Poważnie choruje na kręgosłup więc w celu jego leczenia pojechałam na 3 tygodnie do starego szpitala ortopedycznego w Trzebnicy. Gdy tylko weszłam do jego środka nie byłam zachwycona ogólnie stare łóżka,wszystko remontowane wieki temu.Trafiłam do pokoju 4 osobowego ale mimo to byłyśmy trzy w pokoju.Nazajutrz była sobota czyli czas przepustek koleżanki z pokoju mieszkały w miejscowościach blisko szpitala więc na nie pojechały ja niestety nie mając takiej okazji zostałam sama na 2 dni.W związku z tym że dopiero co przyjechałam nie zaprzyjaźniłam się z nikim i czekały mnie samotne dni.Gdy nadeszła 22(cisza nocna)trzeba było być już w łóżkach.Nie mogłam usnąć, nagle usłyszałam płacz dziecka i jakby ktoś śpiewał kołysankę .Głos dochodził z góry gdzie było jeszcze jedno piętro ,które zostało opuszczone ponieważ chłopczyk podpalił ścianę jednego z pokoi.Nie remontowali tego bo szpital zostanie przeniesiony w inne miejsce. Wracając do rzeczy ciężkimi siłami zasnęłam.Kolejnej nocy słyszałam to samo.Pokój w którym spałam był b.duży i była tam weranda do z której przechodziło się do innego pokoju .Drzwi od niej zaczęły się kołysać i słyszałam pukanie z sąsiedniego pokoju ,który był pusty.Myślałam ,że skonam ze strachu.Następnego dnia dziewczyny wróciły.Wszystko im opowiedziałam a te nie były wcale zdziwione.Były tu już po raz 3 więc miały większą wiedzę ode mnie.Powiedziały ,że nie raz słyszały coś takiego.Budynek ma ponad 120 lat niegdyś była tam szkoła z internatem ,a później szpital położniczy .Więc nic dziwnego ,że słyszałam płacz dziecka... Piszę tutaj po raz pierwszy,historia nie została zmyślona i psychikę też mam w porządku
Użytkownik Afrodyta23 edytował ten post 26.06.2010 - 17:44