Skocz do zawartości


Zdjęcie

Polscy seryjni mordercy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
4 odpowiedzi w tym temacie

#1

RafalD.
  • Postów: 202
  • Tematów: 53
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

*
Popularny

Polscy seryjni mordercy cz. I

Zapisali się na kartach historii krwią niewinnych ofiar. Gwałcili i mordowali (niekoniecznie w tej kolejności), by zaspokoić swoje chore żądze, zabijali z potrzeby zadawania cierpienia drugiemu człowiekowi lub z wewnętrznego przymusu, któremu nie mogli się oprzeć. Dusili, strzelali z broni palnej, używali młotka, siekiery, a niektórzy sięgali po trucizny.

Kim byli ludzie, którzy wywoływali psychozę strachu na terenach swoich krwawych łowów? Ile osób przez nich zginęło? Jak skończyli?

W pierwszej części galerii "Polscy seryjni mordercy" poznasz historie siedmiu zwyrodnialców: Krzysztofa Gawlika, Mariusza Trynkiewicza, Mieczysława Zuba, Nikifora Maruszeczki, Stanisława Modzelewskiego, Tadeusza Ołdaka i Stefana Rachubińskiego.


Krzysztof Gawlik - Skorpion

Krzysztof Gawlik urodził się w 1965 r, w Świerczynie. Matka zajmowała się domem, a ojciec pracował w kopalni. Gawlik poszedł w jego ślady i został górnikiem. Potem zajął się własnym biznesem. Bez sukcesów. Wreszcie trafił do więzienia za ściąganie haraczy.

Po wyjściu na wolność obudził się w nim morderczy szał. Swoich ofiar szukał w ogłoszeniach prasowych. W ten sposób dotarł do niespełna 18-letniej prostytutki z Poznania. Przyszedł do niej z pistoletem maszynowym i zastrzelił. Potem we Wrocławiu zabił uprawiającą nierząd Ukrainkę i jej partnera oraz małżeństwo z tego samego miasta. Wszystkie morderstwa miały miejsce w lutym i marcu 2001 roku.

Gawlik zabijałby pewnie dalej, gdyby nie przypadek. Po pijaku spowodował wypadek, a potem nie zatrzymał się do policyjnej kontroli. Został zatrzymany po pościgu. W jego aucie mundurowi znaleźli broń, z której zginęło pięć osób. Od jej nazwy wziął się medialny pseudonim mordercy - "Skorpion" (taki sam nosił inny polski seryjny morderca - Paweł Tuchlin).

Zatrzymany twierdził, że w 1998 roku na zlecenie zastrzelił gangstera o pseudonimie "Carrington" (kłamał w tej kwestii). Wtedy miał zorientować się, że zabijanie sprawia mu przyjemność. - Lubię patrzeć na ludzkie cierpienie, jak ludzie umierają. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest całkiem normalne, ale nic na to nie poradzę - mówił przed sądem. Potem częściowo wycofał swoje zeznania.

Sąd skazał go na dożywocie z możliwością warunkowego zwolnienia po 50 latach za kratami. Gawlik zupełnie nie przejął się tą ponurą perspektywą. Odmówił apelacji, do której namawiał go jego obrońca.


Mariusz Trynkiewicz - potwór z Piotrkowa
Dołączona grafika
Mariusz Trynkiewicz urodził się w 1962 roku. Cała Polska usłyszała o nim w 1988 roku. Ten 26-letni wówczas psychopata zgwałcił i brutalnie zamordował trzech chłopców w wieku od 11 do 12 lat. Później wyszło na jaw, że była jeszcze jedna ofiara - 13-latek. Trynkiewicz wcześniej był karany za wykorzystywanie seksualne dzieci. Ostatnich, przerażających zbrodni dokonał na przepustce z więzienia. Władze zakładu wypuściły go ze względu na chorobę matki.

Podczas procesu biegli stwierdzili, że zabijanie sprawia oskarżonemu przyjemność. On sam przyznawał, że jest chory i wymaga leczenia. Nie krył też, że gdyby wyszedł na wolność, znów by zabił.

Trynkiewicz został skazany na karę śmierci. Ze względu na późniejsze moratorium wyrok zamieniono na 25 lat więzienia (w kodeksie karnym nie było jeszcze dożywocia). W więzieniu próbował zmienić nazwisko, by móc później "dobrze funkcjonować w społeczeństwie". Nie otrzymał na to zgody.

W 2013 roku "potwór z Piotrkowa" opuści mury Zakładu Karnego w Strzelcach Opolskich.


Mieczysław Zub
- Fantomas

Mieczysław Zub urodził się w 1940 roku. Był milicjantem, miał rodzinę. Zabił cztery kobiety, a co najmniej 13 zgwałcił. Grupa, która powstała, by go schwytać, nadała mu pseudonim "Fantomas".

Zub grasował na Śląsku. Atakując ofiary, często miał na sobie mundur milicjanta. Po raz pierwszy dał upust swoim chorym żądzom w 1977 roku w Świętochłowicach. Zaatakował zaledwie 14-letnią dziewczynkę. Zgwałcił ją, ale nie zabił. W latach 70. jeszcze kilkukrotnie napadał na kobiety. Wkrótce stracił pracę (a tym samym mundur...) i na dwa lata zawiesił bandycką działalność.

"Fantomas" ujawnił się ponownie w 1980 roku, gdy zgwałcił młodą kobietę. Minął rok i okazało się, że Zubowi nie wystarczy już samo gwałcenie. Zaczął mordować. Pierwsza była 19-latka w bardzo zaawansowanej ciąży. Potem trzy kolejne śmiertelne ofiary jego napadów.

Zub wpadł przez swoją nieuwagę. W trakcie kolejnego napadu zgubił dokumenty, które doprowadziły milicję wprost do jego miejsca pracy. Po zatrzymaniu przyznał się do wszystkich przestępstw. Proces był nader trudny. Oskarżony był bardzo agresywny, wyzywał przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i niszczył, co się dało. "Zdrastwujtie towariszczi , banda Cyganów, cweli, chuje, kurwy, możecie zaczynać" - powiedział, witając sędziów... Równie niespokojnie zachowywał się w więzieniu, w którym czekał na wykonanie wyroku śmierci.

We wrześniu 1985 roku "Fantomas" popełnił samobójstwo.


Nikifor Maruszeczko
- wróg publiczny numer jeden i... pijak

Nikifor Maruszeczko urodził się w 1913 roku na Podkarpaciu. W domu bieda, ojca nie było, matka piła - mały chłopak sam musiał zarobić na swoje utrzymanie. Zaczął kraść. W latach 30. - już po tym jak przeniósł się na Górny Śląsk - wyrósł na groźnego i brutalnego bandytę. Kilka razy zabijał na tle rabunkowym. Szybko stał się wrogiem publicznym numer jeden czasów międzywojennych.

Maruszeczkę zgubiła... wódka. Od zawsze ostro pił i wiele swoich przestępstw popełniał na tzw. bani. Był pijany również 8 stycznia 1938, gdy wszczynał burdę w jednym z hoteli w Białej Krakowskiej. Ktoś skojarzył jego twarz z portretem pamięciowym z gazet, parę osób go schwytało, oddało w ręce władz i przestępcza kariera Maruszeczki dobiegła końca.

Bandyta został postawiony przed sąd. Chociaż niemal pewne jest, że zamordował co najmniej siedem osób, został osądzony jedynie za zabicie policjanta i okaleczenie innego. W 1938 roku wykonano na nim wyrok śmierci.


Stanisław Modzelewski - wampir z Gałkówka

Dołączona grafika
Stanisław Modzelewski urodził się 15 marca koło Łomży. Wykształcenie miał marne, pracował jako kierowca, był żonaty. Między 1952 a 1967 rokiem zabił siedem kobiet, a sześć próbował zamordować. Tyle zbrodni mu udowodniono. Możliwe jednak, że zabił jeszcze jedną osobę. Modzelewski przyznał się do tego, ale ponieważ nie znaleziono ciała - nie było też zbrodni...

Wiek kobiet, które mordował Modzelewski, nie grał roli - o czym sam mówił w śledztwie. Najmłodsza jego ofiara miała 18 lat, najstarsza - 87. Wszystkie ofiary dusił - albo szalikiem albo gołymi rękoma.

"Wampir z Gałkówka" był niewątpliwie dewiantem i sadystą. Nie wiadomo jednak, czy pastwił się nad swoimi ofiarami przed, czy po ich zamordowaniu. Nie ma też stuprocentowej pewności, czy gwałcił zabijane przez siebie kobiety. Według niektórych źródeł był impotentem. Pewne jest natomiast, że dochodziło do penetracji narządów rodnych ofiar. Prawdopodobnie mordując Modzelewski osiągał satysfakcję seksualną.

Ostatnia jego ofiara, 87-latka z Warszawy została zamordowana przy ulicy Siennej. Pośladki kobiety pocięte były żyletką, co wyróżniało ją wśród innych ofiar "wampira".

Śledztwo w sprawie pierwszych morderstw w Gałkówku i okolicach został umorzone w 1957 roku (z powodu niewykrycia sprawcy). Modzelewski wpadł dopiero 10 lat później, po zabójstwie w Warszawie. Wtedy przyznał się i - ku zaskoczeniu milicjantów - szczegółowo opisał zbrodnie sprzed lat. Został skazany na karę śmierci. Powieszono go w warszawskim więzieniu na Rakowieckiej w listopadzie 1969 roku.


Tadeusz Ołdak
- wampir z Warszawy

Tadeusz Ołdak urodził się w 1925 roku. Zanim został schwytany zyskał przydomek "wampira z Warszawy". Miał żonę i dziecko.

Po raz pierwszy zabił w 1950 roku. Jego ofiarą padła 40-latka. Przed tym, jak zmasakrował jej twarz kamieniem, kobieta została zgwałcona. Miesiąc po tej zbrodni Ołdak zaatakował ponownie. Tym razem jednak ofiara zdołała uciec. Wskoczyła do jeziora i do rana ukrywała się w zaroślach. Trzy dni później kolejna kobieta nie miała tyle szczęścia. Morderca udusił ją paskiem. Minęły kolejne trzy dni i psychopata znów uderzył. Zgwałcona kobieta cudem przeżyła.

Obława trwała prawie miesiąc. Dzięki jednej z kobiet, które przeżyły atak mordercy, wiadomo było, że sprawca nie ma dwóch palców u lewej ręki. Inna zapamiętała ze szczegółami to, co jej opowiadał, zanim próbował ją zabić. Dzięki tym wskazówkom śledczy namierzyli i zatrzymali Ołdaka. Morderca został osądzony, skazany i stracony.


Stefan Rachubiński
- zabijał, bo "miał chęć"

Dołączona grafika
Stefan Rachubiński urodził się w 1929 roku. Grasował na terenie Bydgoszczy. Zabił dwie kobiety. Mordowałby dalej, gdyby nie został schwytany. Był żonaty, miał czwórkę dzieci. Na życie zarabiał jako kowal.

Pierwszą jego ofiarą była 25-letnia prostytutka. 11 czerwca 1965 roku znaleziono ją w lesie z poderżniętym gardłem. Martwe ciało zabójca pociął scyzorykiem, rozpruwając między innymi brzuch.

Nie minął rok i Rachubiński znów poczuł zew krwi. Ofiarą była kolejna prostytutka, tym razem 29-letnia. W czasie sekcji zwłok wyszło na jaw, że była w ciąży. Zginęła dokładnie w ten sam sposób, co pierwsza ofiara. Kobietę widziano wcześniej z klientem w hotelu i w barze. Powstał jego portret pamięciowy, który doprowadził do schwytania psychopaty.

Rachubiński podczas przesłuchań powiedział, że widok krwi podnieca go i właśnie dlatego zabijał i okaleczał kobiety. - Ciągnęło mnie do tego, miałem ku temu wielką chęć - mówił. Przyznał, że myślał również o zabiciu żony podczas stosunku, ale szkoda mu było dzieci...

Sąd skazał go na śmierć. Wyrok wykonano.


Źródło części pierwszej

Polscy seryjni mordercy cz. II

W drugiej części galerii "Polscy seryjni mordercy" poznasz historie siedmiu zwyrodnialców: Henryka Morusia, Władysława Baczyńskiego, Grzegorza Tyklewicza, Władysława Mazurkiewicza, Łucjana Staniaka, Leszka Pękalskiego i Juliana Kołtuna.



Henryk Moruś - ostatni skazany na śmierć

Dołączona grafika
Sprawa Henryka Morusia wstrząsnęła opinią publiczną w 1992 roku. Seryjny morderca z Sulejowa zastrzelił na terenie dawnego woj. piotrkowskiego siedem osób. Do swoich ofiar strzelał z karabinka sportowego.

Po raz pierwszy zaatakował w 1986 roku. Zabił sprzedawczynię z Piotrkowa Trybunalskiego. Pozostałe osoby zastrzelił w pierwszej połowie 1992 roku. Małżeństwo z Sulejowa zginęło z jego rąk we własnym mieszkaniu. Kobieta była w ciąży. Moruś zamordował jeszcze mężczyznę z Czarnocina, emeryta z Ciechomina i właściciela kantoru z Koluszek. Wszystkie zabójstwa miały charakter rabunkowy.

Po aresztowaniu Moruś przyznał się do wszystkich mordów. Tłumaczył się kłopotami finansowymi rodziny. Potem jednak zmienił zdanie i odwołał wszystkie swoje zeznania. Twierdził, że jest niewinny. W sądzie nie odzywał się i nie wyrażał skruchy. Swoim zachowaniem próbował zasugerować chorobę psychiczną. Biegli uznali jednak, że jest poczytalny.

W 1993 roku został skazany na karę śmierci. Wyrok ten uchyliła druga instancja ze względu na uchybienia proceduralne. Ponowne orzeczenie wydane w 1995 r. było takie samo, mimo że obowiązywało już moratorium na wykonywanie kary śmierci. Był to ostatni orzeczony przez polski sąd wyrok śmierci.

Po zniesieniu kary śmierci ostatecznie wyrok zamieniono na dożywocie. W 2008 roku Moruś bezskutecznie prosił prezydenta Lecha Kaczyńskiego o ułaskawienie. Podkreślał, że żałuje swoich czynów, został Świadkiem Jehowy i wśród współwyznawców chce spędzić resztę życia...


Władysław Baczyński
- strzelec

Władysław Baczyński urodził się 1918 roku. W latach 1946-1957 zastrzelił cztery osoby. Po raz pierwszy uderzył w Bytomiu. Zamordował z zimną krwią kobietę. 10 lat później trzykrotnie zabijał we Wrocławiu. Na koncie miał też dwa usiłowania zabójstwa. Do swoich ofiar strzelał z pistoletu.

W 1958 roku zatrzymał go patrol milicji. Baczyński spanikował. Sięgnął po broń, którą miał schowaną za paskiem, ale zanim zdążył jej użyć, został obezwładniony. W jego mieszkaniu znaleziono między innymi naboje kalibru 5,6 i 9 mm (od takich kul zginęły jego ofiary). Ekspertyzy wykazały, że z pistoletu, który znaleziono przy Baczyńskim, zabito trzy osoby.

Baczyński - z zawodu kierowca, żonaty, ojciec trójki dzieci - cieszył się nienaganną opinią. W domu się nie przelewało, ale patrząc z zewnątrz był porządnym obywatelem. Nie pił, nie palił, nie awanturował się z sąsiadami, do domu wracał wcześnie. Rano i wieczorem spacerował z pieskiem. Bywał brutalny, ale poza rodziną nikt o tym nie wiedział.

W śledztwie przyznał się do trzech zabójstw. Mówił, że zamierzał zabić jeszcze mnóstwo ludzi. Nie żałował swoich czynów. Bał się jednak kary śmierci, dlatego na początku procesu symulował chorobę psychiczną. Jego obawy spełniły się. Baczyński poprosił o łaskę Radę Państwa - bezskutecznie. Wyrok wykonano w 1960 roku.


Władysław Mazurkiewicz
- elegancki morderca
Dołączona grafika
Władysław Mazurkiewicz urodził się 31 stycznia 1911 roku. Mieszkał w Krakowie, miał też przez jakiś czas lokal w Warszawie. Ograbiał i mordował ofiary - między innymi swoich sąsiadów - a ciała zakopywał w wynajmowanym przez siebie garażu. Nazywano go "Eleganckim mordercą" lub "Mordercą dżentelmenem". Był bowiem wytworny, dobrze się ubierał i pachniał drogimi perfumami. Spędzał noce w dobrych hotelach, balował w znanych klubach. Jednym słowem - żył pełnią życia. Jednocześnie odbierał życie innym...

Przez długi czas Mazurkiewicz pozostawał bezkarny. Potencjalni świadkowie bali się zeznawać przeciw niemu, uznając go za konfidenta. Przypuszcza się, że w czasach okupacji niemieckiej był szpiclem gestapo, a potem współpracował z UB, chociaż badający jego sprawę IPN nie potwierdził tego. Ci, którzy wiedzieli lub podejrzewali, że jest mordercą podejrzewali, że tak naprawdę Mazurkiewicz wykonuje wyroki na zlecenie!

Zamordował prawdopodobnie co najmniej 30 osób. Oskarżono go jednak jedynie o sześć zbrodni i dwa usiłowania zabójstwa. Nie miał najwyraźniej ulubionej metody pozbawiania ludzi życia. Niektóre ofiary truł cyjankiem (nasączając nim bułkę lub dodając do herbaty), inne zabijał z broni palnej.

Mazurkiewicz przyznał się do winy. W 1956 roku został skazany na karę śmierci, którą wykonano pod koniec stycznia 1957 roku. Tuż przed egzekucją miał powiedzieć: "Do widzenia, panowie, niedługo wszyscy się tam spotkamy".


Grzegorz Tyklewicz - pijak, bigamista, morderca

Grzegorz Tyklewicz urodził się w 1953 roku w Zakrzewku (Wielkopolska). Pijak, bigamista, morderca. Zanim zaczął zabijać, był karany za kradzieże. W dzieciństwie miał uraz głowy, po którym zaczął ujawniać dziwne zachowania.

Tyklewicz zamordował mieszkankę Kaźmierza, taksówkarza z Poznania i kobietę, którą zobaczył w sklepie w Stęszewie. Jego morderstwa miały tło rabunkowe. Taksówkarzowi ukradł auto, które potem sprzedał, a ostatnią ofiarę widział z dużą ilością gotówki i po prostu nie mógł przepuścić okazji na łatwy zarobek.

Morderca został złapany i osądzony. Śmiał się, gdy odsłuchiwał wyrok skazujący go na śmierć. Zawisł na szubienicy w 1985 roku.


Leszek Pękalski
- "Wampir z Bytowa"

Dołączona grafika
Leszek Pękalski urodził się 12 lutego 1966 roku we wsi koło Bytowa. Nieślubny, upośledzony umysłowo nie miał łatwego dzieciństwa. Po śmierci matki zajął się nim wuj. Mężczyzna nie wiedział, że pod jego dachem wychowuje się seryjny morderca...

W śledztwie Pękalski miał przyznać się do 50 morderstw. Prokuratura oskarżyła go o kilkanaście, ale z dowodami było krucho. Sam "Wampir z Bytowa" podczas procesu wycofał się z wcześniejszych zeznań i twierdził uparcie, że jest niewinny.

Polacy mogli śledzić w telewizji relacje z wizji lokalnych, podczas których Pękalski opowiadał ze szczegółami jak gwałcił i mordował swoje ofiary. Ostatecznie został skazany na 25 lat więzienia - ale tylko za jedno morderstwo.

W programie TVN "Cela nr" morderca twierdził, że wrobiła go policja. "Nie ruszałem, ... nie zabiłem ... , nawet nie znam tych pozostałych ofiar. Znam tylko z akt śledztwa" - mówił i powtarzał, że "policja zrobiła z niego idiotę i go szantażowała". Po chwili opowiadał jednak, jak onanizował się nad jedną z ofiar...

W listopadzie 2008 roku serwis internetowy "Głosu Pomorza" pisał, że po odsiedzeniu 15 lat wyroku "Wampir z Bytowa" wielokrotnie ubiegał się o warunkowe zwolnienie. Wszystko wskazuje jednak na to, że na wolność wyjdzie dopiero w 2017 roku.


Julian Kołtun
- morderca i gwałciciel
Julian Kołtun urodził się w 1950 roku w Warszawie. Zabił i zgwałcił dwie kobiety, pięć innych próbował zamordować.

Kołtun wychował się w bidulu. Był introligatorem, pracował też na kolei. Żonaty. Zanim zaczął mordować, siedział w więzieniu za gwałt.

Jego pierwszą ofiarą była studentka. Zabił ją w Międzyrzecu Podlaskim. Później w Białej Podlaskiej zamordował 12-letnią dziewczynkę. Wpadł dzięki jednej z jego niedoszłej ofiar. Kobieta z Terespola dzielnie walczyła z napastnikiem. Krwawe ślady jej zaciekłej obrony zostały na jego twarzy.

Kołtun został schwytany w 1981 roku, skazany na karę śmierci i powieszony.


Lucjan Staniak - Czerwony Pająk
Lucjan Staniak urodził się w 1920 roku. Przyznał się do 20 morderstw, ale skazany został za zabicie sześciu kobiet. Porównywany był do Kuby Rozpruwacza, a prasa nadała mu przydomek "Czerwony pająk" (takim kolorem Staniak pisał listy do gazet i milicji, w których litery przypominały pajęczą sieć).

Krwawą odyseję Staniak rozpoczął od listu do redaktora "Przeglądu Politycznego". "Sprawię, że będziecie płakać" - napisał. Wkrótce znaleziono pierwszą ofiarę mordercy. 17-latka z Olsztyna została zgwałcona i wypatroszona. "Zrobię to ponownie" - groził później w liście do innej gazety. I zrobił - udusił 16-latkę z Warszawy drutem. Kolejny raz uderzył w Poznaniu - zgwałcił i zabił śrubokrętem 17-latkę. Następna ofiarą była 17-latka z Warszawy. W Wigilię 1966 roku podróży pociągiem z Krakowa do Warszawy nie przeżyła kolejna młodziutka kobieta. Morderca zostawił notatkę z wypisanym czerwonym atramentem przekazem: "Znów to zrobiłem".

Okazało się, że ostatnia ofiara miała siostrę, która została zabita trzy lata wcześniej. Obie należały wtedy do klubu miłośników sztuki. Sprawdzenie listy jego członków doprowadziło milicję do Staniaka. Niestety, zanim został zatrzymany, zdążył jeszcze zabić 18-latkę. W jego pracowniczej szafce znaleziono makabryczne obrazy, wszystkie malowane krwistoczerwoną farbą. Jeden z nich przedstawiał kobietę z rozprutym brzuchem.

Staniak przyznał się do 20 mordów, ale skazano go za sześć. Twierdził, że zabijał, bo jego rodzina zginęła w wypadku, którego sprawczyni nie została ujęta. 26-latek ostatecznie został uznany za niepoczytalnego i trafił do wariatkowa. Trochę to dziwne, jak na czasy PRL. Dlatego niektórzy powątpiewają, czy to on był "Czerwonym pająkiem" lub nawet, czy w ogóle istniał...

Źródło części drugiej

Polscy seryjni mordercy cz. III

Kim byli ludzie, którzy wywoływali psychozę strachu na terenach swoich krwawych łowów? Ile osób przez nich zginęło? Jak skończyli?

W trzeciej i ostatniej części serii "Polscy seryjni mordercy" poznasz historie sześciu zwyrodnialców: Joachima Knychały, Bogdana Arnolda, Seweryna Kłosowskiego, Pawła Tuchlina, Karola Kota oraz tajemniczą sprawę Zdzisława Marchwickiego.


Paweł Tuchlin - Skorpion z Pomorza
Dołączona grafika
Paweł Tuchlin urodził się w 1946 roku w Górze Kościerskiej (woj. pomorskie). W latach 70. i na początku 80. siał postrach między innymi w Gdańsku i okolicach, Starogardzie Gdańskim i Skarszew. Został skazany za zabójstwo 9 kobiet i próbę zamordowania 10 innych. Milicjanci i dziennikarze mówili o nim "Skorpion".

Tuchlin nie miał łatwego dzieciństwa. Gdy tylko skończył 18 lat, dał nogę z rodzinnego domu i rozpoczął samodzielne życie. Pracował jako kierowca, był dwukrotnie żonaty, miał dzieci, sąsiedzi mówili o nim: "spokojny". Z zewnątrz tak się mogło wydawać, ale w jego głowie mrok wciąż walczył z jasnością - wygrał jesienią 1975 roku, gdy Tuchlin zabił po raz pierwszy.

"Skorpion" atakował w złą pogodę, po zmroku lub nad ranem. Jako narzędzie mordu wybrał młotek (na początku używał metalowego pręta). Na celownik brał młode kobiety. Uderzał w głowę i rozbierał je od pasa w dół. W jakiś chory sposób zadowalał swój popęd płciowy. Milicja nie kojarzyła ze sobą kolejnych ataków "Skorpiona". Dopiero po jakimś czasie połączono fakty i oczom mundurowych ukazała się mapa, upstrzona krwawymi punktami działalności seryjnego mordercy.

Tuchlin wpadł w maju 1983 roku. W śledztwie przyznał się do 11 morderstw (ostatecznie został skazany za 9). - Zabijałem, by czuć się lepiej - mówił. Przed sądem twierdził z kolei, że zeznania wymusili na nim mundurowi. Sąd skazał go na śmierć przez powieszenie. W maju 1987 roku założono mu pętlę na szyję.


Seweryn Kłosowski
- wdowiec

Dołączona grafika
Seweryn Antonowicz Kłosowski urodził się w miejscowości Nagórna w 1865 roku. Zanim wyemigrował do Anglii, uczył się fachu chirurga między innymi w Warszawie. W 1887 lub 1888 roku zawitał do Londynu. Na emigracji znany było jako George Chapman. Zarabiał strzygąc brytyjskie głowy, by później otworzyć własny zakład fryzjerski.

Kłosowski kilka razy był żonaty. Trzy razy został wdowcem... To wzbudziło zainteresowanie śledczych. Szybko okazało się, że kobiety zostały otrute. Śmiercionośne substancje mężczyzna podawał swoim żonom, mieszając je z lekarstwami. Motywy jego zbrodni nie są znane.

Polak został aresztowany i osądzony. Wyrok śmierci dotyczył tylko jednej z kobiet - Maud Marsh. Kłosowski zawisł na szubienicy w 1903 roku.

Chirurgiczne umiejętności i przebywanie w pobliżu miejsc, gdzie uderzał słynny Kuba Rozpruwacz sprawiły, że Kłosowski był podejrzewany o zbrodnie legendarnego mordercy. Zasugerował to jeden z detektywów ze Scotland Yardu. Jego sugestie nie zostały nigdy potwierdzone - tak samo, jak nie rozstrzygnięto ostatecznie, kim był "Jack the Ripper".


Joachim Knychała - naśladowca
Joachim Knychała urodził się w 1952 roku. W latach 1975-1982 roku mordował na Śląsku kobiety. Do historii przeszedł jako "Wampir z Bytomia", czy jak wolą inni - "Frankenstein".

Knychała był wychowanym przez matkę i babkę cieślą i górnikiem. Żonaty, dwójka dzieci. Morderczy instynkt obudził się w nim, gdy przyszedł na proces Zdzisława Marchwickiego (uznanego przez sąd winnym zabicia 14 kobiet). Twierdził, że to, co wówczas usłyszał zainspirowało go. Wcześniej miał już na pieńku z prawem. Siedział - jak twierdził bezpodstawnie - za usiłowanie gwałtu. Możliwe, że to było źródłem jego nienawiści do kobiet.

W listopadzie 1974 roku Knychała już wiedział, że chce mordować. Wówczas atakuje po raz pierwszy. Ofiarą jest 21-latka. Jednej z kolejnych zabitych kobiet masakruje głowę siekierą.

"Frankenstein" jest na tyle zafascynowany Marchwickim (który w tym czasie czeka na wykonanie wyroku śmierci), że zabija kobietę, która była świadkiem oskarżenia w procesie "Wampira z Zagłębia". Morduje ciosem w głowę, obnaża od pasa w dół - zupełnie jak jego idol.

Knychała zasmakował w krwi. Atakował coraz częściej. Zabił między innymi dwie małe dziewczynki. W końcu milicja wpada na trop. Knychała zostaje zatrzymany i... wypuszczony. Miał alibi (jak się później okazało fałszywe) na dni, w których ginęły kobiety. Przez dwa lata trzyma w ryzach swój morderczy instynkt. W końcu nie wytrzymuje i zabija swoją 17-letnią szwagierkę. Tym razem nie miał już szans się wywinąć.

"Wampir z Bytomia" usłyszał wyrok śmierci za zabicie sześciu osób i usiłowanie zabójstwa kilku kolejnych. Zawisł na szubienicy w 1985 roku w Krakowie.


Bogdan Arnold- morderca prostytutek
Dołączona grafika

Bogdan Arnold urodził się w 1933 roku w Kaliszu. W drugiej połowie lat 60. zamordował cztery prostytutki. Ciała ćwiartował, polewał substancją żrącą lub próbował palić w swoim małym mieszkanku.

Arnold zeznał, że pierwszą ofiarę poznał w barze w Katowicach i zabrał ją do mieszkania. Gdy kobieta zaproponowała mu swoje płatne usługi, wpadł w szał i udusił ją. Zwłoki porąbał i wrzucił do wanny. Potem zabił jeszcze trzy kobiety.

Mordercę zdemaskowali jego sąsiedzi. Jeden z nich twierdził, że przez okno zauważył w mieszkaniu Arnolda rój much. Przybyły na miejsce milicjant poczuł okropny smród dobiegający z mieszkania. Mroczny sekret Arnolda został odkryty.

Części ciała poukrywane były w najróżniejszych miejscach: pod oknem, w drewnianej skrzyni w schowku i w wannie. W mieszkaniu było spora ilość damskiej garderoby. Gdy Arnold dowiedział się o wizycie milicji - zniknął. Został złapany tydzień później. Niektóre źródła twierdzą, że sam się zgłosił.

Katowicki sąd skazał go na karę śmierci. Morderca nie wyraził skruchy. Został stracony w grudniu 1968 roku.


Karol Kot
- wampir z Krakowa
Karol Kot urodził się w 1946 roku. Pochodził z tzw. dobrego domu. Uczył się w technikum energetycznym. Na kartach historii zapisał się krwawym śladem jako "wampir z Krakowa".

W latach 60. XX wieku na Kraków padł blady strach. Wszystko za sprawą grasującego tam mordercy. Ludzie bali się wychodzić z domu. Niektórzy pod ubranie wsadzali metalowe płyty, by uchronić się przed atakiem nożownika...

Kot w dzieciństwie lubił bawić się nożami i sztyletami. Pasjonował się też wojskiem i strzelectwem. Z lubością torturował zwierzęta. Potem wziął się za ludzi. Najpierw zginął 11-letni chłopiec, zadźgany nożem, następnie młodziutka dziewczynka cudem uniknęła śmierci po zadaniu przez napastnika ośmiu ran. Mniej szczęścia miała 77-latka trafiona nożem prosto w serce. Inna starsza pani po jego ataku została kaleką.

Milicja schwytała Kota wkrótce po tym, jak zdał maturę. Młodzieniec został oskarżony o zabicie dwóch osób i dziesięciokrotne usiłowanie morderstwa (w tym sześć za pomocą trucizny). Śledczym szczegółowo i z dumą opowiadał o swoich morderczych skłonnościach. Twierdził, że jako mały chłopiec w rzeźni, do której chodził w czasie wakacji, pił krew zwierząt...

- Dobrem jest to, co sprawia przyjemność, w takim razie, skoro zabijanie dawało mi zadowolenie, więc jest dobrem, a ja porządnym człowiekiem - mówił. Został skazany na śmierć i w 1968 roku powieszony.


Zdzisław Marchwicki
- niewinny?
Dołączona grafika
Przez ponad pięć długich lat, między listopadem 1964, a marcem 1970, "Wampir z Zagłębia" terroryzował cały region. Krwawa historia rozpoczęła się od zabójstwa Anny Mycek w Dąbrówce Małej. Imieniem kobiety nazwano specjalną grupę milicyjną powołaną do schwytania sprawcy. Uznaje się, że ten sam morderca zaatakował później jeszcze 19 kobiet. Tylko sześć z nich przeżyło...

Sposób działania zbrodniarza był zawsze taki sam. Wampir śledził najpierw swoją ofiarę, w pewnej chwili podbiegał i uderzał w głowę tępym narzędziem, katował na śmierć i dopiero wtedy gwałcił.

Na mieszkańców okolic, gdzie dochodziło do mordów padł blady strach. Panikę potęgowała całkowita bezradność władz i milicji. Przełom nastąpił dopiero po śmierci 18-letniej bratanicy ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach Edwarda Gierka. Właściwie należałoby powiedzieć, że przełom MUSIAŁ nastąpić.

Na podstawie donosów, które pojawiły się po wyznaczeniu olbrzymiej nagrody wytypowano ponad dwie setki podejrzanych. Wśród nich był Zdzisław Marchwicki.

Ostatnie zabójstwo "Wampira" miało miejsce w 1970 roku. Dwa lata później aresztowano Marchwickiego. Potem zatrzymano również jego dwóch braci (podejrzanych o współudział w jednym zabójstwie), siostrę i siostrzeńca. Minęły kolejne dwa lata i ruszył proces (na zdjęciu). Dowody były marne, żeby nie powiedzieć żadne, przyznania do winy nie było - sąd dysponował jedynie profilem psychologicznym mordercy, do którego pasował Marchwicki.

"Czy oskarżony jest mordercą?" - zapytał pod koniec procesu sędzia. "No z tego co słyszałem, co się dowiedziałem, no to chyba tak" - odpowiedział Marchwicki. Wraz z jednym z braci został skazany na śmierć (drugi dostał 25 lat więzienia).

Czy Marchwicki rzeczywiście był "Wampirem z Zagłębia"? Wiele wskazuje na to, że nie, a sprawa do dziś budzi kontrowersje. A może był nim chory psychicznie Piotr Olszowy, który sam przyznał się do winy, ale został wypuszczony z braku dowodów, zabił swoją żonę i dziecko, a na koniec popełnił samobójstwo? Kilka dni wcześniej milicja otrzymała list, w którym "Wampir" zapowiadał, że ma dość i zamierza się zabić. Czy władza nie chciała się przyznać, że wypuściła prawdziwego mordercę i wolała urządzić pokazówkę z Marchwickim w roli głównej? A może prawdziwy zabójca żyje do dziś na wolności?

Źródło części trzeciej

Użytkownik RafalD edytował ten post 31.07.2010 - 12:46

  • 5

#2

Sante.

    Veritas odit moras

  • Postów: 305
  • Tematów: 84
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Ja od siebie też coś dodam.



Henryk Dębski (ur. 1950 r. - zm. 1985 r.) - polski morderca i pedofil skazany na karę śmierci i stracony za zamordowanie dwóch dziewczynek w latach 1980 - 1981.


Zbrodnie

W czerwcu 1980 roku na jednym z osiedli w Suwałkach zaginęła 2,5-letnia Ania N. Dziecko bawiło się przed blokiem, podczas gdy matka od czasu do czasu zerkała z mieszkania na 3 piętrze, kontrolując czy córka przebywa na placu zabaw. Natychmiastowe powiadomienie milicji i poszukiwania zaginionej małej Ani nie dały żadnych rezultatów. Ustalono jedynie, że dziecko oddaliło się z placu zabaw trzymane za rękę przez niewysokiego, młodego mężczyznę. Pomimo jak najgorszych przeczuć i intensywnych 3-dniowych poszukiwań nie odnaleziono dziecka. Straszna prawda wyszła na jaw dopiero po roku od zaginięcia. Wówczas to dozorca w jednym z miejscowych zakładów zauważył odgrzebane z ziemi (najprawdopodobniej przez psa) szczątki małego dziecka. Zwłoki były już zeszkielecone, ale po resztkach garderoby rodzice rozpoznali zaginioną rok wcześniej Anię N. Dziecko zostało zamordowane, nie znano jednak motywu zbrodni ani sprawcy. Zachodziło podejrzenie, że sprawca działa seryjnie, podejrzenie sprawdziło się, gdy w listopadzie 1981 r. na osiedlu domków przy nadleśnictwie w Augustowie zaginęła 7-letnia Agatka Szandar. Poszukiwania dziecka doprowadziły do odkrycia w pobliskim lesie częściowo obnażonych zwłok dziewczynki. Prawda była szokująca, dziecko zostało najpierw uduszone a później zgwałcone.
Dewiant

Intensywne śledztwo doprowadziło do ujęcia sprawcy. Okazał się nim 31-letni Henryk Dębski, kawaler z wykształceniem podstawowym, zamieszkały we wsi Krasnybór, syn rolnika i pracownik PKP. Często przesiadywał w lokalnych barach w Augustowie, a wielu dzieciom znany był, jako tzw. „dobry wujek”, pan, który częstuje dzieci lizakami, rozmawia z nimi na placach zabaw, często bierze udział w tych zabawach. W śledztwie Henryk Dębski zmieniał zeznania, opowiedział jednak szczegółowo o morderstwach obu dziewczynek. Przyznał, że widok 2,5-letniej Ani N. i łatwość nawiązania kontaktu sprawiły, że nabrał chęci, aby „popieścić się” (z zeznań Henryka Dębskiego), opowiadał, że dziecko poszło z nim spokojnie, bo myślało, że jest jej wujkiem, a kiedy zaczął je molestować rozpłakało się, wówczas zatkał ręką buzię dziewczynki, chwycił ją za szyję i uniósł do góry, po pewnym czasie ciało zrobiło się bezwładne.

Proces i kara

Badania psychiatryczne wykazały, że był w pełni władz umysłowych podczas dokonywanych czynów, dziś można jednak stwierdzić, że był człowiekiem chorym, a jego pedofilia przybierała wyjątkowo impulsywny charakter. Podczas wizji lokalnych bał się samosądu - na miejscach zbrodni zbierał się agresywny tłum ludzi. Oskarżony o zabicie 2,5-letniej Anny N. oraz zabicie i gwałt 7-letniej Agaty Szandar został skazany 19 maja 1984 roku, przez Sąd Wojewódzki w Suwałkach na karę śmierci przez powieszenie. Sąd Najwyższy nie uwzględnił rewizji obrońców. W piśmie z 18 lipca 1985 roku Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski (wyroki ustawowo wykonywano w ciągu 2-7 dni od otrzymania pisma z Rady Państwa). Egzekucję przez powieszenie wykonano w mokotowskim więzieniu na ulicy Rakowieckiej 37 w Warszawie.
  • 0



#3

Ill.

    Nawigator

  • Postów: 1656
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Polecam tez wywiad z panem Kuklińskim:
http://www.paranorma...showtopic=21062
  • 1

#4

Paris.

    V.I.P.

  • Postów: 282
  • Tematów: 7
  • Płeć:Kobieta
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Marchwicki jest z moich stron, babcia opowiadała mi o tym jak kobiety bały się po zmierzchu wychodzić z domów, i te sprawy... obecnie jestem w trakcie zdobywania książki Kryptonim Anna, a nawiązując do tego, polecam również film Anna i Wampir, szczególnie nocą, potrafi wbić w fotel.
  • 0

#5

RafalD.
  • Postów: 202
  • Tematów: 53
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

@UP
Ja również pamiętam jaki panował strach kiedy aktywny był tak zwany Łomiarz. Gość był z Konstancina Jeziorny, napadał w Warszawie podobno 5 osób straciło życie w wyniku takiego napadu. Mordował dla pieniędzy więc nie jest typowym seryjnym mordercą. Dopiero niedawno sobie uświadomiłem, że ten człowiek zapewne codziennie jeździł do domu koło mojego domu na linii autobusu 710... być może nawet go widziałem...Okazuje się, że po odbyciu odsiadki wyszedł i znów napadł... tu można znaleźć kilka informacji na jego temat.
Dodam jeszcze, że ten człowiek ma tak samo na nazwisko jak moja koleżanka z klasy (chodziłem z nią razem do LO w Konstancinie) - pewnie to rodzina...
  • 0



Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych