danych statystycznych opartych na danych miejscowych, tak więc musimy opierać się głównie na badaniach amerykańskich. Ten brak danych nie powinien nas zbytnio martwić, ponieważ zasady, jakimi rządzi się ta profesja, są takie same, zarówno w USA, jak i w Australii.

Ogół społeczeństwa wydaje się zawsze gotów do niekwestionowanego zaakceptowania każdej teorii, która sugeruje, że wszyscy jesteśmy jednostkami dysfunkcyjnymi, i że potrzebujemy jakiejś formy psychoterapii
. Jest to pogląd propagowany przez pewnych psychoterapeutów. Jak logiczny jest ten pogląd? Przypuśćmy, że wszyscy jesteśmy nienormalni i potrzebujemy psychoterapii. Tak więc z definicji wynika, że wszyscy mamy fałszywy osąd – ale wobec tego, co z tymi, którzy sugerują, że wszyscy potrzebujemy psychoterapii. Jak mamy wiedzieć, czy ich osąd dotyczący reszty z nas jest słuszny? Ten paradoks jest jednym z wielu problemów logicznych, przed którymi staje psychiatria i psychologia.

Psychiatra Walter Afield mówi, że psychiatria dąży coraz bardziej do zdefiniowania jako choroby zachowania, które nie było wcześniej uważane za patologię. Jak przykład przytacza swoje doświadczenia z niedawnej konferencji, w której brał udział, „gdzie rosyjscy psychiatrzy mówili o leczeniu problemów niedopasowania w małżeństwie w Ameryce, które w Rosji nazywa się po prostu pechem”.[3]

Należałoby oczekiwać, że skoro psychiatria jest specjalistyczną dziedziną medycyny, psychiatrzy będąc wtajemniczeni w znajomość funkcjonowania umysłu ludzkiego będą lepiej dopasowani do trudności życia od innych członków społeczeństwa, w tym również od innych członków profesji medycznej. Jak się jednak okazuje, psychiatrzy popełniają samobójstwa dwukrotnie częściej niż inni członkowie profesji medycznej.[4] W okresie residency (okres po stażu podyplomowym, kiedy lekarz pozostaje w szpitalu w celu dalszego kształcenia się – przyp. tłum.) współczynnik popełniania samobójstw jest wśród psychiatrów niemal dziewięć razy wyższy niż wśród ogółu społeczeństwa.[5]

Wspólne badanie wykonane w roku 1987 przez American Medical Association (Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne) i American Psychiatric Association (Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatryczne) dotyczące samobójstw wśród lekarzy dowiodło, że najwyższy współczynnik samobójstw występuje wśród psychiatrów; że 94 procent psychiatrów, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem cierpień umysłowych[6] (którym psychiatria ma według jej twierdzeń przynosić ulgę); i że 56 procent tych, którzy popełnili samobójstwo, uczyniło to pod wpływem przepisanych sobie samym leków działających na psychikę.[7] W okresie kiedy nastąpiła ich śmierć, 42 procent zasięgało porady fachowego pracownika w dziedzinie zdrowia psychicznego.[8]

W jednym z przeglądów stwierdzono, że 91 procent psychiatrów zgadza się, że członkowie tej profesji mają w przeciwieństwie do niepsychiatrów „emocjonalne trudności związane z pracą, specyficzne dla ich zawodu.[9] Badania przeprowadzone wśród Anonimowych Alkoholików wykazały, że podczas gdy psychiatrzy stanowią tylko 8 procent wśród lekarzy, reprezentują 17 procent członków AA.[10] Krótko mówiąc psychiatrzy byli w tej grupie nadreprezentowani.

Nadużywanie leków jest innym problemem; badanie 500 praktykujących psychiatrów, omawiane w roku 1988 w „New England Journal of Medicine”, ujawniło, że wśród psychiatrów jest znacznie więcej użytkowników leków psychotropowych (psychoactive drugs) i że współczynnik ich stosowania wynosi 83 procent, z tym że 48 procent tych leków przepisywanych było do użytku własnego. Współczynnik rozbitych małżeństw był równie niepokojący, z psychiatrami zajmującymi w dziedzinie problemów małżeńskich (włącznie z problemami seksualnymi) czołową pozycję wśród wszystkich innych zawodów lekarskich. W przypadku małżeństw psychiatrów istnieje większe prawdopodobieństwo krótkiego ich trwania i powstania problemów spowodowanych aferami pozamałżeńskimi.

LECZENIE PSYCHIATRYCZNE

Wysoki status psychiatrii jest niesłuszny, kiedy weźmie się pod uwagę, że psychiatrzy sami przyznają, iż nie są zdolni do wyleczenia tak zwanych „chorób umysłowych”, których leczeniem się zajmują,[11] a tym bardziej do zrozumienia ludzkiego umysłu.

Leczenie stosowane przez psychiatrię jest albo psychologiczne, albo somatyczne. Tak zwane leczenie psychologiczne obejmuje albo poradnictwo, albo psychoterapię, podczas gdy leczenie somatyczne obejmuje podejście do problemu bardziej organiczne lub biologiczne, przy materialistycznym podejściu, że umysł to mózg. To ostatnie podejście obejmuje leczenie środkami farmakologicznymi, elektrowstrząsami lub operacje mózgu. Leczenie somatyczne opiera się na przekonaniu, że nasze złe samopoczucie jest zdeterminowane chemicznie i genetycznie. Zgodnie z somatyczną szkołą myślenia, nic nie możemy zrobić w tej dziedzinie.[12]

LECZENIE WSTRZĄSAMI ELEKTRYCZNYMI

Leczenie wstrząsami elektrycznymi pierwszy raz zostało zastosowane w roku 1838 we Włoszech przez psychiatrę dra Ugo Cerlettiego po tym, jak był w rzeźni świadkiem użycia szoku elektrycznego do ogłuszania świń przed przecięciem im gardła. Kiedy Cerletti zauważył, że szok elektryczny nie zabija świń, zdecydował się użyć go w celach leczniczych u ludzi.[13]

Leczenie to zostało wprowadzone w USA w roku 1940 i używano go z niepohamowanym entuzjazmem. Literatura z tego okresu czyni mało wysiłków w celu ukrycia faktu, że psychiatrzy świadomie powodowali uszkodzenia mózgu lub stosowali elektrowstrząsy bardziej w celu jego uspokojenia niż leczenia
.[14]

W roku 1942 psychiatra dr Abraham Myerson powiedział: „Obniżenie inteligencji jest ważnym czynnikiem w procesie leczenia… W istocie niektóre z najlepszych wyników, jakie się otrzymuje, zdarzają się u tych osobników, u których redukujemy ją niemal do stanu niedorozwoju umysłowego. Niemożliwe jest wyobrażenie sobie tego stanu bez podstawy organicznej; muszą istnieć chociażby chwilowe zmiany organiczne w mózgu i leczenie jest związane z tymi organicznymi zmianami”.[15]

Początkowo leczenie elektrowstrząsami było stosowane bez znieczulenia i powodowane przez nie konwulsje były tak gwałtowne, że często następowały złamania kości, i w rezultacie w latach 1950. stosowanie środków powodujących zwiotczenie mięśni i narkozy stało się powszechną praktyką. Wynikła z tego terapia została nazwana „zmodyfikowaną ECT” („zmodyfikowaną terapią elektrowstrząsową”). Środki powodujące zwiotczenie mięśni i narkoza nie redukowały efektu wywieranego na mózg i centralny układ nerwowy. Jeśli cokolwiek uległo zmianie, to fakt, że potrzeba obecnie więcej prądu do spowodowania konwulsji.[16] Skutkiem tych modyfikacji jest zapobieganie ujawnieniu przez organizm pełnej siły ataku.[17] Jednak zmodyfikowane leczenie stanowi dodatkowe ryzyko, gdyż dochodzi do niego ryzyko narkozy i działania środków zwiotczających mięśnie.

Inna zmiana w ECT nastąpiła w latach 1950. wraz z wprowadzeniem „jednostronnej ECT”. ECT jest zwykle dwustronne, to znaczy elektrody są umieszczone po obu stronach głowy. Jednostronne ECT jest faworyzowane przez niektórych psychiatrów, którzy uważają, że powoduje ono mniejszą utratę pamięci niż ECT dwustronne. Jest to twierdzenie nadzwyczajne, jeśli weźmie się pod uwagę, że rzecznicy ECT kategorycznie zaprzeczają, iż powoduje ona jakąkolwiek trwałą utratę pamięci.[18] Większość psychiatrów preferuje ECT dwustronną, uważając, że ETC jednostronna wymaga zastosowania większej liczby wstrząsów, co oznacza, że jest mniej skuteczna.[19]

Psychiatra dr Lee Coleman powiedział na temat ECT: „Zmiany, jakie widzi się podczas stosowania wstrząsów elektrycznych, są całkowicie zbieżne ze skutkami każdego silnego uszkodzenia mózgu, takiego jakie może na przykład wywołać uderzenie młotkiem w głowę. W jego następstwie jednostka jest oszołomiona, zagubiona i zdezorientowana, tak więc nie może rozumieć bieżących problemów”.[20]

Obrońcy ECT argumentują, że jest ona tania, skuteczna i działa szybko poprawiając kondycję pacjenta. Biorąc pod uwagę tę poprawę, doprawdy dziwi subiektywność tej oceny.[21] Artykuł, jaki ukazał się w roku 1974 w „World Medicine”, wskazuje, że skuteczność ECT może być po prostu domniemaniem leczących psychiatrów. Artykuł opowiada, jak zainstalowano nową maszynę do ECT, która była o wiele bardziej skomplikowana w obsłudze niż poprzednio używana. Dopiero po dwóch latach jej używania jedna z pielęgniarek zauważyła, że pacjenci nie mają konwulsji, chociaż powinni je mieć. W konsekwencji stwierdzono, że maszyna nigdy nie działała! Wszyscy pacjenci dostawali przez dwa lata Thiopentone (narkozę) i Scoline (środek powodujący zwiotczenie mięśni) i nikt nic nie zauważył![22]

Ci, którzy zalecają ECT, uważają, że zakaz jej stosowania może spowodować wzrost liczby samobójstw wśród pacjentów. Zdumiewające jest to, że ci, którzy tak twierdzą, nie mają na to żadnych dowodów. Od roku 1975 do 1980 stosowanie ECT zmniejszyło się o 46 procent. Jeśli twierdzenie, że ECT zapobiega popełnianiu samobójstw, jest prawdziwe, mielibyśmy do czynienia ze wzrostem ich liczby. W rzeczywistości odsetek samobójstw obniżył się pomimo wzrostu populacji![23] Wyniki badania przeprowadzonego w roku 1986 rodzą dalsze wątpliwości wobec twierdzenia, że ECT zapobiega samobójstwom. Badaniem objęto 1494 pacjentów z depresją samobójczą, których podzielono na dwie grupy, z których jedną leczono ETC („grupa leczona”), a drugiej nie aplikowano ECT („grupa nie leczona”). Praktycznie biorąc odsetek samobójstw w obu grupach był identyczny.[24] Gdyby twierdzenie, że ECT zapobiega samobójstwom było prawdziwe, wówczas w grupie leczonej odsetek samobójstw powinien być niższy.

Inna interesująca statystyka dowodzi, że mężczyźni popełniają samobójstwo trzy razy częściej niż kobiety, chociaż to właśnie kobiety są dwukrotnie częściej leczone ECT niż mężczyźni.[25] Innym interesującym zaprzeczeniem jest to, że pacjenci czasem popełniają samobójstwo po ECT, co oczywiście dalej demaskuje twierdzenia o profilaktycznym wpływie ECT na samobójstwa. W roku 1980 badanie 90 pacjentów wykazało, że z tych, którzy popełnili samobójstwa, 10 procent przechodziło ECT w ciągu poprzedzających czterech miesięcy, dwóch pacjentów zakończyło swoje życie podczas pobytu w szpitalu, a siedmiu zrobiło to krótko po zwolnieniu ze szpitala.[26]

Bruce Wiseman w swojej książce „Psychiatry: The Ultimate Betrayal” („Psychiatria – największa zdrada”) podkreśla, że ogromna większość lekarzy i nielekarzy daje sobie radę z prowadzeniem pacjentów z tendencjami samobójczymi bez uciekania się do ECT.[27] Jedynie niewielu użytkowników ECT wyraża zadowolenie z tego procesu. Inni, jak na przykład rodziny pacjentów, mają odmienne zdanie. Jak zauważa Wiseman: „[Oni] widzą osobę snującą się w mroku umysłowego zamroczenia, potulną i niepewną. Objawy te nie zostaną prawdopodobnie odnotowane w jej (sic) karcie chorobowej, ponieważ są to normalne „skutki uboczne”. Odnotowane zostanie jedynie to, że depresja odpowiada na leczenie”.[28]

Badanie wykazało, że 50 procent pacjentów zgłaszało uszkodzenia pamięci jako najgorszy skutek uboczny, jakiego doświadczyli; jednak odnotowane to zostało jedynie w 7 procentach kart. Psychiatrzy lansujący ECT uważają te „skutki poznawcze” za nieistotne. Fakt, że pacjent jest zbyt zagubiony lub zdezorientowany, aby być w depresji, wydaje się dla nich nieistotny.[29] Często ci, którzy promują ECT, komentują podniesienie nastroju, jakie następuje po leczeniu; takie podniesienie nastroju jest również powszechnym następstwem urazu mózgu, takiego jak uderzenie w głowę.[30] Psychiatrzy mówią pacjentom, że ECT pomoże im na depresję; jednak badania przeprowadzone w latach 1980 i 1984 wykazały, że depresja powracała po okresie trzech do sześciu miesięcy.[31]

Obrońcy ECT mają odmienny pogląd na skutki uboczne: niektórzy w ogóle zaprzeczają ich istnieniu; inni zaprzeczają, aby były one tak poważne, jak twierdzą pacjenci; a jeszcze inni, tacy, jak psychiatra Frank Guerra, twierdzą, że „depresja jest jak rak”. Jak oświadczył Guerra w „Denver Post” w roku 1990: „Jest to potencjalnie śmiertelna choroba. Nikt nie twierdzi, że nie należy leczyć raka z powodu skutków ubocznych. Wszystko w medycynie ma skutki uboczne”.[32] Bruce Wiseman pyta, jak tylu lekarzy mogło przeoczyć rzeczy oczywiste. Emerytowany profesor psychiatrii Thomas Szasz zauważa, że psychiatrzy nie widzą pełnego wpływu ECT „…ponieważ byłoby to niespójne z wysiłkami, jakie czynią stosując ją jako metodę leczenia. Ludzie maksymalizują lub minimalizują to, co służy ich interesom”.[33]

Rosyjscy psychiatrzy wzdragali się przed użyciem ECT z następujących powodów: „Do niedawna leczenie elektrowstrząsami stosowane było na szeroką skalę. Metoda ta wprowadza jednak toporną ingerencję w działanie organizmu i pociąga za sobą powstawanie dokładnie określonych krwawień w tkankach mózgu. Jej zastosowanie jest więc ograniczone do przypadków, w których wszystkie inne metody zawiodły. Kurs ECT powoduje utratę pamięci typu amnezji wstecznej (wydarzeń poprzedzających szok) lub następczej (wydarzeń następujących po szoku), która jest kliniczną manifestacją zmian, zarówno funkcjonalnych, jak i organicznych zachodzących w mózgu wskutek szoku elektrycznego”.[34] Ten cytat pochodzi z rosyjskiego podręcznika psychiatrii wydanego w roku 1969.

Dowody uszkodzenia mózgu i utraty pamięci spowodowanych przez ECT znane były już w latach 1950., jednak Rosjanie, w przeciwieństwie do Amerykanów, nie uważali tego za kontrowersyjne.[35] W istocie odpowiedzią sowieckich psychiatrów na pytanie, czy ECT powoduje uszkodzenia mózgu, było jednoznaczne „tak”. Jest rzeczą zdumiewającą, że amerykańska literatura medyczna dotycząca ECT z lat 1940., 1950. i 1960. potwierdza pogląd sowiecki.[3636] Dopiero w latach 1970. temat stał się kontrowersyjny i odpowiada to wzrostowi liczby spraw sądowych dotyczących zaniedbań medycznych.[37]

Zwolennicy ECT twierdzą, że nowoczesna ECT nie powoduje uszkodzeń mózgu, i podkreślają stosowanie tlenu w czasie procesu. Jednak należy zauważyć, że dostarczanie tlenu podczas ECT może nie zapobiegać stałemu uszkodzeniu mózgu, ponieważ tlen jedynie przedłuża atak i neurony (komórki nerwowe) umierają, kiedy substancja, której używają jako paliwa, ulega wyczerpaniu. Śpiączka, która następuje, może wystąpić z powodu braku składników odżywczych, nawet w obecności odpowiedniej ilości tlenu; tak więc każdy pozorny zysk wynikający z dostarczania tlenu staje się nieistotny wskutek późniejszego uszkodzenia mózgu przypisywanego brakowi składników odżywczych.[38]

Inny interesujący punkt zasługujący na podkreślenie, to fakt, że uszkodzeniu mózgu, jakie wynika ze zwiększonego ciśnienia krwi podczas ECT, nie zapobiega zastosowanie narkozy lub środków powodujących zwiotczenie mięśni, ponieważ uszkodzenie to powstaje wskutek ogromnego zapotrzebowania mózgu na tlen podczas ECT.[39]

Psychiatra Lee Coleman mówi o nowoczesnym ECT: „Ponieważ ani mózg, ani elektryczność nie zmieniły się od lat 1930., wynik jest stale ten sam: uszkodzenie mózgu”.[40] Jeśli chodzi o skuteczność ECT, Coleman stwierdza: „Mózg przez jakiś czas jest tak uszkodzony (nawet dzieci wiedzą, że elektryczność jest niebezpieczna dla nich i dla wszystkiego, co żyje), że pacjent jest zbyt zagubiony, aby wiedzieć lub pamiętać, co go martwi. Niestety, kiedy mózg zaczyna nieco dochodzić do siebie, problemy zwykle wracają, ponieważ elektryczność nie zrobiła nic w celu ich rozwiązania”.[41]

LECZENIE FARMAKOLOGICZNE (LEKAMI)

Kiedy psychiatra przepisuje pacjentowi leki, zwykle nie mówi mu o skutkach ubocznych leczenia. Często nie tłumaczy się pacjentowi, że przyjmowanie leków psychotropowych jest leczeniem w nie większym stopniu niż upicie się, ponieważ jeśli ktoś ma problem, upicie się nie rozwiąże go. Nie tłumaczy się również pacjentowi, że leki, jakie dostaje, w wielu przypadkach powodują zaburzenia seksualne. Następujące informacje są wyciągiem z literatury medycznej dotyczącej leków psychotropowych.[42]

- Skutki uboczne silnych środków uspokajających

Senność, zamazane widzenie, suchość w ustach, wrażliwość na światło, podniecenie, zaburzenia seksualne, uszkodzenia oczu, niekontrolowane drżenie kończyn spowodowane nieodwracalnym uszkodzeniem systemu nerwowego, akatyzja (niezdolność do nieruchomego siedzenia, co może też być spowodowane lekopochodnymi psychozami).

- Skutki uboczne słabych środków uspokajających

Senność, apatia, drażliwość, zaburzenia koordynacji mięśniowej, zmęczenie, depresja, niestrawność, zwiększona wrogość, złość, zmniejszenie pociągu seksualnego, uzależnienie.

- Skutki uboczne leków przeciwdepresyjnych

Palpitacje, zmęczenie, senność, zaburzenia seksualne, bezsenność, zachowania samobójcze, halucynacje, dziwaczne i agresywne zachowanie. Przedawkowanie ma działanie toksyczne na serce i leczenie jest trudne. Szczególna grupa środków przeciwdepresyjnych, inhibitory oksydazy monoaminowej (MAOI), może spowodować skutki śmiertelne; jeśli przyjmuje się je z produktami zawierającymi drożdże, mogą też powodować uszkodzenie wątroby, dezorientację, drżenia, halucynacje, konwulsje, wysypkę, podniecenie i bezsenność.

Rzadko wymienianym faktem dotyczącym leków psychiatrycznych jest to, że skutki uboczne tych leków same są „chorobą umysłową”. Choroby te nazywa się „parkinsonizmem spowodowanym lekami neuroleptycznymi” i „złośliwym zespołem neuroleptycznym” i ich leczenie to przyjmowanie dalszych leków.

Prowadzone w roku 1985 na więźniach kanadyjskie badania nad efektami leków psychotropowych wykazały, że „gwałtowne, agresywne incydenty zachodziły częściej, gdy więźniowie otrzymywali leki psychotropowe, niż kiedy ich nie otrzymywali”.[43]

- Prozac – cudowny lek

Prozac jest najpopularniejszym na świecie lekiem przeciwdepresyjnym. Sprzedaż samego tylko Prozacu przynosi na czysto jego producentom, firmie farmaceutycznej z Indianapolis, Eli Lily, 3 miliardy dolarów, co stanowi w przybliżeniu jedną trzecią jej rocznego dochodu.

W roku 1990 grupa rzeczników interesu publicznego zmusiła Eli Lily do przyznania, że w małej liczbie przypadków niektórzy pacjenci z depresją dokonywali prób samobójczych pod jego wpływem.[44] Inni sugerują, że związek między Prozaciem i samobójstwami jest poważniejszy. Na przykład Bonnie Leitsch z Prozac Survivors Support Group (grupa wsparcia osób, które przeżyły leczenie Prozaciem) zeznała przed komisją Urzędu ds. Żywności i Leków (Food and Drug Administration; w skrócie FDA), że rozmawiała z tysiącami osób, u których występowało to, co wydaje się wywołanymi przez Prozac myślami i zachowaniami samobójczymi – zjawiska ujawniające się, gdy pacjenci zaczynają brać Prozac, które przedtem były u nich nieobecne.[45] Prozac został wynaleziony w roku 1972 i po raz pierwszy dopuszczono go do sprzedaży w Belgii w roku 1986. Do roku 1995 Urząd ds. Żywności i Leków otrzymał zawiadomienia o 35‍ ‍230 niekorzystnych reakcjach tylko w USA – więcej niż w przypadku jakiegokolwiek innego leku w jego dziejach.[46] Można by w tej sytuacji zapytać, jak może być on nadal w sprzedaży, zwłaszcza kiedy skutki uboczne jego przyjmowania obejmują halucynacje, agresję, wrogość, napady, nieumyślne powodowanie śmierci i samobójstwa, z czego wynikło 2394 przypadków śmiertelnych? Bazując na szacunku FDA, że zgłasza się jedynie 1 procent niekorzystnych reakcji na lek, oznacza to, że w USA wystąpiły ponad 3 miliony niekorzystnych reakcji, z których 25 000 to przypadki śmiertelne.[47]

Ostatnio, kiedy Royal Jelly (mleczko pszczele) spowodowało jeden przypadek śmierci wskutek szoku anafilaktycznego, pojawiły się głosy protestu żądające zakazu sprzedaży tego produktu, natomiast w przypadku Prozacu, który spowodował 2394 przypadki śmierci w samej tylko Ameryce, wmawia się, że jest to substancja bezpieczna i, doprawdy, cudowny lek. Jak mogła przejść tak selektywna forma intelektualnej krótkowzroczności? W USA ciało kontrolujące leki składa się, oczywiście, z psychiatrów, którzy zdaniem grup konsumenckich albo popierają przepisywanie Prozacu, albo, co gorsze, odnoszą korzyści z grantów przyznawanych przez firmy, takie jak Eli Lilly.[48] Jasno widać, że istnieje tu konflikt interesów!

Jeden z najsurowszych krytyków tego leku, dr Peter Breggin, autor książki „Talking Back to Prozac”, twierdzi, że Prozac działa, stwarzając poczucie oderwania, które początkowo może wydawać się polepszeniem w depresji – jednak poczucie otępienia staje się tak duże, że osoby biorące Prozac przestają troszczyć się o innych.

Inny krytyk, dr Anne Tracey, przewodnicząca International Coalition of Drug Awarness (Międzynarodowa Koalicja na rzecz Świadomości Działania Leków), twierdzi, że dzwony nadal biją na alarm w sprawie tej grupy leków przeciwdepresyjnych, która obejmuje Prozac i inne blisko z nim związane leki, takie jak Zoloft, Paxil, Lovan i Luvox.[49]

CZY PSYCHIATRIA I PSYCHOLOGIA JEST SKUTECZNA?

Psychiatrzy często uważają, że są jedynymi osobami zdolnymi do prowadzenia i leczenia schizofrenii. Dowody z okresu drugiej wojny światowej stawiają to przekonanie pod znakiem zapytania. Kiedy francuski szpital dla umysłowo chorych znalazł się na drodze nadchodzącej armii niemieckiej, wszyscy pacjenci zostali odesłani do domu do krewnych, poza 153, o których sądzono, że są zbyt chorzy, aby opuścić szpital. Niemcy nadeszli wcześniej, niż się spodziewano, tak więc pacjenci musieli radzić sobie sami. Po wojnie powołano komisję w celu ustalenia losu tych opuszczonych pacjentów. Z tych, których odnaleziono, 37 procent porzuconych, nie leczonych i beznadziejnych przypadków dostosowało się do życia w społeczeństwie.[50]

Podobne badanie przeprowadzono na 118 schizofrenikach zwolnionych 20 do 25 lat temu ze szpitala Vermont State Hospital. Badanie wykazało, że przez najwidoczniej spontaniczne wyzdrowienie, przychodzące w większości przypadków dużo później po leczeniu, u 68 procent zniknęły wszystkie objawy schizofrenii.[51] Psycholog Stanley Peel zauważył: „Te wyniki potwierdziły podobne dane uzyskane w trzech europejskich badaniach i w innym badaniu amerykańskim, które przeprowadzono w ostatniej dekadzie, wykazując, że połowa lub więcej schizofreników w końcu wyzdrowiała lub stan ich znacznie się poprawił”.[52]

Implikacje wynikające z tych badań są szokujące, kiedy weźmiemy pod uwagę, co na temat schizofrenii ma do powiedzenia psychiatria.[53] Według DSM–III–R („Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders”, Third Edition, Revised – „Diagnostyczny i Statystyczny Podręcznik Chorób Umysłowych”, III wydanie, uzupełnione): „Powrót do pełnego funkcjonowania sprzed choroby nie jest częsty”.[54] „DSM–III” był bardziej niewzruszony: „Pełny powrót do stanu sprzed choroby jest niezwykły – w istocie tak rzadki, że niektórzy klinicyści kwestionowaliby oryginalną diagnozę”.[55] Wiseman komentuje: „Co tragicznie pogarsza sprawę, to fakt, że jest to standardowe postępowanie psychiatrów pracujących w przekonaniu, że należy wszystkich schizofreników leczyć środkami powodującymi zmiany w umyśle i później utrzymywać podawanie im tych leków”.[56]

Inne badanie skuteczności leczenia psychiatrycznego prowadzone było przez psychologa Hansa J. Eysencka na kilku tysiącach kobiet i mężczyzn, żołnierzy z zaburzeniami umysłowymi, przebywających w brytyjskich szpitalach. Ci, którzy leczeni byli psychoanalizą, wykazywali odsetek poprawy wynoszący 44 procent. Ci, których leczono innymi formami psychoterapii, wykazywali poprawę w 64 procentach. Ci pacjenci, którzy nie przechodzili żadnej terapii, z wyjątkiem leczenia dolegliwości fizycznych, wykazywali poprawę w 72 procentach. Badanie Eysencka wykazało, że odsetek wyleczeń u nie leczonych neurotyków po roku od pojawienia się schorzenia wynosił 45 procent, a po dwóch latach – 70 procent. Po pięciu latach stan 90 procent tych chorych albo znacznie się poprawił, albo wrócili oni do pełnego zdrowia.[57]

ZAWODNE PRZEWIDYWANIA

Psychiatrzy wkroczyli na arenę prawa, usiłując przewidzieć przyszłe niebezpieczeństwo, jakie mogą stwarzać oskarżeni o przestępstwa kryminalne. Jednak kiedy dochodzi do przewidzenia zagrożenia i warunków przymusowego osadzenia w zakładach, istnieje niski stopień niezawodności. Prawnik Bruce Ennis w swojej książce „Mental Patients, Psychiatry and the Law” („Chorzy umysłowo, psychiatria i prawo”)[58] cytuje dobrze znane badanie dotyczące dokładności tych przewidywań, którego wyniki są dla nich wyjątkowo miażdżące. Badanie obejmowało 989 osób, które zostały uznane przez psychiatrów za tak niebezpieczne, że zalecono osadzenie ich w instytucjach o najwyższym stopniu bezpieczeństwa. Potem Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych wydał decyzję o umieszczeniu tych osób w normalnych zakładach o nie najwyższym stopniu bezpieczeństwa. Ocena pacjentów dokonana w 12 miesięcy później sprawiła, że jedna piąta została zwolniona, a ponad połowa wyraziła zgodę na pozostanie w charakterze dobrowolnych pacjentów. Podczas 12 miesięcy uwięzienia tylko siedmiu z 989 pacjentów popełniło albo próbowało popełnić jakiś gwałtowny czyn[59], co oznacza, że prawdopodobieństwo, iż psychiatra źle oceni, że ktoś jest niebezpieczny, wynosi oszałamiające 99,29 procent!

Najczęstszą przyczyną przymusowego skierowania do zakładu psychiatrycznego jest fakt, że dana osoba stanowi niebezpieczeństwo dla siebie lub innych. W pewnych jurysdykcjach niebezpieczeństwo, jakie ktoś może stanowić dla siebie, może być jedynie zagrożeniem dla jego własnej reputacji. Jednak ostatecznie tym, kto ocenia potencjalne niebezpieczeństwo, jakie stwarza dana osoba, jest psychiatra. Psychiatrzy przyznają sami, że mają słaby rejestr obserwacji w tej dziedzinie. Zdumiewające jest, że społeczeństwo pozwala na odebranie wolności na podstawie zezwolenia wydanego przez członków grupy, której działania cechują się tak małym stopniem dokładności.

Badanie omawianie w roku 1978 w „American Psychologist” ujawniło pewne alarmujące dowody potwierdzające fakt, że psychiatria i psychologia nie są niczym więcej jak szalbierstwem. W roku 1939 przeprowadzono badanie dotyczące możliwości zmniejszenia przestępczości wśród młodzieży. Ponad 600 osobników w wieku od pięciu do trzynastu lat podzielono losowo na dwie grupy. Pierwsza grupa poddana została poradnictwu psychiatrycznemu, a drugą pozostawiono bez jakiegokolwiek leczenia. Terapeuci donosili, że dwie trzecie tych, których poddano leczeniu, „znacznie skorzystały”. Ponad 35 lat później zlokalizowano 80 procent początkowej grupy i wykonano badanie sprawdzające. Wykazało ono, że grupa leczona wypadła bardzo niekorzystnie w porównaniu z grupą nie leczoną. Osoby z grupy leczonej wykazywały większe prawdopodobieństwo popełnienia więcej niż jednego poważnego przestępstwa niż ci z grupy kontrolnej, a kiedy poddano grupy ocenie pod względem występowania alkoholizmu, chorób umysłowych, chorób spowodowanych stresem i zadowolenia z pracy, okazało się, że grupa leczona konsekwentnie radziła sobie gorzej niż grupa kontrolna. Wydaje się, że program nie tylko zawiódł w zakresie zapobiegania brutalnym zbrodniom, ale spowodował negatywne skutki uboczne. Niepowodzenie w zapobieganiu brutalnym zbrodniom potwierdziły też inne badania.[60]

Autorka tego badania, Joan McCord, zapytana w wywiadzie telewizyjnym, czy może wyjaśnić te wyniki, stwierdziła, że ci, którzy podlegali leczeniu, ustawili się w pozycji osób potrzebujących pomocy i uzależnili się od niej, a w konsekwencji nie rozwijali zdolności radzenia sobie z trudnościami tak jak osobnicy z grupy kontrolnej.[61]

PRODUKCJA CHORÓB UMYSŁOWYCH

Choroba umysłowa jest obecnie klasyfikowana i diagnozowana zgodnie z „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders”, Fourth Edition („DSM–IV”) („Diagnostyczny i Statystyczny Podręcznik Chorób Umysłowych”, IV wydanie). Interesujące, że w roku 1840 istniała tylko jedna klasyfikacja problemów umysłowych jako idiotyzm/choroba umysłowa.[62] Cztery dekady po powstaniu Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego (American Psychiatric Association; w skrócie APA) liczba kategorii wzrosła do siedmiu: „mania”, „melancholia”, „monomania” (irracjonalne skoncentrowanie na jednym przedmiocie), „porażenie postępujące” (kiła trzeciorzędowa – kiłowe zmiany w mózgu), „demencja”, „dypsomania” (alkoholizm – napadowe opilstwo) i „epilepsja”.[63]

Wiseman zauważa, że psychiatria praktykuje zmiany definicji chorób. Przed powstaniem Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychiatrycznego choroba oznaczała możliwe do zaobserwowania zaburzenia ustroju: infekcję, raka narządu, zapalenie płuc. Psychiatrzy zapoczątkowali praktykę stwierdzania choroby, której istnienie przypuszczali, zamiast nadać nazwę obserwowanemu zachowaniu. W ten sposób powstało przekonanie, że pacjent musi być chory, ponieważ zachowuje się irracjonalnie. Tak więc uznali zachowanie za objaw i wywnioskowali, że musi on być spowodowany chorobą.[64]

Wiseman komentuje, że psychiatria spędziła poprzednie stulecie na uzasadnianiu swojej pozycji.[65] Jednak nie znaleziono uszkodzenia mózgu ani żadnego zmutowanego połączenia nerwów; nie odkryto też żadnego dowodu genetycznego, nawet po powstaniu nowych technologii. Usiłując usprawiedliwić swoją pozycję psychiatrzy często wysuwają pseudonaukowe wyjaśnienia, takie jak to, że „depresja jest spowodowana brakiem równowagi chemicznej w mózgu”. Hipoteza ta jest całkowicie niesprawdzalna, ponieważ jest rzeczą niemożliwą dokonanie pomiarów związków chemicznych w mózgu osoby żyjącej bez jej zabicia lub uszkodzenia w celu zweryfikowania lub uznania tej hipotezy za nieprawdziwą. Ale to oczywiście nieważne – ostatecznie brzmi imponująco!

W roku 1933 psychiatrzy opracowali pierwszy standardowy podręcznik klasyfikacji chorób umysłowych. Został on nazwany „Standard Classified Nomenclature of Disease” („Standard klasyfikacji nomenklatury chorób”). Pierwszy „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders” („Diagnostyczny i Statystyczny Podręcznik Chorób Umysłowych”) APA opublikowało w roku 1952. Liczba zaburzeń umysłowych urosła już wówczas do 112.[66] W roku 1968 ukazało się wydanie poprawione „DSM–II” i zawierało już 163 choroby umysłowe.[67] Komentarze w podręczniku ujawniają, że choroby zostały ustalone przez komitet, który głosował nad tym, czy dane choroby w ogóle istnieją.[68] „DSM–III” został opublikowany w roku 1980 i dodano w nim następnych 61 chorób, tak więc ich ogólna liczba wyniosła 224.[69] W roku 1987 podręcznik został ponownie zrewidowany i ogólna liczba chorób umysłowych zwiększyła się w „DSM–III–R” do 253.[70] „DSM–IV” wydano w roku 1994 i ogólna liczba chorób umysłowych wzrosła obecnie do 374.[71]

Psychiatra Al Parides, widząc, jak głosowano nad chorobami, ustalając, czy one istnieją, czy nie, w zależności od przewagi poglądów w danym dniu, zauważył, że ten podręcznik nie był wcale naukowym podręcznikiem, ale majstersztykiem manewrów politycznych. Komentując to stwierdził, że problemy dnia codziennego obrócono w problemy psychiatryczne.[72]

L.J. Davis podał zwięzły komentarz w artykule ogłoszonym w magazynie „Harper’s”:[73] „Według „Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders”, Fourth Edition (powszechnie znanego pod nazwą „DSM–IV”) życie ludzkie jest formą choroby umysłowej”.[74] „DSM–IV” uznał za patologię niemal każdy aspekt ludzkiego zachowania i oczywiście każdej „anomalii” towarzyszy odpowiedni kod na liście (billing code).

Paula Caplan, psycholog z komitetu „DSM–III–R”, zaobserwowała, że główni gracze w kompilacji podręcznika ignorowali całą masę badań naukowych i byli również obojętni na krzywdę wyrządzaną pacjentom z powodu kategorii, którym podporządkowano choroby w podręczniku. Pani Caplan uważa za trudne pogodzenie tych motywów z rzekomym altruizmem.[75]

Al Parides stwierdza: „To, co zrobili, to medykalizacja wielu problemów, które nie mają przyczyn biologicznych”.[76]

Wiseman zauważa, że choroby są fabrykowane.[77] Słownik Webstera definiuje „fikcję” jako „wszystko, co jest wymyślone lub wyobrażone”. Wiseman wyraża zdecydowane przekonanie, że wymyślanie chorób umysłowych jest to praktyka psychiatryczna. Podaje jako przykład Zespół Niedoboru Uwagi (Attention Deficit Disorder; w skrócie ADD lub ADHD). Mówi on, że jest prawdą, iż psychiatria nie wymyśla zachowań; jednak kiedy grupa psychiatrów pakuje zachowania i emocje do jednego worka i przydziela nazwę takiemu zachowaniu, wówczas jest to wymyślona jednostka. Jest to również wymyślona rzeczywistość, mówi Wiseman, ponieważ nie istniała przedtem.

Zawsze było prawdą, że niektóre dzieci i dorośli są bardziej aktywni niż inni lub że ich uwaga ma tendencję do błądzenia z powodu krótkiego okresu skupienia uwagi. Do XX wieku rodzice i nauczyciele po prostu przyjmowali istnienie takich dzieci jako zjawisko życiowe. Rodzice uważali, że dzieci, jak dorośli, uczą się zmieniać swoje zachowania z upływem czasu.[78] Jednak psychiatrzy są zdania, że z tymi dziećmi dzieje się coś złego. W ich mózgu są jakieś niejasne, niewytłumaczone defekty i identyfikowano pewne zachowania, twierdząc, że każde dziecko które okazuje takie zachowanie, cierpi na ADD. Wiseman podkreśla po raz kolejny, że jest to sztuczne tworzenie rzeczywistości.[79]

Brak dowodów, że mózgi tych dzieci są w jakikolwiek sposób odmienne od mózgów innych dzieci. Rodzice i dzieci sądzą, że dziecko jest zdrowe, dopóki nie wejdą do gabinetu psychiatry. Kiedy z niego wychodzą, myślą, że dziecko jest nienormalne. Wiseman komentuje: „…rzeczywistość się nie zmieniła. Dziecko jest nadal takie same”.[80] Co się zmieniło, to odbiór dziecka przez rodziców, którzy postrzegali je dotąd jako normalne dziecko, a teraz jako chore, które ma specjalne potrzeby. Jako normalne dziecko byłoby tolerowane i z wszelkim prawdopodobieństwem wyrosłoby na normalne, gdyby nie przywiązywano zbyt dużej wagi do sytuacji; ale teraz dziecko będzie traktowane inaczej przez rodziców, nauczycieli i inne dzieci i w końcu samo zacznie widzieć siebie jako inne od pozostałych. Będzie teraz brało latami leki i będzie traktowane jako ograniczone przez swoją kondycję.[81] Jedyną różnicę w obu sytuacjach stanowi wymyślona rzeczywistość ADD. Tymczasem brak jakiegokolwiek dowodu, że taka choroba w ogóle istnieje.[82]

ALTERNATYWY DLA PSYCHIATRII

Okazuje się, że takie środki, jak medytacja transcendentalna (MT) oferują duże korzyści, zarówno w leczeniu, jak i w zapobieganiu chorobie. Skuteczność MT została udokumentowana w licznych opublikowanych badaniach prowadzonych w ponad 100 instytutach badawczych – jednak profesjonaliści nadal trzymają się kurczowo przestarzałych metod.

W pewnym badaniu prowadzonym na weteranach wojny w Wietnamie leczonych w ramach Vietnam Veteran’s Outreach Program weterani zostali losowo przydzieleni do programu MT lub psychoterapii (do typu, jaki prowadził dany terapeuta – terapia behawioralna, egzystencjalna, kognitywna, somatyczna lub psychodynamiczna). Stan weteranów, którzy nauczyli się techniki MT, poprawił się znacznie z punktu widzenia psychologii i socjologii, włączając w to zmniejszenie niepokoju, depresji, bezsenności i nadużywania alkoholu, podczas gdy stan uczestników programu poddanych psychoterapii nie poprawił się. Uczestnicy MT wykazywali również szybszy powrót do normy po doznaniu stresujących bodźców w postaci wytworzenia nawyku odpowiedzi rezystancyjnej skóry.[83]

W innym badaniu, prowadzonym przez okres ponad 12 miesięcy, więźniowie z zakładu o najwyższym stopniu bezpieczeństwa praktykujący MT zostali porównani z więźniami poddanymi czterem innym rodzajom leczenia, włącznie z doradztwem psychologicznym, leczeniem z nadużywania narkotyków i 21 personalnymi programami rozwoju. Grupa MT osiągnęła znaczną poprawę w zakresie samorozwoju i zmniejszenia objawów patologicznych, podczas gdy żadna z czterech innych grup poddanych leczeniu nie wykazywała znaczących zmian w porównaniu z grupą kontrolną. Podczas trzech i pół roku odsetek recydywy (to znaczy ponownego popełnienia przestępstwa i powrotu do więzienia) w grupie MT był znacząco niższy niż w pozostałych czterech grupach.[84]

WNIOSKI

Jeśli twoje zachowanie jest niezwykłe lub jeśli zdiagnozowano cię jako osobę „umysłowo chorą”, powinieneś być bardzo ostrożny i brać pod uwagę fakt, że dyscyplina, która to stwierdziła, nie jest nauką ani nie może wyleczyć cię z tego stanu. Najlepsze, co może ci zaproponować, to lata lub być może całe życie na lekach psychotropowych, które powodują straszne skutki uboczne lub mogą spowodować uszkodzenie mózgu w imię przyniesienia chwilowej ulgi w depresji. Nie masz nic do stracenia, próbując takich sposobów leczenia, jak medytacja transcendentalna lub Maharishi Ayurveda, które jeśli cię nie wyleczą, to przynajmniej cię nie zabiją. Co więcej, psychiatria i leczenie farmakologiczne są procesem samonapędzającym się.

Należy też ostrzec przed leczeniem za pośrednictwem terapii bezlekowych. Tak zwane rozmowy terapeutyczne nie są bardziej skuteczne ani oparte na podstawach naukowych niż leczenie środkami farmakologicznymi lub ECT. Jak widzieliśmy na przykładzie badania przeprowadzonego przez McCord, takie terapie mogą w rzeczywistości przynieść skutki odwrotne do zamierzonych. Co więcej, badanie, w którym wynajęty aktor mówił na podstawie skryptu opisującego normalnego człowieka, w którego zachowaniu przytłaczająca większość ekspertów od zdrowia psychicznego znalazła objawy patologiczne przy ich rzeczywistym braku, wskazuje, że osoby zaangażowane w tę profesję przyjmują, że patologia istnieje nawet przy braku podtrzymujących to mniemanie dowodów.

Dalszy dowód mamy w postaci „DSM”, gdzie liczba chorób umysłowych wzrasta z każdym wydaniem i gdzie wszystkie rodzaje zachowań kiedyś akceptowane jako normalne (na przykład chrapanie) są obecnie opisywane jako choroby umysłowe. Wskazuje to jednoznacznie, że psychiatria jest dyscypliną działającą w sposób, który można nazwać sztuką dla sztuki. Czas najwyższy, aby społeczeństwo zakwestionowało bona fides psychiatrii.

Najbardziej niepokojące ze wszystkiego jest to, że psychiatria rzadko w sposób poprawny przewiduje niebezpieczne zachowania i że każdy z nas może utracić nasze ludzkie prawa tylko na podstawie zgody wyrażonej przez przedstawiciela zawodu nie mającego żadnych podstaw naukowych!

Wydaje się, że zarówno psychiatria, jak i psychologia, w rzeczywistości uciekają od prawdy.

Autorka: Rochelle Macredie
Tłumaczenie: Elżbieta Strózik
Źródło: Nexus

O AUTORCE

Rochelle Macredie posiada dyplomy w dziedzinie Sztuki, Nauki i Prawa i praktykuje prawo kryminalne w sektorze publicznym Nowej Południowej Walii. Jest rzeczniczką medytacji transcendentalnej jako szybkiej i dobroczynnej metody pokonywania problemów i stresów, jakie niesie życie.

Źródło: http://wolnemedia.ne...ie-psychiatrii/

Użytkownik Sventer edytował ten post 24.01.2013 - 20:56

  • 0



#24

frosti.
  • Postów: 654
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jak to mówią psychiatrzy: "są ludzie chorzy psychicznie i ci którzy są jeszcze niezdiagnozowani".
  • 1

#25

Sventer.
  • Postów: 241
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@Tytus84

Ja już z Tobą nie rozmawiam, nie potrafisz merytorycznie konwersować więc nie będę dalej tracił czasu na Twoje wywody. Dorzucam coś do tematu co oczywiście jest "bzdurą" dla Ciebie, ale to jest fakt. Coś co ma być miejsce gdzieś teraz na świecie. Elektrowstrząsy to moim zdaniem chore rozwiązanie, próba leczenie umysłu środkami siłowymi zamiast skutecznej terapii.


Elektrowstrząsy. Myślisz, że to przeszłość?

Czy znany jest naukowy mechanizm tego jak przepuszczenie przez głowę prądu ma leczyć?
Elektrowstrząsy to stosowana przez psychiatrię metoda polegająca po prostu na przepuszczeniu przez mózg silnego prądu elektrycznego. Pod względem naukowym nie jest znany mechanizm, w jaki coś takiego ma być lecznicze. Natomiast jest wiadome, że taki szok elektryczny powoduje napad drgawkowy i czasową utratę pamięci. Osoba, która właśnie została potraktowana elektrowstrząsami jest przywożona na wózku inwalidzkim drżąca i przeważnie nieprzytomna.

Słynna scena ze znakomitego filmu „Lot nad kukułczym gniazdem” pokazuje jak wyglądają elektrowstrząsy:

http://www.youtube.com/watch?v=DCUmINGae44

Dziś psychiatrzy, przed porażeniem głowy pacjenta prądem, podają dodatkowo środki zwiotczające mięśnie, aby ciało pacjenta nie „rzucało się” tak np. powodując kompresyjne złamanie trzonów kręgosłupa. Jednak zmianie nie ulega to, co elektrowstrząsy robią z mózgiem osoby poddanej elektrowstrząsom… Jest to porażanie mózgu, co powoduje czasową niepełnosprawność mózgu – głównie utratę pamięci (przeważnie czasową).

Elektrowstrząsy porównałbym do przywalenia komuś młotem w głowę. Też spowodować to może szok i czasowe zapomnienie o problemie emocjonalnym, który osobę trapił, bo górę bierze potrzeba w ogóle przeżycia tego uderzenia w głowę. Ale z czasem gdy osoba dojdzie do siebie i przypomni sobie jakie problemy życiowe ją trapiły, smutek wróci, bo młot nie zrobił nic aby te problemy życiowe rozwiązać…


Myślisz, że elektrowstrząsy to przeszłość lub są aplikowane „bardzo ciężkim przypadkom psychiatrycznym”?
Ciężkim? Obecnie chyba najczęściej elektrowstrząsy aplikuje się osobom z diagnozą „depresja”. Mimo, że, jak już to opisałem w artykule o depresji, nie ma dowodów, że przyczyną depresji jest jakaś nieprawidłowość działania mózgu.
Być może psychiatria twierdzi, że elektrowstrząsy są skuteczne na smutek życiowy, ponieważ szok i czasowa utrata pamięci wywołane porażeniem mózgu, sprawiają, że osoba porażona na jakiś czas przestaje myśleć o problemie, który powodował smutek…

Innym przykładem na to, co psychiatrzy wyprawiają z ludźmi, jest niedawna głośna sprawa elektrowstrząsów na „uzależnienie od Internetu”:
http://www.tvn24.pl/...,wiadomosc.html


Jak w ogóle psychiatria wpadła na pomysł przepuszczania prądu przez głowy pacjentów?
Poniższy film (i jego tłumaczenie na j. polski) powinny rzucić trochę światła na historię tego jak psychiatria wpadła na pomysł przepuszczania przez mózg silnego prądu:

http://www.youtube.com/watch?v=HeCmLXpWkT4

Tłumaczenie:

Elektrowstrząsy.

W 1938 roku, włoski psychiatra Ugo Cerletti był świadkiem, jak w rzeźni ogłuszano świnie za pomocą szoku elektrycznego, co następnie ułatwiało rzeźnikom podrzynanie świniom gardeł.

Zainspirowany Cerletti zaczął eksperymentować na świniach.
Następnie zdecydował się spróbować na ludziach.

Świadek pierwszej ofiary Cerlettiego wspomina krzyk pacjenta:
„Nie chcę już!”
Creletti odpowiedział zwiększeniem napięcia elektrycznego.

Tak narodziły się elektrowstrząsy.

Przez następne kilka dziesięcioleci , pacjenci przechodzący elektrowstrząsy łamali zęby, szczęki, kręgosłupy, miednice z powodu powstałych silnych drgawek.

Później zaczęto dodatkowo stosować środki rozluźniające mięśnie, ale to nie wyeliminowało uszkodzeń.

Napięcie w gniazdkach w USA to 120 woltów, w Europie 230 woltów.
Elektrowstrząsy to 480 woltów elektryczności.

Tortura:
- Zadawanie silnego bólu
- Dręczenie ciała lub umysłu

Dlaczego rażenie prądem więźniów w Guantanamo uznaje się za tortury? A psychiatryczne elektrowstrząsy nie?

Spójrzmy na tą maszynę zbudowaną do symulacji przepływu prądu przez mózg i czaszkę. Oto jak 480 wolt elektryczności przepływa przez mózg. [zobacz materiał wideo]

Elektrowstrząsy powodują:
- trwałą utratę pamięci
- upośledzenie funkcji poznawczych/zaburzenia funkcji poznawczych
- napady padaczkowe
- śmierć

Według danych „Amerykańskiego Narodowego Zdrowia Psychicznego” („National Mental Health America”) 100 tysięcy osób jest poddawanych elektrowstrząsom każdego roku na terenie USA.

Do tego grona zaliczają się osoby starsze, dzieci, kobiety w ciąży.



Dlaczego elektrowstrząsy nadal są stosowane w psychiatrii?
Społeczeństwo nie jest świadome tego, co psychiatria wyprawia i że psychiatria nie ma na te działania podstaw naukowych… Jednak wielu naukowców, a także ofiar psychiatrii odważnie przeciwstawia się ciemnocie w psychiatrii. Funkcjonuje m. in. witryna interentowa na rzecz zaprzestania elektrowstrząsów – http://endofshock.com/, a osoby zaangażowane w te działania to m. in. prof. John Breeding.

Wypowiedź prof. John’a Breeding’a na temat elektrowstrząsów:

http://www.youtube.com/watch?v=RFxVA2qG47M

Załączam dwa materiały wideo z świadectwami osób, które na własnej skórze niestety doświadczyły elektrowstrząsów wraz z psychiatryczną etykietką:

http://www.youtube.com/watch?v=WBBtH14jEPI

http://www.youtube.com/watch?v=BdEVug33gEk

Źródło: http://opsychiatrii....lektrowstrzasy/





I tutaj mam prośbę do któregoś z użytkowników powyższe 3 filmiki są po angielsku, czy byłby wstanie ktoś to przetłumaczyć. Myślę, że materiał jest wart uwagi. Mój angielski jest niestety ograniczony do tego stopnia, że nie byłbym wstanie sam tego zrobić.

Dorzucam jeszcze ciekawy wywiad z osobą, która była u psychiatry.

Wywiad z anonimowym znajomym. Trochę prawdy uchwyconej tak, jak opowiedziana.
Wywiad z anonimowym znajomym, który kiedyś zażywał antydepresanty, a obecnie nie zażywa, znalazł porządną pracę i… nie jest u niego tak źle Dołączona grafika Przepraszam za formę wywiadu, ale uznałem, że będę cytował dokładnie co znajomy odpowiadał. Myślę, że wyszło bardzo ciekawie Dołączona grafika Ma chłopak talent do ciekawego opowiadania – nie to co moje przynudzanie Dołączona grafika

Wywiad przeprowadzony 6 stycznia 2010 roku.
Dawid kolorem czerwonym, a anonimowy znajomy kolorem fioletowym.

Jak się zaczęła Twoja przygoda z psychiatrią?


Któregoś dnia poszedłem do kibla się wysrać. Byłem wtedy w pracy. To było przed maturą. Nie miałem papieru i gazetę wziąłem. I był tam artykuł o nerwicy. To chyba był Super Express, ale nie jestem pewny. W każdym razie jedna z tych głupich gazet.







I tam wiesz, było tam zdjęcie. Było przedstawione, to pamiętam – jakiejś babki, która była mocno wkurwiona. No i tam było opisane, no takie wiesz – objawy, z którymi ja się identyfikowałem. No i co – no i były adresy psychologów. Zadzwoniłem, zapisałem i poszedłem. A ten mnie, nie pierwszego dnia, tylko kilka dni później, na następnym spotkaniu zaprowadził mnie do psychiatry – na Nowowiejską. Gościu sam z problemami chyba był.


Zaprowadził, a tamta stwierdziła nerwice natręctw i dała mi leki. No i chyba jeszcze pamiętam jakie – dwa mi dała: Deprexetin i Doxepin. Musiałem zapłacić z 60 zł za wizytę.

Czy byłeś zadowolony z tych wizyt?


Na początku tak. Później coś ona dała mi do zrozumienia że ona mnie nie będzie wysłuchiwała, tylko mi leki będzie przepisywać. Może nie powiedziała tego wprost, ale dała mi to do zrozumienia. No to ja stwierdziłem, że po co mam płacić 60 zł za wizytę, skoro ja mogę w rejonie za darmo.

A czy korzystałeś może z psychoterapii lub jakichś spotkań na grupach?

No tak. Ten sam psycholog mnie zaprowadził na psychoterapię.

No i pomagało Ci to (te psychoterapie)?

<Znajomy zastanowił się, nie wiedział co powiedzieć, ale w końcu powiedział:>

Trochę coś tam na pewno pomogła, ale w większości to musiałem sam dochodzić.

Dziś nie używasz już antydepresantów…

No, gdzieś tak od 3-4 lat.

Jak zdecydowałeś się nie korzystać już dalej z nich?


Jak lekarz któregoś dnia zapisał mi leki, a ja go się zapytałem jak długo ja mam brać te leki, że ja nie chcę przez całe życie być na lekach. On coś odpowiedział – wymienił jakiś okres. Ja mówię „tak długo?”.
Ja później się z nim kilka razy widziałem, powiedziałem mu, ze już nie biorę i nie mam zamiaru. A on na to „Dlaczego?”. Odpowiedziałem mu, że nie ma leku na miłość, lek nie zastąpi Twoich potrzeb, nie da pracy.







Na pewno szkoda, ze tak późno się zorientowałem, ze psychiatria to jest… no może komuś zniszczyć życie. No w sensie, że ograniczone już ma.







No i jeszcze Ty mnie uświadamiałeś o tej psychiatrii. I to przyspieszyło raczej, przyspieszyło moje rzucanie leków. Tylko, że nie można leków rzucać nagle, tylko trzeba stopniowo.

No więc odstawiłeś psychotropy, ale jak sobie radziłeś w życiu?


Przeczytałem ze trzy książki takie można powiedzieć, że to psychologiczne, ale nie do końca. Znaczy psychologiczne – może poradniki takie jakieś.
No o i coś tam dla siebie z tych książek wziąłem, nie?
Stosowałem afirmację.


Ja nawet nie wiem co to jest.

Powtarzasz sobie coś pozytywnego, możesz i negatywnego – będziesz sobie powtarzał, ze jesteś „chujem”, to będziesz w końcu chujem.
No to głównie chodzi o podświadomość – że niby w to świadomie nie wierzysz co tam sobie pierdolisz, ale po jakimś czasie, jeśli będziesz sobie powtarzał dosyć często powtarzał, to świadomość oszukasz i w końcu będziesz wierzył w to co sobie powtarzałeś. Może jakiś przykład: Uważałeś siebie, że jesteś nieatrakcyjny, ale mówiłeś sobie że jesteś fajnym facetem, podobam się kobietom. To było z książki „Bogać się kiedy śpisz”.







Żeby ktoś tego źle nie zrozumiał, że np. ktoś jest niezadowolony, że nie umie latać i będzie sobie pierdolił że umie latać – musi być to w miarę takie realne.

Obecnie masz porządną poważną pracę.

Przestań, porządną pracę, są fajniejsze prace. Tylko trzeba mieć kwalifikacje na te prace. Ze mną nie jest jeszcze tak… być może stracę pracę i mogę wrócić do punktu wyjścia.

No dobra, ale lepsza to praca niż mają przeważnie Ci, co z psychiatrią mieli do czynienia w roli pacjentów…

Kolega pracował w Biedronce – Jego kierownik zarabia 6000 tys. i co w porównaniu do moich zarobków, bo mówisz że ja dobrze zarabiam. Zawsze się znajdzie ktoś kto będzie lepiej zarabiał. No może nie zawsze, ale…

Ale porównując Twoją sytuację zawodową do innych osób które miały do czynienia z psychiatrią, to chyba nie jest tak źle.

No tak.

Tak na koniec jakbyś mógł jeszcze parę słów o warszawskich klubach dla os. z diagnozami psych., bo przecież tam się poznaliśmy i widywałem Cie w dwóch z tych klubów.

Ja byłem chyba w trzech, ale głównie w Fontanie, bo skoro w tych pozostałych byłem tylko na chwilę. Właściwie to czterech. Na Żytniej (na Woli), na Bródnie, Na Pradze i Warszawki Dom pod Fontanną. No ale co z tego. Na tej Pradzie chcieli mnie tam zapisać, ale traktowali mnie jak , coś chciałem tam z internetu skorzystać, to poczułem że jestem jakimś tam… no… jakiś tam upośledzony. No bo tam wiesz – w porównaniu ze mną to tam było dużo osób takich upośledzonych.

Dołączona grafika



Dokładnie tak – do takich klubów, jak tam na Żytniej, to raczej chodzą ludzie tacy… trochę przymuleni, którym niewiele pozostaje…

…niewiele trzeba do szczęścia







Ja mogę powiedzieć coś więcej o Fontanie; że tam są niektórzy ludzie, z którymi można pogadać, ale są też tacy, że…

No była tam taka jedna fajna dupa – wiesz taka jedna młoda – wiesz o której mówię nie?

Edyta?

Tak.

<nastąpiła krótka rozmowa o Edycie, która to rozmowa wykracza poza temat tego wywiadu Dołączona grafika >

Nie, na początku to mi się podobało tam, bo na początku nie było internetu (nie miałem internetu), to można było sobie na internecie posiedzieć, udało mi się tam na takie kursy, …tam Windows, takie podstawy informatyki, chodziłem na początku jako wolny słuchacz, ale ktoś tam się wykruszył, więc na dwa równocześnie chodziłem. To były takie powiązane kursy. Na dwa zapisałem się…







Dzięki temu Domowi, to coś na pewno z komputerem, bo byłem laikiem. Teraz już… Też jestem, ale już nie tak, jak byłem. Wtedy nie miałem jeszcze komputera.

A to w domu nie mieliście kompa?

Nie.
Wtedy jeszcze nie mieliśmy komputera, dopiero braciak kupił komputer w którymś tam roku. Nie poczekaj – był jakiś komputer, ale stary Atari, nie…


Commodore?

Nie, Amiga. Komputer – no komputer, ale co z tego, jak ja na nim tylko grałem.







No i głownie tam później przychodziłem na internet
A jak zaczęli ograniczać dostęp do internetu, to ja zaraz rzadziej chodziłem.

Ja też do Domu Pod Fontanną przychodziłem głównie na internet, bo nie miałem kasy na internet w domu. Ale się buntowałem żeby nie być w roli takiego pacjenta, w której to roli oni chcą mnie widzieć, że mam przynieść zaświadczenie od psychiatry, że jestem „chory psychicznie”. Buntowałem się przeciwko temu, dlatego nigdy oficjalnie nie byłem członkiem WDPF, tylko zawsze „jechałem” jako gość, aż mnie stamtąd wyjebali za brak statusu członka…

Ja sobie te zaświadczenie to załatwiłem. Dałem im.



Ja jeszcze coś powiem:







Ostatnio zadzwoniła do mnie z tego domu jedna pracownica, że zapraszają mnie na Wigilię. Ja odpowiedziałem, …już nie pamiętam dokładnie, ale powiedziałem im, że oni…, ja nie czuję się ani gorszy od tej osoby co z nią rozmawiałem, ani od innych co tam pracują, a z tego, co się zorientowałem, to Ci pracownicy traktują tak, jakbym miał być w szpitalu, jak jakiegoś obłąkanego.
Szkoda, że nie dałem im takiego przykładu: skoro ja jestem chory, to tam każda osoba jest chora, bo nie wierzę, ze żadna osoba z tamtych osób co tam pracuje, nie miała jakichś tam złych dni, gorszych dni. Każdy ma, nawet prezydent ma lepsze i gorsze dni. To skoro ja jestem dla niech chory, to wtedy każdy człowiek jest chory.







Tam jeszcze ta… dyrektorka podobno, bo jakieś dziewczyny tam mi się spodobały – pracownice, ale podobno dyrektorka nakaz dała, żeby się nie umawiały z…, nie wiem jak to nazwać… – „podopiecznymi”? Ale ja się nie czułem jako podopieczny, ja tam nawet mogłem jako wolontariusz raczej pracowac, niż w tej roli co jestem…







Ogólnie mówiąc, to tam przez pracowników jest się… Jest relacja pacjent-lekarz – coś takiego. Tak traktują tam.

No tak. No ale cóż mają zrobić, skoro pewnie takie zasady mają. Generalnie to zwykli ludzie raczej unikają takich, co z diagnozą paradują.

Dobra damy jeszcze jakąś radę dla tych, co chcą… Znaczy nie wiem, czy chcą… Chodzi o to, że raczej lepiej nie paradować z tym że jest się członkiem WDPF lub, że się chodziło do psychiatry.







No bo to raz że z pracy można wylecieć, no i można źle być odebranym. Znaczy nie odebranym, tylko w społeczeństwie można być… Nie, no trochę przesadzam, ale… Lepiej się nie przyznawać na rynku zawodowym. Jeżeli coś ktoś z psychiatrią miał ktoś do czynienia.







Jak najdalej od psychiatrii. No chyba ze to już będzie naprawdę ostateczność – nie wiem: więzienie, to może i można…

I co… To wszystko tak?

<pokiwał głową>

<Po chwili milczenia>

Jeszcze chciałem coś powiedzieć:







Ostatnio z takim znajomym rozmawiałem, ze to chodzi o to że trzeba być takim trochę cwaniakiem. To on mi trochę powiedział… To trochę trzeba być tym cwaniakiem, bo inaczej się przegra. A jego syn jest taką fajtłapą, ma problemy z psychiatrią. I oszukuje, tak jak Ty…

Ja się o diagnozę psychiatryczną nie prosiłem, sam nie zgłosiłem się do psychiatry, tylko mnie siłą zabrali. Opierałem się przed rentą, przez co nawet mi zrobili proces o ubezwłasnowolnienie, bo nie chciałem podpisać wniosku o rentę…

Ja uważam, iż Państwa… – czy… Państwo Polskie, mają… Takie osoby z problemami psychicznymi… Nie wiem to pewnie jeszcze zależy…, bo tam są pewnie takie osoby, co trudno im funkcjonować… Ale dla tych, co mogą funkcjonować, to nie powinno być renty, tylko pomoc Państwa w organizacji pracy, bo osoby mają sprawne ręce, sprawne nogi, mogą robić, nie ważne co mogą: – nawet lepić bałwana. Ja rozumiem, że są ludzie…





Na przykładzie tego znajomego – po prostu tak oszukuje, Boże! Normalnie może zarabiać, tylko że mamusia z tatusiem mu załatwili rentę, to tak mu dobrze, że nawet nie chce się tej renty pozbyć, chociaż mógłby normalnie pracować.

Dołączona grafika



<Później dodane:>

Ja jeszcze mogę dodać, że ja teraz mam bardzo mało czasu i nie mam czasu na jakąś tam depresję. To chodzi o to, że jak ktoś ma za dużo czasu i nie wie co z tym czasem zrobić i w tym wypadku nic nie robi, to jest bardzo krótka droga do depresji. Np. jak ktoś ma za dużo wolnego czasu, to lepiej żeby się jakimś sportem zajął – na depresję pomaga ruch., ale nie tylko – są różne zajęcia – np. haftowanie, może być przybijanie gwoździ młotkiem – ważne żeby się czymś zająć. Wiem, że to się łatwo mówi, ale trudniej wykonać. To co teraz powiedziałem to nie tylko jest jakieś tam moje doświadczenie, tylko wiem to z wykładów. W szkołach, jak ktoś jest cwany, są takie darmowe wykłady przez psychologów prowadzone, jak ktoś jest cwany, to można iść jako student się wbić i wątpię, żeby nauczyciel wyrzucił, bo na wykłady z reguły dużo ludzi nie chodzi.

Koniec wywiadu… Dla tych, którym się podobało, to informuję, że wywiad jest AUTENTYCZNY (nie wyimaginowany przeze mnie…) i znajomy pewnie przeczyta Wasze komentarze, a nawet może Wam coś odpisze. Dołączona grafika Zobaczymy.
Tymczasem zapraszam do lektury innych artykułów na tej stronie. Niebawem planuję publikację autoryzowanego wywiadu z jednym z prominentnych psychiatrów polskich. Zapraszam również do dołączenia do społeczności na forum na tej stronie – chciałbym żeby było to miejsce „dobrego słowa” i wsparcia wzajemnego osób z problemami Dołączona grafika .

Pozdrawiam
Dawid

Źródło: http://opsychiatrii....m-styczen-2011/



Użytkownik Sventer edytował ten post 25.01.2013 - 07:17

  • 0



#26

Grumkin.
  • Postów: 58
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Widzę, że tradycja forum wiecznie żywa. Rzućmy trzy odizolowane przypadki i traktujmy je jak niezaprzeczalny dowód naszej tezy :P Liczy się statystyka, nie takie rzewne kawałki, bo na te parę osób przypada kilkaset, którym psychiatrzy pomogli. Też mógłbym wrzucić kilka filmików, które potwierdzą moją tezę, tyle że to jest chwyt do którego się nie lubię uciekać z szacunku do siebie. i czytelników. Podejście do elektrowstrzasów ewoluowało przez dziesięciolecia, metoda była ulepszana. Twoimi nieumotywowanymi niczym, oprócz nieumiejętności oceny prawdopodobieństwa i niechęci do weryfikacji źródeł, twierdzeniami, oskarżasz w zasadzie wszystkich psychiatrów o to, że są albo bandą psycholi, albo idiotów. Przyzmasz chyba, że to mało poważne i mało prawdopodobne.

A, ten koleś co to niby jest wielkim autorytetem, nie jest nawet psychiatrą:P No, ale oczywiście jest niezależnym ekspertem, który wszakże ma na pewno na poparcie swoich teorii liczne dane i publikacje naukowe. A może nawet jakieś badania kliczniczne. Prawda? :P

Nie cytujemy postu, jeżeli post na który odpowiadasz jest bezpośrednio nad Twoim. Zwłaszcza takie ilości tekstu.

edycja:
ultimate


edycja:
Panie moderator, wszystko fajnie, ale zrobiłem to, żeby było wiadomo, do czego się konkretnie odnoszę. Poza tym wywaliłeś w ten sposób 3/4 mojej wypowiedzi, która była pomiędzy cytowaniami. Także, jeżeli się da to proponuję to przywrócić, a jak nie to gratuluję skuteczności w wywalaniu nie tego, co trzeba.

Svert
Produkujesz całkiem niezły lolkontent, szkoda tylko, że od razu przeszedłeś do wyzywania dyskutujących od pachołków przemysłu farmaceutycznego. Konkretnie może odpowiem później.

Użytkownik Grumkin edytował ten post 25.01.2013 - 19:58

  • 1

#27

Tytus84.
  • Postów: 220
  • Tematów: 1
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Jak na mój gust bombardowanie przeciwnika stronami bzdurnych tekstów też nie podchodzi pod merytoryczną konwersację.


Dzięki stary :) Dokładnie to sobie pomyślałem widząc kolejną ścianę tekstu. Tyle że mi się nie bardzo chce komentować kolejne "dowody" przedstawione powyżej. Cokolwiek bym napisał, to koleś wrzuci kolejny przeklejony artykuł z neta, gdyż sam zapewne styczności z psychiatrą bądź jego pacjentami - podejrzewam że nie miał. Poza tym jak zobaczyłem fragment z "Lotu..." jako pokaz "jak wyglądają elektrowstrząsy" to straciłem nadzieję że w tym wielkim copy/paste może znajdować się coś wartościowego; to tak jakby dyskutować o możliwościach podróży kosmicznych i wklejać Enterprise'a osiagającego warp 9. Tak to jest jak ludzie mylą fikcję z rzeczywistością.

Użytkownik Tytus84 edytował ten post 25.01.2013 - 14:37

  • 1

#28

Mischakel.

    Ataman

  • Postów: 762
  • Tematów: 17
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

No z tymi tonami tekstu to faktycznie Sventer, przystopuj :D Bo nie idzie czytać tematu.
  • 0

#29

Sventer.
  • Postów: 241
  • Tematów: 37
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Odpowiadając na Wasze oszczerstwa

Naj­pierw Cię ig­no­rują. Po­tem śmieją się z Ciebie. Później z Tobą wal­czą. Później wyg­ry­wasz.


Informacje, której tutaj zamieściłem są wiarygodnym źródłem, ponieważ większa część tego to relacje bezpośrednich ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z psychiatrią, dlatego w pełni mam prawo podawać to jako dowody. Druga rzecz jest taka iż informowanie ludzi pewnych sprawach nie jest niczym złym, co Wy próbujecie mi wmówić swoimi manipulacjami. Świadomość zagrożenia, chroni przed tego typu przypadkami jakie podałem w temacie i o jakich można poczytać w internecie, w książkach czy też nawet obejrzeć filmy na ten temat.

Uważasz, że my ludzie, wszyscy tutaj co jesteśmy mamy wyrażać zgodę na to aby kogoś pod przymusem faszerowali psychotropami czy też robili komuś elektrowstrząsy? Ja się z tym nie zgadzam ponieważ zawsze będę za człowiekiem za tym, że każdemu należy się wolność gwarantowana prawym międzynarodowym.

Swoimi wypowiedziami potwierdzacie jedną tezę iż lobby farmaceutyczne na tyle dalej jest silne i oddziałuje na społeczeństwo, jest tak to mocno zakorzenione w świadomości społeczeństwa psychiatryczne nieomylności, że stajecie się stroną konfliktu nie potrzebnie. Tutaj nie mam zamiaru z nikim wojować, tylko chciałem poruszyć temat tak często pomijany na różnych tego typu portalach, który ma ogromne znaczenie w skali naszego człowieczeństwa, naszych praw. Jeśli odrzucacie to jako wymysły to chyba sami siebie chcecie sprzedać - swoje prawa.

Jeśli na tyle jesteście cwani to powiedzcie mi skąd się biorą takie inicjatywy? http://www.anty-psyc...011_%281%29.pdf

O taką pomoc proszą ludzie, szukają pomocy, bo nasze państwo tego nie zapewnia w wielu dziedzinach. Tacy ludzie są poszkodowani przez tą jakże "cudowną" psychiatrię i próbują rozwiązać problem, który się pojawił.

Jakbyście uważnie czytali moje posty to byście zauważyli, że wspomniałem o tym iż psychiatria jest potrzebna ale ma wady, które wy chcecie zakopać jako nie prawdę i wymysł. Tak jest wielu ludziom psycholodzy pomogli i za to im można podziękować ale nie można zapominać o tym, że psychiatria jest dziurawa i nie doskonała. Więc nie wiem po co wam tego typu teksty, jakaś wojna. Jak chcecie sobie wojować to proszę bardzo ale nie zemną, bo to był mój ostatni post w tym temacie. Nie będę tracił czasu na ludzie, którzy nie widzą dalej niż ekran telewizora.

Użytkownik Sventer edytował ten post 25.01.2013 - 19:21

  • 0



#30

Grumkin.
  • Postów: 58
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Odpowiadając na Wasze oszczerstwa

Które? :P Byłbym wdzięczny,gdybyś zamiast takiiej prymitywnej erystyki odpowiedział na argumenty. Ale umówmy się, nauczony doświadczeniem nie spodziewałem się niczego innego po Tobie, jak właśnie takich smiesznych uników, więc nawet za bardzo się nie zawiodłem.

Informacje, której tutaj zamieściłem są wiarygodnym źródłem, ponieważ większa część tego to relacje bezpośrednich ludzi, którzy mieli bezpośredni kontakt z psychiatrią, dlatego w pełni mam prawo podawać to jako dowody.

Owszem, ale dowody na to, że czasem psychiatrom nie wychodzi, albo że terapie miewają (niemożliwe!) działania niepożądane. A nie na to, że psychiatria to pseudonauka służąca do niszczenia ludzi :P bo wszak wypowiedzi paru osób ( z milionów leczonych) są właśnie dowodem obalającym wszelkie badania.

Druga rzecz jest taka iż informowanie ludzi pewnych sprawach nie jest niczym złym, co Wy próbujecie mi wmówić swoimi manipulacjami. Świadomość zagrożenia, chroni przed tego typu przypadkami jakie podałem w temacie i o jakich można poczytać w internecie, w książkach czy też nawet obejrzeć filmy na ten temat.

Bzdura misiu-pysiu, przed takimi (jak w pierwszym poście) zagrożeniami to chroni rzetalna edukacja na temat praw pacjenta, a nie rzucane w tonie sensacji pojedyncze sytuacje. Szczególnie, że wynikają albo z karygodnych zaniedbań, albo z totalitaryzmu państwa. Wszędzie zdażają się wypaczenia. Zresztą dość śmieszne jest to, że tak się krygujesz, że niby nic przeciw psychiatrii nie masz, tylko ostrzegasz... A potem cytujesz jakieś tendencyjne i wyssane z palca artykuły, w których ktoś próbuje na siłę udowodnić, że depresja nie istnieje. Kręcisz okrutnie. To jak w końcu jest?

Uważasz, że my ludzie, wszyscy tutaj co jesteśmy mamy wyrażać zgodę na to aby kogoś pod przymusem faszerowali psychotropami czy też robili komuś elektrowstrząsy? Ja się z tym nie zgadzam ponieważ zawsze będę za człowiekiem za tym, że każdemu należy się wolność gwarantowana prawym międzynarodowym.

Oczywiście, że w pewnych wypadkach tak. Chyba w życiu nie widziałeś schizofrenika, ani nikogo w ciezkiej depresji. Ja widziałem i to często nie sa ludzie, którzy moga decydować o swoim losie, bo de facto oznacza to skok z mostu przy pierwszej okazji, bieganie nago na mrozie albo gonienie syna z nożem w ręku. I, jakbyś miał wątpliwości, to są prawdziwe przykłady. Kiedy polskie prawo daje taką możliwość już pisałem na poprzedniej stronie.

Swoimi wypowiedziami potwierdzacie jedną tezę iż lobby farmaceutyczne na tyle dalej jest silne i oddziałuje na społeczeństwo, jest tak to mocno zakorzenione w świadomości społeczeństwa psychiatryczne nieomylności, że stajecie się stroną konfliktu nie potrzebnie. Tutaj nie mam zamiaru z nikim wojować, tylko chciałem poruszyć temat tak często pomijany na różnych tego typu portalach, który ma ogromne znaczenie w skali naszego człowieczeństwa, naszych praw. Jeśli odrzucacie to jako wymysły to chyba sami siebie chcecie sprzedać - swoje prawa.

Dorzuć jeszcze, że jesteśmy agentami NWO, albo żydowskimi, to już będzie komplet. Dawno mnie nikt o to nie oskarżył. Chyba od poprzedniego razu, jak się tu wypowiadałem :P

Jeśli na tyle jesteście cwani to powiedzcie mi skąd się biorą takie inicjatywy? http://www.anty-psyc...011_%281%29.pdf

A to pewnie stąd, że takie przypadki na pewno mają miejsce. Ba, nie ździwię się nawet, jeżeli zdarza się to często, bo swoje w szpitalach spędziłem. I to, owszem wymaga interwencji, ale uwierz mi, że wmawiając ludziom bzdury nie pomagasz. Zresztą, bądźmy szczerzy, wcale nie chcesz pomóc, tylko udowodnić światu, jacy to psychiatrzy i psychiatria są źli, leki to wynalazek sztana i w ogóle niech nikt nie chodzi do psychiatry. Nie mam pojęcia skąd w Tobie tyle strachu do tego i agresji, którą nam tu oczywiście zarzucasz, ale obiektywizmu to Ty za grosz nie posiadasz.


Jakbyście uważnie czytali moje posty to byście zauważyli, że wspomniałem o tym iż psychiatria jest potrzebna ale ma wady, które wy chcecie zakopać jako nie prawdę i wymysł. Tak jest wielu ludziom psycholodzy pomogli i za to im można podziękować ale nie można zapominać o tym, że psychiatria jest dziurawa i nie doskonała. Więc nie wiem po co wam tego typu teksty, jakaś wojna. Jak chcecie sobie wojować to proszę bardzo ale nie zemną, bo to był mój ostatni post w tym temacie. Nie będę tracił czasu na ludzie, którzy nie widzą dalej niż ekran telewizora.

Nie no, nie winnyś jak dziewica, naprawca psychiatrii. Uwielbiam, jak ludzie się tak rakiem wycofują, zaprzeczając rzeczom, które napisali kilka postów wyżej. Wojna jest dlatego, że wcale nie jesteś taki niewinny, ale co ja się powtarzam.

Zresztą dodam, że strasznie bawią mnie takie dyskusje. Tylko że nawet w tym momencie mam wrażenie, jakbym znowu rozmawiał z Muhadem, albo Erikiem, bo wzorzec jest zawsze ten sam. Może wrócili, a może któryś założył akademię trollingu? ;)

Na koniec polecam Ci książkę, która poniekąd wyjaśni Ci, skąd się biorą Twoje błedy w ocenie danych: http://gwo.pl/bookshops/book/116
  • -1


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych