Matka Teresa z Kalkuty
Matka Teresa? Są lepsi Pisarka z Lipska Else Bushheuer nie rozumie, skąd ten hałas wokół Matki Teresy. W Kalkucie są dużo skuteczniejsze instytucje charytatywne. Związek Kobiet Bengalu - od lat 30. ubiegłego wieku załatwia kobietom mieszkania i pracę, pomaga w kształceniu się. Ratownicy Kalkuty - brytyjska organizacja założona przez byłą zakonnicę Matki Teresy - leczy ludzi, a nie tylko pozwala im umierać. Ale o nich na świecie nikt nie słyszał. W Kalkucie wciąż jest miejsce tylko dla jednej megagwiazdy dobroczynności. Mimo że ta gwiazda nie żyje od dziewięciu lat.
Pogromcy błogosławionej Londyński lekarz Arouop Chatterjee stawia w rozmowie z "Przekrojem" śmiałą tezę: - Dla liberalnie myślących, wykształconych Anglików Matka Teresa przestała być świętą.
Teza niesprawdzona za pomocą żadnych sondaży, ale dla Arouopa pewna. Lekarz ma obsesję na punkcie oszustw Matki Teresy i żeby dać jej upust, najpierw badał przez lata jej działalność w Kalkucie, potem napisał książkę "Werdykt ostateczny", która miała zdemaskować przyszłą świętą. Zawarł tam mocne twierdzenie - opowiadania Matki Teresy o jej działalności dla najbiedniejszych z biednych to zwykłe przechwałki. Twierdzi, że znalazł nawet kilka kłamstw w przemówieniu, jakie błogosławiona wygłosiła, odbierając pokojową Nagrodę Nobla w roku 1979. Na przykład to, że zbierała biedaków z ulic Kalkuty.
- Tych paru chorych, którzy umierają w domu misjonarek miłości w Kalkucie, przywożą miejskie karetki. Ambulanse podarowane zakonowi przez sponsorów przerabiane są na taksówki dla zakonnic - mówi Chatterjee dość znudzonym tonem, jak człowiek, którego pytały o to już setki dziennikarzy. Prywatną wojnę wytoczył Matce Teresie niedługo po tym, jak w roku 1985 przeniósł się z Kalkuty do Londynu. Tutaj dowiedział się, że legenda o albańskiej świętej ma swoje ciemne strony: jego rodzinna Kalkuta pokazana jest w niej jako największy rynsztok ludzkości, a nie miasto wibrującej kultury i nowoczesnej nauki, miejsce narodzin Rabindranatha Tagorego.
Christopher Hitchens miał inne powody, żeby walczyć z mitem świętości Teresy. Hospicjum w Kalkucie odwiedził przy okazji robienia jakiegoś reportażu w Kalkucie. Miał nawet zostawić coś w geście dobroczynności, gdy matka Teresa, która osobiście go oprowadzała, zaczęła atakować zwolenników aborcji. Dla filmowca o lewicowych poglądach to było za dużo. Cofnął rękę zmierzającą do portfela i uczynił Matkę Teresę głównym przedmiotem dziennikarskich śledztw. Od lat ma opinię wroga największej świętej XX wieku, dokładnie od 1992 roku, kiedy zrobił o niej film dokumentalny "Misjonarska fucha", a potem napisał książkę pod tym samym tytułem. Gdy w roku 2003 Jan Paweł II wezwał go na proces beatyfikacyjny Matki Teresy w nieformalnym charakterze adwokata diabła, Hitchens nie posiadał się z radości. - Reprezentuję diabła pro publico bono - opowiadał. Ale nie przekonał watykańskich teologów, żeby wstrzymali się z beatyfikacją.
Nawet dla Arouopa Chatterjee Amerykanin jest zbyt radykalny w krytyce błogosławionej z Kalkuty. Bo dla Hitchensa Matka Teresa była oszustką i fanatyczką winną śmierci i nieszczęść wielu biedaków. Nie tylko dla niego. Matkę Teresę ostro krytykował brytyjski liberalny "Guardian" (jej hospicjum w Kalkucie nazwał "zorganizowana formą zaniedbania"), amerykański lewicujący "Free Inquiry", ale największych spustoszeń w wizerunku świętej dokonał konserwatywny niemiecki "Stern". I to już rok po jej śmierci, w czerwcu 1998, tekstem "Matka Teresa, gdzie są jej miliony?".
Malwersantka? Nikt nie wie, co się stało z miliardami dolarów, jakie zakon zebrał w ciągu wielu lat działalności. Siostry strzegą swoich finansów jak najświętszej tajemnicy. Doktor Arouop Chatterjee dla "Przekroju": - Misjonarki miłości to organizacja, która ma głosić doktrynę polityczną Watykanu. Pieniądze idą na cele polityczne i religijne, takie jak szkolenie misjonarzy i księży. Trafiają do banku watykańskiego, miejsca tak tajemnego, że nawet Bóg nie ma tam dostępu.
Chatterjeego oburza zwłaszcza to, że - jak twierdzi - Matka Teresa handlowała dziećmi. Film o tym zrobiła jedna z telewizji w Kalkucie. Lekarz odnalazł pewnego Belga indyjskiego pochodzenia, którego matka Teresa sprzedała w roku 1983 za sto tysięcy rupii bogatemu małżeństwu z Belgii. - Wtedy to były ogromne pieniądze - mówi.
Według lekarza błogosławiona sprzedawała małych Hindusów katolickim rodzinom w Europie Zachodniej aż do roku 1992. Dopiero wtedy w Indiach zaczęto egzekwować prawo, które mówi: pierwszeństwo w adopcji mają rodziny indyjskie, potem te z zagranicy. Ile dzieci zdążyła sprzedać przyszła święta - nikt nie wie.
- Kiedy ten Belg pojechał do Kalkuty odnaleźć starszą siostrę, okazało się, że misjonarki sfałszowały jego dokumenty. Według nich jego biologiczna matka miała nie żyć, tymczasem żyje do dziś - mówi Arouop Chatterjee, ale nie potrafi skontaktować mnie z Belgiem.
Była zakonnica z przytułku Matki Teresy w Nowym Jorku Suzan Shields, dziś jedna z głównych autorek artykułów krytycznych wobec Matki Teresy, opowiada o setkach tysięcy dolarów ofiarowanych na pomoc głodującej Etiopii, które nigdy nie trafiły do Afryki. Polka Ewa Kołodziejczyk, była menedżerka tego ośrodka, wspomina o kosztownościach, które w nowojorskim przytułku leżą bezużytecznie.
Pieniędzy na działalność misjonarek nie skąpił milioner Charles Keating, który jak się okazało, okradał tysiące drobnych ciułaczy. Kiedy na początku lat 90. wpadł, przyszła błogosławiona wysłała list do amerykańskiego sądu w jego obronie. Zastępca prokuratora rejonowego Los Angeles Paul Turley odpowiedział natychmiast. Opisał, jakich kradzieży dokonał Keating, i poprosił zakon o zwrot jego datków. Matka Teresa przerwała z nim korespondencję. 1 250 000 dolarów od Keatinga nie oddała nigdy.
Fanatyczka i hipokrytka? Doktor Arouop Chatterjee wylicza kłamstwa błogosławionej:
1. Powtarzała publicznie, że karmi codziennie w Kalkucie wiele tysięcy ludzi, raz mówiła, że cztery, innym razem, że pięć, czasami, że siedem tysięcy. Nie karmiła więcej niż trzysta osób, w tym swoje zakonnice i wolontariuszy.
2. Powiedziała: "Jeśli jest jakiś biedak na Księżycu, dotrzemy do niego". Tymczasem na ziemi nie przyjmowała do hospicjum ludzi, którzy mieli rodziny, nawet nędzarzy i umierających.
3. W roku 1996 powiedziała amerykańskiemu magazynowi "Ladies Home Journal", że chce umrzeć w swoim hospicjum jak biedacy, którym pomaga. Ale gdy zachorowała, latała pierwszą klasą do najbardziej ekskluzywnych klinik świata, a umarła podłączona do najdroższej medycznej aparatury. W jej hospicjum w tym czasie wciąż umierali biedacy, dla których igły wielokrotnego użytku obmywano letnią wodą i którzy musieli załatwiać potrzeby biologiczne publicznie.
I Chatterjee, i Hitchens twierdzą, że gdy Matka Teresa już została gwiazdą telewizyjną po emisji filmu "Coś pięknego dla Boga", sama wiedziała, jak podtrzymywać swój wizerunek. Przyjaźniła się na przykład z księżną Dianą. Poparła nawet jej rozwód, mówiąc, że małżeństwo czyni ją nieszczęśliwą. Ale w roku 1996 specjalnie poleciała do Irlandii, żeby przed referendum agitować przeciwko prawu dopuszczającemu rozwody.
Dla Hitchensa to zachowanie czysto showbiznesowe. Tak samo jak fakt, że Matka Teresa brała pieniądze od rodziny Duvalierów - dyktatorów Haiti. I to, że ciągle podróżowała po świecie. Od roku 1978 do śmierci w roku 1997 każdą porę monsunów i upalne lato spędzała w Europie albo USA, zwykle walcząc ze zwolennikami prawa do aborcji.
Chatterjee: - Wszędzie opowiadała o wielkiej misji ratowania cierpiących, ale bardzo rzadko jej zakon pomagał ofiarom licznych katastrof w Indiach. Za to ona sama latała na miejsca nieszczęść, żeby pokazać się w telewizji.
Tak było w roku 1984, gdy toksyczna chmura w zakładach Union Carbide w Bhopalu zabiła trzy i pół tysiąca ludzi. Pisze Chatterjee: "Spojrzała na pogrom i trzy razy powtórzyła ?Mówię wam, wybaczcie=". To wszystko.
Reakcja Matki Teresy na niektóre nieszczęścia ściągnęła na nią gromy prasy. Tak było w sprawie tysięcy kobiet z Bangladeszu gwałconych przez pakistańskich żołnierzy w roku 1971. Przyszłej świętej zależało na jednym - żeby nie usuwały ciąż. Te kobiety wieszano nagie za ręce jako automaty do seksu dla żołnierzy, niektóre umierały z wycieńczenia. Pewną ośmiolatkę Pakistańczycy rozcięli nożem, bo była za ciasna dla ich potrzeb. Kobiety, które przeżyły, od przyszłej świętej nie usłyszały słowa pociechy, tylko mowę z moralnym potępieniem aborcji.
Sadystka? Z notatek Else Bushheuer: "Kunti to pacjentka z łóżka numer 521. Podobno była piękna, gdy tu przyszła, tak mówią inni wolontariusze. Ale tu usycha za życia. Gruźlica, zaawansowane stadium. Kaszle krwią, ma otwarte rany. Leży w apatii. Trochę dalej leży stara kobieta, która skopuje z siebie kołdrę i rozkłada nogi tak, że widać jej genitalia. Gryzła się tak długo w wargi, aż bryzgnęły krwią. Siostry przywiązały jej ręce szmatami do łóżka".
Do domu starców w Katmandu nie można wejść z ulicy. Ciężka metalowa brama broni dostępu. W środku przyjemny zielony ogród, plastikowe krzesełka i kilka grupek dobrze ubranych staruszków i staruszek o pustych oczach. Nie reagują na próby rozmowy. Wykonują rękoma zaledwie kilka gestów, które mogą znaczyć tylko jedno: idź stąd.
Zdaniem Else Bushheuer w przytułkach misjonarek miłości trzeba trochę popracować, żeby dostrzec ogrom nieszczęść: "W następnych tygodniach pięć kobiet opuszcza dom. Ale dokąd kuśtykają te łyse kobiety, dokąd czołgają się, dokąd ślizgają? Są częściowo sparaliżowane, nie mają rodzin, domu i ani centa przy duszy. ?Potrzebujemy łóżek - mówi siostra Georgina. - Kiedy znajdują je chore na ulicach, wracają do nas=. Materace pokryte plastikiem trzeba wyczyścić - ale co zrobić z pacjentami? Kobiety czołgają się po kamiennej podłodze jak dżdżownice, ze czterdzieści naraz, jak zwierzęta, półnagie, oblepiając się brudem, z ogolonymi głowami. ?Nieważne co robimy, jeśli robimy to z miłością= - powiedziała Matka Teresa. Ale tu nie ma śladu miłości. Gdybym miała aparat, zrobiłabym teraz zdjęcie i wysłała je do Amnesty International".
Opętana?
Niemiecki "Stern" w słynnym artykule z roku 1998 dopisał kilka nowych elementów do wizerunku największej świętej XX wieku.
Obraz pierwszy: Stary człowiek, któremu siostry odmówiły środków przeciwbólowych, skręca się z bólu na brudnym materacu i głośno wyje. "Cierpisz, a to oznacza, że Jezus cię całuje" - mówi mu Matka Teresa. Starzec warczy: "Powiedz swojemu Jezusowi, żeby przestał mnie całować".
Obraz drugi: Matka Teresa staje przy kasie londyńskiego supermarketu z koszykiem wyładowanym jedzeniem za 500 funtów. Kiedy żądają od niej zapłaty wrzeszczy: "To ma wspomóc dzieło Boga!". Awanturuje się tak kilka minut, w końcu stojący w kolejce biznesmen płaci za jedzenie.
Kilku dziennikarzy "Sterna" miesiącami prowadziło śledztwo, żeby powstał tekst. Zakon odmówił im udzielenia jakichkolwiek informacji finansowych. Od czasu filmów Christophera Hitchensa zakonnice nie rozmawiają też z niekatolickimi dziennikarzami.
Watykan upiera się, że Matka Teresa ma zostać świętą. Liberalna zachodnia prasa nie może w to uwierzyć. "The Observer" o jedynym pośmiertnym cudzie Matki Teresy (był potrzebny, by ogłosić ją błogosławioną) nie napisze inaczej niż w cudzysłowie. Cud zdarzył się Monice Besry, niepiśmiennej kobiecie z Zachodniego Bengalu, która nie wie nawet, ile ma lat. W roku 1998 wyrósł jej gigantyczny wrzód na macicy. Poszła z nim do misjonarek miłości w mieście Patiram. Leki nie koiły bólu. Ale modlitwa do Matki Teresy, której obrazy wisiały na ścianach - owszem. 5 września 1998, w pierwszą rocznicę śmierci błogosławionej, zakonnice przywiązały do brzucha Moniki srebrny medalik Matki Teresy. Następnego ranka po wrzodzie nie było śladu. Arcybiskup Kalkuty Henry D'Souza ogłosił cud. Watykan zbadał sprawę i cud potwierdził, ale dziennikarze podejrzewają, że sprokurowały go siostry z zakonu. Bo dlaczego Monikę leczyło przed cudem aż kilku specjalistów na zewnątrz hospicjum, co jest troskliwością niespotykaną w przytułku Matki Teresy w Kalkucie? Dlaczego jeden z lekarzy, doktor Ranjan Mustafi, twierdzi, że wrzód nie był nowotworem, a jego wyleczenie Monika zawdzięcza standardowym lekarstwom?
Jest coś jeszcze. Arcybiskup Kalkuty przyznał, że tuż przed śmiercią Matki Teresy, 5 września 1997, poddano ją egzorcyzmom. Arcybiskup tłumaczył, że prześladował ją jakiś duch, co wcale nie podważa jej świętości. Ale teolodzy nie mają wątpliwości - Kościół zarządza procedurę egzorcyzmów tylko wobec opętanych.
Źródło artykułu :
KLIK