No i to jest cały problem z kapitalizmem. Światu dość eksperymentów komunistycznych, ale takie postępowanie, jak produkowanie szajsowatych wyrobów jest skutkiem nawet nie żadnych spisków, a natury kapitalizmu. Kiedy różne produkty były niepowszechne, popyt i tak był, więc można było robić je trwałe. Teraz, kiedy wszyscy (z grubsza oczywiście) mają różne produkty, trzeba zmusić ich do kupowania, poprzez pogorszenie trwałości. O ile w przypadku sprzętu komputerowego czy telefonów jest postęp technologiczny, i kompa się i tak co jakiś czas wymienia, o tyle np. lodówki, pralki - tam się niekoniecznie cokolwiek zmienia w konstrukcji. Więc możnaby jak za komuny kupić jedną na ileś lat, a tak trzeba kupować co około 7. Tak ustalili producenci na pewnej konferencji w 199-którymś roku. Wyłamało się tylko Miele - tylko że jego produkty kosztują np. 6 tys. Ale chodzą, bo są dobrze zbudowane.
Zaplanowana zawodność zawsze mnie wkurzała, jest nieetyczna, zwłaszcza jak weźmiemy pod uwagę ograniczoność zasobów. Jest nieuczciwa, bo to co innego, niż np. chiński tani szajs. Tanie produkty są po prostu kiepskie, i nikt nas tu nie oszukuje - po prostu są gorsze materiały, złe wykonanie itd. Produkty z zaplanowaną zawodnością są dobre, natomiast mają celowo stworzone słabe punkty. Istnieje ktoś taki, jak inżynier słabych punktów, to bardzo dobrze opłacana profesja. Człowiek ten, ma za zadanie znaleźć miejsce w projekcie przysłanym z działu projektowego, w którym można umieścić "detonator" powodujący awarię. No i też buduje się sprzęty tak, by nic nie dało się wymienić. Mam hysia na tym punkcie i zawsze staram się reanimować sprzęt - kiedyś częściowo z powodów ekonomicznych, teraz raczej ideologicznych. Np. przez lata stosowano w pralkach silniki indukcyjne bezkomutatorowe. Nie zużywają się one praktycznie, poza łożyskami. Tymczasem teraz są tam silniki komutatorowe. Są dobre, mają dobrą moc, niską wagę, łatwo steruje się ich obrotami, ale posiadają zużywające się szczotki. U mnie zużyły się po 6 latach. Z trudem zdobyłem nowe, i to nie do swojego modelu - musiałem zeszlifować troszkę, żeby się mieściły. Jak tak dalej pójdzie to zakażą czegoś takiego (bo mnie boziu boziu mógł prąd porazić i co). Żeby było jeszcze śmieszniej, teraz "wprowadza się" do pralek silniki indukcyjne, jako nie wiadomo to jaką innowację. Która była w komuszej Polar PS663 BIO.
Jakość współcześnie produkowanych żelazek elektrycznych i odkurzaczy pozostawię bez komentarza. Paradoksalnie lepsze mogą okazać się tanie no-name'y. Ich producenci mają gdzieś spiski i wypuszczają jakiś tam - gorszy lub lepszy produkt. Jest prawdopodobieństwo, że trochę pochodzi. Znani producenci programują czas działania, do jego osiągnięcia jest rzeczywiście super, później lawina awarii.
I zawsze mam jedno na myśli - skoro Unia Jewropejska ma prawo wtrącać się w to, czym oświetlam moje mieszkanie, i czym mierzę sobie gorączkę, pod pretekstem dętych argumentów "ekologicznych" (prawdziwe noszą nazwę Philips & co. którzy zainwestowali w linie produkcyjne świetlówek), to dlaczego nie wprowadzi regulacji dotyczących informowania nabywców o przewidywanym czasie pracy urządzeń, obowiązku dostarczania części zamiennych po niezaporowych cenach (nożyk do golarki kosztuje tyle co nowa, a że silniczek sprawny to co tam, liczy się POSTĘP)? A przecież tutaj argumenty byłyby ciężkiego kalibru: zanieczyszczanie środowiska śmieciami, których mogłoby nie być, marnotrawstwo pracy ludzkiej, i w ogóle wielkie oszustwo. Każde słowo UE o ekologii, bez załatwienia tych spraw to hipokryzja i oszustwo.
Oni to robią, bo im na to pozwalamy. Gdyby większość ludzi zainteresowała się tym, szukała części, reperowała, wywierała nacisk, musieliby ustąpić. Ale większości to nie obchodzi, mają zastępcze pobudzacze: seks, rozrywki, no i wykańczająca (często bezproduktywna) praca. Mamy przez połowę dnia spełniać potrzeby rynku, przez drugą tworzyć te rynki, być dymani przez producentów i jeszcze się z tego cieszyć. Poczytajcie felietony Krystyny Grzybowskiej i Roberta Tekielego w "GP". Zwłaszcza ten drugi jest nawiedzony, ale ostatnio trafnie napisał: człowiek dla jakiegoś marnego zysku jest w stanie zatruć żywność którą sprzedaje drugiemu człowiekowi. I ja dopowiadam: produkować gówno, w świecącym papierku (nowe obudowy, mody - musisz to mieć!). I wmówić większości, że jest to postęp, że tak jest lepiej, tak trzeba. Na własne oczy widziałem, w gazetce reklamowej dużej sieci elektronicznej, że zaletą laptopów Apple jest wbudowana (na stałe) bateria. Oni to kierują naprawdę do idiotów.
Ja kładę na to w tym sensie lagę, że czarno widzę przyszłość Polski i świata, i nie mam poczucia krzywdy, jakieś poczucie zadowolenia i spełnienia znajduję w swoim hobby, a także m.in w powiększaniu swojej świadomości, na temat: jak jest naprawdę. Niemniej marzę, żeby kiedyś ludzie przejrzeli, chociażby po to, żeby pokazali architektom tego świata co o tym myślą. Dobitnie pokazali.
@AnaMert, dobre są Samsungi z serii Solid, ale nie każdemu pasuje ich toporne wzornictwo i jednak niewielka ilość funkcji. Natomiast obudowa jest naprawdę solidna, a bateria działa niemożebnie długo.
Bardzo ciekawą rzecz poruszyła
Kocica. Otóż gramofon działa wiele lat, a mp3-ka nie. A przecież w mp3 nie ma żadnych ruchomych części! Zawsze w technice istniał pogląd, że największe ryzyko awarii jest w elementach, gdzie są części mechaniczne, np. styczniki. Stąd zastępuje się je łącznikami elektronicznymi.
I jeszcze mi się przypomniało. Wprowadzono dyrektywę RoHS, która wprowadza tzw. lutowanie bezołowiowe. Lut ołowiowy był wytrzymały i w pewnym sensie elastyczny, tj. niepodatny na rozszerzanie i kurczenie się elementów przy nagrzewaniu i stygnięciu. Tymczasem lut bezołowiowy kruszy się i jest brak styku. Ciekawe jest, czy złe skutki lutów ołowiowych, łatwe do likwidacji (zbiórka zużytych sprzętów i odzysk), rekompensują złe skutki lutów bezołowiowych, czyli generowanie wielkiej ilości śmieci, będących w istocie zupełnie sprawnymi sprzętami, tyle że z przerwanym lutem. Jedynym co mi przychodzi do głowy, to ochrona pracowników fabryk elektronicznych przed wdychaniem par ołowiu. Chociaż w Chinach to i tak się nawdychają pewnie czegoś innego.
Dla mnie kluczowy dla rozpowszechnienia się zaplanowanej zawodności jest upadek etyki. W artykule wstępnym tego tematu jest napisane, że w latach 30. wycofano się z tego, ze względów etycznych. Bo istotnie, kiedyś, ktoś, kto produkuje produkty tak, aby się psuły, byłby uznany (słusznie!) za hochsztaplera, a na pewno nie uczciwego kapitalistę (których darzę szacunkiem). Tymczasem dzisiaj to normalne, słuszne, pomaga w "rozwoju" gospodarki.
@mylo, z drukarkami to prawda. Robił tak Epson. Chip zliczał strony, a po pewnej ilości wyłączał drukarkę. Ot, popsuła się. Jakiś elektronik rozpracował to i odblokowywał drukarki. Był za to ścigany przez producenta, który próbował zablokować "zbrodniczy proceder".
Użytkownik katabas edytował ten post 23.11.2012 - 21:20