Skocz do zawartości


Zdjęcie

Giza - monumenty Egipcjan, czy pozostałości po Atlantach lub kosmitach?


  • Zamknięty Temat jest zamknięty
11 replies to this topic

#1

+......

    Wędrowiec

  • Postów: 710
  • Tematów: 125
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Debata na temat: Giza - monumenty Egipcjan, czy pozostałości po Atlantach lub kosmitach?


Forma debaty: 1 vs 1


Zasady debaty:

- Każdy uczestnik posiada prawo do 5 wpisów (przy czym pierwszy wpis powinien mieć formę wprowadzenia, a ostatni być konkluzją, czyli podsumowaniem)

- Na kolejne wpisy uczestnicy debaty mają maksymalnie 7 dni czasu

- Za każdy kolejny dzień zwłoki (po przekroczeniu limitu 7 dni) naliczane są 2 punkty karne.

- O kolejności wpisów zadecyduje rzut monetą


Uczestnicy debaty:

Aquila – reprezentujący pogląd, że monumenty w Gizie to dzieło Egipcjan

tatik - jako zwolennik teorii alternatywnych (Atlanci/kosmici)


Opiekun debaty:

+.....

- Rzut monetą wyłonił osobę, która rozpocznie debatę, a jest nią Aquila. Debata rozpocznie się 16 listopada (poniedziałek) o godzinie 20.00 . Wtedy też temat zostanie otworzony, a Aquila będzie miał 7 dni na pierwszy wpis.

- Debata jest dostępna publicznie, jednak bez możliwości komentowania w tym wątku dla osób postronnych. Za każdy wpis w tym temacie osoby, która nie bierze udziału w debacie przysługuje 1 ostrzeżenie. Debatę należy komentować wyłącznie w kuluarach.

Po zakończeniu debaty komisja przyzna oceny zgodnie z systemem oceniania i odbędzie się podsumowanie.

Komisja oceniająca:

sędzia cisz
sędzia Ironmacko
sędzia ____
  • 0



#2

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Ja to chyba mam zbyt dużo wolnego czasu... ;)

Ale to zdecydowanie nie powód do narzekań, ponieważ mam zaszczyt zaprosić wszystkich czytelników do obserwowania kolejnej debaty której tematyka sięga czasów starożytnych.

Zamiast legionami rzymskimi, tym razem zajmiemy się...

Dołączona grafika



Choć nie tylko...

Rozpatrując temat pochodzenia piramid i sfinksa stojących w Gizie nie możemy skupić się jedynie na nich samych. W debacie tej postaram się zabrać czytelników w kolejną wyprawę w przeszłość - tym razem o wiele dalej niż ostatnio (jednak nie aż tak daleko, jak zapewne chcieliby zwolennicy „alternatywnej historii” ;) ).

Aby tak w dość przystępny sposób to ukazać to spójrzmy sami na pewne wydarzenia z naszej historii:

Historia państwa polskiego zaczęła się mniej więcej (uogólniając) 1000 lat temu. W czasie, gdy ono się tworzyło, Julius Cezar nie żył już od mniej więcej 1000 lat. Gdy zaś Cezar chadzał po świecie, od wydarzeń opisanych w „Illiadzie” (zakładając pewną ich wiarygodność) i ukazanych w filmie „Troja” minęło również około 1000 lat. W czasie zaś gdy Achilles walczył dla swej sławy pod Troją piramidy egipskie stały na płaskowyżu Gizy już od... zgadza się - ponad 1000 lat.

Historia piramid, jak wszyscy wiemy, jest mierzona w tysiącach lat. Pewne arabskie przysłowie mówi: ”ludzie obawiają się czasu, a czas boi się piramid”.

Czy aby na pewno? ;)

Przekonamy się już niebawem.

Przyznaję, że postawa kolegi tatika trochę mnie zaskoczyła. Taka deklaracja, jaką wygłosił jeszcze przed rozpoczęciem byłaby zdecydowanie bardziej na plus na samym jej końcu. Teraz bowiem wydaje mi się, że odziera ją z takiej otoczki poważnej walki dwóch odmiennych światopoglądów. Owszem – wciąż tatik będzie starał się przekonać nas, że piramidy i sfinksa zbudowali nie Egipcjanie, lecz przybysze z Atlantydy czy też kosmosu a ja, że uczynili to zwykli starożytni mieszkańcy Egiptu, lecz gdy wiemy już od samego początku, że i tatik nie wierzy w te alternatywne brednie...

Ale nie oceniajmy debaty na samym jej początku. Przyznaję, że strasznie niecierpliwie wyczekuję pierwszego wpisu mojego przeciwnika.

Sam zaś skupię się nie tylko na odpowiadaniu na argumenty przeciwnika, ale i postaram się przybliżyć parę teorii alternatywnych dotyczących tych obiektów (niezależnie od tego, czy tatik o nich wspomni, czy też nie) i określić czy, a jeśli tak, to na ile mijają się z prawdą.




Piramidy.

Kamienne budowle, których ogrom zadziwia do dziś. Kto je zbudował? Jak? Po co? Czy istnieją jakiekolwiek dowody, że zrobili to Egipcjanie? A jeśli tak – to jakie? A może XIX-wieczni egiptolodzy po prostu pewnego dnia usiedli sobie razem w jakimś angielskim gabinecie i rzucili losy - komu z listy faraonów przypisać owe budowle? Czy sfinksa na pewno należy datować tak wcześnie, jak twierdzą niektórzy? Na czym opierają się twierdzenia nauki? I czy na pewno jest ona skostniała, ślepa i obawiająca się „nowych dowodów”?


Już w następnym moim wpisie rozpoczniemy naszą podróż – od egipskiej prehistorii aż po czasy dużo późniejsze. Prześledzimy ewolucję egipskiej myśli inżynieryjnej, przestudiujemy sytuację w państwie za czasów pierwszych dynastii i przekonamy się, że tak naprawdę w społeczeństwie egipskim, w okresie któremu egiptologia przypisuje powstanie piramid w Gizie, budowa tychże grobowców nie tylko nie była niczym zaskakującym.

Była wręcz nieunikniona.


Do zobaczenia zatem w następnym wpisie :)
  • 7



#3

tatik.
  • Postów: 1982
  • Tematów: 291
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

No to zaczynamy ....

Na początek witam wszystkich w debacie…..szczególny pokłon w stronę składu sędziowskiego oraz oczywiście  Aquilii (wybacz kolejność, samo życie   :mrgreen: ) Nie zapomnę powitać również wszystkich zainteresowanych debatą.





Dołączona grafika 


Na całym świecie chyba nie ma człowieka który od dziecka nie był zafascynowany piramidami jako istnym cudem świata antycznego. Również jako podlotek chłonąłem wręcz wszystkie archeologiczne nowinki dotyczące piramid. Lecz ewolucja tak niestety stworzyła człowieka że jest mądrzejszy dosłownie z roku na rok a nie odwrotnie.  Kiedyś stwierdziłem że wręcz opętał nas światek archeologiczny (kompleks dzieciaka słuchającego naukowca który bez cienia zwątpienia wbija nam do mózgownic formułki których przeciętny człowiek nie jest w stanie zweryfikować)
Kompleks w Gizie jest oczywistym kunsztem starożytnej inżynierii i jego widok zapiera dech w piersiach każdego turystę. Lecz czy aby na pewno był zbudowany przez Egipcjan? A może tylko przebudowany? Największą tajemnicą jest oczywiście „Wielka Piramida” którą ponoć zbudował Cheops ok. 2550 p.n.e. Podstawowe pytanie, jakie mamy na to dowody?
1.    Przekazy Herodota żyjącego w latach 485-425 p.n.e. który wskazał Cheopsa jako budowniczego piramidy na podstawie chronologii Egiptu.
2.    Inskrypcje oraz dziwne napisy kamieniarskie jako pozostałość po budowniczych odnalezione w komorach odciążających oraz na licu piramidy.  Wokół tych jak je nazwano  "graffiti" wybuchła autentyczna wojna wokół egiptologów ponieważ budzą zbyt wiele kontrowersji.
3.     Papirus "Westcar". Tym będziemy musieli się zająć szczególnie ponieważ jest on zbiorem „opowiadań” o cudach faraona i raczej nie można go powiązać z prawdą historyczną tak jak opowiadań Platona. 
4.    Koronne dowody egiptologów prowadzących od wielu lat wykopaliska w Gizie.

Dołączona grafika

 Czy możemy zaufać tym niezbitym dowodom ? Jeśli będziemy mieli choć cień wątpliwości możemy szukać pierwszego budowniczego piramidy Cheopsa dużo głębiej w przeszłości, być może nawet kilka tysięcy lat…..a jest na to kilka pomijanych dowodów archeologicznych których nie uświadczymy w świecie naukowym. Ale to już w dalszej części debaty. Nie przeczę że Cheops lub ktoś inny mógł dokończyć lub przerobić „Wielką Piramidę” oraz na jej podstawie zakończyć budowę innych w całym kompleksie. Nie możemy również zapomnieć o kontrowersyjnym Sfinksie oraz o datowaniu jego powstania. W ten oto sposób wkraczamy w świat pełen tajemnic gdzie nauka, fantazja oraz baśnie wymieszały się w sposób niemożliwy do rozdzielenia.




Podstawowe pytanie….czy naukowiec głoszący zgoła inne teorie niż przedstawiane przez współczesną naukę może być szykanowany lub wręcz wykluczony z elitarnego kręgu ? A może faktycznie prawdziwa wiedza o pierwszych budowniczych piramid i ich pochodzeniu na naszym etapie rozwoju jest jeszcze zastrzeżona ? Wątpliwości oraz pytań wystarczy nam na następne pięć tysięcy lat….albo i więcej. 
Przepraszam za skromny wpis, zapewne postaram się o więcej.

Największy problem w temacie stanowią pierwsze źródła historyczne....w/g Herodota piramidy łatwo znaleść, natomiast należy mieć na uwadze że mityczna Atlantydy Platona być może nie zostanie odnaleziona nigdy.




Przy okazji zagadka dla chłonnych wiedzy o piramidach....słowa wyśmianego wielkiego egiptologa którego nazwiska w tym wpisie nie zdradzę:


Jeśli zabierasz się do budowy Wielkiej Piramidy robisz to bezpośrednio przy rzece. Oczywiście bliskość wody miała ogromny wpływ na budowę piramid. Dziś Nil jest w odległości około 9 km od piramidy..... czas potrzebny na przemieszczenie się rzeki na taką odległość od piramidy może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy lat.


Pozdrawiam
  • 2



#4

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam ponownie.


Zacznę od krótkiej korekty której wymaga pierwszy wpis kolegi tatika.

Wymieniłeś nam „główne dowody” jakie przemawiają za tym, Wielka Piramida Chufu została faktycznie przez niego zbudowana. Oto one:

1. Przekazy Herodota żyjącego w latach 485-425 p.n.e. który wskazał Cheopsa jako budowniczego piramidy na podstawie chronologii Egiptu.
2. Inskrypcje oraz dziwne napisy kamieniarskie jako pozostałość po budowniczych odnalezione w komorach odciążających oraz na licu piramidy. Wokół tych jak je nazwano "graffiti" wybuchła autentyczna wojna wokół egiptologów ponieważ budzą zbyt wiele kontrowersji.
3. Papirus "Westcar". Tym będziemy musieli się zająć szczególnie ponieważ jest on zbiorem „opowiadań” o cudach faraona i raczej nie można go powiązać z prawdą historyczną tak jak opowiadań Platona.
4. Koronne dowody egiptologów prowadzących od wielu lat wykopaliska w Gizie.


Zatem po kolei – przekazy Herodota, z racji tego, że są dużo późniejsze od piramid nie mogą zbyt wiele nam powiedzieć. Są nawet pewne powody by przypuszczać, że Herodot nawet nie znalazł się w pobliżu piramid a jedynie słuchał o nich opowieści. Ten „dowód” nie jest więc dowodem, a przynajmniej ja nie miałem zamiaru go tak traktować. Choć godny wzmianki, tak zostawimy go raczej z boku, ponieważ są o wiele lepsze dowody od opowieści starożytnego Greka ;) O inskrypcjach opowiem w swoim następnym wpisie – jak zwykle i tu zastosuję podział tematyczny postów a na piramidy w Gizie przeznaczyłem sobie trzeci z nich. Tam też przedstawię historię tych inskrypcji i tam też zrozumiemy, że tak naprawdę wokół tych graffiti nie wybuchły żadne kontrowersje ani tym bardziej „autentyczna wojna” (!) wśród egiptologów. Jedyne kontrowersje jakie ludzie chcą tu wzbudzać to bezsilne krzyki pseudonaukowców, którzy w obliczu takiego dowodu, owego „dymiącego pistoletu”, próbują ratować swoje naiwne „teorie alternatywne” wszelkimi sposobami – w tym posuwając się do kłamstw, co wykażę w swym następnym wpisie. O papirusie Westcar również nie zamierzałem pisać zbyt wiele, fakt – wspomina on o tym, że Cheops chciał zbudować sobie piramidę, ale ponownie istnieją o wiele lepsze dowody świadczące o tym, że faktycznie ją zbudował niż opowieści o czarodziejach, chociażby i z okresu mniej więcej tego samego, co sam faraon Cheops. Dlatego rzecz jasna wspomnę o nim we wpisie poświęconym Gizie, ale tak jak w przypadku Herodota nie zamierzałem traktować tego papirusu jako czegoś niezmiernie ważnego. Ciekawi mnie też w jaki sposób chcesz „wiązać” opowieści Platona z prawdą historyczną. Tak samo jak w przypadku inskrypcji z piramid oraz papirusu Westcar, tak i o Platonie opowiem troszkę więcej w następnych wpisach. Być może do tego czasu kolega tatik wyjaśni nam wszystkim gdzie opowieści Platona i historia Egiptu się spotykają, ponieważ mimo usilnych starań takich zbieżności nie widzę. Co więcej - jak się później przekonamy opowieści Platona (a więc człowieka któremu obecnie zawdzięczamy historię o Atlantydzie) mijają się nawet i to znacznie ze współczesnymi opowiastkami New Age i obecnemu wyobrażeniu Atlantydy! ;) Ale o tym, oraz o większej ilości prawdziwych i bezsprzecznych dowodów na to, że piramidy i Sfinksa stworzyli starożytni Egipcjanie z czasów IV dynastii, będzie jak już nieraz mówiłem w następnych wpisach. W tym bowiem mam zamiar spełnić daną obietnicę i poruszyć trochę inne tematy.

Jakby tego było mało, to niezmiernie cieszę się, że pierwsze zdjęcie które tu wstawiłeś jest właśnie takie a nie inne. Specjalnie szukałem takiego ujęcia Sfinksa od przodu i z piramidą w tle i znalazłem je w dość dobrej (lepszej niż tutaj zaprezentowana) rozdzielczości, ponieważ wrzucając je byłeś zapewne nieświadomy, że widoczny jest na nim jeden z wielu argumentów bardzo silnie przemawiających za tym, że Sfinksa wykuto już po tym jak zbudowano piramidę Chafre i cały kompleks z nią związany. A że wykażę, że piramidę Chafre zbudował w istocie Chafre, wykażę też przy okazji, że Sfinks również powstał w okresie rządów tego króla lub krótko po nich. Niestety jestem zmuszony poczekać z wyjaśnieniem tej zagadki do ostatniego wpisu przeznaczonego na argumentację (wedle ustalonego przeze mnie wcześniej grafiku) ale póki co można zgadywać w komentarzach do tejże debaty czym jest i gdzie na tym zdjęciu widoczny jest ten ów tajemniczy element, który przemawia za tym, że Sfinks jest młodszy od piramidy widocznej za jego plecami ;)

W dalszej części debaty zobaczymy też jakość i nielogiczność owych „alternatywnych dowodów”. Nie ma co płakać nad tym, że „zła nauka” zazwyczaj nie polemizuje z naiwnymi wymysłami pseudonaukowców. To właśnie ich naiwność jest powodem tego, że nie mówi się o nich w poważnych pracach naukowych, bowiem wymagać od poważnego egiptologa stawiania „alternatywnych dowodów” na równi z zebranymi dowodami popierającymi „wersję oficjalną” to jak wymagać od pracownika NASA, aby traktował teorie jakoby komety były wielkimi ciałami niebieskimi z lodu i skał oraz teorie, że są to statki kosmiczne obcych którzy wezmą nas do siebie jeżeli popełnimy rytualne samobójstwo jako jednakowo sensowne, logiczne, naukowo poparte i rzecz jasna możliwe ;)

Miejsce dowodów naukowych jest w pracach naukowców, miejsce bajek zaś w książkach dla dzieci, a nie w książkach poświęconych prawdziwej nauce.

Nie mogę też zgodzić się, że „nauka, fantazja oraz baśnie wymieszały się w sposób niemożliwy do rozdzielenia”. Ten bigos, który zgotowali nam „wielcy uczeni” jak Stichin albo Daeniken można bardzo łatwo rozdzielić na elementy – wyciągnąć z nich prawdę (niewiele jej tam będzie), baśnie (już więcej) oraz fantazje (a tych to najwięcej ;) ). Kluczem do rozwiązania tej zagadki jest jednak zrozumienie, że ludziom takim jak Stichin nie zależy na odkrywaniu prawdy, lecz na zarabianiu i zdobywaniu sławy poprzez rozgłaszanie swoich sensacyjnie brzmiących teorii i tłumaczeniu swojego wykluczenia z grona naukowców (bo jak tu sensownie współpracować z kimś, kto wymyśla „fakty” i przeinacza słowa) biadoleniem jaka to nauka jest ślepa i zła, bo nie rozumie jego wspaniałych, rewolucyjnych tez.

Śmiem twierdzić, że Stichin i reszta to jak rodzina Heene, której rodzice od początku zaklinali się, że mały Falcon poleciał tym balonem, gdy w istocie kazali mu siedzieć cicho w garażu. Wszystko pięknie, dopóki ludzie w to wierzą. Ale gdy wszystko wyjdzie na jaw, to jak mamy traktować poważnie takich ludzi?

A może faktycznie prawdziwa wiedza o pierwszych budowniczych piramid i ich pochodzeniu na naszym etapie rozwoju jest jeszcze zastrzeżona ?


Jak to zawsze bywa przy teoriach alternatywnych musi gdzieś istnieć spisek. W tym przypadku – również i to jak zwykle klasyczny – źli ludzie posiadają pewną wiedzę, lecz trzymają ją w ukryciu przed „maluczkimi” w obawie przed... no przed czymś ;) Na szczęście są jednak „Rycerze Prawdy”, którzy walczą z tym spiskiem przekazując nam „Prawdę”. Szkoda tylko, że autor bajań o „zastrzeżonej wiedzy” nie raczy pomyśleć o tym, że tak naprawdę to każdy z nas, jeżeli tylko zechce, może zostać egiptologiem. Wystarczą odpowiednie studia i odpowiedni zapał do pracy. Ciekawe jak taka osoba by się czuła, gdyby wówczas ktoś zarzucił jej „udział w jakimś spisku”, który ma na celu „ukrywanie zastrzeżonej wiedzy” ;)

Korektę wpisu mojego szanownego przeciwnika zakończę krótką odpowiedzią na podany przez niego cytat:

„Jeśli zabierasz się do budowy Wielkiej Piramidy robisz to bezpośrednio przy rzece. Oczywiście bliskość wody miała ogromny wpływ na budowę piramid. Dziś Nil jest w odległości około 9 km od piramidy..... czas potrzebny na przemieszczenie się rzeki na taką odległość od piramidy może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy lat.”

Otóż wcale nie trzeba tutaj kilkudziesięciu tysięcy lat i czekania na zmianę koryta rzeki. Wystarczy jedynie... zbudować kanał i port, w czym Egipcjanie byli bardzo zdolni ;) Ale o tym w następnym poście :)



A teraz przejdźmy do właściwej części mojego tego wpisu.


Cóż... obiecałem podróż w czasie, a zatem...

Wyobraźmy sobie okolicę pewnego płaskowyżu w miejscu, które dziś zwiemy Egiptem. Jeszcze stosunkowo niedawno zielona i porośnięta trawą, dziś już przemieniona w pustynię którą pozostanie jeszcze przez jakiś czas do czasu, gdy znów na krótko pokryje się roślinnością podczas kolejnej zmiany klimatu które nazywamy „zieloną Saharą”. Jest rok 10 500 p.n.e.
 

PEWNE CIEKAWE ZDJĘCIE


I TU TEŻ


Są to ślady po „zielonej Saharze”... Na skałach znajdujących się dziś pośrodku pustyni można czasem znaleźć takie rysunki jak ten – przedstawiające zwierzęta, które niegdyś mieszkały na zalesionych lub trawiastych równinach które dopiero później przemieniły się w spaloną słońcem pustynię.


Pewien człowiek oddalił się od swojego domu który leżał w dolinie rzeki wśród nieco bujniejszej roślinności. Lubił wędrować na płaskowyż, ponieważ to, co tam oglądał codziennie wprawiało go w zachwyt. Siadał wtedy na piasku i podziwiał widok, który jeszcze przez tysiąclecia będzie wprawiał niezliczone rzesze ludzi w podobny zachwyt...

Kemi! Kemi! Chcemy iść z tobą! – dwoje małych dzieci podbiegło do owego mężczyzny.
- Nie możecie. Małe dzieci nie mogą wchodzić na tamten teren, to zbyt niebezpieczne. Coś może wam się stać. To bardzo zatłoczone miejsce i dużo tam się dzieje.
- Ale Kemi... prosimy... My też chcemy zobaczyć ten cud... – dzieci nie ustępowały.
- No dobrze, chodźmy. Ale trzymajcie się blisko mnie i nie patrzcie zbyt długo, bo bogowie będą się gniewać.


Mężczyzna zabrał dwójkę chłopców ze sobą i poszedł w stronę płaskowyżu. Trójka wędrowców wyszła w końcu z zalesionej doliny i zaczęła zmierzać w stronę pustyni. Wspięli się na znajdujące się w pobliżu wzniesienie i ujrzeli widok, który zaparł im dech w piersiach. Ogromne słońce zachodziło powoli za horyzont. Ognista kula zbliżała się do ziemi a mimo to nie widać było aby ona płonęła. Widocznie musiało to się odbywać gdzieś strasznie daleko. Nasz bohater nie był w stanie pojąć tego co widzi choć nie przeszkadzało mu to w podziwianiu tego zjawiska. Gdy kula schowała się za horyzontem dość szybko zapadła ciemność. Gwar dobiegający z osady znajdującej się niedaleko powoli cichł.

No dobrze, już po wszystkim. Chodźmy, bo duchy pustyni których jest tutaj pełno nie lubią gdy się im zakłóca spokój.

Wędrowcy zobaczyli to, po co tu przyszli. Słońce zaszło za horyzont więc nie było już po co tutaj dłużej siedzieć. No bo i co tu więcej oglądać? Miejsce to było kompletnie puste i nic więcej ciekawego do oglądania tu po prostu nie było – tylko nieogarnięte morze piasku...


Tym trochę nietypowym sposobem chciałem zacząć drugi wpis. Wstęp ten zawiera bowiem to, czym zajmę się pokrótce w pierwszej części tego postu a co wiąże się z „nieznaną, zaginioną cywilizacją, która zbudowała piramidy i Sfinksa”. Tak zwane alternatywne (swoją drogą to bardzo ciekawe i takie „politycznie poprawne” – w tym przypadku bowiem zmuszony jestem używać słowa „alternatywny” jako zamiennika dla słów takich jak „idiotyczny” czy też „naiwny” i choć nie popieram za bardzo poprawności politycznej to jednak postaram się mimo wszystko używać słowa „alternatywny”) teorie zazwyczaj gdy jest mowa o innym, dużo starszym datowaniu piramid i Sfinksa datę ich powstania przenosi do roku około 10 500 p.n.e. Argumentem ma być między innymi rzekomy związek z istniejącym wówczas układem gwiazd. Skoro jednak historia Egiptu o której uczymy się w szkołach zaczyna się mniej więcej około roku 3000 p.n.e. to wynika z tego, że twórcami tychże monumentów miałaby być jakaś inna, znacznie starsza cywilizacja. Nazwiemy ją zatem „zaginioną cywilizacją”.

I tutaj właśnie tkwi tragiczny błąd. Prześledźmy bowiem tok myślenia ludzi promujących owe alternatywne teorie:

- spoglądam na piramidy i na Sfinksa

- nie mogę pojąć jak Egipcjanie mogli to wszystko zbudować.

- dochodzę zatem do wniosku, że to nie oni je zbudowali.

- znajduję „dowody” według których budowle te miałyby być dużo starsze od powszechnie przyjętego wieku.

- zastanawiam się kto zatem mógł to zrobić, skoro Egipcjanie utworzą swoje państwo dopiero za kilka tysięcy lat.

- Eureka! Skoro nie wiem kto to by mógł być, zatem musiała to być jakaś zaginiona i niezwykle zaawansowana cywilizacja która znikła całkowicie bez śladu!

Ten tok myślenia jest beznadziejnie błędny. Tak naprawdę sprowadza się do tego, że autor „wymyśla” całą cywilizację tylko dlatego, że nie jest w stanie pojąć jak Egipcjanie mogli zbudować takie monumenty. Jak to już nieraz powtarzałem – coś nie jest niemożliwe tylko dlatego, że przerasta nasze pojęcie. Zamiast wymyślać „zaginione cywilizacje” lepiej skupić się na o wiele bardziej prawdopodobnych możliwościach które na dodatek nie zmuszają nas do wymyślania całych cywilizacji ot tak z niczego.

Ale jakkolwiek idiotyczny jest ten pomysł z wymyślaniem całej cywilizacji byleby tylko pasowała do jakiejś alternatywnej układanki przyjrzyjmy się (mimo wszystko) nieco bliżej tej „zaginionej cywilizacji” (o ile można w ogóle przyjrzeć się bliżej czemuś, co nie istnieje ;) ).

Gdy pójdziemy do pierwszej lepszej księgarni lub zajrzymy na strony poświęcone historii Egiptu z pewnością jakieś 99% z nich będzie poświęcone historii państwa egipskiego – państwa które powstało ~ 3000 r. p.n.e. To może wywołać błędne przeświadczenie, że nasza wiedza na temat Egiptu kończy się na tymże roku trzytysięcznym przed naszą erą a to jak wyglądało to miejsce i kto tam mieszkał wcześniej jest dla nas całkowitą zagadką.

Taki sposób myślenia odpowiada rzecz jasna ludziom od alternatywnej teorii. Łatwiej bowiem wówczas zapełnić tę urojoną dziurę, urojoną białą plamę historii swoimi wymysłami o „zaginionych cywilizacjach”.

Problem w tym, że wiemy doskonale kto żył i w jakich warunkach w Egipcie na długo przed czasami faraonów. Tak właściwie to jak na dłoni mamy ogólną historię mieszkańców tych ziem od roku mniej więcej 500 000 p.n.e. aż do 3000 p.n.e.

I, co zresztą mnie nijak nie dziwi, ani śladu w tej historii jakiejkolwiek zaginionej cywilizacji ;)

No ale sami przyjrzyjmy się bliżej temu wszystkiemu.

Najstarsze ślady jakie pozostały po przodkach człowieka w Egipcie datuje się mniej więcej na 700 000 – 500 000 roku p.n.e. Szczątki te należą do Homo Erectus a znaleziono je w okolicy powstałej dużo później świątyni Abu Simbel na przeciwległym brzegu rzeki. To najstarsze ślady narzędzi jak i bytności praczłowieka w tych okolicach.

Później w Egipcie następuje okres zwany kulturą aszelską po którym pozostały nam takie oto piękności:
 

FOTO


A który to (okres) trwał do roku mniej więcej 100 000 p.n.e.

Co ciekawe, jedne z najbardziej wartościowych znalezisk z tego okresu w Egipcie znalazł nasz rodak – Waldemar Chmielewski. Jego odkrycie, nazywane Arkin 8, zawierało nie tylko mnogość kamiennych narzędzi z tego okresu (dokładniej 3407 artefaktów) ale i coś, co uznano za jedne z najstarszych na świecie (o ile nie nawet najstarsze) ślady po budowlach. Choć słowo to niezbyt dobrze oddaje charakter znaleziska – to owalne zagłębienia o wymiarach 1.8 x 1.2 metra i głębokie na 30 centymetrów. Nad nimi zapewne rozciągały się namioty pokryte skórami bądź futrami zwierząt.

Następna warta wspomnienia zmiana miała miejsce około 50 000 – 40 000 lat temu i znamy ją pod nazwą kultury aterskiej. Za jej czasów prawdopodobnie nastąpił wspaniały i niezwykle wzniosły przełom technologiczny – mianowicie wynaleziono łuk. A łuk byłby niczym bez strzał i grotów:
 

HMMM...GROTY JAK GROTY, ZOBACZCIE SAMI


Udoskonalenie kamiennych narzędzi polegało między innymi na tym, że po prostu dodano wąską końcówkę z tyłu dzięki czemu grot można było znacznie lepiej przymocować do strzały czy do włóczni. Kolejnym przełomowym wynalazkiem tejże epoki było stworzenie urządzenia o nazwie atlatl. Był to krótki kawałek drewna z „hakiem” na końcu a który to służył do zwiększenia siły z jaką wyrzucany był oszczep.
 

PAN NA OBRAZKU ZDAJE SIĘ MÓWIĆ "NIE POWIEM TEGO WPROST, ALE CHWALĘ SIĘ SWOIM ATLATLEM"


Stosowany w niektórych kulturach jeszcze do dziś.
 

JA TEŻ TAKI MAM!


Wciąż używają go niektórzy Aborygeni i nazywają woomera, amirre lub mirru. Inuici zaś zwą je nuqaq.

Jako ciekawostkę mogę podać, że użycie tego przyrządu potrafi zwiększyć prędkość wyrzucanego oszczepu aż do 100 km/h a odległość rzutu do aż 258 metrów. Najdalszy rzut bez pomocy tego przyrządu to „zaledwie” 104 metry – rekord świata Uwe Hohna z 1984 roku.
 


A to wspomniany atlatl w akcji. Nawet dziecko jest w stanie wyrzucić taki oszczep dość daleko i to bez rozbiegu ani wyraźnego użycia siły


Prawdopodobnie tym wynalazkom zawdzięczamy znacznie zwiększoną ilość szczątków zwierzęcych znajdowanych przy pozostałościach osad z tamtego okresu. Nowa broń i nowa technika zapewniała po prostu większe powodzenie na polowaniach.
Mniej więcej równocześnie rozwijała się kultura Khotmusan (nie znalazłem polskiego odpowiednika). Jej zawdzięczamy zmniejszenie się narzędzi kamiennych, bardziej wyrafinowane groty kamienne oraz używanie narzędzi z kości i hematytu.

Wraz z upływającym czasem pojawiały się nowe kultury a narzędzia stawały się coraz mniejsze i staranniej wykonane.

Między latami 18 000 p.n.e. a 15 000 p.n.e. rozkwit przeżywała kultura Halfan a mniej więcej równolegle z nią – kultura Fakhurian (17 000 p.n.e. – 15 000 p.n.e.). Ta druga odznaczała się między innymi tym, że potrafiła tworzyć niezwykle zaawansowane jak na tamte czasy narzędzia kamienne – niektóre ostrza miały zaledwie 3 centymetry długości.

I teraz powoli wkraczamy w okres, który jest dla nas najciekawszy.

Około roku 13 000 p.n.e. obserwujemy kolejny przykład „skoku technologicznego” – choć „skok” znowu jest niezbyt dobrze oddającym to co mam na myśli słowem. Nie był to bowiem tak jak to dziś sobie wyobrażamy przełom, lecz pojawienie się po kilku tysiącach lat nowego narzędzia. Jak na dzisiejsze standardy ówczesny postęp technologiczny był żałośnie powolny a nowe wynalazki i techniki wyłaniały się w ciągu bardzo wielu lat.
Nadszedł czas kultury Qadan (13 000 p.n.e. – 9000 p.n.e.). Kultura ta odznaczała się między innymi tym, że chowała zmarłych na specjalnie wydzielonych cmentarzach oraz posiadała bardziej skomplikowane rytuały z tym związane. Najważniejsze jednak jest to, że w tym okresie ludzie żyjący na tym obszarze zaczęli eksperymentować z uprawą roślin. Wśród narzędzi znalezionych w tym okresie znajdują się kamienne sierpy oraz prymitywne kamienne żarna do mielenia ziaren zbóż. Nie wiemy tylko czy uprawa roślin stała na bardziej rozwiniętym poziomie (zasiewanie pól) czy ograniczała się jedynie do zbierania tego, co rosło całkiem dziko w najbliższej okolicy. Prawdopodobnie to spowodowało porzucenie łowienia ryb – dieta ówczesnych mieszkańców Egiptu ograniczała się zatem do produktów ze zboża oraz mięsa upolowanych zwierząt lądowych – wśród pozostałości nie ma bowiem szczątków ryb ani przedmiotów wykonanych z rybich ości tak jak miało to miejsce wśród znalezisk ze wcześniejszych okresów.

Ale około roku 10 500 p.n.e. (czyli mniej więcej w czasie w którym twórcy teorii alternatywnych umiejscawiają powstanie piramid i Sfinksa) stało się coś, co odwróciło ten proces. W warstwach z tego okresu nie znajdujemy już ani sierpów ani żaren co oznacza, że mniej więcej wtedy porzucono próby z rolnictwem i ludzie wrócili do epoki zbieractwa i łowiectwa.

Co więcej – mamy argumenty za tym, że nie stało się to łagodnie i pokojowo.

W 1964 roku odkryto coś, co nazwano Cmentarzem 117.
 

DUŻE ZDJĘCIE SZKIELETÓW


W miejscu tym znaleziono 59 kompletnych szkieletów z czego większość była zachowana w niemal doskonałym stanie oraz wiele kości należących do innych, niekompletnych szkieletów.
Ogólnie w okolicy odkryto trzy takie miejsca pochówku – jedno nazwane miejscem 8905 w Tushka w którym odkryto 21 szkieletów, miejsce 117 z 59 szkieletami i jeszcze jedno znajdujące się po drugiej stronie rzeki – z 39 grobami.
 

site117poprawka.jpg


Około 40 % osób tam pogrzebanych posiada wyraźne ślady po głębokich i prawdopodobnie śmiertelnych ranach zadanych ostrymi narzędziami – na przykład włócznią z kamiennym grotem. To mówi nam o tym, że wówczas przynajmniej w rejonie współczesnego Egiptu i Sudanu przetoczyła się fala brutalności która zapewne miała związek z jakimiś zmianami klimatycznymi i zmniejszeniem się ilości dostępnego pożywienia.

Dalsza historia już jest dla nas trochę mniej ciekawa – wraz z upływem czasu ludzie ponownie zaczęli rozwijać swoje kamienne narzędzia i w końcu udało im się opanować sztukę uprawy roślin. Nie wiemy kiedy dokładnie się to stało lecz jedno jest pewne – ludziom tym z czasem coraz bliżej było do starożytnych Egipcjan niż do żyjących w szałasach niby-jaskiniowców (niby, bo nie tam zbyt wielu jaskiń ;) ).


Podsumujmy zatem to, co do tej pory tutaj przeczytaliśmy. Znamy historię Egiptu (a właściwie ziemi na której z czasem utworzy się państwo egipskie) i ludzi tam mieszkających od mniej więcej 500 000 roku p.n.e. aż do czasów dzisiejszych. Jest to całkowicie zwykła historia – zaczyna się od prymitywnych narzędzi kamiennych i ciągnie się przez kolejne wieki rozwijając technologię wytwarzania tychże i sprawiając, że każde kolejne narzędzie wykonane z kwarcu czy też innego kamienia jest lepsze od poprzedniego. Oczywiście rozwój ten nie wyglądał jak na przykład postęp w dziedzinie komputerów czy telefonów komórkowych gdzie modele zaledwie kilkuletnie są już uważane za nieco przestarzałe – wówczas zmiany trwały nierzadko tysiące lat i dopiero po takim okresie można było mówić o „wyraźnej zmianie w technologii wytwarzania narzędzi”. Idąc wraz z upływem wieków dochodzimy w końcu do owego nieszczęsnego roku 10 500 p.n.e. – w okolice momentu w którym według wszelakich zwolenników teorii alternatywnej miały powstać i Sfinks i piramidy jak i miała istnieć „zaginiona cywilizacja” odpowiedzialna za ich zbudowanie. Obojętne w tej chwili jest to, czy cywilizacją tą miała być cywilizacja z Atlantydy czy też jakaś inna – po prostu niemożliwe jest to, aby wówczas istniała tam jakakolwiek zaawansowana cywilizacja. No, chyba że za zaawansowaną cywilizację mamy uznać ludzi podobnych w rozwoju do tych:
 

archeonmesolithic.jpg


To mniej więcej to samo, co wymaganie od tych ludzi:
 

1namibia.jpg


bushmenkalaharisafaribo.jpg


khbbushmennearhammerste.jpg


277626621b324f4d8c8.jpg


papuas.jpg


pygmy.jpg


...aby zbudowali piramidy.

Z całym szacunkiem dla przedstawionych tutaj współcześnie żyjących w ten sposób Buszmenów, Indian z Amazonii, Papuasów i Pigmejów, ale wydaje mi się, że budowa tychże monumentów po prostu przekraczałaby ich możliwości. A tacy mniej więcej właśnie byli żyjący w okolicach roku 10 500 p.n.e. mieszkańcy przyszłego Egiptu – prymitywni, używający kamiennych narzędzi a więc nie mający w ogóle pojęcia o metalach z których wykonane były narzędzia potrzebne do obróbki skał w Gizie (epoka brązu zacznie się w Egipcie dopiero za jakieś 7000 lat), mieszkający w szałasach i dopiero eksperymentujący z rolnictwem nie mówiąc już o wiedzy astronomicznej czy też matematycznej potrzebnej do obliczania kątów i sił. Dodajmy do tego fakt, że kultura plemienna i na dodatek utrzymująca się z łowiectwa i zbieractwa nie byłaby w stanie utrzymać ponad tysiąca ludzi zatrudnionych na budowie i tym samym nie mogących na własną rękę zdobywać pożywienia dla siebie.

Ok – ale już słyszę te głosy sprzeciwu – otóż zaginiona cywilizacja istniała, ale dlatego jest zaginiona, ponieważ znikły wszelkie ślady jej istnienia.

Cóż – jest to obrona na siłę. Tego zwrotu używam, gdy ktoś najpierw wyznacza sobie „prawdę” (a raczej „Prawdę” ;) ) a potem wszelkimi sposobami próbuje ją „udowodnić”, choćby nawet rzeczywistość była w sprzeczności z tymi „dowodami” (czyli słynne już i niezmiernie popularne wśród zwolenników wszelkich teorii alternatywnych na rozmaite tematy „jeżeli dowody są przeciwko mnie to tym gorzej dla nich!”).

Fakty są następujące – posiadamy materialne dowody wskazujące nam poziom zaawansowania danych społeczności żyjących w okolicy roku 10 500 p.n.e. i wiemy, że nie były one na tyle zaawansowane aby zbudować piramidy. Co tu dużo mówić – stały na poziomie jaskiniowców. Nie ma też absolutnie żadnego śladu po jakiejkolwiek zaawansowanej cywilizacji która mogłaby wówczas przybyć do Egiptu z zewnątrz, zbudować piramidy i Sfinksa a potem się wynieść (swoją drogą – ciekawe po co?).

Nie można też tłumaczyć tej sytuacji jakimś „kataklizmem” który zniszczył naszą „zaginioną cywilizację” a ocalił piramidy i Sfinksa – ponieważ nie ma śladów takiego kataklizmu. Co więcej – jeżeli kataklizm miał zniszczyć wszystkie ślady po zaawansowanej cywilizacji to jakim cudem ocalało tak wiele przedmiotów po owych bardziej prymitywnych mieszkańcach tych ziem – tak wiele narzędzi kamiennych i wykonanych z kości zwierząt? Poza tym nawet po trzęsieniach ziemi, powodziach czy wybuchach wulkanu (Pompeje i Herkulanum) pozostaje wiele śladów po cywilizacji i ludziach, którzy wówczas zginęli.

Dodajmy do tego jeszcze jedno proste wyjaśnienie – zazwyczaj jest tak, że im bardziej rozwinięta jest dana cywilizacja, tym więcej „śmieci” po sobie pozostawia. Ludzie z paleolitu i mezolitu nie posiadali zbyt wiele – szałasy, kamienne i kościane narzędzia a pozostawiali po sobie także ślady swoich wiosek i szczątki upolowanych zwierząt. Cywilizacje takie jak Egipt wytwarzały już dużo więcej takich przedmiotów jak i pozostawiły po sobie znacznie więcej śladów po budynkach – i to śladów o wiele bardziej zaawansowanych bo wykonanych z kamiennych bloków albo glinianych cegieł.

I teraz zastanówmy się – Egipcjanom odmawia się zaszczytu zbudowania piramid, ponieważ są uznawani za „zbyt prymitywnych”. Zatem, skoro piramidy musiała zbudować jakaś jeszcze bardziej rozwinięta od nich cywilizacja, po ich „zaginionych budowniczych” powinno pozostać jeszcze więcej śladów niż po Egipcjanach z IV dynastii! Śladów po budowlach, domach, zaawansowanych narzędziach itd.

Na koniec dodajmy też fakt, że od mieszkańców Egiptu żyjących w roku 10 500 p.n.e. (ponieważ teorię o „zaginionej cywilizacji” zmuszeni jesteśmy, wbrew marzeniom zwolenników teorii alternatywnej zwyczajnie odrzucić) wymaga się umiejętności wznoszenia piramid podczas gdy o wiele mniejszą i wymagającą zdecydowanie mniej wysiłku budowlę – Stonehenge zbudowano dopiero ~ 7000 lat później!


Fakty mówią swoje – nic takiego jak „nieznani budowniczowie piramid” nie istniało. Żadnej „zaginionej cywilizacji” po prostu nie było. To czysty wymysł pań i panów, którzy chcą mieć swoje sensacyjne pięć minut i być może zarobić na sensacyjnie zatytułowanych książkach.

Pozostaje nam zatem jeszcze jedna „alternatywna teoria” którą musimy się zająć zgodnie z tematem naszej debaty – wersja z kosmitami :) Tą jednak zajmę się w późniejszych wpisach.




Mam nadzieję, że udało mi się dość jasno przedstawić fakt, że zbudowanie tych monumentów w roku 10 500 p.n.e. albo w jego pobliżu było zwyczajnie niemożliwe. Czy zatem na tym mam zamiar poprzestać? Ależ skąd. Jak zwykle debatę tę podzieliłem na trzy części i wyznaczyłem sobie osobne tematy które mam zamiar poruszyć w każdym z wpisów tej dyskusji. Początek tego postu miał być przeznaczony na krótkie objaśnienie dlaczego nauka nie może zgodzić się z tym, że monumenty z Gizy zbudowano dużo wcześniej niż się przyjmuje i dlaczego nie mogła tego dokonać jakaś tajemnicza i (nie oszukujmy się) całkowicie wyssana z palca zaginiona cywilizacja. Drugą część tego wpisu jak i oba pozostałe przeznaczone na argumentację mam zamiar poświęcić przybliżeniu rozmaitych faktów dzięki którym przypisujemy te monumenty tym a nie innym faraonom. Innymi słowy – między innymi dlaczego piramida faraona Chufu jest piramidą faraona Chufu ;)



Aby zrozumieć dlaczego piramidy i Sfinks są na wskroś egipskie musimy cofnąć się w czasie kilkaset lat przed ich powstaniem i powoli prześledzić ewolucję egipskich grobowców. Dlaczego? Można to wyjaśnić za pomocą pewnego przykładu z nieco innej epoki - choć posiadamy schematy budowy nowoczesnych samolotów myśliwskich a części z jakich są wykonane są oznakowane to aby już w 100% upewnić kogoś, że to całkowicie ludzki wynalazek można pokazać udokumentowany rozwój lotnictwa na przestrzeni lat – począwszy od samolotu braci Wright, przez dwupłatowce I wojny światowej, jednopłatowce II wojny o znacznie zwiększonych osiągach, później pierwsze odrzutowce aż po F-22 Raptora. Wówczas nawet taki Raptor, choć niesłychanie zaawansowany i wręcz „kosmiczny” staje się tylko kolejnym stadium pojazdu, który swoją historię zaczynał jako prymitywny model z drewna i płótna a którego pierwszy lot trwał zaledwie 12 sekund.

Dokładnie tak samo jest z piramidami. Same piramidy z Gizy porażają swoim ogromem i innymi cechami, dzięki którym zasłynęły na świecie. Ale gdy spojrzymy na nie przez kontekst ewolucji grobowców to wtedy o wiele łatwiej zauważyć w nich po prostu kolejny, udoskonalony model. Dlatego też my również podążymy tym tropem i ponownie przeniesiemy się w czasie. Tym razem do roku mniej więcej 3100 p.n.e.

(a przy okazji, tak jak w przypadku poprzedniej debaty, skoro już mam czas i miejsce to postaram się zawrzeć tutaj jak najwięcej rozmaitych ciekawych informacji. Uważam, że taka debata też może być w miarę przystępnym źródłem wiedzy o danym temacie i kto wie, może w jakimś stopniu przydatna przy pisaniu jakiegoś wypracowania albo odrabianiu pracy domowej z historii ;) )



Przed wspomnianym już przeze mnie rokiem 3100 p.n.e. Egipt był podzielony i to początkowo aż na mniej więcej dziesięć mini państewek. Z czasem ostały się tylko dwa –Egipt Górny i Egipt Dolny.

Egiptem Górnym (paradoksalnie znajdującym się na mapie u dołu – Egipt Górny to rejon znajdujący się bliżej źródeł Nilu, Egipt Dolny obejmował zaś swoim obszarem okolice delty) rządził ze swej stolicy w Nekhen (później zwanym z grecka Hierakonpolis) król Narmer (utożsamiany wedle niektórych z Menesem – na pół legendarnym władcą).

Władca Egiptu Dolnego zasiadał prawdopodobnie w mieście Per-Wadżet powstałym z połączenia blisko leżących miasteczek – Pe oraz Dep. W mieście tym czczona była bogini Wadjet, której postacią była kobra.

Ów Narmer wyruszył na północ z zamiarem podbicia Dolnego Egiptu i tym samym zjednoczenia wszystkich ziem w dolinie Nilu pod swoim panowaniem. Udało mu się to – pokonał wojska Dolnego Egiptu i pojął za żonę jego dotychczasową królową czy też księżniczkę stamtąd pochodzącą – Neithhotep. Stąd być może wzięła się późniejsza tradycja, że prawo do tronu dziedziczy córka i królem zostaje ten, kto ożeni się z odpowiednią księżniczką. Jako że małżeństwa były zawierane między rodzeństwem nie było nigdy problemu z zaaranżowaniem ślubu odpowiedniej córki, „nosicielki” prawa do tronu z wybranym przez rodzica synem – przyszłym faraonem. Dodatkowo zjednoczenie sprawiło, że odtąd kobra, zwierzę bogini Wadjet, znalazło się na koronie króla jako ureusz:
 

tut40b.jpg


triouraeus150.jpg


Ciekawe jest też to, że Narmer walczył pod sztandarem sokoła – a więc boga Horusa, a wódz z Dolnego Egiptu – pod sztandarem Seta. Stąd zapewne wziął się mit o bitwie boga Horusa z bogiem Setem.

Zjednoczenie to Narmer uwiecznił na swojej palecie:
 

DUŻE ZDJĘCIE


I jej nieco bardziej przystępna wersja:
 

narmerpalettex.jpg


Widzimy na niej króla w koronie Górnego Egiptu który chce uderzyć maczugą czy też buławą swojego wroga a także wiele ciał pozbawionych głów i ludzi niosących sztandary z rozmaitymi zwierzętami oznaczającymi rozmaite regiony Egiptu. Imię owego króla zdradza nam detal znajdujący się na górze strony widocznej po prawej, pomiędzy głowami byków z ludzkimi twarzami – widoczny jest tam sum (znak nr) oraz dłuto (znak mr) – co razem daje nam słowo Narmer. Zwycięski król widnieje na tej palecie także jako byk, który zabił nieprzyjaciela i atakuje obmurowane miasto.

Istnieje też inna paleta z tego okresu, która jak się wydaje również może przedstawiać władcę wśród pokonanych wrogów – a jest to Paleta Sępów:
 

paletaspw.jpg


Na której znajdujący się pośrodku lew miałby symbolizować króla.

Tutaj jednak zostawimy na moment historię podbojów i przejdziemy do tego, co jest przedmiotem debaty.

Mówi się, że pomysł mumifikowania zwłok wziął się z obserwacji ciał zagrzebanych w gorącym piasku pustyni. Egipcjanie mieli zauważyć, że ciała takie stają się wysuszone a przez to o wiele lepiej zachowane (pozostawione na powietrzu zaczynały w tamtym klimacie rozkładać się bardzo szybko). Czy to prawda – nie wiemy. Ale wydaje się to dość rozsądnym wytłumaczeniem.

W British Museum w Londynie znajduje się najstarsza znaleziona w Egipcie mumia – zwana „Ginger”. Ciało zmarłej osoby zostało zakopane w gorącym piasku i w ten sposób naturalnie zmumifikowane około roku 3400 p.n.e. a więc na długo przed panowaniem Narmera.
 

GINGER WE WŁASNEJ OSOBIE


Sam Narmer, jako faraon, nie został jednak ot tak zakopany zwyczajnie w piasku – za miejsce jego pochówku uznany jest grobowiec z dwiema komorami oznaczonymi jako B17 i B18.
 

narmer.jpg



Choć kraj został zjednoczony (po raz pierwszy w historii), to jednak wydaje się, że nie nastała w nim od razu epoka pokoju. Następca Narmera jest znany nam pod imieniem Hor-Aha, czyli „Wojującego Horusa”.

Ale nie jest to już dla nas zbyt ważne, ponieważ sytuacja w państwie egipskim niedługo po jego zjednoczeniu nie jest przedmiotem tej dyskusji.

Ważna dla nas jest moda, czy też może styl jaki panował w Egipcie w tym okresie a którego przyczyna była dość nieprzyjemna – mianowicie rabowanie grobów.

Egipcjanie, jak i wiele innych ówczesnych ludów, wierzyli nie tylko w życie pozagrobowe, ale także i w to, że zmarłemu należy pozostawić w grobie pewne przedmioty, które miały być mu przydatne po śmierci. Oprócz zwykłych przedmiotów nierzadko w grobie lądowała biżuteria czy też inne drobiazgi wyrabiane z miedzi, srebra czy też nawet złota.

Rabowanie grobów było w Egipcie plagą i występowało w całej jego historii. W okresie o którym mówimy nie było jednak jeszcze zaawansowanych konstrukcji – jedynie jamy w piasku (dla uboższych) i proste konstrukcje dla tych bardziej zamożnych. Takie groby nijak nie chroniły przed kradzieżą – a niestety zjawiskiem dość powszechnym było to, że ludzie pomagający w pogrzebie wracali później na cmentarz i wykopywali szybko w nocy wszystkie kosztowności ponieważ wiedzieli dokładnie gdzie co leży.

To wszystko spędzało zapewne sen z powiek ówczesnych królów i członków ich rodzin. Jak można bowiem spokojnie spać, gdy ma się świadomość, że wystarczy grupka złodziei aby całkowicie zrujnować sobie szanse na życie po śmierci?

Zagrzebywanie w piasku nie pomagało. Nie pomagało też wykuwanie szybów z komorą położoną kilkanaście metrów pod ziemią a potem zasypywanie ich gruzem i piaskiem. Złodzieje i tak potrafili dobrać się do skarbów.

Dlatego też ktoś wpadł na pewien pomysł, który miał, i początkowo pewnie to robił, zapewnić ciału króla, a więc i jego życiu pośmiertnemu, większe bezpieczeństwo. „Dzieckiem” tego pomysłu była mastaba.
 

mastabafaraoun3.jpg


„Mastaba” to w języku arabskim „ława”, ponieważ z daleka budowle te przypominały Arabom właśnie ten mebel.

Mastaby zbudowane były z glinianych cegieł i miały kształt prostokąta. Najprostsze i najstarsze konstrukcje składały się z szybu wykutego w skale na dnie którego znajdowała się komora grobowa. W samej budowli znajdującej się na powierzchni znajdowała się też mała komora z posągiem zmarłego i tak zwanymi fałszywymi drzwiami.
 

image003q.gif


mastabamereuka.jpg


Wnętrze mastaby Mereruka – wezyra króla Tetiego. Ta mastaba jest młodsza od piramid – zbudowano ją około roku 2300 p.n.e.


tifalsedoor.gif


Fałszywe drzwi w mastabie Ti – królewskiego fryzjera i opiekuna trzody i farm. Również i ta mastaba jest nieco młodsza od piramid – dlatego właśnie jest tak doskonale zachowana


mastaba2.jpg


Kolejne przedstawienie mastaby


Przy jednej z takich mastab, w grobowcu nr 3357 znaleziono też ślad najstarszego przypadku zaopatrzenia faraona w łódź – tak zwaną Barkę Solarną.

Tak zatem wyglądały miejsca pochówku pierwszych władców Egiptu jak i późniejszych możnych i posiadających szczególne przywileje. Mastaby pierwszych władców były skromne, jednak i one z czasem ewoluowały – zwiększano liczbę podziemnych komór i pokoi. Każdy król chciał mieć wielki i wystawny grobowiec – więc gdy tylko mógł, to starał się taki sobie sprawić.

Późniejsze mastaby największych możnych składały się nierzadko z kilkunastu pokoi i podziemnych komór tak jak ukazują to te schematy:
 

SCHEMATY DLA CHĘTNYCH DO OBEJRZENIA


Każdy schemat to osobny grobowiec.

Jednak nic nie posiada wyłącznie samych zalet i zawsze znajdzie się coś, co potrafi popsuć całość.

Mastaba lepiej chroniła dobra i ciało pochowanej w niej osoby niż poprzednie, mniej skomplikowane grobowce, ale wciąż nie była w stanie zapewnić absolutnej ochrony – a zapewne tego chcieli ówcześni Egipcjanie.
Konstrukcja ta posiadała bowiem pewną wadę – jej najsłabszym ogniwem był dach. Choć nierzadko wznosił się na dużej wysokości, to jednak z dachu prowadziła w dół droga do samej komory grobowej z ukrytymi skarbami. Był to albo sam szyb, do którego dostęp był z dachu, albo też szyb którego otwór znajdował się w jednym z pomieszczeń mastaby. A dach tego pomieszczenia był jednocześnie dachem mastaby – wykonany z drewna i pokryty warstwą mułu czy też cegieł był stosunkowo łatwy do przebicia. Dlatego też wydaje się, że już dość wcześnie w mniejszych mastabach na dachu pierwszej budowano drugą, nieco mniejszą. Już niektóre małe mastaby z drugiej połowy I dynastii posiadały dwa lub trzy stopnie.

Powróćmy teraz na chwilę znów do historii Egiptu.

Choć Egipt został zjednoczony, to nie mógł zaznać jeszcze spokoju. Wciąż wstrząsały nim rozmaite waśnie a władza królewska wciąż nie była na tyle silna na ile zapewne by chciała. Sytuacja jednak powoli stabilizowała się aż w końcu osiągnęła poziom, który pozwalał władcy na skupienie się wreszcie na czymś innym niż tylko na zabijaniu swoich wrogów i umacnianiu swojej pozycji. Los sprawił, że pewni dwaj ludzie żyli właśnie w tamtym czasie i to właśnie oni swoimi czynami zyskali sobie nieśmiertelność i sławę. Pierwszym z nich był faraon Neczerichet. Kiedy zasiadł na tronie jego państwo było nie tylko w końcu w pełni zjednoczone, ale też i spokojne. Nie było buntów, nie było też niespokojnych możnych którzy aspirowali do wysokich stanowisk. Co więcej – nie tylko kraj był spokojny i opływał w jako taki dostatek, ale jeszcze musimy pamiętać o tym, że w czasach tych wszystko w państwie było własnością króla. Ludzie, drzewa, zwierzęta, płody rolne, narzędzia, ziemia... wszystko to należało tylko i wyłącznie do niego. Co dał, mógł też i zabrać. Dlatego opłacało się być zawsze wiernym i posłusznym jego rozkazom. Dla ludzi był bogiem – zamknięty w swoim pałacu, niedostępny dla śmiertelników wiódł boskie życie – tak samo jak bogowie żenił się ze swoimi siostrami i ciążyła na nim iście boska odpowiedzialność – to król odpowiadał za codzienny „restart” wszechświata. Gdyby zaniedbał swoje obowiązki, wówczas jutro mogło nigdy nie nadejść.

Neczerichet również chciał po śmierci zostać pochowany we wspaniałym grobowcu. Przygotował wszystkie materiały i zabrał się do budowy. Zbudował zaś coś, co już na zawsze zmieniło oblicze Egiptu i zapewniło mu faktyczną nieśmiertelność. Z tym, że dziś zazwyczaj wszyscy znamy go pod imieniem Dżoser.
 

450pxdjoser.jpg


Jego Królewska Wysokość Neczerichet - Dżoser


Drugą osobą uwikłaną w tę niesamowitą historię był zapewne bliski krewny Dżosera – Imhotep, który otrzymał od króla rangę wezyra. Wezyr był zarządcą państwa – król sprawował faktyczną władzę, ale jako bóg nie mógł zajmować się wszystkim samodzielnie i co gorsza – pracować wśród zwykłych śmiertelników. Zadanie bycia pośrednikiem między władcą a ludem pełnił zatem wezyr – druga osoba w państwie.
On to właśnie, Imhotep dostał podczas budowy grobowca dla króla swoje pięć minut. Pięć minut, które zamieniły się w cztery i pół tysiąca lat! Dziś Imhotep jest znany z podręczników, lecz jeszcze w czasach imperium rzymskiego czczony był jako półbóg w całym państwie cezarów. Był nie tylko inżynierem i wezyrem, ale też i medykiem i nadzorcą wielu spraw.
 

imhoteplouvre.jpg


Imhotep – twórca pierwszej piramidy


Według starożytnych zapisków był to "Kanclerz Króla Dolnego Egiptu, Pierwszy po Królu Górnego Egiptu, Administrator Wielkiego Pałacu, Dziedziczny szlachcic, Najwyższy Kapłan Heliopolis, Budowniczy, Rzeźbiarz, Twórca Waz Pana". Dość imponujący to zakres obowiązków a nam może mówić, że był to w istocie człowiek zdolny i potrafiący wykonywać rozmaite zadania króla nadzorując i upewniając się, ze wynik na pewno zadowoli władcę.

Warto w tej chwili zauważyć, że wcześniej nikt nie budował tak wielkich budowli z kamienia, bowiem to ten właśnie budulec postanowiono użyć przy konstruowaniu grobowca. Nawet król mieszkał dotychczas z pałacu z mułowej cegły a i wszyscy wcześniejsi władcy spoczęli w mastabach z tego samego surowca. Imhotep jednak postanowił, że budowla ta będzie w całości z kamienia. Nie dość, że innowacyjna jeżeli idzie o budulec, to jeszcze innowacyjna jeżeli idzie o kształt.

Na początku wybudowano obiekt podpisany na tym schemacie jako M1.
 

djoserfaza1.jpg


Była to typowa mastaba z jednym wyjątkiem – była zbudowana na bazie kwadratu a nie prostokąta. Być może początkowo miała być jedynie kwadratową mastabą z kamienia, a być może od początku planowana była jako piramida. Tego nie wiemy, wiemy jednak, że wkrótce powiększono mastabę M1 przedłużając każdy z jej boków i formując coś, co na schemacie widnieje jako M2.
 

djoserfaza2.jpg


Następnie wydłużono ponownie, ale tylko jeden z jej boków tym samym dodając M3.
 

djoserfaza3.jpg


Następnie zabrano się za dobudowywanie kolejnych stopni tworząc tym samym piramidę. Dziś wydaje nam się to czymś łatwym, jednak wówczas budowanie przy pomocy kamienia (na dodatek kamienie użyte do budowy tej piramidy nie były dokładnie obrabiane – były małe i prostokątne, ale dość nieobrobione) było całkowitą nowością i aby budowla nie rozsypała się musiano układać je pod lekkim kątem – warstwy kamienia były „nachylone” do środka piramidy. W końcu jednak budowa piramidy została zakończona. Mierzyła cztery poziomy i na rysunku oznaczono ją jako P1.

djoserfazaostatnia.jpg


Była na tyle stabilna, że Imhotep zaryzykował i nakazał ponownie rozbudować piramidę. Wtedy to, już w ostatniej fazie budowy, poszerzono jej podstawę i dobudowano coś, co widoczne jest jako P2.
 

dsteppyramid21.jpg


I to właśnie jest ostateczny kształt piramidy Neczericheta – pierwszej piramidy świata jaką do dziś możemy podziwiać w Sakkarze a mierzącą aż 62 metry wysokości.
 

OTO I ONA


Współrzędne geograficzne – wystarczy wkleić na przykład w Google Earth albo przeglądarkę Google aby przejść do Google Maps

29°52’16”N 31°12’59”E


Faraon był z pewnością zadowolony, a sława Imhotepa została zagwarantowana. Piramida ta zmieniła Egipt – od niej bowiem zaczęła się „piramidomania” która ogarnęła ten kraj na wiele lat a nam pozostawiła w spadku wiele wspaniałych budowli lub ich resztek. Od tej pory wszyscy następcy Neczericheta mieli wzór który mogli naśladować i model, który chcieli doścignąć.

Sama piramida była jedynie częścią kompleksu. W starożytnym Egipcie piramidy nie były bowiem wolno stojącymi monumentami – były odgrodzone od świata zewnętrznego murem a w jego obrębie znajdowały się przeróżne budynki.
 

djosercompljplauer.gif


Ciekawym miejscem był na przykład serdab – małe zamknięte pomieszczenie z dwiema dziurkami w ścianie:
 

serdab.gif


Gdy się przez nie zajrzało, można było zobaczyć:
 

NIESPODZIANKA!






Samego króla oczekującego na składane ofiary (widoczny tu posąg to kopia, oryginał przeniesiono do muzeum).

Grobowiec ten wciąż także powielał układ mastab – tutaj wyraźnie widać połączenie nowego – piramidy, ze starym – mastabą. Piramida bowiem wciąż nie była miejscem spoczynku dla króla, a jedynie nadbudówką dla jego grobu. Sam król wciąż miał spocząć w podziemnej komorze tak samo jak inni władcy, którzy zostali pochowani w mastabach.

Niestety konstrukcja, która miała ochronić króla przed rabusiami nie spełniła swego zadania. W komorze grobowej nie odnaleziono ciała króla, jedynie małe fragmenty kości które na dodatek okazały się dużo młodsze niż data panowania Neczericheta. Zachowały się jednak inskrypcje z imieniem króla – zarówno na ścianach jak i na sprzętach – w jednym z korytarzy odkryto bowiem skrzynię z imieniem tegoż władcy. Już i ta piramida wyraźnie pokazała, że choćby król wybudował sobie sztuczną górę i ukrył swe ciało w jej wnętrzu, to i tak nie osiągnie wiecznego spokoju. Niestety wówczas jeszcze nie zdawano sobie z tego sprawy....

Wróćmy jeszcze na moment do Imhotepa. Całe to przedsięwzięcie prawdopodobnie nie było by bez niego możliwe. To on posiadał odpowiednio wysokie umiejętności organizatorskie aby przygotować wszystko, co jest potrzebne do zbudowania takiego grobowca – wówczas budowli na niespotykaną skalę. Należało nie tylko zadbać o wystarczającą ilość robotników, o ich wyżywienie, sprowadzenie budulca i rzecz jasna o zaprojektowanie i nadzorowanie budowy ale o praktycznie wszystko co było związane z tak długotrwałym przedsięwzięciem. Do dziś zachował się list napisany pismem hieratycznym (ten fragment jest ważny i jeszcze nam się później przyda) adresowany do wielkiego Imhotepa, w którym to nadzorca planu budowy piramidy skarżył się Imhotepowi, że wożenie ludzi do pałacu w sprawie wydania im odzieży trwa zbyt długo i że lepiej byłoby dowozić ubranie na plac budowy, co mniej odrywałoby robotników od ich zajęć.

Jak trudne to musiało być przedsięwzięcie i jak niezbędny był w tym wszystkim Imhotep najlepiej chyba pokazuje stan piramid późniejszych władców. Wszystkie są bądź niedokończone bądź zrujnowane. Na jednej z nich – następcy Neczericheta, znajduje się imię Imhotepa, co sugeruje, że był on nadzorcą budowy i tej piramidy, jednak jeśli tak to musiał być już bardzo sędziwy. Faktem jest, że długo po Neczerichecie nie powstała już żadna wielka i ukończona piramida która stałaby do dziś. Być może faktycznie to brak kogoś takiego jak Imhotep odbił się na jakości późniejszych piramid, które choć projektowane na większe od tej należącej do Neczericheta, to dziś będące jedynie kupą gruzu.



Na szczęście dla nas wszystkich (no, może oprócz tatika i zwolenników teorii alternatywnej) wszystko to zmieniło się za czasów pewnego faraona.

I wcale nie mam tu na myśli Cheopsa ;)

W tym zapewne też częściowo leży przyczyna tego, że wielu młodych ludzi, którzy dość pobieżnie słuchali o piramidach w szkole wpada w zachwyt nad „alternatywnymi” teoriami. Bowiem w szkole (przynajmniej tych, do których ja uczęszczałem) gdy mowa jest o piramidach to zaczyna się od Dżosera, czyli wspomnianego już Neczericheta (bo jego piramida była pierwszą w Egipcie) by potem od razu przejść do Cheopsa i Gizy (bo te są największe i najsławniejsze). W rezultacie uczeń może dojść do wniosku, że oto nagle dokonał się tajemniczy skok – od Neczericheta do Cheopsa. Taki pomysł faktycznie może budzić pewne wątpliwości, ponieważ droga od pierwszej piramidy schodkowej do piramid w Gizie jest tak długa i dzieli je taka przepaść, że dla niektórych nie sposób uwierzyć w takie opowieści. Brakuje w nich bowiem ewolucji – przejścia od piramid schodkowych do tak zwanych „prawdziwych piramid”. Sekret Gizy nie tkwi jednak ani w dziele Imhotepa ani w nawet w żadnej z piramid w Gizie. Sekret tych monumentów tkwi w dziełach pewnego faraona, który rządził przed Cheopsem.

A był nim Snofru – wielki budowniczy piramid.
 

snofrux.jpg


Jego Królewska Wysokość Snofru


To ten właśnie Snofru, o którym szkoły (podstawowa, gimnazjum i liceum) przeważnie milczą, bo nie wydaje się na tyle interesujący aby marnować na niego cenny czas. I tak przecież nauczyciel nie wyrobi się z materiałem, więc po co o nim wspominać? Ważniejsze są przecież inne daty i inne postacie historyczne. Faktycznie – w szkołach do których chodziłem panowała zasada „piramidy zbudowali Egipcjanie i musicie nam wierzyć, bo to prawda”. Jest to rzecz jasna jak najbardziej prawdą, ale sposób przekazania tej wiedzy może faktycznie sprawić wrażenie „traktują to jak dogmat, ale nie wyjaśnią dobrze dlaczego”. To zaś może sprawić, że taka osoba w przyszłości łatwiej uwierzy w słowa pseudonaukowców, których ulubionym zajęciem jest między innymi zniechęcanie do nauki i naukowców poprzez nazywanie ich „zaślepionym betonem głoszącym i każącym wierzyć w głupie dogmaty”.


Snofru był ojcem Cheopsa (od teraz przejdę konsekwentnie na egipskie imiona – zatem Cheops to od teraz Chufu, Chefren to Chafre a Mykerinos - Menkaure). On również chciał mieć swój własny grobowiec który byłby okazały. Tym jednak, co różniło okres panowania Snofru od wszystkich jego poprzedników była sytuacja gospodarcza w państwie. Poprzednie dynastie wciąż albo borykały się z kłopotami wewnętrznymi takimi jak bunty lub ryzyko buntów, albo nie były jeszcze na tyle dostatnie aby móc budować ogromne monumenty i robiły to z wielkim wysiłkiem. Za panowania Snofru się to jednak zmieniło i właśnie to otworzyło mu drogę do zbudowania swoich piramid.

Bowiem Snofru nie zbudował takiego giganta jak Chufu w Gizie a zamiast tego zajął się nieco mniejszymi projektami piramid, lecz za to pozostawił ich po sobie aż... trzy.

Zacznijmy od sytuacji gospodarczej, bo to ona była kolejnym przełomem który zmienił oblicze Egiptu.

Egipt 5000 lat temu nie był takim samym Egiptem, jaki znamy obecnie i nie mówię tu jedynie o poziomie życia, języku czy sposobie budowania domów. Jedną z wielu różnic, które dziś wydają się nam przynajmniej dziwne jest to, że dawniej Egipt posiadał swoje własne lasy. Dziś kojarzy nam się najczęściej z pustynią gdy pomyślimy o panującym tam klimacie, jednak w czasach faraonów drzew było tam znacznie więcej niż dziś. Były to jednak drzewa dość liche a do tego głównie palmy, które to nie posiadają zbyt dobrego drewna. Dlatego też Egipt już od zamierzchłych czasów utrzymywał kontakty z Byblos – portem znajdującym się w Libanie gdzie rosły wspaniałe drzewa idealne do budowy statków – między innymi słynne libańskie cedry.

Właśnie tam faraon Snofru posłał swoich kupców którzy dostarczyli drewno potrzebne do budowy okrętów, jak to zapisane zostało na Kamieniu z Palermo (rodzaju starożytnej kroniki):
 

„Roku dwunastego (rządów Snofru), budowa stukubitowych statków z drewna meru i 60 szesnastowiosłowych łodzi dla króla.”


Po cóż Snofru były owe statki? Następny wpis wszystko wyjaśnia:
 

”Pokonanie kraju Kusz. Sprowadzenie 7000 więźniów, żywych, razem z 200 000 dużej i małej trzody.”


Otóż Snofru, aby zagwarantować swojemu kraju spokój i dostatek wybrał się na południe i złupił Nubię, zwaną też Kusz. Nie dość, że zażegnał niebezpieczeństwo z tamtej strony, zabezpieczył szlaki handlowe pomiędzy Egiptem a kopalniami złota tam się znajdującymi oraz dostarczył krajowi ogromną ilość zwierząt (choćby nawet i odrobinę przesadzoną), to dokonał też czegoś, co kompletnie zmieniło kwestię budowy piramid.

Razem z powracającym wojskiem szło też przecież 7000 osób, w tym kilka tysięcy zdrowych mężczyzn którym musiano przecież zorganizować coś do roboty. Część z owych Nubijczyków zapewne trafiła do pracy na polach albo przy innych, typowo gospodarskich zajęciach. Część zaś trafiła gdzie indziej i o tym opowiada nam stela (kamienna tablica z wyrytym tekstem) jaką pozostawił po sobie faraon Snofru w Daszur. Mówi ona:
 

„Nubijczycy osadzeni przy pracy nad dwiema piramidami Snofru są zwolnieni z podatku”


Voila! Oto zagadka siły roboczej, która wzniosła Snofru nie jedną, gigantyczną piramidę, ale nieco mniejsze lecz za to aż trzy. Zabezpieczywszy kraj od najazdów nieprzyjaciół (Snofru najechał też Libię), zapewniając mu dopływ bogactw i surowców oraz zdobywając dla niego ogromne ilości bydła i siły roboczej, Snofru mógł w końcu zabrać się za pracę nad miejscem swojego pochówku. Sytuacja w jakiej się znalazł najlepiej tłumaczy fenomen piramid i tak jak już wspomniałem to w tym tkwi klucz do zagadki budowy tych monumentów.

Dodajmy bowiem do okresu rozkwitu państwa, jego stabilności, dostatku i taniej siły roboczej także fakt, że król był wówczas bogiem i panem wszystkiego. To on dawał jedzenie swym ludziom a oni byli jego własnością. Zatem gdy rozkazał, oni wypełniali jego wolę (tym bardziej, że Snofru był uważany za dobrego, sprawiedliwego i mądrego władcę). Dodajmy do tego wszystkiego jeszcze fakt, że władca chciał mieć okazały grobowiec oraz fakt, że istniały wzorce jakie mógł naśladować (wcześniejsze piramidy schodkowe) i wszystko ułoży się nagle w logiczną całość.

Jak już wspomniałem, w kraju w którym zbiegły się te wszystkie warunki (dostatek i spokój, władza absolutna, tania siła robocza i chęć budowania ogromnych budowli) budowa takich piramid była wręcz nieunikniona. Po prostu mentalność władców wymagała budowania takich molochów, gdyż król to bóg, a czego chce staje się faktem. Myśl taka istniała w Egipcie już wcześniej, lecz dopiero za czasów Snofru nastał tak znaczny rozkwit gospodarczy, że umożliwił realizację tych odwiecznych marzeń każdego ówczesnego egipskiego króla.

Snofru zatem rozpoczął (a według niektórych jedynie dokończył, choć skłaniam się do tej pierwszej opcji) budowę swej pierwszej piramidy – piramidy w Meidum.

I tutaj znowu dochodzimy do momentu przełomowego (oj tak, Snofru to akurat ta osoba, która ma bodajże największe zasługi w ewolucji piramid i dlatego właśnie tak szkoda, że nie mówi się o nim zbyt dokładnie w szkołach). Snofru nie dość, że zagwarantował krajowi możliwości do budowy takich monumentów, to jeszcze za swego panowania dokonał kolejnego przełomu, wręcz rewolucyjnego i prowadzącego w prostej linii aż do piramid z Gizy.

Piramida w Meidum została, wzorem piramid wcześniejszych władców, zbudowana jako piramida schodkowa posiadająca siedem stopni:
 

meidumstage1.gif


Jednak najprawdopodobniej już w czasie budowy postanowiono rozbudować tę piramidę (podobnie jak uczynił to Neczerichet) i powiększono ją jednocześnie podwyższając o jeden stopień:
 

meidumstage2.gif


Tak oto powstała piramida ośmiostopniowa. Już taka piramida był okazała – mierzyła mniej więcej 70 – 80 metrów.

Jednak Snofru postanowił przebudować piramidę po raz trzeci, tym razem wygładzając schodki i tym samym nadając jej kształt klasycznej piramidy. Gdy to ukończono piramida Snofru w Meidum stała się pierwszą piramidą, której wygląd zewnętrzny był taki sam jak przyszłych piramid w Gizie:
 

pyramidmeidum2.gif


Wspomnę tutaj jeszcze pokrótce o tym, że również tutaj zastosowano technologię jaką używano już w Sakkarze – mianowicie kamienie układano tak, aby były nachylone do środka jądra budowli. Uważano, że to zwiększa stabilność budowli:
 

pyr06.gif


Warto to zapamiętać – ta informacja jeszcze się nam później przyda


Jakby jeszcze tego było mało, to dodajmy do tego kolejne dwie rewolucje (ach, ten Snofru... ;) ) które zawdzięczamy temu faraonowi i tej piramidzie. Otóż piramida w Meidum była pierwszą, w której komora grobowa znajdowała się w piramidzie, a nie zaś pod nią. W poprzednich grobowcach, w tym i Neczericheta, komorą grobową była odpowiednio starannie wykuta podziemna jama w skale. Dopiero nad tą jamą i nad korytarzami do niej prowadzącymi budowano piramidę. W Meidum zaś nie było żadnej wykuwanej komory w skale – to piramida stawała się prawdziwym grobowcem.
Drugą rewolucją była nowinka architektoniczna – tak zwane sklepienie wspornikowe.
 

meidumwnetrze.jpg


Czyli sklepienie w którym każdy następny blok jest nieco wysunięty co powoduje, że im ściany są wyższe tym bardziej zbliżają się do siebie. Warto zapamiętać to zdjęcie (i następne, które w tym jeszcze wpisie tutaj umieszczę) ponieważ przyda się nam ono w moim następnym poście.

Niestety Snofru nie miał szczęścia do swoich piramid. Meidum, choć tak wspaniała i tak nowatorska, okazała się klapą.
 

meidump4.jpg


Widoczne tutaj fazy budowy oznaczone jako E1 i E2 to piramidy schodkowe – E1 to faza pierwsza, E2 to ośmiostopniowe rozbudowanie siedmiostopniowej piramidy E1. Obie te fazy zostały zbudowane na solidnym, kamiennym podłożu. Jednak gdy Snofru zapragnął rozbudować piramidę po raz kolejny i zamienić ją w piramidę gładką, taką jak te późniejsze z Gizy, to okazało się, że nie ma za bardzo już skał, na których mógłby tę fazę E3 postawić. Aby rozwiązać ten problem budowniczowie obłożyli piasek dookoła piramidy trzema warstwami wapienia i dopiero na tych warstwach zaczęli stawiać fazę E3. Nie było to zbyt dobre rozwiązanie, bowiem taka masa potrzebuje solidnych fundamentów. Dodajmy do tego późniejsze rozgrabianie piramid w poszukiwaniu taniego materiału budowlanego i okaże się, że ze wspaniałej piramidy w Meidum pozostało jedynie to:
 

6992191.jpg


29°23’15”N 31°09’24”E


INNE UJĘCIE


UJĘCIE Z OBJAŚNIENIEM WARSTW


Z czego widok ten to tak naprawdę to:
 

meidummappyramid.jpg


Gdzie „visible tower” to widoczna obecnie część piramidy. Reszta kryje się pod zwałami gruzu w jaki zamieniła się zewnętrzna, gładka powłoka E3.

Piramida w Meidum została porzucona przez Snofru (choć jeszcze stała wówczas nienaruszona). Nie wiemy dlaczego, lecz nie został w niej pochowany. Zamiast tego zabrał się za budowę kolejnej piramidy, tym razem już od początku „klasycznej”, nie mającej nic wspólnego z piramidą schodkową.

Nazywamy ją „Piramidą Łamaną”, choć dla starożytnych Egipcjan była to „Południowa Błyszcząca Piramida” lub też ”Snofru Błyszczy na Południu”. Władca postanowił wybudować sobie ją nie w Meidum, tak jak poprzednią, lecz w Daszur. Początkowo miała mieć ona ściany nachylone pod kątem 60 stopni, jednak plan ten prawie natychmiast porzucono. Zamiast tego ścianom nadano kąt około 55 stopni i zaczęto ustawianie kolejnych bloków kamienia. Jednak po dotarciu na wysokość około 45 metrów okazało się, że tak duży kąt nachylenia ścian jest zagrożeniem dla całej budowy. Prawdopodobnie inżynierowie nie przewidzieli sił, jakie działały na piramidę przy takim kącie budowy oraz popełnili karygodny błąd stawiając ją na niezbyt dobrze dobranym podłożu i zdecydowano, że od tej pory aż do samego czubka ściany będą wznosić się pod kątem około 43 stopni. To zaowocowało dość niecodziennym, „złamanym” wyglądem tejże piramidy:
 

119498782k4s5xgsvmimg04.jpg


29°47’25”N 31°12’33”E


ABY OSZCZĘDZIĆ INNYM I SOBIE ŁADOWANIA TYLU ZDJĘĆ OTO INNE ZDJĘCIA PODANE W TAKIEJ FORMIE


DUŻE ZDJĘCIE UKAZUJĄCE CAŁĄ PIRAMIDĘ Z ODDALI


Również i ta piramida posiadała komorę grobową znajdującą się we wnętrzu piramidy i również w niej zastosowano owe charakterystyczne sklepienie:
 

450pxstairwaysinsidesno.jpg


Widoczne belki i drabiny są współczesne


Piramida ta, jak już wiemy, była pierwszą piramidą zaprojektowaną od samego początku jako „prawdziwa piramida”. Zbudowana jest z kamiennego jądra na które składają się wielkie ociosane kamienie oraz zewnętrznej okładziny której warstwa miała być gładka i odbijać słońce (co zapewne nadało jej taką a nie inną nazwę). Co ciekawe piramida ta jest bodajże najlepiej zachowaną piramidą, znacznie przebijającą w tej kwestii piramidy w Gizie. Piramidy w Gizie zostały niemal całkowicie odarte z tej okładziny, Piramidzie Łamanej zaś zostało to w dużej mierze oszczędzone.
 

21279049.jpg


Zewnętrzna powłoka piramidy – tak samo wyglądały piramidy w Gizie zanim zdarto z nich ich zewnętrzną warstwę i pozostawiono znane nam wszystkim „schodki”


WIĘKSZE ZDJĘCIE UKAZUJĄCE ZARÓWNO ZMIANĘ KĄTA NACHYLENIA ORAZ GŁADKĄ POWIERZCHNIĘ PIRAMIDY


OKŁADZINA PO RAZ KOLEJNY


A na poniższym zdjęciu widać zarówno doskonale zachowane bloki zewnętrznej warstwy, ale i rozmiar kamieni z jakich zbudowane jest wnętrze Piramidy Łamanej:
 

KLIKAMY


KOLEJNE ZDJĘCIE GŁAZÓW


cairo118.jpg


Jak widać Piramida Snofru to prawie dokładnie to samo, co piramida Chufu z Gizy, jedynie zbudowana na mniejszą skalę. Dlatego właśnie zazwyczaj tak rzadko zwolennicy teorii alternatywnych w ogóle o niej (a także o kolejnej, trzeciej piramidzie Snofru o której więcej będzie za chwilę) wspominają.

Dlaczego bowiem mamy, w świetle powyższych informacji, uważać Wielką Piramidę Chufu za tak strasznie nie-egipską? Piramida Łamana ma aż 101 metrów wysokości i choć ustępuje piramidzie Chufu pod tym względem, to technologia budowy, rodzaj budulca i ogólny projekt są takie same jak w przypadku jej następców z Gizy. Pamiętajmy też, że tak jak Chufu za czasów swojego panowania wzniósł jedynie jedną potężną piramidę, tak Snofru, jego ojciec, wybudował ich aż trzy. Gdyby zaś zabrał się tak jak syn za budowanie tylko jednej, ale większej, to zapewne byłaby tak samo wielka jak ta z Gizy.

Piramida ta była jednak porażką, choć przyniosła też pewne nowinki architektoniczne. Największym problemem były fundamenty – cały rdzeń piramidy stał bowiem na względnie miękkim podłożu. To w połączeniu ze zbyt dużym kątem oraz faktem, że dolne poziomy warstw kamieni układano pod lekkim spadkiem do wewnątrz piramidy (tak jak w Sakkarze i Meidum – wspomniany już wcześniej rysunek który prosiłem, aby sobie zapamiętać) sprawiało, że piramida w istocie stała się niestabilna a siły jakie działały na bloki skalne powodowały przy tak gigantycznej masie ich pękanie. Piramidę wykończono, ale dość niedbale (choć i tak jak widać miała ona szczęście, bo przetrwała w najlepszym stanie). Górne warstwy układano już jednak idealnie horyzontalnie (a więc bez spadku w stronę rdzenia) – dokładnie tak samo, jak we wszystkich późniejszych piramidach.

Z niewiadomych przyczyn Snofru nie zechciał być pochowany i w tej piramidzie (być może obawiał się, że nie wytrzyma próby czasu), zatem rozpoczęła się budowa trzeciej, już jego ostatniej.

Jednak tym razem budowa musiała przebiegać perfekcyjnie i nie mogło być mowy o żadnych pomyłkach – król był już bowiem zapewne sędziwy i musiał mieć swój grobowiec ukończony jak najszybciej i jak najstaranniej, bowiem na zbudowanie czwartej piramidy mogło po prostu zabraknąć mu czasu...

Budowę ostatniej piramidy Snofru zaczęto niedaleko od Piramidy Łamanej – nieco ponad dwa kilometry na północ od niej i dlatego zwanej „Piramidą Północną”.
 

08redpyramid.jpg


29°48’31”N 31°12’22”E

(nie wiedzieć czemu Google Earth po wklejeniu tych współrzędnych przenosi widok nieco na zachód od piramidy – mimo że są one precyzyjne)


Piramida ta zwana jest “Czerwoną”, ponieważ jej jądro zostało zbudowane z czerwonawego wapienia. Po zdarciu (jak w przypadku innych piramid poza Piramidą Łamaną) wierzchniej gładkiej okładziny zostało ono odsłonięte i dzięki temu, w odpowiednich warunkach, piramida przybiera właśnie taki czerwonawy kolor.

Budowla ta znowu niesłychanie przypomina piramidę Chufu. Została jako pierwsza zaprojektowana już z góry i wykonana jako „klasyczna, prawdziwa piramida”. Według planów miała mieć jądro z kamiennych bloków układanych idealnie horyzontalnie, znajdującą się w środku budowli komorę grobową, zewnętrzną gładką warstwę oraz ściany nachylone pod jednakowym kątem od podstawy aż po sam czubek. Jednak nauczony doświadczeniami z poprzedniej piramidy Snofru zdecydował, że w tej piramidzie nachylenie ścian będzie wynosić zaledwie 43 stopnie – tyle samo co górna część Piramidy Łamanej. Jak już wspomniałem – Snofru był już stary i chciał mieć pewność, że przy budowie tej piramidy nie będzie żadnych niespodzianek.

Dlatego też, mimo że długość boku podstawy tej piramidy jest zaledwie o 10 metrów mniejsza od długości boku podstawy piramidy Chufu (220 piramidy Czerwonej i 230 piramidy Chufu), tak mniejszy kąt nachylenia ścian drastycznie obniżył jej wysokość – wynosi ona „zaledwie” (w cudzysłowie, ponieważ wciąż dość duże to „zaledwie”) 104 metry w porównaniu do 146 metrów piramidy Chufu.

Wystarczyłoby jednak aby budowniczowie Piramidy Czerwonej zaryzykowali i zbudowali ją pod kątem takim samym pod jakim zbudowali je królowie z Gizy, aby Piramida Czerwona stała się kolejnym gigantem niewiele ustępującym tym jakie postawili sobie Chufu i Chafre. Byłaby nawet być może odrobinę większa od sąsiadki piramidy Chufu – piramidy Chafre, ponieważ bok podstawy piramidy Chafre jest o pięć metrów krótszy niż długość boku podstawy piramidy Czerwonej (215 vs 220). Nie zrobili tego jednak, ponieważ bali się, że i tym razem coś się może nie udać a wtedy ukochany i powszechnie lubiany władca pozostanie bez godnego grobowca. Dmuchali więc na zimne i dlatego dziś do grona największych piramid zalicza się przeważnie jedynie piramidy Chufu i Chafre. Gdyby zaś tylko inżynierowie Snofru upewnili się i zbudowali ją na dobrze utwardzonym podłożu i z odpowiednio większym kątem nachylenia ścian wtedy być może żadna z tych dość naiwnych teorii alternatywnych by nie powstała. Bowiem oprócz piramid Chufu i Chafre, jedynych jakie są im przypisywane, mielibyśmy też równie wysoką piramidę Snofru, której związek ze Snofru jest jeszcze lepiej udokumentowany. Wtedy też, gdybyśmy mieli taką wielką piramidę Snofru zupełnie inaczej patrzylibyśmy na piramidy z Gizy. Dziś Giza wydaje się dla niektórych ludzi tak nie-egipska, ponieważ inne piramidy są od nich mniej okazałe i wydaje się, że od innych dzieli je niemalże przepaść. Tymczasem przepaść ta nie do końca wynika z ciemnoty Egipcjan i niemożliwości zbudowania takich monumentów, ale tak właściwie z dwóch decyzji – pierwszej, błędnej, polegającej na zbudowaniu Piramidy Łamanej na złym podłożu i ze zbyt dużym kątem nachylenia ścian oraz drugiej, ostrożnej i wynikającej ze strachu, jaki napędziła budowniczym poprzednia piramida, polegającej na dmuchaniu na zimne przy budowie Piramidy Czerwonej.

Snofru, ojca Chufu, było jak najbardziej stać na zbudowanie piramidy podobnej do tej, jakie stoją w Gizie. Te decyzje jednak sprawiły, że tak się niestety nie stało.

Czerwona Piramida jednak również jest arcydziełem, który powinien mieć swe stałe miejsce w świadomości wszystkich ludzi. Szkoda dlatego, że myśląc o piramidach myślimy przeważnie o piramidach z Gizy (największe i najsłynniejsze) oraz piramidzie Neczericheta (bo pierwsza). Tymczasem dzieła Snofru, raczej odsunięte w cień przez wyżej wymienione budowle, zasługują na sławę równą tamtym piramidom. Nie są ani pierwszymi piramidami na świecie ani nie są największymi, ale śmiem twierdzić, że to królowi Snofru zawdzięczamy Egipt piramid taki jakim go znamy. To on po pierwsze i najważniejsze dał Egiptowi możliwość budowania takich budowli poprzez wzmocnienie gospodarki kraju, zabezpieczenie go przed wrogami i ściągnięcie dużej ilości robotników przymusowych jak i on też po drugie w ciągu całego swojego żywota dzięki przeprowadzeniu kilku projektów na wielką skalę wyprowadził piramidy z epoki piramid schodkowych do epoki „prawdziwych piramid”.

Przed Snofru piramidy były tworami schodkowymi – rodzajem tarasów albo zwyczajnie coraz mniejszych mastab stawianych jedna na drugiej. Również Snofru podążył tym śladem i zaczął budowę swej pierwszej piramidy jako piramidę schodkową. W trakcie budowy zmienił jednak zdanie i dał nam pierwszą piramidę, która wyglądem zewnętrznym przypominała prawdziwą, klasyczną piramidę. Druga piramida Snofru okazała się porażką – jednak nawet ona wpłynęła pozytywnie na rozwój egipskich monumentów. Przede wszystkim nauczono się stawiać piramidy na odpowiednio stabilnym podłożu oraz układać ściany pod odpowiednim kątem. Dodatkowo zmieniono koncepcję układania warstw kamieni oraz stopniowo zwiększano ich wielkość – nie były to już kamyczki, lecz wielkie głazy i nie kładziono ich już warstwami nachylonymi w stronę rdzenia piramidy, lecz idealnie horyzontalnie.

Snofru też zrewolucjonizował koncepcję umieszczania komory grobowej – nie była ona już jamą wykutą w skale pod piramidą, lecz stała się komorą we wnętrzu budowanego monumentu. Aby tego dokonać i aby nacisk tak gigantycznej masy znajdujących się nad komorami głazów nie spowodował zawalenia się komór, Snofru wprowadził do egipskiej inżynierii piramid sklepienie wspornikowe.

Te wszystkie zasady i doświadczenia wykorzystano przy budowie piramidy Czerwonej, ale również, jak zobaczymy w moim następnym wpisie, także przy budowie piramid z Gizy.

Bo wszystkie piramidy zbudowali od podstaw sami Egipcjanie – a piramida Chufu z Gizy tak naprawdę wyróżnia się tylko tym, że postawiwszy ją na odpowiednim podłożu architekt nie bał się budować jej pod większym kątem. Miał bowiem wzór jaki mógł naśladować. Zapewne przyglądał się jak Snofru budował swoje piramidy – jak stosował układanie horyzontalne bloków, odpowiednio wyszukiwał i przygotowywał podłoże pod piramidę Czerwoną, budował komory we wnętrzu piramidy używając do tego sklepienia wspornikowego...

Już w następnym wpisie zobaczymy sami, że piramidy z Gizy to jedynie kolejna faza ewolucji piramid, takie jedynie rozwinięcie piramid faraona Snofru ;)

I to nawet nie faza ostatnia ;)

Ale właśnie zapędziłem się zbyt daleko w przyszłość. Wróćmy znów do piramidy Snofru, zwanej „Czerwoną” i nacieszmy przez chwilę nią oko. Ona to bowiem była wzorem, jaki naśladował syn Snofru – Chufu. Budowniczy Wielkiej Piramidy.
 

CZERWONA PIRAMIDA


”MATKA” PIRAMIDY CHUFU


DUŻE ZDJĘCIE


FOTO


OSTATNIE JUŻ, ALE TEŻ ŚLICZNE


Oczywiście nie zabraknie i tutaj zdjęć wspominanego już sklepienia:
 

dahshurredinside02.jpg


graffitiedcorbelledceil.jpg


staircaseinsideredpyram.jpg


A tak przy okazji, skoro już przy tym jesteśmy, to choć piramidy Snofru są mniejsze od piramid z Gizy, tak jest pewna kwestia przy której Atlanci/kosmici mogą się ze swoimi konstrukcjami schować ;)

Tak zwana Wielka Galeria z piramidy Chufu posiada takie samo sklepienie wspornikowe jak wspomniane przeze mnie piramidy Snofru. W przypadku Wielkiej Galerii mówimy o pomieszczeniu wewnątrz piramidy długim na ok 48 metrów i wysokim na około 8,60 metra. Piramida Czerwona Snofru posiada zaś trzy mniejsze komory, lecz dwie z nich (wymiary każdej z nich to ok 3,65m x 8,36m) są wysokie na 12 metrów a jedna (wymiary ok. 4,18m x 8,55m) – aż na 15 metrów :)

Co można by powiedzieć jeszcze o Piramidzie Czerwonej? Przede wszystkim jej zewnętrzna okładzina została wykonana z wapienia pochodzącego z kamieniołomów z Tury (czyli z tego samego miejsca z którego później korzystał Chufu i reszta faraonów z Gizy).

Niesłychanie ważne jest też, z punktu widzenia naszej debaty, że mniej więcej co dwudziesty odkryty i przebadany zachowany kamień składający się na ową zewnętrzna, gładką okładzinę posiada inskrypcje na swojej wewnętrznej stronie. Inskrypcje te były wykonywane czerwoną farbą podczas wydobywania kamieni z kamieniołomów, transportu i budowy. Niektóre z tych inskrypcji to imiona Snofru (co tylko dowodzi jego powiązania z tą piramidą), niektóre zaś to nazwy grup robotników – „Drużyna Zielona” czy też „Drużyna Zachodnia”.

Jednak najważniejsze są te kamienie, na których widnieją daty. Na znajdujących się najniżej blokach piramidy widnieje data oznaczająca, że piramidę zaczęto budować mniej więcej w 30 roku panowania króla. Inne bloki, znajdujące się wyżej, informują nas, że po dwóch latach prac zostało ułożonych zaledwie sześć warstw. Kolejne inskrypcje na blokach znajdujących się jeszcze wyżej mówią nam, że po zaledwie czterech latach Piramida Czerwona stała już ukończona w około 30%. Zbudowanie całej piramidy trwało wedle tych inskrypcji jakieś 17 lat.

Spotykamy się tutaj zatem z wyraźnym dowodem, że Egipcjanie byli w stanie układać dość duże bloki z jakich zbudowane były późniejsze piramidy Snofru w miarę szybko. Co prawda pierwsze, dolne warstwy były rozległe i ułożenie nawet kilku z nich zajmowało całe lata, to jednak daty wyraźnie mówią nam ile lat trwało układanie kolejnych warstw i tym samym jak szybko rosła ta piramida. Tak oto notatki starożytnych kamieniarzy i inżynierów obalają dzisiejsze „wyliczenia” pseudonaukowców jakoby „Egipcjanie nie byli w stanie układać tylu bloków w takim czasie”. Otóż mogli i co więcej – zapisali to nam własnoręcznie. Całe szczęście, że zrobili to na wewnętrznych stronach kamieni i że nie zostały one doszczętnie rozgrabione. Dzięki temu zachowały się do dziś i są świadectwem, że niepotrzebne były żadne latające statki obcych ani lewitacja kamieni za pomocą śpiewu (!) – Egipcjanie doskonale radzili sobie z układaniem tych głazów bez niczyjej pomocy.

Przy piramidzie tej można też oglądać rekonstrukcję znalezionego w pobliżu piramidionu – czyli zwieńczenia piramidy:
 

800pxrestaurationprojec.jpg


Wejście do Piramidy Czerwonej jest też, podobnie jak w piramidzie Chufu i większości egipskich piramid, zlokalizowane na północnej ścianie budowli.


I ta właśnie budowla jest też prawdopodobnie miejscem w którym pochowano wielkiego Snofru. Niestety, tak jak każda piramida, również ta została splądrowana już w starożytności. Co prawda znaleziono w komorze grobowej Czerwonej Piramidy ślady mumii, lecz nie wiemy czy była to mumia tego króla-innowatora. Człowieka, który dał nam trzy piramidy i walnie przyczynił się do zbudowania gigantów z Gizy.


W tym momencie mógłbym już zakończyć swoją opowieść o ewolucji piramid. Oto doszliśmy do miejsca, gdzie kończy się opowieść o Snofru a zaczyna opowieść o Chufu i jego piramidzie.

Piramidami z Gizy zajmę się w kolejnym wpisie, jednak ewolucja piramid nie kończy się na Chufu, Chafre i Menkaure. Tak właściwie moja opowieść mogłaby się obejść bez opowiadania o późniejszych piramidach (późniejsze piramidy nie mają żadnego wpływu na wcześniejsze) ale czasem zdarza mi się zetknąć z pewną błędną argumentacją z nimi związaną.

Późniejsze piramidy, te które powstały po wybudowaniu piramid w Gizie, są dziś w opłakanym stanie - tak jak piramida Unasa panującego jakieś 200 lat po Chufu:
 

pyramidofunascomplex640.jpg


Widoczna na pierwszym planie


Piramida Pepiego II panującego jakieś 300 lat po Chufu:
 

pepiiipyramidtemple640.jpg


Piramida Amenemheta I panującego ~600 lat po Chufu:
 

amenemhetipyramid.jpg


Piramida Senusreta, syna Amenemheta I:
 

lichtsenusretpyramids01.jpg


Czy piramidy Amenemheta III panującego 700 lat po Chufu,

Piramida nr 1:
 

pyramidamenemhetiii.jpg


I piramida nr 2 zwana „Czarną Piramidą”:
 

blackpyramidofamenemhet.jpg


17075787.jpg


Oraz kompleks piramid z Abusir – piramidy Neferirkare, Niuserre i Sahure:
 

zhabusir1.jpg


29°53’47”N 31°12’13”E



Mogłoby nam się wydawać, że skoro późniejsze piramidy są młodsze, oraz skoro przechodziły one ewolucję, to powinny być większe i zachować się w jeszcze lepszym stanie niż tez z Gizy.

To zaś według tych, którzy przytaczają je jako argument, świadczy o tym, że piramidy w Gizie nie są dziełem Egipcjan, ponieważ ci próbowali je skopiować i im nie wyszło.

Tymczasem, paradoksalnie, stan ten zawdzięczamy między innymi właśnie temu, że piramidy późniejsze ewoluowały i technologia ich budowy została unowocześniona.

Piramida Unasa mierzyła zaledwie 43 metry. Pepiego – 52,5 metra. Amenemheta I – 59 metrów, Senusreta – 48,5 metra, piramidy Amenemheta III – odpowiednio 58 i 75 metrów a piramida Neferirkare znajdująca się w Abusir wznosiła się na ok 72 metry.

Najbardziej zauważalna różnica pomiędzy tymi piramidami a piramidami z Gizy czy Daszur to stan obecny oraz wielkość. Zmniejszanie rozmiarów piramid widać już zresztą w Gizie, gdzie piramida Menkaure, choć zbudowana przy pomocy tych samych metod i materiałów, to niemalże karzeł przy jej sąsiadach – piramidach Chufu i Chafre.
Być może związane to było z jakimś kryzysem gospodarczym, być może miało to związek ze zmianą światopoglądu ówczesnych władców – bowiem od czasów Menkaure zaczyna być widoczne przesunięcie uwagi rządzących z piramid na świątynie. Uznano, że to świątynie są ważniejsze i dlatego skupiano się na ich budowie tym samym sprawiając, że piramidy stawały się mniejsze od takich gigantów, jakie budowano wcześniej.

Stan obecny zaś to jak już wspomniałem wynik ewolucji i „unowocześnienia” techniki budowania. Piramidy w Gizie przetrwały w tak dobrym stanie, ponieważ ich rdzeń składał się z kamiennych bloków. Dlatego nawet po odarciu ich z zewnętrznej, gładkiej warstwy wciąż pozostały rdzenie które to do dziś możemy podziwiać.

Późniejsi władcy i inżynierowie poszli jednak po rozum do głowy – po co układać rdzeń z wielkich głazów, skoro i tak nie będzie ich nigdy widać? Przecież równie dobrze można to robić budując go z o wiele tańszych, lżejszych i wygodniejszych do obróbki, transportu i układania cegieł mułowych, gruzu i piasku. Dopiero taką konstrukcję można obłożyć dookoła pięknymi blokami wapienia i z zewnątrz piramida będzie wyglądać dokładnie tak samo, jak te z Gizy.

Plan był dobry, lecz niestety późniejsi mieszkańcy Egiptu nie uszanowali grobowców tych faraonów i rozgrabili te piramidy kradnąc z nich właśnie te piękne bloki wapienia. Bez nich piramidy były zaś jedynie stosem cegieł, gruzu i piasku. Bez swej zewnętrznej warstwy szybko zamieniły się w ruiny.

Na szczęście piramidy te zachowały się i tak w na tyle dobrym stanie, aby opowiedzieć nam swoja historię a także dodać coś, czego nie ma w Gizie. Jedną z takich rzeczy jest piękny piramidion ze wspomnianej już Czarnej Piramidy:
 

a3pyramidion.jpg


INNE UJĘCIE


I JESZCZE INNE


Drugą z nich są... Teksty Piramid, ale o nich więcej będzie w następnym wpisie ;)




Mam nadzieję, że w tym krótkim wpisie udało mi się zaprezentować w miarę przystępnie historię Egiptu od czasów ludzi pierwotnych, poprzez zjednoczenie kraju, budowę pierwszych grobowców aż po pierwszą piramidę króla Neczericheta. Potem mam nadzieję, że równie przystępnie udało mi się wykazać, że piramidy jak wiele innych rzeczy również przechodziły ewolucję i że ewolucja ta jest łatwo zauważalna. Mastaby – piramidy schodkowe – piramidy klasyczne Snofru aż w końcu... Giza.

Ale o tym dopiero w następnym wpisie.

Do zobaczenia zatem już wkrótce! :)


  • 15



#5

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam wszystkich.
Ponieważ bieżąca debata miała, jak wiadomo, niecodzienną historię, więc na początku pozwolę sobie w paru zdaniach nakreślić plan kolejnych wpisów. W pierwszym (czyli obecnym) chciałbym przedstawić krótką historię Atlantydy i powstania piramidy Cheopsa. W kolejnym przeniesiemy się do Egiptu, aby wskazać argumenty podważające oficjalne datowanie powstania piramidy tej budowli. W trzecim natomiast dokonam porównania mocnych i słabych stron obu teorii, czym, mam nadzieję, przekonam czytelników jeśli nie o większej wiarygodności przedstawionej przeze mnie teorii, to przynajmniej o tym, że jest ona równie prawdopodobna jak teoria podtrzymywana przez egiptologię. Oczywiście część każdego wpisu (no, może nie każdego, bo w tym akurat będzie to kwestia zupełnie marginalna, a to ze względu na fakt, że trudno cokolwiek zarzucić prezentacji wczesnych dziejów Egiptu przez Aquilę) poświęcę dyskusji z argumentami przywoływanymi przez mojego szacownego dyskutanta. Zdaję sobie sprawę z faktu, że Aquila ma w ręku pewien istotny atut: o ile bowiem nikt nie wątpi w istnienie państwa egipskiego, którego materialne dowody możemy do dziś oglądać, to każda teoria alternatywna musi na początku uwiarygodnić tezę o istnieniu jakiejś innej, wcześniejszej cywilizacji (ziemskiej czy pozaziemskiej), która mogłaby wybudować wielką piramidę, bo do niej, a nie całego kompleksu w Gizie będzie odnosiła się przedstawiona hipoteza.

Kosmici, czy Atlantydzi?

To właśnie jest pierwszy dylemat, który trzeba rozstrzygnąć. Czy wielka piramida została zbudowana przez przedstawicieli jakiejś przedegipskiej i pozaegipskiej (tzn. powstałej poza dolina Nilu) cywilizacji, czy może jest "upominkiem" od kosmicznych podróżników. Nie chcąc pozostawiać czytelników w dłuższej niepewności, od razu powiem, że teoria, którą chcę zaproponować nie będzie się odwoływać do jakiejkolwiek cywilizacji pozaziemskiej. Odrzucam tę mozliwość z banalnego powodu: na całej Ziemi nie udało się dotychczas znaleźć jakiegokolwiek śladu obecności istot spoza naszej planety. Na Ziemi nie ma po prostu niczego, czego obecności nie dałoby się wyjaśnić bez zakładania jakiejkolwiek interwencji kosmicznej. Można co prawda niekiedy spotkać sie z poglądem, że m.in. właśnie piramida Cheopsa jest takim artefaktem, który nie mógł zostać stworzony przez ludzi, ale poglądu takiego nie tylko nie da się obronić, opierając się na wiedzy z historii techniki, ale jest on po prostu nielogiczny. Zakłada bowiem, że gwiezdnym przybyszom ni stąd ni zowąd zachciało się zbudować zupełnie nieużyteczną budowlę. Tylko właściwie po co? Aby zaszokować tubylców? Widok statku kosmicznego byłby chyba wystarczającym szokiem. Może chcieli pozostawić ślad swojego pobytu dla dalekich potomków ich ówczesnych "gospodarzy"? Gdyby zostawili nad Nilem wielką kulę z przezroczystego tworzywa sztucznego z zatopionym wewnątrz modelem atomu, albo stożek z włókna węglowego z tytanowym rdzeniem, to zgoda, ale usypanie kupy kamieni jest, przynajmniej dla mnie, nieprzekonujące.
Nie zatrzymuję się dłużej nad tymi kwestiami i przechodzę do drugiej możliwości, to znaczy poglądu, że wielka piramida jest dziełem Atlantydów. Jak wszyscy się domyślają, jest to ta właśnie propozycja, której prawdziwość postaram się uzasadnić.

Atlantida nesos

Uważny czytelnik mógłby w tym miejscu stwierdzić, że z z Atlantydą jest dokładnie tak samo, jak z kosmitami - również nie istnieją żadne materialne dowody jej istnienia. W ścisłym sensie byłoby to stwierdzenie prawdziwe - nie odnaleziono ani zatopionej wyspy, ani miast, czy osad na terenie Europy lub północnej Afryki, którym moglibyśmy przypisać atlantydzkie pochodzenie. Na dobrą sprawę wydaje się, że jedynym dowodem, czy też "dowodem" są teksty dwóch platońskich dialogów: Timaiosa i Kritiasa, w których jest mowa o Atlantida nesos - wyspie Atlantydzie. To jednak stanowi istotną różnicę pomiędzy opcją "pozaziemską", a "atlantydzką", gdyż mając tekst literacki i znając okoliczności jego powstania, możemy próbować wyłuskać z niego ziarna prawdy.
Rzućmy więc okiem na te dialogi, aby ocenić wiarygodność opowiedzianej w nich historii.
Dialogi Platona można podzielić na dwie grupy: takie, których autorem jest Platon i takie, których autorem nie jest Platon :-), chociaż przez wiele wieków znane były pod jego imieniem. Istnieje jednak kilka tekstów, co do autorstwa których trwają spory. I jednym z tych dialogów jest właśnie Kritias, nie wzmiankowany jako utwór Platona przez żadnego autora bliskiego czasowo ateńskiemu filozofowi. Po raz pierwszy jest on wymieniony przez Diogenesa Laertiosa kilkaset lat po śmierci Platona. Lektura tekstu zdaje się potwierdzać wątpliwości co do autorstwa Kritiasa - jest to dialog filozoficznie jałowy (mówiąc ściśle nie ma tam nawet śladu refleksji filozoficznej), rozpoczynający się dość sztucznym wstępem, opisującym kto komu opowiadał historię Atlantydy - a łańcuszek pośredników jest dość pokaźny - i przywołujący niewiarygodną ilość szczegółów dotyczących geografii Atlantydy, jej historii, organizacji państwa i sił zbrojnych. Jest rzeczą wręcz niepojętą w jaki sposób (i po co) zdobyto i przechowano tak liczne informacje dotyczące drugo- czy trzeciorzędnych detali, przy jednoczesnym braku jakichkolwiek wiadomości na temat codziennego życia, edukacji, rozrywek, modelu rodziny, a także poziomu wiedzy Atlantydów. Na koniec mamy scenę "narady bogów", która nie dziwiłaby, gdyby autorem tekstu był np. Hezjod, ale w przypadku Platona jest czymś zupełnie kuriozalnym (trudno zresztą przypuścić, aby egipski kapłan opowiadał o bogach olimpijskich). Sama zaś treść opowieści o Atlantydzie w Kritiasie jest tak niewiarygodna, że trudno nawet przypuszczać aby mogła być prawdziwa. Nie wchodząc w szczegóły wystarczy zwrócić uwagę na kilka kwestii. Wojsko królewskie - tzn. wojsko głównego króla liczyło 1mln 200tys. ludzi służących w wojskach lądowych i flocie. Co prawda flota ta była dość wątła - składała się co prawda z 12 tys. okrętów, ale każdy z nich miał załogę złożoną zaledwie z 20 ludzi - dla porównania ateńska triera była obsadzona przez 168 samych tylko wioślarzy. Biorąc pod uwagę, że Atlantyda miała dziesięciu królów i przyjmując, że naczelny władca dysponował 20-25% zasobów wyspy, otrzymalibyśmy zupełnie fantastyczną liczbę 5-6 mln żołnierzy, których zadaniem było podbicie parudziesięciu, a niechby i paruset neolotycznych osad w dolinie Nilu i w Attyce. Niestety! Ta wielka armia nie poradziła sobie z tym zadaniem. Mało tego! Dopuściła do desantu na Atlantydę, choć, jak łatwo policzyć, 12 tys. okrętów o szerokości choćby trzech metrów każdy, potrafiłoby zablokować Cieśninę Gibraltarską trzema rzędami stojących burta w burtę okrętów. Tak kiepskiej armii nie miało żadne inne państwo w historii świata.
Rów nawadniający otaczający 'najpiękniejszą równinę', który zbierał wodę spływającą z gór i miał ujście do morza liczył 10 tys. stadiów (czyli blisko 1800 km) długości (obwodu), 1 plethros (prawie 30 m) głębokości i 1 stadion (blisko 180 m) szerokości. Miary greckie nie były "znormalizowane", a ich wartość różniła się ze względu na różnice długości "stopy", która była podstawą do określenia długości plethronu (100 stóp) i stadionu (600 stóp). Przyjmując najniższą wartość, tzw. "stopę atytycką", o długości 29,6 cm, łatwo policzyć, że gdyby przekrój tego głównego kanału był prostokątny (zapewne nie był, ale nie czyni to wielkiej różnicy), to jego objętość wynosiłaby 9,34 mld m3 . Do tego dochodziły liczne kanały przecinające równinę, o szerokości 100 stóp i odległe od siebie o 100 stadiów. Nie będzie zapewne przesadą oszacowanie objętości wszystkich kanałów na 12-13 mld m3 (czyli 12-13 km3!). A dotyczy to wyłącznie "najpiękniejszej z równin", których musiało być kilka. Gdyby policzyć objętość wszystkich kanałów wybudowanych w czasach nowożytnych byłby to nikły procent tej liczby. Co więcej - w dialogu nie ma nawet wzmianki o jakichkolwiek środkach technicznych wspomagających trud budowniczych. Mówiąc po prostu, wszystkie te roboty ziemne musiały być wykonane, a później utrzymywane w dobrym stanie siłą ludzkich mięśni. Cały zresztą tekst, szczególnie w kwestii dotyczącej uzbrojenia armii, które jest najlepszym wskaźnikiem możliwości technicznych państwa, wskazuje na stopień rozwoju na poziomie II-I tysiąclecia pne. Rydwany, proce, łuki - trudno to nazwać Wunderwaffe.
Platon był człowiekiem krytycznym i racjonalnym, można więc wątpić, czy chciałby przekazywać czytelnikowi opowieść tak dramatycznie kłócącą sie ze zdrowym rozsądkiem, nawet gdyby prawdą było twierdzenie, że opowieść ta została w tej formie przekazana przez Egipcjan Solonowi. Tym bardziej, że głównym celem Platona w tym okresie jego życia, było przekazanie swojej wizji państwa doskonałego, a tę rolę pełni przecież w Timaiosie(o czym szerzej za chwilę) nie Atlantyda, tylko Ateny. Po co w takim razie opisywać historię powstania i zagłady Atlantydy? Oczywiście dialog jest niedokończony, ale sądząc po ostatnich zdaniach, dotyczących narady bogów można z dużym prawdopodobieństwem domniemywać, że w trakcie tej narady Dzeus decyduje o zniszczeniu wyspy przez trzęsienie ziemi. Platon był filozofem, a nie autorem romansów - po co miałby poświęcać czas na opisy zaginionych światów? W związku z tym jest rzeczą prawdopodobną, że Platon nigdy nie napisał kontynuacji Timaiosa, a Kritias jest utworem któregoś z jego uczniów, czy naśladowców o ambicjach literackich. Zupełnie inaczej ma sie sprawa z drugim (czy raczej pierwszym) dialogiem, w którym pojawia się Atlantyda, tzn. Timaiosem. W tym przypadku autorstwo Platona nie jest przez nikogo podawane w wątpliwość - głównie ze względu na zawarty w nim ogromny ładunek treści filozoficznych. Tropiciele zagadek Atlantydy nie zwracają jednak uwagi na fakt, że Platona interesuje nie Atlantyda, ale Ateny, jako egzemplifikacja państwa idealnego. Cała historia wyspy na Atlantyku jest wyłącznie tłem dla pochwały ustroju ateńskiego - oczywiście nie ustroju z czasów Platona, ale z okresu odległej, mitycznej przeszłości. Była to platońska recepta na propagowanie własnych poglądów politycznych i społecznych. Recepta, z której Platon zresztą zrezygnował, ostatecznie wykładając swoje poglądy w "Państwie" i "Prawach".
Spróbujmy więc przyjrzeć się tym poglądom. Platońska koncepcja państwa opierała się, jak wiadomo, na jego metafizyce i antropologii. Istnieje w związku z tym ścisła analogia pomiędzy człowiekiem, jako jednostką ("istotą dwunożną nieopierzoną", jak określała go słynna platońska definicja) a państwem, jako jednostką polityczną. Platon mówiąc o człowieku traktował go w zasadzie jako duszę posługującą się ciałem, w duszy zaś dopatrywał się trzech zasadniczych funkcji - wegetatywnej, czyli ożywiającej ciało, wolitywnej, odpowiedzialnej za emocje i działania oraz rozumnej, której domeną było poznanie teoretyczne. Te trzy funkcje duszy - ożywianie, działanie i poznanie były wzorem dla struktury idealnego społeczeństwa, które powinno się składać z grup osób (1) wytwarzających dobra niezbędne do przeżycia, (2) działających, a ściślej mówiąc broniących państwa, oraz (3) zajmujących się poznaniem prawdziwej natury świata i rządzeniem w zgodzie z tą naturą. Innymi słowy, w platońskim państwie istnieja trzy grupy społeczne - wytwórcy (rzemieślnicy i rolnicy), żołnierze oraz filozofowie, do których należy jednocześnie zarządzanie państwem i stanowienie praw. Co najbardziej interesujące: w koncepcji Platona grupy społeczne były "nieprzenikalne" - o przynależności do którejkolwiek z nich decydowało wyłącznie urodzenie. Tę strukturę społeczeństwa można bez trudu odnaleźć w Timaiosie, w stwierdzeniach mówiących o tym, że w dawnych Atenach, podobnie jak w Egipcie, istniała klasa kapłanów, rolników, rzemieślników, pasterzy i łowców oraz żołnierzy, które były oddzielone od siebie i "wykonywały swoje zawody osobno". Były to zresztą w odniesieniu do Egiptu stwierdzenia nieprawdziwe, gdyż wewnętrzna organizacja tego społeczeństwa dalece odbiegała od przedstawionego wyżej modelu, a co więcej, było to społeczeństwo, w którym nie istniały nieprzekraczalne bariery klasowe, tak bardzo drogie sercu Platona. Drugą charakterystyczną cechą platońskiej teorii państwa było postawienie przed państwem celów idealnych. W tym punkcie znowu widoczna jest analogia między jednostką i państwem. Platońska metafizyka dzieliła uniwersum na dwie radykalnie różne części - świat bytów niematerialnych oraz rzeczywistość materialną, przy czym tylko ta pierwsza część posiadała dla niego wartość, o niej mówił, że jest w ścisłym znaczeniu tego słowa bytem, podczas gdy świat przedmiotów materialnych był tylko marnym odbiciem, cieniem tego pierwszego. I ten właśnie, niezmienny i wieczny, świat idealny był naturalnym celem ludzkiego życia, a państwo miało służyć osiągnięciu tego celu przez jego obywateli. I ten wątek jest również doskonale widoczny w opowieści o Atlantydzie - jej mieszkańcy, którzy początkowo zachowywali "boskie prawa", nadane im przez Posejdona, po pewnym czasie zwrócili sie ku innym, doczesnym celom, zaczęły ich cieszyć dobra materialne i władza nad innymi ludami, za co zostali ukarani na początku porażką z wrażymi Ateńczykami, a później całkowitym zniszczeniem ich kraju i śmiercią jego mieszkańców. Brzmi to jak groźne memento dla współczesnych Platonowi Aten: albo powrócą do "starych praw", dających ich przodkom siłę do przeciwstawienia się agresji ze strony największej ówczesnej potegi, albo podzielą los Atlantydów. Krótko mówiąc: Ateny pozostaną potężnym "miastem wybranym", pod warunkiem, że nie będą państwem demokratycznym. Bo demokracji Platon nienawidził z całego serca. Takie właśnie jest główne przesłanie opowiadania o Atlantydzie, zamieszczonego w Timaiosie.
Zasadniczym jednak pytaniem jest to, czy Platon faktycznie wykorzystał w swoim dialogu przekaz Solona dotyczący jego pobytu w Egipcie (a może, jak sądzą niektórzy, to co on sam usłyszał od egipskich kapłanów), a jeśli tak, to na ile opowieść kapłana z Sais jest dla nas wiarygodna. Na pierwsze pytanie można jak sądzę odpowiedzieć pozytywnie - mit atlantydzkiej potęgi nie pełni w Timaiosie tak istotnej roli, aby trzeba było go kreować nie mając po temu żadnych podstaw. Nie brakowało przecież w ówczesnym świecie potęg, których "zepsuciu" można było przeciwstawić ateńskie cnoty. Pozostaje więc pytanie o wiarygodność egipskiej opowieści, a więc o to, co Egipcjanie połowy pierwszego tysiąclecia pne. mogli wiedzieć na temat swojej odległej historii, a nawet prehistorii. Trzeba jednak brać pod uwage również taką możliwość, że cała historia Atlantydy została spreparowana w całkiem konkretnym, bynajmniej nie historycznym celu na użytek Greków. Solon, któremu egipski kapłan miał opowiadać historię Atlantydy żył w latach 635-560 pne., a więc w okresie panowania w Egipcie XXVI dynastii, okresie odrodzenia państwowości po niemiłej przygodzie, która spotkała Egipt w konfrontacji z Asyrią - odrodzenia, trzeba dodać, krótkotrwałego, trwającego około 150 lat, gdyż w roku 525 Egipt został podbity przez Kambyzesa. Z tekstu Timaiosa wynika, że opowiadającym był kapłan świątyni Neith, która w opowieści Platona zostaje utożsamiona z Ateną. Ten kontekst jest dość istotny, gdyż pozwala zrozumieć wiele wypowiedzi dotyczących mitycznych Aten z czasów Atlantydów. Po pierwsze, zupełnie bezpodstawne utożsamienie Neith i Ateny ma najwyraźniej na celu stworzenie wrażenia "powinowactwa" Ateńczyków i Egipcjan, co zresztą jest wskazane expresis verbis w stwierdzeniu, że Atena (Neith) jest założycielką obu tych państw. W tym jednak miejscu następuje zagadkowe stwierdzenie, że Ateny są o tysiąc lat starsze od Egiptu. Zagadkowe, gdyż Egipcjanie byli dumni ze swego państwa, które uważali za najstarsze z istniejących. Aby rozwiązać tę zagadkę musimy pamietać o sytuacji politycznej ówczesnego Egiptu, zagrożonego przez Babilonię, a później Persję i szukającego na gwałt sojuszników w celu przeciwstawienia się tym potegom. Egipski kapłan, powołując się na rzekome powinowactwo grecko-egipskie i opowiadając o wspaniałomyślności i odwadze dawnych Ateńczyków, najpewniej urabiał grunt dla sojuszu politycznego i militarnego z Atenami. Ten nieprawdopodobny i wręcz niesmaczny hymn strzelisty, ocierający się momentami o włażenie do pewnej części ciała (której nazwy przez wrodzoną modestię nie wymienię), który znajdujemy w Timaiosie staje się w tej sytuacji całkowicie zrozumiały. A jak ma się do faktów? Uderzające jest stwierdzenie, mówiące, że Ateny "z początku na czele Hellenów, potem z konieczności samo jedno, bo opuszczone przez wszystkich innych i doprowadzone do ostatecznego niebezpieczeństwa zwyciężyło najeźdźców". Rzecz w tym, że w opisywanym w Timaiosie okresie w Grecji nie było jeszcze Hellenów. Nawet więcej - jeszcze długo nie było tam Hellenów, gdyż współczesna nauka jest zgodna co do tego, że przodkowie dzisiejszych Greków pojawili się na Bałkanach mniej więcej na przełomie III i II tysiąclecia pne. Ten pogląd ma zresztą mocne oparcie również we współczesnej genetyce. Rekonstrukcja przemieszczania sie grup ludności, dokonana na podstawie badań tzw. haplogrup Y-DNA (tzn. haplogrup ustalanych przez badania zmian genetycznych w chromosomie Y), wskazuje, że w okresie ostatniego zlodowacenia w Europie sąsiadowały ze sobą grupy ludzi o dwóch haplogrupach: R (podzielonej już jednak na dwie podgrupy R1a i R1b) oraz I - "dzieci Europy", jedyna rdzenna haplogrupa, gdyż mutacja ją tworząca zaszła już na naszym kontynencie. Ludzie ci zasiedlali trzy obszary, płw. Iberyjski (R1b oraz I), bałkany (I) oraz północne wybrzeże Morza Czarnego (R1a). W okresie późniejszym na terenie dzisiejszejszej Grecji przywędrowali (prawdopodobnie z Bliskiego Wschodu) przedstawiciele jednej z podgrup północnoafrykańskiej haplogrupy E. Natomiast plemiona mówiące językiem greckim należały bez wątpienia do haplogrupy R1a, były więc późnymi przybyszami ze stepów ukraińskich.
Pytanie nie brzmi więc - czy opis stosunków politycznych z dziewiątego tysiąclecia pne. jest prawdziwy, bo wiadomo, że nie jest, tylko na ile jest on oparty na jakichś odległych faktach, które zostały przechowane w pisanej lub ustnej tradycji i wykorzystane przez sprytnego kapłana (lub urzędników faraona) do celów politycznych.
Powróćmy więc do zasygnalizowanego wyżej problemu: jaka była wiedza kapłanów z Sais (a szerzej: Egipcjan), o odległej historii? Dynastia saicka władająca wówczas Egiptem starała się restytuować państwo po "epizodzie asyryjskim", a w tym celu odwoływała się Starego Państwa, odnawiając stare świątynie i ośrodki kultu oraz przywracając tytuły urzędników faraona z tamtego okresu. Musiały więc istnieć jakieś dokumenty dotyczące epoki wczesnej państwowości egipskiej, a zapewne także przekazy - być może na poły legendarne - z czasów "prehistorii". I takim właśnie przekazem wydaje się być opowieść o Atlantydzie. Jeśli otrząśniemy ją z politycznej propagandy stworzonej dla Solona, otrzymamy sensowną i wysoce prawdopodobną historię zaginionej cywilizacji, której źródło leżało na zachód od doliny Nilu i której wpływy sięgnęły Egiptu i pozostawiły w nim, a tym samym w ludzkiej pamięci, trwały ślad. Platon pisze, że Atlantydzi dotarli zarówno do granic Egiptu, jak i Tyrreni. Nic nie wskazuje na to, aby była to ekspansja militarna - dopiero później, gdy chcieli zawłaszczyć Egipt i Grecję natrafili na opór, który chcieli złamać zbrojnie. Wątek grecki możemy pozostawić na boku, gdyż może on być propagandową częścią opowieści (choć może również zawierać prawdziwy przekaz, wyjąwszy oczywiście "helleńskość" ówczesnych mieszkańców Grecji), pozostają jednak dwa istotne stwierdzenia dotyczące ekspansji wyżej rozwiniętej cywilizacji z zachodu na wschód, zakończonej nieudaną próbą podporządkowania sobie całego terytorium późniejszego Egiptu. Można więc wyciągnąć wniosek, że cywilizacja atlantydzka sięgała, lub miała swój przyczółek w zachodniej delcie Nilu i stamtąd prowadziła mniej czy bardziej pokojowe próby narzucenia swoich wpływów całej dolinie Nilu. Czy jednak Atlantydzi faktycznie pragnęli podbić Egipt? W moim przekonaniu ich "ekspansja" dotyczyła tylko terenów w pobliżu Delty i początkowo miała raczej charakter pokojowy. Zresztą w okresie swojej świetności nie bardzo mieliby kogo podbijać, bo nad Nilem nie było przecież jakiegokolwiek państwa. Pamiętajmy jednak, że historia zawsze była pisana w Egipcie z punktu widzenia zwycięzcy, a mówiąc ściśle: władcy. W czasach historycznych Egipt został zjednoczony, a więc powstał jako jednolite państwo, dzięki władcom pochodzącym z Górnego Egiptu i to ich punkt widzenia był przyjmowany za obowiązujący w oficjalnej historiografii. Być może jakieś resentymenty, powstałe pod wpływem trudności w podboju Dolnego Egiptu i kompleksów wynikających ze świadomości wyższości kulturowej mieszkańców Delty, będącej wynikiem ich długotrwałego kontaktu z rozwiniętą cywilizacją Atlantydów, znalazły swój wyraz w przedstawianiu przedstawicieli tej cywilizacji w negatywnym świetle. Ale był też drugi, ważniejszy powód, wiążący się z pewnym istotnym dla naszej dyskusji "przedsięwzięciem budowlanym" Atlantydów. O nim jednak napiszę nieco niżej, we fragmencie dotyczącym budowy piramidy.

W poszukiwaniu Atlantydy

Jeśli prześledzimy różne nowożytne teorie dotyczące Atlantydy, możemy łatwo zauważyć, że wiele osób, przyjmujących za dobrą monetę rdzeń platońskiego przekazu poszukuje tej wyspy w innej lokalizacji niż ta, o której mówi tekst Timaiosa - jednak ogromna większość poszukuje właśnie wyspy. A to właśnie wydaje się najbardziej wątpliwym fragmentem platońskiej relacji.
Gdzie więc leżała Atlantyda? W poszukiwaniu centrum tej cywilizacji nasza uwaga musi skupić się w północnej Afryce w rejonie Atlasu. Jest to zresztą jedyna logiczna lokalizacja. Jest ona co prawda pozornie niezgodna ze stwierdzeniem, że Atlantyda leżała za Słupami Heraklesa, ale wynika to z utożsamienia Słupów Heraklesa z Cieśniną Gibraltarską. Tymczasem takie utożsamienie nie jest bynajmniej oczywiste, a biorąc pod uwagę geograficzne horyzonty Greków okresu archaicznego (a więc z czasów tworzenia mitów) równie, o ile nie bardziej prawdopodobne jest stwierdzenie, że Słupy Heraklesa to wschodni Atlas i górzysta Sycylia. Jeśli spojrzymy na greckie kolonie w zachodnim basenie Morza Śródziemnego, założone przed połową VII w. pne. to łatwo dostrzec, że nie ma ani jednej, która byłaby położona na zachód od pionowej lini łączącej Sardynię z wybrzeżem Afryki. Zresztą nawet w późniejszych czasach poza tą linią powstały tylko trzy kolonie Jońskie - Alalia (na Korsyce), Massalia (Marsylia) i Emporion (na przylądku Creus mniej więcej na dzisiejszej granicy hiszpańsko-francuskiej). Kolonizacja grecka na zachodzie koncentrowała się niemal wyłącznie na Sycyli i na południu włoskiego buta. Zachodnia część Morza Śródziemnego była dla archaicznych Greków terra (a raczej aqua) incognita.
W dzisiejszych czasach Sahara jest niegościnną, jałową pustynią. Ale nie było tak zawsze - tradycyjne rekonstrukcje historii klimatu Sahary podkreślały, że mniej więcej pomiędzy rokiem 8000 pne., a 6000 pne. na Saharze notowano spore, regularne opady sprzyjające wegetacji. Nowe badania zespołu dr Stefana Köpelina pozwoliły na sformułowanie poglądu wydłużającego ten okres, wskazując, że ok roku 13000 pne. pustynna wówczas Sahara przeobraziła się w sawannę i stan ten trwał prawie 10 tys. lat, gdyż dopiero około roku 3500 pne. sawanna znów ostatecznie ustąpiła miejsca pustyni. Oczywiście zarówno jeden, jak i drugi proces nie nastąpiły nagle i równomiernie na całym, ogromnym przecież, obszarze Sahary, ale na sporej jej części przez kilka tysięcy lat panował klimat sprzyjający powstawaniu i rozwojowi ludzkich społeczności. A trzeba pamietać, że mówię tu wyłącznie o ostatnim okresie "optimum klimatycznego", bowiem klimat Sahary przypomina "Wańkę -wstańkę", ulagając wielokrotnym zmianom z pustynnego na sawannowy i vice versa. Ludzie zamieszkujący Saharę od kilkudziesięsiu tysięcy lat, doświadczali kilkakrotnie mniejszych i większych zmian dotyczących stosunków wodnych, temperatury i wilgotności oraz występującej flory i fauny, z którymi musieli sobie radzić. Oczywiście to "radzenie sobie" mogło polegać (i często zapewne polegało) na poszukiwaniu bardziej sprzyjających terenów, a ostatecznym azylem były zapewne tereny u podnóża Atlasu, gdzie warunki były zawsze bardziej sprzyjające. Trzeba bowiem dodać, że populacja saharyjska od samego początku (tzn. od momentu, kiedy emigranci ze wschodniej Afryki, poprzez wyżynę Abisyńską, zeszli w dolinę górnego Nilu i rozdzielili sie na dwa nurty - wschodni kierujący się do Lewantu i zachodni, saharyjski) była bardzo stabilna genetycznie. Ludzie ci należeli do podgrupy haplogrupy E, oznaczanej dość długim symbolem E1b1b1b. Jeszcze dziś jest to haplogrupa dominująca w Algierii i Maroku oraz mająca znaczącą reprezentację wśród ludności Tunezji. Poza tym rejonem niemal nie występuje z wyjątkiem terenów płw. Iberyjskiego (co może być oczywiście związane ze średniowieczną inwazją islamskich Berberów), Balearów, Sycylii, południa płw. Apenińskiego i Egiptu.
Należy położyć nacisk na jedną istotną kwestię: konieczność dostosowywania się do zmiennych warunków środowiskowych (nawet jeśli ta zmiennośc zachodzi w długich okresach czasu) i pokonywania trudności wynikających z warunków naturalnych, poszukiwania nowych, innych od dotychczasowych sposobów pozyskiwania żywności i zmian sposobu życia tworzy optymalne warunki do rozwoju innowacyjności, będącej podstawowym warunkiem rozwoju cywilizacyjnego. Rejonem szczególnie uprzywilejowanym były tereny we wschodniej części Atlasu, tu bowiem mieszkańcy Sahary mieli łatwiejszy lub wręcz bezpośredni dostęp do wybrzeża Morza Śródziemnego, gdyż w tym regionie góry nie stanowiły tak trudnej do przekroczenia bariery pomiędzy wybrzeżem a wnętrzem kontynentu, jak w Atlasie Wysokim. Zarówno góry, dostarczające kamiennego budulca, jak i minerałów kopalnych, jak też wybrzeże morskie będące zasobnym źródłem żywności i dające dostęp do pobliskich wysp i lądu po drugiej stronie morza, ułatwiły rozwój Atlantydzkiej cywilizacji. Warunki panujące na Saharze, która była sprzyjającym, lecz wymagającym środowiskiem życia, wymuszały współpracę między sąsiadującymi ze sobą grupami ludzi, wymianę dóbr pomiędzy rejonami położonymi w górach, na wybrzeżu i w głębi lądu oraz umiejętność przechowywania i dystrybucji żywności - szczególnie w czasach kurczenia się jej źródeł. Co więcej, okresowe fluktuacje klimatyczne, prowadzące do pustynnienia fragmentów Sahary, musiały prowadzić albo do wypracowywania zdolności do kompromisu pomiędzy grupami ludzi zamieszkujących jakiś teren i "imigrantami" ze stref dotkniętych pogorszeniem warunków, albo do organizowania się społeczności w celu obrony swego stanu posiadania. Wszystko to stanowi mocne przesłanki do powstawania ośrodków administracyjnych, potrafiących zapewnić dystrybucję żywności, komunikację oraz wprowadzić i egzekwować normy postępowania i reguły rozwiązywania konfliktów. To zaś z kolei jest warunkiem powstawania ideologii i "rzeczywistości symbolicznej", wyrażającej się w mitach i religii, a z drugiej strony tworzenia narzędzi służących biurokracji - to znaczy umiejętności zapisywania i przechowywania informacji, prowadzącej do powstania pisma. Tym bardziej, że cywilizacja saharyjskiej Atlantydy nie wytworzyła zapewne scentralizowanego państwa, była raczej zbiorem wielu ośrodków administracyjnych, przypominającym cywilizację "pałacową", znaną z Krety, achajskiej Grecji i początkowego okresu historii Egiptu. Takiemu rozwiązaniu sprzyjała okresowa izolacja różnych terenów na Saharze oraz odmienność warunków panujących w głębi lądu i na wybrzeżu.
Dodajmy do tego jeszcze jedno: ludność saharyjska musiała wytworzyć umiejętność elastycznego reagowania na zmieniające się warunki zewnętrzne, polegającego na odrzuceniu zastanego sposobu życia i osiągnięć cywilizacyjnych, nie pasujących do zmienionej sytuacji, a więc dokonania swego rodzaju "regresu cywilizacyjnego", w celu przetrwania w trudniejszych warunkach. Ta ostatnia umiejętność nie jest zresztą żadnym ewenementem, w historii ludzkości, wbrew dość rozpowszechnionemu przekonaniu, że cywilizacja zawsze realizuje się poprzez postęp technologiczny, można znaleźć wiele przykładów zmian w dokładnie przeciwnym kierunku. Celem cywilizacji jest zapewne postęp, ale celem tworzących cywilizację ludzi jest przetrwanie i w przypadku konfliktu tych dwóch celów, to punkt widzenia jednostek bierze górę.
Kolejnymi pytaniami wymagającymi odpowiedzi jest to, jak dalece powstanie zaawansowanej cywilizacji na Saharze wyprzedzało rozwój tej cywilizacji w Egipcie i jak wysoki był stopień jej rozwoju. Pewne przesłanki, które przedstawię na końcu dzisiejszego wpisu, wskazują, że cywilizacja ta wyprzedzała egipską o 2-3 tysiące lat, zaś jej stopień rozwoju był zapewne podobny do stopnia rozwoju cywilizacji egipskiej z okresu Starego Państwa. Taki poziom technologii jest całkowicie wystarczający do zbudowania kamiennego ostrosłupa, nawet o wysokości ponad 140 metrów. Podstawowym problemem przy budowie piramidy nie są bowiem ograniczenia technologiczne, ale kwestie organizacyjne - zsynchronizowanie wysiłku tysięcy ludzi i zaopatrzenie ich w żywność i narzędzia. Egipcjanie z połowy trzeciego tysiąclecia pne. mogli z powodzeniem budować piramidy - i robili to - podobnie jak zrobili to ich poprzednicy dwa lub 3 tysiące lat wcześniej.

Upadek Atlantydy

Skoro jednak warunki życia na Saharze pozwoliły na szybszy rozwój cywilizacyjny, to dlaczego cywilizacja ta upadła? Czy stało się to za sprawą klęsk naturalnych - trzęsień ziemi, potężnych sztormów, czy fal powodziowych? Trzęsienia ziemi nie są oczywiście rzadkością w basenie Morza Śródziemnego, więc zapewne Atlantydzi niejednokrotnie byli przez nie doświadczani i nie jest wykluczone, że decydującym ciosem dla ich cywilizacji była jakaś widowiskowa katastrofa, ale podstawowym czynnikiem, który przesądził o jej losach była zmiana klimatu, a ściślej: ponowne pustynnienie Sahary. Nie nastąpiło ono nagle, ale dla mieszkańców niósło zabójcze konsekwencje. Zmniejszenie liczby opadów wyjaławiało coraz większe połacie ziemi, powodując konieczność powolnej emigracji w poszukiwaniu nowych terenów zdatnych do życia. Oczywiście obszar na północ od Atlasu mógł wciąż pozostawać zamieszkały, ale i tu nie było całkiem bezpiecznie, gdyż poziom morza wciąż się podnosił. Istniejące ośrodki nadmorskie pogrążały się w wodzie, a zmniejszająca się populacja, zmagająca się z coraz większym niedostatkiem żywności nie była w stanie ich odbudować w głębi lądu. Proces ten rozpoczął się zapewne w okolicach roku 6000 pne., gdy skończył się okres zwiększonych opadów i trwał następne 2,5-3 tys. lat. Atlantyda umierała - nie gwałtownie, ale w powolnej agonii - z braku wody, żywności, w konfliktach o skrawek miejsca do życia. Zgodnie ze słowami poety świat skończył się nie z trzaskiem lecz ze skomleniem.
Zanim jednak Sahara pokryła się piaskiem i żwirem, pod którymi zniknęły rzeki, miasta i osady, a zamieszkująca ją ludność przyjęła z konieczności inny sposób życia i zaczęła tworzyć odpowiadającą mu, nową cywilizację, część populacji, czy to ze względu na "wyż demograficzny" w okresie prosperity, czy też w odpowiedzi na pogarszające się warunki podjęła akcję kolonizacyjną poza centrum swojej cywilizacji. Obecność ludzi o haplogrupie E1b1b1b na Sycylii, południu Włoch i w Egipcie wskazuje kierunki emigracji - jest to zresztą zgodne z informacjami zawartymi w Timaiosie, że Atlantydzi dotarli do Tyrreni i granic Egiptu. Ich "włoskie ślady" zostały zatarte przez historię: kolonizację grecką, a póżniej Rzymian, ich "ślady egipskie" uległy siłom pustyni, podnoszącemu się poziomowi morza oraz wód gruntowych w Delcie Nilu, a były tez zapewne starannie wymazywane przez późniejszych, potężnych władców Egiptu, ale być może gdzieś pozostały. Aby je znaleźć musimy przenieść sie na wyspę leżącą pomiędzy Grecją, a Egiptem.

Jest pośrodku ciemnego jak wino morza ziemia niejaka, Kreta

N.G.L. Hammond w swoich "Dziejach Grecji" pisze: "Najwcześniejsze neolityczne osiedle na wyspach egejskich znajdowało sie w Knossos na Krecie; datuje się je (...) w przybliżeniu na r. 6100. Osadnicy przynieśli ze sobą dobrze opanowane rzemiosło garncarskie, a po krótkim okresie koczowania pobudowali domy z wypalanej cegły. Fundamenty były z kamienia i cegieł, ściany z cegły wypalanej, a płaskie dachy z gliny i leśnego poszycia; żywność przyrządzano w jamach piecowych lub piecach kopułowych, a do mielenia ziarna używano kamiennych żarn i moździerzy."
"Po pewnym czasie, być może w związku ze zmniejszeniem sie wilgotności klimatu, zaniechano stosowania cegieł wypalanych, a ich miejsce zajęła ubijana glina. Zaczęto wówczas budować większe domy, zwykle o dwóch izbach z zewnętrznym brukowanym dziedzińcem."
"Nie znamy pochodzenia tej wczesnej kultury, wydaje się jednak, że nie była ona pokrewna kulturze kontynentu greckiego, wobec czego nie pochodziła z Azji Mniejszej."
"Pod koniec neolitu II (tzn. ok. 4 tys lat pne) duże budynki z wieloma izbami, brukowanymi dziedzińcami i dużymi paleniskami świadczą o bardzo wysokim, jak na ten okres, stopniu rozwoju, jakiego nie osiągnęli wówczas mieszkańcy kontynentu ani innych okolic Krety, gdzie z tego czasu znaleziono zaledwie nieliczne późne i małe osiedla."
"Unikalność neolitycznego Knossos przyczynia się w znacznym stopniu do zrozumienia wyjątkowej istoty póżniejszej kultury "minojskiej" (...), która tutaj była wynikiem zlania sie nowych przybyszów z osiadłą od dawna, utalentowaną, dojrzałą ludnością miejscową." (Hammond, Dzieje Grecji, W-wa 1994, s.54-55)
Mamy tu kilka istotnych informacji. Po pierwsze, pod koniec VII tysiąclecia pne. na Krecie pojawili się przedstawiciele nieźle rozwiniętej cywilizacji, którzy posiadali umiejętność wypalania cegły, obróbki kamienia i zaawansowane umiejętności żeglarskie. Co więcej - nie przybyli oni ze wschodniej części Morza Śródziemnego. Można dodać, że najpewniej nie byli też przedstawicielami wczesnej kultury egipskiej, czy też proto-egipskiej, gdyż w Egipcie nigdy nie używano wypalanej cegły. Skąd więc przybyli ci ludzie? Najwyraźniej gdzieś z zachodu - bezpośrednio najpewniej z Sycylii lub południowej części półwyspu Apenińskiego, ale pierwotnym centrum cywilizacyjnym tych ludzi była północna Afryka w okolicach Atlasu. Aby wszystko było jasne: cywilizacja ta nie stała na jakimś niebotycznym stopniu rozwoju (wiadomo, że używała narzędzi z odłupków kamiennych z diorytu), ale była bez wątpienia wyżej rozwinięta od cywilizacji bliskowschodnich, anatolijskich i europejskich tego okresu.
Warto także zauważyć, że cywilizacja ta rozwijała się na Krecie na stosunkowo niewielkim obszarze, skoro w innych częściach tej - niewielkiej przecież - wyspy rozwój cywilizacyjny stał na wyraźnie niższym poziomie. Wskazuje to na fakt, w czasach antycznych rozprzestrzenianie sie zdobyczy cywilizacyjnych było stosunkowo powolne, a sąsiedztwo obszarów o różnym poziomie rozwoju nie było niczym niezwykłym. Co więcej - rezygnacja z używania wypalanej cegły ukazuje jeszcze jeden rys charakterystyczny wczesnych cywilizacji: jest dostosowanie się do nowego środowiska. Porzucanie korzystania z takich, czy innych umiejętności można oczywiście traktować jako regres, ale w istocie jest to po prostu racjonalne gospodarowanie dostępnymi zasobami.
Ostatnią kwestią, na którą chciałbym zwrócić uwagę, jest fakt, że przybysze - stojący na wyższym poziomie rozwoju - najwyraźniej nie wykazywali tendencji do podboju, ale raczej do asymilacji z miejscową ludnością.

Go East!

Podobnie jak na Kretę, Atlantydzi przybyli do Egiptu, ściślej: do zachodniej części delty Nilu. Nie sposób rozstrzygnąć, czy przybyli drogą morską, bezpośrednio z okolic Atlasu, czy też zostali do tego zmuszeni przez pustynnienie fragmentów pustyni Libijskiej. Być może zaszły oba te zjawiska, ale na pewno jednym z istotnych elementów ich osadnictwa był jakiś punkt na wybrzeżu, dający im możliwość kontaktu drogą morską z centrum ich cywilizacji, a jednym z centrów ich państwa było najpewniej znane nam już Sais. Ich eksploracja nie sięgała wschodniej Delty, a jeśli już do niej dochodziło, to wyłącznie na zasadzie luźnych kontaktów handlowych. Trzeba pamietać, że w okresie, gdy Sahara była sawanną, Nil nie miał tak wielkiej siły przyciągającej, jak później, gdyż sawanna w ogromnej mierze zaspokajała potrzeby żywnościowe ówczesnych ludzi. Dopiero kiedy Sahara stała się pustynią ludzie z konieczności przenieśli sie do żyznej doliny, gwarantującej im zaopatrzenie w żywność, choć wymagało to dużego wysiłku. Scenariusz był więc podobny, jak wcześniej na Saharze: pogorszenie się warunków zewnętrznych spowodowało konieczność skupienia się ludzi na stosunkowo niewielkim terenie, co z kolei zaowocowało powstawaniem ośrodków administracyjnych i w końcu zjednoczeniem państwa. Warto przy okazji zauważyć, że impulsy zjednoczeniowe wychodziły zawsze z Górnego Egiptu, podczas gdy okolice Delty funkcjonowały zupełnie sprawnie nawet w czasach rozbicia państwa. Jest to zrozumiałe, jeśli pamiętamy o tym, że właśnie przez Dolny Egipt przebiegały morskie i lądowe szlaki komunikacyjne łączące Egipt z innymi państwami ówczesnego świata, a w dodatku w delcie Nilu znajdują się stałe zasoby wody i bujne życie roślinne i zwierzęce.
Tak więc "przyczółek" kultury atlantydzkiej po zachodniej stronie Delty funkcjonował w pewnym odosobnieniu od reszty Egiptu, początkowo zapewne bezkonfliktowo, gdyż podobnie jak na Krecie przybysze nie narzucali swojej władzy miejscowej ludności. Ta koegzystencja trwała również wtedy, gdy populacja Atlantydów zaczęła wzrastać i przesuwać się na południe, w stronę późniejszego Memfis. Ale pewnego dnia przybysze podjęli brzemienną w skutki decyzję - i teraz docieramy do kluczowego punktu opowieści - o wybudowania wielkiej piramidy. Ludzie znający rzemiosło kamieniarskie, dysponujący sprawną organizacją mogli wykonać to zadanie, tym bardziej, że budulec leży dosłownie u stóp piramidy. Jest jednak jeden istotny warunek: trzeba mieć kilka tysięcy ludzi do prostych, ale ciężkich prac. Skąd wziąć taką rzeszę pracowników. Najprościej "zatrudnić" prymitywnych, ale silnych tubylców. Zadanie zostało wykonane, ale jego konsekwencją była wzrastająca niechęć do obcych, która pozostała w pamięci potomnych jako wpomnienie o agresji Atlantydów na Egipt. Sytuacja była zresztą paradoksalna - tubylcy zapewne podziwiali obcych i uczyli się od nich, a z drugiej strony nie mogli zapomnieć ciężkiej, zapewne niedobrowolnej pracy do jakiej zostali zmuszeni ich przodkowie. Ta ambiwalencja jest widoczna u informatorów Herodota, którzy z jednej strony są dumni z wielkiej piramidy, a jednocześnie wylewają na jej budowniczego wiadra pomyj. Jest także widoczna w egipskich mitach - ale o tym innym razem.
Tymczasem wróćmy do budowy piramidy. Nie wiadomo ile czasu ona zajęła - mogło to być 20, 40, a nawet 80 lat. Nie ma to większego znaczenia. Najważniejsze jest bowiem pytanie: po co? Nasuwają się dwie możliwe odpowiedzi: jako dowód własnych umiejętności lub potegi, albo też ze względów religijnych. Wydaje się, że prawdziwa jest druga możliwość, chociaż może i pierwszy cel przyświecał po części budowniczym.
Dzisiejsi ludzie mają tendencję do oceniania wszystkiego miarą współczesności, nie próbując nawet zrozumieć sposobu myślenia ludzi z odległych kultur. Utwierdza to w nas masowa tzw. kultura, np. produkując masowo filmy gloryfikujące "amerykański styl życia" w historycznych kostiumach - niezależnie od epoki, w jaką przenoszą nas scenarzyści triumf odnoszą równouprawnienie, demokracja, prawa człowieka, tolerancja i użyteczność inwestycji. Gdyby wierzyć facetom zajmującym sie pisaniem scenariuszy, to wyszłoby na to, że Cesarstwo Rzymskie było ostoja nowoczesnego feminizmu, Mojżesz był miłośnikiem demokracji parlamentarnej, a Ryszard Lwie Serce pojechał na krucjatę, aby głosić Muzułmanom ideały równości i tolerancji religijnej (tylko został najwyraźniej źle zrozumiany). Tymczasem epoki historyczne i kręgi kulturowe są co prawda równie racjonalne jeśli chodzi o znajdowanie środków do realizacji wytyczonych celów, tyle tylko, że cele te dalece się od siebie różnią. Dla współczesnej cywilizacji zachodniej ważne są hipermarkety, ale dla Średniowiecznej Europy ważne były katedry, dla starożytnych Egipcjan groby królewskie, a dla Babilończyków świątynie na szczytach zikuratów. Religijna motywacja wielkich inwestycji była nie tylko zrozumiała, ale wręcz oczywista dla ludzi, których obraz świata był nierozerwalnie związany z boskością. Dlaczego jednak względy religijne kazały Atlantydom zbudować wielkim wysiłkiem wielki kamienny ostrosłup? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, chciałbym zwrócic uwagę na znamienny fakt, że wielka piramida różni się od innych swoją wewnętrzną strukturą: posiada trzy komory (jedna podziemną i dwie w korpusie piramidy), z których dwie posiadają tzw. "szyby wentylacyjne", wąskie kanały biegnące od komór ku zewnętrznym - północnej i południowej - ścianom piramidy. W zasadzie biegły one znikąd do nikąd, gdyż oba ich końce były zamknięte (szyby z "komnaty królowej" nadal są zamkniete od zewnątrz). Miały więc one znaczenie symboliczne, a nie "realne". Co mogły one oznaczać w tej symbolicznej przestrzeni? Nie znając religii, która je stworzyła trudno nam odpowiedzieć na to pytanie, ale nasuwa się możliwa odpowiedź, że oznaczały one jakieś połączenie: dwóch stron świata, przeciwstawnych żywiołów, dnia i nocy, etc. Oczywiście jest to spekulacja, przy której trafności nie będę się upierał, ale która jest prawdopodobna, gdyż w wielu kultach religijnych miejsca uświęcone są swoistymi "zwornikami" świata i tworzących go elementów. Powróćmy jednak do pytania 'dlaczego'? Jedyna sensowna odpowiedź, która przychodzi mi do głowy brzmi: bo w delcie Nilu nie ma ... gór. Piramida jest więc symboliczną górą, podobnie jak symbolicznymi górami były zikuraty. Była analogią z szamanistycznym drzewem łączącym świat materialny i niematerialny. Góry, naturalne, czy sztuczne, były wieżami, "których szczyty dosięgały nieba", które łączyły ziemię z boskością, a może inaczej: poprzez które boskość zstępowała na ziemię.
Na Krecie pozostało bardzo niewiele artefaktów z czasów minojskich. Jednym z nich jest sygnet, którego odcisk przedstawia boginię pojawiającą się na szczycie góry i adorowaną przez wyznawcę. Rzecz w tym, że na Krecie, podobnie jak na Zachodniej Saharze są naturalne góry, których brak w Delcie Nilu musiał być tak dotkliwym brakiem dla Atlantydów, że wielkim nakładem sił zbudowali sztuczną górę, przywracając tym samym właściwy porządek ich nowemu światu.

Czy to w ogóle możliwe?

Ależ tak! To możliwe :-) W miarę rozgarnięta cywilizacja, dysponująca doskonałą bazą żywnościową z delcie Nilu i przylegającej do niej sawanny (bo mówimy przecież o okresie mniej więcej lat 5500-5000 pne.), motywowana względami religijnymi mogła dokonać takiego dzieła, którego ukończenie, jak wspomniałem wcześniej, mogło jej zająć dużo więcej czasu, niż przyjmowane w egiptologii 20 lat. Większość budulca była na miejscu, drobny procent, jaki stanowiła okładzina sprowadzono z drugiej strony Nilu. Jedynym problemem było kilkadziesiąt płyt granitowych, który trzeba było sprowadzić z Górnego Egiptu, gdyż w Dolnym Egipcie nie ma skał granitowych. Przyjmuje się, że jest to granit asuański, ale nie musi to byc prawdą - granit występuje w Egipcie (choć sporadycznie) również daleko na północ od Asuanu. Chociaż, prawdę mówiąc, pogląd o pochodzeniu granitu z kamieniołomów asuańskich ma pewien istotny urok, związany z Khnumem, którego imię jest uwiecznione na płytach w komorach odciążających. Ale o tym w następnym wpisie :-). Czy jednak można było wykuć i sprowadzić do Gizy kamień z terenów nad którymi nie sprawowało się kontroli? Bo przecież ognisko atlantydzkiej cywilizacji płonęło tylko w rejonie zachodniej Delty. Wydaje się, że zadanie takie było wykonalne, gdyż w tamtym okresie dolina Nilu nie była gęsto zaludniona, więc eksploracja terenów w górze rzeki, a nawet założenie okresowych osad robotniczych, w celu pozyskiwania (w ograniczonym przecież zakresie) materiałów budowlanych nie powinno przedstawiać trudności nie do pokonania.
Po wtóre - wszystkie opracowania dziejów Egiptu kładą nacisk na fakt różnic kulturowych dzielących Górny i Dolny Egipt, widocznych zwłaszcza w okresie przed zjednoczeniem państwa. Różnice te wynikały w dużej mierze z odmiennych warunków naturalnych, ale w szybszym dojrzewaniu kulturowym okolic Delty (nie jest przypadkiem, że główne systemy teologiczne powstały w Dolnym Egipcie) swój udział miał również kontakt z bardziej zaawansowaną cywilizacją.
I wreszcie po trzecie: Aquila przedstawił bardzo wyczerpująco i kompetentnie prehistorię i wczesną historię Egiptu. Jedyną rzeczą, którą chciałbym do tego dodać jest to, ze znajomość prehistorii Delty jest o wiele mniejsza niż ma to miejsce w odniesieniu do Górnego Egiptu. Powodem tego jest fakt, że wykopaliska w Delcie natrafiały (i nadal natrafiają) na ogromne trudności, związane z niestabilnością terenu i wysokim poziomem wód gruntowych. Nawet dziś (przy nieco obniżonym od czasu powstania tamy asuańskiej poziomie wód gruntowych) stanowiska archeologiczne z epoki historycznej muszą być osuszane, a następnie zabezpieczane przed zalewaniem przez wodę, a stanowiska prehistoryczne w samej Delcie są niemal nieznane. Trudno więc oczekiwać szybkiego znalezienia materialnych śladów cywilizacji atlantydzkiej. Będziemy musieli poszukać mniej oczywiste dowody jej istnienia w Egipcie. Ale to już w następnym wpisie, w którym, jak wspomniałem wcześniej, zajmę się Egiptem i jego kulturą oraz historią.

Użytkownik mamma edytował ten post 06.03.2010 - 04:28

  • 9

#6

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam w następnej odsłonie debaty.

Niestety, choć starałem się ograniczać, tekst ten osiągnął ostatecznie 60 stron ustanawiając tym samym mój nowy rekord.

W międzyczasie nastąpiła rezygnacja tatika, przerwa w debacie, a także zmiana uczestnika – tatika zastąpił mamma. Mój wpis jest strasznie długi, ale nie umieszczę tutaj komentarza do wpisu mammy – lecz nie dlatego, że nie chcę dodatkowo zwiększać jego objętości. Tekst mammy jest ciekawy, przyznam, że sam dałem mu plusika za jego treść, ale w kontekście debaty niewiele on póki co wnosi. Całość jest bowiem jednym wielkim gdybaniem i można streścić ją w zdaniu „Atlanci istnieli naprawdę, ale w trochę innej formie niż wielu uważa, oto moje argumenty, co prawda nie mamy absolutnie żadnego śladu który by to materialnie potwierdził przez co moja teoria jest tylko gdybaniem, ale mimo to zamieszczę to na forum”. Dlatego odpowiedź i komentarz postaram się zaprezentować szerzej w kolejnym wpisie, gdy pojawi się coś bardziej konkretnego.

Zacytuję też zakończenie wpisu mammy:
 

 

I wreszcie po trzecie: Aquila przedstawił bardzo wyczerpująco i kompetentnie prehistorię i wczesną historię Egiptu. Jedyną rzeczą, którą chciałbym do tego dodać jest to, ze znajomość prehistorii Delty jest o wiele mniejsza niż ma to miejsce w odniesieniu do Górnego Egiptu. Powodem tego jest fakt, że wykopaliska w Delcie natrafiały (i nadal natrafiają) na ogromne trudności, związane z niestabilnością terenu i wysokim poziomem wód gruntowych. Nawet dziś (przy nieco obniżonym od czasu powstania tamy asuańskiej poziomie wód gruntowych) stanowiska archeologiczne z epoki historycznej muszą być osuszane, a następnie zabezpieczane przed zalewaniem przez wodę, a stanowiska prehistoryczne w samej Delcie są niemal nieznane. Trudno więc oczekiwać szybkiego znalezienia materialnych śladów cywilizacji atlantydzkiej. Będziemy musieli poszukać mniej oczywiste dowody jej istnienia w Egipcie.

Co znowu możemy streścić jednym zdaniem - „ślady potwierdzające moją teorię z pewnością gdzieś tam istnieją, ale ich jeszcze nie znaleźliśmy”.

Poczekajmy zatem do następnego wpisu, bo mnie samego zaciekawiło jakie to inne ślady wskazują na atlantydzkie czy też nie-egipskie pochodzenie tych budowli. Tymczasem wykorzystajmy pożytecznie ten czas i zapoznajmy się ze śladami, które wskazują wyraźnie na to, że piramidy zbudowali Egipcjanie ;)



W poprzednim wpisie przedstawiłem dość pobieżnie ewolucję jaką przeszły grobowce egipskie, a w szczególności piramidy, na przestrzeni dziejów. Wszystko zaczęło się w Sakkarze – od grobowca wielkiego Neczericheta który jako pierwszy władca Egiptu mógł sobie pozwolić na zebranie środków potrzebnych do zrealizowania takiego wielkiego na ówczesną skalę przedsięwzięcia. Potem przez jakiś czas budowa piramid podupadła – następujący po Neczerichecie władcy nie byli w stanie stworzyć takich piramid jak on, choć plany mieli ambitniejsze. Dopiero Snofru, istotnie Wielki Budowniczy Piramid, zmienił oblicze Egiptu i to jemu zawdzięczamy piramidy w takiej formie jaka zazwyczaj przychodzi nam do głowy gdy zamkniemy oczy i pomyślimy o tych grobowcach.

Dowiedzieliśmy się już jak to Snofru przemienił schodkowe piramidy w piramidy klasyczne. Zaczął od Meidum a skończył w Daszur – budując tam dwie piramidy – Łamaną i Czerwoną.

Tak jak piramidzie z Meidum bliżej było do piramid schodkowych (sama została wybudowana jako taka na początku), tak Piramida Czerwona to praktycznie to samo, co piramidy w Gizie, tylko zbudowana na nieco mniejszą skalę.

W tym wpisie spróbuję przybliżyć Wam trochę ciekawych informacji na temat owych molochów z płaskowyżu Giza. O części z nich być może nie słyszeliście, część zapewne doskonale znacie, a o niektórych z nich zaś może słyszeliście ze zniekształconych opowieści ludzi pokroju Danikena i Sitchina (dzięki mamma za zwrócenie mi na to uwagi – gdy pisałem te słowa nie miałem jeszcze pojęcia, że staniesz się moim nowym „przeciwnikiem” ;) ).

Cóż, opowieść czas zacząć.

Wiemy, że Chufu został królem w dość późnym wieku. Daleko mu było do króla Tutanchamona, który władzę objął w wieku ok 10 lat a zmarł jakieś osiem lat później. Chufu panował (wg rozmaitych danych) od 25 do być może nawet 45 lat.
Podczas budowy piramid swego ojca na pewno obserwował jak olbrzymie giganty z kamiennych bloków wspinały się z każdym rokiem coraz wyżej i wyżej. Z pewnością też znał doskonale problemy na jakie napotykał jego ojciec podczas realizowania tych przedsięwzięć i otrzymał w ten sposób w spadku od ojca dokładne wytyczne w jaki sposób należy budować piramidy.

Chufu, obejmując rządy, nie musiał martwić się o to jak wybudować piramidę. On wiedział doskonale jak to zrobić od samego początku. Wiedział, że piramida musi stać na stabilnym podłożu, bo inaczej będzie istnieć ryzyko, że runie. Wiedział, że warstwy skał należy układać horyzontalnie, a nie z nachyleniem w stronę rdzenia – ta metoda była dobra w epoce gdy budowano piramidy z małych ciosanych kamieni, ale przestawała taka być gdy budowano ją ze sporej wielkości bloków. Wiedział też, że na rdzeń powinien nałożyć zewnętrzną warstwę z wapienia z Tury – niezwykle pięknego, oraz wygładzić ją tak, aby odbijała blask słońca. Zdawał też sobie sprawę z tego, że aby komora grobowa wewnątrz budowli wytrzymała nacisk tysięcy ton kamieni znajdujących się nad nią musi zastosować jakieś sprytne rozwiązanie – a pod ręką miał wynalazek epoki jego ojca – sklepienie wspornikowe.

Czego więcej wymagać? Jego ojciec, Snofru, pozostawił mu kraj bezpieczny, bogaty i będący w okresie rozkwitu gospodarczego. Dał mu też wzór, jaki mógł naśladować przy budowie swojego grobowca – Piramidę Czerwoną.

Chufu też chciał mieć podobny grobowiec dla siebie. Zabrał się więc od razu do pracy.


Zacznijmy może od paru podstawowych danych. Piramida Chufu została zbudowana przez tego króla około roku 2560-2550 p.n.e. Jej podstawę tworzy kwadrat o długości boku wynoszącej 230 metrów. Wysokość oryginalnie wynosiła ok 146,5 metra, lecz dziś piramida skurczyła się do wysokości ok 139 metrów – utraciła bowiem swój czubek (piramidion) i kilka najwyższych warstw. Szacuje się, że do jej wzniesienia potrzebnych było około 2,3 mln bloków, choć danych tych nie można potwierdzić matematycznie, ponieważ nie znamy prawdziwej wielkości pagórka na którym ją wybudowano a który zmniejszył wymaganą liczbę bloków (więcej o tym w dalszej części). Masę zaś szacuje się na mniej więcej 5,9 miliona ton. Kąt pod jakim wybudowano ściany wynosi około 51°.

Całość układa się w niesłychanie majestatyczną budowlę:
 

kheops.jpg

5509294.jpg

I ZNOWU INNE UJĘCIE

WIELKA PIRAMIDA

I JESZCZE RAZ, A CO!

Jak widać jednocześnie wszystko trochę się zmieniło, a trochę i nie przez ostatnich sto lat:
 

oldpyramid5rok1862.jpg

Wielka Piramida i czubek piramidy Chafre – rok 1862

oldpyramidrok1880.jpg

Giza – okolice roku 1880

STARE ZDJĘCIE

Monumenty stały wówczas tak samo jak dziś, jedynie ruch turystów był nieco mniejszy ;)


Nie miałem (jeszcze ;) ) okazji zobaczyć ich na własne oczy choć domyślam się, że zrobiłyby na mnie niesłychanie wielkie wrażenie. Już sama świadomość, że w Wielkiej Piramidzie zmieściłoby się pięć największych katedr daje pewne pojęcie o jej ogromie. Nic dziwnego zatem, że budowla ta obrosła w pewne legendy. Myli się jednak ten, kto uważa że Sitchin i Daniken jako pierwsi zaczęli wymyślać bajki na ich temat ;)

Tak właściwie zaczęło się to wraz z najazdem Arabów na Egipt. W 642 roku n.e. Egipt, do tej pory znajdujący się pod rzymską administracją, stał się częścią państwa kalifa Umara. Arabowie również byli zadziwieni wspaniałością budowli z Gizy i bardzo interesowała ich historia tych budynków (choć nie szanowali ich – jako że były zbudowane przez niewiernych to można było kraść z nich budulec potrzebny do rozbudowy Kairu). Problem w tym, że nie mieli za bardzo kogo pytać.

Upadek takiej „prawdziwej” kultury egipskiej zaczął się bowiem dużo wcześniej. Najpierw kraj znalazł się pod rozmaitymi okupacjami – perską, grecką i rzymską. Każda z nich wpływała nieco na kulturę Egiptu. Największy cios zadało jednak chrześcijaństwo. We wczesnych czasach rzymskich (przedchrześcijańskich) istniała duża tolerancja religijna (kwestia chrześcijan jest nieco inna, a że nie jest to przedmiotem dyskusji to pominę tę część). Kulty bogów egipskich były bardzo powszechne w całym Imperium. Chrześcijaństwo jednak zmieniło tę zasadę. Z nienawiścią odnosiło się do wszystkiego, co było „heretyckie”. W ten sposób wiele egipskich dzieł zostało zdewastowanych a to, co dawniej było szanowane i pielęgnowane – było teraz niszczone (pisząc to nie miałem pojęcia, że za parę tygodni do kin wejdzie taki film jak „Agora” ;) Fajny zbieg okoliczności :) ). W momencie gdy Arabowie dotarli do Egiptu, mieszkańcy tych ziem byli już chrześcijanami, nie zaś wyznawcami starej religii i strażnikami dawnych tradycji. Ostatni znany nam zapis przy pomocy hieroglifów pochodzi z roku 394 n.e. Gdy Arabowie zajęli Egipt ostatni człowiek, który potrafił odczytać to pismo nie żył już od około 100 lat. Co więcej – ostatni raz obrzędy w świątyniach faraonów były odprawione jakieś 1000 lat wcześniej, a ostatni egipski faraon rządził tym krajem jakieś 1500 lat wcześniej.

Arabowie stali więc w trudnej pozycji – nikt bowiem nie umiał im już wytłumaczyć zbyt dobrze czym były te budowle. W ten sposób, choć pojawiały się głosy, że były to grobowce królów egipskich, zaczęły powstawać również rozmaite opowieści, między innymi mówiono, że piramidy powstały przed biblijnym potopem, że zostały zbudowane przez niejakiego Saurida, Hermesa lub nawet Henocha, że były spichlerzami przygotowanymi przez Egipcjan na czas biblijnej klęski głodu itp...

Przesądy arabskie na temat piramidy zgromadzono w dziele zatytułowanym „Hitat”. I tak na przykład w kompilacji tej zawierającej dzieła wielu pisarzy 6 autorów wspominało o potopie, 15 nie wspominało a 11 zaprzeczało takiemu wyjaśnieniu. Jak widać ówczesna wiedza była jedynie domysłami, które na dodatek nie były jakoś szczególnie podzielane przez wszystkich. Gdy jedni traktowali piramidy jako dzieła Henocha (biblijnego proroka) czy też mówili o ich takim a nie innym pochodzeniu, inni stanowczo odrzucali te teorie.

Dopiero czasy naukowych wypraw do Egiptu, jakich podejmowali się Francuzi czy Brytyjczycy w XVIII i XIX wieku zaczęły odkrywać przed nami historię tych budowli – historię, która choć jest nam ogólnie znana, tak kryje wciąż wiele zagadek.

Lecz pomimo tego, że z każdym rokiem wiemy o piramidach i Sfinksie coraz więcej i więcej, jeden fakt nie zmienił się od czasów Arabów, a nawet od czasów Herodota (ale o tym, z racji tego że jest zbyt wiele materiału jak na jeden wpis, opowiem w następnej odsłonie). Wciąż istnieją ludzie, którzy próbują wymyślać rozmaite sensacyjne historyjki na temat tych budowli. Może się to wydawać dziwne, ale ludzie ci zdobywają dość szerokie grono zwolenników. Od dawna zastanawia mnie fakt dlaczego tak się dzieje i doszedłem do wniosku, że panuje tu ta sama zasada co w przypadku każdego innego „spisku”. Otóż ludzie po pierwsze fascynują się tajemnicami. Jednak co człowiek, to różne pojęcie się dla niego za tym słowem kryje. Dla mnie tajemnicą jest geniusz Egipcjan, dla kogoś innego takim pociągającym obiektem działającym pobudzająco na wyobraźnię może być jednak coś zupełnie innego – na przykład „związek piramid z Atlantydą”. Ludzie są już tak zbudowani, że potrzebują czegoś niesamowitego, czegoś niezwykłego nad czym mogą się zatrzymać, na co mogą patrzeć z podziwem i co sprawi, że poczują ten wspaniały dreszczyk tajemnicy. Problem w tym, że skoro jesteśmy różni, to tak jak dla mnie egiptologia spełnia wszelkie te oczekiwania i odczuwam te właśnie emocje gdy patrzę na piramidy z Gizy jako na grobowce Chufu, Chafre i Menkaure, tak dla innych te same uczucia mogą być spowodowane przez zupełnie inne opowieści – tak zwane „alternatywne teorie”. Owszem – są one w stanie dać nam te miłe uczucie tajemniczości – sam uważam historie o podróżach w czasie, ingerowaniu w historię starożytną itp za niezwykle ciekawe i pociągające, ale należy umieć zachować zdrową ocenę sytuacji. Nie można bowiem wierzyć święcie w jakąś teorię tylko dlatego, że „jest fajniejsza”, „bardziej mnie pociąga” albo bo wywołuje proste „WOW!”. Liczy się bowiem tylko to, co mamy na poparcie swoich teorii.

Drugim powodem dlaczego ludzie lubią wierzyć w teorie spiskowe (i teorie alternatywne o Egipcie) jest według mnie także fakt, że dają one złudne przeświadczenie, że oto pojęło się „tajemną wiedzę” niedostępną ogółowi i jest się dzięki temu w lepszej pozycji od „przeciętnych ludzi - ludzie są bowiem świadomie wprowadzani w błąd, złe jednostki nimi bez przerwy manipulują, lecz ja nie należę do nich! Ja znam „Prawdę”! Może to być bardzo pociągające uczucie. Czasem sam miewam takie poczucie pewnej satysfakcji i ulgi gdy usłyszę, że ktoś wierzy w przesądy. Znam ludzi, którzy naprawdę wykonują pewne dość absurdalne rytuały magiczne które mają ich obronić przed złem, jakie sprowadzi na nie niechybnie czarny kot który właśnie przebiegł im drogę. Słyszałem też o historii ludzi, którzy wystawili na środek skrzyżowania sedes (czym przyczynili się do wypadku i śmierci przejeżdżającego tam nocą księdza - !), bo tak poradziła im miejscowa „szeptucha” – czyli czarownica. Znam nawet osobiście ludzi, którzy są święcie przekonani, że zła kobieta może za pomocą „złego oka” odebrać krowie zdolność do produkcji mleka! W takich chwilach cieszę się, że nie ulegam takim przesądom. Taką samą satysfakcję czuję, gdy uda mi się rozwiązać jakieś zadanie albo odpowiedzieć na pytanie na które nikt wcześniej nie potrafił odpowiedzieć – to miłe uczucie wiedzieć, że w tym akurat przypadku wie się trochę więcej niż inni (bo człowiek to tylko człowiek – każdy z nas na jednym zna się lepiej od innych a w czymś innym jest z kolei gorszy). Podobnie czują się pewnie wszyscy sportowcy, którzy na jakichś zawodach pobijają rekordy albo zajmują wysokie miejsca. Również przejście na ateizm pozwala odczuć coś, co nazywam „obudzeniem się” (przynajmniej tak było w moim przypadku). Wtedy człowiek zaczyna inaczej patrzeć na świat i zaczyna dostrzegać rzeczy, o których wcześniej nie słyszał lub nie chciał słyszeć. Takie otwarcie na nową wiedzę i uczucie, że wyrwało się z jakiegoś kręgu i poznało dzięki temu jakąś prawdę jest naprawdę niezwykłe i jeżeli ktoś nie jest gotowy do przyjęcia tego właściwie może wpaść w skrajny zachwyt i totalnie bezkrytyczną postawę.

Dlatego też nie dziwię się, że przeświadczenie o posiadaniu „wiedzy tajemnej, niedostępnej ogółowi” (nawet niektóre tytuły książek od razu sugerują czytelnikowi co i jak – jak na przykład seria pewnego autora zawierająca takie „dzieła” jak „Zakazana Nauka”, „Zakazane religie” czy też „Zakazana Historia”) może być takie pociągające. Nie mam pojęcia jak to się wiąże z hormonami, ale sądzę, że takie przeświadczenie wyzwala w ludziach hormony które poprawiają nasze samopoczucie i samoocenę. W końcu „ja jestem lepszy! Wiem coś, co przed innymi jest starannie ukrywane!”...

To może też wyjaśniać dlaczego tak trudno wyjść ze stanu takiego zachwytu nad „teoriami alternatywnymi” nawet gdy ma się styczność z dowodami jasno i wyraźnie je obalającymi. Wiara w swoją „tajemną wiedzę” daje ludziom takie plusy, że nie chcą oni się jej pozbywać. Co bowiem dostaną w zamian? Po pierwsze stracą poczucie swojej wyższości, bo okaże się, że wcale nie ma „wiedzy tajemnej ukrywanej przed ludźmi”. Co więcej – okaże się, że przez cały ten czas wierzyli w bajki, a taka świadomość nie jest chyba zbyt miła. Po drugie – nie zyskają w zamian nic, co wyrównałoby im stratę – owszem, poznają prawdę o piramidach i Egipcie, ale taką prawdę znają wszyscy, którzy się uczyli z książek. W najlepszym razie więc osoba taka zostanie jedynie wyrównana do poziomu, ale nie odzyska już swego „ponadprzeciętnego” statusu.

Dlatego też, jak to wielokrotnie mówiłem na forum, „wiara w spisek musi trwać niezależnie od wszystkiego”. Jeżeli dowody są przeciwko mnie, to tym gorzej dla nich. Wyśmiewam je, obrażam tych, którzy je prezentują, albo uciekam od dyskusji i zaszywam się w świecie swojego spisku, bo tam wciąż „mam tajemną wiedzę”.

Zaznaczam tylko, że to moje własne przemyślenia, nie wiem bowiem co na ten temat mówi psychologia.

Dlatego też bywa tak, że wystarczy podać nawet ordynarne kłamstwo, a i tak są dość duże szanse, że zostanie ono przyjęte przez ludzi czytających Sitchina albo Danikena jako „święta prawda”. Bo czytelnika nie interesuje już to, czy to co czyta jest zgodne z prawdą – wydaje mi się, że przeciętny wielbiciel tych autorów nie zabierze się za własnoręczną weryfikację tych „prawd” (tak niestety jest bardzo często w przypadku teorii rzekomo „obalających” te oficjalne wyjaśnienia). Zamiast tego będzie spijał słowa przynoszące mu ową „zakazaną prawdę”. To rzecz jasna jest wyłącznie na rękę autorom takich teorii. Zresztą sami wplatają w swoje książki nakazy, aby nie próbować weryfikować ich teorii – wszak nazywają naukowców „ślepcami, ignorantami i betonem” oraz na każdym kroku starają się budzić u czytelnika przekonanie, że w pracach naukowców nie znajdą niczego ciekawego, bo przecież „nie znają się oni na niczym”. Biada tym, którzy uwierzą w te słowa.

Dlaczego? Bo to kłamstwa. I w tej sytuacji człowiek taki wpada w dość absurdalny wir, w którym wszystko staje się totalnie pomieszane i postrzegane jest całkowicie opacznie. Oto bowiem wierzy święcie w kłamstwa, nazywając je prawdą i zarzuca nauce głoszącej prawdę historyczną propagowanie kłamstw, ponieważ tak napisano w zakłamanej książce którą on uważa za „przynoszącą prawdę” a napisaną przez zakłamanego autora, w którym on widzi „światłego myśliciela”.

Absurdalne? Oj tak. Ale koniec z pustymi słowami, tym bowiem byłyby one gdybym nie podał przykładów popierających moje zdanie. Oto i one. Czas zagłębić się w twierdzenia Daenikena i Sitchina.

Opierał się będę na posiadanych przeze mnie książkach: Danikena – „Wspomnieniach z przyszłości” oraz „Oczach Sfinksa” i Sitchina – „Schodach do nieba”.

Zacznijmy od Danikena. Przybliżę tutaj część jego wypowiedzi.

Autor ten w książce „Oczy Sfinksa” opowiada o starożytnych przekazach jakoby to bogowie nauczyli Egipcjan rozmaitych rzemiosł. Potem kwituje to słowami:
 

 

„Czy nasza wiedza historyczna dotycząca okresu przed faraonem Menesem ma do zaproponowania coś rozsądniejszego?”.

Owszem – ma. Zaprezentowałem tę wiedzę w poprzednim wpisie w którym nakreśliłem historię ludzi zamieszkujących Egipt na przestrzeni wielu tysięcy, a nawet setek tysięcy lat. Nie ma tam miejsca na żadnych bogów (w domyśle – kosmitów) przynoszących dary, gości z Atlantydy czy jakiekolwiek rodzime rozwinięte cywilizacje. Ślady odnalezione przez archeologów wyraźnie mówią nam, że rozwój ludzi w tym rejonie nie był w żaden sposób cudowny – ot po prostu mieszkańcy stopniowo rozwijali swoje kamienne narzędzia aż w końcu utworzyli państwo egipskie. To właśnie archeologia daje nam sensowny wgląd w historię tych ziem – dając nam materialne dowody w postaci narzędzi, śladów domostw, szczątków ludzkich itp. Daniken zaś odrzuca lekką ręką te dowody (których są tysiące) i zamiast przyznać, że ludzie w istocie stopniowo rozwijali się zgodnie z tym, co mówią dowody, snuje swoje opowieści o bogach uczących ludzi rozmaitych rzeczy. Skoro tak, to czemu ich nie nauczyli? Czemu pismo rozwijało się od form najprostszych do coraz bardziej skomplikowanych przez stulecia a nie powstało już w określonej formie w ciągu zaledwie kilku lat? Czemu pismo te mamy traktować inaczej niż pismo sumeryjskie? Czy zatem Sumerów też uczyli kosmici? Jeśli nie, to czemu Egipcjanom się to przypisuje? A jeśli tak, to czemu nauczono ich innego pisma? Czyżby uczyli ich inni kosmici? ;)

To przykład ignorancji Danikena – jego odrzucania dowodów materialnych jakby ich nijak nie było. Nie pasuje mu po prostu potwierdzona historia ludzi zamieszkujących te ziemie – bowiem nie ma w niej miejsca na „kosmitów” czy też „Atlantydę”. Co zatem robi? Odrzuca je i wyśmiewa naukowców zarzucając im, że „nie mają niczego rozsądnego do powiedzenia w tej kwestii”. Takie słowa byłyby na miejscu, gdyby Daniken miał coś rozsądnego w zamian do zaproponowania. Tego jednak nie ma.

Daniken pisze również:
 

 

„Nie inaczej ma się rzecz z łokciem świętym w starożytnym Egipcie. Ma on długość 63,5 cm i odpowiada jednej tysięcznej długości mierzonego na równiku odcinka, o jaki obraca się Ziemia w ciągu sekundy”.

Jest to o tyle ciekawe, że nikt z pytanych przeze mnie ludzi związanych z badaniem Egiptu nie słyszał o żadnym „świętym łokciu”. Jest to czysty wymysł pana Danikena, który w ten sposób chciał przypisać Egipcjanom trochę „pradawnej i niezwykle zaawansowanej wiedzy”. Wymyślanie takich miar i przypisywanie ich starożytnym Egipcjanom to jawne kłamstwo i fałszerstwo historyczne – typowa zagrywka pseudonauki.

Idźmy dalej:
 

 

”normalna długość boku kwadratowej podstawy wynosi 365,342
Łokci egipskich. Liczba ta jest identyczna z liczbą dni roku słonecznego w tropikach”

Kolejny błąd, zapewne świadomy. Nasze współczesne miary są inne niż miary jakimi posługiwali się starożytni Egipcjanie. Dziś długość boku piramidy to ~ 230,4 metra (wcześniej pomijałem część dziesiętną, teraz się nam przyda). Jako że jesteśmy przyzwyczajeni do naszego systemu miar owe cztery dziesiąte metra wydają się trochę dziwne i pewnie zaprojektowalibyśmy tę budowlę tak, aby miała równo 230 metrów. Podobnie myśleli Egipcjanie. Bok piramidy ma bowiem 440 łokci egipskich – wynoszących ~ 52,36 cm. Gdzie więc tutaj owe 365 łokci Danikena? I to dzielonych na dodatek na współcześnie używane części tysięczne – pomysł raczej obcy Egipcjanom.

Dalej Daniken wyolbrzymia pewne dane (mam nadzieję, że to tylko nieświadomy błąd):

Mowa mianowicie o ilości pożywienia potrzebnej do wyżywienia robotników na budowie. W książce swej autor liczy:
 

 

”Przy 100 tys. robotników daje to 100 tys. kg dziennie czyli 3 mln ton miesięcznie”.

Gdzie 100 000 kilogramów dziennie, czyli 100 ton, daje miesięcznie zaledwie 3 000 ton, nie 3 000 000 jak to wylicza Daniken.

Lećmy dalej. We „Wspomnieniach z przyszłości” czytamy:
 

 

O tym, jak, dlaczego i kiedy zbudowano piramidy, nie wiemy właściwie niczego. Oto stoi sięgająca prawie 150 metrów wysokości i ważąca 31 200 000 ton sztuczna góra

Tutaj ponownie Daniken daje popis swoich zdolności matematycznych. Podana tutaj liczba 31 200 000 ton jest znacznie zawyżona – mniej więcej pięciokrotnie. Prawdziwą masę szacuje się bowiem na ~ 5,9 miliona ton. Ponownie wypada zadać sobie pytanie – czy to jedynie wynik pomyłki, czy też może po raz kolejny świadome wyolbrzymienie mające na celu wyrobienie u czytelników przekonania „faktycznie, co za wielkie liczby! Egipcjanie nie mogli sami tego zbudować!”?

Dalej czytamy:
 

 

”Czy jest przypadkiem, że wysokość piramidy Cheopsa pomnożona przez miliard odpowiada w przybliżeniu odległości między Ziemią a Słońcem, wynoszącej 149 505 000 kilometrów?”


Oryginalna wysokość piramidy to około 146,5 metra. Nawet po pomnożeniu wychodzi nam 146 500 000 km, co jest dość dużym błędem – wynoszącym 3 000 000 km. Dla porównania - średnica Ziemi wynosi około 12 700 km, obwód na równiku – około 40 000 km. Pomyłka wynosząca 3 000 000 kilometrów jest więc w skali Ziemi gigantycznym błędem. Gdy zatem przyjmiemy, że to kosmici zakodowali w piramidzie te dane, musimy jednocześnie przyjąć, że mieli beznadziejnych kartografów i nawigatorów ;) Cud, że z takimi obliczeniami w ogóle udało im się wstrzelić w Ziemię ;)

Naiwne jest też myślenie, że to Egipcjanie zakodowali te dane w piramidzie. Mowa tu bowiem o mnożeniu przez miliard – a Egipcjanie nie znali aż tak dużych liczb. Największa znana im liczba to zaledwie milion – a i on był stosowany przeważnie jako „nieskończenie wiele”.

Idźmy dalej:
 

 

” Południk ten (przechodzący przez Gizę) jest ponadto najdłuższym
biegnącym lądem południkiem i stanowi naturalny punkt wyjściowy
dla pomiarów długości całej kuli ziemskiej - kąty piramidy dzielą obszar Delty Nilu na dwie równe części”

Sam autor zaś sprawdził to z niesłychaną wręcz precyzją:
 

 

”Rozpostarłem na podłodze wielką mapę świata, wziąłem miarkę i przyklęknąłem. Moja żona z troską zapytała, czy planuję kolejną podróż. Poczynając od Giza moja miarka rzeczywiście dotykała przeważnie lądów. Na próbę przyłożyłem ją do Nowego Jorku, Hongkongu, do odległej Limy. W każdym innym przypadku linijka dotykała znacznie mniejszej ilości lądu niż przy Giza.”

Szkoda, że panu Danikenowi nie przyszło do głowy, aby sprawdzić czy też może południk przecinający Hawaje czy Alaskę nie spełnia lepiej tych warunków. Podane wyżej stwierdzenie o południku przecinającym Gizę nie jest prawdą, choć na pierwszy rzut oka może się nią wydawać:
 

piramida1.jpg

Oto zaprezentowana przez Mariusha (z tego forum – mam nadzieję, że się nie obrazi, że użyłem tego zdjęcia) analiza tego „dowodu”. Wyraźnie widać, że twierdzenie Danikena nie jest zgodne z prawdą. Ponownie wypada zastanowić się dlaczego więc znalazło się w jego książce? Przypadek? Błąd? A może znowu mamy do czynienia ze świadomym nadawaniem Wielkiej Piramidzie nieistniejących cech aby tylko sprawić wrażenie, że zawiera ona w sobie jakieś nadzwyczajne, kosmiczne bajery?

W przypadku delty zaś mowa jest o tworze zmieniającym swoją wielkość i kształt – deltę bowiem tworzą odnogi rzeki które nierzadko zmieniają swój bieg. Dodajmy do tego fakt, że Nil niesie ze sobą duże ilości materiału takiego jak piasek albo kamyki i że delta nieustannie rośnie – niesiony materiał odkłada się i tym samym zmienia kształt samej delty.

Czytamy też:
 

 

”piramida zorientowana jest dokładnie według stron świata”

Co akurat nie jest niczym dziwnym. Wyznaczanie kierunków świata jest proste gdy zna się odpowiedni sposób. Egipcjanie na przykład budowali niski, kolisty lub półkolisty murek. Kapłan czy też inżynier stawał dokładnie pośrodku okręgu wyznaczanego przez ten murek i obserwował gwiazdy które wschodziły na horyzoncie. W momencie gdy wschodziła jakaś jasna i ustalona wcześniej gwiazda, zaznaczał jej pozycję na tym murku.
 

gwiazdy.jpg

Robił to samo, gdy owa gwiazda zachodziła:
 

gwiazdy2.jpg

W ten sposób zostawał wyznaczony pewien kąt. Gwiazdy na niebie obracają się wokół punktu który wyznacza północ (dziś znajduje się on w pobliży Alfy Ursae Minoris, czyli Gwiazdy Polarnej). Dlatego gdy zaznaczono miejsce w którym wzeszła gwiazda i miejsce w którym zaszła za horyzont to dokładnie pośrodku kąta który oba znaki wyznaczają znajduje się północ – punkt wokół którego owa gwiazda się obracała.
 

gwiazdy3.jpg

Dla pewności można było dokonywać przez kilka nocy takich obserwacji i wyznaczać punkty dla rozmaitych gwiazd.

Dlaczego więc mamy traktować tę dokładność jako coś, co musiało mieć kosmiczne korzenie? Wbrew pozorom nie wymagało to kosmicznej pomocy, a jedynie podstawowej znajomości astronomii, która Egipcjanom nie była obca oraz zwykłej dokładności i rzetelności podczas budowy.


Teraz przejdziemy do poważniejszych zarzutów, te podane wyżej to bowiem jedynie jakieś najwidoczniej żarty.

W „Oczach Sfinksa” Daniken pisze:
 

 

”Na potwierdzenie, że to Cheops był twórcą Wielkiej Piramidy nie ma najmniejszego, przekonującego dowodu. Wprawdzie nie można wykluczyć, że to on kazał ją zbudować, lecz jednak więcej przemawia przeciwko niemu niż za nim. Żadnych hieroglifów. żadnych tekstów piramid, żadnych posągów, popiersi, ścian wypełnionych hołdowniczymi napisami. Jedna jedyna statuetka z kości słoniowej, mająca przedstawiać Cheopsa znajduje się w Muzeum Egipskim i mierzy zaledwie 5 cm wysokości. Z drugiej zaś stronv istnieje kamienny dowód przemawiający PRZECIWKO CHEOPSOWI, tylko że specjaliści nie biorą go pod uwagę.
W roku 1850 w ruinach świątyni Izydy znaleziono stelę, którą dziś podziwiać można wr Muzeum Egipskim w Kairze. Świątynia Izis znajdowała się tuż obok Wielkiej Piramidy. Napis na steli głosi, iż Cheops wzniósł "dom Izydy, Pani Piramidy, obok domu Sfinksa". Skoro Izydę określa się mianem "Pani Piramidy", to znaczy że Wielka Piramida stała już, kiedy na scenie dziejów Egiptu pojawił się Cheops. Ponadto stał już także Sfinks, który zdaniem archeologów zbudowany został dopiero przez Chefrena, żyjącego później od Cheopsa. Dlaczego specjaliści nie przyjmują tej sensacyjnej informacji do wiadomości? Stelę znaleziono w roku 1850. Przypomnijmy sobie: już 13 lat wcześniej, dzięki sfałszowanym odkryciom Howarda Vyse, archeologia zgodziła się na Cheopsa. Stela nie pasowała do żadnej teorii, archeolodzy orzekli, że jest to fałszerstwo, które musiało powstać po śmierci Cheopsa, "na poparcie teorii lokalnych kapłanów".

Tymi zarzutami zajmę się jednak za chwilę, ponieważ wolę opisać je przy omawianiu „dzieła” Sitchina - i Daniken i Sitchin bowiem podzielają ten sam pogląd na te kwestie.

Tymczasem powróćmy do Danikena i jego wątpliwości:
 

 

”Królestwo za przekonywające wyjaśnienie transportu bloków skalnych!”

Daniken zdaje się tutaj wyrażać wątpliwości czy aby starożytni Egipcjanie byli w stanie transportować wielkie bloki skalne. Tymczasem wiemy przecież, że to robili i nawet nie potrzebujemy piramid aby to zrozumieć. Po pierwsze jest bardzo wiele budowli egipskich które składają się z dużych bloków. Mówię tu o świątyniach, lecz również i o poprzednich piramidach – w tych zbudowanych przez Snofru możemy wszak znaleźć wielkie bloki (widoczne na zdjęciach w moim poprzednim wpisie). Transport takich głazów nie był łatwy, ale jak najbardziej w zasięgu egipskich możliwości. Aby jednak nie być gołosłownym – czas na małe przykłady.

Zaczniemy jednak nie od Egipcjan, ale od asyryjskiego króla Sennacheryba i tego, co możemy zobaczyć na ścianie jego grobowca:
 

sennacheribstiertranspo.gif

Widać tutaj przeciąganie sań na których znajduje się dość dużych rozmiarów posąg. Choć Sennacheryb żył dużo później niż Chufu, to widzimy wyraźnie, że technika jakiej używał była równie prymitywna – ograniczała się do sań, lin i ludzi je ciągnących. Nie słyszałem jednak aby Daniken wątpił w możliwości asyryjskich budowniczych ;)

Gdy zaś wrócimy do Egiptu, to możemy znaleźć wiele malowideł albo reliefów pokazujących przeciąganie głazów albo rzeźb za pomocą lin. Zacznijmy od rekonstrukcji malowidła przedstawiającego transport obelisku:
 

obelisk.jpg


Obeliski to bodajże jeden z ważniejszych przypadków gdzie Daniken (ponownie) się gubi. Monumenty te – wysokie i pokryte inskrypcjami są dziełem ściśle egipskim. Nie dość, że są wysokie, to religia wymagała aby były wykonane z jednolitego kawałka skały. Pęknięte obeliski były porzucane, tylko te nienaruszone mogły stanąć ku chwale bogów i władcy. Dlaczego zatem mamy wątpić w umiejętności Egipcjan gdy idzie o transport względnie małych bloków użytych do budowy piramidy, podczas gdy obeliski już nie są brane pod uwagę? Na przykład obelisk faraona Totmesa III waży 230 ton:
 

437pxobelisklateran.jpg

i nie dość, że został w starożytności dostarczony z kamieniołomu do świątyni Amona w Karnaku, to na dodatek został później przeniesiony do Aleksandrii a stamtąd jeszcze raz do Rzymu. Jak możemy zatem wątpić w to, że ludzie w tamtych czasach potrafili za pomocą prymitywnych metod przemieszczać z powodzeniem takie potężne bloki skalne, skoro wiemy, że dokonano tego przynajmniej dwukrotnie (gdy odrzucimy nawet, jak życzyliby sobie zwolennicy teorii alternatywnej, fakt, że w kamieniołomie wykuli je egipscy rzeźbiarze i dostarczyli na pierwotne miejsce) – raz z pierwotnego miejsca do Aleksandrii (założonej dużo później) a potem – do Rzymu (co wiązało się z załadowaniem tego bloku na okręt a potem zdjęcia z okrętu na ląd). Wniosek jest banalnie oczywisty – ludzie w starożytności potrafili sobie radzić z takimi problemami doskonale i wcale nie potrzebowali do tego ani lewitacji, ani „niezwykle zaawansowanych maszyn zbudowanych przez nieznane, zaginione i wysoko rozwinięte cywilizacje”.
 

transportw.jpg

Tutaj zaś widzimy przeciąganie posągu. Trzech mężczyzn trzyma linę, z czego jeden z nich polewa dodatkowo ziemię tuż przed posągiem. Pomnik zdaje się stać na czymś w rodzaju sań.

Idźmy dalej śladem egipskich możliwości:
 

PROSZĘ TU KLIKNĄĆ

TO SAMO W BARDZIEJ PRZYSTĘPNEJ FORMIE

Jest to malowidło przedstawiające przeciąganie posągu króla Dżehutihotepa. Co ciekawe, z tym malowidłem związany jest tekst z tamtej epoki. Mówi on nam:

” Przeciąganie posągu o 13 łokciach wysokości, z kamienia z Hat Nub. Otóż droga, którą on przebył, była trudna ponad wszystko. Oto ciągnięcie wielkich przedmiotów po niej było trudne dla serc ludzi, ponieważ kamienisty grunt był twardy. Spowodowałem, aby młodzieńcy i młodzi ludzie spośród rekrutów przyszli i zbudowali dla posągu drogę razem z zespołami górników z nekropoli i kamieniarzami, tymi, którzy są na czele i mędrcami. Siłacze rzekli: przybyliśmy, aby go przewieźć, a serce moje było zadowolone. Miasto zebrało się, radując, to było warte zobaczenia ponad wszystko. Starzec pomiędzy nimi wspierał się na dziecku, siłacz był razem z trzęsącym się. Ich odwaga podniosła się, ich ramiona się wzmocniły - każdy z nich miał siłę tysiąca ludzi. Zważ: ten posąg jako uformowany kamień przybyły z wielkich gór był bardziej cenny niż cokolwiek.”

Pomnik ważył około 60 ton i został przeciągnięty przez 172 mężczyzn. Oprócz nich widzimy też między innymi trzech mężczyzn niosących wodę, jednego który polewa ziemię przed posągiem i trzech niosących jakąś belkę (być może służącą do podkładania z tyłu posągu gdy trzeba było wciągać go pod jakąś górkę). Resztę ludzi stanowią urzędnicy i obstawa.

A na koniec pozwoliłem sobie zostawić majstersztyk – kolosy Memnona:
 

egyptcolossiofmemnon200.jpg

25°43’13”N 32°36’37”E

Są to osiemnastometrowe posągi króla Amenhotepa III (panował w latach około 1388-1351 p.n.e.). Oba zostały wykonane z jednolitych kawałków skały a następnie przetransportowane w to miejsce. Waga każdego kolosa wynosiła około 700 ton a odległość do kamieniołomu w którym je wykuto wynosi 675 kilometrów.
 

KOLOSY MEMNONA

Wschodni kolos został ponoć zniszczony przez potężne trzęsienie ziemi jakie nawiedziło to miejsce w roku 27 p.n.e. Wtedy to odbudowano go za pomocą bloków.

Jak widać Egipcjanie zdecydowanie potrafili transportować wielkie ciężary na duże odległości. Przeciągnięcie nawet największych głazów z jakich zbudowana jest piramida w porównaniu z transportem takiego kolosa jest niczym. Dlaczego więc Daniken tak bardzo się temu dziwi? I dlaczego próbuje sprawić, aby czytelnik stracił wiarę w możliwości Egipcjan? Czy dlatego, że transport wielkich ciężarów w starożytności naprawdę był dziwny i niecodzienny, czy może dlatego, że chce w ten sposób przeforsować jakąś swoją nieziemską teorię? Odpowiedź na to pytanie jest dla mnie oczywista. Dlatego też fakt, że „późniejsi starożytni” – Rzymianie, byli w stanie również doskonale radzić sobie z takimi gigantycznymi ciężarami przy pomocy prostych metod jest dość kłopotliwa dla zwolenników teorii alternatywnych. No bo jak to – Rzymianie potrafili przetransportować 230 tonowy obelisk do Rzymu za pomocą prymitywnych metod, a Egipcjanie już nie mogli z całą pewnością tego robić? To jak z obróbką granitu w starożytności. W stosownym temacie na tym forum słyszeliśmy, że „granit w starożytności musiał, ale to musiał być obrabiany przy pomocy zaawansowanych maszyn”. Tymczasem wiemy, że rzymska świątynia – Panteon, również posiada wielkie i precyzyjnie obrobione kolumny z egipskiego granitu. Więc wychodzi na to, że Rzymianie w jakiś sposób radzili sobie (a raczej Egipcjanie w czasach rzymskich – bo to oni wykonali te kolumny dla Rzymian) z obróbką tego kamienia bez pomocy „zaawansowanych technicznie maszyn”. Argument ten, z Panteonem, rzecz jasna przeszedł raczej bez echa ;)

Brnijmy dalej przez „dzieła” pana Danikena. We „Wspomnieniach z przyszłości” autor zastanawia się:
 

 

”Kto przekazał Egipcjanom niewiarygodną znajomość matematyki?”

To jeszcze zależy kto co uznaje za „doskonałą znajomość matematyki” ;) Na przykład Egipcjanie całkowicie polegli gdy idzie o ułamki. Nie znali oni ułamków dziesiętnych a poza ułamkami 2/3 i ¾ używali jedynie takich z licznikiem wynoszącym 1. Gdy dodamy do tego fakt, że nie znali oni sprowadzania do wspólnego mianownika wtedy okaże się, że wszelkie działania matematyczne na ułamkach były dla ówczesnych uczniów jeszcze większym horrorem niż obecnie. Był to na tyle duży problem, że opracowano specjalne tablice matematyczne, na których podano już przygotowane wyniki działań i opisów ułamków. Dlatego na przykład 9/10 było Egipcjanom znane wyłącznie jako:
 

2/3 + 1/5 + 1/30

A 2/29 jako:
 

1/24 + 1/58 + 1/174 + 1/232

Potwierdzenie tego, że Egipcjanie po prostu nie wpadli na dobry pomysł jeśli idzie o ułamki mamy w zadaniu matematycznych pochodzącym ze starożytnego papirusu:
 

 

Jeżeli pisarz powie ci: co to za wielkość, której 2/3 i 1/10 uczynią 10, niech usłyszy: trzeba pomnożyć 2/3 i 1/10 tak, aby otrzymać 10, a więc:

'1 2/3 1/10
'2 1 1/3 1/5
'4 3 1/3
'8 6 1/10 1/30

Całość: 13. Trzynaście razy 2/3 1/10 czyni 9 i 2/3, 1/10, 1/15, 1/10, 1/30. Pozostanie 1/30. Weź 30 2/3 i 1/10 z 30 jest 23. A zatem 1/30 z 30, czyli 1, będzie 1/23 tego. 13 1/23 jest szukaną liczbą.

Dla sprawdzenia mnożymy 13 1/23 przez 2/3 1/10:

1 13 1/23
'2/3 8 2/3 1/46 1/138
'1/10 1 1/5 1/10 1/230

Razem 10.

(fragment ten skopiowałem z książki „Z powrotem na Ziemię”, jest to praca zbiorowa pod red. Andrzeja K. Wróblewskiego, i przyznaję, że tego po prostu nie ogarniam)


Wyższa, zaawansowana matematyka zesłana z nieba przez kosmitów? Wątpię. Jeżeli tak to oznaczałoby bowiem, że kosmici po prostu uwielbiają utrudniać sobie życie. A może nauczyli Egipcjan takiej matematyki dla żartu? ;) W każdym razie zachwyt Danikena nad znajomością takiej matematyki nie jest niczym uzasadniony.

Na koniec części poświęconej temu autorowi chyba jeden z najlepszych przykładów „profesjonalizmu” Danikena. Fragment, w którym daje on popis i który może służyć za wspaniałe podsumowanie jego radosnej twórczości. W książce „Wspomnienia z przyszłości” autor pisze:
 

 

”Alberto Tulli, były kierownik Galerii Sztuki Egipskiej w Muzeum Watykańskim, odnalazł fragment opisu z czasów Tutmosisa III, który żył ok. 1500 roku przed Chrystusem. Napisano tam, że uczeni w piśmie zobaczyli na niebie zbliżającą się kulę ognistą, której oddech miał przykry zapach. Tutmosis i jego żołnierze obserwowali to widowisko, zanim kula nie uniosła się w kierunku południowym i nie zniknęła.”

Wspaniały fragment, prawda? UFO jak nic – ognista kula, o przykrym oddechu a co najważniejsze – uniosła się w pewnym momencie i odleciała na południe! Problem tylko w tym, że podany tutaj fragment jest czystym fałszerstwem i manipulacją. Prawdziwy tekst pochodzi ze steli króla Tutmozisa w Gebel Barkal i brzmi bowiem tak:
 

 

”Mój majestat powiedział: słuchajcie, o ludzie z tego kraju południowego, którzy jesteście na Świętej Górze zwanej Trony Obu Krajów, wy którzy o tym nie wiedzieliście, abyście poznali ten cud, który sprawił Amon-Re wobec wszystkich z Obu Krajów [Egiptu]. Strażnicy mieli właśnie spotkać się w nocy, aby uczynić zmianę warty. Było tam dwóch strażników, kiedy pojawiła się gwiazda, która przyszła z południa. Nigdy nie wydarzyło się nic podobnego. Gwiazda przeleciała nad nimi prosto w kierunku przeciwnym. Nikt [spośród tych, co tam byli] nie pozostał stojący [luka ok. 20 cm] upadając na twarze. Teraz [...] na ich grzbiety, jak ogień na ich twarze. Nikt spośród nich nie znalazł swej ręki [tzn. nie ośmielił się zrobić najmniejszego ruchu]. Nie było ich koni, które rozbiegły się jak [...].”

I tak oto opis UFO z książki Danikena nagle zmienia się w opis prawdopodobnie meteoru. Daniken nie dość, że znacząco ubarwił ten tekst – mianowicie mówił o „kuli ognistej” choć w oryginale mowa o gwieździe, dodał fragment o „uczonych w piśmie” i „oddechu o przykrym zapachu”, całkowicie zmyślił część o „uniesieniu się i odleceniu” to na dodatek totalnie pomylił kierunki! Meteor bowiem nadleciał z południa i poleciał na północ, Daniken zaś upiera się, że „kula uniosła się w kierunku południowym” ;)

Oto, jak już wspomniałem, najlepsze podsumowanie twórczości tego pisarza. Nie podobają mu się fakty z którymi się styka (bo wydaje mi się, że zweryfikował tekst o owym wydarzeniu zanim go opublikował w swojej książce – a przynajmniej powinien był tak zrobić) – więc je ubarwia, aby lepiej pasowały do jego światopoglądu. Co mu bowiem po opisie zwykłego meteoru – wystarczy dodać co nieco, zmienić sens słów i już mamy piękne UFO, o którym możemy rozpisywać się w swojej książce. I nie można mówić, że był to wyjątek – jego książki są pełne takich kwiatków, których chyba tylko jego gorący zwolennicy nie chcą zauważyć. Historyjka ta jest następnie przez ludzi zaintrygowanych tą „ciekawostką” rozgłaszana dalej – co w dobie internetu jest banalnie proste i tak coraz więcej osób spotyka się z opisem powstałym w wyobraźni pana Danikena i traktuje go jako „prawdę zakazaną”.

Drugim podsumowaniem jego twórczości może być cytat z jego książki - „Oczu Sfinksa”. Zostawię go bez komentarza:
 

 

”Bo za pomocą statystyki, złego postawienia problemu oraz opacznej interpretacji można udowodnić wszystko.”


Inne ciekawe opinie na temat twórczości tego pana można przeczytać w znakomitym poście MariushaO TUTAJ



Teraz przejdźmy do drugiej osoby związanej z piramidami i pseudonauką. Jest nią oczywiście Zecharia Sitchin.


Zacznijmy od twierdzenia Sitchina jakoby dowodami, że piramidy stały w Egipcie na długo wcześniej niż się o tym mówi, były ich wizerunki na pewnych przedmiotach. Oto pierwszy z nich:
 

kuhbig.gif

Sitchin twierdzi, że jest to tabliczka pochodząca z Mezopotamii i że jest starsza od okresu panowania IV dynastii – budowniczych piramid z Gizy. Niestety nie podaje jej wieku ani jakiegokolwiek potwierdzenia, że tabliczka ta jest istotnie starsza niż IV dynastia panująca w Egipcie (a więc ta, której członkiem był Chufu). Pozostaje nam jedynie wiara, że Sitchin nie jest człowiekiem pokroju Danikena i że nie zmyśla. Cóż, wiara ta nie jest jednak przeze mnie zalecana. Dodatkowo Sitchin twierdzi, że trójkąt widoczny tutaj MUSI być piramidą z Gizy, ponieważ „wszystko się zgadza – nawet detale takie jak kąt pod jakim wznoszą się ściany”.

Nie jest to prawdą – w piramidzie kąt ten wynosi około 51 stopni, w trójkącie na obrazku jest to 45 - 48°. Niewielka pomyłka, ale kładzie pewien cień na słowa Sitchina. Dodatkowo „piramida” ta nie posiada czubka, ma dziwne paski na sobie (jedne poziome, inne pionowe) no i rzecz jasna Wielka Piramida Chufu nie posiada dwóch wielkich liści palmowych wyrastających z jej czubka. Jakby tego było mało, to o ile się nie mylę Sitchin twierdzi, że jednak jest to piramida z Gizy, bowiem „dwa zwierzęta tam przedstawione to w istocie Sfinks z Gizy a postacie w łódce to rogaci bogowie”.

Przy dokładniejszej obserwacji bez problemu można zauważyć, że widoczne tam zwierzęta to jakieś stworzenia rogate, być może koza (po lewej) i krowa (po prawej). Cokolwiek by to nie było, jedno jest pewne – nie jest to żaden Sfinks.

Co widać zatem na tym rysunku? Zapewne gospodarstwo – zwierzęta hodowlane oraz... chatę z trzciny zwieńczoną dwoma liśćmi. Proste, typowe gospodarstwo spotykane w Mezopotamii w tamtym okresie. Dlaczego mamy patrzeć na ten rysunek jako na piramidę? Czy wyjaśnienie jakim jest gospodarstwo i chata nie powinno być bardziej prawdopodobne?

Zatem już na samym początku Sitchin zaczyna swoimi stwierdzeniami budzić wątpliwości. Możecie mi uwierzyć, że im dalej, tym wcale nie jest lepiej.

Drugim argumentem mającym „udowadniać” dużo starszy wiek piramidy jest fragment omawianej już Palety Narmera. Widnieje na niej bowiem coś, co wg Sitchina jest z całą pewnością ową piramidą:
 

sitchinfalszerstwo1.jpg

Fragment ten jest widoczny na stronie ze zwierzętami z długimi szyjami, w lewym górnym rogu. Na dole mamy powiększenie tego detalu.

Sama paleta jest starsza od piramid (wedle „oficjalnego” datowania) o jakieś 500 lat, zatem niemożliwe aby widoczny obiekt był piramidą. Ktoś zatem musi się mylić – albo egiptolodzy, albo Sitchin.


A robi to Sitchin.

W swojej książce „Wojny bogów i ludzi” podany wyżej rysunek po zbliżeniu wygląda następująco:
 

sitchinfalszerstwopowie.jpg

Podczas gdy w rzeczywistości powiększenie wygląda tak:
 

JESTEM WIĘKSZY, WIĘC PODANO MNIE W TAKI SPOSÓB

Różnice są drobne, lecz zauważalne. Przede wszystkim Sitchin wyprostował wszystko to, co było w „piramidzie” krzywe. Tymczasem jest to najprawdopodobniej wczesna forma znaku „db3”:
 

reed.gif

A która w tym kontekście oznacza najprawdopodobniej zwykłą wiązkę trzciny. Całość obrazka to najprawdopodobniej „ziemia” lub też „dom” (prostokąt) oraz wiązka trzciny. Trzcinę uprawiano w całym Egipcie, ponieważ była wówczas dość ważnym surowcem. Gdy chciano przetransportować ją gdziekolwiek w dół rzeki, zwyczajnie wiązano je w „snopki” na kształt litery „A”. I to właśnie widać na tym obrazku.

Lecz najważniejsze jest w tej kwestii nie to, że Sitchin zinterpretował ten symbol całkowicie odrzucając kontekst i sens tego wszystkiego, ale to, że podpasował go pod swoją dość kontrowersyjną teorię. Dokonał graficznej modyfikacji polegającej na wyprostowaniu brzegów trójkąta tym samym nadając mu formę przypominającą piramidę. W rzeczywistości jednak znakowi temu daleko do Sitchinowskiej dokładności. Autor całkowicie odrzucił świadomość, że raczej trudno wymagać, aby tak niesamowity monument – Wielka Piramida, była uwieczniona tylko na kilku obrazkach (które na dodatek trzeba trochę „podrasować”) i to w tak strasznie nieznaczny sposób. Wiemy doskonale, że piramidy z Gizy były czczone przez pokolenia Egipcjan, lecz cześć ta zaczyna się właśnie w czasach IV dynastii – twórców piramid z Gizy. Ani Narmer, ani nikt tuż po nim, nie miał pojęcia o czymś takim jak kult piramid – ponieważ nic takiego jeszcze wówczas nie istniało.

Oczywiście to, co podane jest powyżej nie upoważnia mnie jeszcze do nazywania Sitchina „kłamcą i oszustem”. Na szczęście jest więcej przykładów w których zapewne celowo mija się on z prawdą. Oto kolejny z nich:

W swojej książce „Schody do nieba” Sitchin pisze:
 

 

”Pytanie, czy Chufu naprawdę zbudował Wielką Piramidę zaczęło nurtować poważnych egiptologów niemal półtora wieku temu, gdy odkryto jedyny obiekt, na którym znaleziono wzmiankę o Chufu łączącą go z ta piramidą. Ku zakłopotaniu uczonych ów tekst potwierdzał, iż Chufu jej nie zbudował: istniała już w czasach jego panowania! Tym obciążającym dowodem jest wapienna stela, którą odkrył w latach pięćdziesiątych XIX wieku Auguste Mariette w ruinach świątyni Izydy w pobliżu Wielkiej Piramidy. Z napisów na steli wynika, że jest to pomnik wzniesiony przez Chufu dla upamiętnienia jego czynu odbudowy świątyni Izydy wraz z wizerunkami i symbolami bogów, jakie znalazł wewnątrz tej rozpadającej się w gruzy budowli. Już pierwsze wersy tego kartusza świadczą jednoznacznie, że chodzi o Chufu:

„Niech żyje Horus Mezdau, Królowi Górnego i Dolnego Egiptu, Chufu, dane jest życie!”

Ta typowa inwokacja odwołująca się do Horusa i zapowiadająca długie życie króla odsłania dalej bulwersujące fakty:

„Ufundował on dom Izydy Pani tej Piramidy która stoi przy domu Sfinksa”

Według inskrypcji z owej steli (znajdującej się w muzeum Kairskim) Wielka Piramida już istniała, gdy Chufu pojawił się na scenie. Panią tej piramidy była bogini Izyda – piramida należała do Izydy, nie do Chufu. Co więcej, także Sfinks – przypisywany Chafre, który, jak się przypuszcza, wzniósł go razem z Piramidą Drugą – zajmował już swoje obecne miejsce. W dalszej części tekst dokładnie określa położenie Sfinksa i odnotowuje fakt, że został on częściowo uszkodzony przez piorun – uszkodzenie to widoczne jest do dzisiaj.
Chufu stwierdza dalej w swojej inskrypcji, że wybudował jakąś piramidę dla księżniczki Henutsen „w pobliżu miejsca, gdzie stoi świątynia bogini”. Archeolodzy znaleźli niezależne świadectwo, że jedna z trzech niewielkich piramid, znajdujących się w bezpośrednim otoczeniu Wielkiej Piramidy, ta najbardziej wysunięta na południe i położona najbliżej świątyni Izydy była faktycznie dedykowana Henutsen, żonie Chufu. Wszystko w tej inskrypcji zgadza się zatem ze znanymi faktami; wyjątek stanowi oświadczenie Chufu, że to on zbudował małą piramidę dla księżniczki. Wielka Piramida – twierdzi Chufu – już tam była, był tam również Sfinks (a także, prosty wniosek, dwie inne piramidy).

Nasza teoria znajduje jeszcze mocniejsze potwierdzenie, gdy czytamy w dalszych fragmentach tej inskrypcji, że Wielka Piramida była też nazywana „zachodnią górą Hathor”:

„Niech żyje Horus Mezdau;
Królowi Górnego i Dolnego Egiptu, Chufu,
Dane jest życie.
Dla swojej matki Izydy, boskiej matki,
Pani „zachodniej góry Hathor”,
Wyrył [ten] napis na steli.
Złożył [jej] nową świętą ofiarę.
Zbudował [jej] dom z kamienia,
Przywrócił bogów, których znalazł w jej świątyni”

Hathor, przypominam, była panią półwyspu Synaj. Jeśli najwyższy szczyt tego półwyspu był „wschodnia górą”, Wielka Piramida była „zachodnią górą”, obie zaś pełniły funkcję punktów ustalających korytarz do lądowania”

Całość zaś wygląda tak:
 

STELA

Ten tekst podany przez Sitchina jest dość długi, jednak postanowiłem zacytować go w całości. A to dlatego, że jest pełen rozmaitych błędów. To bowiem, co ten tekst i ta stela tak naprawdę oznacza jest zupełnie inne. Zobaczmy zresztą sami:

Zacznę od pierwszego fragmentu. Wbrew pozorom pomysł przypisania tej steli czasom Chufu nie należy do Sitchina – jako pierwszy dokonał tego James Henry Breasted i to już w 1906 roku w swojej książce „Ancient Records of Egypt vol. 1”, którą aktualnie posiadam.

Co ciekawe sam Breasted wyraża wątpliwości co do tego tekstu i stwierdza, że prawdopodobnie jest on z dużo późniejszej epoki, lecz mimo to umieścił go w swojej książce ostatecznie w sekcji poświęconej inskrypcjom z czasów IV dynastii (czyli czasów Chufu – być może z powodu występowania na niej imienia faraona z IV dynastii).

Problem w tym, że Sitchin fałszuje treść napisu z tej steli. Według niego jest na niej napisane, że:
 

”Wszystko w tej inskrypcji zgadza się zatem ze znanymi faktami; wyjątek stanowi oświadczenie Chufu, że to on zbudował małą piramidę dla księżniczki. Wielka Piramida – twierdzi Chufu – już tam była, był tam również Sfinks (a także, prosty wniosek, dwie inne piramidy).”

Tymczasem oryginał w książce „Ancient Records...” wygląda tak:
 

inventorystele.jpg

Gdzie wyraźnie widać „znalazł świątynię Izydy” (a nie „ufundował” – to po pierwsze) a co najważniejsze „Khufu [...] built his pyramid beside the temple of this goddess, and he built a pyramid for his Henutsen” – czyli „Chufu [...] zbudował swoją piramidę obok świątyni tej bogini i zbudował piramidę dla Henutsen”.

Wbrew temu co mówi Sitchin, na steli tej wyraźnie jest napisane, że Chufu zbudował sobie piramidę! W przytoczonym oryginalnym fragmencie nie ma też ani śladu o tym, że Chufu zastał Wielką Piramidę już stojącą. Co więcej – sam Breasted pisze w swojej książce, że frazy i znaki takie jak „Dom Izydy” oraz użyte tam „Pan Rosty” (wydaje mi się, że tak należy to przetłumaczyć) w ogóle nie istniały przed okresem XX dynastii – pojawiły się one dopiero 1500 lat później. Pierwsze wzmianki o Izydzie jako „pani piramidy” pojawiają się zaś w roku mniej więcej 700 p.n.e. Dodatkowo używana tutaj nazwa Sfinksa – Hwran zaczęła być używana w Egipcie nie za czasów IV dynastii – dynastii Chufu, lecz XVIII – XX!

Mało tego – zdaniem egiptologów na steli tej znajdują się imiona bogów, którzy nie istnieli w ogóle w czasach Chufu! Zostali włączeni do panteonu bóstw egipskich dopiero w czasach drugiego i trzeciego okresu przejściowego i dotarli do Egiptu dopiero wraz z najeźdźcami. Miało to miejsce wiele lat po rządach Chufu.

Kiedy więc pomyślimy o tej steli biorąc pod uwagę te czynniki, musimy dojść do wniosku, że coś tu jest wybitnie nie tak. Po pierwsze Chufu wspomina na niej, że zbudował dla siebie piramidę (czyli wbrew temu co twierdzi Sitchin). Ale jednocześnie użyte znaki i wyrażenia pochodzą z dużo późniejszej epoki i zwyczajnie nie istniały w czasie panowania Chufu. Jedyny wniosek jaki musi się nasunąć w tej chwili jest oczywisty – stela nie pochodzi z czasów Chufu, lecz z czasów dużo późniejszych.

I tak faktycznie jest. Zobaczmy gdzie dokładnie znajduje się ta świątynia Izydy:
 

Z LOTU PTAKA

Widzimy tutaj Wielką Piramidę Chufu widoczną z góry. Północ znajduje się u góry obrazka. Wspominana na steli piramida Henutsen zaznaczona jest czerwoną kropką. Zielony prostokąt wskazuje zaś miejsce świątyni.

Jednak gdy przyjrzymy się bliżej, możemy zauważyć pewną dziwną rzecz. Widać to odrobinę lepiej w Google Earth, choć i tak dziwię się, że takie obiekty jak piramidy w Gizie wciąż widoczne są w tak kiepskiej jakości:
 

POKAZUJĘ I OBJAŚNIAM

Piramidę Henutsen zaznaczyłem czerwoną kropką. Zieloną – miejsce świątyni. Niebieską zaś... wyrwę w mastabie znajdującej się obok piramidy Henutsen (mastaba ta miała oryginalnie takie same wymiary jak jej sąsiadki). Widać to na zdjęciach wykonanych przez turystów odwiedzających to miejsce:
 

isisbig.jpg

Piramida Henutsen jest na tym zdjęciu za „naszymi” plecami. Tuż przed nami są ruiny owej świątyni. Duże głazy widoczne dalej to ściana owej mastaby. Jak widać, od świątyni Izydy biegnie (czyli „od nas”) droga – droga która przebija mastabę (jak to widać na zdjęciach z góry gdzie zaznaczyłem to niebieską kropką). To zaś zdjęcie:
 

UKRYWAM SIĘ POD TYM LINKIEM

Zostało zrobione mniej więcej w miejscu w którym wcześniej postawiłem ową niebieską kropkę – a więc tam, gdzie pierwotnie znajdowała się mastaba – grobowiec. Jak widać z czasem przebudowano ją aby zbudować tam drogę – drogę wiodącą do owej świątyni Izydy.
 

SCHEMAT – ŚWIĄTYNIA IZYDY WIDOCZNA PRZY PIRAMIDCE G 1C

Powoli zaczynamy odkrywać prawdę – pierwotnie nie było tam niczego takiego jak świątynia Izydy. Stały tam jedynie:

- Piramida Henutsen

- Mastaba (zidentyfikowana na podstawie zachowanych inskrypcji jako grobowiec Chufu-Chafa – być może pierwotnie miała ona należeć do Chafre – syna Chufu, który wówczas jeszcze nie był planowany na następcę tronu, ponieważ takie imię nosił Chafre gdy był księciem)

- oraz malutka kapliczka poświęcona Henutsen znajdująca się w miejscu, gdzie później stanie owa świątynia Izydy.

Wszystko zmieniło się kilka stuleci później. Gdy państwo egipskie chyliło się ku niechybnemu upadkowi (nawet nazwa tego okresu jest wymowna – „Okres schyłkowy”) faraonowie wówczas żyjący potrzebowali czegoś, co łączyłoby ludzi, dodawało poczucie dumy i stanowiło pewne pokrzepienie dla mieszkańców tych ziem. Zainteresowali się więc historią swego ludu i w tym czasie Egipt przeżywał zafascynowanie epoką piramid – czasem potęgi ich kraju. Specjalnie z tego powodu, za panowania dynastii Saickiej, przywrócono wiele tytułów nieużywanych od dawna a powiązanych z IV dynastią – budowniczymi piramid.

Gdy więc pewien król tej dynastii przybył do Gizy i przyjrzał się kapliczce Henutsen mógł wziąć ją za „świątynię Izydy - Pani piramidy”. Słowo „henut” oznacza bowiem... „pani”. A że wówczas (w okresie dynastii Saickiej) istniało powiązanie Izydy z piramidami, uznano być może, że jest to świątynia Izydy. Faraon ten (żyjący wiele setek lat po Chufu) „znalazł” świątynię (czyli być może Sitchinowskie „ufundował” ;) które w istocie jest słowem „znalazł”) i postanowił ją odbudować. Z tej okazji nakazał też wykucie steli dodatkowo mającej uzasadnić pogląd, że jest to pradawna świątynia Izydy. Wtedy to dokonano ingerencji w układ mastab jaki pierwotnie się tam znajdował – nowo budowana świątynia Izydy potrzebowała bowiem drogi dla pielgrzymów – i droga ta powstała kosztem mastaby Chufu-Chafa (co zresztą odczytywać należy jako „Syna Chufu” – takie bowiem to imię posiada znaczenie i tym samym stanowi jeszcze jedną wskazówkę co do budowniczego tego całego kompleksu grobowego).

To tłumaczyłoby zatem rozmaite wątpliwości jakie ta stela może budzić. Po pierwsze, choć odnosi się do Chufu, tak naprawdę opowiada nam o czynach króla żyjącego wiele setek lat później – króla pochodzącego zapewne z XXVI dynastii zwanej Saicką (od miasta w którym rezydowali – Sais) rządzącej Egiptem w latach 664 – 525 r. p.n.e. – a więc około 2000 lat po Chufu. Dlatego używane są tam znaki i imiona bogów jakich w czasach Chufu po prostu nie było. Dlatego też znajdują się w niej odniesienia do świątyni Izydy, która powstała w tym miejscu dopiero w czasach owej XXVI dynastii i dlatego mowa tam o restauracji obiektów, które wybudowano i wyrzeźbiono za czasów Chufu i Chafre. Świątynia Izydy jest dużo młodsza od piramid, bo podczas jej budowy zniszczono i przebudowano jedną z mastab, która stała tam od czasów Chufu.

Ale takie wyjaśnienie, choć jak najbardziej logiczne i mające potwierdzenie w odkryciach archeologicznych, oczywiście nie jest na rękę tym, którzy chcą uważać piramidy za zbudowane przez Atlantów czy kosmitów w pradawnych czasach. W przeciwieństwie do „oficjalnej teorii”, na poparcie której jest wiele dowodów, te „alternatywne” posiadają bardzo niewiele argumentów i to jak widać o dość wątpliwej prawdziwości. Muszą je zatem pielęgnować za wszelką cenę i bronić ich jak tylko się da przed jakimkolwiek obaleniem. Dlatego należy znaleźć sobie taki „dowód” jak ta stela i jedynie w odpowiednim miejscu ją pozmieniać. Po pierwsze zmienić słowa i usunąć niepotrzebne wyrazy (czyli dokładnie to, co w swojej książce zrobił Sitchin pomijając słowa „On zbudował swoją piramidę i piramidę Henutsen”) albo uparcie bronić się przed faktem, że na steli tej znajdują się słowa, znaki oraz nazwy jakie pojawiły się długo po rządach Chufu i po budowie piramidy. Oczywiście tutaj kryją się też (znane tak naprawdę od początku) motywy jakimi kierują się tacy panowie – rzekomi „rewolucyjni myśliciele i głosiciele Prawdy” – sława za wszelką cenę - chociażby fałszowania starożytnych zapisków i manipulowania ich treścią. Ci ludzie bowiem specjalnie wprowadzają czytelników w błąd – ponieważ nie wierzę aby do dziś pan Sitchin nie odnalazł nigdzie prawdziwej wersji słów użytych na tej steli. Co więcej – przecież cytując Breasted’a musiał znać jego słowa – a on wyraźnie po pierwsze nigdzie nie sugeruje nawet, że piramidy już tam stały w czasach Chufu i jednocześnie wyraźnie pisze, że Chufu zbudował „swoją piramidę”.

Ale Sitchina nie interesuje pisanie prawdy. Wie on, że większą sławę zyska pisząc niesamowite „alternatywne” opowieści. A żeby to robić musi posuwać się do tak chytrych ale jednocześnie i brudnych zagrywek – bo prawdziwe dowody jasno stwierdzają, że to Chufu zbudował Wielką Piramidę.

Na koniec zainteresował mnie jeszcze jeden fragment. Popytałem i oto co otrzymałem w odpowiedzi:

Sitchin pisze w swojej książce, rzekomo cytując słowa z owej steli:

„Dla swojej matki Izydy, boskiej matki,
Pani „zachodniej góry Hathor”


Problem w tym, że w oryginale wygląda to trochę inaczej.

Oryginał bowiem wygląda tak:
 

nun.jpg

„Zbudował ją dla swej matki, Izydy, Boskiej Matki; Hathor, Pani [Nun].”

Pominę już tutaj fakt, że powiązanie Izydy z piramidami miało miejsce długo po okresie panowania Chufu – za jego życia bowiem żadnych takich pomysłów nie było.

Jakie są różnice pomiędzy oryginałem a wersją Sitchina? W oryginale mamy zapis w którym po słowie „Pani” następują trzy znaki wyglądające jak dzbany a które brzmią „nw”. Jest pewne, że te trzy znaki to jakiś skrót – lecz nie wiemy co ten skrót oznacza. Sitchin poszedł tutaj za interpretacją tych znaków jako „Manu” – czyli mitycznych gór podtrzymujących niebo. Istnieją też inne interpretacje – jak „Nun”, które o ile się nie mylę oznacza praocean czy „Nut” – niebo.

Sitchin więc nie dość, że trochę zbyt pospiesznie zmienił tekst zamieniając go z „Pani [trzy znaki nw]” na „Panią zachodniej góry”, to na dodatek pomylił się ponownie – w oryginale bowiem jest „Izydy, Boskiej Matki; Hathor, Pani...[czegoś tam, nie wiemy czego]” a w jego książce zmienia się to na „Izydy, Pani zachodniej góry Hathor”...

Pokuszę się o przeniesienie tego na przykład z innej bajki – we „Władcy Pierścieni” Galadriela miała też na imię Artanis, a znana była również jako między innymi „Pani Światła”. Wstawmy więc do powyższego tekstu tę bohaterkę:

„Zbudował ją dla swej matki, Artanis, Boskiej Matki, Galadriel, Pani [...]” – nawet jeśli wstawimy w miejsce kropek „Światła” wyjdzie nam „Artanis, Boskiej Matki, Galadriel, Pani Światła”. U Sitchina zaś brzmiałoby to „Artanis, Boskiej Matki, Pani Światła Galadriel”.

Czym innym jest „Galadriel, Pani Światła” a czym innym „światło Galadriel”.

U Sitchina również Izyda staje się „Panią góry Hathor”, tymczasem tak naprawdę Izyda była w tamtych czasach (powstania steli – za czasów dynastii Saickiej, nie budowy piramidy) i jest tutaj identyfikowana z Hathor, niczego o żadnej górze przy okazji nie wspominając.

Ale cóż, w końcu lepiej w swojej książce (w której przecież za wszelką cenę chcemy udowodnić, że piramidy to dzieło jakichś kosmitów) napisać „Pani zachodniej góry Hathor” niż „Izydy; Hathor, Pani [trzy znaki nw]”.


I tutaj (prawie) zakończę swoje uwagi co do Sitchina. Został nam bowiem najbardziej poważny zarzut nierzetelności tego pana i jego manipulowania starożytnymi tekstami i artefaktami. Ale ten zarzut jednocześnie będzie wstępem do drugiej części tego wpisu. Od odrzucania kłamstw autorów teorii „alternatywnych” przejdziemy bowiem do argumentów przemawiających za tym, że to Chufu zbudował Wielką Piramidę.

Czym zatem jest ten tajemniczy element, który najlepiej podsumowuje działalność Sitchina i jednocześnie jest pierwszym dowodem wskazującym na Chufu jako na budowniczego tej piramidy?

Są to napisy wykonane przez robotników w czasie budowania tych monumentów a na których widnieje imię budowniczego. Jest to tak naprawdę autograf egipskiego króla, choć wykonany cudzymi rękami. Te napisy są bowiem jasnym i dobitnym dowodem na to, że budowano tę piramidę dla króla którego zwano w pełni Chnum-Chufu – „[Bóg] Chnum mnie chroni” a którego do tej pory nazywałem i będę dalej nazywał przy pomocy skróconej wersji tego imienia – Chufu.

Przypomnijmy (bowiem dyskutowaliśmy o tych napisach już wielokrotnie na tym forum) o co chodzi.

Jak wszyscy wiemy w głębi piramidy znajduje się komora grobowa króla (albo mówiąc bardziej precyzyjnie – wszyscy wiemy, że w głębi piramidy znajduje się komora z „czymś” przypominającym sarkofag – bo nie każdy przecież wierzy w takie „grobowe” przeznaczenie tego pomieszczenia - choć jak dla mnie te dwie definicje to i tak praktycznie to samo ;) ).
 

entlastungskammern.jpg

Jest to dość małe pomieszczenie o wielkości 10 x 20 x 11,18 łokci egipskich co w metrach wynosi około 5,24 x 10,48 x 5,86. Swoją drogą znów ciekawe jest, że wymiary piramidy są podane w ściśle egipskich miarach:
 

JEDEN Z TAKICH EGIPSKICH WZORCÓW WYNOSZĄCYCH 52 CM

które wykształciły się z wraz z upływem czasu. W roku 10 500 p.n.e. ludzie żyjący na terenie Egiptu nie znali jeszcze takich sprecyzowanych miar. A mimo to wymiary w piramidzie są zgodne z nimi właśnie – wysokość 280 łokci, bok podstawy – 440 łokci, komora grobowa mierząca 10 x 20 x 10,18 łokcia... Jeżeli zatem piramida powstała na długo przed tym, jak Egipcjanie wykształcili sobie taką ujednoliconą miarę, to skąd w niej wzięły się te wymiary wyraźnie wzorowane na łokciach egipskich? Nie można mówić, że Egipcjanie poznali te miarę od kosmitów, bo wiemy kiedy mniej więcej się ta miara pojawiła – było to w okolicach III dynastii. Nie można też mówić, że Egipcjanie przyjęli tę jednostkę długości, bo „odkryli ją” w stojącej już piramidzie. Dlaczego bowiem mieliby długość boku piramidy podzielić akurat na 440 jednostek, a nie 220, 660, 100, 150 albo 44?

Wszystko wskazuje na to, że to piramida została zbudowana przy użyciu egipskiego systemu miar. A skoro wiemy kiedy mniej więcej wykształcił się ten ujednolicony system miar, wiemy też że piramida nie może być starsza od niego ;)

Wróćmy jednak do komory grobowej. Posiada ona płaski dach – zamiast sklepienia wspornikowego. Postanowiono po prostu przykryć tę komorę blokami granitu. Jednak bloki zaczęły pękać i to już w czasie budowy:
 

KLIKAMY

I TUTAJ TEŻ

Białe paski są wykonane z gipsu i są jak najbardziej współczesne. Pomagają one nadzorcom w ocenie stanu tych pęknięć – jeżeli tylko szczelina się choć odrobinę powiększy, gipsowy pasek pęknie i tym samym zaalarmuje odpowiednich ludzi zajmujących się pielęgnowaniem piramidy.

Można sobie wyobrazić miny robotników a przede wszystkim nadzorcy budowy gdy o tym usłyszał. Ojciec Chufu - Snofru miał czas i siłę, aby zbudować sobie trzy piramidy. Chufu prawdopodobnie musiał skupić się tylko na jednej – wszak był już niemłody a skoro piramida była już tak wysoka, że pracowano nad komorą grobową, to znaczyło, że na budowie spędzono już wiele lat. Wznoszenie Wielkiej Piramidy było tak gigantycznym przedsięwzięciem, że teraz po prostu wszystko musiało się już udać – inaczej Chufu by się skompromitował. Okazałoby się bowiem, że spędził całe swoje rządy na budowaniu jednego wielkiego bubla. Dlatego należało ratować piramidę za wszelką cenę. Aby odciążyć zatem te bloki i jednocześnie zabezpieczyć całą konstrukcję (łącznie z Wielką Galerią znajdującą się obok - komory te były również zaprojektowane aby przenieść siły jak najdalej od Wielkiej Galerii) przed zawaleniem się postanowiono wybudować ponad komorą grobową serię komór których zadaniem było odpowiednio odprowadzić siły działające na strop tejże i tym samym zmniejszyć nacisk jaki przecież wywierały olbrzymie ilości kamiennych głazów znajdujących się nad nią.

Przez wiele wieków komory te były szczelnie zamknięte – wszak znajdowały się we wnętrzu sztucznej góry. Tak jak droga do komory grobowej i innych komór piramidy stała otworem już od dawna (po pierwsze – te wszystkie inne komory były od początku zaprojektowane tak, aby ludzie mieli do nich dostęp a po drugie już od dawna głazy zagradzające do nich drogę zostały odsunięte), tak nikt nie miał pojęcia o istnieniu tych pomieszczeń znajdujących się ponad komorą króla. Dopiero angielski archeolog - Richard William Howard Vyse przy pomocy ładunków wybuchowych przebił się w końcu przez głazy i jako pierwszy człowiek od mniej więcej 4400 lat - od czasu budowy tego monumentu, mógł wejść do tych komór.

To, co tam zastał jest dla nas koronnym dowodem przemawiającym za tym, że piramidę tę na pewno zbudował król Chufu.

Na ścianach tych pomieszczeń Vyse odnalazł bowiem napisy wykonane czerwoną farbą a które zostały wykonane przez robotników albo nadzorców w czasie jej budowy. Nie mogły powstać później, ponieważ pomieszczenie to było dostępne dla ludzi jedynie w czasie budowy tego monumentu – raz zamknięte komory odciążające pozostały w nienaruszonym stanie aż do momentu gdy Vyse wszedł do ich środka.

Napisy zaś jasno i wyraźnie wymieniają imię Chufu. Czy zatem może nasunąć nam się inna myśl niż taka, że piramida w takim razie powstała za jego rządów? Jak bowiem w piramidzie zbudowanej przez kosmitów lub Atlantów w roku 10 500 p.n.e. mogło znaleźć się imię króla rządzącego Egiptem w czasach IV dynastii który na dodatek pozostawił po sobie całą masę innych obiektów w pobliżu swojej piramidy? Przecież komory te były niedostępne po ich zamknięciu przez budowniczych. Ze wszystkich stron oprócz komory grobowej były oddzielone od świata zewnętrznego wieloma metrami warstw ogromnych głazów a wejście do nich od strony owej komory grobowej wybił po raz pierwszy dopiero Vyse. Chufu z IV dynastii nie mógł więc ot tak wejść sobie do piramidy stojącej tam od wieków i nakazać nabazgrać swoje imię czerwoną farbą w takim miejscu i w taki sposób (więcej za chwilę).

A mimo to jego imię się tam znajduje.

Rozwiązanie tej zagadki jest banalnie proste – te napisy z imieniem Chufu są dla nas absolutnym i najlepszym dowodem na to, że piramida ta została zbudowana przez niego i zapewne na jego polecenie. Oznacza to, że wszelkie opowieści o Atlantydzie, kosmitach, pasach startowych dla pojazdów obcych, generatorach Atlantydzkiej energii, atlantydzkich „haubicach energetycznych” czy też erozji sięgającej 12 000 lat wstecz to zwykłe bajki wymyślone przez autorów ze zbyt wybujałą wyobraźnią.

Ale rzecz jasna taki dowód jest wybitnie nie na rękę tym, którzy chcą wmówić ludziom, że piramidy tej nie zbudował wcale nasz biedny Chufu. No bo jak można opowiadać historie o jakichś kosmitach albo Atlantach skoro w piramidzie w takim miejscu byłoby wyraźnie napisane imię tego egipskiego króla (inaczej sytuacja by bowiem wyglądała, gdyby komory te były dostępne po wybudowaniu piramidy – wtedy można by mówić, że Chufu wszedł do piramidy i kazał tam napisać swoje imię - ale w tym przypadku jest to akurat niemożliwe)? Trzeba więc za wszelką cenę zmieszać te napisy z błotem. I to właśnie robi pan Sitchin dwojąc się i trojąc – a ceną tego jest manipulacja tekstem. Przyjrzyjmy się głównym zarzutom, jakie pan Sitchin w swojej książce „Schody do nieba” prezentuje.

Oto dość długi cytat:
 

 

Zacząć trzeba od tego, że Mr. Birch (człowiek który poddał te napisy analizie – przyp. Aquila) uznał ortografię i wygląd wielu znaków za kłopotliwy problem. „Symbole, czyli hieroglify wypisane czerwoną farbą przez rzeźbiarza czy murarza na ścianach komór Wielkiej Piramidy, wyglądają na znaki kamieniarzy” – stwierdził w początkowej części ekspertyzy, po czym wyraził zastrzeżenie: „Chociaż niezbyt czytelne, jako że wyrażone pismem pół-hieratycznym, czyli linearno-hieroglificznym, znaki te zawierają pewne niezwykle interesujące elementy [...]”.
Mr. Birch był zakłopotany faktem, że znaki pochodzące rzekomo z początków IV dynastii wyrażone były pismem, jakie zaczęło się pojawiać dopiero setki lat później. Wywodzące się z piktogramów – „pisanych obrazków” – pismo hieroglificznych symboli wymagało olbrzymiej wprawy i długich lat ćwiczeń, a więc z czasem w handlowych transakcjach zaczęto stosować pismo szybsze w użyciu, prostsze, bardziej linearne, znane jako pismo hieratyczne. Hieroglificzne symbole odkryte przez Vyse’a należały do innej epoki. Były też niewyraźne; Mr. Birch odczytywał je z wielkim trudem; „Znaczenie hieroglifów poprzedzonych przedrostkiem i wyrażonych tym samym pismem linearnym, jakie zawiera kartusz nie jest zbyt oczywiste [...] Symbole umieszczone za imieniem są bardzo nieczytelne”. Wiele z nich miało wygląd znaków „pisma niemalże hieratycznego” – z epoki o wiele późniejszej niż pismo pół-hieratyczne. Niektóre symbole były bardzo nietypowe, jakich nie widziano w żadnej innej inskrypcji egipskiej. „Za kartuszem Sufisa [Cheopsa] – napisał Birch – występują hieroglify, do których byłoby bardzo trudno znaleźć jakąś analogię [...]”. Zagadka innych symboli była „równie daleka od rozwiązania”.
Mr. Bircha zdumiewała również „przedziwna kolejność symboli” w najwyżej położonej, sklepionej komorze (nazwanej przez Vyse’a „komorą Campbella”). Hieroglif, wyrażający pojęcie „dobry, łaskawy”, został tam użyty w charakterze liczebnika – zastosowanie, jakiego nigdy przedtem ani potem nie stwierdzono. Założono, że te osobliwie napisane liczebniki mają oznaczać „osiemnasty rok” (panowania Chufu).
Nie mniejszą zagadkę stanowiły dla Bircha symbole pojawiające się za królewskim kartuszem, które były „wyrażone tym samym pismem linearnym, jakie zawiera kartusz”. Przyszło mu do głowy przypuszczenie, że komunikują one królewski tytuł, taki jak „potężny w Górnym i Dolnym Egipcie”. Ustalił, że jedne podobieństwo do tego rzędu symboli, wskazuje „tytuł widniejący na trumnie królowej, żony Amazisa” z XXVI dynastii. Nie widział potrzeby podkreślenia, że faraon Amazis panował w VI wieku prz. Chr. – ponad 2000 lat po Chufu!
Ktokolwiek namazał czerwoną farbą te znaki przedstawione przez Vyse’a, zastosował metodę pisania linearną, pismo pół-hieratyczne i hieratyczne oraz tytuły z różnych okresów – nic nie pokrywa się z czasami Chufu; wszystko jest późniejsze. Wykonawca tych napisów nie był też szczególnie piśmienny; jego hieroglify są często niewyraźne, niekompletne, nie na swoim miejscu, błędnie użyte lub zupełnie nie znane.

Ponownie pozwoliłem sobie podać cały, dość długi cytat abyśmy wszyscy mieli przed oczami całość tekstu nad którego fragmentami będziemy pracować. Ponownie wydaje się również, że po przeczytaniu takiego tekstu wszyscy powinniśmy spalić wszystkie książki egiptologów oraz powiesić na ścianie plakat przedstawiający kosmitę wykuwającego Sfinksa. Tego chcieliby zapewne Sitchin i Daniken, dlatego tego właśnie nie zrobimy ;) Zamiast tego przyjrzyjmy się bliżej zawartym tu zarzutom.

Idźmy od początku.

Sitchin pisze:
 

 

Zacząć trzeba od tego, że Mr. Birch uznał ortografię i wygląd wielu znaków za kłopotliwy problem. „Symbole, czyli hieroglify wypisane czerwoną farbą przez rzeźbiarza czy murarza na ścianach komór Wielkiej Piramidy, wyglądają na znaki kamieniarzy” – stwierdził w początkowej części ekspertyzy, po czym wyraził zastrzeżenie: „Chociaż niezbyt czytelne, jako że wyrażone pismem pół-hieratycznym, czyli linearno-hieroglificznym, znaki te zawierają pewne niezwykle interesujące elementy [...]”.
Mr. Birch był zakłopotany faktem, że znaki pochodzące rzekomo z początków IV dynastii wyrażone były pismem, jakie zaczęło się pojawiać dopiero setki lat później.

Jak zwykle pozostaje nam do wyboru – wierzyć lub też nie wierzyć autorowi na słowo. Jak się już wcześniej przekonaliśmy – nie warto tego robić, ponieważ można skończyć ze „znajomością” starożytnego tekstu zupełnie inną od tej prawdziwej. Tak też jest w tym przypadku. Sitchinowi uszłyby jego kłamstewka na sucho, gdybyśmy nie mieli pod ręką oryginalnego tekstu pana Bircha. Co prawda większość tych manipulacji i tak uchodzi mu na sucho, ponieważ nie sądzę, aby przeciętni zwolennicy Danikena oraz Sitchina próbowali odnaleźć słowa owego Bircha i zweryfikować, czy mówią oni prawdę. Wierzą mu na słowo uważając, że skoro Sitchin (taki „światły i otwarty umysł, który niczym rycerz walczy przecież z betonem naukowym dzieląc się z nami zakazaną, tajemną wiedzą”) pisze w swojej książce, że Birch napisał X, zatem z całą pewnością Birch napisał to X.

My na szczęście zwrócimy się do oryginału wziętego z neutralnego źródła. Jednak niestety jest to tekst w języku angielskim, ale na pewno sobie poradzimy ;)

Oto i on:
 

CZĘŚĆ I

CZĘŚĆ II

Zobaczmy co to są za “zastrzeżenia” jakie posiada pan Birch (pierwsza część, drugi paragraf od góry):

„Although not very legible owing to heir having been written in semi-hieratic or linear-hieroglyphic characters, they possess points of considerable interest from the appearance of two royal names, which had already been found in the tombs of functionaries employed by monarchs of that dynasty under which these pyramids were erected”.

Co należałoby przetłumaczyć mniej więcej tak:

“Chociaż niezbyt czytelne (napisy) ze względu na to, że zostały napisane za pomocą pół-hieratycznych czy linearnych znaków, są dla nas bardzo interesujące z powodu występowania dwóch imion królewskich, które już zostały odnalezione w innych grobowcach urzędników zatrudnionych przez monarchów tej dynastii, w czasie której te piramidy zostały wzniesione”.

Czy to jest to Sitchinowe „zastrzeżenie” co do tego, że pismo tu użyte jest dużo późniejsze i nie istniało w czasach Chufu? W tłumaczeniu oryginalnego fragmentu okazuje się, że Birch wyraża swoje zaciekawienie faktem, że w miejscu tym odkryto dwa imiona królewskie zamiast jednego i że takie same dwa imiona odkryto już także w innych grobowcach z epoki króla Chufu. Dlatego Sitchin w cytacie tym po słowie „elementy” postawił trzy kropki – bo dalsze słowa nie pasowały do jego teorii. Zamiast tego dodał do tego całkowicie wyssane z palca „zastrzeżenia Bircha” co do tego, że pismo to jest rzekomo późniejsze od epoki króla Chufu. Po raz pierwszy autor „Schodów do nieba” w tym fragmencie całkowicie ignoruje tekst źródłowy wkładając w usta biednego pana Bircha (najwyraźniej Sitchin uznał, że skoro Birch już nie żyje, to nie może się bronić i można bezkarnie bawić się jego słowami) coś, czego ten nigdy nie napisał. Cóż, nie spodziewał się zapewne, że sięgniemy po tekst źródłowy i zweryfikujemy jego słowa.
W dalszej części tego cytatu Sitchin pisze:
 

 

Hieroglificzne symbole odkryte przez Vyse’a należały do innej epoki.

Jest to kolejna nieprawda. Pismo hieratyczne o jakim mowa wykształciło się w pełni w czasach V dynastii, ale znane było już w okresie I dynastii – na długo przed panowaniem Chufu. Znaki zmieniały się z czasem ale te użyte w Wielkiej Piramidzie są akurat tymi używanymi w czasie IV dynastii.

Ale więcej o tym napiszę za chwilę, tymczasem przejdźmy kawałek dalej. Sitchin ponownie rozgłasza nieprawdę pisząc te słowa:
 

 

Mr. Bircha zdumiewała również „przedziwna kolejność symboli” w najwyżej położonej, sklepionej komorze (nazwanej przez Vyse’a „komorą Campbella”). Hieroglif, wyrażający pojęcie „dobry, łaskawy”, został tam użyty w charakterze liczebnika – zastosowanie, jakiego nigdy przedtem ani potem nie stwierdzono. Założono, że te osobliwie napisane liczebniki mają oznaczać „osiemnasty rok” (panowania Chufu).

Zobaczmy co mówi na ten temat oryginał Bircha (II część, drugi paragraf od dołu):

„A curious sequence of symbols occurs upon the blocks of the northern and southern sides of Campbell’s Chamber. The mason has marked upon those of the south the symbol “Nofre” – “good” or “excellent”, perhaps likewise used in these instances as a cipher, for it is accompanied by numerals. The first instance presents “Hofre, eight”, where the recurved line indicative of the decimal has probably been rubbed off, since the block next but two in succession has “Nofre, 21” which would make the number of the preceding block “18”. After 21 a single unmarked block occurs, then which signifies Nofre, 2, 3. No analogy between Hofre and South has been as yet discovered. The blocks on the opposite quarter are marked with a koucoupha sceptre, called “gom”, or “tom”, apparently and indistinct, and at the joint is a Gazelle couchant having before it a sword, or glaive.

Co tłumaczyć należy mniej więcej tak:

„Ciekawa sekwencja symboli znajduje się na blokach północnej i południowej strony komory Campbella. Kamieniarz zaznaczył te ze ściany południowej symbolem „nofre” – „dobry” lub „wspaniały”, prawdopodobnie użytym w tych przypadkach jako szyfr, ponieważ towarzyszą mu cyfry. Pierwszy przykład to „nofre, osiem”, gdzie zakrzywiona linia oznaczająca dziesiątkę prawdopodobnie zatarła się, ponieważ jeden z następnych (po „nofre, 8” były dwa wolne, a potem ten) został oznaczony „nofre, 21”, co oznaczałoby, że poprzedni blok miał numer „18”. Po „21” pojawia się pojedynczy nie oznakowany blok, po nim zaś „nofre, 2,3. Żadna analogia pomiędzy nofre i „południem” nie została jeszcze odkryta. Bloki na przeciwnej ścianie są oznaczone „berłem koucoupha” (nie wiem co oznacza owe „koucoupha”), nazywanym „gom” albo „tom”, wyraźnie i niewyraźnie (? - Może w sensie, że niektóre znaki są wyraźne a niektóre nie), a na łączeniu jest leżąca z podniesioną głową gazela mająca przed sobą miecz albo glewia (rodzaj włóczni czy halabardy).

I ponownie wypada w tym momencie postawić pytanie – gdzie w tym fragmencie pan Birch stwierdza, że znak „nofre” został użyty jako liczebnik? Birch wyraźnie mówi, że jego zdaniem „nofre” jest tutaj użyty jako szyfr. Ani słowa o jakimkolwiek „osiemnastym roku”! Wyraźnie widać, że „nofre” jest tu użyte nie jako liczebnik, lecz jako szyfr oznaczający daną stronę świata – w tym przypadku południową ścianę. Szyfr wskazywał gdzie dany blok miał trafić – znaleziony ciąg na ścianie południowej odpowiadał więc: nofre 18 – pusty blok – pusty blok – nofre 21 – pusty blok – nofre 23. Jednocześnie Birch zauważa, że na stronie północnej mamy do czynienia z tym samym, lecz przy oznaczaniu bloków użyto tam innego symbolu niż nofre – symbol tam używany to „gom”.
Według mnie oczywiste jest, że Birch nie myśli o żadnym „używaniu znaku nofre jako liczebnika” – ale jako szyfru mającego wskazywać miejsce danego bloku w szyku. Dodatkowo sam wyraźnie stwierdza, że znajomość pisma egipskiego była wówczas wciąż mała – nic więc dziwnego, że miał on kłopoty z odczytywaniem znaczenia tych symboli jakie napotkał.

W tym miejscu zatem pan Sitchin po raz kolejny puszcza wodze fantazji i całkowicie przekręca sens słów człowieka, którego śmie cytować.

Na koniec badanego urywka ponownie mamy okazję zobaczyć manipulacje pana Sitchina w akcji. Pisze on:
 

 

Nie mniejszą zagadkę stanowiły dla Bircha symbole pojawiające się za królewskim kartuszem, które były „wyrażone tym samym pismem linearnym, jakie zawiera kartusz”. Przyszło mu do głowy przypuszczenie, że komunikują one królewski tytuł, taki jak „potężny w Górnym i Dolnym Egipcie”. Ustalił, że jedne podobieństwo do tego rzędu symboli, wskazuje „tytuł widniejący na trumnie królowej, żony Amazisa” z XXVI dynastii. Nie widział potrzeby podkreślenia, że faraon Amazis panował w VI wieku prz. Chr. – ponad 2000 lat po Chufu!

I ponownie sięgnijmy do źródła (II część, trzeci paragraf od góry):

„They consist of a gom or koucoupha sceptre, a pschent, a curved line, a sword, a peculiar instrument and a level, and apparently compose the titles of monarch similar to „Giver of the life, like the Sun for ever” of later rulers; and the sentence may mean ”Mighty in Upper and Lower Egypt, giver of power”. The 3rd, 4th and 5th symbols, indicate some office, the paricular function of which is present unknown. The same title appears on the coffin of the Queen of Amasis in the form of (tutaj rysunek). These inscriptions are peculiar to this period, and to the era of the Saite dynasty, who revived many of the earlier prenomens, titles and offices.”

Czyli mniej więcej:

“Składają się ze znaku gom czy też berła (koucoupha), znaku pschent, krzywej linii, miecza, charakterystycznego instrumentu (?) i poziomu i najwyraźniej składają się na tytuł królewski podobny do „Dawcy życia, jak Słońce na wieki” późniejszych władców; a zdanie może znaczyć „Potężny w Górnym i Dolnym Egipcie, dawca władzy”. Symbole trzeci, czwarty i piąty oznaczają jakiś urząd, którego aktualna funkcja nie jest obecnie znana. Ten sam tytuł znajduje się też na trumnie królowej (żony) Amazisa w formie (tutaj rysunek). Te inskrypcje są specyficzne dla tego okresu, jak i dla okresu dynastii Saickiej, która przywróciła wiele wcześniejszych imion, tytułów i urzędów”.

Niebywałe, że w tak krótkim fragmencie nad którym wciąż pracujemy Sitchin po raz kolejny świadomie wprowadza swoich czytelników w błąd. W swojej książce sugeruje, że Birch stwierdził podobieństwo tytułu zapisanego na ścianie jednej z komór piramidy do tytułu zapisanego na trumnie królowej, żony Amazisa, ale „zapomniał dodać, że Amazis żył 2000 lat później”. Tymczasem Sitchin sam specjalnie tak obciął cytat Bircha, aby wyszło na jego, ponieważ w istocie Birch wszystko dokładnie tłumaczy i obecność tego tytułu nie jest dla niego w najmniejszym stopniu dziwna. Birch wyjaśnia, że tytuł ten jest specyficzny dla tego okresu (czyli dla okresu panowania Chufu – co Sitchin wyraźnie pomija w swoim cytacie) oraz dla okresu dynastii Saickiej – czyli właśnie dynastii której jednym z władców był Amazis. Co więcej – Birch jasno mówi, że za czasów tej dynastii Saickiej przywrócono wiele tytułów z czasów IV dynastii (na co mamy i inne dowody w postaci inskrypcji z czasów dynastii Saickiej) – i dlatego tytuł jaki widoczny jest w piramidzie Chufu znajduje się też na trumnie żony Amazisa! Jak już wcześniej wspomniałem dynastia ta panowała w czasach upadku Egiptu i dlatego jej królowie z zainteresowaniem zaczęli patrzeć na czasy Chufu – zaczęli kopiować tytuły, imiona oraz nazwy urzędów państwowych aby nawiązać w tych trudnych czasach do momentów świetności ich państwa. Ten fragment Bircha mówi nam dobitnie – piramida należała do Chufu, ponieważ znaleziony w jej komorach tytuł jest oryginalny. Chufu takiego używał a Amazis taki skopiował. Co więcej – mówi on nam również o tym, że nawet królowie dynastii Saickiej, tak niesłychanie odległej w czasie od dynastii Chufu, jak Amazis wyraźnie wiedzieli kto i kiedy zbudował piramidę – nie jacyś tam kosmici, nie przybysze z Atlantydy, ale Chufu ;)

Ale Sitchinowi przecież zupełnie nie pasuje coś takiego. Dlatego w jego książce wyjaśnienie Bircha, że tytuł ten pojawia się w grobowcu Chufu i na trumnie żony Amazisa z dynastii Saickiej (co samo przez się mówi, że panującej ponad 2000 lat po Chufu – egiptolodzy to wiedzą) ponieważ ten drugi odnowił tytulaturę używaną w czasach Chufu zamienia się magicznie w słowa „Nie widział potrzeby podkreślenia, że faraon Amazis panował w VI wieku prz. Chr. – ponad 2000 lat po Chufu!” i w argument, że niby świadczyć to ma o fałszerstwie...

Naprawdę nie potrafię zrozumieć tego całego uwielbienia, jakim jest przez wielu ludzi ten człowiek darzony. Nie potrafię też pojąć, jak można o takim człowieku myśleć jako o „wolnym myślicielu”, „rewolucyjnym naukowcu” czy „człowieku z pasją”... Toż to zwykły oszust, nic więcej. Manipulujący tekstem, zmieniający sens słów albo ucinający cytaty aby tylko pasowały do jego teorii, a mimo to stawiany za wzór i cytowany na rozmaitych stronach przez rozmaitych ludzi.

No nic, niezgłębione są tajemnice tego świata i nie warto głowić się nad takimi pytaniami, tym bardziej że czeka nas starcie z kolejną „prawdą” pana Sitchina.

Jeden z koronnych argumentów jakie Sitchin wytacza przeciwko tym napisom z komór odciążających jest następujący:

Sitchin pisze w swojej książce:
 

 

Rzemieślnicy faraona z pewnością znali właściwe imię swojego króla. Ale w latach trzydziestych XIX wieku egiptologia była wciąż w powijakach i nikt nie mógł powiedzieć z cała pewnością jak wyglądał prawidłowy układ hieroglifów wyrażający imię króla, którego Herodot nazwał Cheopsem.
Przypuszczamy zatem, że Mr. Hill, prawdopodobnie sam, z pewnością w nocy, gdy inni już poszli, wchodził do nowo odkrytych komór. Zaopatrzony w czerwoną farbę, przy świetle pochodni, schylając się i kucając w niskich pomieszczeniach, wysilał się kopiując hieroglificzne symbole z jakiegoś źródła; na nieuszkodzonych ścianach malował znaki, jakie wydawały mu się odpowiednie. A w końcu w komorze Wellingtona i w komorze lady Arbuthnot wypisał niewłaściwe imię.
Jakie kartusze miał wybrać do skopiowania spośród zapisków królewskich imion IV dynastii, odkrytych w grobowcach w pobliżu piramid w Gizie? Niewyszkolony w piśmie hieroglificznym, Hill musiał kopiować zawiłe symbole. Jedyną książką, o jakiej raz po raz wspomina kronika Vyse’a jest Materia Hieroglyphica Johna Gardnera Wilkinsona. Jak czytamy we wstępie, miała ona na celu zaznajomić czytelnika ze stanem współczesnej wiedzy o „egipskim panteonie i sukcesji faraonów od czasów najdawniejszych do podboju Aleksandra”. Opublikowana w 1828 roku – dziewięć lat przed szturmem Vyse’a na piramidy – była standardowym podręcznikiem angielskich egiptologów.
Birch stwierdził w swoim raporcie, że taki kartusz, podobny do kartusza pojawiającego się najpierw w komorze Wellingtona został opublikowany przez Mr. Wilkinsona (Materia Hieroglyphica). Mamy zatem istotną wskazówkę co do prawdopodobnego źródła kartusza wymalowanego przez Hilla w pierwszej komorze (Wellingtona) którą odkrył Vyse [...] Wilkinson nie miał chyba pewności jak odczytywać królewskie imiona; brakowało mu też wiedzy, jak przy przejściu na pismo linearne należy prawidłowo transkrybować hieroglify ryte lub rzeźbione w kamieniu. Problem ten dotyczył szczególnie wyraźnie zapisu znaku dysku, który na monumentach pojawiał się jako krążek lub puste koło. Natomiast w piśmie linearnym (czyli malowanym trzciną) miał wygląd kółka z kropką w środku. W swoich pracach Wilkinson transkrybował królewskie kartusze o których mowa w różny sposób: zamieszczając w niektórych przypadkach pełne kółko, w innych – kółko z kropką [...]
Gdy 27 maja wdarto się do komory Campbella, trzej odkrywcy musieli sobie zadać pytanie: na co czekamy? Ostatni, rozstrzygający kartusz pojawił się więc w najwyższej komorze. Sława, jeśli nie fortuna, nie mogła się wymknąć Vyseowi; Mr. Hill ze swojej strony też nie odchodził z pustymi rękami.
Jak bardzo pewni możemy być swoich oskarżeń półtora wieku po tych wydarzeniach?
Możemy być wystarczająco pewni, bo Mr. Hill, jak większość fałszerzy, wszystkie swoje inne potknięcia przypieczętował jednym grubym błędem: błędem, jakiego żaden starożytny skryba nigdy by nie popełnił.
Jak się okazało, obie książki, którymi posiłkowali się Vyse i Hill (Materia Hieroglyphica Wilkinsona a potem Voyage Laborde’a) zawierały błędy w pisowni; niczego nie podejrzewający zespół powielił je, wypisując inskrypcje w piramidzie.
Samuel Birch jako pierwszy wskazał w swoim raporcie, że hieroglif wyrażający Ch (pierwszą spółgłoske w imieniu Ch-u-f-u), który wygląda tak dyskj.jpg (symbolizując sito) „pojawia się w pracy Mr. Wilkinsona nie różniąc się od symbolu dysku słonecznego”. Hieroglif Ch musiał być użyty we wszystkich kartuszach (podających Chnum – Ch-u-f), które wypisano w dwóch niższych komorach. Ale prawidłowego symbolu sita nie zastosowano ani razu. Zamiast tego spółgłoska Ch została wyrażona symbolem dysku słonecznego, ktokolwiek malował te kartusze, zrobił ten sam błąd co Wilkinson...
Kiedy Vyse i Hill zdobyli książkę Laborde’a szkice, jakie w niej znaleźli tylko pogłębiły ich dezorientację. Rysunki naskalne, jakie Laborde kopiował, zawierały kartusz Ch-u-f-u po prawej stronie i Chnum Ch-u-f po lewej. W obu przypadkach Laborde – który przyznawał się do nieznajomości hieroglifów i nie usiłował odczytywać tych symboli – przeniósł znak Ch jako puste kółko. Symbol Ch był prawidłowo wyrażony dyskj.jpg na rysunkach naskalnych, co zostało sprawdzone ponad wszelką wątpliwość przez naukowe autorytety: Lepsiusa, Kurta Sethe oraz A. H. Gardinera i T. E. Peeta. Laborde zrobił jeszcze jeden fatalny błąd; dwie różne, zetknięte ze sobą inskrypcje, wyrażone różnymi stylami pisma, przedstawił jako jeden napis faraona z dwoma królewskimi imionami.
W ten sposób rycina Laborde’a umocniła Vyse’a i Hilla w przekonaniu, że kluczowy kartusz Ch-u-f-u powinien być zapisany w najwyższej komorze symbolem dysku słonecznego. Ale robiąc to, sprawca zastosował hieroglificzny symbol i fonetyczną wartość RA, najwyższego boga Egiptu! Nieświadomie napisał nie Chnum-Chuf, lecz Chnum-Rauf; nie Chufu, lecz Raufu. Użył imienia wielkiego boga błędnie i daremnie; w starożytnym Egipcie było to bluźnierstwem.
Był to też błąd, jakiego egipski skryba za czasów faraonów nie mógł popełnić. Jak świadczy monument za monumentem i inskrypcja za inskrypcją, symbol Ra dysk2r.jpg oraz symbol Ch dyskj.jpg były zawsze stosowane prawidłowo – nie tylko w różnych napisach, lecz także w tym samym napisie tego samego skryby.
A zatem umieszczenie Ra w miejscy Ch było błędem, jaki nie mógł zaistnieć w czasach Chufu ani innego faraona. Jedynie ktoś nie znający hieroglifów, nie mający istotnej wiedzy o Chufu i nieświadomy przemożnej siły kultu Ra mógł popełnić tak ciężki błąd.
Dodany do wszystkich innych nie wyjaśnionych aspektów odkrycia ogłoszonego przez Vyse’a, ten końcowy błąd jest koronnym dowodem – jak uważamy – że Vyse i jego pomocnicy, a nie prawdziwi budowniczowie Wielkiej Piramidy, zostawili po sobie znaki malowane czerwoną farbą.

Wielkie słowa, poważne zarzuty. Nawet więcej – według Sitchina możemy być pewni, że jest tak, jak on mówi. Zobaczmy, czy tak aby jest na pewno.

Całość sprowadza się według Sitchina do jednego – w komorach odkrytych przez Vyse’a imię Chufu jest napisane z karygodnym błędem – przy pomocy niewłaściwego symbolu. Błąd ten jest na tyle rażący (wg Sitchina wykonany napis to nie Chufu, lecz Raufu) że żaden starożytny skryba nie mógł go popełnić. Wniosek jaki wyciąga Sitchin jest więc prosty – napis zatem nie pochodzi z czasów faraonów, lecz został sfałszowany przez rzekomych odkrywców – czyli członków owej ekspedycji jaka badała te komory – Vyse’a i Hilla. Argumentem dodatkowo przemawiającym za tym, że napis został sfałszowany w XIX wieku przez członków angielskiej ekspedycji ma być to, że ów niewłaściwy znak użyty do napisania ”Chufu” pojawia się w książce na temat hieroglifów napisanej przez Wilkinsona a którą to książkę „odkrywcy” mieli przy sobie. Według Sitchina sprawa jest oczywista – Vyse i reszta postanowili sfałszować imię Chufu i skorzystali w tym celu z książki jaką posiadali przy sobie. W książce był jednak błąd a autorzy błąd ten powielili – i napisali „RAUFU” zamiast „CHUFU”.

Swoje wnioski Sitchin opiera na dużym napisie znalezionym w jednej z komór. Imię „Chufu” składa się z czterech znaków – „Ch”, „w”, „f” i ponownie „w”. Znak „w” zapisywany jest symbolem o ile się nie mylę przepiórki. Znak „f” to wąż. Póki co wszystko jest w porządku - problem zaczyna się przy znaku „ch”. Według Sitchina na ścianie komory widnieje okrąg z kropką w środku (znak „RA”) zamiast okręgu z czymś w rodzaju sita (znak „CH”). I ma na to swój dowód – oto i on:
 

imieblada.jpg

Ten sam rysunek powtarza się w książce Sitchina parę stron dalej:
 

imieblad3.jpg

Faktycznie – Sitchin ma tutaj rację. Znak tutaj widoczny nie jest poprawny – i tak napisane imię nie jest z pewnością imieniem Chufu. Autor tej książki też ma rację w innym miejscu – tak, napis ten został sfałszowany i to nieudolnie.

Problem w tym, że sfałszował go Sitchin.

W jego książce znak ten wyraźnie wygląda jak okrąg z kropką w środku, co rzecz jasna jest błędem. W oryginale jednak znak ten nijak nie przypomina okręgu z kropką w środku. Zresztą zobaczmy sami:
 

khufucartouche1.jpg


Oto ów „kontrowersyjny” napis. Nie wiem jak tam Sitchin czy Daniken (który przyklaskuje w tej kwestii Sitchinowi), ale ja wyraźnie widzę tam okrąg z trzema poziomymi kreskami – dokładnie taki, jaki powinien znajdować się w imieniu „Chufu” i zupełnie inny niż ten zaprezentowany w książce i na rysunkach Sitchina.

Znak tak naprawdę widoczny na ścianie w komorze piramidy to:
 

97955424.jpg

Nie zaś Sitchinowy:
 

99629839.jpg

Co więcej – takie to właśnie rysunki znajdują się w oryginalnych raportach z wyprawy Vyse’a. Jego książka, wydana niedługo po powrocie do domu zawiera rysunek przedstawiający owe znalezione napisy i rzecz jasna znajduje się na nim jak najbardziej poprawny znak – okrąg z trzema liniami poziomymi, nie zaś jak chce Sitchin – okrąg z kropką pośrodku:
 

KSIĄŻKA VYSE’A – DUŻE ZDJĘCIE

I interesujący nas fragment (widoczny pod znajdującym się na samej górze wyrazem “perpendicularly”):
 

kartuszvyse.jpg

Oraz to samo u Perringa:
 

TO SAMO U INNEGO AUTORA – TEŻ DUŻE ZDJĘCIE

I ponownie interesujący nas fragment (widoczny pod znajdującym się w prawym górnym rogu napisem „PLATE VII”):
 

kartuszperring.jpg

Jak widać dokumenty z epoki Vyse’a wyraźnie wskazują, że kartusz wyglądał wówczas dokładnie tak, jak dziś. I udowadnia, że Sitchin okłamuje czytelników wmawiając im, że na ścianie komory widnieje inny znak niż w rzeczywistości. Ponownie stajemy tutaj przed pytaniem – czy Sitchin robi to świadomie, czy też może nieświadomie? W tym jednak przypadku nie potrafię uwierzyć w jakiekolwiek okoliczności łagodzące. Sitchin, jeżeli chciał już poddać w swojej książce ten napis dokładnej analizie, a nawet więcej – skoro już poddawał go tak wielkiej krytyce i rzucał pod adresem członków ekspedycji badającej piramidy tak poważne zarzuty, to powinien był według mnie sięgnąć do źródeł i je przebadać jak najdokładniej – nie można bowiem rzucać takich oskarżeń bez badania w tym przypadku napisu o który toczy się dyskusja. W źródłach jednak wyraźnie widać, że znak użyty w imieniu króla Chufu jest jak najbardziej właściwy – to okrąg z trzema poziomymi liniami w środku. W tym momencie Sitchin powinien zatrzymać się na chwilę i pomyśleć – „cóż, napis jest właściwy, więc to faktycznie imię Chufu napisane za jego rządów” – a to oznacza, że piramidę zbudowano właśnie dla niego.

Jednak nie robi tego. Przecież taki wniosek rujnuje całą jego karierę oraz wyraźnie udowadnia, że wszelkie opowieści o kosmitach czy Atlantydzie są czystymi wymysłami. Autor więc musi za wszelką cenę zmieszać ten napis z błotem. Tylko wyrobienie w czytelnikach przekonania, że napis ten jest XIX wiecznym fałszerstwem może uratować jego bajki. Dlatego Sitchin wymyślił kolejną bajkę, tym razem o „niewłaściwym znaku” i oparł na niej cały swój zarzut o fałszerstwo. Dodajmy, że sam nazwał tę szopkę ze znakiem Ch mianem „koronnego dowodu”. Jeżeli to jest ten „koronny dowód”, to pozostaje nam tylko współczuć panu Sitchinowi. Choć w pewnym sensie jest to zwieńczenie, ukoronowanie jego twórczości – tak potężna manipulacja tekstem starożytnym oraz tak uporczywe zmyślanie faktów byleby tylko pasowały do danej teorii to istny popis możliwości tego pisarza. Mieć pod ręką znak Ch z trzema poziomymi kreskami (wydaje mi się, że Sitchin widział szkice Vyse’a i Perringa oraz być może zdjęcia kartusza) a mimo to rysować w swojej książce ten znak w zupełnie innej postaci (pusty okrąg z kropką) i podawać to własne fałszerstwo jako dowód na fałszerstwo wykonane przez Vyse’a? Toż to przebija wszystko ;)

Jakby tego było mało, Sir Richard William Howard Vyse zadaje zza grobu Sitchinowi kolejny cios. Oto strona z jego osobistego dziennika:
 

KLIKAMY

Nie dość, że w dzienniku swym Vyse naszkicował poprawny rysunek (z trzema kreskami) to na dodatek dziwił się, że znak jaki napotkał na ścianie komory jest inny od tego, jakiego się spodziewał po przeczytaniu książki Wilkinsona! :)


Jakby tego było mało, to istnieje parę innych argumentów wyraźnie przeczących historii o fałszerstwie (jakby udowodnione kłamstwo Sitchina było niewystarczające ;) ). Po pierwsze niektóre napisy (w tym i imię króla Chufu) są w takim miejscu, że bloki zachodzą na te napisy tym samym częściowo je zasłaniając. Tak jest na przykład w tym przypadku:
 

perring4.gif

I to samo w innej formie:
 

crackqq.jpg

Widoczna jest jedynie końcówka imienia Chufu – początek bowiem jest zasłonięty przez głaz. Przeciwko nowożytnemu fałszerstwu świadczy fakt, że po uważnej obserwacji egiptolodzy odkryli, że napisy te nie kończą się na widocznych fragmentach bloków, lecz również „sięgają” do miejsc zakrytych przez inne głazy. Napisy widoczne są także w wąskich szczelinach – tam gdzie bloki nie zetknęły się zbyt dokładnie, a więc w miejscach gdzie pędzel nie mógłby sięgnąć w czasie gdy piramida już stała a jedynie w czasie budowy. Widoczny powyżej fragment imienia jest zasłonięty przez blok granitu służący za dach komory znajdującej się poniżej. Jedyna możliwość napisania tego imienia w tym miejscu tak, aby jego dalsza część była widoczna w wąskiej szczelinie jak to ma miejsce w rzeczywistości musiałaby wymagać podniesienia w tak malutkim pomieszczeniu tak ciężkiego (ważącego kilkadziesiąt ton) głazu, napisania tego imienia a następnie opuszczenia bloku na miejsce. Cóż... tego najwyraźniej żąda od „fałszerzy” Sitchin.

Jakby tego było mało, to oprócz imienia „Chufu”:
 

xwfwmedium.gif


I imienia „Chnum-Chufu” (obu poprawnych i należących do Chufu):
 

xnmwxwfwmedium.gif

W komorach tych znajduje się także imię horusowe faraona Chufu – czyli „Medżedu” (królowie egipscy posiadali zazwyczaj po pięć imion – imię dane przy urodzeniu, imię tronowe, imię horusowe, Złotego Horusa i „Pana Obydwu Krain”):
 

hrmddwmedium.gif

O którym w czasach Vyse’a nikt nie miał pojęcia. Sitchin więc zarzuca członkom tamtej ekspedycji poprawne sfałszowanie imion, o których istnieniu nie wiedzieli. A warto przypomnieć, że takich imion „Medżedu” znaleziono w komorach aż siedem – a więc Vyse i Hill musieli siedmiokrotnie napisać poprawnie nieznane im imię faraona Chufu.

Ogółem znaleziono w komorach takie formy imion tego króla:
 

khufunamesg1.jpg

Które oznaczają:

A - Chnum (Xnmw); B - Chnum Chufu (Xnm(w) x(w)fw); C - Chufu (xwfw); D - Horus Medżedu (Hrw mDdw)

Sitchin w pewnym momencie przytacza też słowa Bircha, który znalazł dwa imiona faraonów. Tymi dwoma imionami były w istocie właśnie „Chnum-Chufu” i „Chufu” – Birch mówi wszak o znakach oznaczających dzban i „barana” które są użyte w imieniu „Chnum-Chufu”. O poprawności tego imienia i jego przynależności do Chufu wówczas nie wiedziano (co rodziło właśnie dyskusje na temat jakiegoś Senasophisa itp), co zapewne musiało utrudnić „fałszerzom” robotę ;)

Ale to nie koniec – jeszcze jedna rzecz pogrąża historyjkę Sitchina o „fałszerstwie popełnionym przez Vyse’a i Hilla”. Te imiona użyte w komorach odciążających to nie bazgroły pisane ot tak, bez znaczenia. Te imiona to części wypisanych na blokach nazw grup robotników odpowiadających za dostarczanie ich na miejsce. Nazwy tych grup to między innymi „Horus Medżedu jest czysty” czy też „Biała korona Chnum-Chufu jest potężna”.

Imiona te zatem są częścią nazwy grupy – tej grupy, która go przyciągnęła na to miejsce. Jednak pełne zrozumienie tych nazw i potwierdzenie, że tak się nazywały zostało odnalezione dopiero pod koniec XX wieku – jakieś półtora wieku po odkryciu Howarda Vyse – w grobowcach robotników pracujących przy piramidzie. Vyse zatem nie mógł sfałszować tych napisów (phi, też mi nowość... ;) ) ponieważ właściwa treść napisów – typu „Horus Medżedu jest czysty” była mu całkowicie obca. Nie dość, że nie miał pojęcia że Horus Medżedu to jedno z imion Chufu, to na dodatek nie miał pojęcia o takiej grupie jaką była „Horus Medżedu jest czysty”.

Podsumujmy – wbrew temu co twierdzi Sitchin, napisy znajdujące się w komorach piramidy są autentyczne i pozbawione błędów. Dodatkowo niektóre z nich znajdują się w miejscach w których sfałszowanie ich wymagałoby wyciągnięcia głazu ze ściany, napisania imienia i ustawienia owego wyciągniętego głazu z powrotem na miejsce. Nie dość, że Sitchin w swojej książce fałszuje napis podając nieprawidłowy znak w miejsce autentycznego, to na dodatek napisy te zawierają imiona i nazwy nieznane członkom ekspedycji Vyse’a. Nie może to być zatem fałszerstwo, ponieważ Vyse musiałby poprawnie i wielokrotnie napisać imię Chufu za pomocą form o których nie miał absolutnie pojęcia.

Wszystko zatem w komorach tych jest w absolutnym porządku. Zgadza się także z innymi przedstawieniami imienia Chufu:
 

82183115.jpg

Imię Chufu widoczne na grobowcu jego syna – księcia Kauaba.

41575141.jpg

Widoczne na inskrypcji znajdującej się w jednym z egipskich budynków.

67114667.jpg

Widoczne na alabastrowej misie – widać imię horusowe „Medżedu” i imię „Chufu”


Wróćmy jeszcze tylko do ostatniego zastrzeżenia pana Sitchina. Mianowicie wieku pisma. Mówi on, że użyte tu znaki pochodzą z czasów dużo późniejszych. Tymczasem przyjrzyjmy się tym napisom:
 

DUŻY RYSUNEK

I spójrzmy na tę tabelkę:
 

schlott.gif

Tabelka ta pokazuje nam dwie fazy pisma hieratycznego. Jedna kolumna pokazuje hieroglif, druga jego hieratyczny odpowiednik z czasów III dynastii a trzecia – hieratyczny z V dynastii.

Znak użyty w imieniu Chufu w piramidzie to znak znajdujący się na samym dole tabelki z lewej strony – owa przepiórka. Za czasów trzeciej dynastii znak ten był zapisywany w piśmie hieratycznym za pomocą rysunku przepiórki. W czasie piątej dynastii znak ten ewoluował i przemienił się w coś, co wygląda jak same „nogi” owej przepiórki. Gdyby zatem imię Chufu pisane było „pismem jakie powstało wiele lat po rządach Chufu” to wówczas znakiem użytym powinny być owe „nogi” – które były używane w czasach V dynastii. Tak jednak nie jest - wyraźnie zatem widać, że znaki użyte w tym imieniu zgadzają się z tymi używanymi w czasach Chufu, a przynajmniej nie są na pewno późniejsze niż IV dynastia – czasy kiedy budowano piramidy.


Jakby jeszcze tego wszystkiego było zbyt mało, to na sam koniec tej części dodam, że owa „miażdżąca krytyka” przy pomocy której Birch rzekomo podważa odkrycie Vyse’a zostało po raz pierwszy opublikowane... w książce pana Vyse. Jeżeli więc Birch faktycznie „obalał” Vyse’a, to czemu ten drugi zgodził się dołączyć jego komentarz do swojej książki? Odpowiedź jest prosta – Birch wcale nie pisze tego, co opowiada nam Sitchin. W istocie pan Birch nigdzie nie zgłasza żadnych zastrzeżeń co do odkrycia Howarda Vyse a jedynie Sitchin co krok przekręca jego słowa i zapomina dodać, że ów tekst Bircha znajdował się w książce jego wyimaginowanego „fałszerza”.


No ale dobrze – właśnie dobrnąłem do 35 strony w wordzie a to oznacza, że i tak już przesadziłem. A gdzie jeszcze inne argumenty, które przygotowałem do tego wpisu? Jest ich trochę i chciałbym się nimi podzielić, a że lubię porządek, to muszę to zrobić jeszcze w tym poście (ostatni przeznaczony na argumentację, czyli ten z numerem 4, przeznaczyłem bowiem sobie wyłącznie na Sfinksa – ale bez obaw, tamten będzie krótszy ;) ). Więc wybaczcie, ale lecimy dalej:

Najważniejszy dowód potwierdzający wersję oficjalną to zaprezentowane i omówione powyżej napisy z komór znajdujących się w piramidzie. Ale są też inne poszlaki przemawiające za tym, a nie innym autorem i czasem budowy.


Przyjrzyjmy się zatem budowie tych monumentów z Gizy.


Przede wszystkim na początku najważniejsze było znalezienie odpowiedniego miejsca pod budowę. Idealnym okazał się płaskowyż Giza – był on (i jest nadal) dość duży a przede wszystkim „zbudowany” z wapienia. To oznaczało, że po pierwsze każda piramida tam ustawiona będzie stabilna, a po drugie, że materiał potrzebny do budowy będzie znajdował się dosłownie pod ręką.

Miejsce pod budowę piramidy Chufu zostało wybrane być może też z jeszcze jednego powodu – na płaskowyżu w miejscu tym podłoże z wapienia tworzyło małe wzniesienie. Gdyby postawić piramidę w tym miejscu, wtedy to naturalne wzniesienie stanowiłoby do pewnej wysokości trzon monumentu i jednocześnie zmniejszyło ilość bloków potrzebnych do „wypełnienia” piramidy.
 

przekrj.jpg

INNY WIDOK

Istnienie takiego pagórka, na jakim zbudowano piramidę Chufu jest potwierdzone, istnieją tylko różnice w ocenie jego wielkości. Francuscy uczeni doszli do wniosku, że prawdopodobnie aż 11,5% piramidy Chafre i aż 23% piramidy Chufu to właśnie owe naturalne wzniesienie, które zaoszczędziło robotnikom układania dodatkowych głazów. Taka taktyka (stosowana w miarę powszechnie w Gizie – podobną metodę użyto na przykład przy budowie mastaby Kentkawes) zmniejszała przy okazji liczbę lat potrzebnych do ukończenia budowy. Wzniesienie takie nie przeszkadzało też przy poziomowaniu – piramida nie potrzebowała idealnie wypoziomowanego całego podłoża – wystarczyło wyznaczyć dokładnie poziom na obrzeżach budowli. Znajdujący się w środku placu budowy pagórek nie przeszkadzał więc w wyznaczaniu poziomu całej piramidy.

Jako że podłoże tego płaskowyżu składało się z wapienia – budulca jakiego używano przy wznoszeniu piramidy – to od razu też przystąpiono do wyznaczenia terenu pod kamieniołom i do wykuwania pierwszych bloków.
Przyjrzyjmy się głównemu miejscu z którego budowniczowie Wielkiej Piramidy czerpali swoje bloki:
 

PRZYBLIŻONE MIEJSCE GŁÓWNEGO KAMIENIOŁOMU

Główny kamieniołom znajdował się na południe od miejsca budowy. To z kolei najprawdopodobniej wymusiło wprowadzenie pewnych zmian w układzie kompleksu grobowców jakie otaczać miały Wielką Piramidę Chufu. Przyjrzyjmy się na przykład temu zdjęciu Piramidy Łamanej Snofru:
 

KLIK

Oraz temu zdjęciu piramid z Gizy:
 

KLIK

Tradycją stosowaną przy budowie kompleksów grobowych w Egipcie było budowanie mniejszych piramidek od strony południowej – i tak przeważnie się działo. Na przykład mała piramidka znajdująca się przy Piramidzie Łamanej stoi przy jej południowej ścianie. Resztki takiej samej odkryto przy południowej ścianie piramidy w Meidum. Podobna mała piramidka kultowa znajduje się przy południowej ścianie piramidy Chafre – stojącej w Gizie pośrodku trzech. Tak samo jest z piramidkami przy piramidzie Menkaure – tej najmniejszej z trzech. Chufu jednak postanowił, że jego piramidki będą stały wbrew utartemu zwyczajowi. U niego piramidy te stoją przy wschodniej ścianie.

Rozwiązanie tej zagadki może być proste – gdyby Chufu kazał wznieść te piramidki od strony południowej (a było to mniej więcej w 12 roku jego panowania), wtedy przeszkadzałyby one w dostarczaniu bloków wapienia potrzebnych do budowy piramidy – bowiem stałyby dokładnie na drodze prowadzącej z kamieniołomu do piramidy. Być może dlatego właśnie Chufu przeniósł swoje piramidki na wschód – aby droga bloków z kamieniołomu nie napotykała żadnych przeszkód. To zaś, w połączeniu z wiedzą na temat piramidek i tego, że z pewnością pochodzą one z czasów Chufu, zdaje się potwierdzać fakt, że to Chufu zbudował Wielką Piramidę. Gdyby bowiem zastał ją już stojącą i zechciał ją „przejąć” i tym samym wybudować swoje piramidki dla swoich bliskich w jej pobliżu, to czemu nie poszedł za ówczesnym zwyczajem tylko kazał zbudować je od wschodu? Gdyby piramida bowiem już stała, to znaczyłoby, że nie byłoby już potrzeby przeciągania bloków z kamieniołomu i można było spokojnie stawiać piramidki od południowej strony.

Jednak nie wszystko można było wykuć w kamieniołomie tuż obok piramidy. Choć budowle te składają się z ogromnej większości (to co zostało dziś z tych piramid jest praktycznie w całości wykonane z lokalnego budulca) to do budowy użyto też pewne ilości budulca który nie występował w Gizie. Należało go zatem sprowadzić. Przepiękny, jasny wapień z którego zrobiono zewnętrzną, gładką warstwę należało sprowadzić z Tury znajdującej się na przeciwległym brzegu Nilu – jakieś 13 – 17 kilometrów od Gizy, a wielkie granitowe bloki którymi między innymi przykryto komorę grobową króla należało przywieźć z Asuanu. Kamieniołom ten znajduje się około 930 kilometrów na południe od Gizy (gdy płynie się Nilem – w linii prostej to jakieś 700 km). Co ciekawe – kamienie te sprowadzono z dobrze znanych i używanych starożytnym Egipcjanom kamieniołomów. Co prawda nie przesądza to o niczym (ani o słuszności wersji, której broni tatik – a teraz mamma, ani o słuszności bronionej przeze mnie), ale myśl o tym, że kosmici czy też Atlanci korzystali z czysto egipskich kamieniołomów wywołuje na mojej twarzy lekki uśmiech ;)

Korzystając z okazji mam też rekonstrukcję malowidła z grobowca oznaczonego numerem TT 100 a należącego do wezyra imieniem Rechmire. W grobowcu tym malowidła przedstawiają rozmaitych robotników przy pracy –mamy więc ludzi zbierających owoce winorośli, cieśli, rybaków a także... kamieniarzy pracujących przy wykuwaniu bloków:
 

O TUTAJ

Niestety to rekonstrukcja - długo szukałem aktualnego zdjęcia tego fragmentu, ale niestety nie udało mi się. Będę jednak szukał dalej i jeżeli je znajdę, to z pewnością je tutaj zamieszczę. Do grobu Rechmire jeszcze później wrócimy.

Co prawda tych bloków dostarczanych Nilem było stosunkowo niewiele jak i były potrzebne na budowie dopiero wiele lat po rozpoczęciu prac, ale wciąż trzeba je było jakoś dostarczyć do Gizy. Tak właściwie to mogło się to odbyć tradycyjną metodą – przeciągania po lądzie (oczywiście połączoną z przekroczeniem Nilu jeśli była taka potrzeba). Bloki granitu zostały użyte dopiero przy komorze grobowej – gdy piramida miała już jakieś 35 metrów wysokości. Dotarcie tak wysoko wymagało wielu lat pracy (w tym momencie piramida była zbudowana już w mniej więcej 50%). Podobnie było z mniejszymi blokami stanowiącymi zewnętrzną, gładką warstwę – układane były jedynie na obrzeżu każdej z warstw więc było ich stosunkowo niewiele. Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje mi się, że można było śmiało transportować je przeciągając na saniach jak inne egipskie monumenty. Z Tury do Gizy jest blisko a zapotrzebowanie na wapień z tego kamieniołomu było stosunkowo dość małe. Z Asuanu jest bardzo daleko, lecz bloków stamtąd pochodzących potrzeba było bardzo niewiele i to wiele lat po rozpoczęciu budowy – robotnicy mieliby zatem sporo czasu żeby je dostarczyć w odpowiednie miejsce.

Egipcjanie jednak pomyśleli o wszystkim. Tatik napisał w swoim wstępie:
 

 

Jeśli zabierasz się do budowy Wielkiej Piramidy robisz to bezpośrednio przy rzece. Oczywiście bliskość wody miała ogromny wpływ na budowę piramid. Dziś Nil jest w odległości około 9 km od piramidy..... czas potrzebny na przemieszczenie się rzeki na taką odległość od piramidy może sięgać nawet kilkudziesięciu tysięcy lat.

Otóż nie trzeba tutaj czekać na „przemieszczanie się rzeki”. Naiwne jest przekonanie, że to jakikolwiek argument przemawiający za tym, że piramidy zbudowano wcześniej niż mówią egiptolodzy. Bowiem chyba nikt nie spodziewał się, że Egipcjanie będą czekać aż rzeka przybliży się do odpowiedniego miejsca jakie sobie wyznaczyli do budowy? Po co czekać, skoro przecież można... wybudować kanał.

Starożytni Egipcjanie doskonale potrafili kopać kanały. Wszak ich cywilizacja w dużej mierze od tego zależała. Tak jak rzece nie trzeba za bardzo pomagać w wylewaniu się z koryta (co wie każdy, kto widział powódź), tak już po wylewie należało jak najszybciej pomóc wodzie zniknąć z pól aby jak najszybciej można było zacząć je zasiewać. Potem zaś utrzymywać odpowiednie kanały, aby zboże na polach nie uschło.

Faktem też jest, że Egipcjanie (i ogólnie ludzie żyjący w starożytności) potrafili przewozić ogromne ciężary za pomocą łodzi. Widać to między innymi na podanej rekonstrukcji malowidła przedstawiającego przewożenie obelisku.
 

zpowrotem10.gif

Zrozumiałe to jest również w przypadku wielu olbrzymich obelisków egipskich, które Rzymianie wywieźli do swojej stolicy.

Nic dziwnego zatem, że wiedzę tę Egipcjanie wykorzystali przy budowie swoich monumentów. Po pierwsze – odkryto pozostałości po kanale, którym dostarczano głazy z kamieniołomu w Asuanie do Nilu. To daje nam miejsce, w którym nasze głazy rozpoczynały swoją wędrówkę.

Informacja ta byłaby jednak bez znaczenia, gdybyśmy nie znaleźli niczego, co by mogło powiedzieć nam jak owe bloki swoją wędrówkę kończyły. A tak na szczęście nie jest. Bowiem odkryto pozostałości portu, który znajdował się niedaleko piramid a który łączył się z Nilem za pomocą kanału. I tam bloki te kończyły swoja rzeczną wędrówkę.

Już w 1980 roku odkryto pozostałości takiego portu. Z pewnością jeden z nich znajdował się nieco na wschód od Sfinksa. Być może łączył się on z tak zwanym „Wielkim Kanałem” który wówczas istniał i który przebiegał z północy na południe, blisko piramid. Kanał ten jest wspominany również przez Arabów i ponoć istniał nawet w czasie, gdy Napoleon dotarł do Egiptu. Drugim miejscem, gdzie odnaleziono pozostałości portu jest obecnie zabudowany obszar leżący niedaleko świątyni należącej do kompleksu grobowego Chufu. Podczas budowy jednego z domów w tym rejonie robotnicy odkryli fragmenty budowli należących do owego portu. Niestety obszar ten niezbyt nadaje się na prowadzenie wykopalisk, ponieważ jest całkowicie zabudowany przez współczesne domy.

Niemniej wiemy jak mniej więcej mogły wyglądać owe porty i tym samym obszar na wschód od piramid w czasach panowania Menkaure (ostatniego króla, który wybudował sobie piramidę w tym miejscu):
 

gizaplateau1.jpg

San kanał mógł zaś wyglądać podobnie do tego:
 

pyramidsview.jpg

Widocznego na starej fotografii, która przedstawia świat, który już dawno przeminął. Dziś w tym miejscu zapewne stoi wiele domów rozrastającego się Kairu.

Nie muszę też chyba nadmieniać, że wśród pozostałości tych portów odnaleziono między innymi fragmenty ceramiki z okresu IV dynastii? ;)

Skoro wiemy już, gdzie znajdował się główny kamieniołom oraz jak dowożono bloki z Tury i Asuanu, czas przejść do samego ich układania. Jak wszyscy zapewne wiemy najpopularniejszą teorią jest ta w której do transportu bloków na miejsce przeznaczenia pomaga rampa. Istotnie, jest to chyba najprostsza teoria choć i ona, jak to zwykle bywa, posiada swoje wady i zalety. Jako że przypada ona mi najbardziej do gustu, to postaram się nieco przybliżyć dlaczego tak jest.

Co jest najważniejsze – choćby i setki pseudonaukowców zbiegło się teraz i zaczęło krzyczeć, jakie to rampy są złe, prawda jest dość prosta – rampy były w starożytnym Egipcie dość powszechnie używane.

Zacznijmy od tak zwanego Papirusu Matematycznego Rhinda. Powstał on około roku 1650 p.n.e. i zawiera rozmaite zagadki matematyczne - na przykład:

”Siedem domów zawiera siedem kotów. Każdy kot zabija siedem myszy. Każda mysz zjada siedem snopków zboża. Każdy snopek zboża dałby siedem hekatów (1 hekat = 4,77 litra) mąki. Jaka jest suma tego wszystkiego?”

Ale dla nas najważniejsze jest zadanie, które pokazuje sposób rozwiązywania pewnego obliczenia. A zadanie to brzmi mniej więcej:

”Jeżeli mamy rampę o długości x i wysokości y, to jak wiele cegieł będzie potrzebnych do jej zbudowania?”

Nauczanie matematyki oraz przygotowywanie uczniów do zadań związanych z budowaniem monumentów w jednym. To pierwszy z wyraźnych argumentów wskazujących na to, że Egipcjanie istotnie używali ramp. Papirus ten wskazuje nam nawet z czego były zbudowane – z cegieł.

Następny ciekawy przykład starożytnego słowa pisanego w którym jest wspomniana rampa to papirus Anastasi I. To utwór literacki w formie satyrycznego listu, który został napisany mniej więcej za czasów XVIII lub XIX dynastii.

W tekście tym jest opisana rampa która ma 730 łokci egipskich (jakieś 380 metrów) długości, 55 szerokości a wysoka jest na 60 łokci na końcu, 30 pośrodku i pięć na początku. Co ciekawe w liście tym jest wzmianka o skrybie, któremu kazano obliczyć liczbę cegieł potrzebną do jej zbudowania. Oto moment, w którym Papirus Rhinda się przydaje ;)

Kolejny przykład to malowidło z grobowca Rechmire, który żył za czasów Totmesa III (XV w. p.n.e.):
 

rekhmire020.jpg

zpowrotem15.gif

Przedstawia ono właśnie taką rampę zbudowaną z cegieł.

A czy zostaje nam coś innego oprócz słowa pisanego i malowidła? Owszem. Przy piramidach (i nie tylko) natrafiono bowiem na ślady takich ramp.

Na pozostałości po takich rampach natrafiono między innymi przy piramidzie w Meidum, piramidzie w Lisht (długości 50 metrów), piramidach Sekhemkheta, Sahure, Nyuserre i Neferirkare i Pepiego II.

Ale oprócz tych raczej niewidocznych pozostałości mamy bardzo wyraźne dwa przepiękne przykłady które są jak najbardziej materialne.

Pierwszy z nich zawdzięczamy piramidce która dziś zwana jest (jako jedna z kilku) „Sinki”. Jest ona malutka, ale zachowały się przy niej aż cztery takie rampy - doskonale widoczne. Każda z nich ustawiona przy innej stronie budowli.
 

W KOŃCU JAKAŚ PRAWDZIWA RAMPA

WYRYSOWANY PLAN

Rampy te są, podobnie jak piramida, maluteńkie, ale dają nam wgląd w to jak wyglądały te struktury w starożytnym Egipcie. Jak widać składały się z dwóch równoległych „murków” z cegły, środek zaś był wypełniony innym materiałem – tutaj zapewne gruzem i piaskiem. Rampy te były też zbudowane ze wszystkich stron – co ułatwiało robotnikom ustawianie kamieni na miejsca.

Drugim przykładem jest świątynia w Karnaku. Jeden z jej wielkich pylonów znajdujących się przy był budowany przy pomocy dość dużych bloków. Nie został jednak ukończony – jego budowę porzucono. Porzucono też rampę, po której wciągano bloki na miejsce. Zamiast ją rozebrać, robotnicy zostawili ją na swoim miejscu, dzięki czemu widoczna jest (w nieco fatalnym stanie, ale zawsze to coś) do dziś.
 

karnak1.jpg

4202982rampsatkarnak0.jpg

ZNOWU ONA

I JESZCZE RAZ

25°43’08”N 32°39’24”E

Ponownie Google Earth robi nas w balona przy dokładnych współrzędnych. Świątynia ta jest odrobinę na północny-wschód od wskazywanego miejsca.

Nie wiemy dlaczego tak się stało (że robotnicy porzucili rampę, nie że GE oszukuje ze współrzędnymi ;) ), lecz dzięki temu mamy zachowane materialne świadectwo istnienia takich obiektów jakimi były rampy używane przy wznoszeniu budowli.

Pozostaje nam więc ostudzić trochę zapał wszystkich tych, którzy bezustannie narzekają że to niemożliwe, aby ich używano. Otóż nie dość, że było to możliwe, to nawet więcej – mamy na to jak najbardziej istniejące przykłady.

Czy zatem przy budowie Wielkiej Piramidy (i reszty piramid znajdujących się w Gizie) stosowano takie rampy? Bardzo prawdopodobne.

Pewnego dnia, podczas układania kabli potrzebnych do obsłużenia „Sound and Light Show” jaki odbywa się w Gizie, natrafiono na coś, co bardzo zaintrygowało egiptologów. Jak się okazało były to pozostałości po rampie, która służyła do transportu bloków ze wspomnianego już wyżej głównego kamieniołomu na najniższe piętra budowanej przez Chufu piramidy.

Jej budowa jest taka sama, jak tej odkrytej przy opisanej nieco wcześniej malutkiej piramidce. Składa się z dwóch „murków” zbudowanych z kamieni i tafla – rodzaju gliny. Środek wypełniony był piaskiem i gipsem. W trakcie prowadzenia wykopalisk potwierdzono, że rampa ta ciągnęła się od kamieniołomu znajdującego się na południe od piramidy Chufu do jej południowo-zachodniego narożnika. Przy zachowaniu odkrytego kąta nachylenia owych fragmentów rampy, przy narożniku sięgnęłaby ona na wysokość około 30 metrów. Warto w tej chwili zauważyć, że przy wysokości 30 metrów piramida ta zbudowana była już w mniej więcej 52%
 

warstwy.jpg

Bowiem im budowana piramida jest wyższa, tym mniej materiału potrzebuje do zapełnienia kolejnej warstwy. Najwięcej bloków trzeba ułożyć w najniższych warstwach i dlatego zdecydowana większość z nich znajduje się w niższych partiach tej budowli.

Zatem rampa nawet 30 metrowej wysokości była w stanie „obsłużyć” ponad połowę budowy piramidy! Co działo się wyżej? Nie wiemy, zapewne rampa ta wiła się dalej dookoła piramidy tworząc coś na kształt spirali. Tak sugerowałoby umieszczenie jej w narożniku piramidy.

Niestety – tak jak zachowała się najniższa część tej rampy, tak niestety nie mamy już pojęcia jak wyglądała jej górna część. Niemniej choć do końca zostało aż 115 metrów, tak objętościowo była to zaledwie połowa i nawet jeżeli bloki należało wciągać wyżej, tak warstwy stawały się coraz bardziej zauważalnie mniejsze i mniejsze.

I takim to sposobem malutki fragment małej rampy wyraźnie udowodnił, że ci, którzy twierdzili, że rampy to najprostsze wyjaśnienie, mieli coś na rzeczy. To odkrycie bowiem najdobitniej chyba pokazuje nam prawdę na temat budowy tego monumentu, prawdę wg mnie oczywistą – to Egipcjanie zbudowali tę piramidę i to za pomocą prostych, znanych sobie metod. Używanych już za czasów III dynastii (najstarsze ślady ich używania) a potem rozwijanych przez Snofru i jego trzy piramidy.

Dlatego choć skromna, rampa ta jest z pewnością jednym z najważniejszych materiałów przedstawionych w tej debacie.
 

rampachufu1.jpg

Oto plan dwóch odkrytych „murków” biegnących równolegle.
 

rampachufu2.jpg

Nachylenie zachowanego fragmentu.
 

rampachufu3.jpg

Plan okolic miejsca w którym odkryto rampę. Widać tutaj południowo-zachodni narożnik piramidy oraz ową rampę – dwa równoległe murki na południe od mastaby G1S. Jeżeli porówna się to z pokazanym trochę wyżej zdjęciem przedstawiającym ogólną lokalizacje jednego z kamieniołomów z którego brano materiał do budowy piramidy to okaże się, że linia wyznaczona przez ową rampę przebiega przez kamieniołom i przez narożnik piramidy.
 

A OTO I ONA WE WŁASNEJ OSOBIE

Zdjęcie zostało wykonane podczas wykopalisk już jakiś czas temu. Fragmenty rampy widoczne są w dole, tuż pod kablem – to dwa równoległe „murki” – lewy jest wyższy i bardziej „kamienisty”, prawy niższy, gładki i jasnej barwy. Linia jaką wyznaczają „celuje” w narożnik piramidy.

No dobrze, skoro już wiemy jak mniej więcej transportowano bloki na miejsce to czas przyjrzeć się im samym.

Przede wszystkim zacznijmy od pewnego mitu dotyczącego tych bloków, który zdążył już powstać. Choć oparty na prawdzie, to jednak czasami bywa ona (ta prawda) źle rozumiana.

Dokładność z jaką ustawiano bloki faktycznie jest zadziwiająca. Utrzymują one poziom oraz odpowiednie ustawienie względem kierunków geograficznych (błędy rzecz jasna istnieją, ale są drobne i jak na te odległości – 230 metrów, są naprawdę zdumiewająco niewielkie) a także wszelkie wymiary odpowiedzialne za to, że krawędzie piramidy zbiegły się w jednym punkcie – jej czubku.
Dodatkowo bloki te są tak dokładnie dopasowane, że słyszy się czasem, że „szpilki nie dałoby się włożyć w szczelinę pomiędzy nimi”.

To prawda, lecz nie do końca. Owszem, znajdują się w piramidzie bloki idealnie do siebie dopasowane. Problem w tym, że nie jest ich stosunkowo zbyt wiele. Tak naprawdę idealnie dopasowanymi blokami powinny być (i były) te, które będą widoczne – a więc te składające się na zewnętrzną, gładką warstwę oraz te z komór znajdujących się wewnątrz budowli. Przy wszelkich innych blokach dokładność taka jest zwyczajnie niepotrzebna – starożytni wiedzieli bowiem, że nie ma sensu bawić się w idealne układanie tych głazów, które znajdować się miały „wewnątrz” budowli i miały być niewidoczne dla ludzkiego oka.

Przyjrzyjmy się nieco bliżej tym blokom i oceńmy sami:
 

KLIK

JESZCZE RAZ

I JESZCZE RAZ

AGAIN

BLOKI

I ZNOWU ONE

I ZNOWU...

PEŁNO ICH WSZĘDZIE

Widać, że wiele z nich jest ułożonych nieregularnie, jedne są większe, inne mniejsze, niektóre leżą jakby „na boku”, inne z kolei jakby jedynie „wypełniają luki”.

W piramidzie Menkaure (najmniejszej z trzech stojących w Gizie) są nawet miejsca takie jak to:
 

menkarenischebig.jpg

Zaś Wielka Piramida Chufu może „poszczycić” się i takim miejscem:
 

khufupyramid1.jpg

khufupyramid2.jpg

khufupyramid4.jpg

Wewnątrz piramidy bloki już całkiem przestają trzymać się schematu. Wiele z nich nie ma nawet kształtu prostopadłościanu – są nieregularne a pomiędzy nimi często zieją pokaźne szczeliny. Różnice w wielkości nawet znajdujących się obok siebie bloków są znaczne – wysokość zbadanych bloków znajdujących się bliżej szczytu piramidy wahała się między 90 a 1.20 cm a szerokość między 23 a 100 cm. Kiedy w 1818 roku Giovanni Belzoni oczyścił jeden z tuneli wykonanych przez złodziei jacy wdarli się do piramidy wieki temu z zaskoczeniem zauważył, że one powoli wciąż się zasypują. Wysnuty wniosek był prosty – „to bez wątpienia spowodowane było niejednorodnością wewnętrznej struktury. Wiele bloków było nieregularnych i nawet nie stykało się bokami, więc nie wspomagały się wzajemnie”. Na dodatek wiele takich szczelin jest wypełnionych zwykłym gruzem – aby tylko zapełnić czymś dziurę. Kosmiczna technologia? Robota zaawansowanej cywilizacji? Ponownie – nie wydaje mi się.

Dodajmy do tego jeszcze jedną rzecz. Bloki ze szczytu piramidy Chufu:
 

cheopsspitze.jpg

gg5zv.jpg

INNE ZDJĘCIE

I JESZCZE JEDNO

Powiedzmy wprost – są ułożone po prostu byle jak.

Da się tu też zauważyć pewną prawidłowość, która bywa czasem wypaczana przez ludzi aspirujących do rangi „znawców piramid” a tutaj czasem przedstawianych jako „wartościowe osoby głoszące prawdę”. Przeciętna waga bloku wynosi około 2,5 tony. Piramida nie jest jednak zbudowana z bloków tych samych rozmiarów i tej samej wagi – największe są te używane przy komorach grobowych i Wielkiej Galerii – są z asuańskiego granitu i ważą około 80 ton. Zdecydowana większość jednak to wykuwane nieopodal miejsca budowy bloki wapienia zbliżone przeciętnie wagą do 2,5 tony. Oczywiście te, których użyto do budowy niższych warstw były większe (około 15 ton), te zaś których użyto do budowy wyższych partii piramidy – znacznie mniejsze (i ważące dużo mniej niż 2,5 tony). Wynika to z bardzo prostego faktu – podczas budowy najniższych warstw robotnicy po pierwsze mieli „bliżej” z kamieniołomu do miejsca przeznaczenia, po drugie nie musieli dźwigać tych bloków wysoko i mogli nimi dość swobodnie operować (przy najniższych warstwach można było jednocześnie wciągać na platformę jaką tworzyła budowana piramida wiele bloków na raz z wielu stron i w wielu miejscach) – mogły zatem być one większe i tym samym cięższe. Jednak w miarę gdy piramida rosła wszystko stawało się coraz trudniejsze i wymagało coraz większego wysiłku. Jeżeli blok należało za pomocą mięśni (swoich czy też zwierzęcych) wciągnąć na wysokość ponad stu metrów, to oczywiste wydaje się że powinien ten blok być odpowiednio mniejszy i tym samym łatwiejszy w transporcie. Dlatego też bloki używane do wypełniania najwyższych warstw są dużo mniejsze od tych znajdujących się w najniższych partiach budowli.

W związku z tym na chwilę oderwijmy się od debaty oraz rzeczywistości i przenieśmy nie do Gizy, ale do Polski. Na sesję z panią Lucyną Łobos z „Projektu Cheops”. Oto pani Lucyna pogrąża się w (rzekomym ;) ) transie i zaczyna czytać swój scenariusz... ups, to znaczy swoją opowieść ;) (sesja nr 1):
 

 

ŁUCJA:
A co dzieje się na budowie? Czy jest już zakończona?

LUCYNA:
Są zwożone kamienie na plac budowy. Przenoszą je statki.

ŁUCJA:
Powietrzne statki?

LUCYNA:
Tak, powietrzne. To trwało dosyć długo.

ŁUCJA:
Jak te statki wyglądały?

LUCYNA:
Są prostokątne, mają też kształt cygara, albo kolby kukurydzy.

ŁUCJA:
Jakiej wielkości są te statki, widzisz?

LUCYNA:
Ogromne.

ŁUCJA:
Widzisz tam kogoś w środku?

LUCYNA:
Tak.

ŁUCJA:
Jak oni wyglądają?

LUCYNA:
Są bardzo wysocy i piękni. Noszą kombinezony, szczelnie zasłaniają swoje ciało. Na głowie mają hełmy.

 

ŁUCJA:
Widzałaś te ogromne bloki, jak są ustawiane? Jak to się odbywa?

LUCYNA:
To proste. Blok jest unoszony za pomocą jakichś dziwnych promieni.

ŁUCJA:
To są olbrzymie bloki?

LUCYNA:
Bardzo duże bloki.

ŁUCJA:
Skąd te promienie wychodą?

LUCYNA:
Ze statku. Blok wisi w powietrzu, jest przenoszony.

ŁUCJA:
Za pomocą promieni?

LUCYNA:
Promieni.

ŁUCJA:
Nie ma żadnych przyrządów?

LUCYNA:
Nie ma.

ŁUCJA:
A co widzisz?

LUCYNA:
Bloki są ustawiane.

ŁUCJA:
Jedne na drugich? Jak to się dzieje?

LUCYNA:
Widzę jak statek unosi blok. Najpierw jest szlifowany, cięcie bloku następuje za pomocą miecza, takiego podobnego do błyskawicy.

ŁUCJA:
Skąd ta błyskawica wychodzi?

LUCYNA:
Ze statku.

ŁUCJA:
Co dalej?

LUCYNA:
Potem takie światło unosi blok, przenosi w powietrzu i stawiają.

ŁUCJA:
Gdzie stawiają?

LUCYNA:
Jak klocki na Piramidzie.

ŁUCJA:
A skąd te bloki są przywożone?

LUCYNA:
Po drugiej stronie Nilu są kamieniołomy.


Parę słów pani Lucyny i od razu mamy kilka ciekawych rzeczy. Po pierwsze, jak już było wspomniane, ogromna większość bloków pochodziła z kamieniołomów znajdujących się tuż obok placu budowy. Z Tury (znajdującej się po drugiej stronie Nilu) przybywały tylko bloki stanowiące zewnętrzną, dziś już praktycznie nieistniejącą część piramid. Po drugie zabawne w obliczu tego zmniejszania się wielkości bloków w miarę wysokości piramidy brzmią słowa o „unoszeniu bloków przy pomocy promieni i latających statków”. Logicznie myśląc jest to bez sensu. Jeżeli te „statki” mogły podnosić duże bloki (jak te 80 tonowe bloki granitu) to czemu całej piramidy nie zbudowano z takich wielkich „klocków”? Ile czasu by to mniej zajęło, gdyby zamiast kilkunastu mniejszych 2,5 tonowych bloków statki przywiozły w tym samym czasie i ustawiły kilkanaście wielkich 80 tonowych – albo nawet i większe (po 200 czy 400 ton). Po drugie – jeżeli statki te potrafiły unieść większe bloki widoczne u podstawy piramidy, to czemu nie mogły utrzymywać tego samego standardu wymiarów gdy budowano najwyższe partie? Bloki znajdujące się przy wierzchołku piramidy są znacznie mniejsze. To sugeruje, że przy ich tam wciąganiu istotna była siła mięśni, nie „lewitowanie” za pomocą latających statków. Używanie takich statków w tym przypadku byłoby znacznie utrudnione – zupełnie bezsensowne zmniejszenie rozmiarów bloków wymuszałoby na tych statkach zupełnie niepotrzebne zwiększenie chaosu – trzeba by było dokonywać większej liczby „lotów” aby zapełnić daną przestrzeń budulcem.

No i rzecz jasna bardzo zabawny w tej chwili jest fragment o „szlifowaniu mieczem podobnym do błyskawicy”. Zastosowany tu zabieg jest banalnie prosty i w swej prostocie wręcz naiwny. XXI wieczny czytelnik zna takie „bajery” jak laser, plazmę itp i lubi wyobrażać sobie zaawansowane cywilizacje (czy to ludzkie, czy kosmitów) używające takich rzeczy. Aby jednak sprawić wrażenie, że popis takiej technologii przyszłości widział człowiek żyjący dawno temu, należy opisać takie lasery czy też inne za pomocą słów i pojęć znanych w starożytności – na przykład „błyskawica” (przypomina mi się teraz scena z filmu „Goście, goście” w której średniowieczny giermek zobaczył samochód i czarnoskórego listonosza i tekst brzmiący mniej więcej tak: „Panie! Saracen! W wozie całym z żelaza, bez wołów!”). Niezwykle zabawnie brzmią te słowa o „błyskawicach” tnących i szlifujących bloki w sytuacji, gdy wiele z nich wygląda tak:
 

chisel.jpg


Jak te z piramidy Chufu – z widocznymi śladami jakie zrobiły dłuta kamieniarzy.

W tej sytuacji wypada tylko zaprezentować mój od dawna ulubiony obrazek, który najlepiej komentuje wszelkie opowieści o tym, że piramidy pomogli zbudować kosmici. Nawet jeśli to jakimś cudem prawda, to pomoc ta musiała po prostu wyglądać tak:

Spoiler



Wspomniane bloki były wykuwane (w znacznej większości) we wspomnianych już pobliskich kamieniołomach. Co ciekawe ta sztuczna depresja jaka powstała w tym miejscu jest zbliżona rozmiarami do piramidy Chufu – jeżeli niczego nie poplątałem objętość piramidy to mniej więcej 2 590 000 metrów sześciennych, zaś objętość na jaką szacuje się ilość materiału wykutego w kamieniołomach znajdujących się przy Wielkiej Piramidzie wynosi około 2 760 000 metrów sześciennych.

Najlepiej widoczne pozostałości takich kamieniołomów zachowały się przy piramidzie następcy Chufu – króla Chafre:
 

KLIKAMY

TUTAJ TEŻ

khafrenwquarry.jpg

khafrewallinscription64.jpg

Widać tutaj ślady po miejscach w których wykuwano niektóre bloki. Na jednej ze ścian, jakie powstały w wyniku tego skuwania powierzchni płaskowyżu widnieje też inskrypcja wykonana za czasów króla Chafre. Co ciekawe inskrypcję tę wykonano na pewnej wysokości. Wg mnie sugeruje to, że wykonano ją w czasie wykuwania bloków a tym samym i budowania piramidy. Wtedy wystarczyło zwyczajnie pójść w to miejsce (jeszcze nie skute do tego poziomu jaki widzimy obecnie) i spokojnie stojąc sobie na nieistniejącej dziś podłodze wykuć owe hieroglify. W przypadku zaś, gdyby Chafre jakimś cudem zastał tę piramidę już stojącą od tysięcy lat (co zapewne zdają się sugerować zwolennicy teorii alternatywnych) musieliby wspinać się po drabinach na tę wysokość i dopiero wtedy wykuwać ten napis. Oczywiście nie jest to żaden stuprocentowy dowód przemawiający za czymkolwiek, ale wg mnie układa się to wszystko w logiczną całość, gdy przyjmiemy, że wersja „oficjalna” jest prawdziwa.

Wróćmy jednak do piramidy Chufu, piramidę Chafre zostawiając sobie na później.

Piramida ta jest, jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, kontynuacją piramid ojca Chufu – króla Snofru. Król ten wskazał swojemu synowi sposób budowania piramid, a on skutecznie go wykorzystał. Tam, gdzie Snofru się zawahał, Chufu poszedł na całość i tylko to różni monument z Gizy od budowli z Dashur. Jedyną zasadniczą różnicą pomiędzy Wielką Piramidą a piramidą Czerwoną jest to, że Snofru kazał zbudować ściany swojej piramidy pod mniejszym kątem, Chufu zaś pod większym, dzięki czemu zamiast 104 metrów sięgnęła ona aż 146 metrów w górę.

Obie te piramidy postawiono na odpowiednio stabilnym podłożu.

W obu warstwy bloków układano w idealnie horyzontalnych warstwach – na wzór jaki wymyślił i po raz pierwszy zastosował Snofru.

W obu wejście jest usytuowane na północnej ścianie.

W obu zastosowano sklepienie po raz pierwszy zastosowane w piramidach Snofru – sklepienie wspornikowe:
 

8899421256efb0cfb6.jpg

(oto Wielka Galeria z piramidy Chufu. Widoczne jest sklepienie wspornikowe)

W obu właściwa komora grobowa znajdowała się w piramidzie, nie zaś pod nią.

Obie obłożono gładkim wapieniem z Tury w ten sam sposób.

Pokrótce opiszę teraz budowę wewnętrzną:
 

crossection2.jpg

Wejście do piramidy usytuowane było w jej ścianie na pewnej wysokości. Korytarz jaki budowniczowie pozostawili opada w dół (descending passage) i prowadzi bezpośrednio do podziemnej komory (subterranean chamber), która jednak nie jest wykończona:
 

subh.jpg

ewalledgars16grey.png

Jednak po pewnej chwili odnajdujemy odnogę, która prowadzi w górę (ascending passage) do Wielkiej Galerii (Grand Gallery) - wysokiego i długiego pomieszczenia z zaprezentowanym chwilę wcześniej owym charakterystycznym sklepieniem. U wejścia do Wielkiej Galerii znajduje się kolejny niski tunel – tym razem poziomy, który prowadzi do tak zwanej „Komory Królowej” (Queen’s Chamber). Taką nazwę nadali jej muzułmanie, zapewne przekonani, że miała ona służyć jako miejsce pochówku królowej. W komorze tej również zastosowano częściowo sklepienie wspornikowe:
 

greatpyramid319.jpg

Jednak właściwą komorą grobową (King’s Chamber) była ta umieszczona na końcu Wielkiej Galerii – ta, nad którą umieszczono szereg komór odciążających.

Jedynie Komora Króla – właściwa komora grobowa, jest wykończona. Komora podziemna jest w opłakanym stanie, również Komora Królowej nie jest wykończona, posiada nierówne podłogi itp...

Dlaczego jest zatem tak, a nie inaczej? Czemu w piramidzie znajdują się dwa niewykończone pomieszczenia? Czy faktycznie powinniśmy uważać, że Atlanci (ze swoją niesamowicie zaawansowaną technologią) pozwoliliby na coś takiego? Szczególnie gdy miała to być jakaś „haubica energetyczna” czy coś w tym stylu? ;) A co by na to, na taką fuszerkę, powiedzieli kosmici? ;)

Odpowiedź wydaje się prosta, choć nie wiemy jeszcze czy aby na pewno jest właściwa. To jedna z zagadek piramidy, choć zagadek w których nie potrzeba żadnych Atlantów czy kosmitów.

Prawdopodobnie układ taki zaprojektowano z myślą o królu. Chufu nie był już młody i musiał dokończyć tę piramidę. Zaczęto więc wykuwać dla niego komorę podziemną w razie gdyby zmarł na samym początku budowy. Chufu jednak szczęśliwie żył dalej podczas gdy piramida wciąż pięła się w górę. Gdy dotarła na odpowiednią wysokość robotnicy porzucili pracę nad podziemną komorą (która stawała się wówczas zbędna) i rozpoczęli pracę nad komorą nazwaną później Komorą Królowej. Lecz i w tym przypadku okazało się, że Chufu wciąż miał się dobrze, dlatego gdy piramida znów wzniosła się na odpowiednią wysokość rozpoczęto prace nad właściwą komorą grobową, w której Chufu miał wedle pierwotnych planów spocząć (gdyby rzecz jasna dożył tego momentu, co oczywiście się stało). Wtedy to znowu aktualnie budowana komora, w tym przypadku Komora Królowej, stała się zbędna i prace nad nią zwyczajnie porzucono.



Oprócz samej piramidy zachowało się też wiele innych budowli należących do kompleksu grobowego króla. Jak już wiemy w Egipcie piramidy nie były budowlami całkowicie odosobnionymi. Zawsze były, jako grobowiec, częścią całego zespołu odgrodzonego od reszty świata murem. Do zespołu tego należały między innymi:

- piramida – grobowiec władcy
- świątynia znajdująca się przy piramidzie
- świątynia dolinna znajdująca się przy kanale prowadzącym do Nilu
- piramidek kultowych lub grobów członków bliskiej rodziny pochowanego w piramidzie władcy
- czegoś w rodzaju grobli łączącej świątynie przy piramidzie ze świątynią dolinną
- skrytki na barkę solarną

Elementy te znajdują się rzecz jasna w kompleksie Chufu. Sama piramida jest wyraźnie widoczna, podobnie jak groby członków rodziny króla Chufu. Dookoła piramidy znajduje się kilka piramidek należących do bliskich faraona. Oprócz nich pełno grobów nieco mniej ważnych członków rodziny i urzędników w tym grobowiec Hemiunu – królewskiego wezyra i najprawdopodobniej naczelnego architekta budowy piramidy. Wiemy, że jego grobowiec został zbudowany w czasie panowania Chufu i budowy piramidy także z tego powodu, że niektóre kamienie których użyto do budowy jego mastaby zostały oznaczone datami.

Innym ciekawym grobem jest grób, który został znaleziony przez przypadek.

Został on odkryty w dość niecodzienny sposób. 2 lutego 1925 roku amerykański badacz, George Reisner, postanowił wybrać się na małą sesję zdjęciową. Opowieść głosi, że podczas ustawiania aparatu w jednym miejscu tuż obok piramidy Chufu jego operator nie mógł znaleźć równego miejsca na którym trójnóg od aparatu by stał spokojnie zamiast wciąż się kiwać. Zniecierpliwiony ciągłym chybotaniem się cisnął tym trójnogiem o podłoże. Wówczas ze zdziwieniem zauważył, że jedna z nóg odkruszyła kawałek podłoża i odkryła znajdujący się pod nim biały tynk. Zaintrygowani badacze zaczęli kopać w tym miejscu i odkryli szyb, na dodatek prowadzący do... grobu zapieczętowanego mniej więcej 4500 lat wcześniej.

Sam grób składał się z pionowego szybu (ok 99 stóp głębokości) prowadzącego do właściwej komory grobowej która wciąż była zagrodzona pozostawionymi tam wiele wieków wcześniej blokami wapienia. Po odsunięciu bloków okazało się jednak, że wnętrze grobu było w opłakanym stanie:
 

hetepherestombb.jpg

(zdjęcie zostało wykonane tuż po otwarciu grobu)

Można było zauważyć parę drogocennych przedmiotów, lecz ogólnie całe wnętrze przypominało śmietnik. Głównie z tego powodu, że do komory dostała się wilgoć i zamieniła w ciągu tysiącleci wszystkie drewniane elementy w zmurszałe odłamki. Wciąż jednak wyraźnie można było rozpoznać alabastrowy sarkofag (widoczny po lewej) i na przykład drewniane drążki obite złotem położone na jego wieku. Sarkofag był zapieczętowany i nienaruszony, obok zaś znajdowały się pojemniki za części ciała (wyjęte organy) zmarłej osoby, lecz ciała nie odnaleziono, zachowały się jedynie fragmenty organów wewnętrznych. To sugeruje, że osoba ta nigdy nie została tutaj (w całości) pochowana. Co więcej – grób został wykończony niestarannie a przedmioty w nim odnalezione najprawdopodobniej zostały tam włożone w nieodpowiedniej kolejności. Sarkofag bowiem stał tuż obok drzwi, dalej, w głąb komory, znajdowały się inne, mniejsze sprzęty. Najbardziej prawdopodobne póki co wyjaśnienie tej zagadki jest następujące – otóż osobę tę najpierw złożono do innego grobu, lecz został on zbezczeszczony, a ciało zniszczone. Szybko wykuto więc nowy i przeniesiono do niego ocalałe przedmioty – układ sprzętów zdaje się to potwierdzać. Wchodzący do pierwotnego grobowca robotnicy najpierw wyjmowali rzeczy znajdujące się najbliżej drzwi (drobiazgi) i przy wkładaniu ich do nowego grobu ustawiali je na końcu nowej, pustej komory. Ostatni w pierwotnym grobie (najdalej od wnętrza) znajdował się sarkofag, więc po przeniesieniu do nowego grobu musiał znaleźć się przy wejściu, ponieważ reszta komory była już zapełniona wyniesionymi wcześniej z oryginalnego grobu przedmiotami. Ciało jednak zostało zbezczeszczone – aby ukryć ten fakt przed rodziną zmarłej i oszczędzić im rozpaczy (zniszczenie ciała to jednocześnie brak nadziei na życie wieczne) najprawdopodobniej urządzono jej fałszywy pochówek i do komory wstawiono pusty sarkofag, bez mumii osoby dla niego przeznaczonej.

Choć drewniane elementy przedmiotów dawno zamieniły się w proch, tak parę innych rzeczy przetrwało. Wśród nich były złote blachy, które pokrywały drewniane elementy tym samym zachowując ich kształt. Wydobyte przedmioty odrestaurowano i dziś ukazują nam swój pierwotny kształt:
 

hetepheres3.jpg

hetepheres4.jpg

hetepheres5.jpg

hetepheres10.jpg

hetepheres12.jpg

To jednak ułamek tego, co pierwotnie znajdowało się w komorze. W środku znajdowały się też drewniane skrzynie, prawdopodobnie z odzieżą i innymi przedmiotami codziennego użytku – w tym starożytny zestaw do manicure. Niestety postawiono na nich inne skrzynie z naczyniami prawdopodobnie wypełnionymi winem. Gdy te pierwsze rozpadły się wraz z upływem czasu, naczynia w nich się znajdujące rozbiły się wylewając płyny na pozostałe drewniane elementy tym samym przyspieszając ich rozpad. Jednak zachowała się też jedna, bardzo ważna część. Był nią fragment jakiegoś przedmiotu, prawdopodobnie lektyki, na którym złotymi literami widniało:
 

„Matka Króla, ta, która Widzi Horusa, która stoi na czele obozowiska, ta, której słowa są rozkazem, córka boga z jego ciała zrodzona, Hetepheres.”

To był grób Hetepheres, matki Chufu, żony króla Snofru.


Groby te, znajdujące się w pobliżu piramidy, wyraźnie wskazują na jej budowniczego. Musiał nim być król im bliski – Chufu. Odnalezione grobowce (te wspomniane i wiele innych) bowiem wyraźnie należą do jego najbliższej rodziny i otoczenia. Tutaj jednak zatrzymajmy się na chwilę i przyjrzyjmy się „wyjaśnieniu” tego faktu jakie podsuwają nam „teorie alternatywne”. Zazwyczaj tłumaczą one ten fakt tym, że piramida już tam stała od wieków, a Chufu jedynie ją sobie przywłaszczył (czemu wyraźnie przeczy imię tego króla w komorze odciążającej, no ale co tam ;) ). Grobowce rodziny Chufu miały zatem zostać wybudowane wiele wieków po zbudowaniu samej piramidy przez w tym przypadku Atlantów. Problem w tym, że napotykamy tutaj znowu pewien błąd gdy pomyślimy o tym wszystkim. Dlaczego akurat Chufu miał obrać sobie to miejsce za swój grobowiec? Dlaczego nie zrobił tego Snofru albo jakikolwiek faraon żyjący przed Chufu? Dlaczego też wśród lub w pobliżu piramid nie ma absolutnie żadnej inskrypcji z czasów powiedzmy Neczericheta (Dżosera)? Po co bawił się on ze swoją pierwszą piramidą schodkową, skoro mógł, jak Chufu, przejąć już stojącą Wielką Piramidę? Czemu to Chufu mógł ją sobie przejąć, a nie nikt inny? Po co Snofru budował swoje trzy piramidy (Meidum, Łamaną i Czerwoną) skoro Wielka stała tuż pod jego nosem? Czemu wielki Narmer – z pewnością czujący się jak bóg po zjednoczeniu Egiptu, zbudował sobie lichy grobowiec zamiast przejąć wspaniała piramidę Atlantów? ;)

Koncepcja „przejęcia” piramidy przez Chufu jest pozbawiona sensu. Jednak wielu osobom najwyraźniej to nie przeszkadza.

Wszystko wskazuje na to, że przed Chufu po prostu żadnej piramidy w tym miejscu nie było – jedynie pusty płaskowyż. Dopiero za czasów tego króla miejsce to stało się nekropolią w której złożono jego ciało w piramidzie i ciała jego bliskich w grobach znajdujących się tuż obok.

Następną ciekawą rzeczą jest barka solarna, którą odkryto w roku 1954. Podczas prac przy jednym z boków piramidy badacze zauważyli, że w pewnym miejscu po odsypaniu piasku pojawiły się wyraźne zarysy wielkich kamiennych belek, które najwyraźniej zasłaniały wielki, podłużny kanał. Bloki były starannie dopasowane, a szczeliny pomiędzy nimi wypełnione gipsem. Można było zauważyć, że w gipsie tym widniała odciśnięta... pieczęć króla Dżedefre (czy też Redżedefa, bo i tak się go nazywa) – bezpośredniego następcy Chufu. Gdy badacze zabrali się za stopniowe odwalanie bloków, ich oczom ukazał się niesłychany widok. Cała skrytka wypełniona była kawałkami drewna. Choć miało 4500 lat, było w doskonałym stanie. Rozpoczęto stopniowe wyjmowanie i przenoszenie ich w bezpieczne miejsce. Tam odtworzono z tych kawałków oryginalną łódź – taką, którą Chufu postanowił zabrać ze sobą do grobu, a która prawdopodobnie miała mu służyć do podróży po śmierci:
 

400pxbarquesolaire2.jpg

baroqgd.jpg

cabin.jpg

mvc029s.jpg

Całość zaś znajdowała się tutaj:
 

pdm03364.jpg

To prawdopodobnie (o ile się nie mylę) najstarsza zachowana łódź na świecie. Wygląda dziś praktycznie tak samo, jak w czasie gdy faktycznie była używana – a było to 4500 lat temu!

W jej konstrukcji nie ma żadnych gwoździ – ciekawostką jest to, że wszystkie elementy są połączone... sznurkiem. Wszystkie części łodzi są ze sobą dosłownie „powiązane”.

Powstał jednak pewien problem. Podczas wydobywania tej łodzi okazało się, że tak stare drewno jest niesamowicie wrażliwe i może bardzo łatwo ulec zniszczeniu. Szczelnie zamknięte pomieszczenie chroniło barkę przez 4500 lat. Teraz należało zapewnić jej równie bezpieczne warunki – przede wszystkim chronić przed wilgocią, której nawet odrobina sprawiłaby, że drewno rozpadłoby się całkowicie. Z tego powodu postanowiono w tymże 1954 roku, że drugi schowek jaki odnaleziono tuż obok a który również zawierał prawdopodobnie łódź zostanie nienaruszony do czasu, aż badacze odnajdą bezpieczny sposób na jej zbadanie.

Odpowiedni czas, jak uznano, nadszedł w 1987 roku. Wówczas to sprowadzono na miejsce nowoczesny sprzęt badawczy i rozpoczęto wiercenie specjalnej dziury przez którą do środka kanału miała dostać się sonda. Po pewnym czasie do środka wpuszczono ową sondę razem z kamerą, włączono światło i oczom badaczy ukazał się taki widok:
 

disassembledboat.jpg

Kawałki luźno ułożonego drewna, mniej więcej to samo, co badacze napotkali kilkanaście lat wcześniej w poprzedniej skrytce. Po chwili jednak oczom widzów ukazało się coś, co zmroziło ich serca. Patrząc na ekran zobaczyli wewnątrz tej skrytki, do której dostali się zachowując wszystkie środki ostrożności... biegającego po 4500 letnim drewnie chrząszcza.
Badania próbek powietrza, jakie przeprowadziła sonda okazały się jasne – warunki panujące wewnątrz (temperatura, ciśnienie, wilgotność) są dokładnie takie same, jak na zewnątrz. Badanie wieku wskazało zaś wiek powietrza na 2000 lat. To dokładnie to, czego powinniśmy się spodziewać po połączeniu starożytnego (4500 letniego) powietrza z tym jak najbardziej współczesnym. Prawda była bolesna – skrytka nie była szczelna i wszystko wskazywało na to, że już od kilkunastu lat. Jak się okazało, prawdopodobnie podczas odsłaniania bloków zakrywających pierwszą skrytkę sprowadzony ciężki sprzęt i związane z tym wibracje terenu musiały doprowadzić do powstania drobnej szczeliny, przez którą powietrze, a co gorsze i wilgoć i owady były w stanie dostać się do tej bezcennej zawartości. Owady wybito, skrytkę zabezpieczono, a jej zawartość do dziś oczekuje na wydobycie.

Znalezione zaś na blokach przykrywających owe skrytki imię Dżedefre:
 

TUTAJ

(w czerwonej obwódce)

Wyraźnie wskazuje, że piramida służyła za grobowiec Chufu. Gdy król Chufu zmarł, rządy objął jego następca – właśnie ów Dżedefre. On też musiał dopełnić ceremonię pogrzebu swego poprzednika. Zapewne brał udział w procesji w której ciało zmarłego budowniczego piramidy przyniesiono do jego grobowca, widział składanie barki do skrytki a potem opieczętował je swoim imieniem. Dopiero potem wziął się za budowanie własnej - w Abu Rawash, ale to już inna historia.

Ale to jeszcze nie koniec. Jednym z najważniejszych odkryć, które wręcz całkowicie pogrąża „teorie alternatywne” jest coś jeszcze innego. Tak właściwie to sam nie jestem w stanie się zdecydować, czy nie powinienem tego, co za chwilę zaprezentuję, uważać za najlepszy dowód na to, że piramidę zbudował Chufu. Już imię tego króla znalezione w komorach odciążających jest bezsprzecznym dowodem na to, że piramidy powstały za czasów egipskiej IV dynastii na polecenie króla Chufu. Ale to, o czym opowiem za chwilę jest równie, a może nawet i bardziej dobitnym dowodem świadczącym o prawdziwości wersji „oficjalnej”.

Jeszcze niedawno było o tym cicho, ponieważ odkrycie to jest w miarę świeże – swoje największe sekrety odkryło przed nami zaledwie kilka lat temu a i nawet dziś są prowadzone prace, które coraz bardziej przybliżają nas do prawdy na temat tych piramid.

Mowa o miasteczku budowniczych piramid oraz o cmentarzu, na którym ich pochowano.

Nic dziwnego, że ani słowa nie ma o tym w najstarszych książkach poświęconych „teoriom alternatywnym”. Nie wiem nawet czy te nowe poświęcają im zbyt wiele uwagi lub czy nawet w ogóle coś o nich wspominają (a jeśli już to na pewno w złym świetle ;) ). Odkrycia tego bowiem dokonano, jak już wspomniałem, niewiele lat temu. Cała historia zaczęła się w 1990 roku od czegoś niezwykle banalnego, a uczestnicy tamtego wydarzenia nie mieli w ogóle pojęcia o swojej niezwykłej roli w tej opowieści. Nic dziwnego – była nim zwykła amerykańska turystka i... jej koń.

Podczas konnej wycieczki po okolicy turystka ta postanowiła wjechać na małe wzniesienie położone niedaleko piramid. Wtedy jej koń się potknął i zrzucił ją z grzbietu. Okazało się, że zwierzę potknęło się o kawałek muru wykonanego z glinianych cegieł a którego drobna część wystawała z wszechobecnego piasku. Jak się okazało murek ten był częścią grobu pewnego mężczyzny o imieniu Ptah-shepsesu. Żył on i zmarł 4500 lat temu.

To odkrycie skierowało w to miejsce uwagę archeologów. Prowadzone prace wykopaliskowe z czasem powoli odkrywały coraz większe kawałki starożytnego cmentarza. Piasek pustyni ustępował i odsłaniał coraz to nowe groby ludzi, którzy budowali piramidy w Gizie.
 

article007d01651000005d.jpg

Przede wszystkim pierwszą rzeczą o jakiej powinniśmy wspomnieć mówiąc o tych grobach jest to, że znajdują się one dość blisko piramidy króla. Już to pozwala nam zrozumieć, że budowniczowie piramid nie byli niewolnikami, jak to jeszcze do niedawna sądzono. Gdyby nimi byli to z pewnością nie zostaliby pochowani niedaleko władcy. Wszystko wskazywało na to, że pochowani tu ludzie byli wolni i niezależni, pracę zaś przy budowie wykonywali raczej dobrowolnie i z ochotą.

Cmentarz który odkryto jest podzielony na dwie części – górną i dolną. Górna była zarezerwowana dla artystów i urzędników czy też nadzorców, dolna przeznaczona była dla zwykłych robotników.
 

22jun03small.jpg

im001053small.jpg

A to wspomniany już wcześniej grobowiec Ptah-shepsesu (oczywiście już po odkopaniu), od którego wszystko się zaczęło:
 

ptahtomb.jpg

Skąd wiemy, że grobowce te powstały w czasie budowy piramid? W tej kwestii są dwa rodzaje znalezisk, które to potwierdzają – pieczęcie oraz ceramika.

Style zmieniają się wraz z czasem. Dzisiejsze samochody czy telewizory wyglądają zupełnie inaczej od tych, jakie były produkowane jeszcze 20 lat temu. Tak samo jest z ceramiką. Archeolodzy potrafią odczytać wiek danego dzbanka czy też wazy z dość dużą dokładnością. Często jest nawet tak, że nie potrzebują całego naczynia – wystarczy pokazać im jego zachowany fragment, a i tak znajdzie on w nim jakąś cechę charakterystyczną na podstawie której określi jej wiek. W okolicy piramid odkryto wiele takich naczyń – czy to całych czy też ich fragmentów.

Oto parę przykładów „garnków” ( ;) ) które są „rówieśnikami” piramid i były używane przez autentycznych budowniczych tych monumentów:
 

lca1.jpg

SKLEJANA, ALE I TAK ŁADNA

Wśród znalezionych naczyń znajdowały się takie, które wykonane były specjalną i charakterystyczną metodą. Ten typ naczyń, nazwany CD7 prezentuje się następująco:
 

lca5.jpg

I jest spotykany niemal wyłącznie w okolicy Gizy. Co więcej – takie naczynia były produkowane jedynie za czasów IV dynastii (czyli dynastii do której należał król Chufu).

Wszystkie zebrane naczynia wyraźnie wykazują ciekawą, choć jak dla mnie oczywistą prawidłowość – ich styl pasuje wyłącznie do IV dynastii – takich naczyń nie produkowano ani wcześniej, ani później. Ceramika po prostu opisuje nam dzieje tej osady i ludzi tu żyjących – przybyli w to miejsce za czasów IV dynastii (gdy Chufu postanowił zbudować tu swoją piramidę) i odeszli tuż po jej zakończeniu (gdy wybudowano już dwie pozostałe piramidy – Chafre i Menkaure).

Drugi rodzaj znalezisk potwierdzających ponad wszelką wątpliwość czas istnienia tej osady w pobliżu piramid to pieczęcie takie jak ta:
 

OTO I ONA

Pieczęcie te są o tyle ważne, że te na których widnieje imię króla mogły być używane wyłącznie w okresie jego panowania. Znaleziska zaś mówią same za siebie. W samym tylko początkowym okresie wykopalisk w roku 2005 (okres kilku tygodni) odnaleziono w okolicy piramid ponad 300 pieczęci, w tym sześć z imieniem horusowym króla Menkaure, 5 z imieniem horusowym króla Chafre i 4 ze „zwykłym” imieniem króla Chafre.

Oto jedna z nich – z zachowanym imieniem króla Chafre (budowniczego drugiej piramidy w Gizie):
 

khafreseal.jpg

Te przedmioty jasno wskazują nam okres w jakim mieszkali i pracowali żyjący tutaj ludzie. Był to okres IV dynastii. Wszystkie zachowane ślady wskazują tylko ten okres – wśród znalezisk nie było niczego pochodzącego z III czy późnej V dynastii, nie mówiąc już o dużo wcześniejszych czy dużo późniejszych czasach. Zarówno odkryta osada budowniczych piramid oraz cmentarz, na którym pochowano zmarłych w trakcie ich wznoszenia doskonale udowadnia, że piramidy to dzieło Egipcjan, nie zaś jakichś Atlantów czy też, o zgrozo, kosmitów.

Wracając do grobów robotników – ważne są nie tylko z tego powodu, że datowane są na czasy IV dynastii, lecz także tego, że w ich wnętrzu znaleziono coś jeszcze.

Groby zwykłych robotników były biedne i proste (co ciekawe same groby były budowane w stylu IV dynastii i to nierzadko z kawałków granitu, wapienia czy bazaltu – budulca jaki pozostawał przy budowaniu monumentów) a ciała rzecz jasna nie były mumifikowane – to było bowiem tak drogie, że stało się przywilejem jedynie władców i arystokracji. Ważne jednak i niezwykle wiele mówiące są same szkielety osób tam pochowanych. Po pierwsze niektóre z nich wyraźnie mówią nam, że robotnicy mieli dostęp do zaawansowanej jak na tamte czasy opieki medycznej. Jednej z osób starożytni lekarze musieli z jakiegoś powodu uciąć rękę – a zachowana kość pokazuje, że pacjent przeżył zabieg i żył jeszcze dość długo (kość się zagoiła). To ponownie obala teorię o „niewolnictwie” – niewolnicy nie mieliby tak dobrej opieki medycznej. Drugą, niezmiernie ważniejszą rzeczą jest jednak to, że bardzo wiele szkieletów robotników miało bardzo zauważalne zmiany – zmiany które wskazywały na to, że za życia wykonywali oni przez wiele lat niezmiernie ciężką pracę fizyczną. I nie mówimy tu o pracy na roli – mówimy tu o długoletniej pracy na budowie gdzie owi robotnicy przeciągali ciężkie bloki skalne na swoje miejsca, tylko taka praca mogła bowiem tak wpłynąć na zmiany kości tych ludzi.

Wszystko układa się w logiczną całość, gdy przyjmiemy, że wersja oficjalna jest prawdziwa. Oto robotnicy stawili się na miejsce budowy i pracowali (prawdopodobnie stosowano rotację – jedna „zmiana” pracowała przez trzy miesiące, potem zastępowała ją inna i tak dalej) przeciągając ciężkie bloki z kamieniołomu na wyznaczone miejsce na placu budowy. Praca była ciężka, ale znośna. Jednak wykonywana praktycznie codziennie (z pewnością były od czasu do czasu dni wolne) musiała w końcu wpłynąć na układ kostny robotników. Kości się wyginały, być może występowały jakieś zgrubienia itp (nie wiem dokładnie na czym polegały te zmiany) – eksperci jednak wyraźnie stwierdzają, że był to wynik długotrwałej, wieloletniej bardzo ciężkiej pracy fizycznej. Nie możemy tu mówić o „remontowaniu” piramidy czy też o „pracach konserwatorskich” jakie Egipcjanie mieli wykonywać przy piramidzie Atlantów – mówimy o wznoszeniu piramidy od podstaw – pracy trwającej około 20 lat.
 

PRAWDZIWY BUDOWNICZY PIRAMID

ZA ŻYCIA BYŁ PEWNIE NIEZMIERNIE DUMNY ZE SWOJEJ PRACY

ON WIDZIAŁ BUDOWĘ PIRAMIDY

Groby rzecz jasna były strzeżone przez bogów, a na potencjalnych włamywaczy czekała klątwa. W grobowcu mężczyzny o imieniu Petety widnieje napis:
 

”Słuchajcie wszyscy! Kapłan Hathor dwukrotnie pokona każdego, kto wejdzie do tego grobu lub uczyni mu szkodę. Bogowie przeciwstawią się mu, ponieważ jestem uhonorowany przez jego Pana. Bogowie nie pozwolą, aby stało mi się cokolwiek złego. Każdego, kto uczyni cokolwiek złego mojemu grobowi, zje krokodyl, hipopotam i lew”

Ale to nie wszystko. Groby zawierały jeszcze jedną ciekawostkę i bezcenną wiadomość.

W grobach wyższych urzędników odnaleziono wypisane na ich ścianach tytuły, jakie osoby te nosiły za życia. Wśród tytułów tych są takie jak:
 

„Nadzorca robotników”

„Nadzorca kamieniarzy”

„Inspektor rzemieślników”

A także:
 

”Nadzorca pracy królewskiej”

I co najważniejsze:
 

”Nadzorca [jednej] strony piramidy”

Człowiek noszący ten ostatni tytuł zapewne odpowiadał za jedną ścianę piramidy – za to aby bloki stawiane były na czas i na swoje wyznaczone miejsce. Jaki sens miałby taki tytuł w sytuacji, gdyby piramida już stała na swoim miejscu? Ukończony monument nie musi być „nadzorowany”. Ukończona budowla stała spokojnie na miejscu – co zatem miał robić ten „nadzorca”? Codziennie patrzeć na piramidę? I to patrzeć tylko na jedną jej stronę? Jedna osoba mogła spokojnie doglądać całej piramidy, nie potrzeba było czterech ;)

Zachowane inskrypcje pozwalają nam nawet ocenić, że rodziny z delty Nilu wysyłały dziennie robotnikom 21 sztuk bydła oraz 23 owce. Jak były rozdzielane – tego nie wiemy, wiemy jednak że wśród rozmaitych przedmiotów w rejonie wykopalisk odnaleziono też wiele kości zwierząt – właśnie krów i owiec.

Przejdźmy teraz do samego miasteczka. Dlaczego jeszcze do niedawna niewiele o nim się mówiło? To proste, a wyjaśnienie tego faktu znajduje się pod poniższym linkiem:
 

KLIKNIJ I ODKRYJ TAJEMNICĘ

W roku 1998 całe to miejsce było jedną wielką białą plamą. Archeolodzy wiedzieli, że coś tam się kryje, ale tajemnice tego miejsca były przed nimi jeszcze zakryte. Dziś nasza wiedza jest już rozległa i dość szczegółowa:
 

KLIK KLIK

CLICK CLICK

Lepszą mapę tego miejsca zaś znaleźć można o tu:
 

JESTEM INTERAKTYWNA

Również i tutaj wszystkie elementy tej osady wskazują na to, że miasto powstało według jakiegoś planu (nie było chaotycznie stawiane) w bardzo krótkim czasie oraz że zostało opuszczone po zakończeniu prac przy piramidach. Datowanie osady – IV dynastia rzecz jasna ;)
 

lcg5.jpg

Tak być może wyglądało miejsce, w którym robotnicy spali. Rzecz jasna wtedy był to budynek, dziś jedynie jego ślad jaki po nim pozostał.
 

lcs1.jpg

To zaś fragment tej osady – trochę lepiej zachowane fragmenty budynków.


Gdy poskładamy w całość wszystko to, co do tej pory napisałem, wydaje mi się że wniosek może nasuwać się tylko jeden. Piramidy w Gizie zbudowali starożytni Egipcjanie za czasów IV dynastii. Nie mamy absolutnie żadnego powodu, aby uważać Atlantów, kosmitów czy też jakąkolwiek „zaawansowaną cywilizację” za jej budowniczych i przesuwać jej budowę czy to tysiąc, czy też kilka tysięcy lat wstecz.


Na koniec (tak, tak, nie napiszę, że zbliżamy się do końca bo robimy to przez cały czas, ale napiszę, że już jesteśmy blisko ;) ) muszę jeszcze zaprezentować coś, co mnie osobiście niezmiernie bawi a jednocześnie idealnie pokazuje „pseudonaukę” w akcji.

Piramidę można też datować za pomocą węgla 14C. W roku 1984 z propozycją takich badań wystąpiła Fundacja Edgara Cayce.
 

ZBIERANIE MATERIAŁU DO TAMTEGO BADANIA

W tej chwili muszę wspomnieć, że Edgar Cayce to postać, która twierdziła, że piramidy są dziełem Atlantów oraz że powstały około roku 10 500 p.n.e. Fundacja jego imienia chciała zatem zapewne w tej sposób udowodnić, że Edgar Cayce miał rację i tym samym zamienić swoją „teorię alternatywną” w prawdę. Pobrano próbki organiczne – przeszukano całą piramidę i znaleziono fragmenty trzciny i trawek pozostawionych pomiędzy blokami piramidy w czasie jej budowy. Otrzymane wyniki były zaskakujące. Według nich materiał pobrany z piramid jest mniej więcej 374 lata starszy od oficjalnej daty ich powstania. Choć była to dość spora różnica (374 lata to dość dużo), tak wciąż wskazywały one na ściśle egipski okres. Rzecz jasna wynikowi temu było niezmiernie daleko do czasu o jakim mówił Edgar Cayce i jego Fundacja ;)

Spoiler


Najwyraźniej nie zmieniło to jednak poglądów tych, którzy wierzą w opowieści tego rzekomego „jasnowidza”.

W roku 1995 postanowiono zrobić drugą rundę badań (tym razem fundacja Edgara Cayce trzymała się z daleka ;) ) – tym razem wyniki różniły się od tych oficjalnie przyjętych dat budowy o 100 do 200 lat. Wciąż wskazywały zatem wcześniejszą datę budowy tych monumentów, ale o jakieś 200 – 300 lat zbliżoną do tej ogólnie przyjętej niż poprzednie wyniki badań.



Niestety przesadziłem z objętością tego wpisu. Cóż, chciałem zawrzeć tutaj wszystkie najważniejsze informacje na temat piramid, a wpis mam tylko jeden. Następny planowałem przeznaczyć wyłącznie na Sfinksa, ale będę musiał złamać to postanowienie i dodam tam trochę mniej ważnych informacji na temat piramidy Chufu i innych z Gizy.

W tym wpisie to już jednak wszytko, co jak myślę wszyscy – i Wy i ja, przyjmiemy z ulgą ;)


Dziękuję za uwagę i do następnego wpisu! :)


  • 11



#7

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam mojego szanownego oponenta i Wszystkich czytelników.

W swiom wpisie Aquila napisał: "Całość jest bowiem jednym wielkim gdybaniem i można streścić ją w zdaniu „Atlanci istnieli naprawdę, ale w trochę innej formie niż wielu uważa, oto moje argumenty, co prawda nie mamy absolutnie żadnego śladu który by to materialnie potwierdził przez co moja teoria jest tylko gdybaniem, ale mimo to zamieszczę to na forum”.

No cóż, to nie całkiem tak. Niestety nie potrafię wskazać ruin atlantydzkich miast i osiedli, ani osiedli należących do ich egipskiej koloni z całkiem prozaicznego względu - leżą one pod piaskami Wielkich Ergów lub pod wodą, a w Egipcie także pod warstwami osadów naniesionymi przez Nil do jego delty. Nie potrafię także, wzorem Lucyny Łobos, tupnąć noga w piasek i powiedzieć: "tu kopcie, a znajdziecie". Dlatego też moje dowody mogą być tylko pośrednie. No, może nie wszystkie, istnieją bowiem trzy "przedmioty", których istnienie możemy do dziś stwierdzić. Pierwszym z nich jest oczywiście piramida Cheopsa, która jest nawet dość dużym i ciężkim argumentem potwierdzającym istnienie Atlantydów - jej budowniczych. O pozostałych dwóch na razie zmilczę, ale pojawią sie one w dalszej części wpisu. Prawdę mówiąc, jestem, zapewne podobnie jak osoby śledzące debatę, nieco zmęczony tą piramidą i pomyślałem sobie, że przydałaby się nam mała przerwa - chwila oddechu od piramidologii, którą wykorzystam na podjęcie nieco innego, ale jakże ciekawego, tematu, a mianowicie systemu pisma starożytnego Egiptu.

Boskie znaki

Istnieją różne systemy pisma. My jesteśmy przyzwyczajeni do posługiwania się pismem alfabetycznym, w którym znaki odpowiadaja fonemom, czyli dźwiękom języka mówionego, są jednak systemy skonstruowane na innych zasadach. Możemy przede wszystkim używać tzw. ideogramów, to znaczy znaków reprezentujących jakąś ideę, pojęcie. Najprostszymi ideogramami są piktogramy, tzn. rysunki wskazujące na konkretne przedmioty - rysunek dzbana oznacza dzban, rysunek człowieka - człowieka, a żaby - żabę. W pewnych sytuacjach jest to użyteczne narzędzie - jeżeli chcemy zapisać stan zapasów, to taki system, uzupełniony o liczby, jest całkowicie wystarczający. Ma jednak istotne ograniczenie: za jego pomocą możemy zapisywać właściwie wyłącznie rzeczowniki konkretne. Moglibyśmy narysować rękę i nos, ale jak narysować drapanie się po nosie? Aby było to możliwe konieczne jest wprowadzenie bardziej zaawansowanych ideogramów, które bedą się odnosiły do czynności i cech. Tego rodzaju znaki są rysunkami niejako "symbolicznymi", nie reprezentującymi tego, co przedstawiają - np. rysunek dwóch nóg ujętych z profilu i rozchodzących się pod pewnym kątem nie oznacza pary nóg, ale "chodzenie", "poruszanie się", czy po prostu "ruch", rysunek głowy i przytknietego do niej palca "myślenie", "zastanawianie się", a rysunek nosa i palca "drapanie sie po nosie", albo w ogóle "drapanie się", itp. Jest to niewątpliwy postęp, gdyż możemy zapisywać proste zdania, ale wadą tego systemu jest oczywiście konieczność stworzenia ogromnej ilości znaków, a ponieważ znaki te powinny być w miarę proste, to ich intuicyjność na dłuższą metę jest niemożliwa do utrzymania, z czego wynika konieczność ich konwencjonalizacji. Warto zauważyć, że poprzez konwencjonalizację ideogramów czynimy pierwszy krok do stworzenia pisma, które nie jest uniwersalne, ale staje się częścią konkretnej kultury, ponieważ aby go zrozumieć, musimy poznać znaczenia poszczególnych znaków. Jeżeli narysujemy piktogram, np. kaczkę, to znak taki będzie zrozumiały dla każdego, kto wie czym jest kaczka, jeżeli jednak narysujemy kaczkę z kaczątkiem i nadamy temu znakowi konwencjonalne znaczenie "opiekowania się", to bez znajomości tej konwencji nie będziemy w stanie tego znaku właściwie zrozumieć. Z drugiej jednak strony, znając konwencję możemy rozumieć przekaz nawet ... nie znając języka, którym posługuje się jego autor. Jeżeli znam cyfry arabskie i symbole arytmetyczne, to rozumiem zapis 2+4x4=18 i nawet wiem, że jest on prawdziwy, niezależnie od tego czy został on napisany przez Polaka, Włocha, czy Anglika, chociaż mogę nie rozumieć co znaczy "two" i "four", "duo" i "quatro". Powód tego stanu rzeczy jest oczywisty - ideogramy są co prawda znakami konwencjonalnymi, ale nie odwołują się do fonetyki, czyli brzmienia słów języka mówionego, tylko wprost do pojęć. Sytuacja zmieni się jednak diametralnie, jeśli wykonamy kolejny krok. Możemy mianowicie wykorzystać ideogramy w szczególny sposób, odwołując się do ich wartości fonetycznej. Język polski nie jest szczególnie podatny na tego rodzaju praktyki, w związku z tym posłużę sie przykładem z angielskiego, podanym przez Allena w jego książce "Middle Egyptian". Otóż mamy trzy rysunki: oka, pszczoły i liścia - eye, bee, leaf, ale biorąc pod uwage ich wartości fonetyczne przeczytamy "ai bi lif", co jest dobrym przybliżeniem wyrażenia "I believe". Tym sposobem nasza wiara została "wyznana" za pomocą graficznego przedstawienia trzech przedmiotów, które nie mają jakiegokolwiek związku z treścią przekazu. Odwołanie się do wartości fonetycznej słów wskazywanych przez znak powoduje, że nie znając języka angielskigo, nie bylibyśmy w stanie zrozumieć tego komunikatu, tak jak nie bylibyśmy w stanie zrozumieć napisu, który kiedyś widziałem na tylnym zderzaku malucha: "2 fast 4 you". W przypadku, kiedy znak odwołuje się do wartości fonetycznej słowa określającego obecny w tym znaku przedmiot, mamy do czynienia z logogramami, tzn. znakami reprezentującymi nie przedmioty lub pojęcia, ale słowa lub morfemy (tzn. najmniejsze znaczące cząstki języka). W ten sposób zrobiliśmy wielki krok w odkryciu fonetycznego systemu pisma, w którym znaki graficzne nie oznaczają już konkretnych przedmiotów, ale reprezentują fonemy, czyli wypowiadane głoski.

Taki system (fonetyczny) jest dla nas zupełnie naturalny, ponieważ posługujemy się nim na co dzień. Mówiąc ściśle posługujemy się systemem alfabetycznym, w którym - przynajmniej teoretycznie - jednemu znakowi odpowiada zawsze jedna głoska i vice versa. Oczywiście nie każdy system alfabetyczny zachowuje tę regułę i akurat w języku polskim ta zasada nie jest ściśle zachowana, ponieważ znamy głoski oznaczane przez dwa różne znaki, jak np. "rz" i "ż", "u" i "ó", "ch" i "h" (chociaż w tym ostatnim przypadku w dawnym języku polskim te głoski się różniły). Natomiast "w drugą stronę" zasada "jedna głoska - jeden znak" jest zachowana niemal perfekcyjnie (wyjątkiem, chyba jedynym, jest słowo "marznąć"). Oczywiście istnieją głoski oznaczane złożeniem dwóch liter, ale nie ma to żadnego znaczenia jeżeli takie złożenie zawsze oznacza jedną głoskę, a poza wspomnianym wyżej wyjątkiem tak właśnie jest - można więc powiedzieć, że dwie litery tworzą jeden znak. Pod tym względem polski system zapisu jest niemal wzorcowym przykładem idealnego pisma alfabetycznego, gdyż na wartość fonetyczną znaku nie wpływa jego położenie w słowie, sąsiedztwo innych znaków, etc., a przy tym istniejące w tym systemie 38 znaków wyczerpuje istotną znaczeniowo fonetykę języka polskiego. Istnieją też bardziej złożone systemy zapisu fonetycznego, w których znaki oznaczają nie pojedyncze dźwięki ale sylaby i wymagają większej ilości znaków - ale generalna idea jest w tym przypadku taka sama. To co najistotniejsze odnośnie systemu fonetycznego (a szczególnie alfabetycznego) to fakt, że jest to system najbardziej efektywny, gdyż za pomocą bardzo niewielkiej ilości znaków można zapisać każde słowo istniejące w języku, wraz z jego formami gramatycznymi, ponieważ ideą tego systemu jest "naśladowanie", czy też: graficzna reprezentacja języka mówionego. Ta droga od piktogramów do pisma alfabetycznego zapewne obrazuje generalne zasady ewolucji pisma, chociaż trzeba pamietać o tym, że w wielu rejonach pismo zostało "zaimportowane" w stanie gotowym - tak było np. w Europie w okresie późnej Starożytności i Średniowiecza, kiedy plemiona germańskie i słowiańskie przyjęły alfabet łaciński, lub alfabet stworzony na bazie znaków greckich.

Którym z powyższych systemów pisma posługiwali się starożytni Egipcjanie? Odpowiedź na to pytanie jest dość zaskakująca: żadnym, a ściśle: wszystkimi. W staroegipskim współistniały wszystkie wymienione elementy: były ideogramy, często pełniące rolę tzw. determinatywów, wskazujących zakres znaczeniowy i formy gramatyczne słowa, ale funkcjonujące również jako samodzielne znaki-słowa; były też fonogramy i znaki "alfabetu" odnoszące się do pojedynczych fonemów. Zarówno fonogramy, jak i znaki "alfabetu" miały pewną charakterystyczna cechę - reprezentowały wyłącznie spółgłoski, lub (w przypadku fonogramów) rdzenie spółgłoskowe, całkowicie pomijając samogłoski. Dlatego np. rysunek kaczki mógł oznaczać zarówno kaczkę, jak i syna, chociaż słowa te zapewne różniły się samogłoskami, tak jak w języku polskim słowo "żaba" różni się od słowa "żeby", mimo, że oba zawierają te same i w tej samej kolejności występujące spółgłoski. System pisma stosowany przez Egipcjan nie był, jak widać, systemem fonetycznym - słowa nie były zapisane w taki sposób w jaki były wypowiadane w języku mówionym, a co więcej były zapisywane w podstawowych formach gramatycznych. W związku z tym konieczne było stosowanie determinatywów, określających zakres znaczeniowy i formy gramatyczne. Na przykładzie prostego zdania zobaczmy, czym różni się taki system pisma od pisma systemu fonetycznego. Według reguł stosowanych w języku polskim napiszemy zdanie "Paweł idzie" w taki właśnie sposób. Gdybyśmy chcieli zastosować reguły obowiązujące w Egipcie wyglądałoby to w przybliżeniu tak: "pwł! ść@#$". W tym zapisie "!" zastępuje determinatyw oznaczający człowieka, @ - determinatyw oznaczający liczbę pojedynczą, # - determinatyw oznaczający drugą osobę, $ - nie, nie, niestety nie chodzi o to, że wpadnie nam trochę kasy :( - jest to determinatyw oznaczający poruszanie się. Dlaczego tak dziwnie? Przede wszystkim dlatego, że pominąłem wszystkie samogłoski więc Paweł zmienił sie w "pwł" a słowo "iść" w "ść". A z tego względu potrzebne są determinatywy określające zakresy znaczeniowe: "!" na oznaczenie człowieka, bo przecież taki sam rdzeń spółgłoskowy ma np. słowo "powała" i "$" na oznaczenie ruchu - bo istnieje słowo "ość". Po wtóre zaś dlatego, że w egipskim piśmie zapisywany wyraz nie oddawał form gramatycznych - w tym przypadku słowo "idzie" należało więc zapisać w bezokoliczniku i dodać determinatywy precyzujące, że słowo jest użyte w drugiej osobie liczby pojedynczej. Ale oczywiście, zdanie "pwł! ść@#$" przeczytamy: "Paweł idzie", bo system pisma nie ma wpływu na treść zdania. Trzeba powiedzieć, że jest to nieco skomplikowany sposób zapisu - a przecież podałem przykład najprostszego z możliwych zdania, składającego się tylko z podmiotu i orzeczenia. Ale co ważniejsze jest to sposób zapisu, który nie oddaje języka mówionego - bo przecież nikt nie sądzi, że Egipcjanie nie używali samogłosek i łamali sobie język na słowach składających się z samych spółgłosek, ani że nie używali form gramatycznych, tylko je opisywali. Wyjaśnia to zresztą dlaczego w Egipcie wykształciła się klasa pisarzy, a więc ludzi, którzy posiedli umiejętność zapisywania i odczytywania tekstów pisanych - tym bardziej, że znaków pisma było w Egipcie ok. 800-1000 w czasach Starego i Średniego Państwa, a w Nowym Państwie liczba ta znacząco wzrosła.

Napisałem wyżej, że Egipcjanie nie zapisywali samogłosek, ale takie twierdzenie może wydawać się nieprawdziwe, bo przecież spotykamy się z egipskimi słowami - choćby imionami faraonów i nazwami miast - zawierającymi samogłoski. Główny bohater naszej dyskusji - Cheops, czyli Khufu (Chufu), ale także Ramzes, Tutanhamon, i wielu innych, noszą imiona zawierające samogłoski. To prawda, ale dzieje się tak z trzech powodów. Pierwszy z nich jest historyczny - część informacji o Egipcie dotarła do nas za pośrednictwem pism greckich, których autorzy zapisywali egipskie nazwy w swoim języku, używając oczywiście samogłosek. Na ile te zgrecyzowane imiona oddawały ich egipskie pierwowzory to osobna kwestia, natomiast faktem jest, że mają one wpływ na współczesny sposób ich zapisu. Drugi powód ma charakter powiedziałbym "praktyczny" - aby nie łamać sobie języka przyjęto konwencję, że pomiędzy spółgłoski lub grupy spółgłosek będzie się wpisywać samogłoski, a ściśle rzecz biorąc: jedną samogłoskę "e". I dlatego np. słowo zapisane hieroglifami jako "mr" (piramida), wymawia się (a także zapisuje) jako "mer". Ta zasada jest dość ściśle stosowana w przypadku, kiedy nie mamy do czynienia z nazwami i imionami (szczególnie tymi powszechnie znanymi), ale jest to jak wspomniałem konwencja, gdyż w istocie nie wiadomo jak wymawiali swoje wyrazy Egipcjanie, których język na pewno nie ograniczał się do jednej tylko samogłoski. Trzeci wreszcie powód jest wynikiem badań nad wokalizacją znaków hieroglificznych. Musimy przecież zdawać sobie sprawę z tego, że badacze hieroglifów stali (i stoją) przed niezwykłym zadaniem odtworzenia wartości fonetycznej znaków języka, którym nikt nie posługuje się od tysięcy lat. Ich rekonstrukcje odwołują się do języka koptyjskiego, języków semickich, a także języków afrykańskich, ale są oczywiście pewnym przybliżeniem. Tym niemniej w trakcie tych rekonstrukcji przyjęto w różnych okresach czasu pewne wartości fonetyczne (niektóre zapewne nieadekwatne), które zdobyły uznanie badaczy i zakorzeniły się w tradycji egiptologicznej. I tak np. odtworzono wartości dwóch znaków hieroglificznych odwołując sie do języków semickich, nazywając te znaki "alef" i "ain", i transliterując je na łacińskie "a" (które jest bez wątpienia samogłoską). Ale ta transliteracja jest tylko konwencją, bo zarówno "alef", jak i "ain" są tzw. "przydechami" (słabym i silnym), a nie samogłoskami. Podobnie jest ze znakiem transliterowanym jako "y", który jednak reprezentuje dźwięk zbliżony do polskiego "j". No i wreszcie możemy się spotkać z "u" - jak w imieniu Khufu (Chufu) - choć w istocie znak transliterowany tu jako "u" najczęściej zapisuje się w literaturze anglojęzycznej jako "w" (ale oczywiście angielskie "w", które reprezentuje dźwięk zbliżony do polskiego współczesnego "ł"). Dlaczego więc w tym imieniu używa się litery "u", a nie "w"? Sprawa stanie się chyba zupełnie jasna, jeśli tylko spróbujemy wypowiedzieć słowo "hłfł" :) .

Dodatkową trudność sprawia fakt, że zgodnie z obowiązującymi rekonstrukcjami fonetyki języka egipskiego, istnieją w nim głoski nie istniejące w większości języków europejskich, a w związku z tym nie posiadamy w naszym alfabecie znaków, które mogłyby te głoski reprezentować. Dlatego na przykład, jak wyżej wspomniałem, przydechy transliteruje się jako "a" (przydech mocny także jako "A"). Najtrudniejsza jest jednak transliteracja tych znaków, które są do siebie na tyle podobne, że ich najbliższym odpowiednikiem w językach europejskich jest głoska zapisywana jednym tylko znakiem alfabetu. Są trzy takie przypadki:
1. głoska "d", która występuje w egipskim w dwóch odmianach, transliterowanych (1) jako "d" oraz (2) jako "d" z poziomą kreską pod literą, lub "D", a w języku polskim jako "dż".
2. głoska "t", która ma w egipskim również dwie formy, transliterowane (1) jako "t" i (2) jako "t" z poziomą kreską pod literą, "T", lub "th".
3. głoska "h", która jest najbardziej złożonym przypadkiem, gdyż występuje w aż czterech odmianach, transliterowanych jako (1) "h", oraz jako "h" z (2) kropką, (3) łukiem skierowanym końcami w górę i (4) poziomą kreską, pisanymi pod literą. Istnieją także inne konwencje transliteracji - pierwsza z nich przypisuje wartości: (1) "h", (2) "H", (3) "x", (4) "X", inna (1 i 2) "h", (3 i 4) "kh" (a w niemieckojęzycznej literaturze "ch"). Te różnice w sposobach transliteracji widać zresztą w ostatnim wpisie Aquili :-). Dla nas najbardziej interesująca jest trzecia z odmian "h" - "h z łukiem" ("x", "kh" lub "ch"), a to z tego względu, że to właśnie ona występuje w imieniu Cheopsa. Hieroglif, który ją reprezentuje wygląda jak koło z poziomymi kreskami wewnątrz (co ciekawe, nie wiadomo jaki przedmiot przedstawia ten hieroglif). Z tym hieroglifem spotkamy się jeszcze w dalszej części mojego dzisiejszego wpisu, a tymczasem rzućmy okiem na formy pisma, używane w starożytnym Egipcie.

Egipskie hieroglify występowały w dwóch zasadniczych formach, w zależności od tego, na jakim materiale pisano znaki - w przypadku twardych i trwałych materiałów były to właściwe hieroglify o dużej ilości szczegółów, natomiast pisząc na zwojach skórzanych, papirusie, etc. używano tzw, kursywy hieroglificznej, której znaki były nieco uproszczone, ale bardzo podobne do hieroglifów i łatwo rozpoznawalne. Dalsze uproszczenie kursywy doprowadziło do powstania tzw. pisma hieratycznego, którego znaki są mniej podobne do hieroglifów, chociaż każdy z nich ma swój hieroglificzny odpowiednik, dzięki czemu pismo hieratyczne można było bez problemu zapisać za pomocą hieroglifów i na odwrót. Hieratyka była więc tym samym systemem pisma tylko o uproszczonych znakach - była stosowana do odręcznych zapisków, brulionów, etc. W VII w. pne. pojawił sie jeszcze jeden sposób zapisu, zwany demotycznym (ludowym), który był nie tylko uproszczoną hieratyką, ale - co najważniejsze - był zapisem języka potocznego, używanego w tamtym okresie. Trzeba bowiem pamietać, że język również ewoluuje - następują zmiany w gramatyce, pojawiają się nowe terminy, a istniejące uzyskują nowe znaczenia, etc. Z tego względu niewiele osób zrozumiałoby np. kazania świętokrzyskie w ich oryginalnej formie. A historia starożytnego Egiptu liczy przecież przynajmniej 3 tys. lat. Tymczasem zarówno hieroglify, jak i hieratyka były praktycznie niezmienne do czasów Echnatona; za ich pomocą zapisywano więc język, którym już nikt się nie posługiwał. Dopiero w późnym okresie Nowego Państwa język pisany zaczyna się zmieniać w taki sposób, aby za jego pomocą można było zapisywać język nowoegipski, wciąż jednak posługuje się (rozbudowanym) systemem hieroglificznym. Demotyka zrywa z tą tradycją, stosując znaki w niewielkim tylko stopniu podobne do znaków hieratycznych, w związku z czym nie da się już dokonać transkrypcji zapisu demotycznego na hieroglificzny/hieratyczny. Dla porządku dodam jeszcze, że ostatnim stadium języka egipskiego był język koptyjski, który jednak był zapisywany pismem alfabetycznym przejętym od Greków - historia oryginalnego pisma egipskiego dobiegła tym samym końca.

Intrygujące są w tym wszystkim dwie kwestie. Pierwsza z nich związana jest z ogromną stabilnością systemu pisma, które praktycznie nie ewoluowało przez blisko dwa tysiące lat, a przez następne kilkaset było modyfikowane w niewielkim stopniu, głównie w celu dopasowania języka pisanego do zmian, które nastapiły w języku mówionym., pozostawiając jednak nienaruszone zasadnicze zasady pisma. Właściwie do końca swojej historii Egipcjanie nie przekształcili swojego pisma w pismo fonetyczne (i do końca swojej historii zapisywali istotne dokumenty za pomoca hieroglifów) - system fonetyczny stworzyli, a raczej przejęli, dopiero egipscy chrześcijanie, dla których odrzucenie starego systemu pisma było symbolicznym odrzuceniem pogaństwa. Dlaczego pismo egipskie zostało niejako "zamrożone" w takim stanie, w jakim znajdowało się na początku egipskiej państwowości? Powszechnie uznaną odpowiedzią na to pytanie jest stwierdzenie, że hieroglify były boskimi znakami, "znakami boskich słów", jak nazywali je Egipcjanie. Znakami, o których mówiono, że zostały dane przez Tota. Jest to zapewne prawda, tyle tylko, że nie było przecież żadnych racji, aby pismo było traktowane w taki właśnie, sakralny sposób. W końcu kto jak kto, ale twórcy tego systemu i ich następcy musieli mieć świadomość jego pochodzenia - po co więc było tworzyć mit o pochodzeniu pisma od boga i tym samym uniemożliwiać jego zmiany, mając w dodatku świadomość wielu niedostatków tego systemu zapisu? Trudno znaleźć odpowiedź na to pytanie - no, chyba że hieroglify faktycznie pochodziły od boga! Jeśli Egipcjanie odziedziczyli swoje pismo - w każdym razie jego zasadniczą część - od jakiejś wcześniejszej, wyżej rozwiniętej cywilizacji, to otaczająca je aura boskości jest w pełni zrozumiała.

Jak zauważył Aquila, powstanie złożonego systemu pisma wymaga czasu. Dokładnie nie wiadomo jak długiego , ale co najmniej kilkuset lat. I w tym momencie natrafiamy na przedziwną zagadkę - pismo egipskie pojawia się zupełnie nagle. Wspomniany powyżej Allen pisze: "Inaczej niż w Mezopotamii i Chinach, gdzie rozwój pisma możemy śledzić przez kilka stuleci, hieroglify, jak się wydaje, pojawiły się w Egipcie nagle, jako kompletny system, krótko przed rokiem 3000 pne." [J.P.Allen, Middle Egyptian, s.2] Może nawet nie tak krótko, bo najstarsze znane zapisy są datowane mniej więcej na rok 3200 pne. Ale co ważniejsze, nie tylko nie ma żadnych śladów rozwoju tego skomplikowanego systemu znaków, ale nawet nie bardzo wiadomo kiedy ten rozwój miałby nastąpić. Ludzie - powiedzmy to sobie szczerze - są istotami leniwymi i oportunistycznymi, nie różniąc się pod tym względem od innych zwierzaków. W związku z tym koncentrują swój wysiłek na takich zadaniach, które są istotne z praktycznego punktu widzenia. Skomplikowany system pisma nie jest do niczego potrzebny ludziom żyjącym w niewielkich grupach rodzinnych, czy sąsiedzkich, bo przecież wszystko można powiedzieć w bezpośredniej rozmowie. Nawet powstanie religii nie jest wystarczającym powodem tworzenia pisma, gdyż przekazów religijnych nie trzeba zapisywać - równie dobrze mogą one być przekazywane werbalnie z pokolenia na pokolenie. Do dziś zresztą istnieją ludy nie znające pisma, a przecież posiadające własne wierzenia, legendy i mity. Pismo rozwija się wraz z powiększaniem się społeczeństw i powstawaniem organizmów państwowych i pełni rolę zarówno narzędzia administracyjnego, jak i ideologicznego. Tymczasem w dolinie Nilu, przed drugą połową IV tysiąclecia pne. nie istniały żadne większe organizmy państwowe, ani ośrodki administracyjne bądź religijne, których odziaływanie rozciągałoby się na dużym obszarze. Nie istniały więc przesłanki inicjujące rozwój pisma.

Wróćmy na chwilę do egipskiej prehistorii. W swoim pierwszym wpisie Aquila doprowadził nas do epoki wczesnego neolitu, zobaczmy więc co działo się później. Krzysztof Ciałowicz w swojej książce o początkach egipskiej cywilizacji przedstawia zestawienie wczesnych kultur w dolinie Nilu od okresu wczesno-predynastycznego czyli od roku ok. 5200 pne. Rzeczą uderzającą jest fakt, że najwcześniejsza znana kultura tego okresu, Merimde pochodzi z Dolnego Egiptu, a ściśle z zachodniej delty, kolejne - Moerian i Omari lokują się w okolicach późniejszego Memphis. Następnie w latach mniej więcej 3900-3300 pne. mamy fazę tzw. "kultury dolnoegipskiej", która w następnym stuleciu ustępuje kulturze Nagada II. Górny Egipt jest pod tym względem nieco opóźniony - pierwsze kultury z tego regionu: Badari i Tasa pojawiają się w połowie V tysiąclecia, a na początku następnego tysiąclecia pojawia się kultura Nagada I, zaś ok. 3500 r. pne. Nagada II, której ekspansja na północ doprowadza do stopniowej unifikacji kulturowej Egiptu i powstania w okresie póżno-predynastycznym (ok. 3200-3050 pne.) kolejnej fazy, zwanej Nagada III. Obraz, który się tu rysuje jest dość jasny: Początkowo obszar w okolicach zachodniej delty, oazy Fajum oraz dzisiejszego Kairu (a więc w miejscu w którym koryto Nilu rozgałęzia się tworząc deltę), jest wyraźnie wyżej rozwinięty kulturowo od reszty doliny Nilu. Kultury dolnoegipskie następnie "zlewają się" wytwarzając jedną formę kulturową dla tego obszaru. W Górnym Egipcie głównym ośrodkiem kulturowym i politycznym są natomiast okolice Nubt, Abydos i Hierakonpolis, a wraz ze wzrostem znaczenia politycznego tego obszaru, następuje ekspansja tej formacji na Górny Egipt, a pod koniec IV tysiąclecia na obszar delty. Od tego czasu możemy już mówić o jednej kulturze egipskiej, która ukształtowała się ostatecznie w późnym okresie Nagada II i Nagada III, kiedy wpływy kulturowe były obustronne.

Najważniejsze dla nas jest to, że do połowy IV tysiąclecia nie było, jak stwierdziłem wyżej, przesłanek do tworzenia pisma, a w związku z tym musielibyśmy przyjąć, że cały proces tworzenia i ewolucji tego bardzo złożonego systemu zajął nie więcej niż 200-400 lat, co jest praktycznie niemożliwe. Oczywiście istnieją pewne teorie, które starają się wyjaśnić ten zaskakujący fenomen. Jedna z nich mówi, że cały system pisma został opracowany przez jedną, wybitną jednostkę w ciągu kilkunastu lub kilkudziesięciu lat. Prawdę mówiąc, nie bardzo chce mi sie wierzyć, że autorzy tego pomysłu choć przez chwilę traktowali go poważnie. Druga teoria twierdzi natomiast, że pismo musiało sie rozwijać o wiele dłużej, ale nie pozostały żadne materialne ślady tego procesu, gdyż było ono zapisywane na nietrwałych materiałach - drewnie, skórze, etc. Taka koncepcja jest oczywiście prawdopodobna, jednak kłóci się z faktem, o którym wcześniej pisałem: hieroglify, będące pierwotną formą pisma, są przystosowane do zapisu na twardych i trwałych materiałach - kamieniu i glinie. Tymczasem przedmioty wykonane z ceramiki w okresie predynastycznym są nam znane, a mimo to nie zachowały się na nich ślady, mogące zaświadczyć o ewolucji egipskiego pisma. Wszystko wskazuje więc na to, że pismo to zostało stworzone przez inna kulturę i "odkryte" przez Egipcjan w póżnym okresie predynastycznym. Pisząc "odkryte" mam oczywiście na myśli sytuację, w której jakaś grupa przedstawicieli tej kultury, lub ich uczniów strzegła w jakimś, lub jakichś ośrodkach kultowych odziedziczonego po przodkach systemu pisma (a zapewne także jakichś koncepcji religijnych i "kosmologicznych"), który później został przyjęty (i zapewne w niewielkim stopniu zmodyfikowany lub uzupełniony) przez kulturę powstałą w dolinie Nilu.
Znaleźliśmy więc drugi z "przedmiotów" pozostawionych przez Atlantydów - pismo. Zanim dotrzemy do trzeciego, będziemy musieli powrócić na chwilę do piramidy i rzucić okiem na jej wnętrze.

Gdzie jest wieko?

Każdy kto oglądał zdjęcia tzw. komory królewskiej w piramidzie Cheopsa zapewne zwrócił uwagę na ogromny, choć nieco uszkodzony, granitowy sarkofag stojący w pobliżu jej zachodniej ściany. Jest to jeden ze sztandarowych dowodów na grobowy charakter tej wielkiej budowli. Ale być może nie wszyscy zauważyli coś jeszcze - mówiąc ściśle brak czegoś - a mianowicie brak wieka sarkofagu. Czy to nie dziwne? Oczywiście, jak wiadomo, piramida została kilkakrotnie otwarta - po raz pierwszy prawdopodobnie już w Starożytności, a ponad wszelką wątliwość w IX wieku n.e. przez poszukującego w niej skarbów kalifa al-Mamuna, więc paru ludzi się po niej szwędało i może to oni wynieśli wieko? Tylko w jaki sposób? Wieko w całości nie zmieściłoby się w korytarzyku prowadzącym z wielkiej galerii do komory, podobnie jak nie przecisnęłoby się przez "obejście" granitowego bloku zamykającego wejście do korytarza wstępującego, wykute przez robotników Mamuna. Trzeba byłoby je więc potłuc na mniejsze fragmenty. Tylko właściwie po co? Po co ogromnym wysiłkiem rozbijać granitową płytę i wyciągać ją na zewnątrz piramidy? No, chyba że Mamun tak się zirytował tym, że nie znalazł żadnych skarbów, że w gniewie rozbił płytę ciosem karate, a potem się zasmucił swoim uczynkiem, zreflektował i ... kazał posprzątać. A może to jakiś europejski awanturnik rozbił i wyniósł wieko, aby włączyć je do swojej kolekcji lub sprzedać? Ale zgodnie z relacją Greavesa z r. 1638, a więc na długo przed "egiptologiczną gorączką", która opanowała Europę, wieka w komorze królewskiej nie było. Szukanie odpowiedzi na pytanie, co sie z nim stało, wydaje się nie mieć sensu - sprawa jest dużo prostsza - wieka nie ma, bo nigdy go nie było, ponieważ to nie jest komora grobowa, a piramida nie jest grobowcem.

No chyba, że było tak:

"- Chłopaki, faraon zmarł, trzeba przygotować wszystko do pogrzebu.
"- Spoko, piramida gotowa, światynie grobowe i łodzie też, wystarczy zorganizować pogrzeb.
Idą do piramidy, do "komory króla"
"- Dobrze ... trzeba troche posprzątać, bo jest trochę kurzu i ...
"- Słuchajcie ...
"- Nie przerywaj! Trzeba przynieść parę belek i sznury, żeby opuścić trumnę do sarkofagu
" - Ale ...
"- Znowu ty? Nie przerywaj! W tym kącie złożymy ulubione przedmioty faraona, a tu ...
"- Ale, SŁUCHAJCIE!
"- Bądźże cicho, będziesz mógł mówić kiedy skończę. No, więc tu postawimy pożywienie.
"- LUDZIE, NIE MA WIEKA DO SARKOFAGU!!!
"- Nie prze... Co mówisz? Nie ma wieka?
"- No chyba widzicie, że nie ma wieka. Te matoły nie włożyły w czasie budowy do komory wieka!
"- O, Ozyrysie! To koniec! A nie da się go teraz jakoś tu wciągnąć?
"- Nie ma takiej możliwości, korytarz jest zbyt ciasny.
"- No to po nas! Nowy faraon urwie nam głowy.
"- Ojej! Hm, co by tu ... Wiem! Zróbmy tak - odprawimy uroczystości w świątyni, robotnicy wciągną na linach trumnę do korytarza, a my zaniesiemy ją na dół, potem opuścimy kamień zamykający korytarz prowadzący do komory (zresztą możemy to zrobić zaraz!) i dopiero wtedy poprosimy faraona, aby wszedł do piramidy i przyłożył na kamieniu pieczęć. Powiemy, że właśnie wyczytaliśmy w świętych księgach, że bliski kontakt z ciałem zmarłego uczyniłby go nieczystym na dwa lata. A w nocy wyciągniemy trumnę na zewnątrz i pochowamy gościa obok muru. W końcu jakie znaczenie ma to, gdzie będzie leżał? Jego ba i tak już towarzyszy Re w barce słonecznej."
"- Coś w tym jest, ale ..., no nie, chyba zwariowałeś! Faraon pochowany koło muru, jak jakiś żebrak?
"- A wolisz od jutra kuć skały w kamieniołomach?
"- No cóż, właściwie po przemyśleniu sytuacji sądzę, że twój pomysł nie jest taki zły. Tak, tak, stanowczo to świetne rozwiązanie! Tylko właściwie powinniśmy go pochować bez trumny. Po diabła ciągnąć tę ciężką skrzynię na zewnątrz - porąbiemy ją na kawałki i spalimy.
I w ten sposób wielki faraon skończył w jednej koszuli w płytkim rowie pod murem otaczającym piramidę, którą z takim mozołem i nakładem kosztów budował."

Oczywiście wbrew temu, co napisałem powyżej, egiptolodzy, a za nimi Aquila przekonują nas, że wszystkie piramidy służyły jako grobowce faraonów. W tym celu szkicują ewolucję egipskich grobów od mastaby, poprzez piramidy schodkowe, aż do "prawdziwych" piramid. Jako istotny powód tej ewolucji podają obawę przed rabusiami okradającymi groby. Byłoby to nawet bardzo przekonywające, gdyby nie dwa fakty. Po pierwsze, tego rodzaju zabezpieczenie grobu jest zupełnie nieefektywne - ogromna kupa kamieni sięgająca kilkudziesięciu, a nawet stu kilkudziesięciu metrów jest zgromadzona bez żadnego sensu, skoro wewnątrz piramidy istnieją wygodne korytarze, za pomocą których można bez problemu dotrzeć do komory grobowej, po wcześniejszym usunięciu dwóch lub trzech kamieni z zewnętrznych warstw piramidy. Cała ta konstrukcja miałaby sens, gdyby najpierw w wykutej w podłożu grocie składano ciało, a później, a więc już po pogrzebie budowano piramidę - wtedy komora grobowa byłaby ze wszystkich stron zamknięta kilkunasto- lub kilkudziesięciometrową warstwą kamienia. W innym przypadku przypomina bunkier o kilkumetrowych żelbetowych ścianach, do którego prowadzą drzwi z dykty. Druga rzecz: opowieści o rabusiach grobów powstały na podstawie znanych nam dokumentów z okresu Nowego Państwa, dotyczących okradania grobowców w Dolinie Królów oraz przekazów na temat regularnego plądrowania tych grobów przez armię wicekróla Nubii Panehsiego. Ten drugi przypadek nie wymaga dłuższego komentarza - wicekról wezwany przez faraona Ramzesa XI do Tebaidy w celu przywrócenia porządku, dysponujący jedyną na tym terenie realną siłą zezwolił (a może wręcz zachęcił) swoich kuszyckich żołnierzy do wzbogacenia się kosztem zmarłych faraonów. Działo się to jawnie, w biały dzień i żadne zabezpieczenia grobowców nie mogły temu zapobiec. Nieco inny charakter miały grabierze grobowców przez rabusiów w czasach XX dynastii. Jak ustaliło śledztwo, rabusie działali za wiedzą naczelnika Zachodnich Teb Pawera, który czerpał z ich procederu korzyści i ochraniał ich przed strażnikami i wymiarem sprawiedliwości. To nie byli przypadkowi złodzieje, ale szajka doskonale kierowana i znająca wszystkie tajemnice Doliny Królów, pewna również swojej bezkarności. A co najważniejsze: działo się to w późnym okresie historii Egiptu, kiedy władza centralna była słaba i oddalona, a państwo znajdowało się w stanie chaosu. Ponadto był to okres, kiedy w grobowcach było co kraść, a zrabowane przedmioty można było bez trudu sprzedać, czy to zamożnym, a niezbyt uczciwym Egipcjanom, czy to przyjezdnym kupcom. W czasach Starego Państwa sprawy miały się zupełnie inaczej. Zastanówmy się, co można było ukraść z grobowca władcy? Ceramikę? Trochę przedmiotów codziennego użytku? Płótno? Złote bransolety lub naszyjniki? W sumie zapewne niewiele, bo państwo egipskie w tym czasie nie było mocarstwem politycznym i ekonomicznym, a ludzie żyli w nim dość skromnie. Zresztą sama wielkość komór w piramidach wskazuje, że nie mogło się w nich zmieścić zbyt wiele. Jeśli porównamy je z wielkością grobowców w Dolinie Królów, to szybko zauważymy różnicę. Ale przypuśćmy na chwilę, że ktoś złakomiłby się na wyposażenie grobowe i włamał się do grobowca aby je ukraść. Tylko co miałby z nim zrobić? Postawić sobie krzesło faraona w swojej chacie? Powiesić sobie na ścianie naszyjnik, czy może przekuć złote ozdoby na blachę i sprzedać? A może odsprzedać część wyposażenia jakiemuś możnowładcy, który kompletował przedmioty do własnego grobowca? Ale w jaki sposób? Złoto nie miało wartości ekonomicznej, bo nie znano przecież pieniędzy. Nawet więcej: nie prowadzono wewnętrznej wymiany handlowej, bo wszystko było własnością faraona, a w Egipcie nie było nawet kupców! To władca żywił i ubierał swoich poddanych. Królewscy urzędnicy nie budowali własnych grobowców i nie gromadzili wyposażenia grobowego, ale mogli je otrzymać od faraona. Innymi słowy, był to zupełnie inny kraj i nie możemy przenosić na połowę trzeciego tysiąclecia pne. stosunków społecznych i ekonomicznych z czasów o tysiąc lat późniejszych, a tym bardziej z czasów nam współczesnych.

Jeśli więc piramidy były faktycznie miejscami spoczynku faraonów - a te budowane przez Egipcjan zapewne były - to powód budowania tak kosztownych grobowców musiał być zupełnie inny niż chęć ich zabezpieczenia przed rabunkiem. Oczywiście mogło nim być pragnienie pochwalenia się potęgą faraona lub Egiptu. Tylko przed kim? Przed własnymi poddanymi, którzy przecież znali realną siłę władzy, przed plemionami libijskimi, aby wiedziały, że nie należy kraść krów w Egipcie, czy też przed jakimiś cudzoziemcami, którzy przypadkiem zawitali w okolice Memphis? Faraon dysponował ogromną realną władzą, bo w innym przypadku nie byłby w stanie podejmować jakichkolwiek państwowych inwestycji. Egipt nie prowadzil szczególnie aktywnej polityki zewnętrznej, a tym bardziej polityki ekspansji. Nie był też zagrożony przez jakiekolwiek sąsiadujące z nim mocarstwo - zapewne bardziej dokuczliwe były napady małych grup ościennych plemion na przygraniczne osady. Demonstracja siły nie była raczej sensowną przyczyną budowy piramid. Kolejny możliwy powód ma charakter religijny, a ściślej eschatologiczny - piramida pełnić miała symboliczną rolę pierwszego prapagórka, pierwszego miejsca porządku pośród chaosu, swego rodzaju kamienia węgielnego, na którym powstał znany nam świat, a w konsekwencji miejsca narodzin, czy też odradzania się do życia, albo, wg innej koncepcji, w symboliczny lub mistyczny sposób łączyc ziemię ze światem bogów i umożliwiać duszy króla przejście do zaświatów. Ten religijny aspekt miał bez wątpienia bardzo duży udział w powstaniu koncepcji piramid jako grobowców, gdyż religia i ideologia mają niezwykłą siłę sprawczą w historii ludzkich kultur. A skoro wspomniałem o ideologii, to czy nie dałoby się odnaleźć również tego aspektu wśród przyczyn tego niezwykłego pędu do budowania piramid? Faraonowie przedstawiali swoją władzę jako pochodzącą od boga (lub bogów), tymczasem ich "boska" potega była dość wątpliwej natury - cóż stąd, że sprawowali nieograniczoną władzę nad swoimi poddanymi, że byli bożymi namiestnikami na egipskiej ziemi, skoro jak kłujący cierń, tuż obok ich siedziby wyrastał z ziemi sięgający nieba kamienny ostrobok nie przez nich postawiony? Cóż to za synowie boży, którzy nie potrafią dorównać obcym przybyszom, którzy w odległych czasach postawili bogom tak wspaniałą świątynię? W tym świetle bardziej zrozumiała staje się "obsesja budowlana" faraonów. Religia, połączona z ideologią władzy o boskiej proweniencji, istotnie ma nieprawdopodobną siłę sprawczą i potrafi skłonić do podjęcia najbardziej nawet szalonych, dla nam współczesnych ludzi, projektów.

W czasach trzeciej czy czwartej dynastii ludzie faraona zapewne dotarli do wnętrza wielkiej piramidy i po znalezieniu podziemnej komory doszli być może do wniosku, że jest to miejsce pochówku jakiegoś dawnego władcy lub półboga. Jeśli wierzyć relacjom arabskim, to dopiero robotnicy el-Amuna wykonali obejście, pozwalające dotrzeć do korytarza wstępującego pomimo jego zamknięcia przez budowniczych. A skoro Egipcjanie nie dotarli do tej części budowli, to zrozumiałe jest dlaczego w ich piramidach nie istnieje taki "piętrowy" układ komór jak w piramidzie Cheopsa i dlaczego dostrzegli w niej grobowiec. A może po prostu postanowili połączyć aspekt religijny i "praktyczny" - świątynię z miejscem spoczynku władcy. Budując swoje piramidy, faraonowie wciąż mieli przed oczyma niedościgły wzór i dlatego tak gorączkowo starali się udoskonalić własne budowle, próbując dorównać jego budowniczym. I wreszcie, po wielu próbach udało się! Jeden z nich dokonał tego, do czego tak długo dążyli jego poprzednicy na tronie obydwu krajów - w sąsiedztwie wielkiej piramidy zbudował własną, niemal nie różniącą się od poprzedniczki. To było swoiste oczyszczenie - rytuał przejścia. Oto władcy Egiptu udowodnili, że są godni zajmować tron, gdyż dorównali tym dawnym budowniczym, zapewne bogom lub ich dzieciom, którzy przynieśli ziarno cywilizacji nad Nil. Faraonowie stali się przez to prawdziwymi synami Re, co budowniczy uwiecznił w swoim imieniu Khaf-Re: "pojawiający się jak Re".

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, piramida Cheopsa jest jedyną, która zawiera aż trzy komory, z których dwie znajdują się wysoko w korpusie piramidy, a żadna nie jest przystosowana do pochówku. Wyraziłem też przypuszczenie, że piramida jest budowlą kultową, której wewnętrzna struktura symbolizuje łączenie różnych - byc może sprzecznych - elementów w jedną, harmonijną całość. Ale obecnośc trzech komór wskazuje też na trzy "wymiary" uniwersum: niebo, ziemię i to, co pod ziemią. Te trzy aspekty świata są nie tylko symbolizowane przez "trzypiętrową" konstrukcję wewnętrzną, ale również przez imiona bogów, które odnaleziono na granitowych płytach - imiona pod którymi skupiły się zespoły pracowników - Horusa i Khnuma - władcę nieba oraz władcę i opiekuna ziemi i ludzi. Trzecie, chtoniczne bóstwo (Apopis?) nie jest reprezentowane, gdyż jest bóstwem świata ciemności, którego imienia nie należy wymawiać, ani tym bardziej zapisywać. Posągi kultowe Horusa i Khnuma stały zapewne w komorze króla i królowej, pierwszy z nich w miniaturze świątyni - kamiennym sarkofagu. Nie wiadomo, co znajdowało się w trzeciej, podziemnej komorze, ale cokolwiek to było, musiało kojarzyć się ze śmiercią lub pochówkiem, skoro Egipcjanie zinterpretowali piramidę jako coś, co spełniało funkcję grobową (a w każdym razie również funkcję grobową).


Te dziwne imiona

W swoim wpisie Aquila opisał graffiti na kamiennych płytach w tzw. komorach odciążających nad komorą króla - jest to jeden z koronnych argumentów mających przemawiać za zbudowaniem piramidy w czasach faraona Khufu, którego imiona powtarzają się wielokrotnie w tych napisach. Nie zamierzam kwestionować autentyczności tych napisów, ani podważać faktu, że zostały one wykonane w trakcie budowy piramidy. Chciałbym natomiast zastanowić się, na ile fakt ich istnienia uwiarygodnia tezę dotyczącą czasu wybudowania piramidy. Na pozór rzecz wydaje się oczywista - mamy wypisane czerwoną farbą kartusze z imieniem Khufu, Khnum Khufu i Khnum oraz Horus Medjedu, o których wiemy, że są imionami faraona z IV dynastii, panującego w połowie III tysiąclecia pne. Jest to szkolna wiedza dotycząca starożytnego Egiptu. Zastanówmy się jednak, skąd to wszystko wiemy, tzn. co potwierdza fakt panowania takiego faraona.

Jeśli odłożymy na bok fakt pojawiania się, na bardzo zresztą nielicznych artefaktach, imienia tego władcy, pozostanie nam odwołanie się do dokumentów mówiących o historii Egiptu. Historycznie pierwszym w tym zakresie źródłem wiedzy, które było dostępne dla Europejczyków nie znających egipskiej historii i egipskiego pisma było dzieło Aegiptiaca autorstwa Manetho, które zostało napisane w języku greckim. Dzieło to niestety nie dotrwało do naszych czasów, a jego treść znamy z drugiej ręki - z pism Sextusa Juliusza Afrikanusa i Euzebiusza z Cezarei. Co Manetho miał do zakumunikowania na temat Khufu? Właściwie nie wiadomo, ponieważ takie imię nie pojawia się na jego liście władców Egiptu. Pierwszym faraonem IV dynastii jest Soris, po którym następuje dwóch władców o imieniu Suphis, z których każdy miał panować ponad 60 lat. Pierwszy z nich musiałby być poszukiwanym przez nas Khufu, chociaż trudno dopatrzeć się jakiegokolwiek podobieństwa pomiędzy imionami Khufu i Suphis.. No trudno, zakonotujmy ten fakt i szukajmy dalej. Kolejnym dokumentem mówiącym o Khufu jest, omówiona przez Aquilę, stela Mariette'a - niestety nie udało mi się znaleźć jej fotografii, czy choćby rysunku, jesteśmy więc skazani na tłumaczenia i nie jesteśmy w stanie stwierdzić w jaki sposób jest na niej zapisane imię Khufu. Jest to jednak dokument ze schyłkowej epoki historii Egiptu i relacjonuje raczej wiedzę, czy też wiarę ludzi z czasów jego powstania, nie bedąc przez to zbyt wiarygodnym źródłem. Następny dokument to wspomniany przez Tatika papirus Westcar - z drugiego okresu przejściowego - który jest zbiorem opowiadań o wyczynach różnych magików i cudotwórców, a który w jednym z opowiadań wspomina o Khufu i budowie jego "horyzontu". W tym dokumencie imię naszego bohatera zapisane jest hieroglifami kh-f-w.

Egiptolodzy rzadko odwołują się do tych tekstów, a ich głównym źródłem są tak zwane "listy królów" pochodzące z czasów starożytnego Egiptu. Znamy dziś pięć takich list. Pierwsza z nich zawarta jest w słynnym papirusie turyńskim, pochodzącym prawdopodobnie z okresu panowania Ramzesa II. W większości książek poświęconych historii Egiptu ich autorzy powołują się na ten właśnie tekst, kiedy piszą o długości panowania Khufu. Rzućmy więc okiem na rekonstrukcję fragmentu papirusu (całość zrekonstruowanego papirusu tu), aby przekonać się, co ma on do powiedzenia na temat Khufu:
Dołączona grafika
No cóż, jak widać: niewiele. Imię Khufu w ogóle się tu nie pojawia. W górnym rejestrze mamy kartusz z imieniem Sneferu [w zapisie s-nfr-f-r (płat płótna=s, serce i krtań=nfr, żmija rogata=f, usta=r)], a poniżej mamy dwa zniszczone rejestry. Na podstawie tego tekstu egiptolodzy ustalają okres panowania Khufu na 23 lata. W jaki sposób? Bardzo prosty: "wiemy, że następcą Sneferu był Khufu, w rejestrze znajdującym się poniżej tego, który dotyczy Sneferu zachowała się liczba 23 lat panowania, co prawda bez imienia, ale to nic nie szkodzi." Innymi słowy: "wiemy, że był, bo wiemy". Ale skąd wiemy? Może z innych list królów? Zobaczmy. Kolejną listą, obejmującą dynastie I-V jest nie mniej słynny od papirusu turyńskiego kamień z Palermo. Kamień ten jest częścią "roczników królewskich" wyrytych na bazaltowej płycie, której całości niestety nie znamy, gdyż zachowały się tylko jej fragmenty - oprócz kamienia z Palermo duży fragment znajduje się w Kairze, a kilka mniejszych głównie w Londynie. Pod tym linkiem można zobaczyć rysunek płyty z zaznaczeniem zachowanych fragmentów. Jak widać nie jest ich wiele, co jest ogromną stratą dla egiptologii, gdyż "roczniki królewskie" pochodzą z czasów V dynastii, są więc najstarszym istniejącym dokumentem tego typu. Niestety znane nam fragmenty "roczników" nie zaspokoją naszej ciekawości odnośnie Khufu, gdyż wpisy dotyczące następców Sneferu nie zachowały się.
Dołączona grafika
W dolnej części kamienia z Palermo można dostrzec kartusz z imieniem Sneferu [tym razem w zapisie s-nfr-r-w] (nieco powiększony kartusz dodałem z lewej strony zdjęcia), niestety po opisie dwóch pierwszych lat jego panowania, zachowany fragment się kończy. Szukajmy zatem dalej i rzućmy okiem na tablicę z Karnaku znajdującą się w wielkiej świątyni w Karnaku i pochodzącą z okresu panowania Totmesa III. Niestety i tym razem nasze nadzieje są płonne - numerem drugim zanaczony jest kartusz z imieniem Sneferu, następny, trzeci kartusz należy natomiast do Sahure z V dynastii - po Khufu nie ma ani śladu. Szczęśliwie pozostały nam jeszcze dwa dokumenty; obydwa pochodzące z XIII w. pne. - pierwszy z nich to tablica ze świątyni Seti I-go (ojca Ramzesa II) w Abydos, drugi zaś pochodzi z grobowca Tiuneroya urzędnika Ramzesa II w Sakkarze. Na obu tych tablicach możemy (wreszcie!) odnaleźć imię interesującego nas faraona.
Interesujący nas fragment tablicy z Sakkary wygląda tak:
Dołączona grafika
link do całości
A tablicy z Abydos, tak:
Dołączona grafika
link do całości
Na pierwszej z nich interesuje nas kartusz numer 17, na drugiej numer 21. Druga ilustracja jest wreszcie zdjęciem, a nie tylko rysunkową rekonstrukcją, możemy więc zobaczyć szczegóły oryginału. W dolnej części fotografii powiększyłem górną część kartuszy 21 i 22. Zrobiłem to z tego względu, aby uwidocznić nie dający się ukryć fakt, że pierwsze hieroglify w obu kartuszach są takie same. A przecież jeden z nich ma reprezentować głoskę "kh", a drugi "r(a)". W kartuszu nr 21, który ma należeć do Khufu, koło nie jest przecięte poziomymi liniami, nie jest więc głoską "kh"!, a skoro w trzech kolejnych karuszach pierwszy hieroglif reprezentuje słońce i głoskę "r(a)" ("r" ze słabym przydechem), bo kartusze te należeć mają kolejno do Djedef-Re, Khaf-Re i Menkau-Re, to nie ma innego wyjścia jak uznać, że i w kartuszu 21 mamy do czynienia z hieroglifem "r(a)". W poniższej tabelce przedstawiłem zapisy imienia Khufu i jego transliterację w czterech miejscach:
1. w piramidzie Cheopsa
2. na tablicy z Sakkary
3. w papirusie Westcar
4. na tablicy z Abydos
Dołączona grafika
Oczywiście różnicą najbardziej rzucającą się w oczy jest inny (w porównaniu z pozostałymi zapisami) trzeci hieroglif na papirusie Westcar, ale ta akurat różnica nie ma żadnego znaczenia bowiem hieroglif ten - przedstawiający zwój liny - jest ekwiwalentem hieroglifu przedstawiającego pisklę przepiórki, obecnego w pozostałych zapisach i tak jak tamten reprezentuje głoskę "w". Jeśli jednak spojrzymy na transliterację, to zauważymy, że tylko dwa zapisy są do siebie podobne, a mianowicie zapis 2 i 3, różnią się bowiem tylko brakiem ostatniego "f" w zapisie nr 3. Jeśli natomiast porównamy zapisy 1 i 2 to stwierdzimy, że o ile pierwszy należy przeczytać kh-w-f-w, to drugi kh-f-w-f. To tak jakbyśmy pisali raz Adam, a kiedy indziej Dadm i utrzymywali, że chodzi o to samo imię. Zupełnie kuriozalny jest natomiast zapis oznaczony nr. 4, w którym nie ma głoski "kh", lecz "r(a)" (co zobrazowałem po prawej stronie czwartej linijki, wpisując jako pierwszy hieroglif poprawny, pełny znak "r(a)"), a wtedy kartusz powinien byc odczytywany f-w-r(a) - (Fure). Czyżby Egipcjanie nie znali imienia faraona, który zbudował największą piramidę? A może raczej graffiti z komór odciążających nie mają nic wspólnego, oprócz użycia podobnych, czy nawet tych samych (ale w innej kolejności!) hieroglifów, z faraonem(ami) umieszczonymi na listach królewskich? Najwyraźniej tak właśnie jest, chyba że podejrzewamy egipskich pisarzy o analfabetyzm lub złą wolę!

Wróćmy do piramidy. Imiona Khufu wpisane w kartusz mają być dowodem na istnienie takiego faraona i jego autorstwo wielkiej piramidy. Ale w kartuszach znajdują się nie tylko imiona Khufu i Khnum Khufu, ale równiez samo imię Khnum. Jest to imię mało w gruncie rzeczy znaczącego w egipskiej religii boga, którego ośrodek kultowy znajdował się na Elefantynie. Był on przedstawiony jako człowiek z głową barana, a jego "zajęciem" było lepienie ludzi z gliny (ściśle, tworzenie ich na kole garncarskim). Kiedy człowiek miał sie narodzić Khnum tworzył zarówno jego ciało, jak i ducha. Był więc stwórcą każdego człowieka, zarówno w jego aspekcie cielesnym - doczesnym, jak też duchowym - wiecznym. Można go więc uznać za opiekuna każdego z ludzi. I tu dochodzimy do sedna. W zapisach imion egipskich nie używano determinatywów gramatycznych, w związku z tym przekład imienia na języki współczesne jest pewną konwencją. W kartuszu mamy zapisane np. słowa "Khnum" i "opiekować się", albo "Re" i "cieszyć się" i to my interpretujemy je jako "Ten, który jest pod opieka Khnuma", albo "Ten, który jest radością Re", chociaż można równie dobrze odczytać je jako "Khnum opiekun", albo "radość Re". W "Księdze wyjścia w dzień", w słynnej spowiedzi negatywnej, jest wymienionych 42 bogów, chociaż nie pada imię żadnego z nich. Są oni określeni poprzez podanie miejsca ich kultu i przydomka. Przydomki bogów, często zastępujące ich właściwe imiona są zresztą znane także z innych kultur. I dokładnie tak jest w tym przypadku - zamkniete w kartusze słowa "Khnum", "Khufu" i "Khnum Khufu" są imieniem i przydomkiem boga i znaczą po prostu - (bóg) Khnum, Opiekun, Khnum Opiekun .
Podobnie ma się kwestia z napisem, mającym jakoby być imieniem horusowym Khufu. Imie horusowe było w Egipcie zawsze zapisywane w tzw. serechu. Był to kwadrat, którego dolna część przedstawiała schematycznie fasadę pałacu, a w górnej wpisywano imię. Powyżej przedstawiony był sokół - Horus, siedzący na tym kwadracie. Podkreślam - sokól znajdował się nad kwadratem z imieniem. Przykłady serecha (ilustracje pochodzą z księżki K.Ciałowicza, Początki cywilizacji egipskiej):
Dołączona grafika
Ten zwyczaj był stosowany przez całą historię Egiptu. Tymczasem zaprezentowane przez Aquilę rysunki pokazują jeden ciąg znaków wpisany w prostokątną ramkę, nie ma tam nawet śladu serecha! Oczywiście można powiedzieć, że jest to bardzo wczesny okres historii, ale zaprezentowane wyżej przykłady zapisu imienia horusowego są jeszcze wcześniejsze. Można też powiedzieć, że jest to odręczny napis wykonany przez jakiegoś nadzorcę z kamieniołomów. Ale na pierwszym od prawej zdjęciu mamy przykład serecha również zapisanego odręcznie przez kogoś, kto dokonywał wysyłki dzbana z jakimś płynem na dwór faraona. Zapis jest tak uproszczony, że do dziś trwają spory czyje imię jest tam zapisane - a mimo to prawidłowa struktura serecha jest świetnie widoczna. Na napisach w komorach odciążających nie ma żadnego imienia horusowego, jest po prostu imię boga i jego przydomek - "Horus, Który Uderza". I to wszystko!
Jak wspomniałem wcześniej, piramida była światynią, była przybytkiem łączącym różne aspekty i sfery rzeczywistości - w tym konkretnym przypadku łączyła poziomy uniwersum - niebo (Horus), ziemię i ludzkość (Khnum) i świat podziemny. Obecność imion władcy nieba i opiekuna ludzkości nie jest w tym kontekście niczym zaskakującym.

W poszukiwaniu oryszalku.

W Kritiasie znajduje sie wiadomość, że Atlantydzi znali dziwny metal - orichalkos "górski metal", który miał być metalem "świecącym jak ogień", czy też "o kolorze ognia" i drugim po złocie najcenniejszym z minerałów, a którego w czasach klasycznej Grecji już nie znano - pozostała tylko jego nazwa. Jak pisałem w poprzednim wpisie Kritias nie jest moim zdaniem zbyt wiarygodnym źródłem, tu jednak, wyjątkowo, powołuję się na niego, gdyż nazwa "orichalkos" pojawia sie także w innych pismach antycznych, po raz ostatni w Eneidzie Wergiliusza, gdzie oryszalk jest opisany jako biały metal. Przyznaję, że tak różnoące się opisy są nieco zaskakujące, ale może uda nam się dzięki temu trafić na trop tego tajemniczego metalu. Zacznijmy od tego, że twierdzenie, iz metal ten nie był znany Grekom może być tylko pozornie prawdziwe. Być może był to metal doskonale znany Grekom i Egipcjanom z połowy pierwszego tysiąclecia pne., tyle tylko, ze nie kojarzyli go ze starą nazwą? Innymi słowy - w tradycji egipskiej pozostała pamięć o jakimś cennym metalu, który jednak wyszedł z użycia i przez wiele wieków, a nawet tysiącleci był zapomniany. Kiedy więc ten metal znów się pojawił, nikomu nie przyszło do głowy, że ta "nowość" była znana starej cywilizacji saharyjskiej i przodkom Egipcjan. Mielibyśmy więc do czynienia z metalem, który Egipcjanie (i Grecy) poznali stosunkowo niedawno przed wizytą Solona i który ma dziwny kolor - to biały, to znów żółty lub pomarańczowy jak ogień i który był w dawnych czasach niemal tak cenny jak złoto. No i nie zapominajmy o tym, że był wydobywany w górach Atlasu. Ten opis dość dobrze pasuje do jednego tylko, znanego i nam metalu.

Przenieśmy się do Gizy, gdzie pewnego pięknego dnia, w piątek 26 maja 1837 roku przytrafiło się niezwykłe znalezisko. J. R. Hill współpracownik pułkownika Vyse'a w trakcie jego prac w wielkiej piramidzie otrzymał zadanie przebicia zewnętrznych kamieni w celu znalezienia wyjścia kanału prowadzącego z komory króla ku południowej ścianie piramidy. Swoje zadanie wykonał skutecznie znaną nam z eksploracji wnętrza piramidy "wybuchową" metodą. Mówiąc po prostu, w ciągu kilku dni wysadzał fragment po fragmencie zewnętrzne warstwy kamieni na wysokości, na której, według obliczeń ekipy, powinno się znajdować wyjście kanału. Plan powiódł się w stu procentach i wyjście kanału zostało odsłonięte. Najistotniejsze jest jednak co innego - w trakcie oczyszczania miejsca wybuchu Hill znalazł kawałek metalu zaklinowany między kamieniami obok odsłoniętego przez serię wybuchów wyjścia kanału. Była to blaszka mająca w najgubszym miejscu mniej niz 0,5 cm grubości, o wymiarach mniej więcej 26 na 8,6 cm i kształcie nieregularnego prostokąta. Hill w swoim raporcie stwierdził, że miejsce znalezienia tego kawałka metalu wskazuje ze stuprocentową pewnością, że musiała ona znaleźć się wewnątrz piramidy w trakcie jej budowy. Innymi słowy wykluczył możliwość, iż znalezisko mogło znaleźć się wewnątrz piramidy wślizgując się między kamieniami w jakimś momencie po ukończeniu budowy. Ten drobny kawałek metalu - znajdujący się dziś w Muzeum Brytyjskim, był jednym z najbardziej komentowanych odkryć ekipy Vyse'a. Powodem tego zainteresowania był materiał, z którego był on wykonany. Było to żelazo - dziwny biały metal, który w pewnych warunkach pokrywa się pomarańczowo-żółtym nalotem i którego złoża do dziś można znaleźć w Atlasie. Ale żelazo w połowie III tysiąclecia pne.? Przecież każde dziecko wie o tym, że żelazo pojawiło sie za sprawą Hetytów w Azji Mniejszej tysiąc lat później! A jednak poza wszelkimi wątpliwościami jest to żelazo - i to żelazo pochodzące z Ziemi, a nie z meteorytu, gdyż nie zawiera, charakterystycznej dla meteorytów żelaznych domieszki niklu. Badania przeprowadzone w latach 1989 i 1993 wykazały, że płytka jest wykonana z dość zanieczyszczonego żużlem i węglem żelaza i ma strukturę warstwową. Została więc uzyskana przy użyciu metody dymarkowej, a następnie poprzez obróbkę kowalską. Co do tych faktów autorzy obu badań są zgodni - prawdę mówiąc, w ogóle są zgodni co do faktów, natomiast różnią sie interpretacjami - tam gdzie autorzy pierwszego badania dostrzegają prymitywną technologię, autorzy drugiego są skłonni widzieć niedbalstwo wykonawców, itp. Ogólnie rzecz biorąc Autorzy badania z roku 1993 interpretują jego wyniki tak, aby zakwestionować datowanie powstanie tego znaleziska na czasy starożytne. Nie odpowiadają jednak na proste pytanie - w jaki sposób blaszka znalazła sie wewnątrz piramidy Cheopsa. Autor tekstu, który znajduje się pod tym linkiem (gdzie można również zobaczyc zdjęcia płytki) wysuwa sugestię, że Hill nie zbadał dokładnie miejsca w którym prowadził swoje prace, więc nie należy brać jego słów za dowód, że blaszka nie mogła znaleźć sie wewnątrz piramidy po jej wybudowaniu. Wydaje się jednak, że sugestia ta nie wytrzymuje krytyki - Hill musiał i to wielokrotnie, tzn. przed każdym kolejnym wybuchem bardzo dokładnie badać ułożenie kamieni i szczelin między nimi, aby precyzyjnie założyć materiał wybuchowy i otrzymać oczekiwany przez siebie rezultat wybuchów. Jego słowa są więc godne zaufania, tym bardziej, że zostały przyjęte bez zastrzeżeń przez dobrze go znających Vyse'a i Perringa. Mamy więc również trzeci pochodzący z cywilizacji atlantydów przedmiot - i to w samym centrum naszego sporu :-). Ten kawałek żelaza jest zapewne fragmentem piły do cięcia kamiennych bloczków, z których wykonany jest kanał prowadzący do komory króla. O ile bowiem kamienie rdzenia nie musiały być bardzo precyzyjnie obrobione, a w związku z tym ich obróbki można było dokonać przed ich przetransportowaniem na miejsce ułożenia, to kamienie tworzące kanał, musiały bardzo dokładnie do siebie pasować, gdyż inaczej nie można byłoby zapewnić jego ciągłości i trwałości. Z tego względu ich ostateczna obróbka odbywała się zapewne już w trakcie ich układania. Miejsce znalezienia płytki jest więc dodatkowym argumentem na rzecz prawdziwości stwierdzenia Hilla.

I w ten oto sposób dobrnęliśmy szczęśliwie do końca dzisiejszego wpisu. Dziękuje wszyskim, którzy wytrzymali aż do tego miejsca i zapraszam do śledzenia kolejnych etapów naszych z Aquilą zmagań.

[edit: rozbiłem tekst na akapity - mam nadzieję, że będzie się go łatwiej czytać.]

Użytkownik mamma edytował ten post 22.03.2010 - 22:21

  • 8

#8

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam ponownie.


W komentarzach do debaty możemy przeczytać:

Nie bardzo wiem, gdzie ci panowie mają się spotkać, ewentualnie zderzyć i czy ich teorie w ogóle się wykluczają.


Co jest niestety w dużej części prawdą. Mamma póki co wydaje się ignorować wszystkie przesłanki przemawiające za egipskim pochodzeniem piramid (w tym piramidy Chufu) i zamiast tego skupiać się na czymś, czego nie jest w stanie potwierdzić. Z jednej strony cieszę się, że faktycznie nie zaśmieca się tego tematu bajerami o kryształach, haubicach energetycznych, laserach itp, ale z drugiej strony otrzymujemy kwiatki takie jak ten:

Niestety nie potrafię wskazać ruin atlantydzkich miast i osiedli, ani osiedli należących do ich egipskiej koloni z całkiem prozaicznego względu - leżą one pod piaskami Wielkich Ergów lub pod wodą, a w Egipcie także pod warstwami osadów naniesionymi przez Nil do jego delty. Nie potrafię także, wzorem Lucyny Łobos, tupnąć noga w piasek i powiedzieć: "tu kopcie, a znajdziecie". Dlatego też moje dowody mogą być tylko pośrednie.


Czyli wspomniane już przeze mnie „dowody na pewno istnieją, ale są zasypane pod piaskiem, zalane wodą i nie sposób do nich dotrzeć”.

Też mógłbym pobawić się w podobne „dowodzenie”:

„Piramidy zbudowała cywilizacja posługująca się helikopterami. Wiem, że tak było, ale nie udowodnię Wam tego, ponieważ wszystkie fabryki, rafinerie, warsztaty, lądowiska itp są ukryte głęboko pod piaskiem środkowej Sahary. No ale uwierzcie mi na słowo, że mam rację ;)

Nie wiem, mammo, czy to zauważasz. Jeżeli nie, no to zauważ wreszcie. Jeżeli tak – to jakim cudem traktujesz to jako jakiekolwiek dochodzenie do prawdy?

Prezentujesz nam teorię, według której w północnej Afryce istniała „zaginiona zaawansowana cywilizacja”, która to wyemigrowała z jakichś przyczyn do pewnych części Egiptu i tam, jakieś dwa czy trzy tysiące lat wcześniej, wybudowała piramidę Chufu.

W tym momencie ignorujesz jednak wszystko to, co zostało napisane przeze mnie wcześniej – znamy historię tych ziem i ludzi ją zamieszkujących. Posiadamy materialne dowody (w postaci przedmiotów wydobytych z wykopalisk) które jasno wskazują nam jak wyglądał rozwój ludzi w tym regionie. Nie ma tam miejsca na żaden „skok technologiczny”, żadną „zaawansowaną cywilizację”. I Ty, mammo, na pewno doskonale o tym wiesz. Jak zatem maskujesz ten fakt? Właśnie słowami „niestety nie potrafię wskazać ruin atlantydzkich miast i osiedli, ani osiedli należących do ich egipskiej koloni z całkiem prozaicznego względu - leżą one pod piaskami Wielkich Ergów lub pod wodą, a w Egipcie także pod warstwami osadów naniesionymi przez Nil do jego delty.”

Muszę Cię, oraz tych, którym teoria ta przypadła do gustu, niestety rozczarować. Argument, że „osiedla Atlantów” leżą pod rzekomo niedostępną warstwą mułu, piasku, osadów itp jest mocno naciągany. Znamy dziś bowiem bardzo wiele starożytnych osiedli które istniały w delcie i jej okolicach i nie mamy absolutnie żadnego problemu z odnajdywaniem przedmiotów, jakie ówcześni ludzie po sobie pozostawili. Wspomnę tu o starożytnych egipskich miastach leżących w tym rejonie (w delcie Nilu) jak Hut-waret (Avaris), Per-Bast (Bubastis), Taremu (Leontopolis), Sais (stolica wspomnianej już dynastii Saickiej), Djanet (Tanis) czy Naukratis.

Dodajmy do tego wspomniane już Per-Wadjet, którego historia sięga tysięcy lat wstecz – na długo przed zjednoczeniem Egiptu czy też osiedla lub obszary nazwane Merimda czy Kom W. Ich powstanie datuje się na okres mniej więcej odpowiadający okresowi, w jakim mamma widzi zamieszkiwanie tam Atlantów. Nie możemy też zapomnieć o Tell el-Farcha, stanowisku w którym polscy archeolodzy dokonali ciekawych odkryć. Osiedle tam odkryte jest starsze niż państwo egipskie.

Co łączy te wszystkie miejsca? Na przykład to, że leżą w delcie Nilu, ponoć „sprawiającej, że wszelkie ślady znikają”. Wszystkie też (sięgające okresu o którym mówi mamma) nie prezentują absolutnie niczego niezwykłego – w sensie takim, że brak jakichkolwiek śladów sugerujących przybycie na te tereny jakichś niezwykłych gości.

Jak już wspomniałem – ówcześnie żyjący tam ludzie mieszkali w szałasach i posiadali narzędzia z krzemienia. Nie tak chyba wyobrażamy sobie „Atlantów” :)

Dlatego nie sposób tłumaczyć tego, że nie znaleźliśmy tam śladów Atlantów tym, że „ich miasta gdzieś tam są, ale ich jeszcze nie odkryliśmy, bo... (i tutaj wstawić jakiś dramatyczny powód)”

Prawda jest prosta i zapewne nieco nudna dla tych, którym podobają się opowieści o Atlantydzie – nie znaleźliśmy żadnych śladów po cywilizacji Atlantów, ponieważ ich nie ma. Nie dlatego, że „trudno je odkryć”, nie dlatego, że „są zasypane”, nie dlatego, że „ktoś je ukrywa”. Jak już mówiłem (o czym kolega mamma zdaje się zapomniał) znajdujemy w całym Egipcie narzędzia i ślady osad ludzi żyjących na tym terenie od bardzo dawna. Wiemy, na jakim poziomie żyli ludzie zamieszkujący tamte ziemie 50 000, 25 000, 10 000, 7000 czy 5000 lat temu. Odnajdujemy prawdę na temat tych ludzi dzięki nieprzerwanemu strumieniowi przedmiotów, jakie po sobie pozostawili. Gdyby w jakimkolwiek momencie historii Egiptu pojawili się tam nowi przybysze (a tym bardziej – wznoszący się ponad przeciętność) to napotkalibyśmy ślady po ich bytności tak samo jak napotykamy tysiące śladów po bytności ludzi, którzy żyli tam wcześniej. Jak było też wspomniane – gdyby w Egipcie żyła jakakolwiek nieznana zaawansowana cywilizacja, to znaczy, że była cywilizacją niesamowitych czyściochów. Przybyli, postawili sobie miasta, sprowadzili zaawansowane narzędzia, a potem postanowili zniknąć i zrobili to tak doskonale, że nie pozostawili po sobie absolutnie żadnego śladu ;) To tak, jakby na przykład nagle zmienić teren USA w dziewiczą puszczę i usunąć całkowicie wszelkie ślady istnienia Amerykanów :)

Co więcej – nie dość, że nie znaleźliśmy śladów takiej cywilizacji Atlantów w Egipcie, to nie odkryto ich... nigdzie. Libia, Tunezja, Algieria... cokolwiek mamma sobie wyliczy, wszędzie natrafi na pustkę. Ilość artefaktów tej „cywilizacji” (a nawet „niezwykle wybijających się ponad normalny rozwój ludzi”) jakie zostały odnalezione w całej Afryce, Europie czy Azji wynosi... zero.

Mamma wyręczył mnie nieco w innej kwestii. Przedstawił dialogi Platona i ogólną historię Atlantydy tam opisaną – Atlantydy wojowniczej, której celem było podbicie obcych lądów. Naprzeciw jej potędze stają słabsze wojska Hellady (nie istniejącej jakieś 10 000 – 12 000 lat temu wg opowieści Platona i jakieś 7000 lat temu wg wersji mammy) i zwyciężają. Czyżby ta opowieść to echo bojów grecko-perskich sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat (dla współczesnych ludzi najlepiej chyba znanych dzięki filmowi „300”)? ;) Gdzie zaś w tym wszystkim, w tej opowieści o żądnych podboju napastnikach z wyspy Atlantydy, pasuje obraz „niezwykle zaawansowanej i mądrej cywilizacji, posiadającej wspaniałe kryształy mocy i budującej piramidy dla zachowania jakiejś tajemnej wiedzy”? Gdzie atlantydzkie łuki, rydwany i triremy pasują do „haubic energetycznych” i „niesłychanej technologii”? Oto jak przekaz oryginalny – pismo Platona, stało się w czasach współczesnych kompletnie wypaczone. Poza tym Atlantyda to tak naprawdę mit XIX - XX wieczny, nawet starożytni nie traktowali bowiem w większości tej opowieści poważnie – powstawały nawet parodie tekstu Platona. Dopiero niedawno nastąpił niesamowity boom rozmaitych opowieści o tym mitycznym kraju a internet – najbardziej interaktywne medium tego świata, daje wręcz wspaniałe możliwości propagowania rozmaitych, choćby najbardziej absurdalnych, teorii. To mniej więcej to samo, co rozpowszechniony tak na dobrą sprawę w XIX wieku mit o rogatych hełmach wikingów ;)

Przejdźmy teraz do innego miejsca, w którym mamma ponownie stara się robić wszystko, aby podpasować Atlantydę do swojej teorii.

Atlantyda została wyraźnie opisana jako wyspa. Jeżeli chcemy już wierzyć w jej realne istnienie jak i przyjmować absurdalne datowanie tej mitycznej cywilizacji (przesuwające je, bez żadnych dowodów, tysiące lat przed inne cywilizacje starożytne) to czemu mamy nie przyjąć, że Platon faktycznie miał na myśli wyspę a zamiast tego mamy wstawiać w to miejsce zupełnie bezpodstawnie Saharę? W tej opowieści to akurat jedna z najbardziej sensownych części (skoro nie odnaleziono absolutnie nigdzie ani śladu jakiejkolwiek cywilizacji mogącej być tą mityczną Atlantydą) tej historii. Jednak mamma doskonale wie, że opcja z wyspą nie przejdzie, a przynajmniej nie w tej debacie, więc musi nieco zmienić tę historię.

Położenie Atlantydy jest, jak na starożytnego autora, opisane dość dobrze. Oto parę cytatów z Timajosa i Kritiasza - zobaczmy sami:

Pisma nasze mówią, jak wielką niegdyś państwo wasze złamało potęgę, która gwałtem i przemocą szła na całą Europę i Azję. Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze tam było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed wejściem, które wy nazywacie Słupami Heraklesa. Wyspa była większa od Libii i od Azji razem wziętych. Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z niej przejście do innych wysp.


Wtedy to, Solonie, objawiła się wszystkim ludziom potęga waszego państwa: jego dzielność i siła. Wasze państwo stanęło na czele wszystkich, zachowało równowagę
ducha, rozwinęło sztuki wojenne i już to na czele Hellady, już też odosobnione, bo inni je opuścili z konieczności, w skrajne niebezpieczeństwo popadło, jednak pokonało najeźdźców i wzniosło pomnik zwycięstwa; nic pozwoliło ujarzmić tych, którzy jeszcze nie byli ujarzmieni, i nam wszystkim, którzy zamieszkujemy po tej stronie Słupów Heraklesa, zachowało wolność, nie zazdroszcząc jej nikomu. Później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedna noc okropna - wtedy całe wasze wojsko zapadło się pod ziemię, a wyspa Atlanlyda lak samo zanurzyła się pod powierzchnię morza i zniknęła. Dlatego i teraz tamto morze jest dla okrętów niedostępne i niezbadane; bardzo gęsty muł sianowi przeszkodę - dostarczyła go wyspa zapadająca się na dno.



Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie, powstało wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rządami królów, władające nad całą wyspą i nad wieloma innymi wyspami i częściami lądu stałego. Oprócz tego po tej stronie tutaj oni panowali nad Libią aż do granic Egiptu i nad Europą aż po Tyrrenię. Więc ta cała potęga zjednoczona próbowała raz jednym uderzeniem ujarzmić wasz i nasz kraj i całą okolicę Morza Śródziemnego.


Więc przede wszystkim wspomnijmy, jak to głównie o to szło, że dziewięć tysięcy lat minęło, odkąd podanie przekazało wojnę między tymi, co mieszkali poza Słupami Heraklesa, a tymi wszystkimi, co po naszej stronie. Ją trzeba teraz przejść od początku do końca. Więc podanie mówiło, że nad jednymi panowało to państwo i stoczyło tę całą wojnę, a nad drugimi królowie wyspy Atlantydy, o której mówiliśmy wtedy, że była większa od Libii i od Azji, a teraz się skutkiem trzęsień ziemi zapadła i zrobiło się z niej błoto nie do przebycia dla tych, którzy stąd wypływają na tamto morze - drogi już nie ma tamtędy.


Jak się poprzednio o przydziałach bogów mówiło, że podzielili między siebie całą ziemię i taki przydział był raz większy, a nieraz i mniejszy, i urządzili sobie świątynie i ofiary, tak też i Posejdon dostał w udziale wyspę Atlantydę i osadził tam potomków swoich i jednej kobiety śmiertelnej w jakiejś takiej okolicy wyspy. Od brzegu morza aż do środka całej wyspy była równina. Najpiękniejsza miała być ze wszystkich równin i zadowalającej była wartości. Blisko tej równiny, ale znowu ku środkowi jakoś na pięćdziesiąt stadiów oddalona, była góra, niewysoka, ze wszystkich stron. Tam mieszkał jeden z tych ludzi, którzy się tam na początku byli urodzili z Ziemi, a nazywał się Euenor. Mieszkał tam z żoną Leukippą. Oni mieli jedyną córkę Kleiło. Kiedy dziewczyna była już na wydaniu, umiera jej matka i ojciec. A ją sobie upodobał Posejdon, więc obcuje z nią i pagórek, na którym mieszkała, ogrodził pięknie i odciął od reszty lądu naokoło, bo porobił z morza i z ziemi na przemian szereg większych i mniejszych kół współśrodkowych. Dwa z ziemi, a z morza trzy jakby cyrklem obrócił ze środka wyspy - ze wszystkich stron jednakowo były oddalone - tak że ludzie tam dostępu nie mieli. Bo okrętów i żeglugi jeszcze w tych czasach nie było. I sam tę wyspę na środku, jako bóg przecież, z łatwością pięknie urządził. Dwojakie wody źródłami spod ziemi na wierzch wyprowadził. Jedno źródło gorące, a drugie zimne z krynicy spływało i pożywienie różnorodne i dostateczne z ziemi wywiódł. Ż męskiego potomstwa pięć par bliźniaków spłodził i wychował, i całą wyspę Atlantydę na dziesięć części podzielił. Spośród najstarszych pierworodnemu matczyna siedzibę i cały dział okoliczny - a ten był największy i najlepszy .- przydzielił i ustanowił go królem nad innymi. Innych też uczynił panami. Każdemu dał panowanie nad wieloma ludźmi i nad rozległą ziemią. I wszystkim ponadawał imiona. Najstarszemu i królowi to, od którego cała wyspa i morze nazwę dostało - ono się nazywa Atlantyckie, dlatego że pierwszy król, panujący wtedy, miał na imię Atlas. (...) Najprzód wszystkie w kopalniach wygrzebywane kruszce i rudy do wytapiania. I to, z czego dziś tylko nazwa pozostała, a wtedy to było więcej niż tylko nazwa: kruszec z ziemi wykopywany, rodzaj mosiądzu, znajdował się po wielu miejscach wyspy - poza złotem najdroższy z ówczesnych produktów. I czegokolwiek las do robót ciesielskich dostarcza, tego wszystkiego przynosiła wyspa bez liku i zwierząt żywiła dość - udomowionych i dzikich. I gatunek słoni żył tam bardzo liczny. Było dość paszy dla wszystkich zwierząt, i dla tych, co w bagnach i stawach, i w rzekach mieszkają, i które się po górach i po dolinach pasą - dla wszystkich było dość, a więc i dla tego zwierzęcia, które ma wzrost największy i zjada najwięcej. Oprócz tego, jakie tylko wonności dzisiaj ziemia rodzi gdziekolwiek, korzenie i zioła, i drzewa, i soki, które ciekną kroplami, i kwiaty, i owoce - wszystko to wyspa wydawała i żywiła dobrze. A prócz tego winogrona szlachetne i zboża, które nam za pożywienie służą, i te owoce, które spożywamy, a nazywamy ich wszystkie gatunki strączkowymi, i to drzewo, które napój i pokarm, i olej wydaje, i te trudne do konserwowania owoce z drzew, które dla pobudzenia apetytu po kolacji podajemy i chorzy to bardzo lubią, wszystko to wtedy wydawała ta wyspa, będąca jeszcze pod słońcem, wyspa święta, piękna i przedziwna - w obfitości nieprzebranej.


Jak widać – co chwila pojawia nam się słowo „wyspa”. Wierzymy Platonowi, że opisuje prawdziwą krainę i prawdziwą, „zaginioną cywilizację”? Wierzmy więc, że chodziło mu o wyspę, nie umiejscawiajmy zaś tej Atlantydy gdzie nam akurat pasuje. Przy okazji zaznaczyłem fragment w którym mowa o tym wspomnianym przez mammę „niesamowitym metalu”. Nie zauważyłem w tych przekazach innego opisu tego materiału, tutaj zaś jest on dość skromny. Mówi jedynie, że był to „kruszec z ziemi wykopywany, rodzaj mosiądzu, znajdował się po wielu miejscach wyspy - poza złotem najdroższy z ówczesnych produktów”.

Dwie krótkie ciekawostki z tym związane – po pierwsze Platon mówi nam, że to był „rodzaj mosiądzu” (mosiądz to nie żelazo ;) ) a po drugie mówi nam, że „dziś tylko nazwa pozostała, a wtedy to było więcej niż tylko nazwa” – co raczej nie przemawia za żelazem, ponieważ było ono doskonale znane w czasach Platona czy też egipskich kapłanów o jakich mowa w tych tekstach (a nawet, jako żelazo pochodzące z meteorytów, znane dużo przed odkryciem sekretów jego wytapiania). Czy nie pasuje to – ten niesamowity, tajemniczy metal, do całego opisu tej wyspy? Widać wyraźnie, że opis ten jest niesłychanie nierealny – wyspa jest wręcz bajecznie bogata i opływa we wszelkie znane zasoby. Dlatego też idealnie pasuje do niej „fantastyczny, dziś już nieznany metal”. Więcej o tej metalowej płytce z piramidy będzie jednak w dalszej części wpisu.

Wracając jednak do położenia Atlantydy – choć nieustannie położenie Atlantydy jest w tekstach źródłowych podawane, Tobie, mammo, jednak ów tekst nie pasuje. Umiejscowienie jej w Afryce Północnej pomaga Ci usunąć w cień absurdalną opowieść o „zniknięciu kontynentu bez śladu”, lecz jest błędne z dwóch powodów (pomijając oczywiste olewanie słów Platona). Po pierwsze nie mamy absolutnie żadnego dowodu w postaci zachowanych artefaktów, które pozwoliłyby nam umieścić tę „zaginioną cywilizację” właśnie tam. Po drugie próbujesz wmówić nam, że Grecy nie zapuszczali się poza Sycylię. Piszesz:

W poszukiwaniu centrum tej cywilizacji nasza uwaga musi skupić się w północnej Afryce w rejonie Atlasu. Jest to zresztą jedyna logiczna lokalizacja. Jest ona co prawda pozornie niezgodna ze stwierdzeniem, że Atlantyda leżała za Słupami Heraklesa, ale wynika to z utożsamienia Słupów Heraklesa z Cieśniną Gibraltarską. Tymczasem takie utożsamienie nie jest bynajmniej oczywiste, a biorąc pod uwagę geograficzne horyzonty Greków okresu archaicznego (a więc z czasów tworzenia mitów) równie, o ile nie bardziej prawdopodobne jest stwierdzenie, że Słupy Heraklesa to wschodni Atlas i górzysta Sycylia. Jeśli spojrzymy na greckie kolonie w zachodnim basenie Morza Śródziemnego, założone przed połową VII w. pne. to łatwo dostrzec, że nie ma ani jednej, która byłaby położona na zachód od pionowej lini łączącej Sardynię z wybrzeżem Afryki. Zresztą nawet w późniejszych czasach poza tą linią powstały tylko trzy kolonie Jońskie - Alalia (na Korsyce), Massalia (Marsylia) i Emporion (na przylądku Creus mniej więcej na dzisiejszej granicy hiszpańsko-francuskiej). Kolonizacja grecka na zachodzie koncentrowała się niemal wyłącznie na Sycyli i na południu włoskiego buta. Zachodnia część Morza Śródziemnego była dla archaicznych Greków terra (a raczej aqua) incognita.


Co nie jest prawdą, lecz pomaga Ci w przeforsowaniu swojej teorii. Twoja teoria nie jest „pozornie niezgodna” – ona po prostu jest niezgodna ;) Próbując wmówić nam, że dla Greków morze za Sycylią było całkowicie nieznane możesz przesunąć sobie „Słupy Heraklesa” (za którymi to leżeć miała Atlantyda) nieco bliżej – tam gdzie akurat chcesz je (a zatem i Atlantydę) sobie wcisnąć – do północnej Afryki ;) Musiałeś jednak wspomnieć o greckich koloniach, które za Twoją linią „Sycylia-Atlas wschodni” się znajdowały – Alalii, Massalii i Emporionie, bo być może spodziewałeś się, że na pewno bym ich nie przeoczył. Ja dodam od siebie jeszcze Mainake (w Hiszpanii), Hemeroskopeion (Hiszpania), Rhode (niedaleko Barcelony, Hiszpania), Zakynthos (Hiszpania), Agathe, Olbię, Antipolis i Nikaię (wszystkie cztery we Francji – ostatnia zaś to dzisiejsza Nicea) oraz Monoikos (Monako). Jakby tego było mało – zachował się dziennik greckiego kupca z dzisiejszej Marsylii, który opisywał handel z miastami takimi jak Gades czy Tartessus – z czego oba leżały za Gibraltarem, na Hiszpańskim wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego.

Ale to nie koniec – umiejscowienie Słupów Heraklesa w Gibraltarze jest pewne. Inna starożytna nazwa tej cieśniny to na przykład „wrota Gadesu” (miasta leżącego niedaleko Gibraltaru – dziś jego nazwa brzmi Kadyks).

Dlatego też nie masz absolutnie żadnego powodu, aby umiejscawiać Atlantydę w tym miejscu, poza rzecz jasna chęcią wciśnięcia jej tam, gdzie wolałbyś, aby była ;) Wszystko wskazuje na to, że ta mityczna Atlantyda leżeć miała na Oceanie Atlantyckim.

A dlaczego pomysł z „zatopionym kontynentem” nie przejdzie w tej debacie? To proste. Nawet pomijając „fantastyczność” tego miejsca oraz fakt, że z Platona był taki historyk jak z gen. Jaruzelskiego bohater „Solidarności” (Platon nie zajmował się przekazami historycznymi – interesowały go filozofia itp, a nie historia narodów) i przyjmując, że faktycznie gdzieś za Słupami Heraklesa istniała owa wielka jak Libia i Azja (nie w dosłownym tych słów znaczeniu – wtedy Libia i Azja odnosiły się do znanych wówczas terenów, nie całych kontynentów) wyspa na której mieszkali Atlanci musimy zdać sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach opowieść o takim „zatopionym kontynencie” jest niezwykle naiwna.

Dawniej było inaczej – ludzie nie mieli pojęcia o płytach tektonicznych i ich ruchach ani nie byli w stanie w jakikolwiek sposób badać dno morskie. Dziś potrafimy to robić, a wyniki są dość jasne. Z pomocą przyjdzie nam Google Earth. Znaczną większość zdjęć w tym wpisie podam w postaci linków, żeby zaoszczędzić ich bezpośredniego ładowania. Warto otwierać je w osobnym oknie albo karcie, żeby mieć i je i tekst się do nich odnoszący stale pod ręką (okiem):
 

ZDJĘCIE SATELITARNE


POWIĘKSZENIE


To obszar znajdujący się „za Słupami Heraklesa” w sensownej bliskości (Atlantyda nie mogła leżeć zbyt daleko od lądu stałego z uwagi na ówczesne prymitywne okręty, niezbyt zdolne do zapuszczania się na otwarte oceany). Jak widać, nie ma w tym miejscu ani śladu po „wielkiej wyspie” która znikła dawno temu. Dno oceanu jest pofałdowane, lecz nigdzie nie ma „podstawy” która mogłaby wskazywać na istnienie w tym miejscu w dawnych czasach jakiegoś kontynentu. Wyobraźmy sobie bowiem nagle taką powiedzmy Islandię czy też Irlandię (dość małe to wyspy, ale już się poświęcę bo nawet i one doskonale pomogą mi w wyjaśnieniu tej kwestii) – te wyspy to nie tylko to, co widzimy gołym okiem. To nie wyłącznie pagórki, trawy, domy itp. To przede wszystkim czubek gigantycznej „góry” czy też płaskowyżu – coś w rodzaju Tybetu, „dachu świata”, lecz zamiast wspinającego się na powierzchni lądów - wystającego z dna morskiego. Każda wyspa, choćby najmniejsza, to w istocie wielka góra ze skał która wznosi się tak wysoko ponad poziom dna oceanu, że szczęśliwie wystaje ponad jego powierzchnię (dla przykładu powiem, że szczyt Mauna Kea na Hawajach ma wysokość ok. 4205 metrów n.p.m. ale jednocześnie wznosi się ok. 10200 metrów ponad dno oceanu, co sprawia, że ogólnie jest wyższy od Mt. Everestu, lecz pech sprawił, że ponad połowa tej góry jest zanurzona w wodzie). Jeżeli zatem chcemy, aby wyspa czy też nawet kontynent całkowicie znikła tak, aby nawet ślad po niej nie pozostał, to musielibyśmy przyrównać to do na przykład zrównania całych Tatr z ziemią – ich całkowitego wyrównania aby w ich miejscu powstała zwykła równina niczym nie różniąca się od powiedzmy Mazowsza. To niewyobrażalne – nawet największy potop nie byłby w stanie dokonać czegoś takiego a mówimy przecież o zaledwie jednym, małym paśmie górskim – Tatrach. Gdzie im do rozległej wyspy? To można byłoby przyrównać do całkowitego zrównania Tybetu i Himalajów tak, aby nie pozostał po nich żaden ślad a jedynie płaska równina. Po zalaniu Polski Tatry byłyby bowiem tylko punkcikami, nie „wielką i zaludnioną wyspą”. Dla lepszego zrozumienia co mam na myśli, oto parę przykładów:
 


To wybuch Świętej Heleny w roku 1980. Energia, jaka została wówczas wyzwolona to około 24 megatony (megatona to energia wyzwolona w wybuchu miliona ton trotylu) – 1600 razy więcej niż uwolniła bomba zrzucona na Hiroszimę. Góra, choć zmniejszyła się o jakieś 400 metrów, wciąż ma się dobrze i wspina na wysokość 2550 metrów. Nawet tak gigantyczna ilość energii nie była w stanie całkowicie wymazać tej góry z powierzchni ziemi.

Przejdźmy do innego przykładu:
 

W TYM MIEJSCU


Oto Krakatau, a właściwie miejsce po Krakatau. Pierwotnie miejsce to wyglądało bowiem nieco inaczej:
 

MIANOWICIE TAK


Erupcja wulkanu w 1883 roku zniszczyła wyspę – lecz mimo to nie sprawiła, że wszystko zapadło się bez śladu. Choć wybuch zmienił kształt wysp, zabił ogromną liczbę ludzi i spowodował bardzo wiele niezwykle interesujących skutków na całym globie (zachęcam do zapoznania się z tematem – to bardzo ciekawe) nie był w stanie wymazać nawet tak malutkiej wyspy z powierzchni oceanu.

Ostatnim przykładem będzie jedna z kandydatek na Atlantydę wg tych, co opowieść Platona traktują poważnie – Thira (Θηρα).
 

OTO I JA


Erupcja miała miejsce gdzieś w połowie II tysiąclecia p.n.e. a jej skutki widać na powyższym zdjęciu. Podobnie jak w przypadku Krakatau wyspa doznała poważnych zniszczeń, lecz do dziś dumnie wystaje ponad powierzchnię morza. Nawet tak potężny wybuch, który był w stanie urwać sporą część wyspy nie był w stanie usunąć jej całkowicie z powierzchni świata.

W przypadku Atlantydy zaś nie mówimy o „urwaniu kawałka wyspy” czy o jej „zalaniu”. Mówimy o jej całkowitym wymazaniu z dna morskiego tak, że nie pozostał po niej żaden geologiczny ślad. Ogromna ilość skał, jakie były zazwyczaj niewidoczne i znajdowały się poniżej powierzchni morza oraz tworzyły tę mityczną wyspę musiały po prostu rozsypać się na ogromnej przestrzeni tak, że dziś w miejscu owej Atlantydy jest zwyczajne dno morskie. Czy jest to możliwe?

Cóż, raczej nie jest :)

Dalej czytamy o saharyjskiej Atlantydzie, jej niezwykłym rozwoju i jej zniszczeniu z powodu zmian klimatu. No, niech już będzie, że opisywane przez Platona „zatopienie wyspy i utworzenie tam bagna takiego, że statki nie mogą już tam więcej pływać” ma oznaczać tak naprawdę „wysuszenie Sahary”. Niech już będzie, że tam kryć się miała cywilizacja Atlantów. Ja mam tylko pytanie - co takiego w tej Saharze było, że wyprzedziło Egipt aż o dwa – trzy tysiące lat w rozwoju? Przegoniło ludzi żyjących nie na sawannie, lecz w pobliżu niezwykle żyznych rzek – Nilu czy Eufratu. Dlaczego też ta niesamowita cywilizacja zbieraczy i myśliwych miała sprezentować Egipcjanom piramidy, nie pozostawiwszy ich nigdzie indziej? Jakim cudem na nawet wilgotniejszej Saharze udało się wyprodukować odpowiednie nadwyżki jedzenia potrzebne do wyżywienia tak wielu nie pracujących na roli budowniczych i inżynierów? Dlaczego też ta sama niezwykle zaawansowana cywilizacja pozostawiła w rejonie Sahary... zero artefaktów? ;) I proszę, nie mów nam w tej chwili „ależ miasta Atlantów istnieją, lecz pod piaskiem środkowej Sahary”, bo choć zapewne umiejscawiając Atlantydę w tym miejscu byłeś przekonany, że Sahara jest miejscem, gdzie nie da się prowadzić wykopalisk (więc tym samym obalić Twoją teorię), to jednak i tam są prowadzone badania.

Na przykład stanowisko w Gobero w Nigrze znajdujące się niemal pośrodku Sahary:
 

GOBERO


Odnaleziono tam ślady osady zamieszkiwanej nieprzerwanie od roku mniej więcej 8000 p.n.e. przez jakieś 5000 lat. Odkryto tam pozostałości ceramiki oraz narzędzi udowadniające, że żyjący tam ludzie trudnili się zbieractwem i łowiectwem. Oczywiście wśród wielu przedmiotów odkopanych w tym miejscu nie ma niczego, co wskazywałoby na „niezwykle zaawansowaną cywilizację”. Wskazuje na normalny poziom, wspólny wszystkim ludom żyjącym w północnej Afryce w tamtym okresie.

Inne miejsca wykopalisk to na przykład Uan Muhuggiag, Uan Tabu czy Uan Telocat z pustynnej części Libii lub Tassili n'Ajjer z południowej części Algierii. Również tutaj odnaleziono ślady bytności ludzi na tamtym obszarze sięgające nawet roku 8000 p.n.e. i oczywiście tutaj też nie znaleziono niczego, co mogłoby być śladem „zaawansowanej cywilizacji zdolnej budować piramidy”.

Dlatego, mammo, Twoja sztuczka z ucieczką w jedno z najbardziej niedostępnych miejsc świata się nie powiodła. Zapewne wybrałeś Saharę ponieważ myślałeś, że tam wszelki ślad po żyjących w tym miejscu tak dawno temu ludziach został zatarty, więc możesz umieścić tam Atlantydę bez obaw, że zostanie to szybko obalone. Gdyby to była prawda, wtedy Twoje słowa:

Niestety nie potrafię wskazać ruin atlantydzkich miast i osiedli, ani osiedli należących do ich egipskiej koloni z całkiem prozaicznego względu - leżą one pod piaskami Wielkich Ergów lub pod wodą, a w Egipcie także pod warstwami osadów naniesionymi przez Nil do jego delty. Nie potrafię także, wzorem Lucyny Łobos, tupnąć noga w piasek i powiedzieć: "tu kopcie, a znajdziecie". Dlatego też moje dowody mogą być tylko pośrednie.


Stałyby się idealną wymówką. Ot, „naprawdę bardzo chciałbyś wskazać nam miejsca atlantydzkich miast, lecz nie możesz z powodu tej złej Sahary!”

A tu niespodzianka – Sahara nie jest żadną przeszkodą nie do przejścia. Istnieje wiele miejsc, nawet położonych w centrum tej niegościnnej pustyni, w których prowadzone są prace wykopaliskowe. Nie dość, że wykopujemy stamtąd szkielety dinozaurów (np miliony lat temu na terenie dzisiejszej Sahary Eocarcharia dinops) to znajdujemy też dużo młodsze pozostałości – szczątki ludzkie sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat a także te z okresu o jakim mówi mamma – pomiędzy 7000 p.n.e. – 3000 p.n.e.

Zacytuję ponownie pewien fragment:

Aquila przedstawił bardzo wyczerpująco i kompetentnie prehistorię i wczesną historię Egiptu. Jedyną rzeczą, którą chciałbym do tego dodać jest to, ze znajomość prehistorii Delty jest o wiele mniejsza niż ma to miejsce w odniesieniu do Górnego Egiptu. Powodem tego jest fakt, że wykopaliska w Delcie natrafiały (i nadal natrafiają) na ogromne trudności, związane z niestabilnością terenu i wysokim poziomem wód gruntowych. Nawet dziś (przy nieco obniżonym od czasu powstania tamy asuańskiej poziomie wód gruntowych) stanowiska archeologiczne z epoki historycznej muszą być osuszane, a następnie zabezpieczane przed zalewaniem przez wodę, a stanowiska prehistoryczne w samej Delcie są niemal nieznane. Trudno więc oczekiwać szybkiego znalezienia materialnych śladów cywilizacji atlantydzkiej. Będziemy musieli poszukać mniej oczywiste dowody jej istnienia w Egipcie.


Bo ponownie jest uporczywą batalią o przekonanie czytelnika, że jednak gdzieś tam te ruiny miast Atlantów są, lecz biedni badacze nie są w stanie do nich dotrzeć i tym samym odkryć ich tajemnic. Jak już wiemy – nie jest to prawdą. Ale zacytowałem ten fragment, ponieważ jego końcówka jest niemalże definicją „teorii alternatywnych” i wspaniale je opisuje. Teoria „oficjalna” jasno mówi, że nie ma w historii Egiptu miejsca na „zaginioną, zaawansowaną cywilizację”. Nie mamy absolutnie żadnego śladu takiej cywilizacji, choć znajdujemy przedmioty z okresów wcześniejszych i z okresu, o którym mowa. Ale zwolennicy teorii alternatywnych nie mogą przecież pogodzić się z tym, że dowody materialne są przeciwko nim. Teorie w które wierzą, choć nie ma na ich poparcie absolutnie ani pół narzędzia, ani pół garnuszka a tysiące dowodów materialnych im absolutnie przeczy, muszą być jednak wg nich prawdziwe. Zatem doszukują się oni „mniej oczywistych dowodów” – czyli tak naprawdę czegoś, co nie wskazuje na Atlantów, ale jak na to spojrzymy mocno przymrużając oczy to możemy je podpasować pod swoje pomysły.

Przyznam, że nie rozumiem pojęcia „mniej oczywisty dowód”. Dowód albo jest, albo go nie ma. Jeżeli tysiące przedmiotów wykopanych w rejonie Egiptu czy też Sahary (w tym i delty Nilu ;) ) wskazują na wersję A, nie ma zaś ani pół dowodu wskazującego na wersję B, a jednocześnie wersja A wyklucza wersję B, no to tylko gorąca i ślepa wiara może nas wciąż trzymać przy traktowaniu B jako „prawdy”. Uwielbiam pewien cytat z „Czarnej Żmii” i dlatego choć wielokrotnie go już przedstawiałem, to zrobię to ponownie (lekko go zmieniając, ale to nie ma akurat znaczenia):

Londyn, XIX wiek. Podejrzanego znaleziono przy moście Tower z nożem w ręku, stojącego w zakrwawionej koszuli nad ciałem ofiary. Dziesięciu świadków widziało, jak dźgał ofiarę a przy zatrzymaniu przez policję krzyczał „i dobrze, że w końcu zaszlachtowałem tę świnię!”


W tej sytuacji chyba oczywiste jest, że podejrzany jest winny morderstwa. To jest zbiór „dowodów”. Zwolennik „teorii alternatywnej” widziałby w tym jednak „ślepotę policji”, która nie widzi, że przecież podejrzany jest niewinny, a morderstwa dokonał hrabia Drakula wraz ze Frankensteinem. Dowodem na to jest fakt, że jeden ze świadków widział godzinę wcześniej nietoperza, a pani Pukeforth gdzieś czytała wcześniej o Frankensteinie – no a skoro gdzieś o nim czytała, to przecież musi on istnieć, prawda?

No cóż, poczekajmy, w kolejnym wpisie zobaczymy jakie to są te „mniej oczywiste dowody”...

Tymczasem, drogi mammo, choć chciałeś ukryć Atlantydę w najsprytniejszym miejscu, nie udało Ci się ;) Następnym razem spróbuj ukryć ją w Rowie Mariańskim lub głęboko pod lodami Antarktydy – tamte miejsca jeszcze długo nie zostaną dobrze zbadane ;)

Następny fragment swojego wpisu poświęciłeś Krecie i sugestii, że mieszkający tam Minojczycy to bezpośredni „potomkowie” Atlantów z Sahary. Swoją teorię podparłeś książką „Dzieje Grecji” wydaną w 1994 roku. Być może powinieneś jednak, na potrzeby debaty toczącej się w roku 2010, zajrzeć do czegoś nowszego, wtedy być może napotkałbyś wyniki badań DNA przeprowadzonych w celu ustalenia pochodzenia tych intrygujących mieszkańców Krety.

Badania przeprowadził w bodajże 2008 roku Constantinos Triantafyllidis z Thessaloniki’s Aristotle University współpracując z badaczami z Grecji, USA, Rosji, Kanady i Turcji. Badanie DNA wykazało, że przodkowie cywilizacji minojskiej istotnie przybyli na Kretę drogą morską (to w końcu wyspa, nic dziwnego ;) ), lecz nie z rejonu Afryki, a Anatolii w dzisiejszej Turcji. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ponieważ rejon Anatolii był kolebką niezwykłych kultur które pozostawiły po sobie na przykład Çatal Höyük – dużą neolityczną osadę zamieszkiwaną mniej więcej w latach 7500 p.n.e. – 5700 p.n.e. Poza tym – Anatolia jest „tuż za rogiem”, podczas gdy pomiędzy Afryką północną w rejonie Atlasu a Kretą jest parę o niebo lepszych wysp do skolonizowania.

Dlatego też argument z Kretą staje się właśnie chybiony. Nie jest to zresztą nic nadzwyczajnego ani niespodziewanego – taki bowiem los czeka te teorie, które szukają realnie istniejącej Atlantydy i „dowodów” mających jej istnienie udowadniać...

Niezrażony tym, że Kreta nie tylko nie jest żadnym dowodem, ale nawet daleką, mglistą poszlaką na istnienie Atlantydy, kontynuujesz snując opowieści o Atlantach, którzy zamieszkiwali deltę Nilu. Jak już zostało powiedziane, również to miejsce wybrałeś zapewne dlatego, że liczyłeś na to, że Nil, woda i muł zakryją artefakty jakie musieli po sobie pozostawić ci uchodźcy z Atlantydy tym samym czyniąc je dla nas „niedostępnymi” i zwiększając szanse Twojej teorii. Jak zostało wykazane nie jest to prawdopodobny scenariusz, ponieważ delta Nilu nie jest miejscem, w którym prastare przedmioty giną bezpowrotnie a ludzie tam żyjący znikają bez śladu. W rejonie delty znajduje się wiele ruin miast i osiedli które datowane są na czasy predynastyczne – i nie mamy absolutnie żadnych problemów z wykopywaniem z tych ruin narzędzi z krzemienia i kości zwierząt. Dlatego, jak już wspominałem, nie masz absolutnie żadnego powodu aby opowiadać nam o „Atlantach w delcie Nilu po których nie pozostał ślad”. Skoro pozostały ślady po prymitywnych ludziach żyjących tam przed okresem o którym mówisz i ludzi żyjących tam po okresie o którym mówisz (a także w okresie o którym mówisz ;) ), to czemu nie znaleźliśmy tam ani pół śladu Atlantów i ich „niezwykle zaawansowanej cywilizacji”?

W swojej opowieści przechodzisz do momentu budowy piramidy:

Ta koegzystencja trwała również wtedy, gdy populacja Atlantydów zaczęła wzrastać i przesuwać się na południe, w stronę późniejszego Memfis. Ale pewnego dnia przybysze podjęli brzemienną w skutki decyzję - i teraz docieramy do kluczowego punktu opowieści - o wybudowania wielkiej piramidy. Ludzie znający rzemiosło kamieniarskie, dysponujący sprawną organizacją mogli wykonać to zadanie, tym bardziej, że budulec leży dosłownie u stóp piramidy. Jest jednak jeden istotny warunek: trzeba mieć kilka tysięcy ludzi do prostych, ale ciężkich prac. Skąd wziąć taką rzeszę pracowników. Najprościej "zatrudnić" prymitywnych, ale silnych tubylców. Zadanie zostało wykonane, ale jego konsekwencją była wzrastająca niechęć do obcych, która pozostała w pamięci potomnych jako wpomnienie o agresji Atlantydów na Egipt. Sytuacja była zresztą paradoksalna - tubylcy zapewne podziwiali obcych i uczyli się od nich, a z drugiej strony nie mogli zapomnieć ciężkiej, zapewne niedobrowolnej pracy do jakiej zostali zmuszeni ich przodkowie. Ta ambiwalencja jest widoczna u informatorów Herodota, którzy z jednej strony są dumni z wielkiej piramidy, a jednocześnie wylewają na jej budowniczego wiadra pomyj.


W tej opowieści wszystko jest piękne do czasu gdy skonfrontujemy ją z rzeczywistością. W swoim ostatnim wpisie zaprezentowałem jedno z najdonioślejszych odkryć związanych z piramidą Chufu – a jest nim miasteczko i cmentarz robotników. Wszyscy przecież wiemy, że na budowie muszą być zatrudnieni robotnicy. Domyślamy się też, że prawdopodobnie musieli być zakwaterowani w pobliżu miejsca budowy, aby nie tracić czasu na wędrówki z miejsca noclegu do miejsca pracy.

Jak już wiemy, odkryta osada powstała w okresie IV dynastii i znikła tuż po niej, tym samym wyznaczając nam okres w jakim budowano te monumenty. Odnalezione groby zaś przedstawiają nam prawdziwych budowniczych piramid – osoby których kości zostały zniekształcone z powodu długotrwałej ciężkiej pracy fizycznej. Dodatkowo w grobach tych zachowały się tytuły jakie nosili urzędnicy zatrudnieni na budowie (np „nadzorca jednej strony piramidy”) albo pseudonimy grup robotników, jakich nazwy odkryto na blokach w Wielkiej Piramidzie. Osada ta jak i cmentarz pochodzą z IV dynastii – nie ma w rejonie piramid absolutnie żadnego śladu po bytności na tym terenie „zaawansowanej cywilizacji” czy też „budowniczych” nie tylko w okresie tak względnie młodym jak jednoczenia Egiptu, ale też nigdy przedtem – a zatem rok 6000 czy 5000 p.n.e. w ogóle odpadają.

Jakby tego było mało, wspomniane również badanie izotopu węgla zawartego w materiałach organicznych wydobytych z piramidy wskazuje na jak najbardziej egipskie czasy ich budowy.

Poza tym – Egipcjanie wcale nie uważali Chufu za tyrana! Cała ta otoczka Chufu, jaką znamy ze źródeł Herodota wynika z błędnego pojęcia Greków (od których to Herodot czerpał swoje opowieści) o tamtych czasach. Jak już wspomniałem w poprzednim wpisie, pracownicy budujący piramidę wiedli ciężki, choć stosunkowo dobry żywot. Byli regularnie karmieni, cieszyli się doskonałą jak na owe czasy opieką medyczną a nawet dostąpili zaszczytu pochowania ich w pobliżu grobowca króla!

Papirus Westcar, o którym więcej opowiem za chwilę, opisuje Chufu jako władcę ciekawego świata oraz dobrotliwego. Gdy spodobały mu się nauki i sztuczki starego czarownika kazał się nim zaopiekować, oddał mu pokój w pałacu i rozkazał swoim sługom dobrze go karmić.

Jakby tego było mało – ojciec Chufu, król Snofru, zbudował sobie trzy piramidy – ogółem prace prowadzone przez Snofru przewyższały te, jakich dokonał jego syn – robotnicy za czasów Snofru przerzucili z miejsca na miejsce ogółem więcej bloków, niż za czasów Chufu. Snofru przewyższył Chufu jeśli idzie o budowanie monumentów, jednak zamiast jednej piramidy pozostawił po sobie mniejsze, ale za to aż trzy. A mimo to był bardzo kochany przez swych poddanych! ;)

Dopiero Grecy, którym budowanie takich monumentów było obce, nie rozumieli z czym mieli do czynienia. Musimy pamiętać, że opisy Herodota brały się głównie od Greków żyjących w enklawach w Egipcie. Enklawy te zachowywały swoją odrębność i nierzadko wykazywały nieznajomość kultury egipskiej a tym bardziej jej historii. Dlatego też opisy Herodota to źródło niezwykle wątpliwe jeżeli idzie o wiarygodność. Do Herodota jednak jeszcze na chwilę później wrócimy.

Dlatego też nie mamy prawa, aby osądzać Chufu w ten sposób a tym bardziej, aby wyciągać tak niesamowite wnioski jak ten mówiący o tym, że Egipcjanie znienawidzili Chufu ponieważ Atlanci ich źle traktowali. Jakby tego było mało, to przecież czemu Egipcjanie mieliby nienawidzić Chufu z tego powodu, skoro doskonale wiedzieli, że zbudowali ją Atlanci? ;)

Piszesz również:

Dlaczego jednak względy religijne kazały Atlantydom zbudować wielkim wysiłkiem wielki kamienny ostrosłup? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, chciałbym zwrócić uwagę na znamienny fakt, że wielka piramida różni się od innych swoją wewnętrzną strukturą: posiada trzy komory (jedna podziemną i dwie w korpusie piramidy), z których dwie posiadają tzw. "szyby wentylacyjne", wąskie kanały biegnące od komór ku zewnętrznym - północnej i południowej - ścianom piramidy.


Oraz:

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, piramida Cheopsa jest jedyną, która zawiera aż trzy komory, z których dwie znajdują się wysoko w korpusie piramidy, a żadna nie jest przystosowana do pochówku.


Co również nie jest do końca prawdą. Najwyraźniej nie zauważyłeś, drogi mammo, że myślą przewodnią całego mojego drugiego wpisu było wykazanie, że piramidy z Gizy tak naprawdę nie różnią się tak bardzo od piramid budowanych przez Snofru jak i czerpią z nich rozwiązania takie jak horyzontalny sposób układania warstw czy też budowanie komór w obrębie piramidy przy pomocy sklepienia wspornikowego. Zobaczmy sami:
 

”JEDYNA” Z TRZEMA KOMORAMI?


To zestawienie w którym mamy przekroje piramid lub schematy samych komór grobowych. Zestawienie obejmuje Piramidę Łamaną, Piramidę Czerwoną, piramidę Neczericheta i piramidę Menkaure. Pisząc słowa „jak wspomniałem w poprzednim wpisie, piramida Cheopsa jest jedyną, która zawiera aż trzy komory, z których dwie znajdują się wysoko w korpusie piramidy, a żadna nie jest przystosowana do pochówku” musiałeś zapewne zapoznać się z budową piramid (bo mam nadzieję, że nie przepisałeś tych słów skądś tam nie weryfikując ich) i zauważyć, że nie jest to prawdą. Dlaczego zatem postanowiłeś zamieścić to w swoim wpisie? Czy to Sitchinopodobne i Danikenopodobne metody przypisywania Wielkiej Piramidzie cech, których nie posiada aby tylko nadać jej „niesłychanej niezwykłości”? Otóż Wielka Piramida nie różni się tak strasznie pod tym względem od innych. Oczywiście nie możemy oczekiwać, aby wszystkie piramidy były jednakowe - kopiami jakiegoś wzorca, ale też nie możemy mówić, że Wielka Piramida jest jedyną, która posiada trzy komory. Jedyne, czym ona tak naprawdę się różni, to tymi wspomnianymi szybami. Cech, które łączą ją z innymi piramidami, jest zaś bardzo wiele o czym wspomniałem w poprzednich wpisach.


Idźmy dalej. Twój ostatni wpis zawiera więcej informacji, które Twoim zdaniem są „mniej oczywistymi dowodami” potwierdzającymi teorię o Atlantach i ich piramidzie.

Na początku mamy długi fragment o egipskim piśmie podzielony na dwie zasadnicze części. Jedna stara się dowodzić, że pismo egipskie jest spadkiem po Atlantach, druga najwyraźniej sugeruje, że imię Chufu z piramidy nie jest imieniem Chufu ;)

Przejdźmy najpierw do pisma ogólnie. Faktem jest, że hieroglify pojawiają się dość niespodziewanie, lecz oczywiste jest, że nie pojawiły się znikąd w ciągu kilkunastu – kilkudziesięciu lat ani że przywiozła je ze sobą jakaś nieznana cywilizacja.

Początków pisma egipskiego należy się dopatrywać nie w „Atlantydzie”, ale w znakach jakie pojawiają się na ceramice z okresu Nagada (Naqada) – jaki miał miejsce przed zjednoczeniem państwa. Okres Nagada dzielimy zasadniczo na trzy części – I, II oraz III. Przez cały ten okres ludzie ówcześnie żyjący ozdabiali swoją ceramikę rozmaitymi znakami i symbolami. Wraz z upływem czasu te znaki stawały się coraz bardziej zorganizowane aż w okresie Nagada III osiągnęły coś, co można już uznać za rodzaj pisma. Ten rodzaj z pisma, z którego wyewoluowały później tak zwane proto-hieroglify (najwcześniejsza forma hieroglifów o której mamma najwyraźniej nie słyszał) a z nich – już usystematyzowane pismo kraju faraonów.

Dlatego też symbole takie jak ten:
 

KLIK


Czy też ryty naskalne takie jak te:
 

NUMER JEDEN

NUMER DWA


Mogły w przyszłości przekształcić się w hieroglify. Ciekawe są tutaj te zygzaki, które później przekształcić się mogły w hieroglif n oznaczający wodę:
 

WIDOCZNY TUTAJ


Ale póki co historia hieroglifów jest dla nas dość mglista, więc, z braku twardych argumentów, nieco odwrócę to zagadnienie i spytam – skoro hieroglify powstały w Atlantydzie, którą mamma umieszcza na terenie Sahary, oraz są one wg niego „przystosowane do wykuwania w kamieniu”, to czemu znowu nie mamy ani śladu kamiennych tablic czy też tabliczek z wyrytymi atlantydzkimi napisami? Jak już było wspomniane piaski Sahary czy też rejon delty Nilu jest pewnym utrudnieniem, ale nie przeszkadza nam całkowicie w odkryciach archeologicznych. Zarówno w delcie Nilu jak i na środku Sahary znajdują się stanowiska archeologiczne, z których wydobywane są przedmioty z okresu o jakim mówi mamma a także z okresów wcześniejszych. Oczywiście nie dość, że nie ma wśród tych szczątków żadnych „ruin zaawansowanych budynków” to nie ma też... hieroglifów. Jak już mówiłem zwalanie tego na siły przyrody (jak piasek pustyni czy wylewy Nilu) nie jest żadną wymówką.


Idźmy dalej:

Oczywiście wbrew temu, co napisałem powyżej, egiptolodzy, a za nimi Aquila przekonują nas, że wszystkie piramidy służyły jako grobowce faraonów. W tym celu szkicują ewolucję egipskich grobów od mastaby, poprzez piramidy schodkowe, aż do "prawdziwych" piramid. Jako istotny powód tej ewolucji podają obawę przed rabusiami okradającymi groby. Byłoby to nawet bardzo przekonywające, gdyby nie dwa fakty. Po pierwsze, tego rodzaju zabezpieczenie grobu jest zupełnie nieefektywne - ogromna kupa kamieni sięgająca kilkudziesięciu, a nawet stu kilkudziesięciu metrów jest zgromadzona bez żadnego sensu, skoro wewnątrz piramidy istnieją wygodne korytarze, za pomocą których można bez problemu dotrzeć do komory grobowej, po wcześniejszym usunięciu dwóch lub trzech kamieni z zewnętrznych warstw piramidy. Cała ta konstrukcja miałaby sens, gdyby najpierw w wykutej w podłożu grocie składano ciało, a później, a więc już po pogrzebie budowano piramidę - wtedy komora grobowa byłaby ze wszystkich stron zamknięta kilkunasto- lub kilkudziesięciometrową warstwą kamienia. W innym przypadku przypomina bunkier o kilkumetrowych żelbetowych ścianach, do którego prowadzą drzwi z dykty. Druga rzecz: opowieści o rabusiach grobów powstały na podstawie znanych nam dokumentów z okresu Nowego Państwa, dotyczących okradania grobowców w Dolinie Królów oraz przekazów na temat regularnego plądrowania tych grobów przez armię wicekróla Nubii Panehsiego.


Kwestią tego, czy piramidy były grobowcami, czy też nie, zajmę się za chwilę. Teraz skupię się jedynie na czymś innym. Po pierwsze Twoja wizja „sensownego budowania” piramid jest właśnie bezsensowna :) Wyobraźmy sobie, że umiera król Chufu. Według Twojej wizji miałby zostać złożony do wykutej komory a potem jego następca (w tym przypadku Dżedefre) miałby zająć się budową piramidy nad tą komorą. Pytanie – po co? Wiadomo, że pewnie zależałoby mu na tym, aby jego ojciec był godnie pochowany, ale marnować całe swoje lata rządów na budowanie grobowca dla ojca? A co by było, gdyby Dżedefre zmarł przed zbudowaniem piramidy dla swojego ojca? Jego następca miałby dalej kontynuować budowanie piramidy Chufu, czy może zabrać się od razu za budowanie piramidy swojego bezpośredniego poprzednika? Nie zapominajmy też, że doskonale wiemy o tym, że Snofru budował sobie piramidy, więc wiemy, że władcy budowali je dla siebie.

To w końcu oczywiste, że piramidy budowali sobie ci władcy, którzy chcieli w nich spocząć. A skoro tak, to musieli budować je w taki sposób, aby można było dostać się do jej komory grobowej już po jej wybudowaniu. Dlatego właśnie nie dość, że wejście do piramidy zostało sprytnie ukryte, to i wejście do komory grobowej zostało dodatkowo zawalone blokami skalnymi (na wypadek, gdyby ktoś odkrył tamto ukryte wejście). Jakby tego było mało, to przecież grobowce te nie stały pośrodku pustkowia, lecz znajdowały się w kompleksie w którym zwyczajnie pracowali kapłani opiekujący się grobowcem władcy. Dopóki piramida była otaczana opieką, dopóty była raczej bezpieczna.

Po drugie rabusie istnieli od najstarszych czasów – już groby z okresu przed budowaniem mastab noszą ślady rabunków. Dlatego właśnie zaczęto wznosić te pierwsze budowle grobowe – w których ciało składano w szybie, wejście do komory blokowano przy pomocy głazów a szyby te zasypywano gruzem i piaskiem. Inaczej po co by się tak męczono aby utrudnić komuś dotarcie do ciała? Rabowanie grobów, wbrew temu co chcesz nam wmówić drogi mammo, było obecne w Egipcie od samego początku jego istnienia. Nawet w moim poprzednim wpisie masz podaną inskrypcję z grobu człowieka, który żył w Gizie w czasie budowy piramid – a grób jego jest opatrzony klątwą grożącą straszliwą karą dla tych, którzy ośmielą się naruszyć jego miejsce spoczynku. Zastanów się sam - czy te klątwy (w grobach z czasów IV dynastii) miałyby sens, gdyby się do nich nie włamywano?

W czasach trzeciej czy czwartej dynastii ludzie faraona zapewne dotarli do wnętrza wielkiej piramidy i po znalezieniu podziemnej komory doszli być może do wniosku, że jest to miejsce pochówku jakiegoś dawnego władcy lub półboga. Jeśli wierzyć relacjom arabskim, to dopiero robotnicy el-Amuna wykonali obejście, pozwalające dotrzeć do korytarza wstępującego pomimo jego zamknięcia przez budowniczych. A skoro Egipcjanie nie dotarli do tej części budowli, to zrozumiałe jest dlaczego w ich piramidach nie istnieje taki "piętrowy" układ komór jak w piramidzie Cheopsa i dlaczego dostrzegli w niej grobowiec.


Pominę na chwilę wspomniane już imię Chufu z komory odciążającej ( ;) ), bo do tego napisu zgłosiłeś poważne zastrzeżenia i zajmę się tym w innym miejscu. Tutaj przypomnę tylko po raz kolejny (bo opisałem to troszkę wyżej), że piramidy Snofru (wcześniejsze od piramidy Chufu – będące bezpośrednimi poprzedniczkami Wielkiej Piramidy) wykazują właśnie trzykomorową budowę wewnętrzną. Dlatego, jak mam nadzieję sam zauważasz, trochę za bardzo zapędziłeś się w tworzeniu swoich teorii. Po raz kolejny zaś zachodzę w głowę skąd Ci się wzięło to „żadna inna piramida nie ma trzech komór”... Mammo, wystarczyłaby chwila z google a sam byś się przekonał, że nie jest to prawda!

Budując swoje piramidy, faraonowie wciąż mieli przed oczyma niedościgły wzór i dlatego tak gorączkowo starali się udoskonalić własne budowle, próbując dorównać jego budowniczym. I wreszcie, po wielu próbach udało się! Jeden z nich dokonał tego, do czego tak długo dążyli jego poprzednicy na tronie obydwu krajów - w sąsiedztwie wielkiej piramidy zbudował własną, niemal nie różniącą się od poprzedniczki. To było swoiste oczyszczenie - rytuał przejścia. Oto władcy Egiptu udowodnili, że są godni zajmować tron, gdyż dorównali tym dawnym budowniczym, zapewne bogom lub ich dzieciom, którzy przynieśli ziarno cywilizacji nad Nil. Faraonowie stali się przez to prawdziwymi synami Re, co budowniczy uwiecznił w swoim imieniu Khaf-Re: "pojawiający się jak Re".


To byłaby bardzo fajna teoria, gdyby nie pewna drobnostka. Za czasów IV dynastii zaszła w Egipcie mała rewolucja gdy idzie o religię. Wtedy to po raz pierwszy królowie zaczęli przyjmować tytuł „syna Re” oraz imiona nawiązujące do tego bóstwa. Neczerichet lub Snofru (czy też Sneferu) nie pasowali do tej kategorii. Tak samo nie pasował do niej Chufu, którego „bogiem opiekuńczym” był Chnum. Problem w tym, że imiona związane z „Re” nie pojawiły się po wybudowaniu piramidy Chafre (Chafre), lecz zostały po raz pierwszy nadane swym dzieciom przez... króla Chufu ;) Dziećmi Chufu byli między innymi Chafre, Dżedefre i Baefre. Więc gdyby Twoje teoria była prawdziwa, to znaczy że to Chufu był „godny Re” czy czegoś w tym stylu. Poza tym pierwszym królem, który był z tym Re tak związany nie był wcale Chafre, lecz właśnie bezpośredni następca Chufu – król Dżedefre – on to bowiem jako pierwszy (przed Chafre) przyjął tytuł „Syna Re”. Dżedefre zabrał się za budowanie swojej piramidy w Abu Rawash, lecz dziś jest ona w opłakanym stanie. Dopiero po śmierci Dżedefre na tron wstąpił drugi syn Chufu, Chafre. Gdzie więc tu pasuje woja teoria mówiąca, że Chafre przyjął takie imię jako pierwszy, ponieważ zasłużył na to budując taką piramidę? Nie mam pojęcia.


Dalszy fragment zacytuję, ponieważ chciałbym wprowadzić do niego w nawiasach dwie krótkie poprawki, które zaznaczę pogrubieniem:

Te trzy aspekty świata są nie tylko symbolizowane przez "trzypiętrową" konstrukcję wewnętrzną, ale również przez imiona bogów, które odnaleziono na granitowych płytach - imiona pod którymi skupiły się zespoły pracowników (których groby odkryto i których wiek ustalono bezsprzecznie na IV dynastię) - Horusa i Khnuma - władcę nieba oraz władcę i opiekuna ziemi i ludzi. Trzecie, chtoniczne bóstwo (Apopis?) nie jest reprezentowane, gdyż jest bóstwem świata ciemności, którego imienia nie należy wymawiać, ani tym bardziej zapisywać. Posągi kultowe Horusa i Khnuma stały zapewne w komorze króla i królowej, pierwszy z nich w miniaturze świątyni - kamiennym sarkofagu. Nie wiadomo, co znajdowało się w trzeciej, (porzuconej i wyraźnie nieukończonej) podziemnej komorze, ale cokolwiek to było, musiało kojarzyć się ze śmiercią lub pochówkiem, skoro Egipcjanie zinterpretowali piramidę jako coś, co spełniało funkcję grobową.





No i w końcu przechodzimy do najważniejszych moim zdaniem części wpisów mammy. Jak już wiemy imię króla Chufu odnalezione w komorach odciążających (zamkniętych w czasie budowania piramidy i otwartych dopiero w XIX wieku przez Vyse’a) jest niepodważalnym dowodem przemawiającym za tym, że to faktycznie ten król kazał ją wybudować. Przecież znaczenie tego napisu jest ogromne – w komorze, która dostępna dla ludzi była jedynie w czasie budowy, znajduje się imię egipskiego króla. Wniosek jest jeden – piramida należeć musiała do niego.

Dlatego właśnie, jak już także wspominałem (wspominałem i wspominałem, a teraz i tak muszę się powtarzać... ;) ) zwolennicy teorii alternatywnych robią co tylko mogą, aby ten napis zmieszać z błotem. Nie są oni w stanie przełknąć tego faktu, że to imię tam po prostu jest. Najpierw bowiem przyjęli za prawdziwą swoją teorię alternatywną (nie bazującą na żadnych dowodach – raczej na „o, ta teoria podoba mi się, wierzę w nią!” ;) ) a teraz, skoro widzą, że napis ten jej przeczy, no to muszą przecież wszelkimi sposobami zniszczyć wiarygodność tego napisu aby tym samym uratować swoje teorie.

Jak już wiemy w swojej książce Zecharia Sitchin ordynarnie fałszuje napis z komory, a potem to swoje fałszerstwo prezentuje jako „fałszerstwo wykonane przez Vyse’a” (kłamczuszek ;) ), co ma niby „udowadniać”, że piramida jest starsza niż obecnie się uznaje.

Mamma nie posuwa się do aż tak obrzydliwych i zakłamanych oskarżeń – zamiast tego również stara się przekonać nas, że z napisem koniecznie jest coś nie tak, ale w przeciwieństwie do Sitchina robi to w sposób inteligentny.

Ale i on popełnia błąd, i to błąd karygodny.

Tak długo rozpisałeś się o tym, że imię w komorze odciążającej nie może być imieniem Chufu, że można ulec złudzeniu, że w kwestii języka, imion itp. jesteś kimś niesłychanie obeznanym z tematem. Ale zapomniałeś, że jest ono w kartuszu. A to oznacza, że „Chnum mnie chroni” czy też „Chufu” to tylko i wyłącznie imiona królewskie. Nie są to zwykłe słowa czy też przydomki bogów.

Kartusz to słowo pochodzenia francuskiego (cartouche – to papierowy pojemnik na proch, które według napoleońskich żołnierzy przypominały owe znaki na ścianach budowli w Egipcie). Oznacza owalną ramkę, nierzadko z poprzeczną kreską przy jednym z jej końców, w środku której zapisane jest imię królewskie. Przykładów takich kartuszy jest pełno, tutaj parę z nich:

JEDEN, DWA, TRZY, CZTERY, PIĘĆ, SZEŚĆ

Kartusz pojawił się po raz pierwszy za czasów Snofru – ojca Chufu. Dzięki temu wiemy, że wszelki napis który przedstawia imię w kartuszu musi pochodzić z czasów Snofru lub późniejszych, co już zmusza nas do stwierdzenia, że Wielka Piramida musi pochodzić z czasów Snofru lub być młodsza od piramid zbudowanych przez niego (co rzecz jasna wyklucza „atlantydzkie” pochodzenie). Ale jakby tego było mało – Chufu w kartuszu (czyli dzięki temu mamy pewność, że Chufu to imię królewskie) jest dość oryginalne – żaden egipski król nie miał nawet podobnego imienia. To znowu sugeruje, że mowa tu o tym Chufu ze wspomnianych przez mammę list - o jakim mówię od samego początku. Jakby tego było mało, to przecież imię „chufu” występuje też w związku z innymi imionami – znamy matkę króla pochowanego w Wielkiej Piramidzie, znamy jego synów i córki.

Zobaczmy kto między innymi leży pochowany w pozostałych grobach tuż obok piramidy:

Hetepheres – żona Snofru, matka Chufu
Nefertkau I – córka Snofru
Nefermaat II – wnuk Snofru
Seneferu-khaf – prawnuk Snofru
Kawab – najstarszy syn Chufu, zmarł przed objęciem tronu
Khufu-khaf I – być może był to grób przeznaczony dla Chafre, ponieważ takie imię nosił on jako dziecko gdy nie był jeszcze przeznaczony do tronu
Hordjedef – syn Chufu
Hetepheres II – żona Kawaba
Minkhaf – syn Chufu
Ankhaf – syn Snofru
Meresankh III – córka Kawaba, żona Chafre
Kaemsekhem – wnuk Chufu
Mindjedef – wnuk Chufu
Iynefer – wnuczka Chufu

Dookoła pozytywnie zweryfikowana sama rodzina Chufu, a mamma ma poważne wątpliwości, czy w ogóle był taki król, tak się nazywał i czy piramida na pewno jest jego ;)

Wspomnę też tutaj o papirusie Westcar (o jego fragmentach), o którym napiszę też parę słów nieco dalej.

Zobaczmy, co w tym papirusie możemy przeczytać (niestety podam go w mniej czytelnej wersji – linków, bo naprawdę mamy już tu w tym temacie zbyt dużo zdjęć oraz w dość luźnym tłumaczeniu, więc w razie drobnych błędów proszę się nie śmiać ;) ):
 

WESTCAR I


Tutaj mamy imię Chufu. Jak już mamma zauważył, jest ono zapisane w innej formie, ale poprawnie. Co więcej – przed imieniem Chufu (w kartuszu – czyli owalnej ramce) mamy znak trzciny i pszczoły – a w starożytnym Egipcie były to dodatkowe (oprócz kartusza) znaki oznaczające króla – w tym przypadku dosłownie „Króla Górnego i Dolnego Egiptu”. Pszczoła była symbolem Dolnego Egiptu, trzcina – Górnego. W serialu Rzym (moim ulubionym :D) można nawet usłyszeć słowa (coś w stylu) „ten, który należy do pszczoły i trzciny” podczas pobytu Cezara w Egipcie i jego spotkania z Ptolemeuszem. W każdym razie wiemy, że chodzi tutaj o jakiegoś króla który ma na imię Chufu (co wyraźnie potwierdza istnienie takiego króla).
 

WESTCAR II

“Wtedy książę Chafre wstał, aby przemówić, i rzekł”



Ten fragment wyraźnie wskazuje nam, że żył jakiś książę Chafre a jego ojcem był jakiś król Chufu.
 

WESTCAR III

“Wtedy Baerfe wstał, aby przemówić, i rzekł”


Wiemy z innych źródeł, że jeden z synów Chufu miał na imię Baefre.
 

WESTCAR IV

„Niech Wasza Wysokość usłyszy o cudzie, który stał się za czasów twojego przodka/ojca. Snofru...”


Oto kolejna ciekawa informacja – przodkiem (czy też po prostu „ojcem” – takie też jest znaczenie tego słowa) tego króla (czyli Chufu) był niejaki... Snofru ;)
 

WESTCAR V

„Spójrz na cud, który się wydarzył w czasach Twojego przodka/ojca, króla Górnego i Dolnego Egiptu, Snofru”


Hmm... więc nasz Snofru jest tutaj jasno i wyraźnie opisany jako król. A że w historii był tylko jeden król Snofru, to wiemy o kogo chodzi ;)
 

WESTCAR VI

„Wtedy książe Hordedef wstał aby przemówić, i rzekł”


Wiemy z innych źródeł, że syn Chufu, a więc i książę, miał na imię Hordżedef (Hordedef/Hordjedef).
 

WESTCAR VII

„Ty osobiście, Hordedefie, mój synu, przyprowadzisz go do mnie.
Wtedy łodzie zostały przygotowane dla księcia Hordedefa
I wyruszył on do Djed-Snofru”


Król Chufu rozkazuje swojemu synowi, Hordedefowi, przyprowadzić na dwór pewnego mędrca, który mieszkał w Djed-Snofru.
 

WESTCAR VIII

„Wtedy Djedi powiedział: witaj, witaj Hordedefie, książę który jest ukochanym swego ojca.
Niech twój ojciec, Chufu...”


No i ostateczne potwierdzenie – Hordedef jest synem Chufu.

Teraz małe pytanie do mammy – mamy tutaj jasno wymienionego króla (ranga tej osoby jest wyraźnie zaznaczona przy pomocy kartusza) o imieniu Chufu. Przodkiem/ojcem tego króla był król Snofru. Chufu ten również posiada synów – księcia Chafre, księcia Hordedefa i Baefre (również księcia).

Dodajmy do tego to, co było powiedziane wcześniej – w pobliżu Wielkiej Piramidy odnaleziono groby Hordedefa i Baefre, a także Chafre (piramida Chafre). Groby Hordedefa i Baefre są rzecz jasna mniejsze – jak przystało na członków rodziny królewskiej ale nie władców. Mimo to dostąpili zaszczytu pochowania tuż przy grobowcu króla. Tylko Chafre z tej trójki doczekał się wstąpienia na tron i mógł zbudować sobie własną piramidę.

Mało tego, przyjrzyjmy się jeszcze jednej rzeczy. Ponownie przedstawię parę napisów z imieniem Chufu jakie przetrwały do naszych czasów:
 

KLIKAMY


Widzimy tutaj między innymi imię Chufu w kartuszu (a więc imię króla), poprzedzone znakami trzciny i pszczoły (co dodatkowo udowadnia królewski status) oraz aż trzy razy imię Medżedu zapisane przy pomocy tak wyczekiwanego przez mammę serecha (rodzaj prostokąta mającego symbolizować pałac królewski, z siedzącym na górze sokołem oraz jakby dwoma „kubkami” połączonymi kreską i pisklęciem w środku - co znowu udowadnia, że mamy do czynienia z królem). Żyć nie umierać.
 

KLIKAMY


Tutaj ponownie mamy imię Chufu, zapisane w pełnej formie „Chnum-Chufu” – „Chnum mnie chroni” w kartuszu (co znowu udowadnia, że to imię króla a nie zwykłe słowa) oraz postać króla w koronie władcy, przyjmującego postawę „zwycięskiego wojownika” – modę na którą zapoczątkował Narmer na swojej palecie (można zerknąć nieco wyżej ;) ).
 

KLIK!


A tu już w ogóle przeżywamy uniesienie. Ta inskrypcja z Wadi Maghara zawiera nie tylko imię Chufu w kartuszu (okrąg z paskami, wąż i dwa pisklęta), ale też serech z imieniem Medżedu (najbardziej z prawej strony) oraz imię nebti (kolejny rodzaj imion, jakie nosili faraonowie) należące do Chufu – sępa i kobrę nad znakiem takim samym jak w imieniu Medżedu (pod sokołem) na dodatek poprzedzone znakiem trzciny i pszczoły. Co to oznacza – już wiemy ;) Zatem mamy tutaj kilka imion Chufu (imię „Chufu” oraz „Medżedu” znajdują się też w komorze odciążającej w piramidzie) wielokrotnie (aż do przesady ;) ) okraszone symbolami oznaczającymi, że ich nosicielem jest król.

No i na koniec coś bardziej „materialnego”:
 

werble i... TADAM!


Oto metalowe narzędzie służące do tak zwanej ceremonii „otwierania ust”. Na narzędziu tym widzimy (od góry do dołu):

- imię Medżedu, które to jest innym imieniem Chufu, zapisane jako serech – a więc jest to potwierdzenie, że imię to należy do króla

- trzcinę i pszczołę (kolejne potwierdzenie, że imiona te należą do władcy)

- pełne imię Chufu – „Chnum-Chufu” – „Chnum mnie chroni” zapisane w kartuszu, co ponownie udowadnia nam, że to imię należy do króla.

Wszystkie te inskrypcje udowadniają nam jasno i wyraźnie, że znaki widoczne w Wielkiej Piramidzie:
 

khufunamesg1.jpg


Nie są, jak chce tego mamma:

zamkniete w kartusze słowa "Khnum", "Khufu" i "Khnum Khufu" są imieniem i przydomkiem boga i znaczą po prostu - (bóg) Khnum, Opiekun, Khnum Opiekun .
Podobnie ma się kwestia z napisem, mającym jakoby być imieniem horusowym Khufu. Imie horusowe było w Egipcie zawsze zapisywane w tzw. serechu. Był to kwadrat, którego dolna część przedstawiała schematycznie fasadę pałacu, a w górnej wpisywano imię. Powyżej przedstawiony był sokół - Horus, siedzący na tym kwadracie. Podkreślam - sokól znajdował się nad kwadratem z imieniem.


Lecz faktycznymi imionami tego samego króla. Mamy tam imię pełne „Chnum-Chufu” w postaci pokazanej na powyższym rysunku jako „B”, mamy imię „Chufu” (pod literką C), skrócone imię „Chnum” (literka A) oraz imię horusowe widoczne na przykładach powyżej – czyli sekwencja znaków „sokół – śmieszny znak nie-wiem-jak-go-opisać – pisklę” (literka D). Imiona oznaczone literami A, B i C znajdują się w kartuszu (owalnej ramce) co udowadnia, że to imię króla, nie „imię i przydomek boga zupełnie nie związane z faraonem Chufu”. Jedynie imię Medżedu (literka D) nie jest zapisane w formie serecha, co mnie akurat nie dziwi – widocznie skrybie nie chciało się mazać tej śmiesznej figury symbolizującej fasadę pałacu.

Gdy połączymy to wszystko w całość, wtedy jasne stanie się dlaczego egiptolodzy nie uwierzą w bajki opowiadające o atlantydzkim pochodzeniu piramidy i tak upierają się przy swojej wersji oraz dlaczego zwolennicy teorii alternatywnej chcą za wszelką cenę te napisy zdyskredytować. Wiemy już, że imiona z komór odciążających, namazane czerwoną farbą, to imiona króla i że król ten (przy jego imionach zastosowano chyba wszelkie możliwe symbole odnoszące się do tytułu króla) posiadał imię, jakiego nie miał żaden inny w historii Egiptu (nikt nie miał nawet podobnego, z którym moglibyśmy go mylić) – „Chufu”. Dodatkowo w komorach tych jego imię jest zapisane na cztery różne sposoby i wszystkie mają potwierdzenia w innych źródłach. W papirusie Westcar jest wyraźnie opisane, że ten sam król (Chufu – czyli Cheops) posiada dzieci o imionach Hordedef, Baefre i Chafre. Niespodzianka – przy piramidzie Chufu odnaleziono groby Baefre i Hordedefa, a także Chafre (piramida Chafre stojąca pośrodku trzech w Gizie). Wiemy też, że przodkiem/ojcem tego króla był niejaki król Snofru (też jedyny Snofru w historii Egiptu). Jakby tego było mało – młody Chafre zostanie kiedyś królem i zasłuży na swoje własne miejsce w listach królów które pokazał nam mamma i będzie na nich widoczne... tuż po Chufu (jedynie Dżedefre będzie panował między nimi dwoma).

Wszystko w tej układance pasuje do oficjalnej wersji.

Tutaj zaś:

Ale na pierwszym od prawej zdjęciu mamy przykład serecha również zapisanego odręcznie przez kogoś, kto dokonywał wysyłki dzbana z jakimś płynem na dwór faraona. Zapis jest tak uproszczony, że do dziś trwają spory czyje imię jest tam zapisane - a mimo to prawidłowa struktura serecha jest świetnie widoczna. Na napisach w komorach odciążających nie ma żadnego imienia horusowego, jest po prostu imię boga i jego przydomek - "Horus, Który Uderza". I to wszystko!


Musimy pamiętać, że dzban to dzban – jest on jak najbardziej przeznaczony do użytku. Nie planujemy przecież wcisnąć go w jakąś niszę i zamurować na wieki. Dlatego tutaj imię pisano z zastosowaniem 100% zasad, w przypadku bloku który miał znaleźć się w środku góry kamieni i którego nikt nie miał nigdy oglądać – widocznie wystarczyło wpisać same znaki w odpowiedniej kolejności, bez mazania tego całego wyobrażenia fasady pałacu. Jakby tego było mało – po co Atlanci mieli pisać na bloku coś takiego – zdanie „Horus, który uderza”? Czyżby atlantydzcy skrybowie urządzili sobie na tych blokach konkurs poetycki czy co? ;) Czy fakt, że tak akurat brzmiało jedno z imion Chufu nie jest dość intrygujące? Czy też to może zwykły przypadek, że Atlanci zapisali w piramidzie cztery w sumie bezsensowne zdania (jak już mówiłem - po co niby mieliby pisać na tym bloku „Horus, który uderza”?) które akurat dziwnym i niesamowitym trafem zostały kilka tysięcy lat później imionami faraona Chufu? ;)

A tablice czy też listy, na których imiona czy też znaki użyte do ich napisania wyglądają odrobinę inaczej? Nie zapominajmy, że wszystkie te listy wymieniające królów zostały wykonane setki lat po panowaniu Chufu. Co do tablicy z Abydos i znaku „ra” zaś proponuję małe porównanie.

Oto imię faraona, który nazywał się Neferkare Khendu:
 

HIEROGLIFY


I jego odpowiednik z tejże listy z Abydos (numer 45):
 

HIEROGLIFY II


Co możemy ciekawego tutaj zauważyć? W oryginalnym imieniu Neferkare znajduje się znak taki sam jak w imieniu Chufu – okrąg z poziomymi paskami (ten mniejszy, ten większy jest okręgiem z kropką w środku - znakiem „ra”). Na tablicy z Abydos jednak oba okręgi z numeru 45 są wyraźnie bez pasków.

Możemy jeszcze zauważyć, że na podanym fragmencie z Abydos ten sam znak jest inny – chodzi mi o ten dziwny „skrzypcopodobny” (nie będę już szukał jego nazwy) znak z numeru 45 i 47:
 

ZAZNACZONY KROPKAMI


W podanym na samym początku imieniu Neferkare:
 

neferkh.jpg


możemy zauważyć, że znak ten powinien mieć w tej „elipsie” taki jakby trójkąt i łuk. Na tablicy z Abydos, pod numerem 47 można zauważyć ślad tego łuku (zielona kropka) podczas gdy przy numerze 45 już nie – wygląda, jakby ten znak ten (czerwona kropka) był idealnie gładki.

Jaki z tego wniosek? Albo pisarze nie przykładali do tego wagi, albo paski i inne detale wytarły się po tysiącach lat. Być może okręgi te były malowane (egipskie płaskorzeźby były często malowane na żywe kolory) i po prostu namalowane paski wyblakły... Nie wiemy jaka była prawdziwa wersja, ale jedno jest pewne – dowodów na istnienie Chufu, na jego królewską pozycję, na panowanie pomiędzy Snofru i Dżedefre/Chafre jest tak wiele, że nie w sposób po prostu sugerować coś innego.

No ale idźmy dalej:

Przenieśmy się do Gizy, gdzie pewnego pięknego dnia, w piątek 26 maja 1837 roku przytrafiło się niezwykłe znalezisko. J. R. Hill współpracownik pułkownika Vyse'a w trakcie jego prac w wielkiej piramidzie otrzymał zadanie przebicia zewnętrznych kamieni w celu znalezienia wyjścia kanału prowadzącego z komory króla ku południowej ścianie piramidy. Swoje zadanie wykonał skutecznie znaną nam z eksploracji wnętrza piramidy "wybuchową" metodą. Mówiąc po prostu, w ciągu kilku dni wysadzał fragment po fragmencie zewnętrzne warstwy kamieni na wysokości, na której, według obliczeń ekipy, powinno się znajdować wyjście kanału. Plan powiódł się w stu procentach i wyjście kanału zostało odsłonięte. Najistotniejsze jest jednak co innego - w trakcie oczyszczania miejsca wybuchu Hill znalazł kawałek metalu zaklinowany między kamieniami obok odsłoniętego przez serię wybuchów wyjścia kanału. Była to blaszka mająca w najgubszym miejscu mniej niz 0,5 cm grubości, o wymiarach mniej więcej 26 na 8,6 cm i kształcie nieregularnego prostokąta. Hill w swoim raporcie stwierdził, że miejsce znalezienia tego kawałka metalu wskazuje ze stuprocentową pewnością, że musiała ona znaleźć się wewnątrz piramidy w trakcie jej budowy. Innymi słowy wykluczył możliwość, iż znalezisko mogło znaleźć się wewnątrz piramidy wślizgując się między kamieniami w jakimś momencie po ukończeniu budowy. Ten drobny kawałek metalu - znajdujący się dziś w Muzeum Brytyjskim, był jednym z najbardziej komentowanych odkryć ekipy Vyse'a. Powodem tego zainteresowania był materiał, z którego był on wykonany. Było to żelazo - dziwny biały metal, który w pewnych warunkach pokrywa się pomarańczowo-żółtym nalotem i którego złoża do dziś można znaleźć w Atlasie. Ale żelazo w połowie III tysiąclecia pne.? Przecież każde dziecko wie o tym, że żelazo pojawiło sie za sprawą Hetytów w Azji Mniejszej tysiąc lat później! A jednak poza wszelkimi wątpliwościami jest to żelazo - i to żelazo pochodzące z Ziemi, a nie z meteorytu, gdyż nie zawiera, charakterystycznej dla meteorytów żelaznych domieszki niklu.


Tutaj trochę nie bardzo chyba nadążam za Tobą, drogi mammo. Prezentujesz nam swoją teorię o tym kawałku żelaza z piramidy jednocześnie posiłkując się źródłem (ach, stare dobre catchpenny.org ;) ) w którym jasno i wyraźnie jest stwierdzone:

The structure of the plate is consistent with iron-making in the post-medieval Islamic era.


Oraz:

The blast furnace process does not seem to have reached the Middle East until the post-medieval period, and this strongly suggests that the plate of iron from the Great Pyramid is of no great antiquity.


A także:

It would seem, then, that the iron plate found by J.R. Hill in 1837 is not contemporary with the construction of the pyramid, but rather dates to the post-medieval (Islamic) period sometime between the 16th and 18th centuries.


W skrócie – wszystko wskazuje na to, że żelazo to pochodzi z okresu dużo późniejszego niż budowa piramidy – mianowicie jest nawet młodsze niż średniowiecze. Skąd by się tam wzięło? Nie zapominajmy, że to okres rabowania kamieni z piramidy – muzułmanie masowo rozgrabiali te budowle zdzierając z nich zewnętrzne warstwy bloków. Czym to robili? Zapewne używali metalowych narzędzi z żelaza, które już doskonale znali. Jedno takie być może im się ułamało i wpadło do szczeliny czekając tam na swoje późniejsze odnalezienie. Zgadzam się też z ostatnimi zdaniami Twojego źródła – stwierdzenie, że „płytka została znaleziona w takim miejscu, że nie mogła się tam dostać już po zbudowaniu piramidy” zostało dokonane po fakcie – gdy w miejscu tym ziała już dziura a zapach prochu jeszcze się nie rozwiał. Członkowie wyprawy nie wiedzieli przecież, że znajdą zaraz ten kawałek żelaza, nie było więc podejścia „sprawdźmy dokładnie, czy aby na pewno nie ma tutaj rys czy szczelin przez które nasza płytka, którą za chwilę znajdziemy, mogła wpaść do środka”. Po prostu podłożyli ładunek, odpalili, potem znaleźli kawałek żelaza, ale nie byli w stanie określić z całą pewnością jak wyglądały bloki skalne zakrywające to miejsce przed wybuchem, bo w momencie odkrycia zwyczajnie już nie istniały (rozpadły się na kawałeczki i poszybowały daleeeeeko ;) ).

Poza tym – ponownie aż ciśnie się na usta pytanie – dlaczego nie znaleźliśmy absolutnie żadnych przedmiotów z wytapianego żelaza z czasów, w których umiejscawiasz „Atlantydę”? Owszem, znajdujemy narzędzia z krzemienia, z kości zwierząt... ale z żelaza? Niestety nie ;)

Wrócę teraz jeszcze do kwestii wieka. Jak możemy się domyślać sarkofag (i wieko) musiały zostać ustawione w komorze grobowej w trakcie budowania piramidy. Nie można go było ustawić wcześniej (nie było jeszcze tych pięter ;) ) ani później (jak zauważono nie dałoby się go wstawić, gdyby już położono dach komory). Problem w tym, że sarkofag ten jest dość... tandetny. Istnieje więc podejrzenie, że to sarkofag zastępczy, wykonany na szybko po tym, jak pierwotny został zniszczony – być może w trakcie transportu Nilem (na przykład spadł i utonął ;) ). Budowa zaś nagliła – trzeba było budować dalej i nie można było czekać na nowy sarkofag nie wiadomo ile czasu.

Co do wieka – z pewnością się tam znajdowało – także w piramidzie Chafre sarkofag posiadał pokrywę, która została połamana – złodzieje, którzy się wdarli do komory w poszukiwaniu łupów prawdopodobnie zrzucili wieko które złamało się wówczas na dwie części. Dlatego zapewne i tutaj istniała pokrywa, która po prostu ucierpiała w wyniku rabunku jaki miał miejsce już w starożytności (zapewne I okres przejściowy – okres niepokojów) i została uprzątnięta, może przez ekipę zajmującą się naprawą szkód. Zarówno wieko, jak i sarkofag należą do tych zagadek piramidy, lecz zagadek zupełnie nie wymagających „Atlantydy” ;)



Uff, no dobrze, to chyba wszystko, co chciałem napisać odnośnie wpisów mammy. Czas na moje konkrety.

Jak już mówiłem nieco przeraziła mnie objętość mojego poprzedniego wpisu i miałem poważne wątpliwości, czy w ogóle uda mi się go zamieścić. Dlatego część argumentów dotyczących piramid postanowiłem przenieść tutaj, do wpisu który pierwotnie miał być w całości poświęcony Sfinskowi. Mam nadzieję, że się nie obrazi ;)

Na początku zajmę się dwoma „argumentami”, które według niektórych osób „udowadniają”, że piramid (a konkretnie Wielkiej Piramidy) nie zbudowali Egipcjanie. Argumenty te co prawda bazują na jak najbardziej słusznych obserwacjach, ale wnioski z nich wyciągane są już tylko i wyłącznie fantazją ich autorów. To klasyczny przykład wyciągania z jakichś obserwacji wniosków które mają „udowadniać” jakąś z góry przyjętą tezę i jednocześnie olewania kontekstu w jakim te całe piramidy się znajdują a który to kontekst obala te alternatywne teorie.

Pierwszy z tych argumentów brzmi mniej więcej tak:

„Egipcjanie uwielbiali pisać, wszystkie ich budowle są pokryte hieroglifami, ale w Wielkiej Piramidzie nie ma ani jednego wykutego napisu! Egipcjanie zaś w swoich grobowcach zamieszczali tak zwane „Teksty Piramid” których nie ma w Wielkiej Piramidzie! Wniosek jest oczywisty – to nie Egipcjanie ją zbudowali!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!”

Faktycznie nie ma w Wielkiej Piramidzie ścian pokrytych wykutymi inskrypcjami zawierającymi tak zwane „Teksty Piramid”. Problem w tym, że cecha ta właśnie idealnie pasuje do piramid budowanych w tym okresie. Zobaczmy sami:

Piramida Neczericheta (Dżosera) - trochę napisów, zero Tekstów Piramid
Piramida Sekhemkheta - brak inskrypcji.
Piramida Khaby – brak inskrypcji.
Piramida “Lepsiusa” - brak inskrypcji.
Piramida z Meidum - brak inskrypcji.
Piramida z Seila - brak inskrypcji.
Piramida z Zawiyet el-Meiyitin - brak inskrypcji.
Piramida Sinki – brak inskrypcji.
Piramida z Naqada - brak inskrypcji
Piramida z Kula - brak inskrypcji
Piramida z Edfu - brak inskrypcji.
Piramida z Elephantine - brak inskrypcji.
Piramida Łamana – brak inskrypcji.
Piramida Czerwona – brak inskrypcji.
Piramida Chufu – brak inskrypcji.
Piramida Dżedefre – brak inskrypcji.
Piramida Chafre – brak inskrypcji.
Piramida Baki – brak inskrypcji.
Piramida Menkaure – brak inskrypcji.
Piramida Userkafa – brak inskrypcji.
Piramida Sahure – brak inskrypcji.
Piramida Neferirkare – brak inskrypcji.
Piramida Neferefre – brak inskrypcji.
Piramida Niuserre – brak inskrypcji.
Piramida “Lepsiusa nr 24” – brak inskrypcji (znaleziono jednak, podobnie jak w piramidzie Chufu, ślady graffiti, które wymieniają imię Ptahshepsesa - co datuje piramidę na czasy króla Niuserre któremu Ptahshepses służył jako wezyr)
Piramida Menkauhora – brak inskrypcji.
Piramida Djedkare – brak inskrypcji.
Piramida Unasa – “Teksty Piramid” pojawiają się po raz pierwszy. Hurra! :D
Piramida Tetiego – “Teksty Piramid”
Piramida Pepiego I – “Teksty Piramid”
Piramida Merenre I – “Teksty Piramid”, choć zachowane w fatalnym stanie.
Piramida Pepiego II – “Teksty Piramid”

Dlatego, jak widzimy, brak „Tekstów Piramid” i jakichkolwiek innych inskrypcji jest w przypadku piramidy Chufu jak najbardziej na miejscu. Co więcej – ich obecność byłaby wręcz kłopotliwa i zmuszałaby nas do zupełnie innego (późniejszego) datowania tej budowli. Moda na ozdabianie piramid owymi tekstami:
 

Z PIRAMIDY UNASA – PIERWSZE „TEKSTY PIRAMID” W HISTORII

LUB Z PIRAMIDY TETIEGO I


Pojawiła się bowiem wiele lat po budowie piramid z Gizy :) No ale tak to już bywa z tymi, którzy chcą szerzyć swoje alternatywne teorie – czasem nawet powiedzą prawdę, lecz wtedy pominą najważniejszy szczegół i całkowicie wypaczą sens tego wszystkiego.

Drugim z tych „argumentów” jest zaś rzecz jasna coś takiego:

”W piramidach nigdy nie znaleziono mumii, więc nie służyły one za grobowce!!!!!!!!!!!”

Co można by na to odpowiedzieć... cóż... „owszem, ale nie do końca” ;)

Faktem jest, że piramidy, jak na grobowce, są dość puste. Przyczyna tego jest jednak banalnie prosta – piramida to przecież jeden wielki znak dla wszelkiej maści złodziei wręcz krzyczący „TUTAJ JEST SKARB, PRZYJDŹ I UKRADNIJ GO SOBIE”. Nic dziwnego, że w każdym pierwszym lepszym okresie napięć i niepokojów w państwie stawały się one celem złodziei, którzy nierzadko bezpardonowo włamywali się do środka. Dlatego prawdopodobnie późniejsi władcy, zdając sobie sprawę z tego, że piramidy nie uchronią ich ciał na wieki (musieli więc znać przypadki rabunków tych piramid) zmienili zwyczaj i odtąd groby królów wykuwano w tajemnicy w Dolinie Królów przy zachowaniu jak największych środków ostrożności.

Co jednak odnaleziono w piramidach? Czy na pewno były kompletnie puste? Sprawdźmy:

W piramidzie Neczericheta znaleziono zmumifikowaną stopę, kość ramienia i fragmenty zmumifikowanej skóry. Choć nie mamy pewności, że to mumia króla, to jednak doskonale świadczy to o tym, że w jakimś okresie piramida ta służyła za grobowiec dla jakiejś mumii.
W piramidzie tej odnaleziono też ślady starożytnego włamania.

W przypadku następcy Neczericheta, króla Sekhemheta mamy do czynienia z czymś, co zapewne podsyciło teorie alternatywne. Po wejściu do komory grobowej napotkano na zamknięty sarkofag. Odkrywca uznał, że musiał zawierać mumię króla i wezwał media, aby towarzyszyły mu przy otwieraniu tego sarkofagu. Nie zważał na ostrzeżenia innych egiptologów, którzy pokazywali mu ślady rabunku jaki i tutaj miał miejsce.

Wśród błysków fleszy i przy obecności kamer sarkofag otwarto.

Był pusty.

W piramidzie tej (która została, jak potwierdzono, obrabowana w starożytności) znaleziono jednak fragmenty małej drewnianej trumny która zawierała fragmenty mumii mniej więcej dwuletniego dziecka (zapewne syna króla).

W Czerwonej Piramidzie Snofru odnaleziono fragmenty mumii i na podstawie techniki bandażowania określono, że pochodzi ona z czasów IV dynastii (czasów Snofru). Fragmenty te to między innymi kawałki czaszki i żuchwy, stawu biodrowego, żeber, stawu łokciowego, kości palca, kręgosłupa i stopy. Wiele z tych fragmentów posiada wyraźne ślady spalenizny, co sugeruje, że mumia króla została spalona (to szybszy sposób na dotarcie do zawiniętych w środku amuletów ze złota niż mozolne odwijanie wielu metrów bandaży). Dodatkowo odnaleziono też wspomniane już fragmenty bandaży nasyconych substancją używaną do balsamowania. Jako że mumifikacja była w czasach IV dynastii (do której należy ta mumia) niezwykle kosztowna, była zarezerwowana tylko dla arystokracji. Szkoda tylko, że tak wielkiego króla spotkał tak smutny los...

Zaś w piramidzie G3B należącej do kompleksu grobowego króla Menkaure (w Gizie) w znajdującym się w niej granitowym sarkofagu znaleziono zmumifikowane ciało kobiety – prawdopodobnie żony owego Menkaure.

W piramidzie królowej Khentkawes II w Abusir odnaleziono szczątki zniszczonego sarkofagu oraz fragmenty bandaży używanych do mumifikacji i sprzętów złożonych w komorze.

Syn Khentkawes, Neferefre, pochowany w swojej piramidzie również nie został oszczędzony przez złodziei, jednak w jego piramidzie odnaleziono fragmenty naczyń w których, zgodnie z egipską tradycją, przechowywane były organy zmarłego władcy.

W piramidzie oznaczonej jako „Lepsius nr 24” odnaleziono fragmenty złożonych tam skarbów oraz mumię około 23-25 letniej kobiety.

W piramidzie Djedkare odnaleziono fragmenty trumny, naczyń na organy wewnętrzne oraz fragmenty mumii około 50 letniego mężczyzny.

W piramidzie Unasa (pierwszego od „Tekstów Piramid”) odnaleziono fragmenty mumii – części ramienia, czaszki i nogi.

W piramidzie Tetiego ponownie napotykamy nadpalone części mumii – fragmenty ramienia i ręki.

Tuż obok piramidy Tetiego, w mniejszej piramidce, odkryto całkiem niedawno kolejne szczątki mumii – prawdopodobnie królowej Seshestet. Wspomniane szczątki to czaszka, miednica, nogi i fragmenty torsu owinięte bandażami.

W piramidzie Iput odnaleziono wapienny sarkofag zawierający cedrową trumnę która z kolei zawierała kości kobiety w średnim wieku. Dookoła odnaleziono złote bransolety i naszyjniki.

W piramidzie Nebuneet, podobnie jak i w piramidzie Neith, odnaleziono pozostałości dóbr złożonych tam wraz z mumią.

W piramidzie Pepiego odnaleziono fragmenty mumii, lnianych bandaży i rozmaitych dóbr złożonych wraz z ciałem króla. Na fragmentach lnianej tkaniny zachował się napis „zrobiona dla króla Górnego i Dolnego Egiptu, niech żyje on wiecznie”.

Natomiast najlepszy jak do tej pory odnaleziony przykład prawdziwego przeznaczenia piramid to mumia króla Merenre – znaleziona w sarkofagu w jego piramidzie i to w praktycznie nienaruszonym stanie.
 

MUMIA KRÓLA MERENRE, ZNALEZIONA W JEGO PIRAMIDZIE


Dlatego nie mamy powodów, aby mówić, że „żadna z piramid nie służyła jako grobowiec”. Niestety wiele z nich nie posiada już śladów pochówku, bo zanim weszli tam egiptolodzy to stały one otworem od setek a nawet tysięcy lat. W sarkofagach niektórych władców zachowały się jednak pozostałości zmumifikowanych szczątków (na nieszczęście władców ówczesny zwyczaj wymagał, aby pomiędzy warstwy bandaży wkładać złote amulety. Rabusie, którzy o tym wiedzieli, nie mieli zamiaru przegapić takiej okazji i dlatego niszczyli mumie, aby się dobrać do tych kosztowności). W przypadku Merenre możemy zaś mówić o doskonale zachowanej mumii.

Poza tym – trochę dziwne wydaje mi się przekonywanie ludzi, że „piramidy nie służyły za grobowce” podczas gdy w każdej z nich odnaleziono... sarkofag. Coś, czego przeznaczenie jest oczywiste.

Jako ciekawostkę mogę tutaj jeszcze dodać pewne źródło pisane:

Pewien egipski papirus, zatytułowany „Lamentacje Impuwer” zawiera w sobie taki oto fragment (tłumaczenie własne, więc może nieco niezgrabne, ale z postaram się, aby zachowało sens oryginału):

”See now, fire has leaped high, its flame will attack the land's foes!
See now, things are done that never were before, the king has been robbed by beggars.
See, one buried as hawk is...
What the pyramid hid is empty.
See now, the land is deprived of kingship by a few people who ignore custom.
See now, men rebel against the Serpent, Stolen is the crown of the Sun, who pacifies the Two Lands.”


”Spójrz, ogień sięgnął wysoko, jego płomień zaatakuje kraje wrogów!
Spójrz, stały się rzeczy jakich nie było wcześniej, król został obrabowany przez żebraków.
Spójrz, pochowany jako sokół...
Co kryła piramida, jest puste.
Spójrz, ziemia jest pozbawiona władzy królewskiej przez paru ludzi, którzy lekceważą zwyczaj.
Spójrz, ludzie buntują się przeciw Wężowi, skradziona jest korona Słońca, która uspokaja Oba Kraje”


Interpretacja tego fragmentu jest dosyć prosta – oto okradziona przez żebraków została piramida („co skrywała piramida, jest puste”) zmarłego króla („pochowany jako sokół” – czyli Horus, a także Wąż – ureusz symbolizujący króla i korona Obu Krajów – Górnego i Dolnego Egiptu). Rabowanie piramid jest po prostu faktem – tak samo jak faktem jest, że przed rabunkami w ich sarkofagach złożone były mumie władców. Problem jedynie w tym, że zostały one obrobione tysiące lat temu a potem stały nierzadko otworem przez lat kilkaset lat. Dlaczego więc tak naprawdę mielibyśmy spodziewać się w ich wnętrzach nienaruszonych mumii?

A co z piramidą Chufu? Dziś jest idealnie wyczyszczona. Nic dziwnego – stoi otworem nieprzerwanie przynajmniej od połowy średniowiecza. Ale zachowały się w pismach arabskich pewne ciekawe opowieści...:

Ali B. Ridwan notuje, że arabscy „odkrywcy” (czyli rabusie, którzy też szukali złota, ale że spóźnili się o jakieś kilka tysięcy lat, to nie zastali niczego wartościowego) odnaleźli „marmurową trumnę”.

Abu Jakub Muhammad b. Ishak an-Nadim opisuje, że w komorze króla znaleziono coś, co mogło być szczątkami skrzyni a także “dobrze zachowaną mumię mężczyzny wraz z równie dobrze zachowaną mumią kobiety leżącą u jego boku”.

Według Abd ar-Rahima al-Kaisiego w komorze grobowej Chufu znaleziono „posąg mężczyzny, wykonany z zielonego kamienia (być może malachitu) który zawierał w sobie ciało mężczyzny odzianego w złotą zbroję wysadzaną klejnotami. Ten posąg, który zawierał w sobie mumię, miał zostać wystawiony przy bramie pałacu sułtana w Kairze w roku 1120.

Abu t-Taijib al-Mutanabbi opisuje, że znaleziono w komorze „złotą pokrywę i kilka kości”.

Jak widać, te opisy nierzadko się wzajemnie wykluczają. Czy jednak komora była naprawdę pusta czy też może znaleziono coś, co faktycznie było szczątkami króla? Tego się już chyba nie dowiemy. Jedno jest w każdym razie pewne – skoro wiemy, że piramidy były grobowcami (znaleźliśmy w paru z nich mumie lub ich resztki) z ustawianymi w środku sarkofagami (do czego służy sarkofag chyba nie muszę tłumaczyć ;) ), to nie widzę powodu, aby uważać, że służyły do czegoś zupełnie innego.


Co jeszcze powinniśmy wiedzieć o piramidzie Chufu? Ano na przykład to, że miała w starożytności swoją własną nazwę. Kompleks grobowy Chufu (piramida, świątynie, groby rodziny itp.) w starożytności był znany jako „Akhet Chufu” – „Horyzont Chufu”.

Przyjrzyjmy się, jak to „imię” wyglądało:
 

AKHET CHUFU


Mamy tutaj imię Chufu w kartuszu oraz wyraz „akhet”. Jeżeli niczego nie pokręciłem, to symbol ptaka to „akh” a te dwa znaki za nim – „ket”. Czym jest zaś ten śmieszny trójkąt na końcu?

To determinatyw oznaczający... grobowiec.
 

WYJAŚNIENIE


Jak już ładnie mamma przedstawił, w piśmie egipskim stosowano specjalne znaki – determinatywy, aby nakierować czytelnika na właściwy tor – aby wiedział, że to co czyta odnosi się na przykład do osoby, a nie do boga czy ptaka. Dlatego też Egipcjanie stosowali ten znak widoczny powyżej, aby czytelnik wiedział, że słowo „horyzont” w tym znaczeniu jest nazwą grobowca Chufu, a nie po prostu „horyzontem”.

Czy to jednak nie jest niezwykle intrygujące, że w piśmie egipskim determinatyw oznaczający „grobowiec” ma postać... piramidy? ;)

A oto pieczęć z imieniem naszego Chufu (w kartuszu – a wiemy już co to oznacza) i ową nazwą jego kompleksu grobowego:
 

ORYGINALNY AKHET CHUFU


Do obejrzenia w paryskim Luwrze. Być może udało mi się zobaczyć ją osobiście, choć dziś już nie mogę być tego pewny. W Luwrze byłem dziesięć lat temu i choć przeszedłem całą sekcję poświęconą Egiptowi to oprócz wielu niesamowicie ciekawych eksponatów jakie zapadły mi w pamięć pamiętam także, że pod koniec byłem tak zmęczony tym chodzeniem, że bardziej niż one interesowało mnie wyjście i odpoczynek ;) Młodzieńcza głupota... dziś oddałbym wiele, aby znowu tam wrócić...

Jednak póki co wrócimy tylko do wspomnianego już papirusu Westcar, w którym możemy przeczytać o tym, jak Chufu wezwał do siebie pewnego czarownika i mędrca:
 

PROSZĘ SIĘ ZE MNĄ ZAPOZNAĆ


Możemy tutaj przeczytać, że mędrzec ten „zna tajemną liczbę komnat w sanktuarium Tota” oraz, że król Górnego i Dolnego Egiptu Chufu (Cheops) chciałby poznać tę liczbę, aby „zrobić/zbudować dla siebie coś podobnego, w swoim ‘horyzoncie’”.

Dzięki temu co już wiemy możemy bez problemu zrozumieć, dlaczego fragment ten jest dla nas ważny. Mianowicie w opowieści tej wyraźnie zidentyfikowany władca – nasz Chufu (syn Snofru, ojciec Chafre, Hordedefa i Baefre) szuka „liczby komnat w sanktuarium Tota” aby użyć tej zapewne magicznej liczby przy budowie „swojego horyzontu” – czyli piramidy – „horyzontu Chufu”.

Ale jak już wspomniałem w drugim wpisie, papirus ten powstał długo po rządach Chufu i raczej powinien być traktowany jako wskazówka – potwierdza jedynie, że Egipcjanie przypisywali tę piramidę właśnie Chufu.

Jako ciekawostkę zaś mogę w tej chwili dodać, że w języku egipskim (w Egipcie mówi się dziś po arabsku, jednak jest to odmiana języka arabskiego posiadająca wiele zapożyczeń między innymi z języka starożytnych Egipcjan) wyraz „horyzont” to... ”al ofoq” (dziękuję miłej pani i panu z Egiptu, którzy poprzez Skype udzielili mi krótkiej lekcji ;) ). Wyraz ten można też zapisywać o tak:
 

1. “Ragoul Gadeed Fil Oufouk
(A New Man On the Horizon)

ZOBACZ TUTAJ


Istnieje pogląd, że słowo „ofoq” czy też „oufouk” w języku egipskim (oznaczające „horyzont”) pochodzi od... „Chufu” z „Akhet Chufu” ;) Tym samym Chufu byłby do dziś sławiony, choć nie bezpośrednio, za każdym razem, gdy jakiś Egipcjanin zachwyci się widokiem horyzontu ;)

To samo z Herodotem – choć opis Herodota jest dość naiwny (córka króla chciała wybudować sobie piramidę, więc oddawała się mężczyznom i w zamian prosiła o kamienie, których potem użyła do jej budowy :D) to pokazuje nam jedno – nawet tak wiele lat po czasach Chufu Egipcjanie doskonale wiedzieli kto zbudował tę piramidę. To przypomina trochę graffiti jakie pozostawił po sobie pewien starożytny podróżnik na budowli w pobliżu piramidy w Meidum.

Gdzieś za panowania XVIII dynastii, jakieś 1000 lat po zbudowaniu piramidy, kompleks wybudowany przez Snofru odwiedził skryba, Aacheperkare-seneb. Zapewne obejrzał dokładnie ten jeden z cudów starożytnej architektury aż w końcu spoczął w cieniu jednego z budynków, wyciągnął trzcinkę i na jednej ze ścian napisał:
 

”Dwunastego dnia czwartego miesiąca pory letniej, w 41 roku panowania Totmesa III pisarz Aacheperkare-seneb, syn Amenmessu, przybył, żeby zobaczyć piękną świątynię króla Snofru. Przekonał się, że wyglądała, jakby było w niej niebo i jakby słońce w niej wschodziło. Niech z nieba pada świeża mirra, niech ześle ono kadzidło na dach świątyni króla Snofru”


1000 lat po panowaniu Snofru, 1000 lat po budowie piramidy, a Egipcjanie wciąż wiedzieli kto je tu postawił.

W przypadku Gizy z pomocą przychodzi nam jeszcze stela Amenhotepa II, który żył jakieś 1000 lat po Chufu i postanowił ustawić ją w pobliżu tych monumentów. Jej treść brzmi:

"He raised horses that were unequaled. They did not tire when he held the reins; they did not drip sweat in the gallop. He would yoke (them) with the harness at Memphis and would stop at the resting place of Harmakhis. He would spend time there leading them around and observing the excellence of the resting-place of Kings Khufu and Khafra, the justified. His heart desired to make their names live."

Pogrubiony fragment wyraźnie udowadnia nam, że za czasów tego króla piramidy w Gizie były bezsprzecznie uważane za miejsca spoczynku królów Chufu i Chafre – nie tylko, że nie tylko były one zbudowane przez nich, ale że wciąż znajdowały się tam ich zmumifikowane ciała.

Cóż, to by było chyba wszystko jeśli idzie o piramidę Chufu. Mam nadzieję, że udało mi się pokazać, że nie jest ona tak naprawdę wyjątkowa – to po prostu kolejna faza ewolucji piramid. Snofru i jego piramidy to wzorce, jakie miał przed sobą Chufu gdy realizował swój projekt. Mam też nadzieję, że udało mi się rozwiać wątpliwości u tych, którzy mieli jakieś wątpliwości co do imienia Chufu (a właściwie to kilkakrotnie pojawiających się w tych komorach rozmaitych potwierdzonych w innych źródłach imionach Chufu – co wg mnie nie może być po prostu niesamowitym przypadkiem ;) ) znajdującego się w komorach odciążających i odpowiedzieć na pytanie dlaczego wszelcy zwolennicy teorii alternatywnych tak się na te napisy uwzięli.

Dlatego też uważam, że w tej sytuacji nie da się przypisywać Wielkiej Piramidzie pochodzenia atlantydzkiego czy też kosmicznego.

Ale chwila, chwila! My tu wciąż o piramidzie Chufu, a tymczasem tuż obok niej istnieje niemal identyczny cud inżynierii – piramida Chafre, syna Chufu.

Gdy zagłębimy się w rozmaite teorie alternatywne, możemy zauważyć, że wiele z nich koncentruje się wyłącznie na piramidzie Chufu (bo największa i najlepiej znana). A tymczasem tuż obok niej stoi dumnie piramida, która w starożytności nazywała się „Chafre jest wielki” czy też „Chafre jest największy” (być może w znaczeniu „piramida Chafre jest największa”):
 

khafrep17.jpg


I faktycznie – można ulec złudzeniu, że jest ona największa, ponieważ choć jest niższa od piramidy Chufu o zaledwie 3 metry, to jej podstawa stoi na skalnym „tarasie” wyżej od podstawy Wielkiej Piramidy o jakieś 10 metrów. Kąt nachylenia ścian tej piramidy jest również nieco większy, co sprawia, że wydaje się być odrobinę bardziej strzelista.

Piramida ta zachowała się w lepszym stanie niż piramida Chufu – jej czubek wciąż pokryty jest zewnętrzną warstwą wapienia z Tury (która w przypadku piramidy Chufu została zdarta niemal w całości – pozostały jedynie drobne resztki na samym dole, które uniknęły „recyklingu” tylko dlatego, że znajdowały się pod piaskiem). Dzięki temu, gdy okoliczności sprzyjają, piramida Chafre odżywa dawną świetnością i nawet dziś można zobaczyć na własne oczy przebłysk tych dawnych lat, kiedy budowle te majestatycznie ukazywały swoje niesłychane piękno:
 

DAWNA CHWAŁA WCIĄŻ DUMNIE SIĘ PREZENTUJE


W tej sytuacji musi się nam jednak nasunąć pewne pytanie – dlaczego więc zazwyczaj koncentrujemy się na Wielkiej Piramidzie, gdy obok mamy tę niemalże kopię tamtej budowli? Czyżby dlatego, że prezentując „kosmiczną” czy też „atlantydzką” teorię lepiej skupić się wyłącznie na jednym, „wyjątkowym” elemencie, a nie na dwóch piramidach? Dlaczego panowie Sitchin i Daniken „wynajdują” w Wielkiej Piramidzie niesłychane „zakodowane” liczby które mają być dowodem na ich kosmiczne pochodzenie, a piramidę Chafre zostawiają w spokoju? Czyżby ją kosmici postawili ot tak, nie kodując w niej niczego? ;)

Świątynia znajdująca się obok tej piramidy została zachowana w stosunkowo dobrym stanie, w jej ruinach odnaleziono fragment ceremonialnej maczugi/buławy z imieniem Chafre:
 

OTO I ONA


A świątynia dolinna (znajdująca się w starożytności przy kanale prowadzącym do Nilu) jest ozdobiona inskrypcją z horusowym imieniem Chafre - Weser-ib. To udowadnia, że świątynię tę zbudował Chafre. Oczywiście zwolennicy teorii alternatywnych mogą twierdzić, że Chafre jedynie ją „przejął” a ona sama stała tam od dawien dawna, lecz ponownie (jak w przypadku piramidy Chufu) nie ma to sensu. Dlaczego bowiem to Chafre miał przejąć tę piramidę i te świątynie dla siebie, a nie któryś z jego poprzedników (na przykład Chufu albo Snofru)? Nie widzimy na ścianach tej świątyni śladów usuwania imion poprzedników, co zapewne miałoby miejsce, gdyby Chafre przejął świątynię, którą wcześniej dla siebie przejął na przykład Neczerichet. Musimy po prostu pogodzić się z tym, że piramida Chafre i świątynie z nią związane powstały dopiero na rozkaz tego króla.

W świątyni tej odnaleziono resztki posągów Chafre, w tym jeden doskonale zachowany:
 

JEGO KRÓLEWSKA WYSOKOŚĆ CHAFRE


Dodatkowo przy wejściach do tej świątyni znajdowały się pierwotnie cztery ośmiometrowe sfinksy (po parze przy każdym z obu wejść).

No i teraz w końcu przechodzimy do sedna tego wpisu. Tuż obok świątyni Chafre znajduje się bowiem nasz zagadkowy Sfinks.

Sfinksa jak mniemam opisywać nie trzeba. Każdy z nas doskonale zapewne zdaje sobie sprawę z tego, jak on wygląda. Wielu też z nas zapewne słyszało o tej całej sprawie z erozją, która to jest tak strasznie nagłaśniana. Zobaczmy sami, co w kwestii Sfinksa ma do powiedzenia „oficjalna teoria”.

Sfinks jako taki nie posiada na sobie żadnej inskrypcji, która mogłaby nam pozwolić na jego datowanie. Między jego łapami ustawiona jednak została tak zwana Stela Snu, na której znajdował się pewien interesujący nas fragment.
 

STELA SNU


W 1842 roku uczestnik pruskiej wyprawy badającej Sfinksa – Karl Richard Lepsius, skopiował tekst znajdujący się na tej steli. Niestety już wtedy była ona w fatalnym stanie – zachowała się bowiem tylko połowa jej tekstu.

W 1904 roku badaniem tego obiektu zajął się Kurt Sethe, jednak ze zdumieniem odkrył, że przez te niewiele ponad pół wieku tekst na steli został poważnie zniszczony – tak jak Lepsius miał przed sobą napisy zajmujące jakieś pół tablicy, tak Sethe mógł na własne oczy podziwiać zaledwie mniej więcej jedną trzecią jej oryginalnej inskrypcji. Jak się okazało wilgoć powodowała, że powierzchnia odkrytej steli pokrywała się bąblami i zwyczajnie kruszyła. Na szczęście Lepsius przybył i przepisał wciąż istniejący tekst tej steli w ostatniej chwili. Gdy badał ją zaintrygowało go odnalezienie na jej najniższych, wciąż zachowanych fragmentach, kartusza z imieniem królewskim zawierającym znaki „cha”. Jedyny król, który pasuje do tych znaków to Chafre. Gdy zaś Sethe przybył do Gizy, fragment ten już dawno odpadł i zamienił się w pył.

Co nam to mówi? W sumie niewiele – oto na steli z czasów króla Totmesa IV (ok 1400 p.n.e. – 1390 p.n.e.) ustawionej pomiędzy łapami Sfinksa znalazło się imię króla Chafre. Nie jest to 100% dowód na to, że Sfinks został wykuty na polecenie tego króla, ale moim zdaniem jednak jedyne sensowne wyjaśnienie to takie, że Totmes IV znał twórcę Sfinksa i dlatego umieścił w tym miejscu jego imię. To potwierdzałoby, że nawet tysiąc lat po jego wykuciu w świadomości Egipcjan wciąż żyła pamięć o twórcach monumentów z Gizy.

Dlatego żaden napis nie może nam pomóc w datowaniu tego monumentu. Ale jest coś, co pomoże nam w odszukaniu prawdy o tym zadziwiającym pomniku jaki pozostawili po sobie budowniczowie z IV dynastii. Są to rzecz jasna wyniki badań zazwyczaj pomijanych milczeniem przez zwolenników „teorii alternatywnych”.

Ale po kolei:

Pierwsze co powinniśmy zobaczyć, to fakt, że Sfinks jest wykuty ze skały, której właściwości są różne w zależności od położenia:
 

SFINKS – PRZEKRÓJ


Głowa to opisana tutaj warstwa „member III”, (prawie) reszta ciała – „member II”. Member III jest skałą dosyć twardą i dobrej jakości – to z tej warstwy były wykuwane bloki których używano do budowy piramid. Member II to jednak coś zupełnie innego – to skała bardzo niskiej jakości, która jest mało odporna na erozję.

Gdy zwolennicy teorii alternatywnej mówią o erozji (erozji wodnej), wtedy zazwyczaj roztaczają przed nami wizję „zielonej Sahary” – owego okresu, w czasie którego klimat Egiptu był dużo bardziej wilgotny. Jest to dla nich „dowodem”, że Sfinks został wykuty od 7000 do nawet 12000 lat temu, w tymże okresie zwiększonej wilgotności.

No ale jest w tej opowieści pewien zauważalny błąd.

Przede wszystkim ślady tej erozji, rzekomo dowodzącej, że Sfinks został wyrzeźbiony na długo przed zjednoczeniem Egiptu, widoczne są na południowej ścianie jego legowiska:
 

POŁUDNIOWA ŚCIANA LEGOWISKA


Zerknijmy teraz na ogólne położenie Sfinksa:
 

Z LOTU PTAKA


Piramidę Chafre oznaczyłem czerwoną kropką, Sfinksa – niebieską, zaś rampę czy też groblę wiodącą od świątyni przy piramidzie do świątyni dolinnej – serią zielonych.

Widzimy, że grobla ta została zbudowana pod lekkim kątem.

Gdy zbliżymy nieco widok ujrzymy coś takiego:
 

ZBLIŻENIE


Na tym obrazku czerwoną kropką oznaczyłem świątynię dolinną Chafre (tę z jego imieniem i z jego posągami), niebieską Sfinksa i świątynię do niego należącą (znajdującą się przed jego łapami) a zielonymi – groblę.

Można w tej chwili zauważyć, że ta południowa ściana legowiska Sfinksa, ta na której są wyraźne ślady erozji, to ta przylegająca do grobli Chafre. Co więcej – ściana ta, tak samo jak grobla, jest wykuta „pod kątem”. Legowisko Sfinksa nie jest prostokątne – ma kształt (dość nieregularnego) trapezu prostokątnego.

Wygląda więc na to, że legowisko to (a przynajmniej tę ścianę południową) wykuto już po tym, jak wybudowano groblę Chafre. Inaczej dlaczego rzeźbiarze pracujący nad Sfinksem mieliby wycinać trapez? Przecież 7000 czy 12000 lat temu nie istniała w tym miejscu ani piramida Chafre, ani jego świątynia dolinna czy też grobla. W latach 12000 – 7000 p.n.e. w miejscu tym znajdowało się pustkowie i rzeźbiarze wykuwający Sfinksa mogli go wykuwać jak chcieli. Logiczne zatem wydaje się, że powinni byli wykuć ładną, prostokątną niszę. A mimo to jest ona dopasowana do grobli Chafre. To oznacza, że i grobla i ściana ta powstały w tym samym czasie – podczas budowania piramidy Chafre. A skoro tak, to ściana ta nie może mieć 7000 czy też 12000 lat. Ma dokładnie tyle, co piramida Chafre – jakieś 4500 lat.

Skoro zatem ściana ta jest mimo to w takim stanie, wykazującym erozję wodną, to oznacza, że erozja ta nie świadczy wcale o żadnym „pradawnym” powstaniu tego monumentu. Nawet jeżeli sam monument miałby te 12000 lat i pierwotnie został wykuty przez Atlantów w prostokątnej niszy, a ścianę tę dopasowali do grobli już Egipcjanie w czasach Chafre to i tak niczego to nie zmienia. Jeżeli ściana ta ma tyle samo lat, co piramidy i rządy Chafre, to znaczy że woda może dokonać takiej erozji nawet na tak stosunkowo młodych skałach. A to oznacza, że nie mamy absolutnie powodu aby twierdzić, że wskazuje to na to, że Sfinks powstał 7000 czy też 12 000 lat temu.

Jakby tego było mało – Egipt wcale nie jest miejscem, w którym nie padają deszcze. Zwolennicy teorii alternatywnych zapewne pragną wykorzystać fakt, że Egipt kojarzy nam się z pustynią, a pustynia – z brakiem opadów. Skoro tak, to pozornie niewyobrażalne jest, aby ślady te mogły spowodować deszcze nawiedzające to miejsce od czasów Chufu do czasów współczesnych. Problem w tym, że Egipt nawiedzają deszcze i to dość okazałe.

W czasie zimy nad Egiptem przetaczają się nierzadko gwałtowne burze i ulewy – możemy jedną z nich zobaczyć na własne oczy:
 


Albo przeczytać o nich tutaj:

USUWANIE WODY SPRZED MUZEUM KAIRSKIEGO

OFIARY ULEW I POWODZI


Wspomniana już ukośna ściana legowiska to dość ważna poszlaka, która naprowadza nas na prawdziwy wiek Sfinksa. Lecz to nie wszystko – przyjrzyjmy się jeszcze czemuś.

Przed Sfinksem znajduje się świątynia jemu poświęcona. Tuż obok niej – świątynia dolinna Chafre. Owa świątynia dolinna została zbudowana z bloków wykuwanych z tego samego miejsca, w którym stoi Sfinks – jednak z tych górnych partii (member III) – czyli z „lepszej jakości” kamienia. Świątynia Sfinksa jest jednak już zbudowana z bloków wykuwanych z warstwy „member II” – co udowadnia, że i Sfinks i jego świątynia powstały w dokładnie tym samym czasie i zostały zbudowane po wzniesieniu świątyni dolinnej. Jednocześnie wykuwano bloki kształtując legowisko Sfinksa i układano je tuż obok formując jego świątynię. Analiza tych bloków wykazała bowiem, że pod względem geologicznym odpowiadają one miejscom, które „wykuto” aby utworzyć głęboką niszę w której leży Sfinks.

A teraz coś z innej beczki – znaleźliśmy wiele grobów z czasów Chafre i późniejszych, ale choć wiele z nich należało do kapłanów, nie znaleźliśmy żadnego w którym zostałby pochowany „kapłan Sfinksa”. Wygląda na to, że świątynia Sfinksa nie została po prostu „uruchomiona” za czasów Chafre. Zbudowano ją, lecz nie odprawiano w niej odpowiedniej rytuałów. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta – świątynia ta, jak i Sfinks, to prawdopodobnie ostatnie monumenty króla Chafre, zbudowane już po piramidzie i po świątyni dolinnej. Jako ostatnie też nie zostały nigdy ukończone.

Dokładnie tak, moi drodzy zwolennicy Atlantydzkiej inżynierii. Sfinks to taka mała „niedoróbka” – nie został bowiem poprawnie wykończony. Na przykład tylna ściana jego niszy jest wyraźnie niewykończona, pozostawiona byle jak. Jak to się ma do „niezwykłej technologii Atlantów”? Nie mam pojęcia, ale to przecież nie mój problem ;)

Również świątynia Sfinksa nie została ukończona, co zresztą pasuje do chronologii budowania elementów kompleksu Chafre, którą wskazują wykopaliska. Zobaczmy sami.

Świątynia dolinna Chafre (stojąca obok świątyni Sfinksa) zbudowana jest z dobrej jakości kamienia. Została zbudowana jako pierwsza – obok nie było jeszcze ani Sfinksa ani jego świątyni. Budowla ta wyglądała pierwotnie tak:
 

SWIĄTYNIA DOLINNA CHAFRE


Widzimy, że zaznaczony jest tutaj kawałek muru. To murek, który pierwotnie stanowił „ogrodzenie” tej świątyni od strony północnej. Z drugiej, południowej strony, powstał analogiczny murek (tutaj nie zaznaczony innym kolorem). Za jakiś czas jednak ten północny (oznaczony kolorem) murek częściowo rozebrano, aby zrobić miejsce dla... świątyni Sfinksa:
 

OBRAZEK


Jak widać nowo wybudowana świątynia Sfinksa „zachodzi” na murek. Archeologiczne badania potwierdzają, że murek był tutaj jako pierwszy, świątynię dobudowano później. To oznacza, że i Sfinks jest późniejszy od świątyni dolinnej – skoro świątynie Sfinksa wybudowano z bloków wykuwanych z jego legowiska podczas jego rzeźbienia.

To zaś pokazuje nam sekwencję w jakiej budowane były te elementy:

1. Piramida
2. Świątynia znajdująca się przy piramidzie i świątynia dolinna wraz z groblą je łączącą
3. Sfinks i jego świątynia.

Dlatego też na podstawie tych informacji – geologicznych badań Sfinksa, jego niszy oraz bloków z obu świątyń a także na podstawie archeologicznych badań poszczególnych elementów (bloki obu świątyń, bloku murku i ich wzajemne położenie) jasno i wyraźnie możemy stwierdzić – Sfinks nie dość, że został wykuty za czasów najprawdopodobniej Chafre, to na dodatek był to ostatni element jaki ten król kazał postawić. Niestety, jako że były to ostatnie budowane elementy kompleksu, nie zostały już one wykończone.

Jeszcze dwie rzeczy pomagają nam zrozumieć związek piramidy Chafre ze Sfinksem. Pierwszą z nich jest architektoniczna zgodność świątyni Chafre znajdującej się obok piramidy tego króla ze świątynią Sfinksa:
 

JESTEŚMY PODOBNE


A także w... rozwiązaniu zagadki ze zdjęciem o której mówiłem w drugim wpisie ;)

Przypomnijmy (bo przynajmniej jedna osoba powiedziała mi, że ciekawi ją rozwiązanie tej zagadki ;) ) – mój pierwotny ale i jednocześnie były przeciwnik w tej debacie – tatik, nieświadomie pokazał w swoim pierwszym i jedynym wpisie zdjęcie Sfinksa na którym widać pewien element wyraźnie sugerujący, że Sfinks jest młodszy od piramidy Chafre. Oto i to zdjęcie:
 

CO SIĘ WE MNIE TAKIEGO KRYJE?


Padło parę odpowiedzi, ale żadna nie była prawidłowa. Wcale się nie dziwię, bo jak już wspomniałem sam jeszcze do rozpoczęcia zbierania materiałów do tej debaty nie miałem o tym pojęcia.

Rozwiązanie zagadki kryje się na tym zdjęciu:
 

[[[[(((())))]]]]


W porządku, ale co to tak właściwie jest? Jak już wiemy, legowisko Sfinksa leży tuż obok grobli łączącej świątynię dolinną Chafre ze świątynią znajdującą się obok jego piramidy. Wiemy też, że i w Egipcie zdarzają się solidne deszcze. Dlatego też Egipcjanie zadbali o to, aby wśród budowli kompleksu grobowego (otoczonego murem) ich władców nie gromadziły się wielkie kałuże. Od piramidy Chafre, wzdłuż tej wspomnianej grobli, biegnie więc... rów odprowadzający wodę od piramidy. Ale co jest dla nas najważniejsze, rów ten... wpada prosto do legowiska Sfinksa.

O czym to może świadczyć? Ano o dwóch możliwościach – piramidę, świątynie i groblę wraz z równoległym do niej rowem zbudowano przed wykuciem Sfinksa, albo też podczas budowy grobli i tego kanału postanowiono zrobić jego ujście do znajdującej się tam od stuleci niszy Sfinksa tak, aby woda zalewała naszego biednego lwa :)

Odpowiedź jest prosta – najpierw zbudowano groblę i wykopano kanał, a potem uznano, że w tym miejscu należy zmieścić jeszcze Sfinksa. To potwierdza już przytoczone przeze mnie wcześniej analiza archeologów i geologów a także banalny fakt, że widoczny na zdjęciu wlot tego kanału do legowiska Sfinksa został w starożytności... zawalony kamieniami. Egipcjanie nie byli tak naiwni, aby kopać kanał odwadniający wpadający wprost do Sfinksa a potem zawalać go kamieniami. Kanał po prostu był pierwszy, przykro nam, Sfinksie ;)

Inne ujęcia przedstawiające tę dość mało znaną ciekawostkę są do obejrzenia:
 

TUTAJ

I TUTAJ


Podsumowanie zaś najważniejszych zagadnień dotyczących Sfinksa dostępne jest
 

W TYM MIEJSCU


Na koniec zaś wypada mi dodać, że głowa Sfinksa idealnie odpowiada IV dynastii gdy idzie o kształt twarzy. Nie były one smukłe i owalne – lecz bardziej „kwadratowe”.

Ale to już takie dodawanie ciekawostek – prawdziwy wiek Sfinksa wskazują nam bowiem wyniki badań obu świątyń, bloków z jakich je zbudowano i wzajemnych relacji, jakie łączą te cztery elementy – Sfinksa, jego świątynię, sąsiadującą z nią świątynię dolinną oraz groblę.


I to byłoby chyba wszystko, co chciałem w tej części przedstawić. Ciekawi mnie, co jeszcze przytoczy mamma na poparcie swojej teorii i czy zwróci większą uwagę na to, co zostało tu napisane. Mi pozostaje już tylko życzyć miłego wieczoru i do zobaczenia w ostatnim wpisie!


  • 9



#9

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam wszystkich.

Jak dotąd nie podejmowałem dyskusji z argumentami Aquili, co wynikało z kilku powodów. Pierwszy z nich był taki, że mój szanowny oponent bardzo rzetelnie przedstawił zarys egipskiej historii i dokonania Egipcjan w okresie Starego Państwa. Drugi powód był nieco egzotycznej natury - otóz Aquila przeprowadził pryncypialną i wszechstronną krytykę pomysłów zgłaszanych przez Sitchina i Daenikena, która jednak w żadnym stopniu nie dotyczyła zaproponowanej przeze mnie hipotezy powstania piramidy Cheopsa. Nie widziałem więc potrzeby dyskusji z faktami przywoływanymi przez Aquilę, tym bardziej, że moje zdanie o konceptach obu wymienionych wcześniej panów nie odbiega od zdania wyrażonego przez Aquilę, a co więcej, propozycje Sitchina i Daenikena są niezgodne z prezentowaną przeze mnie teorią. Oczywiście nie znaczy to, że wszystkie twierdzenia Aquili spotkały się z moją aprobatą, punktem, który nas różni jest sprawa autorstwa wielkiej piramidy - dzisiejszy wpis poświęcę więc ustosunkowaniu się do argumentów Aquili. Zacznę jednak od krótkiego opisu współczesnej wiedzy dotyczącej historii północnej Sahary, o którą pytał w komentarzach _Silent_ oraz wyrównania pewnej zaległości dotyczącej Khnuma.

Na Saharze istniała cywilizacja, która nie ma chyba nawet polskiej nazwy, w terminologii angielskiej nazywa się "capsian culture", więc może ochrzcimy ją jako kulturę kapsiańską (?). Problem w tym, że prawie nikt nie zajmuje się poważnie prehistorią tych terenów, więc informacje są bardzo skąpe, a osobą, która najwięcej opublikowała na jej temat jest David Lubell. Jego biogram jest wciąż jeszcze obecny na stronie Uniwersytetu Waterloo, gdzie określony jest jako Professor Emeritus, ale niestety podane tam linki do jego publikacji i strony domowej nie funkcjonują. Z dostępnych w sieci, dość skromnych materiałów odnośnie capsian culture, głównie autorstwa Lubella i jego współpracowników można się dowiedzieć, że jej ramy czasowe określane są na lata 10 tys.-6 tys. pne., chociaż większość opisanych stanowisk jest datowana do VIII tysiąclecia pne, dwa wyjątki to peryferyjne Haua Fteach w Libii (gdzie jeden z okresów kulturowych jest nazywany libijsko-kapsiańskim) oraz Columnata w Algierii. Niestety Columnata (koordynaty 35,29 N; 1,16 E) położona jest w Atlasie Saharyjskim, wśród nagich skał, więc nie jest stanowiskiem bardzo reprezentatywnym. Inne opisane stanowiska są datowane, jak wspomniałem, najwyżej do przełomu VIII i VII tysiąclecia, więc sprawa jest otwarta, gdyż brak danych co do późniejszych losów tej kultury - jest to po prostu biała plama. Wygląda więc na to, że capsian culture wyprzedzało rozwój kultur neolitycznych w dolinie Nilu, co zresztą nie jest niczym zaskakującym, gdyż zanim Sahara stała się niegościnną pustynią, była miejscem o wiele bardziej atrakcyjnym od doliny Nilu. To jednak niewiele nam mówi, gdyż jak wiadomo kultury poznaje się nie po tym jak i kiedy zaczynają, ale jak kończą - a capsian culture na pewno skończyła źle i nie ma wielkiego znaczenia fakt, że stało się to z obiektywnych, bo klimatycznych względów. Musimy jednak na razie poprzestać na konstatacji, że na Saharze, w okolicach Atlasu istniała kultura, tworzona przez ludzi opisywanych jako zdolnych do elastycznego przystosowywania się do warunków, a więc na pewno wystarczająco bystrych, aby mogli tworzyć bardziej zaawansowane formy cywilizacyjne. Niestety wszelkie dalsze wnioski będzie można wyciągać dopiero po dalszych badaniach terenowych, do których niestety chyba nikt się nie kwapi - zapewne po części ze względu na klimat polityczny - dość ciepły w Maroku i bardzo gorący w Algierii (co ciekawe najwięcej prac prowadzi sie obecnie w Libii).
Dokopałem się również do informacji o książce pani Helene E. Hagan, w której stawia ona tezę, że kultura egipska zawiera wiele elementów kultury "berberyjskiej", jak ją nazywa, wyciągając z tego wniosek o bezpośrednich wpływach ludności zamieszkującej Saharę na kształt egipskiej kultury i religii. Jej zdaniem Sais zostało założone nie przez Egipcjan, ale właśnie przez "Berberów", a Neith jest boginią saharyjskiego pochodzenia. Teoria ta oczywiście nie pokrywa się z tą, którą tu prezentuję, ale jest z nią zgodna w tym, że traktuje kulturę saharyjską jako wcześniejszą od kultury Egiptu. Niestety znam tylko krótkie streszczenie książki, które starałem się powyżej przedstawić.

W pierwszym swoim wpisie napisałem, że granit użyty przy budowie piramidy Cheopsa nie musiał pochodzić z Asuanu, ponieważ skały granitowe w Egipcie można znaleźć mniej więcej do 28 równoleżnika, a więc wysokości na której leży Hermopolis. Dodałem jednak, że przekonanie, iz granit ten pochodzi z kamieniołomów asuańskich ma jednak pewien urok związany z imieniem Khnuma, które można odczytać na granitowych płytach.
Jak zaznaczyłem w poprzednim wpisie Khnum nie był "frontmanem" wśród bogów Egiptu, a raczej postacią pozostającą w cieniu innych. Jest nam dziś znany ze względu na swoistą karierę, która stała się jego udziałem za sprawą Hatszepsut. Jak wiadomo, Hatszepsut była córką Totmesa I i żoną Totmesa II, z którym miała córkę. Można powiedzieć: niestety córkę, a nie syna, gdyż po wczesnej śmierci Totmesa II. Egipt pozostał bez legalnego następcy tronu. Dla ciągłości dynastii kapłani Amona dokonali swego rodzaju przedstawienia, polegającego na tym, że w trakcie procesji ze świętą barką Amona, barka ta "zatrzymała się" obok kilkuletniego syna Totmesa II i jednej z jego drugorzędnych żon - tym samym "wyznaczając" chłopca na faraona. Trzeba zresztą przyznać, że Amon dokonał świetnego wyboru, bo Mankheperre Totmes, znany nam jako Totmes III, był jednym z najwybitniejszych władców Egiptu. Został on też natychmiast zaręczony, a być może nawet ożeniony z córką Hatszepsut Neferure. W tej sytuacji ambitna ciotka nowego faraona objęła regencję i wszyscy byli zadowoleni, aż do momentu, kiedy Neferure zmarła. Przyczyny dalszych wydarzeń są dość niejasne, faktem jest jednak, że Hatszepsut, czy to ze względu na osobiste ambicje, czy też w porozumieniu z ówczesną elitą Egiptu odsunęła, wciąż jeszcze małoletniego, Totmesa i sama koronowała się na faraona (tym sposobem Egipt miał dwóch koronowanych władców!). Problem w tym, że Hatszepsut nie miała żadnych praw do tronu i aby w jakiś sposób uprawomocnić jej władzę stworzono mit "boskich narodzin". W tzw. portyku narodzin w świątyni w Deir el Bahari opowiedziano wzruszającą historię o tym, jak matka Hatszepsut, Ahmes przyprawiła mężowi rogi, baraszkując wesoło i owocnie z bogiem Amonem. I wtedy właśnie Amon wezwał Chnuma do stworzenia ciała i duszy Hatszepsut, czemu zawdzięczamy jeden z niewielu wizerunków Khnuma, jako "boskiego garncarza", kształtującego mających się narodzić ludzi.

W czasach Starego Państwa był bóstwem o charakterze drugoplanowym, w ogóle nie wymienianym przez wielkie systemy teologiczne. Natomiast jego imię pojawia się kilka razy w Tekstach Piramid i około dwudziestu razy w Tekstach Sarkofagów (do czego za moment wrócę), niemal zawsze marginalnie i w towarzystwie innych bogów. W związku z tym rodzi się pytanie: dlaczego syn wielkiego faraona Sneferu miałby zostać oddany "pod opiekę" tak mało znaczącego bóstwa, co zostało uwiecznione w imieniu "Ten, który jest chroniony przez Khnuma"? Dlaczego mając do wyboru tak potężnych protektorów jak Atum, Ptah. Tot, Horus, nie mówiąc o Re, Khufu miałby otrzymać jako swego "boskiego patrona" Khnuma? Tajemnica kryje się być może w nazwie miejsca, które od początków Egiptu (a nawet jeszcze wcześniej) było miejscem kultu tego bóstwa. Była to Elefantyna, wyspa leżąca w granicach dzisiejszego Asuanu. Wyobraźmy sobie taka sytuację - budowniczowie wielkiej piramidy w poszukiwaniu materiałów do wybudowania wewnętrznych komór docierają do Asuanu - Egipt jeszcze nie był i długo nie będzie organizmem państwowym, a dolina Nilu nie jest przesadnie zaludniona, więc taką odkrywczą podróż można było odbyć bez wielkich przeszkód - a następnie zakładają w pobliżu kamieniołomu niewielką, być może nawet sezonową osadę dla robotników wydobywających marmur. Idealnym miejscem na taka osadę jest wyspa, położona na Nilu, na której zakładają jakieś miejsce kultu Khnuma, dla którego budują świątynię-piramidę w dalekiej Gizie. Jej budowniczowie nie tylko opisywali imieniem lub przydomkiem Khnuma przesyłane na północ bloki granitu, ale pozostawili swój ślad także na Elefantynie - ślad który ich przetrwał i na stałe pozostał dziedzictwem synów Atlasu w kulturze egipskiej.

Jak wspomniałem, Ksiegi Piramid i Księgi Sarkofagów bardzo rzadko wymieniają imię Khnuma, a najczęściej są to bardzo krótkie, wręcz zdawkowe wzmianki, bo prawdę mówiąc nie bardzo pasuje on do koncepcji religijnych Egipcjan. Jednak kilkakrotnie pojawiają się dość intrygujące zapisy. W Księgach Piramid trzykrotnie możemy przeczytać o "łodzi wykonanej przez Khnuma", która będzie płynął zmarły faraon w towarzystwie bogów, a jeszcze ciekawsze są trzy fragmenty Ksiąg Sarkofagów. Z powodu, który za moment wyjaśnię będę posiłkował się angielskim tłumaczeniem Faulknera. W wypowiedzeniu 577. możemy przeczytać, że przytoczona w nim modlitwa "was under the flank of Khnum". Niestety oryginalny tekst nie jest publicznie dostępny i w związku z tym jesteśmy skazani na spekulację jakie słowo zostało przełożone jako "flank", które oznacza bok, skrzydło, ale może także odnosić się do boku czy skrzydła budowli. W tym ostatnim przypadku mogłoby więc znaczyć: "została znaleziona pod bokiem (ścianą) piramidy poświęconej Khnumowi. Jest to oczywiście tylko możliwość (ale interesująca), której nie jestem w stanie zweryfikować. Wypowiedzenie 1004. mówi o "mansion of Khnum" - rezydencji Khnuma: "A spirit who is in his hidden shape is in the secret of the Great One, who (...) himself on behalf of Re in the presence of the Bull in the horizon in the Mansion of Khnum". "Duch będący w jego ukrytej postaci jest w tajemnicy Wielkiego, który się (...) w imieniu Re w obecności Byka na horyzoncie, w rezydencji Khnuma" (niestety, jak widać, brak fragmentu tekstu). Ale najbardziej intrygujące jest wypowiedzenie 902., w którym spotykamy obu bogów, o których pisałem w poprzednim wpisie: "Khnum was arisen over his court. The doors of the sky are opened, the doors of the firmament are thrown open by Horus." Khnum został wzniesiony ponad swój dwór, a Horus otworzył bramę nieba! Czegóż chcieć więcej? Egipcjanie najwyraźniej rozumieli wielką piramidę jako łódź wznoszącą do świata bogów, a istotną rolę w tej operacji odgrywali Horus i Khnum, który zapewniał ludziom łączność z bogami. Czy to rozumienie było poprawne, to znaczy zgodne z intencjami budowniczych, oparte na jakichś (choćby legendarnych) przekazach, czy też zostało stworzone przez samych Egipcjan, którzy odnaleźli imiona Khnuma i Horusa wyryte na okładzinie piramidy, otaczającym ja murze, lub jakiejś zaginionej dziś steli, to zupełnie inna sprawa, chociaż ta pierwsza możliwość dałaby nam możliwość wglądu w religię tajemniczych Atlantydów. Niezależnie jednak od tego, wskazane fragmenty pokazują jak duży wpływ na egipskie wyobrażenia religijne wywarła wielka piramida. Co ciekawe, w okresie Średniego Państwa Khnum ulega pewnemu zapomnieniu, staje się w bóstwem lokalnym i pojawia sie znowu za czasów XVIII dynastii - ale już w ograniczonej roli: boskiego rzemieślnika tworzącego ludzi na polecenie Amona.
A skoro juz jesteśmy przy egipskich tekstach religijnych, to warto dodać, że w Księgach Piramid można odnaleźć dość zastanawiającą dwuznaczność jeśli chodzi o postać Ozyrysa, który jest w pewnych fragmentach traktowany jako najważniejszy z bogów, a w innych jako postać budząca negatywne odczucia. Profesor Lipińska, która podkreślała tę kwestię, być może nieco przesadnie opisała te fragmenty jako wyraz niechęci do Ozyrysa, ale nie ulega wątpliwości, że jest on w nich traktowany co najmniej z bardzo dużą rezerwą. Najczęściej wyjaśnia się ten fenomen poprzez stwierdzenie, że kult Ozyrysa był kultem "ludowym", podczas gdy większość tekstu prezentuje doktrynę, będącą wynikiem teologicznych spekulacji kapłanów. Zapewne jest to prawda, pozostaje jednak pytanie, skąd wziął się tak zadziwiający dualizm w egipskiej religii. W końcu różnice między religijnością "ludową" i "oficjalną" istniały i istnieją w różnych religiach do dziś, ale nie przyjmują one tak radykalnej formy. Wygląda to tak, jakby w Egipcie istniały dwie różne religie, krok po kroku scalane przez kapłanów w jeden system, czego ostatnim stadium jest tzw. teologia memficka, gdzie Ozyrys zostaje zaliczony do tzw. enneady, grupy dziewięciu głównych bóstw, a jego syn Horus zastępuje innego Horusa, zwanego Starym Horusem, obecnego we wcześniejszej doktrynie. Rodzi się więc podejrzenie, że kult Ozyrysa, zakorzeniony wśród Egipcjan, był tradycyjnym kultem doliny Nilu, zaś "religia kapłańska" była odzwierciedleniem jakiejś starej, przedegipskiej tradycji - na tyle ważnej, że nawet pod naciskiem "opinii publicznej" nie została ona zarzucona, ale stopiona w jedną całość z "religią ozyriańską".

A teraz już przechodzę do argumentów Aquili.

"Po co Snofru budował swoje trzy piramidy (Meidum, Łamaną i Czerwoną) skoro Wielka stała tuż pod jego nosem?"

Dobre pytanie, tylko chyba nie ja powinienem być jego adresatem. Na chłopski rozum można zaryzykować odpowiedź, że cierpiał na roztrojenie jaźni i chciał być pochowany w trzech miejscach na raz. Ewentualnie chciał wypełnić czymś czas swoich poddanych. A może po prostu bardzo chciał dorównać pierwowzorowi.

Natomiast co do tego, że Egipcjanie byli strasznymi oszustami i chętnie przypisywali sobie osiągnięcia, które nie miały styku z rzeczywistością oraz zawłaszczali świątynie i grobowce poprzedników nie ma akurat nakmniejszych wątpliwości. Gdybyśmy nie odkryli archiwów Hetyckich, a bazowali wyłącznie na źródłach egipskich, to do dziś zapewne sądzilibyśmy, że Ramzes II rozniósł w proch armię hetycką pod Megido, choć w istocie cudem uniknął klęski. Mamy również liczne przykłady "zawłaszczania" światyń lub kaplic zbudowanych przez poprzedników, jak również usuwania śladów niewygodnych z jakiegos powodu władców. Wystarczy przypomnieć sobie Echnatona, który został wykreślony przez swoich następców z historii, lub Hatszepsut, ślady panowania której starano się całkowcie zatrzeć. Na poniższych zdjęciach mamy wzorcowy wręcz przykład takiego działania.
deir1.jpg
deir2.jpg
Jest to scena przedstawiająca ofiarę składaną przez faraona Sokarisowi, uwieczniona na ścianie w przybytku Anubisa w świątyni w Deir el Bahari. Drugie zdjęcie jest powiększeniem dolnej części tej sceny. W centrum umieszczone są symbole (a)nkh, rozdzielające dwa rejestry. W prawym (od strony patrzącego) możemy zobaczyć kartusze z imionami faraona Totmesa III. Na górze znajduje się imię Menkheperre [mn-khpr-r(a)], poprzedzone hieroglifami przedstawiającymi symbole Górnego i Dolnego Egiptu, trzcinę i pszczołę. Na dole hieroglif przedstawiający kaczkę i słońce [s(a)-r(a)] Sa Re lub Se Re - syn Re i imię [tot-ms-nfr-khpr] Totmes Nefer Kheper - to zresztą jedyny chyba przypadek użycia tak rozbudowanego imienia Totmesa, pisanego zazwyczaj trzema hieroglifami [tot-ms-s] (i stąd bardziej rozpowszechniona forma tego imienia Tutmosis). Bardziej interesujące jest jednak to, co możemy - lub raczej nie możemy - przeczytać w lewym rejestrze. Imiona zostały tu wymłotkowane! W górnej części pozostał tylko znajdujący się za kartuszem napis "umiłowany przez Amona-Re" - identyczny jak występujący po imieniu Menkheperre, tylko oczywiście odwrócony, bo w tej pozycji czytany od prawej strony. W dolnej części pozostała część imienia, dzięki której możemy zidentyfikować je jako imię Hatszepsut. Najbardziej frapujący jest jednak powód, dla którego pozostawiono trzy pierwsze znaki zawarte pierwotnie w kartuszu. Wygląda to tak - (w linii 1) trzy pozostawione znaki, w lini 2) całe imię Hatszepsut - w obu przypadkach po lewej zapis jak w oryginale (czytany od prawej do lewej); po prawej stronie zapisy odwrócone - czytane od lewej do prawej.
hatszepsut.jpg
Przy okazji mamy zagadkę: dlaczego znaki reprezentujące głoski "j-mn-n" nie zostały zniszczone? Jeśli ktoś ma jakieś sugestie, to proszę o nich napisać w komentarzach :)
Na tym przykładzie możemy wręcz naocznie przekonać się o tym, jak fałszowano historię w starożytnym Egipcie. Bo historię można tworzyć na dwa sposoby - albo dokunując działań ważnych dla społeczności, państwa, czy regionu, albo ... pisząc historię. Ten drugi sposób jest o wiele skuteczniejszy i mniej męczący, szczególnie wtedy, gdy ma się "monopol informacyjny". A skoro można usunąć z historii osobę, która kilkanaście przynajmniej lat rządziła krajem, to można też "stworzyć" władcę, który nigdy nie istniał, ale został powołany do życia dzięki legendzie, wyjaśniającej powstanie wielkiej piramidy. Istnienie wielkiej piramidy jest oczywistym dowodem istnienia jej budowniczych, ale w żaden sposób nie dowodzi istnienia faraona Khufu - podobnie jak istnienie kopca Krakusa nie dowodzi istnienia żadnego (pra)polskiego księcia Kraka, Krakusa, czy Gracchusa, jak go nazywa Kadłubek, który po rozniesieniu w pył rzymskich legionów stworzył kraj nasz, jakże piękny i bogaty.

"Czyli wspomniane już przeze mnie „dowody na pewno istnieją, ale są zasypane pod piaskiem, zalane wodą i nie sposób do nich dotrzeć”.
Też mógłbym pobawić się w podobne „dowodzenie”:
„Piramidy zbudowała cywilizacja posługująca się helikopterami. Wiem, że tak było, ale nie udowodnię Wam tego, ponieważ wszystkie fabryki, rafinerie, warsztaty, lądowiska itp są ukryte głęboko pod piaskiem środkowej Sahary. No ale uwierzcie mi na słowo, że mam rację ”"

To rzeczywiście bardzo ciekawa teza, która mogłaby sie stać przedmiotem jakiejś kolejnej debaty, w której chętnie wezmę udział jako przeciwnik Aquili, aby spróbować wykazać, że budowniczowie piramid nie posługiwali się helikopterami. Ale to w przyszłości, a na razie wróćmy do aktualnej dyskusji.

Aquila stwierdził - zupełnie zresztą słusznie, że nie potrafię wskazać materialnych świadectw istnienia cywilizacji na Saharze i przedegipskiej cywilizacji w Dolnym Egipcie. W poprzednim wpisie starałem się wskazać powód, dla którego tak własnie jest. Dodam jeszcze jedno - nie jest to jedyny przypadek kiedy nie potrafimy odnaleźć śladów cywilizacji, o której z całą pewnościa wiemy, że istniała. Aby nie być gołosłownym posłużę się dość dobrze znanym przykładem cywilizacji cypryjskiej. Cypr był zasiedlony od kilku tysięcy lat, znajdowały się tam kopalnie miedzi "eksportowanej" na cały antyczny Bliski Wschód. Oczywiście można powiedzieć, że nie oznacza to istnienia rozwiniętej rodzimej cywilizacji - wyspa mogła być przecież kontrolowana przez jakieś ościenne mocarstwo, np. Kretę. Co prawda nie ma o tym wzmianek w tekstach starożytnych, ale oczywiście nie jest to wystarczający argument dla odrzucenia tej tezy. Mamy jednak bezpośredni dowód istnienia na Cyprze rodzimej, wysoko rozwiniętej kultury - tym dowodem jest pismo. Pismo cypryjskie było oryginalnym systemem pisma sylabicznego, którego znaki nie są znane z innych rejonów świata (choć wykazują pewne podobieństwo do pisma kreteńskiego), było więc pismem lokalnym, chociaż zapewne przybyło na Cypr z zewnątrz, wraz z posługującym się nim ludźmi. Wartość fonetyczna znaków tego pisma jest nam znana i nie sprawia ono dziś kłopotów z odczytaniem. Najciekawsze jednak jest to, że językiem, który jest tym pismem zapisany jest język grecki - znaleziono tylko kilka krótkich zapisów w języku wcześniejszych mieszkańców Cypru, czyli języku ortocypryjskim (pochodzą one jednak już z okresu po przybyciu Greków). Innymi słowy, Hellenowie, którzy w swej wędrówce na południe Europy dotarli do Cypru, przejęli pismo od jego mieszkańców, ponieważ nie posiadali wówczas własnego! Musiało się to stać na Cyprze, gdyż Grecy na Bałkanach i w Azji Mniejszej posługiwali się wówczas innymi systemami pisma, również przejętymi od wcześniejszych mieszkańców, bo alfabet grecki powstał dopiero później. Ale skąd pewność, że pismo cypryjskie zostało przez Hellenów przejęte, a nie wytworzone po ich osiedleniu się na wyspie Afrodyty? Otóz mamy na to niezbity dowód - ten system pisma po prostu nie pasuje do języka greckiego. Było to jak wspomniałem pismo sylabiczne, w którym znaki odpowiadają sylabom. A sylaby są dwojakie - otwarte (czyli kończące się samogłoską) i zamkniete (kończące się spółgłoską). Istnieją języki, w których istnieją sylaby obu rodzajów - np. język polski, ale istnieją też takie, w których istnieje tylko jeden rodzaj sylab - i do takiego właśnie języka, zawierającego wyłącznie sylaby otwarte, był przystosowany system pisma cypryjskiego. Ten fakt spowodował zresztą, że pierwsze próby odczytania pisma cypryjskiego po grecku nie powiodły się - otrzymywano po prostu zniekształcone wyrazy, co szybko zniechęcało badaczy. Można to unaocznić na prostym przykładzie - gdybyśmy posługiwali się pismem sylabicznym, mielibyśmy znaki odpowiadające sylabom występującym w języku polskim, a więc zarówno sylabom otwartym, jak i zamkniętym, ale gdybyśmy przejęli system pisma z języka, gdzie istnieją tylko sylaby otwarte, to nie mielibyśmy znaków odnoszących się do sylab zamknietych i musielibyśmy zastępować je najbliższymi im sylabami otwartymi. Wyraz "fantasmagoria" ma aż trzy sylaby zamknięte: fan, tas i gor - musielibyśmy je zastąpić sylabami otwartymi: fa, ta i go, a nasz wyraz zapisalibyśmy fa-ta-ma-go-ia. I taka właśnie przygoda przydarzyła się językowi greckiemu zapisywanemu pismem protocypryjskim. Oczywiście później dodano znaki na oznaczenie sylab zamkniętych i wszystko wróciło do normy, ale dowodzi to niezbicie, że cywilizacja cypryjska przed pojawieniem się na wyspie Greków była wysoko zaawansowana, chociaż nie pozostały po niej żadne namacalne ślady - tylko pismo! Wskazuje to na fakt, że o istnieniu cywilizacji świadczą nie tylko jej ślady materialne, ale również te mniej uchwytne, ale będące częścią kultury.

"Muszę Cię, oraz tych, którym teoria ta przypadła do gustu, niestety rozczarować. Argument, że „osiedla Atlantów” leżą pod rzekomo niedostępną warstwą mułu, piasku, osadów itp jest mocno naciągany. Znamy dziś bowiem bardzo wiele starożytnych osiedli które istniały w delcie i jej okolicach i nie mamy absolutnie żadnego problemu z odnajdywaniem przedmiotów, jakie ówcześni ludzie po sobie pozostawili. Wspomnę tu o starożytnych egipskich miastach leżących w tym rejonie (w delcie Nilu) jak Hut-waret (Avaris), Per-Bast (Bubastis), Taremu (Leontopolis), Sais (stolica wspomnianej już dynastii Saickiej), Djanet (Tanis) czy Naukratis.
Dodajmy do tego wspomniane już Per-Wadjet, którego historia sięga tysięcy lat wstecz – na długo przed zjednoczeniem Egiptu czy też osiedla lub obszary nazwane Merimda czy Kom W. Ich powstanie datuje się na okres mniej więcej odpowiadający okresowi, w jakim mamma widzi zamieszkiwanie tam Atlantów. Nie możemy też zapomnieć o Tell el-Farcha, stanowisku w którym polscy archeolodzy dokonali ciekawych odkryć. Osiedle tam odkryte jest starsze niż państwo egipskie.
Co łączy te wszystkie miejsca? Na przykład to, że leżą w delcie Nilu, ponoć „sprawiającej, że wszelkie ślady znikają”. Wszystkie też (sięgające okresu o którym mówi mamma) nie prezentują absolutnie niczego niezwykłego – w sensie takim, że brak jakichkolwiek śladów sugerujących przybycie na te tereny jakichś niezwykłych gości."

No dobrze, sprawdźmy jakie to ślady historii sięgającej "tysięcy lat wstecz" odnaleziono na podanych stanowiskach.
Na początek cytat dotyczący Hu-waret: "Much of the earlier reconstruction of the history has been overturned by recent work, notably that of the Austian Egyptologist Manfred Bietak and his team at Tell el-Daba in the eastern Delta. The site is certainly the ancient city of Hut-waret (Avaris), and the layers of settlement there have yielded a wealth of information on the complex culture of the "Hyksos Period". The settlement had its origin in the Middle Kingdom, and grew to a large size." [Robert G. Morkot, The Egyptian. An Introduction, New York 2005, s.116] I link


Per-bast,
Niestety o tym mieście jest najmniej materiałów, ale najstarsze znaleziska, szczątki kaplicy, były datowane na okres VI dynastii. Link do śmiesznej, ale ciekawej graficznie strony o Per-bast.


Taremu - pozostałości z okresu Saickiego i późniejsze
link
link
link

Sais: brak pozostałości z wczesnego okresu historycznego
link
Strona uniwerytetu w Durkham, poświęcona prowadzonym tam badaniom
link

Djanet, założone pradopodobnie w drugiej połowie III tysiąclecia pne., pozostałości głównie z okresu późnego.
link
link

Naukratis: znaleziono pozostałości greckiego miasta z okresu saickiego (Naukratis było swego rodzaju grecka "faktorią handlową" w Egipcie)
Książka Flindersa Petrie o wykopaliskach w Naukratis

Per-wadjet: odnaleziono pozostałości zabudowy z początku okresu dynastycznego oraz ślady wcześniejszego osadnictwa - najstarsze z pierwszej połowy IV tysiąclecia. Prace prowadzą tam archeologowie niemieccy, stąd też podaję link do strony Niemieckiego Instytutu Archeologicznego po angielsku i po niemiecku

Jakoś trudno się dopatrzyć wykopalisk, które sięgałyby nie tylko poziomu sprzed okresu dynastycznego, ale nawet z okresu Starego Państwa. Ale chodźmy dalej, do Merimde i "Kom W", które można znaleźć pod tymi linkami: Merimde_1 Merimde_2

Kom W - jak rozumiem chodzi o stanowisko Kom W w oazie Fajum, która nota bene nie leży w Delcie:

Wreszcie się udało! Merimde i Fajum faktycznie są obszarami zasiedlonymi w czasach prehistorycznych, w piątym, a Fajum nawet w drugiej połowie VI tysiąclecia pne. No i pozostało jeszcze Tell el-Farcha we wschodniej Delcie, o którym można się dowiedzieć najwięcej, bo trwają tam wykopaliska prowadzone przez Polaków, więc mamy informacje z pierwszej ręki. Pod tym linkiem można znaleźć tekst Krzysztofa Ciałowicza, z którego zacytuję tylko jeden fragment:
"Najstarszy okres w jego historii jest związany z tzw. kulturą dolnoegipską, autochtonicznymi mieszkańcami Delty, zasiedlającymi osadę w Tell el-Farcha od około 3600/3500 do około 3300 roku p.n.e. Po nich pojawili się pierwsi osadnicy z południa, związani z tzw. kulturą Nagada, a ściślej mówiąc z rodzącymi się wówczas w Górnym Egipcie pierwszymi ośrodkami politycznymi. Apogeum rozwoju przeżywa Tell el-Farcha w okresie protodynastycznym i za panowania dynastii 0 i I (ok. 3200–2950 r. p.n.e.). W połowie rządów tej ostatniej następuje okres załamania prosperity, a coraz bardziej ubożejąca ludność osady wegetuje do początku IV dynastii (Stare Państwo, ok. 2600 r. p.n.e.)."
Aquila zasypując nas nazwami geograficznymi wytwarza wrażenie, że historia Delty jest dla nas przejrzysta jak źródlana woda, a ilość stanowisk archeologicznych odsłaniających nam jej przeszłość do VI tysiąclecia pne. jest wręcz ogromna. Jak jednak widać z tej wielkiej chmury spadł maleńki deszczyk w postaci Merimde, którego początki są datowane na początek V tysiąclecia pne. Dolny Egipt zawsze był terenem archeologicznie trudnym ze względu na wysoki poziom wód gruntowych (o czym pisał już Petrie) i fakt, że od czasów starożytnych Nil naniósł dużą ilość osadów (skąd wynikają np. kłopoty w stwierdzeniu, czy znalezione gdzieś artefakty pochodzą z okolicy wykopalisk, czy może zostały przyniesione przez rzekę). Dopiero kilka lat po wybudowaniu tamy asuańskiej poziom wód gruntowych nieco opadł, co pozwoliło na łatwiejszy dostęp do starszych warstw archeologicznych. Prace są jednak wciąż prowadzone w bardzo trudnych warunkach, przy stałym zagrożeniu zalania stanowisk przez wodę, czego opisy można znaleźć na stronie poświęconej Tell el-Farcha. Tymczasem Aquila ignoruje te powszechnie znane fakty dotyczące archeologii Dolnego Egiptu, które można znaleźć w każdym dobrym wydawnictwie dotyczącym tego zagadnienia i rozsypując niczym confetti nazwy stanowisk archeologicznych nie zwraca uwagi na taki drobny fakt jak to, jakiego okresu dotyczą wykopaliska, tak jakby dwa, czy cztery tysiące lat w jedną czy drugą stronę nie stanowiło żadnego problemu. Przy takim podejściu do zagadnienia możemy dorzucić do zaprezentowanej nam listy jeszcze Aleksandrię, która przecież też leży w Delcie.

"Atlantyda została wyraźnie opisana jako wyspa. Jeżeli chcemy już wierzyć w jej realne istnienie jak i przyjmować absurdalne datowanie tej mitycznej cywilizacji (przesuwające je, bez żadnych dowodów, tysiące lat przed inne cywilizacje starożytne) to czemu mamy nie przyjąć, że Platon faktycznie miał na myśli wyspę a zamiast tego mamy wstawiać w to miejsce zupełnie bezpodstawnie Saharę? W tej opowieści to akurat jedna z najbardziej sensownych części (skoro nie odnaleziono absolutnie nigdzie ani śladu jakiejkolwiek cywilizacji mogącej być tą mityczną Atlantydą) tej historii. Jednak mamma doskonale wie, że opcja z wyspą nie przejdzie, a przynajmniej nie w tej debacie, więc musi nieco zmienić tę historię.
Położenie Atlantydy jest, jak na starożytnego autora, opisane dość dobrze. Oto parę cytatów z Timajosa i Kritiasza - zobaczmy sami (...) Jak widać – co chwila pojawia nam się słowo „wyspa”. Wierzymy Platonowi, że opisuje prawdziwą krainę i prawdziwą, „zaginioną cywilizację”? Wierzmy więc, że chodziło mu o wyspę, nie umiejscawiajmy zaś tej Atlantydy gdzie nam akurat pasuje."

Legendy często ubierają w przedziwne kształty rzeczywiste fakty, które jednak zostaja tak mocno zniekształcone, że zdają się byc czystym wytworem wyobraźni. Aby powołać się na często używany przykład - Homer spisał opowieści bohaterskie o wielkiej wojnie Achajów z Trojanami, co wszyscy mieli za wytwór fantazji, aż do czasu kiedy Schliemann, opierając sie na tekście Iliady znalazł miasto nad Hellespontem. Ale czy z tego wynika, że udowodnił prawdziwość opowieści Homera? Nie, nie wynika - udowodnił tylko, że Homer umieścił miejsce akcji w znanej sobie okolicy, w której w okresie achajskim faktycznie istniało warowne miasto. Świadectwa archeologiczne nie potwierdzają nawet jednoznacznie zniszczenia miasta przez jakichkolwiek najeźdźców, co dopiero mówić o Afrodycie stającej w szranki z Achillesem. Innymi słowy: pod warstwą legendarnej opowieści jest jakieś ziarno prawdy, chociaż nie do końca mamy jasność co do tego, jak wielkie - czy dotyczy tylko istnienia i położenia Troi, czy także jej upadku w wyniku wojny, czy wreszcie najazdu(ów) Achajów. Niezależnie od tych niejasności, jasnym wydaje się wniosek, że o ile absolutna wiara w treść Iliady byłaby, dlikatnie mówiąc, nierozważna, to tak samo nierozważne byłoby odrzucanie jej przekazu en bloc, bez próby odzielenia ziarna od plew (no, akurat w tym przypadku te "plewy" są stokroć więcej warte od ziarna, ale to zawdzięczamy już tylko geniuszowi poety - lub poetów). Jeśli robimy taką grzeczność Homerowi, to dlaczego mamy odmówić jej Platonowi, który na równi ze swoim starszym rodakiem jest jednym z "ojców założycieli" europejskiej kultury.

"Przy okazji zaznaczyłem fragment w którym mowa o tym wspomnianym przez mammę „niesamowitym metalu”. Nie zauważyłem w tych przekazach innego opisu tego materiału, tutaj zaś jest on dość skromny. Mówi jedynie, że był to „kruszec z ziemi wykopywany, rodzaj mosiądzu, znajdował się po wielu miejscach wyspy - poza złotem najdroższy z ówczesnych produktów”.
Dwie krótkie ciekawostki z tym związane – po pierwsze Platon mówi nam, że to był „rodzaj mosiądzu” (mosiądz to nie żelazo ;) )"

Jest to oczywista nieprawda - w tekście Kritiasa nie ma jakiejkolwiek wzmianki, że chodzi o rodzaj mosiądzu - jest to wyłącznie inwencja tłumaczy lub komentatorów. W tekście greckim znajdziemy wyłącznie przytoczone przeze mnie słowo "orichalkos", oznaczające dosłownie "miedź z gór", co współcześni filologowie klasyczni powszechnie rozumieją jako "metal z gór" - rozumując, że miedź była doskonale znana i używana w sposób ciągły parę tysięcy lat przed powstaniem Kritiasa. Zresztą współczesne tłumaczenia dialogu na różne języki zgodnie pozostawiają w tym miejscu oryginalne słowo greckie:
"Na pierwszym miejscu wymieńmy metal, który znamy dzisiaj tylko z imienia, dawniej zaś znano nie tylko jego imie, lecz i substancję - orichalkos" [tł. Pawła Siwka]
"In the first place, they dug out of the earth whatever was to be found there, solid as well as fusile, and that which is now only a name and was then something more than a name, orichalcum" [tł. Benjamina Jowetta]
"en particulier une espèce dont nous ne possédons plus que le nom, mais qui était alors plus qu’un nom et qu’on extrayait de la terre en maint endroit de l’île, l’orichalque" [tł. Émila Chambry'ego]

"a po drugie mówi nam, że „dziś tylko nazwa pozostała, a wtedy to było więcej niż tylko nazwa” – co raczej nie przemawia za żelazem, ponieważ było ono doskonale znane w czasach Platona czy też egipskich kapłanów o jakich mowa w tych tekstach"

Chyba jednak nie bardzo się rozumiemy - w czasach powstania Kritiasa żelazo było oczywiście znane, natomiast nie było kojarzone z nazwą orichalkos - czy ściśle rzecz biorąc z jakimś egipskim określeniem, oddanym przez Greków jako orichalkos z tego prostego powodu, że wiedza o nim i jego właściwościach była - jak widać z tekstu - praktycznie zerowa. Wiedziano tyle, że był to wysoko ceniony metal wydobywany w górach. Możemy wiązać ten fakt z wysoka wartością materialną czy zdobniczą, ale możemy również widzieć w nim wysoką wartość użytkową.

"Po drugie próbujesz wmówić nam, że Grecy nie zapuszczali się poza Sycylię (...) Co nie jest prawdą, lecz pomaga Ci w przeforsowaniu swojej teorii. Twoja teoria nie jest „pozornie niezgodna” – ona po prostu jest niezgodna ;) Próbując wmówić nam, że dla Greków morze za Sycylią było całkowicie nieznane możesz przesunąć sobie „Słupy Heraklesa” (za którymi to leżeć miała Atlantyda) nieco bliżej – tam gdzie akurat chcesz je (a zatem i Atlantydę) sobie wcisnąć – do północnej Afryki ;) Musiałeś jednak wspomnieć o greckich koloniach, które za Twoją linią „Sycylia-Atlas wschodni” się znajdowały – Alalii, Massalii i Emporionie, bo być może spodziewałeś się, że na pewno bym ich nie przeoczył. Ja dodam od siebie jeszcze Mainake (w Hiszpanii), Hemeroskopeion (Hiszpania), Rhode (niedaleko Barcelony, Hiszpania), Zakynthos (Hiszpania), Agathe, Olbię, Antipolis i Nikaię (wszystkie cztery we Francji – ostatnia zaś to dzisiejsza Nicea) oraz Monoikos (Monako). Jakby tego było mało – zachował się dziennik greckiego kupca z dzisiejszej Marsylii, który opisywał handel z miastami takimi jak Gades czy Tartessus – z czego oba leżały za Gibraltarem, na Hiszpańskim wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. "

Początek listy nie jest obiecujący, gdyż Osborn i Cunliffe w swojej książce Mediterranean urbanization 800-600 BC [Oxford 2007], powołując się na m.in. na prace Niemeyera wskazują, że Mainake i Hemeroskopeion były nie greckimi, ale fenickimi koloniami - przypisywanie ich Grekom jest wyłącznie przekazanym przez Strabona greckim "mitem kolonizacyjnym". Ale istotnie w swoim wpisie posłużyłem się wykazem kolonii zakładanych przez miasta Grecji właściwej, który siłą rzeczy nie obejmował kolonii zakładanych przez kolonie - jak np. Nikaia i Monoikos, założone przez mieszkańców Massalii, ani punktów handlowych. Nie zmienia to jednak w niczym podstawowej treści mojego wpisu, w którym odwoływałem się do "świadomości geograficznej" Greków nie z okresu klasycznego, ale archaicznego, bo ten moment był dla mnie interesujący. "Świadomość geograficzna" nie jest czymś stałym, ale ewoluuje w procesie poznawania świata, a jednym z czynników ją kształtujących były dla Greków dzieła Homera. W Odyseji dość precyzyjnie opisany jest wschodni basen Morza Śródziemnego, w zarysie wybrzeża Ilirii i płw. Apenińskiego, a dalej na zachód jest już tylko czarna dziura, w której wyobraźnia poety może bez skrępowania umieścić wyspy Kalypso i Kirke, okrutnego Polifema i Feaków z ich cudownymi okrętami. Zanim kolonizacja grecka ruszyła nieco szerszym frontem na zachód, obszary leżące za Sycylią były dla mieszkańców Hellady krainą mityczną.

"Ale to nie koniec – umiejscowienie Słupów Heraklesa w Gibraltarze jest pewne. Inna starożytna nazwa tej cieśniny to na przykład „wrota Gadesu” (miasta leżącego niedaleko Gibraltaru – dziś jego nazwa brzmi Kadyks). "

Umiejscowienie Słupów Heraklesa jest pewne od czasów Herodota, który utożsamił je z Gibraltarem, co nie znaczy, że było pewne wcześniej. Słupy Heraklesa pojawiają się w micie o pracach Heraklesa, a ściśle biorąc, micie o wołach Geriona, które Herakles przyprowadził do Myken. Zgodnie z tą opowieścią Gerion mieszkał na wyspie Erytea położonej na Okeanosie, czyli morzu otaczającym wszystkie lądy. Stąd też Słupy Heraklesa nie były początkowo pojęciem geograficznym, ale mitologicznym - terminem oznaczającym koniec znanego świata. Dopiero dociekliwość Greków okresu klasycznego kazała im poszukiwać tego "końca świata" i umiejscowić go (dość sensownie, biorąc pod uwagę ich ówczesną wiedzę) na granicy Morza Śródziemnego. Ale w żadnym greckim tekście przed Herodotem nie ma jasnej lokalizacji Słupów, a ekstrapolacja późniejszej wiedzy geograficznej na wcześniejsze epoki jest po prostu ahistoryczna i nie bierze pod uwagę ówczesnych uwarunkowań kulturowych. Jest to wypisz wymaluj metoda stosowana przez Daenikena, któremu nie może się pomieścić w głowie, że ludzie innych epok i innych obszarów kulturowych mieli również inny od naszego obraz świata i sposób myślenia.

"A dlaczego pomysł z „zatopionym kontynentem” nie przejdzie w tej debacie? To proste. Nawet pomijając „fantastyczność” tego miejsca oraz fakt, że z Platona był taki historyk jak z gen. Jaruzelskiego bohater „Solidarności” (Platon nie zajmował się przekazami historycznymi – interesowały go filozofia itp, a nie historia narodów) i przyjmując, że faktycznie gdzieś za Słupami Heraklesa istniała owa wielka jak Libia i Azja (nie w dosłownym tych słów znaczeniu – wtedy Libia i Azja odnosiły się do znanych wówczas terenów, nie całych kontynentów) wyspa na której mieszkali Atlanci musimy zdać sobie sprawę z tego, że w dzisiejszych czasach opowieść o takim „zatopionym kontynencie” jest niezwykle naiwna."

No, skoro nie przejdzie, to nie przejdzie. Muszę przyznać, że ten sposób dyskusji zaczyna mi sie nawet podobać - wystarczy tylko wmówić partnerowi w dyskusji, że musi być reprezentantem poglądu, który jest dla nas wygodny, po czym zdruzgotać "jego" twierdzenia (których nigdy nie wygłosił) mocą nieodpartych argumentów. Jest to co prawda pozorowana dyskusja z wirtualnym przeciwnikiem, ale za to dobrze się sprzedaje. Gdybym był choć odrobinę złośliwy, to skonstatowałbym, że mityczna Atlantyda musiała leżeć na Atlantyku, bo na tę okoliczność Aquila przygotował sobie mocne kontrargumenty wulkanologiczne. Ale ponieważ ta niemiła dla bliźnich cecha charakteru jest mi całkowicie obca, więc zapomnijcie, proszę, że czytaliście poprzednie zdanie.

"I proszę, nie mów nam w tej chwili „ależ miasta Atlantów istnieją, lecz pod piaskiem środkowej Sahary”, bo choć zapewne umiejscawiając Atlantydę w tym miejscu byłeś przekonany, że Sahara jest miejscem, gdzie nie da się prowadzić wykopalisk (więc tym samym obalić Twoją teorię), to jednak i tam są prowadzone badania.
Na przykład stanowisko w Gobero w Nigrze znajdujące się niemal pośrodku Sahary:
Odnaleziono tam ślady osady zamieszkiwanej nieprzerwanie od roku mniej więcej 8000 p.n.e. przez jakieś 5000 lat. Odkryto tam pozostałości ceramiki oraz narzędzi udowadniające, że żyjący tam ludzie trudnili się zbieractwem i łowiectwem. Oczywiście wśród wielu przedmiotów odkopanych w tym miejscu nie ma niczego, co wskazywałoby na „niezwykle zaawansowaną cywilizację”. Wskazuje na normalny poziom, wspólny wszystkim ludom żyjącym w północnej Afryce w tamtym okresie. "

Gobero leży bardzo daleko od środka Sahary, co można zobaczyć na mapie pod tym linkiem
A pod tymi linkami można się dowiedzieć, jak wyglądało to "nieprzerwane" zamieszkiwanie przez 5000 lat - przez około półtora tysiąca lat miejsce było zamieszkiwane, po czym zostało opuszczone ok. roku 6100 pne. na przeciąg tysiąclecia i zasiedlone ponownie przez inną grupę etniczną: 1, 2.

"Inne miejsca wykopalisk to na przykład Uan Muhuggiag, Uan Tabu czy Uan Telocat z pustynnej części Libii lub Tassili n'Ajjer z południowej części Algierii. Również tutaj odnaleziono ślady bytności ludzi na tamtym obszarze sięgające nawet roku 8000 p.n.e. i oczywiście tutaj też nie znaleziono niczego, co mogłoby być śladem „zaawansowanej cywilizacji zdolnej budować piramidy”. (...)
A tu niespodzianka – Sahara nie jest żadną przeszkodą nie do przejścia. Istnieje wiele miejsc, nawet położonych w centrum tej niegościnnej pustyni, w których prowadzone są prace wykopaliskowe. Nie dość, że wykopujemy stamtąd szkielety dinozaurów (np miliony lat temu na terenie dzisiejszej Sahary Eocarcharia dinops) to znajdujemy też dużo młodsze pozostałości – szczątki ludzkie sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat a także te z okresu o jakim mówi mamma – pomiędzy 7000 p.n.e. – 3000 p.n.e."

Istotnie znamy nawet nie kilkanaście, a przynajmniej kilkadziesiąt stanowisk na obszarze Sahary i jest to liczba imponująca, zważywszy, że obszar pustyni wynosi ponad 9 mln. km2 - czyli jest 25 razy większy od Polski. O kulturze północnej Sahary pisałem wcześniej, więc nie będę w tym miejscu wracał do tego tematu.

"Przyznam, że nie rozumiem pojęcia „mniej oczywisty dowód”. Dowód albo jest, albo go nie ma. Jeżeli tysiące przedmiotów wykopanych w rejonie Egiptu czy też Sahary (w tym i delty Nilu ;) ) wskazują na wersję A, nie ma zaś ani pół dowodu wskazującego na wersję B, a jednocześnie wersja A wyklucza wersję B, no to tylko gorąca i ślepa wiara może nas wciąż trzymać przy traktowaniu B jako „prawdy”. Uwielbiam pewien cytat z „Czarnej Żmii” i dlatego choć wielokrotnie go już przedstawiałem, to zrobię to ponownie (lekko go zmieniając, ale to nie ma akurat znaczenia):
"Londyn, XIX wiek. Podejrzanego znaleziono przy moście Tower z nożem w ręku, stojącego w zakrwawionej koszuli nad ciałem ofiary. Dziesięciu świadków widziało, jak dźgał ofiarę a przy zatrzymaniu przez policję krzyczał „i dobrze, że w końcu zaszlachtowałem tę świnię!”"
W tej sytuacji chyba oczywiste jest, że podejrzany jest winny morderstwa. To jest zbiór „dowodów”. Zwolennik „teorii alternatywnej” widziałby w tym jednak „ślepotę policji”, która nie widzi, że przecież podejrzany jest niewinny, a morderstwa dokonał hrabia Drakula wraz ze Frankensteinem. Dowodem na to jest fakt, że jeden ze świadków widział godzinę wcześniej nietoperza, a pani Pukeforth gdzieś czytała wcześniej o Frankensteinie – no a skoro gdzieś o nim czytała, to przecież musi on istnieć, prawda? "

Wypada więc poczekać na przedstawienie przez Aquilę tych dziesięciu świadków, no i chyba też grabarza, który będzie krzyczał, że "własnymi ręcami wsadził zwłoki Khufu do piramidy". Obawiam się jednak, że mimo podsunięcia nam tak chwytliwej analogii, Aquila nie będzie w stanie tego dokonać, a sama analogia jest dość wątpliwej natury, gdyż sytuacje są zupełnie nieporównywalne. Tylko po co w takim razie tworzyć wrażenie, że ma się równie silne dowody jak zeznania naocznych świadków wydarzenia? W prawie znane jest pojęcie dowodów poszlakowych, które właśnie nie są dowodami wprost, ale opierają się na przesłankach, pozwalających wyciagać pewne wnioski dotyczące zdarzeń. Nota bene Aquila, wbrew temu co twierdzi, opiera sie na takich własnie poszlakach, ponieważ fakt istnienia jakiegoś przedmiotu nie świadczy o niczym poza tym, że ktoś ten przedmiot wykonał, istnienie zapisanego, choćby w kilkudziesięciu miejscach imienia Khufu nie jest dowodem na istnienie Khufu, tak jak zapisanie w kilkudziesięciu miejscach imienia Mojżesza, nie świadczy o jego realnym istnieniu. Jest to fakt, doskonale znany ludziom na co dzień parającym się historią dawnych cywilizacji. Każdy opis historyczny jest rekonstrukcją (z akcentem na "konstrukcję") obrazu przeszłości z tysięcy rozsypanych elementów, dokonywany przy przyjęciu pewnych założeń dotyczących człowieka, schematów rozwoju kulturowego, etc. Ale każde z tych założeń, choć oparte o naszą najlepszą wiedzę może w konkretnym przypadku być niewłaściwe, co sprawia, że w historii nie ma ostatecznej prawdy - aby ją poznać, musielibyśmy przenieść się wehikułem czasu w okolice roku 2600 pne. i sprawdzić, czy piramida stoi, czy może jeszcze nie i w zależności od wyniku tej "wizja lokalnej" dokonywać skoków czasowych w jedną lub druga stronę, aż udałoby się nam zaobserwować piramidę in statu nascendi. Wtedy mielibyśmy pewność, ale niestety jest to niewykonalne. Drugą możliwością byłoby odnalezienie wewnątrz piramidy, w miejscu absolutnie niedostępnym po jej wybudowaniu, swoistego autografu autora(ów), to znaczy dokumentu o treści: "Ja Khufu, syn Sneferu nakazałem zbudować swój horyzont w drugim roku swego panowania. Został on ukończony w 22 roku panowania. (data i podpis)", albo: "My, wygnańcy z zachodniej pustyni postawiliśmy tę świątynię ku chwale bogów, aby świadczyła o wierze naszej i ojców naszych". Niestety takiego dokumentu także nie posiadamy i jesteśmy skazani na rekonstrukcje historii na bazie bardzo nielicznych materiałów. A materiały źródłowe, te materialne ślady, do których odwołuje się Aquila są w przypadku Khufu żałośnie ubogie. Po Khafre pozostało kilka posągów i wiele innych artefaktów, po Djedefre, Sneferu, etc. również. Tylko ślady jednego, biednego Khufu w niewyjaśniony sposób wyparowały z powierzchni egipskiej ziemi. A wielki Totmes III nie uwzględnił go wśród swoich królewskich przodków. Dlaczego? Czyżby jego zdaniem budowniczy największej budowli świata nie był znaczącą postacią wśród władców Egiptu, czy może raczej Totmes, a raczej kapłani Amona wiedzieli, że jest to postać legendarna i nie chcieli ściągać kpin na głowę swojego ulubieńca?

"Następny fragment swojego wpisu poświęciłeś Krecie i sugestii, że mieszkający tam Minojczycy to bezpośredni „potomkowie” Atlantów z Sahary. Swoją teorię podparłeś książką „Dzieje Grecji” wydaną w 1994 roku. Być może powinieneś jednak, na potrzeby debaty toczącej się w roku 2010, zajrzeć do czegoś nowszego, wtedy być może napotkałbyś wyniki badań DNA przeprowadzonych w celu ustalenia pochodzenia tych intrygujących mieszkańców Krety."

Ściśle rzecz biorąc, podparłem się książką wydaną w roku 1986 - bo z tego roku pochodzi trzecie wydanie angielskie, które zostało przetłumaczone na język polski. Jestem w prawdziwej konfuzji i to podwójnej. Nigdy dotąd nie słyszałem aby o merytorycznej wartości jakiejś książki decydowała data jej wydania, podobnie jak nie słyszałem, aby badania porównawcze z zakresu kultury materialnej mogły być podważone przez badania biologiczne - no ale, jak wiadomo, człowiek uczy się całe życie. Nie zauważyłem także abym sugerował, że Minojczycy są bezpośrednimi potomkami Atlantów z Sahary - zresztą przywołany przeze mnie cytat: "Unikalność neolitycznego Knossos przyczynia się w znacznym stopniu do zrozumienia wyjątkowej istoty póżniejszej kultury "minojskiej" (...), która tutaj była wynikiem zlania się nowych przybyszów z osiadłą od dawna, utalentowaną, dojrzałą ludnością miejscową", chyba wystarczająco jasno określał stanowisko, które przedstawiłem.

"Badania przeprowadził w bodajże 2008 roku Constantinos Triantafyllidis z Thessaloniki’s Aristotle University współpracując z badaczami z Grecji, USA, Rosji, Kanady i Turcji. Badanie DNA wykazało, że przodkowie cywilizacji minojskiej istotnie przybyli na Kretę drogą morską (to w końcu wyspa, nic dziwnego ;) ), lecz nie z rejonu Afryki, a Anatolii w dzisiejszej Turcji. Nie jest to nic nadzwyczajnego, ponieważ rejon Anatolii był kolebką niezwykłych kultur które pozostawiły po sobie na przykład Çatal Höyük – dużą neolityczną osadę zamieszkiwaną mniej więcej w latach 7500 p.n.e. – 5700 p.n.e. Poza tym – Anatolia jest „tuż za rogiem”, podczas gdy pomiędzy Afryką północną w rejonie Atlasu a Kretą jest parę o niebo lepszych wysp do skolonizowania."

Prawdę mówiąc nie sądzę, aby Triantafyllidis przeprowadził badanie DNA, bo historycy raczej tego nie robią, nie sądzę też, aby badanie to mogło określić, czy przodkowie Kreteńczyków przybyli droga morską, czy łodzią podwodną, ale są to detale. Istotniejsze jest co innego, a mianowicie brak wyników tych badań w specjalistycznej literaturze. A jest to kwestia podstawowa, bo prawdę mówiąc nie wiadomo nawet jakie DNA było badane, nie mówiąc już o tym, że każde badanie DNA może pokazywać jedynie rozkład statystyczny przynależności badanych ludzi do poszczególnych haplogrup. Z badań przeprowadzanych i opublikowanych w roku 2004 przez Semino, która jest jednym z najbardziej szanowanych autorytetów w kwestii migracji grup ludzkich na podstawie przynależności genetycznej wynika, że w populacji żyjącej na Bałkanach, wyspach greckich i zachodniej Turcji mniej niż pięć procent należy do haplogrupy "saharyjskiej", a ogromna większość ma pochodzenie bliskowschodnie, więc rewelacje ogłoszone przez Triantafyllidisa nie są żadnymi rewelacjami. Z drugiej strony jego zachwyty nad składem ludności Grecji (w tym Krety) są nieco dziwne, skoro okazuje się, że w Grecji jest tak mało ... Greków. Jak pisałem w pierwszym wpisie, Hellenowie, którzy "skolonizowali" rejon Bałkanów i Azji Mniejszej byli ludnością indoeuropejską, a w związku z tym w ogromnej większości należeli do Haplogrupy R1. Tymczasem od dawna wiadomo, że ta haplogrupa nie przekracza w Grecji 25% procent. Przybysze, będący jak z tego jasno wynika grupą mniejszościową i nie stojącą na szczególnie wysokim poziomie rozwoju kulturowego narzucili jednak miejscowej ludności swój język i (częściowo przynajmniej) obyczaje, przejmując w zamian wiele elementów miejscowej kultury. To są przecież kwestie rudymentarne, więc nawet nie wypada ich tu wyjaśniać.

"Niezrażony tym, że Kreta nie tylko nie jest żadnym dowodem, ale nawet daleką, mglistą poszlaką na istnienie Atlantydy, kontynuujesz snując opowieści o Atlantach, którzy zamieszkiwali deltę Nilu. Jak już zostało powiedziane, również to miejsce wybrałeś zapewne dlatego, że liczyłeś na to, że Nil, woda i muł zakryją artefakty jakie musieli po sobie pozostawić ci uchodźcy z Atlantydy tym samym czyniąc je dla nas „niedostępnymi” i zwiększając szanse Twojej teorii. Jak zostało wykazane nie jest to prawdopodobny scenariusz, ponieważ delta Nilu nie jest miejscem, w którym prastare przedmioty giną bezpowrotnie a ludzie tam żyjący znikają bez śladu. W rejonie delty znajduje się wiele ruin miast i osiedli które datowane są na czasy predynastyczne – i nie mamy absolutnie żadnych problemów z wykopywaniem z tych ruin narzędzi z krzemienia i kości zwierząt. Dlatego, jak już wspominałem, nie masz absolutnie żadnego powodu aby opowiadać nam o „Atlantach w delcie Nilu po których nie pozostał ślad”. Skoro pozostały ślady po prymitywnych ludziach żyjących tam przed okresem o którym mówisz i ludzi żyjących tam po okresie o którym mówisz (a także w okresie o którym mówisz), to czemu nie znaleźliśmy tam ani pół śladu Atlantów i ich „niezwykle zaawansowanej cywilizacji”? "

A jaka ma być ta niezwykle zaawansowana cywilizacja? Mamy się spodziewać wieży Eifla, czy może dworca kolei transsaharyjskiej? Nie przepadam za sytuacją, w której imputuje mi się stwierdzenia, jakich nigdy nie wygłosiłem - tymczasem w pierwszym swoim wpisie, pisząc o możliwości zbudowania kamiennego kolosa, użyłem sformułowania: "w miarę rozgarnięta cywilizacja", a nieco dalej: "jej stopień rozwoju był zapewne podobny do stopnia rozwoju cywilizacji egipskiej z okresu Starego Państwa". Zanim więc poszukamy śladów "niezwykle rozwiniętej cywilizacji" w terenie, spróbujmy znaleźć ślady twierdzeń o tym niezwykłym stopniu rozwoju w moich wpisach. O tym, jak "wiele" śladów po tych prymitywnych ludziach pozostało w delcie Nilu, pisałem wcześniej, więc dla odmiany odwróćmy zagadnienie i poszukajmy w Egipcie śladów egipskiego Starego Państwa. Zostawmy na razie na boku kamienne piramidy i wykute w skale grobowce, a poszukajmy śladów codziennego życia. Głównym ośrodkiem administracyjnym Egiptu w trzecim tysiącleciu było Memfis - będące zdaniem niektórych historyków największym miastem ówczesnego świata. Co z niego pozostało? Resztki fundamentów pałacu i świątyni z okresu Nowego Państwa, parę kolosów Ramzesa II i słynny sfinks, prawdopodobnie tego samego faraona. Pozostałości po Starym Państwie praktycznie nie ma. Junu (Heliopolis) centrum religijne Dolnego Egiptu - co tam jest z czasów Starego Państwa? Nic. O paru innych dużych ośrodkach pisałem wcześniej - w nich również ilość artefaktów z okresu Starego Państwa oscyluje między zerem, a odrobiną. Co by się więc stało, gdyby pierwszy okres przejściowy okazał się bardziej brzemienny w skutki? Gdyby Nubijczycy, byli wystarczająco silni lub wystarczająco agresywni, aby opanować Górny Egipt, a rejon Delty został zawłaszczony przez Libijczyków i/lub ludy z Palestyny? Czy dziś uczylibyśmy się w szkołach, że piramidy w Gizie zbudowali królowie Libijscy 2000 lat pne? Groby urzędników faraonów zostałyby zapewne "oczyszczone" ze swoich pierwotnych "mieszkańców", a napisy na ich ścianach sławiłyby mądrość i cnoty libijskich, bądź palestyńskich wielmożów, zaś po świątyniach egipskich bogów nie pozostałby nawet ślad (co zresztą się stało). Aquila usilnie stara się pokazać, że cywilizacja egipska okresu Starego Państwa pozostawiła po sobie tysiące artefaktów, znakomicie opisanych i datowanych bez cienia wątpliwości, podczas gdy w rzeczywistości liczba ta jest żałośnie mała, jeśli weźmiemy pod uwagę zasięg terytorialny i kilkaset lat historii Starego Państwa.

"Jak już wiemy, odkryta osada powstała w okresie IV dynastii i znikła tuż po niej, tym samym wyznaczając nam okres w jakim budowano te monumenty. Odnalezione groby zaś przedstawiają nam prawdziwych budowniczych piramid – osoby których kości zostały zniekształcone z powodu długotrwałej ciężkiej pracy fizycznej. Dodatkowo w grobach tych zachowały się tytuły jakie nosili urzędnicy zatrudnieni na budowie (np „nadzorca jednej strony piramidy”) albo pseudonimy grup robotników, jakich nazwy odkryto na blokach w Wielkiej Piramidzie. Osada ta jak i cmentarz pochodzą z IV dynastii – nie ma w rejonie piramid absolutnie żadnego śladu po bytności na tym terenie „zaawansowanej cywilizacji” czy też „budowniczych” nie tylko w okresie tak względnie młodym jak jednoczenia Egiptu, ale też nigdy przedtem – a zatem rok 6000 czy 5000 p.n.e. w ogóle odpadają. "

Istotnie to już wiemy. Wiemy także, że "w samym tylko początkowym okresie wykopalisk w roku 2005 (okres kilku tygodni) odnaleziono w okolicy piramid ponad 300 pieczęci, w tym sześć z imieniem horusowym króla Menkaure, 5 z imieniem horusowym króla Chafre i 4 ze „zwykłym” imieniem króla Chafre.", co jest zdaniem Aquili tym prawdziwie niezbitym, materialnym wręcz dowodem na to, że w osadzie mieszkali budowniczowie piramidy ... Cheopsa. Innymi słowy, jeśli znajdziemy w mieszkaniu zajmowanym przez murarzy wizytówkę pana Kowalskiego, to będzie to koronny dowód na to, że budowali dom Nowakowi.

Kolejny cytat pochodzi z drugiego wpisu Aquili:
"Znalezione zaś na blokach przykrywających owe skrytki imię Dżedefre (...) wyraźnie wskazuje, że piramida służyła za grobowiec Chufu. Gdy król Chufu zmarł, rządy objął jego następca – właśnie ów Dżedefre. On też musiał dopełnić ceremonię pogrzebu swego poprzednika."

Prawdę mówiąc, pomysł Lehnera, który przytacza Aquila nie trafia mi do przekonania, gdyż nie bardzo rozumiem w jaki sposób obecność imienia Djedefre na kamieniach pokrywających skrytkę z łodzią ma świadczyć o tym, że piramidę wybudował Khufu, tym bardziej, że są to namalowane czerwoną farbą kartusze, a nie pieczęcie królewskie. Mógłby to być argument na rzecz tezy, że łódź należała do Djedefre, który został pochowany w pobliżu wielkiej piramidy - tym bardziej, że nie wiadomo, czy przypisywana mu piramida w Abu Roash została ukończona, a jeśli została, to może wzorem Sneferu zabrał się do budowania następnej, którą dokończył Khafre - ale na pewno nie jest to dobry argument wspierający twierdzenie, że łódź ta należała do Khufu. A mówimy tylko o łodzi pogrzebowej, której związek z piramidą trzeba byłoby udowodnić, gdyż sam fakt, że została ona schowana obok piramidy jeszcze o niczym nie świadczy. Co więcej, Aquila pominął dwie ciekawe kwestie. Pierwszą z nich jest twierdzenie sporej grupy egiptologów, że następcą Khufu nie był Djedefre, ale Kawab (Kauab) - jest to w tej chwili pogląd "mniejszościowy", wskazujący jednak na brak jednomyślności w tym względzie. Drugi fakt jest jeszcze bardziej pikantny - czeski egiptolog Mirosław Verner opublikował w roku 2001 artykuł, w którym podał informację, że na jednym z kamieni chroniących skrytkę, kartusz z imieniem Djedefre uzupełniony jest datą, mówiącą o jedenastym spisie bydła w czasie panowania tego faraona. Innymi słowy: kamień ten został obrobiony lub ułożony po jedenastu, albo dwudziestu dwu latach panowania Djedefre (w zależności od tego, czy spisy odbywały się co rok, czy co dwa lata, bo w tej kwestii brak zgody wśród egiptologów). Pomysł, że pogrzeb poprzednika odbył się co najmniej kilkanaście lat po jego śmierci wydaje się wystarczająco niedorzeczny, ale, aby było jeszcze ciekawiej, jedenasty spis bydła dotyczy panowania faraona, który wg powszechnej opinii (przyjętej oczywiście za papirusem turyńskim, w którym imię Djedefre, podobnie jak Khufu, w ogóle nie występuje) panował lat ... osiem. Z tego względu artykuł Vernera wzbudził burzliwą dyskusję wśród europejskich egiptotogów (a informacja o niej znajduje się nawet w Wikipedii), natomiast próżno szukać tej wiadomości w tekstach i wypowiedziach Lehnera, bądź Hawassa. Tymczasem informacja ta ma naprawdę kapitalne znaczenie, gdyż pokazuje jak w gruncie rzeczy niepewna jest wiedza o wczesnej historii Egiptu.

"Papirus Westcar, o którym więcej opowiem za chwilę, opisuje Chufu jako władcę ciekawego świata oraz dobrotliwego. Gdy spodobały mu się nauki i sztuczki starego czarownika kazał się nim zaopiekować, oddał mu pokój w pałacu i rozkazał swoim sługom dobrze go karmić."

Jeśli wierzyć Hawassowi, to Manetho opisywał Khufu jako człowieka nie szanującego bogów, zaś papirus Westcar jest w tej kwestii zupełnie jednoznaczny - dobrotliwy Khufu, aby zaspokoić swą "ciekawość świata" karze uciąć niewolnikowi głowę, bo chce zobaczyć, czy zaproszony mag potrafi mu ją na powrót umieścić na właściwym miejscu, co prowadzi do gwałtownej reakcji ze strony Djediego, który odmawia uczestnictwa w tak niegodnym czynie i w końcu zgadza się zademonstrować swoje magiczne umiejętności na gęsi.

"Jakby tego było mało – ojciec Chufu, król Snofru, zbudował sobie trzy piramidy – ogółem prace prowadzone przez Snofru przewyższały te, jakich dokonał jego syn – robotnicy za czasów Snofru przerzucili z miejsca na miejsce ogółem więcej bloków, niż za czasów Chufu. Snofru przewyższył Chufu jeśli idzie o budowanie monumentów, jednak zamiast jednej piramidy pozostawił po sobie mniejsze, ale za to aż trzy. A mimo to był bardzo kochany przez swych poddanych! ;)"

Król Sneferu na pewno był bardzo kochany przez poddanych, i tylko kaprys historii sprawił, że nie dotrwały do naszych czasów akty strzeliste pisane ku jego czci przez wdzięcznych Egipcjan. Zresztą wszyscy egipscy królowie byli bardzo kochani przez poddanych - a najlepszym tego dowodem jest dwukrotny rozpad państwa, który nastąpił z przyczyn wewnętrznych. Stosunki między władcami a poddanymi zawsze były podobne, to znaczy pełne napięć - i w Egipcie było zapewne podobnie.

"To zestawienie w którym mamy przekroje piramid lub schematy samych komór grobowych. Zestawienie obejmuje Piramidę Łamaną, Piramidę Czerwoną, piramidę Neczericheta i piramidę Menkaure. Pisząc słowa „jak wspomniałem w poprzednim wpisie, piramida Cheopsa jest jedyną, która zawiera aż trzy komory, z których dwie znajdują się wysoko w korpusie piramidy, a żadna nie jest przystosowana do pochówku” musiałeś zapewne zapoznać się z budową piramid (bo mam nadzieję, że nie przepisałeś tych słów skądś tam nie weryfikując ich) i zauważyć, że nie jest to prawdą. Dlaczego zatem postanowiłeś zamieścić to w swoim wpisie? Czy to Sitchinopodobne i Danikenopodobne metody przypisywania Wielkiej Piramidzie cech, których nie posiada aby tylko nadać jej „niesłychanej niezwykłości”? "

Wydaje mi się, że to, co napisałem było dość jasne. Ale powtórzę: żadna piramida nie posiada trzech niezależnych komór, na różnych wysokościach - dodajmy nie połączonych bezpośrednio ze sobą - przeciwnie, niż w piramidach Sneferu, w których komory tworzą połączoną ze sobą całość.

"Początków pisma egipskiego należy się dopatrywać nie w „Atlantydzie”, ale w znakach jakie pojawiają się na ceramice z okresu Nagada (Naqada) – jaki miał miejsce przed zjednoczeniem państwa. Okres Nagada dzielimy zasadniczo na trzy części – I, II oraz III. Przez cały ten okres ludzie ówcześnie żyjący ozdabiali swoją ceramikę rozmaitymi znakami i symbolami. Wraz z upływem czasu te znaki stawały się coraz bardziej zorganizowane aż w okresie Nagada III osiągnęły coś, co można już uznać za rodzaj pisma. Ten rodzaj z pisma, z którego wyewoluowały później tak zwane proto-hieroglify (najwcześniejsza forma hieroglifów o której mamma najwyraźniej nie słyszał) a z nich – już usystematyzowane pismo kraju faraonów."

To, że mamma nie słyszał o protohieroglifach jest absolutnie pewne, ale pociechę znajduje w tym, że jest w niezłym towarzystwie egiptologów i językoznawców, którzy być może nawet słyszeli o protohieroglifach, tym niemniej uparcie twierdzą, że pismo, jako bardzo skomplikowany system, pojawiło się w Egipcie w sposób nagły i nie da się prześledzić procesu jego powstawania.

"Kwestią tego, czy piramidy były grobowcami, czy też nie, zajmę się za chwilę. Teraz skupię się jedynie na czymś innym. Po pierwsze Twoja wizja „sensownego budowania” piramid jest właśnie bezsensowna :) Wyobraźmy sobie, że umiera król Chufu. Według Twojej wizji miałby zostać złożony do wykutej komory a potem jego następca (w tym przypadku Dżedefre) miałby zająć się budową piramidy nad tą komorą. Pytanie – po co? Wiadomo, że pewnie zależałoby mu na tym, aby jego ojciec był godnie pochowany, ale marnować całe swoje lata rządów na budowanie grobowca dla ojca? A co by było, gdyby Dżedefre zmarł przed zbudowaniem piramidy dla swojego ojca? Jego następca miałby dalej kontynuować budowanie piramidy Chufu, czy może zabrać się od razu za budowanie piramidy swojego bezpośredniego poprzednika? Nie zapominajmy też, że doskonale wiemy o tym, że Snofru budował sobie piramidy, więc wiemy, że władcy budowali je dla siebie.
Po pierwsze Twoja wizja „sensownego budowania” piramid jest właśnie bezsensowna. Wyobraźmy sobie, że umiera król Chufu. Według Twojej wizji miałby zostać złożony do wykutej komory a potem jego następca (w tym przypadku Dżedefre) miałby zająć się budową piramidy nad tą komorą. Pytanie – po co? Wiadomo, że pewnie zależałoby mu na tym, aby jego ojciec był godnie pochowany, ale marnować całe swoje lata rządów na budowanie grobowca dla ojca? A co by było, gdyby Dżedefre zmarł przed zbudowaniem piramidy dla swojego ojca? Jego następca miałby dalej kontynuować budowanie piramidy Chufu, czy może zabrać się od razu za budowanie piramidy swojego bezpośredniego poprzednika? Nie zapominajmy też, że doskonale wiemy o tym, że Snofru budował sobie piramidy, więc wiemy, że władcy budowali je dla siebie."

O ile pamiętam, napisałem, że zakładając, iż celem budowania piramid miałaby być ochrona ciała zmarłego króla przed rabusiami, to sensowną drogą osiągnięcia tego celu byłaby budowa piramidy po pogrzebie, bo wtedy jej wielkość miałaby istotne znaczenie. Pamiętam też, że w poprzednim wpisie Aquili znalazł się następujący passus:

"Chufu nie był już młody i musiał dokończyć tę piramidę. Zaczęto więc wykuwać dla niego komorę podziemną w razie gdyby zmarł na samym początku budowy. Chufu jednak szczęśliwie żył dalej podczas gdy piramida wciąż pięła się w górę. Gdy dotarła na odpowiednią wysokość robotnicy porzucili pracę nad podziemną komorą (która stawała się wówczas zbędna) i rozpoczęli pracę nad komorą nazwaną później Komorą Królowej. (...) gdy piramida znów wzniosła się na odpowiednią wysokość rozpoczęto prace nad właściwą komorą grobową, w której Chufu miał wedle pierwotnych planów spocząć (...). Wtedy to znowu aktualnie budowana komora (...) stała się zbędna i prace nad nią zwyczajnie porzucono."

No to w końcu jak to jest, bo te dwa stwierdzenia są między sobą sprzeczne. Skoro po śmierci faraona cały aparat państwowy przechodził na służbę jego następcy, a w chwili wstąpienia na tron nowego władcy wszystkie inwestycje jego poprzednika po prostu porzucano, zaś piramida była od początku zaprojektowana w taki sposób, aby osiągnąć określoną wysokość - bo to wynika z reguł geometrii - to w przypadku śmierci faraona w trakcie budowy, piramida pozostałaby niedokończona, więc władca bedący w zaawansowanym wieku zapewne kazałby zaprojektować niewielką budowlę, co do której mógłby być pewien, że zostanie ukończona za jego życia - a w każdym razie osiągnie taki stopień zaawansowania, że będzie mogła być skończona w ciągu kilku miesięcy, bo na taką wielkoduszność ze strony następcy mógłby być może liczyć. Cała więc koncepcja budowy piramidy "na raty" bierze w łeb. A jeśli ma być ona sensowna, to równie sensowne byłoby budowanie grobów władców przez ich następców. Muszę przyznać, że się pogubiłem i nie wiem, jakie stanowisko w tym względzie prezentuje ostatecznie Aquila.

"To w końcu oczywiste, że piramidy budowali sobie ci władcy, którzy chcieli w nich spocząć. A skoro tak, to musieli budować je w taki sposób, aby można było dostać się do jej komory grobowej już po jej wybudowaniu. Dlatego właśnie nie dość, że wejście do piramidy zostało sprytnie ukryte, to i wejście do komory grobowej zostało dodatkowo zawalone blokami skalnymi (na wypadek, gdyby ktoś odkrył tamto ukryte wejście). Jakby tego było mało, to przecież grobowce te nie stały pośrodku pustkowia, lecz znajdowały się w kompleksie w którym zwyczajnie pracowali kapłani opiekujący się grobowcem władcy. Dopóki piramida była otaczana opieką, dopóty była raczej bezpieczna"

Z tego ostatniego zdania można wyciągnąć wniosek, że lepszą inwestycją byłoby postawienie kilku wież stażniczych dla pilnujących nekropolii, niż budowanie wielkich budowli. Natomiast co do sprytnego ukrycia wejścia, to istotnie zostało ukryte tak wysoko, że nie bardzo wiadomo w jaki sposób po pogrzebie przetransportowano konieczne do jego zamknięcia kamienie rdzenia i okładziny (pomijam samą trumnę, która pewnie nie ważyła więcej niż 150 kg, więc można było przy odrobinie samozaparcia wciągnąć ją na to szóste piętro na linach). Skoro piramida była gotowa, to nie było wokół niej żadnej rampy, a nawet nie było juz miejsca na taką rampę, bo piramidę otaczał mur. W piramidzie Khafre zastosowano drugie wejście znajdujące się na poziomie gruntu, zaś inne piramidy mają wejścia położone o wiele niżej niż piramida Cheopsa, ale w jej przypadku było to wyzwanie ekstremalne.

"Po drugie rabusie istnieli od najstarszych czasów – już groby z okresu przed budowaniem mastab noszą ślady rabunków. Dlatego właśnie zaczęto wznosić te pierwsze budowle grobowe – w których ciało składano w szybie, wejście do komory blokowano przy pomocy głazów a szyby te zasypywano gruzem i piaskiem. Inaczej po co by się tak męczono aby utrudnić komuś dotarcie do ciała? Rabowanie grobów, wbrew temu co chcesz nam wmówić drogi mammo, było obecne w Egipcie od samego początku jego istnienia. Nawet w moim poprzednim wpisie masz podaną inskrypcję z grobu człowieka, który żył w Gizie w czasie budowy piramid – a grób jego jest opatrzony klątwą grożącą straszliwą karą dla tych, którzy ośmielą się naruszyć jego miejsce spoczynku. Zastanów się sam - czy te klątwy (w grobach z czasów IV dynastii) miałyby sens, gdyby się do nich nie włamywano?"

Czyli mówiąc ściśle, zawłaszczyć jego miejsce spoczynku. Bo tym, co najcenniejsze w grobowcu był sam grobowiec, a zjawisko wtórnych pochówków, a więc zawłaszczania miejsca wiecznego spoczynku nie należało w Egipcie do rzadkości. Co do samych rabunków grobów, to miały one miejsce, gdyż pozostały po nich ślady - rzecz w tym, że rabusie nie byli tak mili, aby pozostawić notatkę z datą swojego wyczynu, a w związku z tym trudno stwierdzić, kto i kiedy dokonywał tych rabunków. Jedyną wskazówką w tym względzie są ślady powtórnego zamknięcia grobu, o ile jesteśmy w stanie stwierdzić kiedy go dokonano.

"Za czasów IV dynastii zaszła w Egipcie mała rewolucja gdy idzie o religię. Wtedy to po raz pierwszy królowie zaczęli przyjmować tytuł „syna Re” oraz imiona nawiązujące do tego bóstwa. Neczerichet lub Snofru (czy też Sneferu) nie pasowali do tej kategorii. Tak samo nie pasował do niej Chufu, którego „bogiem opiekuńczym” był Chnum. Problem w tym, że imiona związane z „Re” nie pojawiły się po wybudowaniu piramidy Chafre (Chafre), lecz zostały po raz pierwszy nadane swym dzieciom przez... króla Chufu. Dziećmi Chufu byli między innymi Chafre, Dżedefre i Baefre. Więc gdyby Twoje teoria była prawdziwa, to znaczy że to Chufu był „godny Re” czy czegoś w tym stylu."

Niestety błąd - tytułu syna Re faraonowie zaczęli używać od czasów V dynastii i wtedy również do ich tytulatury dołączono piąte imię, otoczone kartuszem, przed którym znajdował się napis S(a) Re (tzn. kaczka i słońce). A co więcej - to właśnie imię było imieniem nadawanym przy urodzeniu. Imię zapisywane w kartuszu poprzedzonym tytułem nsw bty za czasów czwartej dynastii było imieniem tronowym, tak więc Khufu, nawet gdyby istniał na tym najlepszym z możliwych światów nie mógł go nadawać własnym dzieciom (zresztą w Egipcie imiona nadawały matki zaraz po urodzeniu), gdyż imię to faraonowie przyjmowali w momencie koronacji.

" Poza tym pierwszym królem, który był z tym Re tak związany nie był wcale Chafre, lecz właśnie bezpośredni następca Chufu – król Dżedefre – on to bowiem jako pierwszy (przed Chafre) przyjął tytuł „Syna Re”. Dżedefre zabrał się za budowanie swojej piramidy w Abu Rawash, lecz dziś jest ona w opłakanym stanie. Dopiero po śmierci Dżedefre na tron wstąpił drugi syn Chufu, Chafre. Gdzie więc tu pasuje woja teoria mówiąca, że Chafre przyjął takie imię jako pierwszy, ponieważ zasłużył na to budując taką piramidę? Nie mam pojęcia."

No tak, trochę poniosła mnie poetycka wena, bo Khafre przyjął swoje imię na długo przed zbudowaniem piramidy - ale w istocie na nie zasłużył. Jego poprzednik przeliczył się z siłami i trochę przesadził z tym imieniem. A swoja drogą, czy przyjąwszy optykę oficjalnej egiptologii, nie jest rzeczą nieco dziwną, że bezpośredni następca Khufu kontentował się niewielką piramidą oddaloną o kilka kilometrów od centrum administracyjnego swojego państwa?

"Tak długo rozpisałeś się o tym, że imię w komorze odciążającej nie może być imieniem Chufu, że można ulec złudzeniu, że w kwestii języka, imion itp. jesteś kimś niesłychanie obeznanym z tematem. Ale zapomniałeś, że jest ono w kartuszu. A to oznacza, że „Chnum mnie chroni” czy też „Chufu” to tylko i wyłącznie imiona królewskie. Nie są to zwykłe słowa czy też przydomki bogów."

To na pewno jest tylko złudzenie i nie należy dawać mu wiary. Wydaje mi się jednak, że kręcimy się w koło, a co więcej, że jest to błędne koło. Skoro piramida została zbudowana przez Egipcjan jako grobowiec dla faraona Khufu, to oczywiście należy przykładać do niej egipską miarę - kartusze pojawiły sie za czasów czwartej dynastii, więc jeśli znajdziemy gdzieś kartusz to wiemy, że pochodzi on najdalej z tego okresu. Skoro Egipcjanie pisali imiona władców w kartuszach, to kiedy napotkamy imię otoczone kartuszem wiemy, że jest imieniem faraona. Rzecz w tym, że jest to stawianie wozu przed koniem, bo wszystkie wnioski, służące za bezsporne dowody na rzecz tezy o piramidzie jako grobowcu faraona Khufu oparte są na założeniu, że jest to grób faraona Khufu, innymi słowy na tym, co ma być przedmiotem dowodu.

"Kartusz pojawił się po raz pierwszy za czasów Snofru – ojca Chufu. Dzięki temu wiemy, że wszelki napis który przedstawia imię w kartuszu musi pochodzić z czasów Snofru lub późniejszych, co już zmusza nas do stwierdzenia, że Wielka Piramida musi pochodzić z czasów Snofru lub być młodsza od piramid zbudowanych przez niego (co rzecz jasna wyklucza „atlantydzkie” pochodzenie). Ale jakby tego było mało – Chufu w kartuszu (czyli dzięki temu mamy pewność, że Chufu to imię królewskie) jest dość oryginalne – żaden egipski król nie miał nawet podobnego imienia. To znowu sugeruje, że mowa tu o tym Chufu ze wspomnianych przez mammę list - o jakim mówię od samego początku. Jakby tego było mało, to przecież imię „chufu” występuje też w związku z innymi imionami – znamy matkę króla pochowanego w Wielkiej Piramidzie, znamy jego synów i córki.
Zobaczmy kto między innymi leży pochowany w pozostałych grobach tuż obok piramidy (...) Dookoła pozytywnie zweryfikowana sama rodzina Chufu, a mamma ma poważne wątpliwości, czy w ogóle był taki król, tak się nazywał i czy piramida na pewno jest jego ;)"

Brzmi to tak, jak gdyby odnalezione zostały co najmniej metryki urodzenia tej pozytywnie zweryfikowanej rodziny. Obawiam sie jednak, że jest to znowu konstrukcja oparta na licznych założeniach i dwóch dwuznacznych napisach, ogłoszona jednak wersją oficjalną. Ale jeśli ktoś prześledzi literaturę, to zauważy, że w każdej książce podawane są inne dane dotyczące rodzin faraonów - przy czym każdy autor podaje je z niezachwianą pewnością.

"Wspomnę też tutaj o papirusie Westcar (o jego fragmentach), o którym napiszę też parę słów nieco dalej.
Zobaczmy, co w tym papirusie możemy przeczytać (niestety podam go w mniej czytelnej wersji – linków, bo naprawdę mamy już tu w tym temacie zbyt dużo zdjęć oraz w dość luźnym tłumaczeniu, więc w razie drobnych błędów proszę się nie śmiać ;) ):"

Do wszystkich zacytowanych fragmentów dodajmy jeszcze, że mag Djedi zjada dziennie 500 bochenków chleba i ćwierć wołu, popijając to setką dzbanów piwa i będziemy mieli zupełną jasność w kwestii wiarygodności opowieści z papirusu Westcar.

"Mało tego, przyjrzyjmy się jeszcze jednej rzeczy. Ponownie przedstawię parę napisów z imieniem Chufu jakie przetrwały do naszych czasów:
Widzimy tutaj między innymi imię Chufu w kartuszu (a więc imię króla), poprzedzone znakami trzciny i pszczoły (co dodatkowo udowadnia królewski status) oraz aż trzy razy imię Medżedu zapisane przy pomocy tak wyczekiwanego przez mammę serecha (rodzaj prostokąta mającego symbolizować pałac królewski, z siedzącym na górze sokołem oraz jakby dwoma „kubkami” połączonymi kreską i pisklęciem w środku - co znowu udowadnia, że mamy do czynienia z królem). Żyć nie umierać.
Tutaj ponownie mamy imię Chufu, zapisane w pełnej formie „Chnum-Chufu” – „Chnum mnie chroni” w kartuszu (co znowu udowadnia, że to imię króla a nie zwykłe słowa) oraz postać króla w koronie władcy, przyjmującego postawę „zwycięskiego wojownika” – modę na którą zapoczątkował Narmer na swojej palecie (można zerknąć nieco wyżej ;) ).
A tu już w ogóle przeżywamy uniesienie. Ta inskrypcja z Wadi Maghara zawiera nie tylko imię Chufu w kartuszu (okrąg z paskami, wąż i dwa pisklęta), ale też serech z imieniem Medżedu (najbardziej z prawej strony) oraz imię nebti (kolejny rodzaj imion, jakie nosili faraonowie) należące do Chufu – sępa i kobrę nad znakiem takim samym jak w imieniu Medżedu (pod sokołem) na dodatek poprzedzone znakiem trzciny i pszczoły. Co to oznacza – już wiemy ;) Zatem mamy tutaj kilka imion Chufu (imię „Chufu” oraz „Medżedu” znajdują się też w komorze odciążającej w piramidzie) wielokrotnie (aż do przesady ;) ) okraszone symbolami oznaczającymi, że ich nosicielem jest król."

Myślę, że na uniesienie jest odrobinę za wcześnie. Aquila przedstawia nam rysunki z imionami, jakby to był niezbity dowód istnienia Khufu. Czy wszędzie dziś obecne rysunki myszki Mickey też są dowodami na jej istnienie? Jest chyba rzeczą zrozumiałą, że na okładzinie piramidy, otaczającym ją murze, czy jakiejś steli stojącej w pobliżu były obecne napisy, które odnaleźliśmy także w komorach odciążających. Tworzenie legend wyjaśniających istnienie różnych budowli, miast, kopców, etc. jest stare jak sama ludzkość. Skoro mamy kopiec Krakusa, to mamy też Kraka i jego synów, skoro jest kopiec Wandy, to i Wanda się znalazła, etc.
No, ale rzućmy okiem na te stuprocentowe dowody, z których jeden jest nawet podpisany jako pochodzący z Wadi Maghara. Co prawda można by wzorem Aquili ponarzekać na fakt, że w dyskusji prowadzonej w XXI wieku nie posługujemy się dobrej jakości fotografiami, tylko rysunkami, ale nie bądźmy wybredni - większość książek i stron internetowych kontentuje się po prostu wzmiankami o tych reliefach, więc i tak jesteśmy w dobrej sytuacji. Gdyby jednak ktoś chciał być bardzo dociekliwy i chciał się dowiedzieć dlaczego mają nam wystarczyć rysunki, to odpowiedź jest prosta - bo takie obiekty w przyrodzie nie występują. Nie wnikam w to, czy Aquila o tym nie wiedział, czy też wiedział ale nie powiedział, w końcu każdy ma jakieś tajemnice. Popatrzmy w zamian na obiekt naszego zainteresowania. Na pierwszym rysunku mamy bezładnie poskładane imiona i tytuły królewskie nie mające jakiegokolwiek sensu i porządku, co łatwo wywnioskować choćby z tego, ze część z nich jest zwrócona "twarzą" w prawo, a część w lewo. Wygląda na to, że nie atlantydzcy skrybowie, ale egipscy kamieniarze urządzili sobie konkurs - może nie poetycki, ale rzeźbiarski. Drugi rysunek jest jeszcze ciekawszy. Znajduje się na nim kartusz z imieniem Khnum Khfu - nie ma tu tytulatury królewskiej, a wyłącznie imię otoczone kartuszem. A nie, przepraszam - za kartuszem mamy jeszcze dwa dziwne znaki: jeden w kształcie chorągiewki, a drugi w kształcie podobnym do klasycznego, "maczanego" pióra ze stalówką.
khufu3.jpg
Te dwa hieroglify mają znaczenie "wielki bóg", więc może jednak szkoda, że te reliefy gdzieś się zgubiły (?)

"No i na koniec coś bardziej „materialnego”:
Oto metalowe narzędzie służące do tak zwanej ceremonii „otwierania ust”."

Istotnie jest to narzędzie (wykonane zresztą z krzemienia) do ceremoni otwarcia ust. I istotnie są na nim imiona Khufu i Medjedu. A co najciekawsze, muzeum, które jest posiadaczem tego artefaktu opisuje go jako narzędzie które służyło otwarciu ust posągowi Menkaure (ponieważ była to ceremonia "magiczna", dokonywana także na posągach).

"Mamy tam imię pełne „Chnum-Chufu” w postaci pokazanej na powyższym rysunku jako „B”, mamy imię „Chufu” (pod literką C), skrócone imię „Chnum” (literka A) oraz imię horusowe widoczne na przykładach powyżej – czyli sekwencja znaków „sokół – śmieszny znak nie-wiem-jak-go-opisać – pisklę” (literka D). Imiona oznaczone literami A, B i C znajdują się w kartuszu (owalnej ramce) co udowadnia, że to imię króla, nie „imię i przydomek boga zupełnie nie związane z faraonem Chufu”. Jedynie imię Medżedu (literka D) nie jest zapisane w formie serecha, co mnie akurat nie dziwi – widocznie skrybie nie chciało się mazać tej śmiesznej figury symbolizującej fasadę pałacu.
Wszystko w tej układance pasuje do oficjalnej wersji. "

Jeszcze tylko musimy ustalić daty panowania faraona Khnuma, bo chyba nikt nie sądzi, że dobry Egipcjanin popełniłby takie świętokradztwo, jak określenie imieniem boga człowieka - i to w dodatku żyjącego człowieka! Oczywiście można znaleźć na to odpowiedź, że skrybie się nie chciało pisać całego imienia, więc skrócił go do Khnuma, ale takie wyjaśnienie byłoby naiwne, skoro napisy w komorach odciążających mówią o grupach robotników - musiałyby to więc być "oficjalne" nazwy tych grup. A więc żyjący człowiek musiałby być "oficjalnie" nazywany imieniem boga. Jeżeli więc nie było faraona Khnuma, a istniał w Egipcie bóg Khnum, to oznacza to, że w czasie budowania piramidy kartusze nie określały królewskiej pozycji człowieka, którego imię zawierały.

"A tablice czy też listy, na których imiona czy też znaki użyte do ich napisania wyglądają odrobinę inaczej? Nie zapominajmy, że wszystkie te listy wymieniające królów zostały wykonane setki lat po panowaniu Chufu. "

I za pomocą tego śmiałego stwierdzenia, Aquila prześlizgnął sie niepostrzeżenie nad dziwną zmianą kolejności hieroglifów, o kórej pisałem: "Jeśli natomiast porównamy zapisy 1 i 2 to stwierdzimy, że o ile pierwszy należy przeczytać kh-w-f-w, to drugi kh-f-w-f. To tak jakbyśmy pisali raz Adam, a kiedy indziej Dadm i utrzymywali, że chodzi o to samo imię. Egipcjanie pamiętali o swoim wielkim faraonie przez tysiące lat, tylko nie wiedzieli jak się nazywa ? To o kim w takim razie pamiętali?

"Co do tablicy z Abydos i znaku „ra” zaś proponuję małe porównanie (...) Jaki z tego wniosek? Albo pisarze nie przykładali do tego wagi, albo paski i inne detale wytarły się po tysiącach lat. Być może okręgi te były malowane (egipskie płaskorzeźby były często malowane na żywe kolory) i po prostu namalowane paski wyblakły... Nie wiemy jaka była prawdziwa wersja, ale jedno jest pewne – dowodów na istnienie Chufu, na jego królewską pozycję, na panowanie pomiędzy Snofru i Dżedefre/Chafre jest tak wiele, że nie w sposób po prostu sugerować coś innego."

Przyznam się, że tego nie rozumiem - oto mamy jeden z dwóch oficjalnych "dokumentów", w których imię Khufu figuruje wśród władców Egiptu, ale jeśli coś się nie zgadza, to jest to nieistotne, bo "mamy wiele innych dowodów". To samo można oczywiście powiedzieć w przypadku każdego z tych dowodów i wtedy cała teoria będzie podtrzymywana mocną wiarą osób, które ją głoszą - a które oczywiście wciąż podkreślają wagę "materialnych dowodów". No ale zostawmy to i przyjmijmy, że tablica faktycznie mogła się wytrzeć, bo koncept z "malowanymi paskami", rozpowszechniony zresztą na różnych stronach egiptologów-amatorów raczej nie jest sensowny.

"Tutaj trochę nie bardzo chyba nadążam za Tobą, drogi mammo. Prezentujesz nam swoją teorię o tym kawałku żelaza z piramidy jednocześnie posiłkując się źródłem (ach, stare dobre catchpenny.org ;) ) w którym jasno i wyraźnie jest stwierdzone (...)"

Jest tam równie jasno stwierdzone, że płytka pochodzi z czasów antycznych (It is concluded, on the basis of the present investigation, that the iron plate is very ancient). Wszystko zależy od tego, co chce się przeczytać. Posiłkuję się takim źródłem, które jest powszechnie dostępne i które podaje podstawowe informacje o znalezisku i jego badaniach, a przy tym pozwala na łatwe rozróżnienie części faktograficznej od komentarza autora strony, mającego bez wątpienia poglądy "egiptologicznie poprawne". Ponieważ podaję link do tej strony, to każdy może się z nią zapoznać i wyciągnąć własne wnioski. A robię to z tego oczywistego powodu, że ujawnianie źródeł jest dobrą praktyką we wszelkich dyskusjach. Osoby czytające moje wpisy nie muszą mi wierzyć na słowo i mają prawo wymagać ode mnie, abym umożliwił im skonfrontowanie tego co piszę ze źródłami, bez konieczności tracenia połowy dnia na ich poszukiwanie, co też staram sie robić, przynajmniej tam, gdzie jest to możliwe.

"W skrócie – wszystko wskazuje na to, że żelazo to pochodzi z okresu dużo późniejszego niż budowa piramidy – mianowicie jest nawet młodsze niż średniowiecze. Skąd by się tam wzięło? Nie zapominajmy, że to okres rabowania kamieni z piramidy – muzułmanie masowo rozgrabiali te budowle zdzierając z nich zewnętrzne warstwy bloków. Czym to robili? Zapewne używali metalowych narzędzi z żelaza, które już doskonale znali. Jedno takie być może im się ułamało i wpadło do szczeliny czekając tam na swoje późniejsze odnalezienie. Zgadzam się też z ostatnimi zdaniami Twojego źródła – stwierdzenie, że „płytka została znaleziona w takim miejscu, że nie mogła się tam dostać już po zbudowaniu piramidy” zostało dokonane po fakcie – gdy w miejscu tym ziała już dziura a zapach prochu jeszcze się nie rozwiał. Członkowie wyprawy nie wiedzieli przecież, że znajdą zaraz ten kawałek żelaza, nie było więc podejścia „sprawdźmy dokładnie, czy aby na pewno nie ma tutaj rys czy szczelin przez które nasza płytka, którą za chwilę znajdziemy, mogła wpaść do środka”. Po prostu podłożyli ładunek, odpalili, potem znaleźli kawałek żelaza, ale nie byli w stanie określić z całą pewnością jak wyglądały bloki skalne zakrywające to miejsce przed wybuchem, bo w momencie odkrycia zwyczajnie już nie istniały (rozpadły się na kawałeczki i poszybowały daleeeeeko ;) )."

Jeśli ktoś zapoznał się podaną przeze mnie stroną to zauważył zapewne, że w odstępie paru lat zostały przeprowadzone dwa badania, różniące się interpretacjami, cytat który podałem powyżej, a który umknął najwyraźniej uwadze Aquili, pochodzi z raportu z pierwszego tych badań. Z drugiego wynika, że technologia jaka, zdaniem autorów, została użyta w produkcji nie istniała na Bliskim Wschodzie przed końcem Średniowiecza. Interpretacja badań jest więc oparta na założeniu, które ma być przecież dopiero ustalone w wyniku analizy, że metal pochodzi z Bliskiego Wschodu i to z czasów historycznych. Innymi słowy: wiemy, że żelaza nie znano przed połową II tys. pne., więc wniosek z naszych badań jest taki, że żelazo nie pochodzi sprzed tego okresu. To się chyba nazywa błędnym kołem, tym bardziej, że to, czy technologia była prymitywna, czy nie, jest kwestią interpretacji. Reszta jest juz tylko komentarzem autora strony, który w świetle przytoczonych przez siebie raportów (z których pierwszy odrzuca) wyciąga wniosek, że wydaje się, że Hill się mylił, bo prostu nie zbadał dokładnie "terenu". Ale Hill nie mógł się o prostu "mylić", bo odsłonięcie wylotu kanału nie wyglądało tak, jak przedstawił je Aquila: jedno wielkie buch i po krzyku. Hill przez kilka dni (co zresztą jest jasno stwierdzone na stronie, do której link podałem) pracował nad usunięciem części z dwóch zewnętrznych warstw kamieni serią kontrolowanych wybuchów i wykonał swoją pracę znakomicie, z chirurgiczna precyzją usuwając tylko te fragmenty zewnętrznych warstw kamieni, które blokowały dostęp do wylotu kanału. Co więcej, wiadomo dokładnie w jaki sposób lokalizował miejsce wylotu kanału - druga osoba, będąca wewnątrz komory, wkładała do kanału pochodnię, aby wydostający się pomiędzy zewnętrznymi kamieniami dym wskazał właściwe miejsce dla saperskiej operacji Hilla. Ten proces, jak i konieczność precyzyjnego zaplanowania miejsca odwiertów do założenia ładunków wybuchowych jasno wskazują, że Hill musiał dzień po dniu, wybuch po wybuchu, bardzo dokładnie badać ułożenie kamieni w miejscu swojego działania. Stwierdzenie, że mógł nie zauważyć szczelin, przez które do wylotu kanału przedostał się z zewnątrz spory kawałek metalu jest dośc rozpaczliwą próbą podważenia wagi jego znaleziska, a jednocześnie utrzymania przekonania o kompetencji samego Hilla, jak i całej ekipy. Bo przecież była to ta sama ekipa, która odkryła komory odciążające wraz z napisami odnoszącymi się do Khufu, więc podejrzenie o manipulację wysunięte wobec Hilla mogłoby wzbudzić wątpliwości co do kompetencji i uczciwości całej ekipy. Tymczasem istnieją tylko dwie możliwości - albo Hill znalazł swój artefakt w wylocie "kanału wentylacyjnego", gdzie zgodnie z jego słowami nie mógł się dostać po ukończeniu budowy, albo po prostu kłamał. I tu stajemy wobec tajemnicy, która powinna nas pobudzić do próby jej rozwiązania, tymczasem dowiadujemy się, że akurat w tym (i tylko tym) przypadku Hill się pomylił, przeoczył, zasugerował się, nie zauważył, etc., więc właściwie nie ma o czym rozmawiać. Co intrygujące, jak zauważają Lawton i Ogilvie-Herald w swojej "Gizie", o tej sprawie nikt się nie chce wypowiadać - ani pracownicy Muzeum Brytyjskiego (co akurat może być zrozumiałe, bo nie są egiptologami), ani Lehner, ani Hawass, którzy sprawują pieczę nad Gizą. Normalnie są to rozmowni panowie, chętnie udzielający wyjaśnień, a w tym jednym przypadku nabrali wody w usta.

"Wrócę teraz jeszcze do kwestii wieka. Jak możemy się domyślać sarkofag (i wieko) musiały zostać ustawione w komorze grobowej w trakcie budowania piramidy. Nie można go było ustawić wcześniej (nie było jeszcze tych pięter ;) ) ani później (jak zauważono nie dałoby się go wstawić, gdyby już położono dach komory). Problem w tym, że sarkofag ten jest dość... tandetny. Istnieje więc podejrzenie, że to sarkofag zastępczy, wykonany na szybko po tym, jak pierwotny został zniszczony – być może w trakcie transportu Nilem (na przykład spadł i utonął ;) ). Budowa zaś nagliła – trzeba było budować dalej i nie można było czekać na nowy sarkofag nie wiadomo ile czasu.
Co do wieka – z pewnością się tam znajdowało – także w piramidzie Chafre sarkofag posiadał pokrywę, która została połamana – złodzieje, którzy się wdarli do komory w poszukiwaniu łupów prawdopodobnie zrzucili wieko które złamało się wówczas na dwie części. Dlatego zapewne i tutaj istniała pokrywa, która po prostu ucierpiała w wyniku rabunku jaki miał miejsce już w starożytności (zapewne I okres przejściowy – okres niepokojów) i została uprzątnięta, może przez ekipę zajmującą się naprawą szkód. Zarówno wieko, jak i sarkofag należą do tych zagadek piramidy, lecz zagadek zupełnie nie wymagających „Atlantydy” ;) "

No, skoro wieko z pewnością tam się znajdowało, to z pewnością zostało ukradzione. Zapewne komuś był bardzo potrzebny kawałek granitu na żarna. Tak bardzo, że dużym nakładem sił i środków, przy pomocy miedzianego dłuta zabawiał się w ciemnym i dusznym pomieszczeniu rozbijaniem go na kawałki, wzgardziwszy jednocześnie wieloma poniewierającymi sie po płaskowyżu odłamkami kamieni. Znowu mamy założenie, że piramida jest grobem, więc wieko musiało się tam znajdować, a to z kolei dowodzi, że piramida jest grobem.

"Mamy tutaj imię Chufu w kartuszu oraz wyraz „akhet”. Jeżeli niczego nie pokręciłem, to symbol ptaka to „akh” a te dwa znaki za nim – „ket”. Czym jest zaś ten śmieszny trójkąt na końcu?
To determinatyw oznaczający... grobowiec.
Czy to jednak nie jest niezwykle intrygujące, że w piśmie egipskim determinatyw oznaczający „grobowiec” ma postać... piramidy? ;)"

Rzeczywiście to jest niezwykle intrygujące, czy raczej: byłoby to niezwykle intrygujące, gdyby to była prawda. Tymczasem rysunek otoczonej murem piramidy, oznaczany w powszechnie stosowanym systemie Gardinera jako O24, jest determinatywem wskazującym dokładnie na to, co przedstawia, tzn. piramidę. Słowo grobowiec posiadało determinatyw w kształcie prostokąta z brakującą częścią dolnego boku - był to determinatyw "uniwersalny", oznaczający budowlę. Na tej stronie
www.reevans.net/egypt/hotepdinsw/ea35285.html znajduje się opis i zdjęcia sarkofagu Nakhtankha, znajdującego się w Muzeum Brytyjskim, wraz z angielskim tłumaczeniem napisów hieroglificznych. Interesujący nas tekst pochodzi z tzw. zachodniej strony sarkofagu (western side). Możemy tu przeczytać m in.: "Dobry pogrzeb w tym wspaniałym grobowcu nekropolii."
Na większym zdjęciu tego fragmentu podkreśliłem czerwoną linią słowo oznaczające "grobowiec".
sarkofag.jpg

"A oto pieczęć z imieniem naszego Chufu (w kartuszu – a wiemy już co to oznacza) i ową nazwą jego kompleksu grobowego"

Jest to pieczęć osady związanej z piramidą Cheopsa (wskazuje na to hieroglif w kształcie koła ze skośnie ustawionym krzyżem w środku oznaczony na zdjęciach nr. 2) - nekropoli lub/i gospodarstw rolnych należących do świątyni. Istnieje jeszcze jedna taka pieczęć - tym razem jest to faktycznie pieczęć, a nie jej odcisk, w muzeum Petriego w Londynie. Poniżej zamieszczam zdjęcia obu odcisków - ten z Luwru z lepszej perspektywy. Pieczęcie są identyczne, chociaż mają odwrócone znaki - jedna czytana jest z lewej na prawą, druga z prawej na lewą stronę. Dołączyłem na zdjęciach powiększenia pierwszego znaku w kartuszach - znak i powiększenia oznaczone nr. 1. Te pieczęcie też się chyba wytarły (na pewno od częstego użycia), bo najwyraźniej nie jest to hieroglif oznaczający głoskę "kh", tylko czyste koło, a więc "re". Można porównać te znaki z determinatywami oznaczającymi osiedle (2), na których wyraźnie widoczny jest przecinający koło krzyż.

louvre.jpg
petrie.jpg

"W przypadku Gizy z pomocą przychodzi nam jeszcze stela Amenhotepa II, który żył jakieś 1000 lat po Chufu i postanowił ustawić ją w pobliżu tych monumentów. Jej treść brzmi:

"He raised horses that were unequaled. They did not tire when he held the reins; they did not drip sweat in the gallop. He would yoke (them) with the harness at Memphis and would stop at the resting place of Harmakhis. He would spend time there leading them around and observing the excellence of the resting-place of Kings Khufu and Khafra, the justified. His heart desired to make their names live."

Pogrubiony fragment wyraźnie udowadnia nam, że za czasów tego króla piramidy w Gizie były bezsprzecznie uważane za miejsca spoczynku królów Chufu i Chafre – nie tylko, że nie tylko były one zbudowane przez nich, ale że wciąż znajdowały się tam ich zmumifikowane ciała. "

Po raz kolejny jestem kompletnie zbity z tropu. Przed momentem Aquila udawadniał nam, że "Dlatego zapewne i tutaj istniała pokrywa, która po prostu ucierpiała w wyniku rabunku jaki miał miejsce już w starożytności (zapewne I okres przejściowy – okres niepokojów) i została uprzątnięta, może przez ekipę zajmującą się naprawą szkód.", a teraz okazuje się, że ciało Khufu znajdowało się w piramidzie jeszcze w czasach Nowego Państwa. Chyba jestem już zmęczony, bo przestaję nadążać za Aquilą. Zakończę więc na tym swój dzisiejszy, ostatni już wpis - gdyż pozostało jeszcze tylko podsumowanie dyskusji, które, siłą rzeczy, nie będzie zawierać nowych argumentów, ani kontrargumentów. Dziękuję wszystkim za cierpliwość i pozdrawiam wszystkich miłośników oficjalnej i mniej oficjalnej historii Egiptu.

Edit: próba przywrócenia funkcjonowania linku do nie wyświetlającego się rysunku.


  • 7

#10

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Czas na mój podsumowujący wpis w tej dość obszernej debacie. Jako że jest to mój ostatni post, więc choć mamma mógłby jeszcze odpisać na podawane przeze mnie nowe argumenty (ostatni wpis należy do niego), nie dodam niczego nowego. Postaram się ustosunkować do tego, co napisał, a na końcu ostatecznie podsumować tę całą dyskusję i moje stanowisko dotyczące monumentów z Gizy.

Choć sama debata zaczynała się z pewnymi problemami nikt z nas nie przypuszczał, że w czasie jej trwania spotka nas tak wielka tragedia. Tragedia, która pośrednio i wpłynęła na nią samą. W ostatnim tygodniu trzy dni związane były z moimi osobistymi przeżyciami tej całej sytuacji. W poniedziałek do późna przebywałem przy pałacu, całą środę stałem w Warszawie a sporą część czwartku... zwyczajnie odsypiałem. Przepraszam więc za wszelkie skutki tego wszystkiego.


Dołączona grafika












(ponieważ forum buntuje się gdy widzi taką ilość cytatów, przez jakiś czas będę umieszczał je w cudzysłowie i pisał kursywą.)

Mamma pisze:

„Aquila przeprowadził pryncypialną i wszechstronną krytykę pomysłów zgłaszanych przez Sitchina i Daenikena, która jednak w żadnym stopniu nie dotyczyła zaproponowanej przeze mnie hipotezy powstania piramidy Cheopsa. Nie widziałem więc potrzeby dyskusji z faktami przywoływanymi przez Aquilę, tym bardziej, że moje zdanie o konceptach obu wymienionych wcześniej panów nie odbiega od zdania wyrażonego przez Aquilę, a co więcej, propozycje Sitchina i Daenikena są niezgodne z prezentowaną przeze mnie teorią.”

Przy okazji jakiejś innej debaty napisałem, że traktuję tę formę dyskusji jako możliwość jasnego wyrażenia własnego zdania na dany temat. Jak wszyscy wiemy debatę tę zgłosiłem, aby zaprezentować argumenty przeciwko naiwnym moim zdaniem teoriom jakoby piramidy i Sfinks były dziełem Atlantów czy też kosmitów. Oczywiście gdy proponowałem debatę, pod uwagę brałem tylko tę najpopularniejszą chyba teorię dotyczącą Atlantów mówiącą o budowaniu piramid 12 000 lat temu. Dlatego w debacie znalazły się takie a nie inne informacje. Sam wiesz, mammo, że ruszyliśmy dalej tylko dlatego, że na nowego zwolennika „klasycznej teorii alternatywnej” musielibyśmy czekać miesiącami a i to, że w ogóle kogoś takiego byśmy znaleźli nie było wcale pewne. Dlatego też oczywiste jest, że debata ta nie jest tym, czym chciałem aby była gdy ją proponowałem. Lecz nie narzekam – wszystko co chciałem powiedzieć na temat piramid i Sfinksa – powiedziałem :) Zaprezentowałem dlaczego uważam, że są to egipskie budowle i dlaczego nie jest możliwe, aby za ich budowę odpowiadali kosmici czy też mityczni Atlanci.

Piszesz dalej:

” Na Saharze istniała cywilizacja, która nie ma chyba nawet polskiej nazwy, w terminologii angielskiej nazywa się "capsian culture", więc może ochrzcimy ją jako kulturę kapsiańską (?). Problem w tym, że prawie nikt nie zajmuje się poważnie prehistorią tych terenów, więc informacje są bardzo skąpe, a osobą, która najwięcej opublikowała na jej temat jest David Lubell. Jego biogram jest wciąż jeszcze obecny na stronie Uniwersytetu Waterloo, gdzie określony jest jako Professor Emeritus, ale niestety podane tam linki do jego publikacji i strony domowej nie funkcjonują. Z dostępnych w sieci, dość skromnych materiałów odnośnie capsian culture, głównie autorstwa Lubella i jego współpracowników można się dowiedzieć, że jej ramy czasowe określane są na lata 10 tys.-6 tys. p.n.e.”

Nie wiem, czy można nazwać te społeczności żyjące przed narodzinami Egiptu czy Sumeru „cywilizacjami”. Ich poziom nie wykraczał poza obecny poziom ludów pierwotnych, które to „cywilizacjami” nazywać nie raczymy. Nie wiem jak ich właściwie określić – plemiona? To chyba najlepsze słowo opisujące tamtych ludzi. Od plemienia zaś do cywilizacji zdolnej do budowania piramid droga jest niezwykle daleka.

Poza tym zauważam coś, czego nie bardzo mogę zrozumieć. Opowiadasz nam o tej kulturze (capsian culture) i... co ma z tego wynikać? Czy to jakikolwiek argument za tym, że na terenie Sahary istniała wysoce zaawansowana (jak na tamte czasy) cywilizacja? To, co napisałeś, nie przemawia za niczym więcej jak tylko za tym, że odkryto pozostałości ludzi zamieszkujących te tereny. Oczywiście ci odkryci przodkowie dzisiejszych mieszkańców tamtych okolic nie są „zaginioną cywilizacją”(zanim się oburzysz – wiem, że nie jako takich ich zaprezentowałeś) a nawet więcej – moim zdaniem właśnie przemawiają przeciw Twojej teorii. Oto znajdujemy ślady ludzi żyjących w tamtym okresie i nie wykazują one jakiegokolwiek stopnia „niezwykłego zaawansowania”.

Dalej możemy przeczytać:

” W czasach Starego Państwa był bóstwem o charakterze drugoplanowym, w ogóle nie wymienianym przez wielkie systemy teologiczne. Natomiast jego imię pojawia się kilka razy w Tekstach Piramid i około dwudziestu razy w Tekstach Sarkofagów (do czego za moment wrócę), niemal zawsze marginalnie i w towarzystwie innych bogów. W związku z tym rodzi się pytanie: dlaczego syn wielkiego faraona Sneferu miałby zostać oddany "pod opiekę" tak mało znaczącego bóstwa, co zostało uwiecznione w imieniu "Ten, który jest chroniony przez Khnuma"? Dlaczego mając do wyboru tak potężnych protektorów jak Atum, Ptah. Tot, Horus, nie mówiąc o Re, Khufu miałby otrzymać jako swego "boskiego patrona" Khnuma?”

Czy to znów ma być jakikolwiek argument przeciwko egipskim budowniczym? Wybrali takie imię a nie inne – po prostu. Mamy wystarczająco dużo potwierdzeń tego królewskiego imienia w całym Egipcie aby być pewnym, że król ten tak się nazywał, był synem Snofru i ojcem Chafre (a także dość krótko panującego Dżedefre). Odpowiedź na pytanie dlaczego tak się nazywał otrzymalibyśmy dopiero wtedy, gdybyśmy przenieśli się w czasie i spytali tamtych ludzi osobiście. Jakie są póki co na to szanse – chyba wiemy. Lecz widać w tym wszystkim kampanię przeciw królowi Chufu – wszystko, aby tylko wymazać tego króla, obniżyć jego wartość itp. W skrócie – aby tylko wywołać przekonanie, że król taki nie istniał lub co najwyżej był kimś nieznaczącym.

Piszesz także:

”Natomiast co do tego, że Egipcjanie byli strasznymi oszustami i chętnie przypisywali sobie osiągnięcia, które nie miały styku z rzeczywistością oraz zawłaszczali świątynie i grobowce poprzedników nie ma akurat najmniejszych wątpliwości.”

Ekhm... momencik. Zacznijmy od faktów – nikt nie zawłaszczył piramidy poprzednika. Wymazywanie imion niepożądanych faraonów nie ma żadnego związku z piramidami, więc nie twórz nam tutaj jakichś związków w sytuacji, gdy ich po prostu nie ma. Bo istnieje jakiś procent ludzi, którzy jeżdżą skradzionymi samochodami to znaczy, że prezydent USA też takim jeździ? Nie mówimy o „zawłaszczaniu piramid” – mówimy o wielokrotnie zapisanych wewnątrz piramidy (w niedostępnych już po zbudowaniu piramidy miejscach) imionach króla żyjącego w czasach IV dynastii. Wiem dlaczego nie wskazałeś nam ani jednego dowodu na takie zawłaszczenie w przypadku Wielkiej Piramidy – bo ich po prostu nie ma. Co więc Ci pozostaje? Snuć opowieści...

Ale choć są to wyłącznie opowieści – i to nie związane z piramidą, jedna rzecz mnie zaciekawiła:

” Przy okazji mamy zagadkę: dlaczego znaki reprezentujące głoski "j-mn-n" nie zostały zniszczone? Jeśli ktoś ma jakieś sugestie, to proszę o nich napisać w komentarzach.”

Moja bardzo skromna wiedza na temat hieroglifów podpowiada mi, że jest to imię boga Amona (a przynajmniej taki jest układ znaków bez determinatywu), więc może dlatego je pozostawiono?

No ale wracając do spraw związanych z piramidą - piszesz:

” Istnienie wielkiej piramidy jest oczywistym dowodem istnienia jej budowniczych, ale w żaden sposób nie dowodzi istnienia faraona Khufu - podobnie jak istnienie kopca Krakusa nie dowodzi istnienia żadnego (pra)polskiego księcia Kraka, Krakusa, czy Gracchusa, jak go nazywa Kadłubek, który po rozniesieniu w pył rzymskich legionów stworzył kraj nasz, jakże piękny i bogaty.”

I znów wracamy do kwestii „nieistnienia Chufu”. Gdyby to nie była debata, to nawet nie bardzo widziałbym sens w dyskutowaniu z takimi argumentami. Krak do tego porównania po prostu nie pasuje, bo trudno porównywać realnie istniejącego króla z postacią mityczną. Istnieje bardzo wiele przykładów tego imienia zapisanego wielokrotnie przy pomocy wszelkich form zarezerwowanych wyłącznie dla władców. Z nich wyczytujemy powiązania króla Chufu z innymi osobami – jak najbardziej realnym ojcem, matką, żoną, dziećmi i wnukami. Naprawdę, wszelkie wątpliwości brzmią jak „bo Kaczor Donald realnie nie istnieje, to i nie możemy być pewni, że faktycznie istniał taki Stanisław August Poniatowski”.

”Cypr”

Znów nie nadążam. Znamy dość dobrze historię Cypru i naprawdę nie ma powodu, aby wciskać tam jakąś „nieznaną, zaawansowaną cywilizację”. Nie będę się tutaj rozpisywał o historii Cypru (bo to nie jest debata o Cyprze...). Jedno tylko jest godne wzmianki – wiemy kiedy mniej więcej powstało to pismo, o którym opowiadasz jak i odnajdujemy budowle itp. z tego okresu. Gdzie tu „zaginiona cywilizacja”? Nie mam pojęcia. No ale znowu przejdźmy do rzeczy związanych z tematem:

Co do miast egipskich – fakt, moim błędem było to, że niezbyt dokładnie i jasno się wyraziłem. No ale po kolei:

Hut-waret – początki osadnictwa mniej więcej w latach 2160-2055 p.n.e.

Per-Bast – co ciekawe nawet strona, którą podajesz mówi o najwcześniejszych śladach sięgających IV dynastii (a nie VI jak piszesz) a także o świątyni postawionej tam przez... Chufu.

Leontopolis – czasy późne

Sais – sięga być może czasów I dynastii.

Djanet – nie zaprzeczam temu, co napisałeś.

Naukratis – prawdopodobnie XXVI dynastia.

No i super. Oto bowiem, w delcie Nilu (rzekomo niszczącej wszelkie ślady) mamy osady mające z dzisiejszego punktu widzenia tysiące lat. Nil wylał tam (do naszych czasów) już w jednych przypadkach jakieś 2500 razy, w innych nawet 5000 razy. A mimo to ślady wciąż istnieją.

A teraz zastanówmy się nad czymś jeszcze. Mamma opowiada nam o niezwykle zaawansowanej cywilizacji w delcie Nilu w latach znacznie wyprzedzających inne ludy mieszkające tuż obok. Cywilizacja taka, zdolna już tysiąc czy dwa tysiące lat przed Egipcjanami zbudować piramidy musiała być jak na owe czasy bogata – eksploatować surowce naturalne, posiadać nadwyżki żywności itp. Oczywiście to wszystko w oczach okolicznej, prymitywnej ludności musiało być niesłychanym bogactwem na które patrzyli zazdrosnym okiem. Dlatego też Atlanci musieli posiadać odpowiednie środki, aby bronić się przed prawie pewnymi napadami. Albo musieli mieć swoją w miarę silną armię albo najmować okolicznych wojowników do obrony swoich granic. To jednak nie zmienia niczego, ponieważ żadna z tych opcji po prostu nie znajduje potwierdzenia w historii. Najmowanie lokalnych obrońców jedynie przesuwałoby granice „starć” nieco dalej od delty Nilu. Po prostu zamiast być gnębionymi przez ludy z delty, mieszkańcy całego Egiptu maszerowaliby na północ aby uszczknąć coś dla siebie i napotykaliby w pewnym miejscu na opór „sług Atlantów”. Oczywiście nie mamy śladów żadnych starć z tego okresu. Po drugie pozostałości po okolicznych ludach też nie zawierają w sobie ani zwiększonej ilości dóbr materialnych ani boomu populacyjnego i zwiększenia dobrobytu w przypadku gdyby Atlanci płacili za swoją ochronę jedzeniem.

A co jeżeli Atlanci sami się bronili? Cóż, znajdźcie mi w dawnych czasach choć jedno państwo, które będąc tak znacząco silniejsze od swych sąsiadów nie robi absolutnie niczego, aby ich podporządkować i rozszerzyć swoje wpływy.

Ale jak już wspomniałem – śladów po „nieznanej zaawansowanej cywilizacji” nie ma nigdzie i naprawdę niezwykle trudno jest ukryć ten fakt pod piaskami Sahary.

Piszesz:

” Legendy często ubierają w przedziwne kształty rzeczywiste fakty, które jednak zostaja tak mocno zniekształcone, że zdają się byc czystym wytworem wyobraźni (...) Innymi słowy: pod warstwą legendarnej opowieści jest jakieś ziarno prawdy, chociaż nie do końca mamy jasność co do tego, jak wielkie”

No to napisz wprost – historia o Atlantydzie to legenda, więc wytnę z niej wszystko to, co mi nie pasuje, a zostawię to, co mi się podoba :) Bo widać wyraźnie, że nie pasuje ci położenie (wyspa), datowanie (9000 p.n.e.) ani w ogóle cała historia (wojna Achajów z imperium Atlantydzkim). Pozostała jedynie „niezwykle zaawansowana cywilizacja”. Ciekawe podejście ;)

Piszesz dalej:

” Jest to oczywista nieprawda - w tekście Kritiasa nie ma jakiejkolwiek wzmianki, że chodzi o rodzaj mosiądzu - jest to wyłącznie inwencja tłumaczy lub komentatorów.”

Inwencja biorąca się z... niewiedzy? Zgadywania? Zupełnie bezpodstawna? A może to świadoma manipulacja zaślepionego naukowego betonu mająca na celu sianie dezinformacji (tak mogłyby niektóre osoby pewnie argumentować ;) )? Cóż, „oryszalk” uważa się za mosiądz czy też jakiś inny stop ówcześnie doskonale znanych metali z prostych powodów. Po pierwsze sama nazwa o której już wspomniałeś – „miedź z gór” (ορείχαλκος – oreichalkos - όρος, oros, „góra” oraz χαλκός, chalkos, miedź) wskazuje nam wyraźnie na to czym ów metal miał być. Nie spotkałem się z interpretacją „metal z gór” – wiem zaś, że greckie znaczenie (prezentowane na greckich stronach) to właśnie „miedź z gór”, nie zaś „metal z gór”. Po drugie słowo to pojawia się w innych tekstach z epoki – na przykład w Hymnie do Afrodyty:

” I will sing of stately Aphrodite, gold-crowned and
beautiful, whose dominion is the walled cities of all sea-set
Cyprus. There the moist breath of the western wind wafted her
over the waves of the loud-moaning sea in soft foam, and there
the gold-filleted Hours welcomed her joyously. They clothed her
with heavenly garments: on her head they put a fine, well-wrought
crown of gold, and in her pierced ears they hung ornaments of
orichalc and precious gold, and adorned her with golden necklaces
over her soft neck and snow-white breasts, jewels which the gold-
filleted Hours wear themselves whenever they go to their father's
house to join the lovely dances of the gods.”

Stosowny fragment w oryginale:

“ἐν δὲ τρητοῖσι λοβοῖσιν / ἄνθεμ' ὀρειχάλκου χρυσοῖό τε τιμήεντος”

Czy też w “Aspis Hercules” (Tarczy Herkulesa):

” So he said, and put upon his legs greaves of shining bronze, the splendid gift of Hephaestus.”

“Ὣς εἰπὼν κνημῖδας ὀρειχάλκοιο φαεινοῦ, / Ἡφαίστου κλυτὰ δῶρα, περὶ κνήμῃσιν ἔθηκεν”

A także w ”Geographica” Strabona (księga XIII, rozdział 1, sekcja 56):

”After Scepsis come Andeira and Pioniae and the territory of Gargara. There is a stone in the neighborhood of Andeira which, when burned, becomes iron, and then, when heated in a furnace with a certain earth, distils mock-silver; and this, with the addition of copper, makes the "mixture," as it is called, which by some is called "mountaincopper." These are the places which the Leleges occupied; and the same is true of the places in the neighborhood of Assus.”

” μετὰ δὲ Σκῆψιν Ἄνδειρα καὶ Πιονίαι καὶ ἡ Γαργαρίς. ἔστι δὲ λίθος περὶ τὰ Ἄνδειρα, ὃς καιόμενος σίδηρος γίνεται: εἶτα μετὰ γῆς τινος καμινευθεὶς ἀποστάζει ψευδάργυρον, ἣ προσλαβοῦσα χαλκὸν τὸ καλούμενον γίνεται κρᾶμα, ὅ τινες ὀρείχαλκον καλοῦσι: γίνεται δὲ ψευδάργυρος καὶ περὶ τὸν Τμῶλον. ταῦτα δ᾽ ἐστὶ τὰ χωρία, ἃ οἱ Λέλεγες κατεῖχον: ὡς δ᾽ αὕτως καὶ τὰ περὶ Ἄσσον.”

Gdzie “mock-silver” (jeden ze składników tego “oryszalku”) to cynk a drugi “copper” to rzecz jasna miedź. W żadnym z tych przykłądów rzecz jasna „oryszalk” nie jest jakimś „nieznanym i cudownym metalem” (żelazem), ale mosiądzem, brązem itp.

No i na koniec greckie słowo „Ορείχαλκος” znaczy obecnie w tymże języku... „mosiądz” (czyli właśnie stop miedzi i cynku).

Dlatego, choć nie wiemy co dokładnie mieli na myśli starożytni autorzy pisząc o tymże oryszalku są poważne powody, aby przypuszczać, że nie było to żelazo. No i dodajmy jeszcze to, że na przykład znający żelazo Strabon używał tego słowa w odniesieniu do właśnie stopu miedzi i cynku, a nie żelaza. Dlatego naprawdę nie sposób przyrównywać tego nieznanego (jeśli nie mitycznego) metalu do żelaza tylko po to, aby to z kolei podpasować do żelaznej płytki znalezionej w piramidzie. Choć to idealnie pasuje do schematu „teorii alternatywnych” (weź jedną poszlakę, olej kontekst i wyłów z niej tylko to co ci aktualnie pasuje, potem użyj tego aby „udowodnić” coś innego, równie niepotwierdzonego i również odrzucając obalający to wszystko kontekst), tak nie może być brane na poważnie w obliczu dowodów na egipskie „pochodzenie” piramid.

No a:

”Chyba jednak nie bardzo się rozumiemy - w czasach powstania Kritiasa żelazo było oczywiście znane, natomiast nie było kojarzone z nazwą orichalkos - czy ściśle rzecz biorąc z jakimś egipskim określeniem, oddanym przez Greków jako orichalkos z tego prostego powodu, że wiedza o nim i jego właściwościach była - jak widać z tekstu - praktycznie zerowa. Wiedziano tyle, że był to wysoko ceniony metal wydobywany w górach. Możemy wiązać ten fakt z wysoka wartością materialną czy zdobniczą, ale możemy również widzieć w nim wysoką wartość użytkową.”

To już tylko i wyłącznie spekulacje. Dodajmy też do tego fakt, że pierwsze wyroby z żelaza (kiedy ludzie nie potrafili produkować stali) były gorszej jakości od przedmiotów wykonanych z brązu. Ogólnie rzecz biorąc ludzie przeszli na żelazo nie dlatego, że było lepsze, ale dlatego, że zaczynało brakować surowców do produkcji brązu. Brąz był na tyle cenny, że gdy zaczynało go brakować to łupieżcy grabili wszelkie przedmioty z niego wykonane i przetapiali je na broń. Ciężko więc w tej sytuacji uważać, że to „oryszalkowe żelazo” miało być tak niesłychanie cenne, cenniejsze od złota.

Piszesz także:

” Początek listy nie jest obiecujący, gdyż Osborn i Cunliffe w swojej książce Mediterranean urbanization 800-600 BC [Oxford 2007], powołując się na m.in. na prace Niemeyera wskazują, że Mainake i Hemeroskopeion były nie greckimi, ale fenickimi koloniami - przypisywanie ich Grekom jest wyłącznie przekazanym przez Strabona greckim "mitem kolonizacyjnym"

Co nie jest wcale pewne – zdania na ten temat są wciąż podzielone. Lecz nawet jeśli jest to prawda, to i tak niczego to tak na dobrą sprawę nie zmienia – Grecy doskonale znali wybrzeża Hiszpanii i jestem prawie pewny, że nawet w fenickich koloniach zamieszkiwały greckie rodziny (pewien procent) co również obala mit o tym, że tereny te były „białą plamą” dla Greków.

Dalej kontynuujesz:

”Umiejscowienie Słupów Heraklesa jest pewne od czasów Herodota, który utożsamił je z Gibraltarem, co nie znaczy, że było pewne wcześniej. Słupy Heraklesa pojawiają się w micie o pracach Heraklesa, a ściśle biorąc, micie o wołach Geriona, które Herakles przyprowadził do Myken. Zgodnie z tą opowieścią Gerion mieszkał na wyspie Erytea położonej na Okeanosie, czyli morzu otaczającym wszystkie lądy. Stąd też Słupy Heraklesa nie były początkowo pojęciem geograficznym, ale mitologicznym - terminem oznaczającym koniec znanego świata. Dopiero dociekliwość Greków okresu klasycznego kazała im poszukiwać tego "końca świata" i umiejscowić go (dość sensownie, biorąc pod uwagę ich ówczesną wiedzę) na granicy Morza Śródziemnego. Ale w żadnym greckim tekście przed Herodotem nie ma jasnej lokalizacji Słupów, a ekstrapolacja późniejszej wiedzy geograficznej na wcześniejsze epoki jest po prostu ahistoryczna i nie bierze pod uwagę ówczesnych uwarunkowań kulturowych.”

Przede wszystkim znowu powinniśmy skupić się na faktach, a nie puszczać wodze fantazji. Mam nadzieję, że rozumiesz to, że trochę ciężko przyjąć te słowa jako prawdę bez absolutnie żadnego potwierdzenia? Tym bardziej, że mykeńska ceramika została odnaleziona w Hiszpanii czy na Sardynii, jak i istnieją powody aby przypuszczać, że w pewnym okresie miała miejsce wymiana kulturowa pomiędzy Mykeńczykami a mieszkańcami półwyspu iberyjskiego.

Jak już mówiłem przesuwanie Słupów Heraklesa w to miejsce pozwala Ci pozbyć się niewygodnego miejsca w micie o Atlantydzie – a mianowicie położenia jej na Oceanie Atlantyckim i tylko to jest powodem takiego a nie innego zachowania.

Piszesz również:

”No, skoro nie przejdzie, to nie przejdzie. Muszę przyznać, że ten sposób dyskusji zaczyna mi sie nawet podobać - wystarczy tylko wmówić partnerowi w dyskusji, że musi być reprezentantem poglądu, który jest dla nas wygodny, po czym zdruzgotać "jego" twierdzenia (których nigdy nie wygłosił) mocą nieodpartych argumentów. Jest to co prawda pozorowana dyskusja z wirtualnym przeciwnikiem, ale za to dobrze się sprzedaje. Gdybym był choć odrobinę złośliwy, to skonstatowałbym, że mityczna Atlantyda musiała leżeć na Atlantyku, bo na tę okoliczność Aquila przygotował sobie mocne kontrargumenty wulkanologiczne. Ale ponieważ ta niemiła dla bliźnich cecha charakteru jest mi całkowicie obca, więc zapomnijcie, proszę, że czytaliście poprzednie zdanie.”

Mówiłem już, że w debacie staram się wyjaśnić dlaczego ogólnie panujące mity o Atlantydzie nie są prawdziwe, niezależnie od tego czy podzielasz takie zdanie czy nie, więc nie bierz wszystkiego do siebie. Poza tym naprawdę dziwne jest najpierw pisanie czegoś, a potem komentowanie tego poprzedniego zdania „mi taka postawa jest obca, więc udajcie, że go nie widzieliście”. No to albo jest obca, albo nie, trzeciej opcji nie ma ;) A wygląda na to, że jednak wcale taka obca nie jest ;) No ale żarty na bok.

Piszesz:

” Istotnie znamy nawet nie kilkanaście, a przynajmniej kilkadziesiąt stanowisk na obszarze Sahary i jest to liczba imponująca, zważywszy, że obszar pustyni wynosi ponad 9 mln. km2 - czyli jest 25 razy większy od Polski.”

I nigdzie ani śladu tej niezwykłej cywilizacji i ich niezwykłych osiągnięć. Nie tylko ich – ale i inspirowanych ich osiągnięciami. Zero naśladownictwa, zero śladów jakiejś wymiany handlowej itp. Ba – rzecz jasna zero śladów „Imperium Atlantydzkiego” które to wręcz musiało istnieć przy tak gigantycznej przewadze w rozwoju. No, chyba że nasi Atlanci to byli wyjątkowi pacyfiści, w co jednak śmiem wątpić gdy popatrzę na ogólną historię ludzkości.

Dalej czytamy:

„W prawie znane jest pojęcie dowodów poszlakowych, które właśnie nie są dowodami wprost, ale opierają się na przesłankach, pozwalających wyciagać pewne wnioski dotyczące zdarzeń.”

No tak, ale w sprawie Atlantydy nie ma nawet tego. Mamy jedynie opowieści i domysły, które na dodatek bazują tylko na tym, co się nam akurat podoba (i muszą odrzucać pozostałe, niewygodne części). Całość jest także całkowicie ahistoryczna (na dodatek pisana przez kogoś, kto absolutnie miał w nosie historię a interesował się czymś zupełnie innym), odrzuca powszechnie akceptowane i bezdyskusyjne dowody (bo rzecz jasna są jej przeciwne) i sprowadza się jedynie do ładnego, acz pustego gdybania.

Piszesz w dalszej części:

„Nota bene Aquila, wbrew temu co twierdzi, opiera sie na takich własnie poszlakach, ponieważ fakt istnienia jakiegoś przedmiotu nie świadczy o niczym poza tym, że ktoś ten przedmiot wykonał, istnienie zapisanego, choćby w kilkudziesięciu miejscach imienia Khufu nie jest dowodem na istnienie Khufu, tak jak zapisanie w kilkudziesięciu miejscach imienia Mojżesza, nie świadczy o jego realnym istnieniu. Jest to fakt, doskonale znany ludziom na co dzień parającym się historią dawnych cywilizacji.”

No tak, w końcu wielokrotnie zapisane to imię przy pomocy wszelkich form królewskich w tym także na listach królów, powszechna świadomość Egipcjan i pamięć o tym władcy oraz poprawne umiejscawianie go wśród innych realnie istniejących krewnych których groby zostały odnalezione i zidentyfikowane a także przedstawienia tego króla w postaci posążków to jedynie „poszlaki”. W ogóle nie możemy mieć pewności, że Chufu kiedykolwiek istniał :D Oj, mammo, porównujesz sytuację do mitycznego Mojżesza powołując się na „ludzi na co dzień parających się historią dawnych cywilizacji” a przy okazji całkowicie zdajesz się zapominać, że nikt z poważnych badaczy starożytności nie ma najmniejszej wątpliwości co do istnienia Chufu. Zbyt dużo się po nim zachowało, abyśmy traktowali go jako „mit”. Wiem, że istnienie Chufu jest Ci wybitnie nie na rękę, ale żeby aż tak desperacko bronić swojej teorii?

Bodaj najciekawsza odnośnie tego zagadnienia jest wspomniana inskrypcja z Wadi Maghara (uwaga - wszystkie obrazki wyświetlają się poprawnie i były wielokrotnie sprawdzone - czasem imageshack ma jednak drobne problemy z ich wyświetlaniem, więc jeśli jakieś z nich się nie pojawi, proszę spróbować ponownie za jakiś czas):

PRZYPOMINAM


Gdzie nie dość, że mamy imię króla Chufu napisane w kartuszu (czyli to udowadnia, że mamy do czynienia z imieniem króla) to jeszcze jest on przedstawiony w pozie zarezerwowanej dla króla – „władcy uderzającego pokonanego wroga” (więcej o niej za chwilę).

Kontynuujesz:

”Drugą możliwością byłoby odnalezienie wewnątrz piramidy, w miejscu absolutnie niedostępnym po jej wybudowaniu, swoistego autografu autora(ów), to znaczy dokumentu o treści: "Ja Khufu, syn Sneferu nakazałem zbudować swój horyzont w drugim roku swego panowania. Został on ukończony w 22 roku panowania. (data i podpis)", albo: "My, wygnańcy z zachodniej pustyni postawiliśmy tę świątynię ku chwale bogów, aby świadczyła o wierze naszej i ojców naszych". Niestety takiego dokumentu także nie posiadamy i jesteśmy skazani na rekonstrukcje historii na bazie bardzo nielicznych materiałów.”

No i to właśnie posiadamy. To, że Chufu był synem Snofru mamy poświadczone z innych źródeł. W piramidzie zaś mamy nie dość, że zapisane wielokrotnie imię tego króla w kilku różnych formach, to jeszcze są one częścią nazw grup, które ponownie odnajdujemy w... grobach robotników z IV dynastii.

Jaka jest szansa, że robotnicy pracujący na budowie na polecenie Atlantów zapiszą w piramidzie wyrazy, które staną się za kilka tysięcy lat imionami akurat tego króla i że napisy te pojawią się też w grobach budowniczych z IV dynastii? Chnum-Chufu, Chufu, Medżedu itp – to różne imiona tego samego króla zgodnie ze zwyczajem wymagającym, aby król miał ich kilka. Te same pojawiają się w piramidzie. Co więcej – zapisane w kartuszu – symbolu zarezerwowanym dla królów i to pojawiającym się w historii dopiero od czasów Snofru! A zatem napis ten nie może być starszy niż IV dynastia! ;)

Dlatego wszystko masz pod nosem, tylko po prostu nie chcesz tego zauważyć i przyznać, ponieważ przeczy to Twojej teorii.

(od tego miejsca cytując mammę będę umieszczał jego słowa już jako zwykłe „forumowe” cytaty)

A materiały źródłowe, te materialne ślady, do których odwołuje się Aquila są w przypadku Khufu żałośnie ubogie. Po Khafre pozostało kilka posągów i wiele innych artefaktów, po Djedefre, Sneferu, etc. również. Tylko ślady jednego, biednego Khufu w niewyjaśniony sposób wyparowały z powierzchni egipskiej ziemi.


Wyparowały? Inskrypcje, własny grobowiec, znajdujące się tuż obok groby krewnych, opowieści, obecność w pamięci Egipcjan oraz... posążki (więcej o nich za chwilę)? Cóż za faktyczna desperacja – w temacie w którym zaledwie chwilę wcześniej było o śladach po Chufu pisać, że „wyparowały” :D

A wielki Totmes III nie uwzględnił go wśród swoich królewskich przodków. Dlaczego? Czyżby jego zdaniem budowniczy największej budowli świata nie był znaczącą postacią wśród władców Egiptu, czy może raczej Totmes, a raczej kapłani Amona wiedzieli, że jest to postać legendarna i nie chcieli ściągać kpin na głowę swojego ulubieńca?


I tu po raz kolejny zmuszony jestem zatrzymać się, bo nie potrafię zrozumieć o co chodzi. Przed chwilą napisałeś:

„Po Khafre pozostało kilka posągów i wiele innych artefaktów, po Djedefre, Sneferu, etc. również.”

Co sugeruje, że uważasz Chafre i Dżedefre za realnie istniejących władców – nie masz co do ich istnienia żadnych wątpliwości.

Tymczasem na liście królów z Karnaku też oni nie figurują i jakoś nie robisz z tego powodu takiej afery. Wybiórczość? Wyciąganie z danych faktów tylko interesujących nas części i olewanie kontekstu?

Lista z Karnaku jest chaotyczna – władcy nie są podani w chronologicznym porządku a wielu z nich po prostu brakuje. Udajesz jednak, że nie zauważasz tego faktu i tę wybrakowaną listę próbujesz przedstawić nam jako dowód na cokolwiek. Więc gdy nie masz nic przeciwko istnieniu Chafre lub Dżedefre – to ich brak na liście tej jest Ci obojętny i nie traktujesz tego jako „poszlaki” wskazującej na ich nieistnienie, gdy zaś nie pasuje Ci Chufu i chcesz wytworzyć złudzenie, że postać ta jest mityczna, wówczas brak jego imienia urasta do rangi „dowodu”.
Wybiórczość, tylko i wyłącznie. Stosowana po to, aby „udowodnić” z góry przyjętą teorię.

A jaka ma być ta niezwykle zaawansowana cywilizacja? Mamy się spodziewać wieży Eifla, czy może dworca kolei transsaharyjskiej? Nie przepadam za sytuacją, w której imputuje mi się stwierdzenia, jakich nigdy nie wygłosiłem - tymczasem w pierwszym swoim wpisie, pisząc o możliwości zbudowania kamiennego kolosa, użyłem sformułowania: "w miarę rozgarnięta cywilizacja", a nieco dalej: "jej stopień rozwoju był zapewne podobny do stopnia rozwoju cywilizacji egipskiej z okresu Starego Państwa". Zanim więc poszukamy śladów "niezwykle rozwiniętej cywilizacji" w terenie, spróbujmy znaleźć ślady twierdzeń o tym niezwykłym stopniu rozwoju w moich wpisach.


I o tym właśnie mówię. Nie trzeba tu kolei ani wysokich wież. Cywilizacja, która osiągnęła dwa czy trzy tysiące lat przed Egipcjanami poziom taki, jaki ci mieli za czasów IV dynastii to jak na owe czasy niezwykłe zaawansowanie. Gdy wszędzie obok szalały plemiona zbieraczy i myśliwych Twoi Atlanci ze swymi miastami, farmami (nadwyżka żywności musiała być przecież), doświadczeniem w budowaniu monumentów (no bo nawet Egipcjanie nie zbudowali Wielkiej Piramidy od razu) musieli być niesłychanie wyprzedzający epokę. I tego właśnie szukamy w stanowiskach archeologicznych, lub śladów istnienia takiej cywilizacji gdzieś obok i dzięki temu śladów handlu z tymi wyżej rozwiniętymi Atlantami. Oczywiście śladów takich odnaleźliśmy... zero.

Aquila usilnie stara się pokazać, że cywilizacja egipska okresu Starego Państwa pozostawiła po sobie tysiące artefaktów, znakomicie opisanych i datowanych bez cienia wątpliwości, podczas gdy w rzeczywistości liczba ta jest żałośnie mała, jeśli weźmiemy pod uwagę zasięg terytorialny i kilkaset lat historii Starego Państwa.


Aquila nie musi się wysilać – tych śladów jest naprawdę dość sporo. Począwszy od grobowców po tak straszliwie zaniedbane przez Ciebie miasteczko budowniczych piramid (wiemy dlaczego ;) ).

Istotnie to już wiemy. Wiemy także, że "w samym tylko początkowym okresie wykopalisk w roku 2005 (okres kilku tygodni) odnaleziono w okolicy piramid ponad 300 pieczęci, w tym sześć z imieniem horusowym króla Menkaure, 5 z imieniem horusowym króla Chafre i 4 ze „zwykłym” imieniem króla Chafre.", co jest zdaniem Aquili tym prawdziwie niezbitym, materialnym wręcz dowodem na to, że w osadzie mieszkali budowniczowie piramidy ... Cheopsa. Innymi słowy, jeśli znajdziemy w mieszkaniu zajmowanym przez murarzy wizytówkę pana Kowalskiego, to będzie to koronny dowód na to, że budowali dom Nowakowi.


Ależ skąd. Datowanie czy to za pomocą 14C, ceramiki czy właśnie takich znalezisk pozwala nam wyraźnie stwierdzić – osada ta, zbudowana tuż przy piramidach, powstała w czasach IV dynastii. A że wszelkie dowody wskazują bezdyskusyjnie na to, że piramidę Chufu zbudował ten właśnie król, więc wiemy kto był jej założycielem. Miasteczko to było w użytku jeszcze przez długi okres – wszak budowanie piramid trwało dalej – obok Chufu spocząć chcieli inni władcy. Wiem, że wciąż chcesz przeforsować swoją wizję „mitycznego Chufu”, lecz jest to zabieg który po prostu w obliczu zachowanych śladów nie ma prawa przejść.

Prawdę mówiąc, pomysł Lehnera, który przytacza Aquila nie trafia mi do przekonania, gdyż nie bardzo rozumiem w jaki sposób obecność imienia Djedefre na kamieniach pokrywających skrytkę z łodzią ma świadczyć o tym, że piramidę wybudował Khufu, tym bardziej, że są to namalowane czerwoną farbą kartusze, a nie pieczęcie królewskie.


W bardzo prosty sposób. Byłoby to dla nas wysoce niewygodne, gdyby zamiast Dżedefre znajdowało się tam imię powiedzmy Snofru (ojca Chufu) czy jakiegoś króla III dynastii – na przykład Sechemcheta.

Tymczasem znajduje się tam imię syna i bezpośredniego następcy Chufu. Nie Chafre – kolejnego króla, nie Menkaure – jeszcze następnego. Właśnie owego Dżedefre który objął tron po śmierci Chufu.

Pomysł, że pogrzeb poprzednika odbył się co najmniej kilkanaście lat po jego śmierci wydaje się wystarczająco niedorzeczny, ale, aby było jeszcze ciekawiej, jedenasty spis bydła dotyczy panowania faraona, który wg powszechnej opinii (przyjętej oczywiście za papirusem turyńskim, w którym imię Djedefre, podobnie jak Khufu, w ogóle nie występuje) panował lat ... osiem. Z tego względu artykuł Vernera wzbudził burzliwą dyskusję wśród europejskich egiptotogów (a informacja o niej znajduje się nawet w Wikipedii), natomiast próżno szukać tej wiadomości w tekstach i wypowiedziach Lehnera, bądź Hawassa. Tymczasem informacja ta ma naprawdę kapitalne znaczenie, gdyż pokazuje jak w gruncie rzeczy niepewna jest wiedza o wczesnej historii Egiptu.


Lepszy jest pomysł, że pogrzeb odbył się od razu, ale nie wszystkiego dopełniono od razu. Najciekawsza jest w tym fragmencie jednak próba stworzenia złudzenia, że to, że „nie mamy pewności w kwestii X” oznaczać może także to, że przypisywania piramidy królowi Chufu nie jest pewne. Jak już mówiłem we wcześniejszych wpisach – Egipt posiada wciąż wiele fascynujących tajemnic, ale nie należy do nich kwestia budowniczego Wielkiej Piramidy.

Jeśli wierzyć Hawassowi, to Manetho opisywał Khufu jako człowieka nie szanującego bogów, zaś papirus Westcar jest w tej kwestii zupełnie jednoznaczny - dobrotliwy Khufu, aby zaspokoić swą "ciekawość świata" karze uciąć niewolnikowi głowę, bo chce zobaczyć, czy zaproszony mag potrafi mu ją na powrót umieścić na właściwym miejscu, co prowadzi do gwałtownej reakcji ze strony Djediego, który odmawia uczestnictwa w tak niegodnym czynie i w końcu zgadza się zademonstrować swoje magiczne umiejętności na gęsi.


Zdania, które wyrażali na temat Chufu Manetho i Herodot pochodzą z lat niesamowicie późniejszych. Oni sami żyli ponad 2000 lat później a opowieści o „Chufu - nie tak miłym jak Snofru” pochodzą mniej więcej z okresu średniego państwa – również powstały długo po panowaniu tego króla.

Poza tym w tekście, który posiadam nie ma ani słowa o „niewolniku”:

WESTCAR


Mowa tu o „kryminaliście”, którego miano przyprowadzić „z więzienia” gdzie prawdopodobnie i tak czekał na wyrok śmierci.

W tej wersji nie brzmi to już tak okrutnie. Idealnie mieści się w starożytnym podejściu do sprawy.

Król Sneferu na pewno był bardzo kochany przez poddanych, i tylko kaprys historii sprawił, że nie dotrwały do naszych czasów akty strzeliste pisane ku jego czci przez wdzięcznych Egipcjan. Zresztą wszyscy egipscy królowie byli bardzo kochani przez poddanych - a najlepszym tego dowodem jest dwukrotny rozpad państwa, który nastąpił z przyczyn wewnętrznych. Stosunki między władcami a poddanymi zawsze były podobne, to znaczy pełne napięć - i w Egipcie było zapewne podobnie.


Umieszczanie rozpadów państwa i „miłości do konkretnych władców” w jednym zdaniu i wyciąganie „ciekawych” wniosków :o

Wydaje mi się, że to, co napisałem było dość jasne. Ale powtórzę: żadna piramida nie posiada trzech niezależnych komór, na różnych wysokościach - dodajmy nie połączonych bezpośrednio ze sobą - przeciwnie, niż w piramidach Sneferu, w których komory tworzą połączoną ze sobą całość.


Wiele piramid nie posiada takiego samego układu – jedna mają jedną komorę, inne trzy, jeszcze inne – więcej. Nie rozumiem dlaczego w tej sytuacji akurat ten układ z Wielkiej Piramidy musi być taki strasznie „nie-egipski”.

To, że mamma nie słyszał o protohieroglifach jest absolutnie pewne, ale pociechę znajduje w tym, że jest w niezłym towarzystwie egiptologów i językoznawców, którzy być może nawet słyszeli o protohieroglifach, tym niemniej uparcie twierdzą, że pismo, jako bardzo skomplikowany system, pojawiło się w Egipcie w sposób nagły i nie da się prześledzić procesu jego powstawania.


I tutaj kryje się największa zagadka tej debaty – większa nawet od samej Atlantydy. Z jednej strony opowiadasz nam o tym, że otaczasz się „egiptologami” i „językoznawcami” a z drugiej opowiadasz takie historie na temat imion „Chufu” i piramid :o

Zaiste dziwni muszą być Ci ludzie, skoro nie rozwiali do tej pory Twoich wątpliwości dotyczących Egiptu, jego królów i ich piramid. A już szczególnie gdy piszesz nam niestworzone bajki na temat „Raufu/Rafu/Fure” o czym będzie za moment.

To jak chwalić się obracaniem w towarzystwie astronomów i jednocześnie gorąco bronić teorii geocentrycznej.

No to w końcu jak to jest, bo te dwa stwierdzenia są między sobą sprzeczne. Skoro po śmierci faraona cały aparat państwowy przechodził na służbę jego następcy, a w chwili wstąpienia na tron nowego władcy wszystkie inwestycje jego poprzednika po prostu porzucano, zaś piramida była od początku zaprojektowana w taki sposób, aby osiągnąć określoną wysokość - bo to wynika z reguł geometrii - to w przypadku śmierci faraona w trakcie budowy, piramida pozostałaby niedokończona, więc władca bedący w zaawansowanym wieku zapewne kazałby zaprojektować niewielką budowlę, co do której mógłby być pewien, że zostanie ukończona za jego życia - a w każdym razie osiągnie taki stopień zaawansowania, że będzie mogła być skończona w ciągu kilku miesięcy, bo na taką wielkoduszność ze strony następcy mógłby być może liczyć. Cała więc koncepcja budowy piramidy "na raty" bierze w łeb. A jeśli ma być ona sensowna, to równie sensowne byłoby budowanie grobów władców przez ich następców. Muszę przyznać, że się pogubiłem i nie wiem, jakie stanowisko w tym względzie prezentuje ostatecznie Aquila


Nie ma tu żadnej sprzeczności. Gdyby Chufu zmarł przedwcześnie wtedy nie rozebrano by przecież piramidy ani zapewne nie pozostawiono jej pustej. Władca zostałby pochowany w piramidzie albo nieukończonej, albo wykończonej bardzo niedbale przez następcę. W historii Egiptu zdarzały się i takie, i takie przypadki. Nic nie bierze w łeb – nie było budowania „na raty”. Była wręcz niezwykle przemyślana koncepcja dzięki której Egipcjanie byli przygotowani na każdą ewentualność a władca na pochówek nawet gdyby piramida nie została ukończona na czas. Wyraźnie jednak zaznaczyłem, że to nie jest pewne wyjaśnienie i że to kolejna z tajemnic piramidy. Przypomnę jednak – tajemnic nie wymagających wcale Atlantów ;)


Natomiast co do sprytnego ukrycia wejścia, to istotnie zostało ukryte tak wysoko, że nie bardzo wiadomo w jaki sposób po pogrzebie przetransportowano konieczne do jego zamknięcia kamienie rdzenia i okładziny (pomijam samą trumnę, która pewnie nie ważyła więcej niż 150 kg, więc można było przy odrobinie samozaparcia wciągnąć ją na to szóste piętro na linach). Skoro piramida była gotowa, to nie było wokół niej żadnej rampy, a nawet nie było juz miejsca na taką rampę, bo piramidę otaczał mur. W piramidzie Khafre zastosowano drugie wejście znajdujące się na poziomie gruntu, zaś inne piramidy mają wejścia położone o wiele niżej niż piramida Cheopsa, ale w jej przypadku było to wyzwanie ekstremalne.


Co o niczym nie świadczy. Czy to w przypadku trumny Chufu, czy też jakiegokolwiek zastosowania Atlantów, taki układ przysparzałby kłopotów i jednym i drugim :) Dlatego mam nadzieję rozumiesz, że nie przemawia to za żadnym ze stanowisk.

Czyli mówiąc ściśle, zawłaszczyć jego miejsce spoczynku. Bo tym, co najcenniejsze w grobowcu był sam grobowiec, a zjawisko wtórnych pochówków, a więc zawłaszczania miejsca wiecznego spoczynku nie należało w Egipcie do rzadkości.


Dlaczego zatem nikt nie zawłaszczył piramidy Neczericheta, Snofru, Chufu, Chafre, Menkaure i innych? Pisałem o tym wielokrotnie na forum i nie otrzymałem nigdy żadnej logicznej odpowiedzi – jeżeli piramidy były rzekomo „zawłaszczane” (to bajka, no ale pobawmy się troszkę z bajkami) to czemu akurat Chufu i Chafre byli tymi szczęśliwcami którzy zajęli je i „zajmują” do dziś? Czemu inni władcy tak straszliwie się męczyli ze swoimi piramidami, w wielu przypadkach nieudanymi, skoro mogli sobie jakąś „przejąć” (tym bardziej, że przynajmniej jedna z nich ponoć stała tu już zanim ich państwo powstało ;) )? To niesamowite, że tacy faraonowie późniejszych dynastii budowali te swoje rozpadające się mikrusy (w porównaniu z piramidami IV dynastii) zamiast po prostu przyjść i przejąć piramidę Chufu na własność. I tak dziś znalibyśmy piramidy z Gizy nie jako grobowce Chufu, Chafre i Menkaure, ale powiedzmy jako żyjących dużo później Amenemhata I i II oraz Senusereta :)

Nigdy nie otrzymałem sensownej odpowiedzi, więc i teraz się jej nie spodziewam. Zwolennicy teorii alternatywnych nie potrafią zazwyczaj przełknąć faktu, że piramidy były budowane przez danych władców więc lubią sugerować ich „przejmowanie”. Tymczasem przejmowanie takie jest właśnie nielogiczne – tym bardziej, że wiązałoby się nie tylko z wyrzucaniem ciała poprzednika, ale i wykopywaniem całej jego rodziny z okolicznych grobów i wyrzucaniem ich na śmietnik.


Niestety błąd - tytułu syna Re faraonowie zaczęli używać od czasów V dynastii i wtedy również do ich tytulatury dołączono piąte imię, otoczone kartuszem, przed którym znajdował się napis S(a) Re (tzn. kaczka i słońce).


No to już sam nie wiem co o tym myśleć, bo bezsprzecznie jako pierwszy tytuł „syna Re” przyjął właśnie Dżedefre – bezpośredni następca Chufu. Do V dynastii jeszcze mu daleko.


Brzmi to tak, jak gdyby odnalezione zostały co najmniej metryki urodzenia tej pozytywnie zweryfikowanej rodziny. Obawiam sie jednak, że jest to znowu konstrukcja oparta na licznych założeniach i dwóch dwuznacznych napisach, ogłoszona jednak wersją oficjalną.


Obawiasz się, bo chcesz się obawiać. Nie dziwię się, ponieważ tak to już jest z teoriami alternatywnymi, że muszą negować wszelkimi sposobami dowody potwierdzające wersję oficjalną i starają się za wszelką cenę przekonać daną osobę, że „tak naprawdę to ci egiptolodzy na niczym się nie znają i jedynie zgadują”. Sitchin i Daniken robili to bezczelnie, Ty robisz to inteligentnie. Ale wciąż stosujesz podobne metody.

Do wszystkich zacytowanych fragmentów dodajmy jeszcze, że mag Djedi zjada dziennie 500 bochenków chleba i ćwierć wołu, popijając to setką dzbanów piwa i będziemy mieli zupełną jasność w kwestii wiarygodności opowieści z papirusu Westcar.


Zapomniałeś, że mag (mag!) Dżedi potrafił dodatkowo przyłączyć do ciała gęsi i bodajże wołu ich ucięte głowy. Ale gdy w otoczeniu grobowca Chufu znajdujemy grobowce wymienionych w papirusie synów no to w tej chwili papirus nie jest już fikcją, ale pewną przypowieścią w której bohaterami są realnie istniejące osoby.

Myślę, że na uniesienie jest odrobinę za wcześnie. Aquila przedstawia nam rysunki z imionami, jakby to był niezbity dowód istnienia Khufu. Czy wszędzie dziś obecne rysunki myszki Mickey też są dowodami na jej istnienie? (...)
No, ale rzućmy okiem na te stuprocentowe dowody, z których jeden jest nawet podpisany jako pochodzący z Wadi Maghara. Co prawda można by wzorem Aquili ponarzekać na fakt, że w dyskusji prowadzonej w XXI wieku nie posługujemy się dobrej jakości fotografiami, tylko rysunkami, ale nie bądźmy wybredni - większość książek i stron internetowych kontentuje się po prostu wzmiankami o tych reliefach, więc i tak jesteśmy w dobrej sytuacji. Gdyby jednak ktoś chciał być bardzo dociekliwy i chciał się dowiedzieć dlaczego mają nam wystarczyć rysunki, to odpowiedź jest prosta - bo takie obiekty w przyrodzie nie występują. Nie wnikam w to, czy Aquila o tym nie wiedział, czy też wiedział ale nie powiedział, w końcu każdy ma jakieś tajemnice. Popatrzmy w zamian na obiekt naszego zainteresowania. Na pierwszym rysunku mamy bezładnie poskładane imiona i tytuły królewskie nie mające jakiegokolwiek sensu i porządku, co łatwo wywnioskować choćby z tego, ze część z nich jest zwrócona "twarzą" w prawo, a część w lewo. Wygląda na to, że nie atlantydzcy skrybowie, ale egipscy kamieniarze urządzili sobie konkurs - może nie poetycki, ale rzeźbiarski. Drugi rysunek jest jeszcze ciekawszy. Znajduje się na nim kartusz z imieniem Khnum Khfu - nie ma tu tytulatury królewskiej, a wyłącznie imię otoczone kartuszem.


Ech... zacytowałem ten dość długi fragment bo chciałbym odnieść się do paru fragmentów jednocześnie przypominając kontekst.

Na początku dziękuję za zaufanie i za próbę wmówienia, że posługuję się jakimiś „fałszywymi” materiałami. Odpowiadając na dość złośliwe słowa ‘wiedział, nie wiedział, każdy ma jakieś tajemnice” – owszem, wiedział. Wszak zawsze starał się znajdować zdjęcia gdy tylko mógł. Tutaj zaś, skoro ich nie ma, to znaczy, że musiało się coś wydarzyć, co stanęło temu na przeszkodzie. Inskrypcje te o których mówiłem zostały zniszczone – już nie istnieją. Zdaję sobie sprawę z tego, jak doskonały to materiał na „teorie spiskowe” i próby sugerowania „zatem to, co podał nam Aquila to jakiś śmieć” i dlatego nie wspomniałem o tym. O ile się nie mylę, to zostały one zniszczone już jakiś czas temu przez górników szukających w tym rejonie jakichś kamieni szlachetnych. Ale to, co pokazałem, to wierne odtworzenie tych utraconych naskalnych rytów zachowane przez dawnych badaczy i nie pokazałbym ich, gdybym nie miał takiej pewności.

Ale nie wszystko stracone. Aquila się postarał i coś jednak znalazł:

FOTO


Jest to bardzo stare zdjęcie (o ile się nie mylę to z początków XX wieku) wykonane jeszcze przed zniszczeniem inskrypcji. Można je sobie porównać z podanymi przeze mnie wcześniej rysunkami:

LEWA CZĘŚĆ ZE ZDJĘCIA

I PRAWA


I sprawdzić, czy aby na pewno przedstawiają to samo :) Bo ja nie widzę żadnych różnic. Dodatkowo możemy sobie obejrzeć jeszcze inne przedstawienie tych inskrypcji:

TUTAJ


W wydanej w bodajże 1906 roku książce „HISTORY OF EGYPT, CHALDEA, SYRIA, BABYLONIA, AND ASSYRIA IN THE LIGHT OF RECENT DISCOVERY”.

Jak widać wszystko jest w porządku – inskrypcje są prawdziwe, ich przedstawienia jakie podałem – wiarygodne. No ale ponownie nie dziwię się, że atakujesz te inskrypcje z takim zaangażowaniem – wszak jasno i wyraźnie udowadniają nam, że istniał taki król jak Chufu i że piramidę zbudowano na jego polecenie. W jej komorze są bowiem jego imiona widoczne i tutaj – Chnum-Chufu oraz Medżedu. Jeżeli zaś tutaj mamy te imiona zapisane w formie zarezerwowanej dla królów (serech, kartusz, pszczoła-trzcina itp.) i w piramidzie się one powtarzają (z czego imię Medżedu zostało uproszczone a Chufu zapisywane wciąż w kartuszu) to znaczy to nie mniej ni więcej to, że albo piramidę zbudował Chufu, albo Atlanci byli niesłychanymi jasnowidzami i przewidzieli, że w przyszłości pojawi się król Chufu mający na imię również Medżedu i że Egipcjanie za kilka tysięcy lat przyjmą kartusz jako element zarezerwowany do pisania królewskich imion :)

I jakże „nie ma tu tytulatury królewskiej, a wyłącznie imię otoczone kartuszem.”? Jest tu całe mnóstwo elementów odnoszących się do tytułu i godności królewskiej (co wyjaśniłem w poprzednim wpisie) w tym właśnie ów kartusz, który to był zarezerwowany wówczas wyłącznie dla królów i pojawił się po raz pierwszy za czasów IV dynastii :)

Istotnie jest to narzędzie (wykonane zresztą z krzemienia) do ceremoni otwarcia ust. I istotnie są na nim imiona Khufu i Medjedu. A co najciekawsze, muzeum, które jest posiadaczem tego artefaktu opisuje go jako narzędzie które służyło otwarciu ust posągowi Menkaure (ponieważ była to ceremonia "magiczna", dokonywana także na posągach).


Haha :) Tu mnie złapałeś. Zapisałem na dysku to zdjęcie już miesiące temu i gdy pisałem na jego temat po prostu zasugerowałem się kolorem. Lecz rzecz jasna substancja z jakiej wykonany jest ten przedmiot nijak nie zmienia faktu, że widać na nim imiona Chufu i wyraźnie widać, że jest ono tutaj zaprezentowane jako imię króla Egiptu (szerzej już opisywałem ten przedmiot wcześniej).

Cóż jednak z tego, że narzędzie to używane było przez wnuka Chufu? Byłoby to czymś niezwykłym, gdyby było używane przez powiedzmy Narmera czy Neczericheta, żyjących wiele lat przed Chufu - ale wnuka tego króla? To jak najbardziej na miejscu. Nie widzę jednak, abyś tutaj potrafił wyjaśnić jak to jest, że na narzędziu tym widać wyraźnie imię Chufu zapisane przy pomocy wielu egipskich form zarezerwowanych dla władców. Masz tutaj nawet swój wyczekiwany w poprzednich postach serech. Dziwię się, że w obliczu tego wszystkiego wciąż usilnie próbujesz przekonać czytelników, że Chufu nie istniał, a tylko był jakimś mitem.

Jeszcze tylko musimy ustalić daty panowania faraona Khnuma, bo chyba nikt nie sądzi, że dobry Egipcjanin popełniłby takie świętokradztwo, jak określenie imieniem boga człowieka - i to w dodatku żyjącego człowieka! Oczywiście można znaleźć na to odpowiedź, że skrybie się nie chciało pisać całego imienia, więc skrócił go do Khnuma, ale takie wyjaśnienie byłoby naiwne, skoro napisy w komorach odciążających mówią o grupach robotników - musiałyby to więc być "oficjalne" nazwy tych grup. A więc żyjący człowiek musiałby być "oficjalnie" nazywany imieniem boga. Jeżeli więc nie było faraona Khnuma, a istniał w Egipcie bóg Khnum, to oznacza to, że w czasie budowania piramidy kartusze nie określały królewskiej pozycji człowieka, którego imię zawierały.


Desperacja w czystej postaci. Chnum-Chufu, imię tego króla, było rozmaicie skracane i upraszczane. W komorze jest ono zapisane na rozmaite sposoby. Koniecznie chcesz wywołać złudzenie, że napisanie słowa „Chnum” w kartuszu to coś niesłychanie niespotykanego, coś co obala całą teorię o egipskim pochodzeniu piramidy. Tymczasem w Egipcie nie widziano w tym niczego niesłychanego. Trudno przyrównywać Egipcjan do nas i ich gramatykę do naszej gramatyki itp, ale mam pewne porównanie. Wyobraźmy sobie prezydenta, który nazywa się Jan Mateusz Kowalski. Wg Ciebie należałoby uznać, że gdy w dokumentach z jego urzędowania znajdziemy wersje:

- prezydent Kowalski
- prezydent Jan Kowalski
- prezydent Mateusz Kowalski
- prezydent Jan Mateusz Kowalski

To z pewnością znaczy to, że mowa o czterech różnych osobach :)

Oczywiście można uznać, że tych setki egiptologów z całego świata to „beton” który nie ma pojęcia o czym mówi, a to kim był budowniczy piramida ustalili podczas gry w brydża, ale nie zajdzie się na takim rozumowaniu zbyt daleko. Jak nieraz mówiłem grono egiptologów tworzą ludzie tacy sami jak my i każdy z nas może, jeśli zechce i się postara, do nich dołączyć. Naprawdę chciałbym, aby niektóre osoby z tego zacnego forum wybrały tę drogę, bo być może spotkałoby ich to, co Marka Lehnera – który to pojechał do Egiptu zafascynowany bajkami Edgara Cayce mówiącymi o Atlantydzkim pochodzeniu piramid i który to szybko przejrzał na oczy i dziś jasno mówi, że opowieści o Atlantach (jak i wszelkie teorie alternatywne) nie mają szans w starciu z rzeczywistością ;)

I za pomocą tego śmiałego stwierdzenia, Aquila prześlizgnął sie niepostrzeżenie nad dziwną zmianą kolejności hieroglifów, o kórej pisałem: "Jeśli natomiast porównamy zapisy 1 i 2 to stwierdzimy, że o ile pierwszy należy przeczytać kh-w-f-w, to drugi kh-f-w-f. To tak jakbyśmy pisali raz Adam, a kiedy indziej Dadm i utrzymywali, że chodzi o to samo imię. Egipcjanie pamiętali o swoim wielkim faraonie przez tysiące lat, tylko nie wiedzieli jak się nazywa ? To o kim w takim razie pamiętali?


Jak już wspomniałem – nie powinno się oceniać hieroglifów i egipskiego pisma przez pryzmat naszej gramatyki. Proponuję, aby Twoi koledzy wyjaśnili Ci czemu nie widzą w tym niczego niezwykłego, a jeżeli widzą – to proponuję, aby przekonali do swoich racji tych egiptologów, którzy nie widzą w tym niczego, co mogłoby w najmniejszym stopniu obalić fakt, że to Chufu zbudował piramidę.

To, że Chufu istniał jako król i jako „Chufu” (z „ch” zapisywanymi czasem w postaci okręgu z paskami) jest jasne i oczywiste.

CHUFU

CHUFU


Przyznam się, że tego nie rozumiem - oto mamy jeden z dwóch oficjalnych "dokumentów", w których imię Khufu figuruje wśród władców Egiptu, ale jeśli coś się nie zgadza, to jest to nieistotne, bo "mamy wiele innych dowodów". To samo można oczywiście powiedzieć w przypadku każdego z tych dowodów i wtedy cała teoria będzie podtrzymywana mocną wiarą osób, które ją głoszą - a które oczywiście wciąż podkreślają wagę "materialnych dowodów". No ale zostawmy to i przyjmijmy, że tablica faktycznie mogła się wytrzeć, bo koncept z "malowanymi paskami", rozpowszechniony zresztą na różnych stronach egiptologów-amatorów raczej nie jest sensowny.


Cieszę się, że w końcu to przyznałeś – faktycznie imię Chufu jest tutaj oficjalnie podane jako imię jednego z królów Egiptu. Co więcej – pojawia się ono we właściwym miejscu – jako następca Snofru i poprzednik Dżedefre (a także poprzednik Chafre, którego również był ojcem). Trochę kiepsko pasuje to do wizji „mitycznego Chufu”, więc zapewne dlatego atakujesz w tym miejscu wyłącznie pisownię tego imienia. No ale przyjrzyjmy się pewnemu szczegółowi.

Piszesz, że imię to jest napisane z błędem, ponieważ zamiast okręgu z paskami (znak „ch” – jak w imieniu „Chufu”) jest tutaj podany pusty krąg (co wg Ciebie sugeruje „ra” – tym samym nie pasujące do imienia „Chufu”). Z tym, że po pierwsze spotkałem się z wyjaśnieniem, że pusty okrąg to może być zarówno „ch” jak i „ra” – wszystko zależy od kontekstu. I faktycznie – hieroglif AA1 - „ch” był standardowo zapisywany jako okrąg z paskami, hieroglif N5 - „ra” zaś jako okrąg z kropką czy też mniejszym okręgiem w środku. Obie wersje posiadają w środku jakiś detal – kropkę/mniejszy okrąg lub paski. Pusty okrąg był zaś stosowany jako uproszczenie – dlatego na przykład na podanych pieczęciach nie ma on żadnych detali – ani kropki, ani pasków. Kontekst jednak wyraźnie mówił o jaki znak chodziło – w tym przypadku o „ch” – wszak pieczęci tych używano za czasów Chufu.

A co w przypadku listy królów z Abydos o jakiej mówi mamma? No mamy tam ten nieszczęsny pusty dysk, który w kartuszach znajdujących się obok oznacza bezsprzecznie „ra” czy też „re” (Chafre, Dżedefre) a nie „ch”. Przyjrzyjmy się jednak wcześniej czemuś innemu:

MALUTKIE FOTO


To hieroglif przedstawiający gałąź, uzupełniany często znakami AA1 – naszym „ch” oraz X1 – „t”.

INNY PRZYKŁAD


Wiemy, że jest tutaj używany nasz znak „ch” – z paskami. Przyjrzyjmy się teraz temu zdjęciu:

TO SAMO W INNYM WYKONANIU


Tutaj jednak znak ten jest pozbawiony pasków – to czysty dysk. Wiemy jednak, że to musi być znak „ch” – wygląda więc na to, że starożytni Egipcjanie zapisywali go także w formie pustego dysku i nie wiedzieli w tym niczego złego.

Spójrzmy też na inne zdjęcia:

FOTO


Tu również mamy „cht” – wyraźnie jednak widzimy, że tutaj napis został wykonany z wersją z paskami. Co ciekawe, tutaj znak ten jest pomalowany na zielonkawy kolor. Przyjrzyjmy się też temu zdjęciu:

FOTO NR 2


Gdzie również znak posiada paski i jest pomalowany na zielonkawy czy też niebieskawy kolor.

Ten wstęp zaś o znakach, paskach lub ich braku a także kolorach przygotowałem po to, aby pokazać najważniejsze zdjęcia – ze świątyni w Abydos:

DUŻE ZDJĘCIE


I pewien detal widoczny na zdjęciu powyżej:

DETAL


Oto nasz znak „ch” – jest zarówno pozbawiony pasków (choć to bezdyskusyjnie znak „ch” – taki sam jak w imieniu „Chufu”, tutaj użyty jak w poprzednich przykładach pod hieroglifem wyglądającym jak gałąź) jak i... posiadający na sobie ślady farby. Co ciekawe – ślady są koloru zielonkawego/niebieskawego – czyli idealnie pasują do poprzednich przedstawień tego hieroglifu.

Oto najprawdopodobniej rozwiązanie zagadki jaką postawił nam mamma. Dlaczego w liście królów z Abydos imię władcy o imieniu Chufu zostało zapisane przy pomocy takiego samego znaku, jak w imionach zawierających znak „ra/re”? Dlaczego w przypadku Chafre mamy odczytywać go jako „re” a w przypadku Chufu już jako „ch”? To proste – jak widać na większej wersji obrazka (tego w dużej rozdzielczości) znaki „ch” i „re” upraszczano do wersji „pustego okręgu/dysku”. Zatem nie stosowano w Abydos ani pasków ani kropek. Dla rozróżnienia jednak malowano te dyski/koła na różne kolory – gdy chodziło o znak „re” (czy też „ra”) – używano czerwieni, gdy „ch” – koloru zielonkawego. To przewidywalne – często malowano hieroglify na rozmaite kolory, które dziś są już niewidoczne (podobnie było w przypadku wielu antycznych rzeźb, które dziś w muzeach są już bez śladów farby).

Tymczasem, o ile się nie mylę, dach nad tą listą królów nie jest oryginalny i przez wiele lat napisy te były wystawione na działanie sił natury. Dzięki temu cała farba z tamtych napisów zanikła i dziś nie da się już wykryć ich śladów – dlatego zanikły różnice pomiędzy czerwonymi a zielonkawymi znakami. Dawniej już na pierwszy rzut oka gość odwiedzający to miejsce mógł zauważyć, że w imieniu Chufu dysk jest zielonkawy, a w imionach jego synów – czerwony. Dziś już tego zrobić nie można.

I w ten sposób dochodzimy do momentu, w którym lista królów z Abydos staje się normalną listą królów a imię Chufu na niej widoczne – jak najbardziej właściwym imieniem tego króla. Tutaj moglibyśmy zakończyć tę krucjatę której celem jest zamienienie króla Egiptu w mityczną postać, ale przyjrzyjmy się jeszcze drobnemu detalowi z listy królów w Sakkarze jaką zaprezentował nam wcześniej mamma:

JA TAM SIĘ NIE OBRAŻĘ, ŻE TO TYLKO RYSUNEK ;)


Znak w imieniu Chufu posiada paski, w Chafre i Menkaure zaś... ledwo zauważalne mniejsze ślady po kropkach. Tutaj widocznie zamiast kolorować postanowiono zaznaczyć różnicę przy pomocy detali (które to może i dodatkowo również pokolorowano, kto wie?).

Dlatego też „koncept z malowanymi paskami rozpowszechniony zresztą na różnych stronach egiptologów-amatorów” jest jak najbardziej sensowny. Bezsensowne jest zaś upatrywanie w tym napisie „dowodu” na istnienie „Raufu” czy też argumentu przeciw istnieniu władcy o imieniu „Chufu” ;)

No ale to by było na tyle odnośnie tych wątpliwości i bajek o pisowni „Raufu/Rafu/Fure” (w zależności jak kto chce czytać to imię ze znakiem „re” zamiast „ch”) zamiast „Chufu”.


Sprawę metalowej płytki opisałem wcześniej, jako że nie mam w tej kwestii nic nowego do dodania – przejdę dalej. Zatrzymam się tylko na moment przy zdaniu:

Normalnie są to rozmowni panowie, chętnie udzielający wyjaśnień, a w tym jednym przypadku nabrali wody w usta.


Które to jakże pięknie musi brzmieć dla kogoś, kto uwielbia teorie spiskowe! ;)


No, skoro wieko z pewnością tam się znajdowało, to z pewnością zostało ukradzione. Zapewne komuś był bardzo potrzebny kawałek granitu na żarna. Tak bardzo, że dużym nakładem sił i środków, przy pomocy miedzianego dłuta zabawiał się w ciemnym i dusznym pomieszczeniu rozbijaniem go na kawałki, wzgardziwszy jednocześnie wieloma poniewierającymi sie po płaskowyżu odłamkami kamieni. Znowu mamy założenie, że piramida jest grobem, więc wieko musiało się tam znajdować, a to z kolei dowodzi, że piramida jest grobem.


To, że piramida jest grobowcem wynika z oczywistej roli tych budowli w egipskim świecie. Jako że posiadamy dowody, że piramida jest dziełem Chufu, więc pasuje ona idealnie do tej roli. Trudno przypuszczać, że skoro ojciec Chufu budował w takiej formie swoje grobowce, synowie i wnuk - Dżedefre, Chafre i Menkaure podobnie, to że on sam zbudował taki sam monument z takim samym sarkofagiem aby odpoczywać tam w upalne dni albo urządzać imprezy dla księżniczek.

W przypadku piramidy Chufu sprawa jest banalnie prosta – gdy spojrzy się na nią jako na grobowiec tego króla wtedy wszystko staje się jasne. Zarówno jej związek z piramidami ojca i potomków Chufu, napisy wewnątrz komory odciążającej, obecność grobów rodziny Chufu tuż obok jak i przeznaczenie sarkofagu. A wystarczy, że przyjdzie nam do głowy zachcianka, aby uporczywie widzieć w niej coś innego niż egipski grobowiec z IV dynastii i już zaczynają się schody. Wszystko nagle przestaje trzymać się kupy i powstaje wiele pytań, na których odpowiedzi albo nie ma, albo są bezsensowne.

Założenie, że piramida ta jest grobem wynika z wielu lat badań wielu rozmaitych ludzi, nie z przeczytania strony internetowej głoszącej „alternatywne teorie”.

Rzeczywiście to jest niezwykle intrygujące, czy raczej: byłoby to niezwykle intrygujące, gdyby to była prawda. Tymczasem rysunek otoczonej murem piramidy, oznaczany w powszechnie stosowanym systemie Gardinera jako O24, jest determinatywem wskazującym dokładnie na to, co przedstawia, tzn. piramidę.


Co jest przecież równoznaczne :D

Tymczasem:

Słowo grobowiec posiadało determinatyw w kształcie prostokąta z brakującą częścią dolnego boku - był to determinatyw "uniwersalny", oznaczający budowlę


To uogólnienie, ponieważ stosowano wiele znaków oznaczających grobowiec – oprócz wspomnianego przeze mnie O24 i Twojego O1 również O20 (kaplica), O6, O7 (duży budynek), N27 (horyzont), N33 (piasek) czy N23 (farmy) – odsyłam do Listy Znaków Gardinera – pogrupował on hieroglify i nadał każdemu oznaczenie – literę i cyfrę.

Te pieczęcie też się chyba wytarły (na pewno od częstego użycia), bo najwyraźniej nie jest to hieroglif oznaczający głoskę "kh", tylko czyste koło, a więc "re".


Co zostało wyjaśnione nieco wcześniej. Piśmienni urzędnicy, którzy używali tych pieczęci doskonale znali kontekst tego znaku i dlatego znak „ch” stosowano w uproszczonej formie – pustego okręgu (znak „re” bowiem też posiada detal w środku – kropkę lub mniejszy okrąg i też nie jest on tutaj widoczny ;) ).

Po raz kolejny jestem kompletnie zbity z tropu. Przed momentem Aquila udawadniał nam, że "Dlatego zapewne i tutaj istniała pokrywa, która po prostu ucierpiała w wyniku rabunku jaki miał miejsce już w starożytności (zapewne I okres przejściowy – okres niepokojów) i została uprzątnięta, może przez ekipę zajmującą się naprawą szkód.", a teraz okazuje się, że ciało Khufu znajdowało się w piramidzie jeszcze w czasach Nowego Państwa. Chyba jestem już zmęczony, bo przestaję nadążać za Aquilą.


O przepraszam – proszę czytać ze zrozumieniem. Przecież w cytowanym przez Ciebie fragmencie mojego wpisu widać wyraźnie:

Pogrubiony fragment wyraźnie udowadnia nam, że za czasów tego króla piramidy w Gizie były bezsprzecznie uważane za miejsca spoczynku królów Chufu i Chafre – że nie tylko były one zbudowane przez nich, ale że wciąż znajdowały się tam ich zmumifikowane ciała. "


Gdzie nie ma ani słowa o tym, że ciało Chufu wciąż się tam znajdowało, ale że panowało takie przeświadczenie. Podobnie było prawdopodobnie w przypadku Hetepheres – matki Chufu. Jestem prawie pewny, że rodzina była przekonana o tym, że w jej grobowcu znajduje się jej nienaruszone ciało. Jak już wiemy, nieszczęśliwy los sprawił, że tak się nie stało.

Dlatego choć Egipcjanie jeszcze 1000 lat później wiedzieli kto i po co zbudował tę piramidę to wcale nie oznaczało to niczego więcej poza tym, że oni naprawdę tak myśleli. Skąd król żyjący 1000 lat po Chufu mógł na przykład wiedzieć, że powiedzmy 500 lat wcześniej po kryjomu (aby nikt nie dowiedział się o zbezczeszczeniu ciała wielkiego króla) naprawiono szkody dokonane w czasie rabunku?

Oj, chyba istotnie jesteś już zmęczony. Ale to już końcówka, więc niewiele przed nami.





Z mojej strony pozostało mi już tylko podsumowanie.


Głównym zamierzeniem tej debaty było z mojej strony wykazanie, że piramidy w Gizie to jak najbardziej egipskie budowle oraz że nie sposób w obliczu dowodów wiązać ich z jakimiś mitycznymi Atlantami czy nawet, o zgrozo, kosmitami.

Piramidy, choć niezwykłe i fascynujące, są jedynie wynikiem ewolucji grobowców. Zajmują swoje miejsce pomiędzy prostymi jamami w piasku i mastabami a wykutymi w skałach grobowcami Doliny Królów. Nie wzięły się znikąd a ich forma nie została zesłana „z nieba”. Jedynie silne gospodarczo państwo jest w stanie wznieść się na taki poziom i zamienić marzenie w rzeczywistość. Taki dobrobyt zaczął się w czasach Neczericheta – i dlatego jemu zawdzięczamy pierwszą piramidę stojącą do dziś w Sakkarze.

Lecz piramidy byłyby niczym, gdyby nie największy z budowniczych tych grobowców – król Snofru. On to przemienił piramidy schodkowe w te klasyczne, choć nie obyło się to bez nieprzyjemnych niespodzianek. Choć jego budowle w Meidum i Dashur (Łamana Piramida) były niedoskonałe, Piramida Czerwona wyznaczyła jego synom wzór do naśladowania. To ją miał przed oczami Chufu, gdy starał się dorównać swemu ojcu.

Mam nadzieję, że udało mi się dobrze przedstawić prawdziwą historię piramid i ludzi, którzy je budowali. Daleko moim wpisom do poziomu, który chciałbym aby reprezentowały, ale zapewniam, że zrobiłem wszystko co było w mojej mocy abyście mieli, drodzy czytelnicy, jak najlepsze, skondensowane źródło wiedzy na temat poruszany w tej dyskusji. Zarówno na temat prawdziwej wiedzy, jak i tej „fałszywej”. Abyście mogli sami ocenić czy warto wierzyć ludziom takim jak Sitchin i zrozumieć, czym oni się kierują.

Droga do poznania prawdy o piramidach nie jest trudna – podoła jej każdy, kto zechce. Musi wykazać się jedynie chęcią poznania tejże prawdy, a nie sensacji. Sensacje bowiem, choć z pewnością ciekawsze i bardziej kuszące, nie zawsze pomagają w odkryciu prawdy a nierzadko wręcz od niej oddalają.

Nie można też odrzucać udowodnionych i powszechnie przyjętych dowodów na ich miejsce wrzucając domysły i fantazje. Opowieść, choćby najciekawsza, nie zastąpi nigdy dowodu materialnego, choćby i najbardziej nudnego.

Czy odpowiedziałem na pytanie kto tak naprawdę zbudował największy grobowiec w Gizie? Mam nadzieję, że tak. Mam nadzieję, że udało mi się wskazać tego, na czyj rozkaz ta wielka wizja przemieniła się w Wielką Piramidę.


JEGO

KRÓLEWSKA WYSOKOŚĆ

CHUFU

(na pierwszych dwóch zdjęciach widoczne są fragmenty jego posążka z imionami „Chufu” przy stopach, na ostatnim jedyna zachowana w całości figurka tego króla – w królewskiej koronie i z królewskim biczem nechacha w dłoni. Na tronie widnieje imię „Medżedu” – jedno z imion Chufu. To chyba byłoby na tyle w kwestii „nieistnienia” tego króla ;) )




Dziękuję wszystkim tym, którzy byli z nami przez ten cały czas.

Dziękuję też Frankowi Dörnenburgowi i Martinowi Stowerowi oraz wszystkim tym, którzy cierpliwie odpowiadali na moje nieustanne pytania i objaśniali jak tylko mogli wszelakie sprawy związane ze starożytnym Egiptem.






Albowiem piramidę rzeczywiście zbudowali Egipcjanie, dawni Egipcjanie – wbrew sensacjom z Youtube. Stoi tutaj kolos i milczy. Dobitnie zachwyca i emanuje kolosalnością umacniającą jej ewidentnie tak oczywiste boskie i elektryzujące ludzi istnienie. Właśnie ich ochrona – zabytków antyku – to obowiązek. Zapomnieni Egipcjanie byli ludem architektów – samotnych mistrzów. Oni i Monumenty – nasz antyk, to chwile niezłomności i energiczności, niezwykłości i egipskiego mistrzostwa.
  • 8



#11

mamma.
  • Postów: 214
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

*
Wartościowy Post

Witam,

W czasie zamieszczania poprzedniego wpisu spotkała mnie niemiła niespodzianka w postaci komunikatu o przekroczeniu ilości cytowań, co spowodowało konieczność kilkugodzinnego przerabiania formatu wpisu i niestety skutkowało mniejszą jego czytelnością :-( . Po wszystkim okazało się, że w czasie przeformatowania zgubiłem gdzieś fragment wpisu dotyczący Lamentacji Ipuwera. No, ale trudno - aby już do tego nie wracać wklejam tylko link, pod którym można znaleźć angielski przekład tego bardzo ciekawego tekstu, mówiącego o świecie w stanie chaosu. Przy okazji link do pełnego tłumaczenia papirusu Westcar.

Kończąc poprzedni wpis stwierdziłem, że pozostało tylko podsumowanie, w którym nie będzie już miejsca na nowe argumenty i kontrargumenty. Niestety nie mogę w pełni zrealizować tej obietnicy, gdyż w ostatnim poście Aquili pojawiło się kilka kwestii, które wymagają ustosunkowania się do nich. Postaram się to zrobić w miarę krótko, starając sie przy okazji zwrócić uwagę Czytelników na pewne ogólniejsze kwestie, dotyczące formalnej strony argumentacji mojego adwersarza. Cytaty z postu Aquili zamieszczam większą czcionką i w cudzysłowie.

"Poza tym zauważam coś, czego nie bardzo mogę zrozumieć. Opowiadasz nam o tej kulturze (capsian culture) i... co ma z tego wynikać? Czy to jakikolwiek argument za tym, że na terenie Sahary istniała wysoce zaawansowana (jak na tamte czasy) cywilizacja? To, co napisałeś, nie przemawia za niczym więcej jak tylko za tym, że odkryto pozostałości ludzi zamieszkujących te tereny. Oczywiście ci odkryci przodkowie dzisiejszych mieszkańców tamtych okolic nie są „zaginioną cywilizacją”(zanim się oburzysz – wiem, że nie jako takich ich zaprezentowałeś) a nawet więcej – moim zdaniem właśnie przemawiają przeciw Twojej teorii. Oto znajdujemy ślady ludzi żyjących w tamtym okresie i nie wykazują one jakiegokolwiek stopnia „niezwykłego zaawansowania”.

Innymi słowy, jeśli w Egipcie znajdziemy trochę skorup i prostych kamiennych narzędzi z połowy IV tys. pne., to jest to niewątpliwy dowód na to, ze tysiąc lat później Egipcjanie byli zdolni do wznoszenia kamiennych kolosów, jeśli takie same artefakty, pochodzące z VII tysiąclecia pne. znajdziemy na Saharze, to jest równie oczywisty dowód na to, że ci ludzie tysiąc lat później nie byli zdolni do zbudowania piramidy. Nasuwa się nieodparty wniosek, że w przeciwieństwie do bystrych Egipcjan saharyjczycy byli upośledzeni umysłowo. Jeśli tak, to wszystko jasne.

"Piszesz także:
”Natomiast co do tego, że Egipcjanie byli strasznymi oszustami i chętnie przypisywali sobie osiągnięcia, które nie miały styku z rzeczywistością oraz zawłaszczali świątynie i grobowce poprzedników nie ma akurat najmniejszych wątpliwości.”

Ekhm... momencik. Zacznijmy od faktów – nikt nie zawłaszczył piramidy poprzednika. Wymazywanie imion niepożądanych faraonów nie ma żadnego związku z piramidami, więc nie twórz nam tutaj jakichś związków w sytuacji, gdy ich po prostu nie ma. Bo istnieje jakiś procent ludzi, którzy jeżdżą skradzionymi samochodami to znaczy, że prezydent USA też takim jeździ? Nie mówimy o „zawłaszczaniu piramid” – mówimy o wielokrotnie zapisanych wewnątrz piramidy (w niedostępnych już po zbudowaniu piramidy miejscach) imionach króla żyjącego w czasach IV dynastii. Wiem dlaczego nie wskazałeś nam ani jednego dowodu na takie zawłaszczenie w przypadku Wielkiej Piramidy – bo ich po prostu nie ma. Co więc Ci pozostaje? Snuć opowieści..."


No dobrze, zacznijmy od faktów. Nie mówiłem wyłącznie o wymazywaniu z historii niewygodnych faraonów, ale o zawłaszczaniu zbudowanych przez nich świątyń. A co do grobowców, to pięć minut w googlach dało takie rezultaty:

Grobowiec Siptaha (Dolina Królów)
Burton discovered bones within Siptah's sarcophagus, but it is now believed that this was an intrusive burial, probably of the Third Intermediate Period.

Cmentarz wokól piramidy Tetiego
At about 15 meters the corridor intersects the first intrusive burial shaft. In all the team has found 57 intrusive burials while excavating the corridor.

Piramida Seostrisa I
An archeological and stylistic re-examination of these statues suggests that they are neither of Sesostris I nor part of his burial, but were part of an intrusive royal or possibly private, burial belonging to the very late XIIth or early XIII Dynasty.

Piramida Merenre I w Saqqarze
The mummy that was discovered inside this sarcophagus is held by some to have been Merenre I himself, alhough it is more likely that it belonged to an 18th Dynasty intrusive burial.

Czerwona piramida Sneferu (!) w Dahshur
The burial chamber is entered via a short horizontal passage, about 8m above the floor level in the south wall of the second antechamber. Recent research has led Stadelmann to suggest that this pyramid was the true resting place of the king – fragments of human remains were found in the passage, but proved to be from an intrusive burial from the Late Period.

Pięć minut i pięć przykładów wtórnych pochówków w grobowcach i piramidach. Dodajmy do tego kości byka znalezione w piramidzie Khafre oraz fakt, że w większości egipskich grobowców w ogóle nie znaleziono mumii i wyposażenia grobowego, więc nie potrafimy powiedzieć jakie były ich losy, a nasza pewność co do niezawłaszczania grobów gwałtownie stopnieje.

"Co do miast egipskich – fakt, moim błędem było to, że niezbyt dokładnie i jasno się wyraziłem. No ale po kolei:
Hut-waret – początki osadnictwa mniej więcej w latach 2160-2055 p.n.e.
Per-Bast – co ciekawe nawet strona, którą podajesz mówi o najwcześniejszych śladach sięgających IV dynastii (a nie VI jak piszesz) a także o świątyni postawionej tam przez... Chufu."


Mówić to może i mówi, tylko nie potrafi ich wskazać, a Wengow (The Archeology of Early Egypt) bardzo ostrożnie wypowiada się nawet o datowaniu najstarszych pozostałości na czasy VI dynastii.

"Leontopolis – czasy późne
Sais – sięga być może czasów I dynastii."


Nieistotne jakich czasów sięga, tylko jakie pozostałości udało się odnaleźć archeologom.

"Djanet – nie zaprzeczam temu, co napisałeś.
Naukratis – prawdopodobnie XXVI dynastia.
No i super. Oto bowiem, w delcie Nilu (rzekomo niszczącej wszelkie ślady) mamy osady mające z dzisiejszego punktu widzenia tysiące lat. Nil wylał tam (do naszych czasów) już w jednych przypadkach jakieś 2500 razy, w innych nawet 5000 razy. A mimo to ślady wciąż istnieją."


Brak materialnych śladów z epoki Starego Państwa, a tym bardziej z wcześniejszego okresu ma być, jak rozumiem, potwierdzeniem stwierdzenia: "Co łączy te wszystkie miejsca? Na przykład to, że leżą w delcie Nilu, ponoć „sprawiającej, że wszelkie ślady znikają”. Wszystkie też (sięgające okresu o którym mówi mamma) nie prezentują absolutnie niczego niezwykłego". Jeśli brak czegoś potwierdza istnienie tego czegoś, to faktycznie super.

"A teraz zastanówmy się nad czymś jeszcze. Mamma opowiada nam o niezwykle zaawansowanej cywilizacji w delcie Nilu w latach znacznie wyprzedzających inne ludy mieszkające tuż obok. Cywilizacja taka, zdolna już tysiąc czy dwa tysiące lat przed Egipcjanami zbudować piramidy musiała być jak na owe czasy bogata – eksploatować surowce naturalne, posiadać nadwyżki żywności itp. Oczywiście to wszystko w oczach okolicznej, prymitywnej ludności musiało być niesłychanym bogactwem na które patrzyli zazdrosnym okiem. Dlatego też Atlanci musieli posiadać odpowiednie środki, aby bronić się przed prawie pewnymi napadami. Albo musieli mieć swoją w miarę silną armię albo najmować okolicznych wojowników do obrony swoich granic. To jednak nie zmienia niczego, ponieważ żadna z tych opcji po prostu nie znajduje potwierdzenia w historii. Najmowanie lokalnych obrońców jedynie przesuwałoby granice „starć” nieco dalej od delty Nilu. Po prostu zamiast być gnębionymi przez ludy z delty, mieszkańcy całego Egiptu maszerowaliby na północ aby uszczknąć coś dla siebie i napotykaliby w pewnym miejscu na opór „sług Atlantów”. Oczywiście nie mamy śladów żadnych starć z tego okresu. Po drugie pozostałości po okolicznych ludach też nie zawierają w sobie ani zwiększonej ilości dóbr materialnych ani boomu populacyjnego i zwiększenia dobrobytu w przypadku gdyby Atlanci płacili za swoją ochronę jedzeniem. A co jeżeli Atlanci sami się bronili? Cóż, znajdźcie mi w dawnych czasach choć jedno państwo, które będąc tak znacząco silniejsze od swych sąsiadów nie robi absolutnie niczego, aby ich podporządkować i rozszerzyć swoje wpływy."

Mamma przede wszystkim prosił, aby odnaleźć w jego postach ślad twierdzenia o "niezwykłym zaawansowaniu" cywilizacji saharyjskiej, zanim zacznie się mu imputować takie określenie. A co do meritum: po mieli "podbijać" jakieś rzadko rozrzucone osady tubylców i na czym ten podbój miałby polegać? Chcieli zdobyć parę glinianych garnków? To o co dbają cywilizacje, to dostęp do potrzebnych im zasobów i surowców oraz szlaków handlowych, a nie abstrakcyjne "poszerzanie granic", które zresztą wtedy nie istniały. Wpływy państwa sięgają tak daleko, jak daleko sięga siatka korzystnych z jego punktu widzenia kontaktów handlowych i dostępnych źródeł zasobów. Dolina Nilu była rzadko zaludniona przez niewielkie, niepowiązane ze sobą społeczności, tymczasem Aquila rysuje nam obraz całych watah permanentnie głodnych, ale uzbrojonych po zęby i rządnych dóbr materialnych Egipcjan, którzy w dodatku korzystali chyba z telewizji lub internetu, aby się dowiedzieć, że tysiąc kilometrów dalej można się najeść i nakraść do syta oraz skrzyknąć się na wyprawę przeciw "obcym". Jeśli jakaś osada nie miała co jeść, to napadała na sąsiadów i to najlepiej słabych, ale na pewno nie urządzała wypraw wojennych na daleki i silny kraj, o którym zresztą nic nie wiedziała. To jest postrzeganie bardzo odległego okresu dziejów ludzkości przez pryzmat czasów o wiele późniejszych, w których polityka wobec sąsiadów była wypadkową gry interesów wielu scentralizowanych organizmów państwowych.

"Piszesz:
” Legendy często ubierają w przedziwne kształty rzeczywiste fakty, które jednak zostają tak mocno zniekształcone, że zdają się być czystym wytworem wyobraźni (...) Innymi słowy: pod warstwą legendarnej opowieści jest jakieś ziarno prawdy, chociaż nie do końca mamy jasność co do tego, jak wielkie”
No to napisz wprost – historia o Atlantydzie to legenda, więc wytnę z niej wszystko to, co mi nie pasuje, a zostawię to, co mi się podoba Oj, mammo, porównujesz sytuację do mitycznego Mojżesza powołując się na „ludzi na co dzień parających się historią dawnych cywilizacji” a przy okazji całkowicie zdajesz się zapominać, że nikt z poważnych badaczy starożytności nie ma najmniejszej wątpliwości co do istnienia Chufu. Zbyt dużo się po nim zachowało, abyśmy traktowali go jako „mit”. Wiem, że istnienie Chufu jest Ci wybitnie nie na rękę, ale żeby aż tak desperacko bronić swojej teorii?"


Do dziś historycy analizują nawet nie legendy, ale stare kroniki i pisma dawnych dziejopisów, próbując odpowiedzieć na pytanie co z przedstawionych w nich zdarzeń faktycznie miało miejsce, a co jest plotką, czy ludową opowieścią, lub zasłyszaną przez autora anegdotą i nikt nie ma do nich o to pretensji. Sami zresztą egiptolodzy powołują się na papirus turyński i to zarówno na te fragmenty, które w nim są, jak i na te, których w nim nie ma (jak np. imiona Khufu i Djedefre), jeśli jest to zgodne z ich punktem widzenia, a jednocześnie ignorują jego pierwsze rozdziały, mówiące o bardzo długim panowaniu bogów i ich potomków. Podobnie papirus Westcar - jest super wiarygodnym źródłem, kiedy mówi o rodzinie Khufu, a staje się "późną legendą" kiedy mówi o różnych dziwnych i magicznych przypadkach. I to jest OK, podczas gdy próba racjonalizacji opowieści platońskiej jest czymś niewłaściwym? Skąd tak radykalnie różne podejście do tekstów?

"Cóż, „oryszalk” uważa się za mosiądz czy też jakiś inny stop ówcześnie doskonale znanych metali z prostych powodów.
Po pierwsze sama nazwa o której już wspomniałeś – „miedź z gór” (ορείχαλκος – oreichalkos - όρος, oros, „góra” oraz χαλκός, chalkos, miedź) wskazuje nam wyraźnie na to czym ów metal miał być. (...) Po drugie słowo to pojawia się w innych tekstach z epoki (...) Gdzie “mock-silver” (jeden ze składników tego “oryszalku”) to cynk a drugi “copper” to rzecz jasna miedź. W żadnym z tych przykłądów rzecz jasna „oryszalk” nie jest jakimś „nieznanym i cudownym metalem” (żelazem)"


I dlatego ten znany stop doskonale znanych metali jest nazwany w Kritiasie "nieznanym metalem"?
Prawdę mówiąc w dwóch z trzech podanych przykładów oryszalk jest po prostu oryszalkiem. Tylko tekst Strabona wprowadza nieco pozornego zamieszania. Zamieszanie to jest pozorne jeśli pamiętamy, że Strabon żył parę wieków po powstaniu dzieł Platona, które były powszechnie znane w świecie greckim, a język ma to do siebie, że ewoluuje i stare słowa nabierają innych znaczeń. Dziś w języku polskim słowo "kobieta" znaczy kobieta, ale jeszcze trzy wieki temu znaczyło ... no, zresztą nie będę się nieprzyzwoicie wyrażał. To przesunięcie znaczeniowe widać zresztą po tym, że o ile w tekście Kritiasa oryszalk jest minerałem wydobywanym w górach, to Strabon opisuje go po prostu jako stop cynku i miedzi (a stopy nie są surowcami kopalnymi), podczas gdy z opisywanego przez niego wcześniej minerału otrzymuje się żelazo (żelazo!), a dopiero w dalszej kolejności i to po dodaniu jeszcze jakiegoś składnika otrzymuje się cynk. Jest to więc zupełnie inna bajka, nie mająca nic wspólnego ze znaczeniem, jakie słowo orichalkos ma w Kritiasie. Jego utożsamienie z mosiądzem zostało dokonane dużo później i jest czystą spekulacją, w dodatku niezgodną z tekstem Kritiasa.

"Dodajmy też do tego fakt, że pierwsze wyroby z żelaza (kiedy ludzie nie potrafili produkować stali) były gorszej jakości od przedmiotów wykonanych z brązu. Ogólnie rzecz biorąc ludzie przeszli na żelazo nie dlatego, że było lepsze, ale dlatego, że zaczynało brakować surowców do produkcji brązu."

Perfectly! Uzyskiwanie żelaza z rudy nie jest wbrew pozorom trudniejsze niż otrzymanie brązu lub spiżu. Żelazo ma co prawda o wiele wyższą temperaturę topnienia niż miedź, ale paradoksalnie wyższa temperatura była konieczna do produkcji brązu. Jego główny składnik, miedź, topi się co prawda już w temperaturze 1036 C (a więc ponad 500 stopni niższej niż żelazo), to jednak dla uzyskania stopu metali konieczne było osiągnięcie co najmniej tej właśnie temperatury. Tymczasem żelazo można uzyskiwać z rudy już w temperaturze powyżej 600 C. Technologia uzyskiwania żelaza polegała bowiem na przekształceniu go z postaci tlenku w czyste żelazo. Uzyskiwano to przez reakcję chemiczną tlenku węgla (czadu) z tlenkiem żelaza (rudą). Tlenek węgla jest substancją niestabilną, wykazującą ogromną tendencję do przekształcania się w dwutlenek węgla. Jego "apetyt" na tlen jest tak ogromny, że potrafi łączyć się nawet z tlenem zawartym w wodzie. Proces dymarkowy polegał na poddaniu wysokiej temperaturze (ok. 800-900 stopni C) mieszaniny sproszkowanej rudy i węgla drzewnego, co doprowadzało do zajścia pożądanej reakcji chemicznej. Był to proces w którym konieczne było utrzymanie w miarę stałej temperatury, ale przy odrobinie doświadczenia dawał dobre rezultaty i był w różnych formach stosowany przez kilka tysiącleci w różnych zakątkach świata. Tak otrzymany surowiec poddawano procesowi kucia, usuwającemu żużel i resztki węgla. Takie żelazo, chociaż twarde, było jednak kruche, będąc gorszym od spiżu materiałem do produkcji broni, dłut i tym podobnych przedmiotów, które były narażone na uderzenia. W związku z tym żelazo zostało rozpowszechnione w momencie, kiedy zasoby miedzi były zbyt małe, aby zaspokoić wszystkie potrzeby. Wczesna cywilizacja, która nie miała dostępu do złóż miedzi, a miała własne złoża rudy żelaza, a tak właśnie jest w okolicach Atlasu, mogła technologię wytopu żelaza odkryć i udoskonalić. I przeciwnie, cywilizacja, która miała zapewnione dostawy miedzi i cyny lub cynku wcale nie spieszyła się z "rewolucją technologiczną". W Egipcie, do końca jego niezależnego bytu państwowego, rzadko używano żelaza, preferując miedź i jej stopy. Jest to dodatkowy powód aby utożsamiać oryszalk z żelazem, bo dla Egipcjan nawet w VI w. pne. nie było ono czymś powszechnie stosowanym, podczas gdy mieli oni codzienny kontakt z wyrobami z miedzi i jej stopów - trudno więc wyobrazić sobie, aby egipski kapłan mówił o mosiądzu jako czymś nieznanym.

"Kontynuujesz:
”Drugą możliwością byłoby odnalezienie wewnątrz piramidy, w miejscu absolutnie niedostępnym po jej wybudowaniu, swoistego autografu autora(ów), to znaczy dokumentu o treści: "Ja Khufu, syn Sneferu nakazałem zbudować swój horyzont w drugim roku swego panowania. Został on ukończony w 22 roku panowania. (data i podpis)", albo: "My, wygnańcy z zachodniej pustyni postawiliśmy tę świątynię ku chwale bogów, aby świadczyła o wierze naszej i ojców naszych". Niestety takiego dokumentu także nie posiadamy i jesteśmy skazani na rekonstrukcje historii na bazie bardzo nielicznych materiałów.”
No i to właśnie posiadamy. To, że Chufu był synem Snofru mamy poświadczone z innych źródeł."


Ciągle czytam o tych "innych źródłach" i ciągle nie mogę się dowiedzieć, jakie to są źródła. Kiedy mowa o piramidzie, to się okazuje, że tym źródłem jest papirus turyński, kiedy mowa o papirusie turyńskim, to za źródło robi papirus Westcar, a kiedy o papirusie Westcar, to źródłem jest piramida. Innymi słowy: mamy całą masę niezwykle silnych dowodów A, B, C, D, E, itd., ale kiedy omawiane jest źródło A, to nasza wiedza nie wynika z niego, lecz z "innych", tzn. B, C, D i E, kiedy omawiane jest źródło B, siła dowodowa przestaje spoczywać na nim, ale znowu przesuwa się na "inne", w tym na A, które chwilę wcześniej nie było dowodem, ale kiedy zostało przesunięte na drugi plan i stało się jednym z "innych źródeł", nagle odzyskuje swoje znaczenie dowodowe, którego w trakcie jego wcześniejszej analizy nie dało się wskazać. A źródeł które wychodziłyby poza ten magiczny krąg i samodzielnie potrafiłyby unieść ciężar dowodowy jak nie widać, tak nie widać.

"Jaka jest szansa, że robotnicy pracujący na budowie na polecenie Atlantów zapiszą w piramidzie wyrazy, które staną się za kilka tysięcy lat imionami akurat tego króla i że napisy te pojawią się też w grobach budowniczych z IV dynastii?"

A jaka jest szansa na to, że budowniczowie zapiszą wewnatrz piramidy takie same znaki, jakie napiszą również na zewnątrz, a Egipcjanie skopiują je z zewnętrznej okładziny, a po jakims czasie stworzą na ich podstawie legendę o faraonie-budowniczym? Piszę o tym po raz trzeci, bez żadnej reakcji ze strony Aquili.

"Chnum-Chufu, Chufu, Medżedu itp – to różne imiona tego samego króla zgodnie ze zwyczajem wymagającym, aby król miał ich kilka. Te same pojawiają się w piramidzie. Co więcej – zapisane w kartuszu – symbolu zarezerwowanym dla królów i to pojawiającym się w historii dopiero od czasów Snofru! A zatem napis ten nie może być starszy niż IV dynastia!"

Kolejny raz błędne koło: "Egipcjanie zapisywali imiona królów w kartuszu od czwartej dynastii, więc imię zapisane przez Egipcjan w kartuszu nie może pochodzić sprzed czasów czwartej dynastii, z czego wynika, że imię to zapisali Egipcjanie." Jedyny poprawny wniosek ma postać zdania warunkowego: "... z czego wynika, że jeżeli to imię zapisali Egipcjanie, to pochodzi ono z czasów nie wcześniejszych niż IV dynastia". Ale to, że imię zostało zapisane przez Egipcjan ma być właśnie przedmiotem dowodu, a nie założeniem.

"Cytat:
A materiały źródłowe, te materialne ślady, do których odwołuje się Aquila są w przypadku Khufu żałośnie ubogie. Po Khafre pozostało kilka posągów i wiele innych artefaktów, po Djedefre, Sneferu, etc. również. Tylko ślady jednego, biednego Khufu w niewyjaśniony sposób wyparowały z powierzchni egipskiej ziemi."
Wyparowały? Inskrypcje, własny grobowiec, znajdujące się tuż obok groby krewnych, opowieści, obecność w pamięci Egipcjan oraz... posążki (więcej o nich za chwilę)?"


No to mamy jeszcze jedno błędne koło - przesłanką twierdzenia, że piramida Cheopsa jest grobowcem Khufu jest to, że jest to grobowiec Khufu - W ten sposób można "udowodnić" każdą tezę, bo z każdej przesłanki można wyprowadzić wniosek będący tożsamy z tą przesłanką. I kolejne: o tym, że grobowce wokół piramidy należą do rodziny Khufu wiemy z papirusu Westcar, a o tym, że papirus Westcar jest w tej kwestii wiarygodny wiemy z grobowców wokół piramidy.

"Cytat
A wielki Totmes III nie uwzględnił go wśród swoich królewskich przodków. Dlaczego? Czyżby jego zdaniem budowniczy największej budowli świata nie był znaczącą postacią wśród władców Egiptu, czy może raczej Totmes, a raczej kapłani Amona wiedzieli, że jest to postać legendarna i nie chcieli ściągać kpin na głowę swojego ulubieńca?

"I tu po raz kolejny zmuszony jestem zatrzymać się, bo nie potrafię zrozumieć o co chodzi. Przed chwilą napisałeś:
Lista z Karnaku jest chaotyczna – władcy nie są podani w chronologicznym porządku a wielu z nich po prostu brakuje. Udajesz jednak, że nie zauważasz tego faktu i tę wybrakowaną listę próbujesz przedstawić nam jako dowód na cokolwiek. Więc gdy nie masz nic przeciwko istnieniu Chafre lub Dżedefre – to ich brak na liście tej jest Ci obojętny i nie traktujesz tego jako „poszlaki” wskazującej na ich nieistnienie, gdy zaś nie pasuje Ci Chufu i chcesz wytworzyć złudzenie, że postać ta jest mityczna, wówczas brak jego imienia urasta do rangi „dowodu”.
Wybiórczość, tylko i wyłącznie. Stosowana po to, aby „udowodnić” z góry przyjętą teorię."


Ależ oczywiście, że wielu imion brakuje, identycznie zresztą jak na listach z Abydos i Sakkary, które się między sobą różnią, mimo, że pochodzą niemal z tego samego okresu! Pytanie tylko: dlaczego brakuje? A odpowiedź jest w gruncie rzeczy prosta - Egipcjanie nie uprawiali historii - a co najwyżej "politykę historyczną", czy jak kto woli: ideologię władzy, a w związku z tym "listy królów" nie są chronologicznie ułożonymi wykazami historycznych władców, tylko legitymizacją władzy poprzez nawiązanie przez faraona do przodków, którzy oczywiście nie byli żadnymi przodkami, tylko co najwyżej poprzednikami na tronie. Co sprawiało, że wybierali takie, a nie inne imiona, to nie jest całkiem jasne, ale zapewne dużą rolę odgrywały warunki polityczne. Tebańczyk Totmes skupiał się na faraonach, którzy byli popularni w Górnym Egipcie, a Seti i Ramzes przenosząc punkt ciężkości państwa do Delty, przyjęli do grona swych przodków tych, którzy cieszyli się sławą w Dolnym Egipcie. Ale czyniąc to nie opierali się na annałach historycznych, lecz na lokalnej tradycji i własnym programie politycznym, więc obecność bądź nieobecność jakiegoś imienia na "liście królów" nie mówi o jego faktycznym istnieniu, bądź nieistnieniu, ani okresie panowania, ale wyłącznie o postrzeganiu własnej historii przez Egipcjan i "polityce historycznej" władcy. Listy królów z czasów Nowego Państwa mają raczej charakter historiozoficzny niż historyczny i same w sobie nie mogą być traktowane jako dowody w dyskusji historycznej. Wszystkie społeczeństwa zadają sobie pytanie o własną historię, tak jak i o historię różnych pozostałości historycznych obecnych na terenie swojego zamieszkania. Grecy pisali o rodach królewskich pochodzących od bogów lub herosów, Rzymianie "szukali" swoich korzeni w legendach o Romulusie i Enneaszu, a polska szlachta lubiła mówić o swych antenatach z czasów rzymskich. Dla ludzi z Bliskiego Wschodu Semiramida była wielką królową, która ufundowała wiele wspaniałych budowli, a dla Hebrajczyków Mojżesz był tak samo historyczną postacią, jak dla Egipcjan Narmer, czy Khufu, a dla Celtów król Artur. Nie można przykładać do sposobu myślenia tamtych ludzi miarki współczesnego racjonalizmu.

"Cytat
Aquila usilnie stara się pokazać, że cywilizacja egipska okresu Starego Państwa pozostawiła po sobie tysiące artefaktów, znakomicie opisanych i datowanych bez cienia wątpliwości, podczas gdy w rzeczywistości liczba ta jest żałośnie mała, jeśli weźmiemy pod uwagę zasięg terytorialny i kilkaset lat historii Starego Państwa.
Aquila nie musi się wysilać – tych śladów jest naprawdę dość sporo. Począwszy od grobowców po tak straszliwie zaniedbane przez Ciebie miasteczko budowniczych piramid (wiemy dlaczego)"


Co jest takiego zniewalającego w tym "miasteczku budowniczych", składającym się zresztą z paru niewielkich budynków, że urasta ono do rozmiarów jakiegoś nieprawdopodobnego wręcz dowodu? Tylko dowodu na co? Na to, że w Egipcie mieszkali ludzie? Na to, że prowadzili prace w Gizie? Czy na to, że piramidę Cheopsa zbudował Khufu? Bo jeśli na to ostatnie, to nie jest to żaden dowód, tylko kolejne błędne koło:

"Datowanie czy to za pomocą 14C, ceramiki czy właśnie takich znalezisk pozwala nam wyraźnie stwierdzić – osada ta, zbudowana tuż przy piramidach, powstała w czasach IV dynastii. A że wszelkie dowody wskazują bezdyskusyjnie na to, że piramidę Chufu zbudował ten właśnie król, więc wiemy kto był jej założycielem. (...) Wiem, że wciąż chcesz przeforsować swoją wizję „mitycznego Chufu”, lecz jest to zabieg który po prostu w obliczu zachowanych śladów nie ma prawa przejść."

No właśnie - zabieg "nie ma prawa przejść", bo mamy osadę, która została założona przez Khufu, o czym wnioskujemy ze stwierdzenia, że piramidę wybudował Khufu, które to stwierdzenie jest oparte na istnieniu osady, założonej przez Khufu. Dowodem na założenie osady przez Khufu jest więc to, że był on budowniczym piramidy, a dowodem na to, że był budowniczym piramidy jest to, że założył osadę robotników w Gizie. Jest to wręcz podręcznikowy przykład błędnego koła w dowodzeniu. Ale idźmy dalej. Istnienie osady robotników ma być jednym z dowodów twierdzenia o zbudowaniu przez Khufu piramidy, a siła tego dowodu wynika z tego, że wiemy (zapewne z "innych źródeł"), że ... piramidę wybudował Khufu. Ja bardzo przepraszam, a jest to - po raz kolejny - obraza logiki formalnej! Aquila dowodzi tezy o wybudowaniu piramidy przez Khufu posługując się często schematem: 'jeżeli A i B to C', co na pierwszy rzut oka wygląda nienagannie, jako wniosek wynikający z koniunkcji dwóch zdań. Jeśli się jednak bliżej przyjrzymy zastosowaniu tego schematu, to okazuje się, że w praktyce zawsze jest tak, że A=C, ponieważ w zdaniu A jest implicite zawarte stwierdzenie o Khufu jako budowniczym piramidy, które jest również wnioskiem rozumowania (czyli zdaniem C). W praktyce wygląda to tak: "ponieważ 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec' i 'istnieje miasteczko budowniczych', to 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec'. Ponieważ 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec' i 'istnieją kartusze z imieniem Khufu' to 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec'. Ponieważ 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec' i 'na kamieniu przykrywającym skrytkę z łodzią jest kartusz Djedefre' to 'piramida została wybudowana przez Khufu jako grobowiec'. Etc., etc. Stosując taką metodę dowodzenia otrzymamy nieskończoną ilość "dowodów" na tezę o egipskim autorstwie piramidy, bo jako drugi człon koniunkcji możemy wpisać dowolne, poprawne gramatycznie zdanie i z naszej koniunkcji nieodmiennie wyniknie A. 'Ponieważ piramidę zbudował Khufu i boli mnie głowa, to piramidę zbudował Khufu'; 'ponieważ piramidę zbudował Khufu, i Londyn leży nad Tamizą/Jagiełło był królem Polski/Księżyc świeci na niebie/Ewa ma ładne nogi, to piramidę zbudował Khufu'. Bardzo wygodny sposób wnioskowania! A skąd pochodzi założenie, że piramida została zbudowana przez Khufu? Bo "wszelkie dowody wskazują (na to) bezdyskusyjnie", bo "to oczywiste", itd. Tylko dlaczego Aquila zamiast przedstawić te "bezdyskusyjne" dowody usiłuje stworzyć wrażenie, że wyprowadza jakieś logiczne wnioski z przesłanek, bazując na schemacie logicznym 'jeżeli A i B to C", podczas gdy w istocie posługuje się wnioskowaniami, których wniosek jest obecny w jednej z przesłanek, czyli założone zostaje coś, co ma być przedmiotem dowodu, a w związku z tym schemat jego rozumowania wygląda 'jeżeli A i B to A'?

"Cytat
Prawdę mówiąc, pomysł Lehnera, który przytacza Aquila nie trafia mi do przekonania, gdyż nie bardzo rozumiem w jaki sposób obecność imienia Djedefre na kamieniach pokrywających skrytkę z łodzią ma świadczyć o tym, że piramidę wybudował Khufu, tym bardziej, że są to namalowane czerwoną farbą kartusze, a nie pieczęcie królewskie."
"W bardzo prosty sposób. Byłoby to dla nas wysoce niewygodne, gdyby zamiast Dżedefre znajdowało się tam imię powiedzmy Snofru (ojca Chufu) czy jakiegoś króla III dynastii – na przykład Sechemcheta."


Ale ja nie pytałem, co falsyfikowałoby autorstwo Khufu, tylko w jaki sposób kartusz z imieniem Djedefre potwierdza to autorstwo.

"Mowa tu o „kryminaliście”, którego miano przyprowadzić „z więzienia” gdzie prawdopodobnie i tak czekał na wyrok śmierci.
W tej wersji nie brzmi to już tak okrutnie. Idealnie mieści się w starożytnym podejściu do sprawy."


Prawdę mówiąc, mowa o więźniu, ale nie ma to większego znaczenia, gdyż ocena żądania Khufu jest wyrażona w słowach Djediego, mówiącego, że tego nie godzi się robić.

"Cytat
"To, że mamma nie słyszał o protohieroglifach jest absolutnie pewne, ale pociechę znajduje w tym, że jest w niezłym towarzystwie egiptologów i językoznawców, którzy być może nawet słyszeli o protohieroglifach, tym niemniej uparcie twierdzą, że pismo, jako bardzo skomplikowany system, pojawiło się w Egipcie w sposób nagły i nie da się prześledzić procesu jego powstawania."
I tutaj kryje się największa zagadka tej debaty – większa nawet od samej Atlantydy. Z jednej strony opowiadasz nam o tym, że otaczasz się „egiptologami” i „językoznawcami” a z drugiej opowiadasz takie historie na temat imion „Chufu” i piramid"


No właśnie - tu się kryje największa zagadka tej debaty: dlaczego, nie po raz pierwszy, zamiast merytorycznego argumentu spotykam się z wycieczką osobistą pod moim adresem? Nie to, żebym się skarżył, ale jest to zastanawiające. A nie skarżę się, bo jeśli prawdą jest powiedzenie, że każdy ma takich znajomych na jakich sobie zasłużył, to jestem wręcz zachwycony, bo do grona osób, które "uparcie twierdzą, że pismo, jako bardzo skomplikowany system, pojawiło się w Egipcie w sposób nagły i nie da się prześledzić procesu jego powstawania" należą: Gardiner, Allen, Wilkinson, Lichtheim, Rice, Wenke, Erman, Malek, Midant-Reynes - wyborne zaiste towarzystwo.

"Co o niczym nie świadczy. Czy to w przypadku trumny Chufu, czy też jakiegokolwiek zastosowania Atlantów, taki układ przysparzałby kłopotów i jednym i drugim. Dlatego mam nadzieję rozumiesz, że nie przemawia to za żadnym ze stanowisk."

Przeciwnie, jestem trochę ciemny i za nic nie mogę zrozumieć w czym mianowicie ten układ miałby przysparzać kłopotów budowniczym, którzy nie zbudowali grobowca, a w związku z tym niczego do niego nie wkładali po zakończeniu budowy.

"Cytat
Niestety błąd - tytułu syna Re faraonowie zaczęli używać od czasów V dynastii i wtedy również do ich tytulatury dołączono piąte imię, otoczone kartuszem, przed którym znajdował się napis S(a) Re (tzn. kaczka i słońce).
"No to już sam nie wiem co o tym myśleć, bo bezsprzecznie jako pierwszy tytuł „syna Re” przyjął właśnie Dżedefre – bezpośredni następca Chufu. Do V dynastii jeszcze mu daleko."


Tu nie ma co myśleć - wystarczy tylko odróżnić tytuł Syna Re od imienia, którego częścią jest imię boga Re, podobnie jak należy odróżniać tytuł "syn boga" od imienia Bogumił. W imieniu Amenhotepa nie ma śladu po słowie "re", ale nosił on tytuł Syna Re - S(a) Re Amenhotep (Syn Re Amenhotep)

"Cytat
Brzmi to tak, jak gdyby odnalezione zostały co najmniej metryki urodzenia tej pozytywnie zweryfikowanej rodziny. Obawiam się jednak, że jest to znowu konstrukcja oparta na licznych założeniach i dwóch dwuznacznych napisach, ogłoszona jednak wersją oficjalną.
Obawiasz się, bo chcesz się obawiać. Nie dziwię się, ponieważ tak to już jest z teoriami alternatywnymi, że muszą negować wszelkimi sposobami dowody potwierdzające wersję oficjalną i starają się za wszelką cenę przekonać daną osobę, że „tak naprawdę to ci egiptolodzy na niczym się nie znają i jedynie zgadują”. Sitchin i Daniken robili to bezczelnie, Ty robisz to inteligentnie. Ale wciąż stosujesz podobne metody."


Innymi słowy - pada konkretny argument, na który zamiast merytorycznego kontrargumentu otrzymujemy kawałek ideologii i hymn strzelisty ku czci nieomylności egiptologów. Dokonajmy więc próby rekonstrukcji. Wokół piramidy Cheopsa znajdują się grobowce, których właścicieli po części można zidentyfikować dzięki inskrypcjom z imionami, a w niektórych z nich pojawiają się określenia: "syn króla", "syn króla z jego ciała", czy też "córka króla" (i tu zresztą muszę się przyznać do błędu wynikającego z lenistwa - po sprawdzeniu, okazało się, że istnieją nie dwa, ale pięć takich napisów, będących podstawą twierdzenia o relacjach rodzinnych Khufu). Nigdzie jednak nie ma wzmianki o tym, o jakiego króla chodzi! Sytuacja jest więc taka, że jeżeli piramidę uznamy za grobowiec Khufu, to logiczne wydaje się, że w sąsiednich grobach spoczywa jego rodzina i jego urzędnicy. A skoro my rozumujemy w taki sposób, to w taki sam sposób rozumowali zapewne twórcy legendy o faraonie Khufu, wg. której Khufu wielkim faraonem był, zbudował sobie ogromną piramidę, a wokół niej stworzył "rodzinną nekropolię". Ale taki wniosek oparty jest na przesłance, mówiącej o piramidzie Cheopsa jako grobowcu Khufu, która to przesłanka ma być przedmiotem dowodu w naszej dyskusji.
Pełny wykaz inskrypcji w grobowcach sąsiadujących z piramidą Cheopsa można znaleźć w książce Sidgwicka, ale możemy skorzystać ze źródła dostępnego w internecie, na tej stronie.
Trzeba tu jednak zachować ostrożność, tzn. nie zwracać uwagi na katergoryczne stwierdzenia o więzach rodzinnych tych osób z Khufu, tylko na ich tytuły faktycznie odnalezione w grobach, bo to są fakty materialne, podczas gdy cała reszta jest tylko interpretacją. Jak widać nie ma ani jednego przypadku, w którym mielibyśmy konkretną wskazówkę, dotyczącą ojca - to, że ojcem tych osób był Khufu "wiemy" z "innych źródeł".

Nikt zresztą nie zadaje sobie prostego pytania, w jaki sposób w pobliżu piramidy mogą znajdować się grobowce rodziny i urzędników faraona, których część zapewne zmarła w trakcie jego panowania. Przecież cały teren wokół musiał być wielkim placem budowy, na którym znajdowały się rampy i drogi, po których transportowano kamienne bloki. A pod tymi rampami wykuwano grobowce? Jeśli wierzyć interpretacji papirusu turyńskiego wg. której Khufu panował 22 lata, budowa kamiennego kolosa posuwać się musiała w błyskawicznym tempie. 22 lata to 8030 dni, a licząc, że praca trwała 10 godzin, czyli 600 minut dziennie, daje nam to okres 4818000 minut. Przyjmijmy, że nawet 5 milionów minut, chociaż jest to zapewne wartość zawyżona, gdyż w obliczeniach nie został ujęty czas potrzebny na niwelację terenu, rozebranie ramp, budowę muru i świątyń, etc. Sama piramida składa się z ok. 2 mln. 300 tys. bloków, z czego wynika, że średni czas na ułożenie jednego bloku wynosi ok. 2 minuty. Jest to być może wykonalne, skoro mówimy wyłącznie o ułożeniu już obrobionych i przetransportowanych kamieni, nie ulega jednak wątpliwości, że "harmonogram prac" musiałby być napięty do ostatecznych granic. Tym bardziej, że w wielu miejscach bloki musiały być układane bardzo precyzyjnie, i zapewne trzeba było dokonywać pewnych korekt w ich obróbce. W jaki więc sposób w trakcie pracy nad piramidą na tym placu budowy miałyby powstawać grobowce? Zupełnie inaczej przedstawia się ta kwestia, jeśli przyjmiemy, że w okresie Starego Państwa piramida już stała - w tym przypadku nie ma jakichkolwiek przeszkód uniemożliwiających wykuwanie wokół niej grobów wysoko postawionych w państwie osób, gdyż teren wokół piramidy nie był placem budowy, a miejsce w sąsiedztwie wspaniałej budowli było zapewne nobilitujące i pożądane. Świadczy o tym również to, że groby w sąsiedztwie piramidy nie pochodzą bynajmniej tylko z okresu IV dynastii, ale także dynastii późniejszych - pochowani tam ludzie najwyraźniej woleli spocząć w cieniu piramidy Cheopsa, niż w sąsiedztwie swego królewskiego ojca, męża, czy "pracodawcy". Ale dlaczego? Przecież w okresie IV dynastii nie zaszły w Egipcie jakieś dramatyczne wydarzenia: nie podbito nowych bogatych w surowce terenów, nie dokonano niczego, co mogłoby dramatycznie polepszyć poziom życia ludzi, nie zaszło nic takiego (a ściśle - nie jest nam wiadomo, aby coś takiego miało miejsce), co uzasadniałoby niezwykły kult jakiegokolwiek władcy z tego okresu. Dlaczego więc "osada wokół piramidy Cheopsa" była tak ważną instytucją jeszcze w czasach kolejnych dynastii, które nie miały przecież żadnych więzi rodzinnych z poprzednikami? Czy nie dlatego, że była ona osadą skupioną wokół miejsca o szczególnym religijnym znaczeniu - wokół śladu boskiego panowania nad Egiptem, którego idea była przecież obecna w ideologii społecznej przez całe dzieje państwa nad Nilem. Egipt był własnością bogów od momentu swojego powstania, do chwili ostatecznego upadku. Całe życie religijne było nastawione na podtrzymanie ich obecności i opieki - temu służyły ofiary składane w świątyniach, dary i procesje ku czci bóstw. Dla Egipcjan nie było gorszego horroru niż wizja państwa opuszczonego przez opiekuńczych bogów - jest to doskonale widoczne w hymnach religijnych ze wszystkich okresów państwowości. Piramida Cheopsa będąca darem bogów, miejscem połączenia ziemi i nieba była więc miejscem mistycznym i tym właśnie, a nie jej gabarytami, czy domniemanymi zasługami domniemanego władcy można tłumaczyć jej znaczenie - zarówno religijne, jak i mitotwórcze, jakie miała w Egipcie. Jeżeli potraktujemy ją jako grobowiec ekscentrycznego króla, który chciał zapewnić przetrwanie swojego ciała przez złożenie go w bunkrze o drzwiach z dykty, to odbierzemy jej ten sakralny, mistyczny charakter i nie będziemy potrafili wyjaśnić szczególnego miejsca ani jej, ani innych piramid w egipskiej kulturze. Bo teza o tym, że władcy budowali grobowce-piramidy aby zabezpieczyć się przed późniejszym rabunkiem jest mało przekonywająca.

"Na początku dziękuję za zaufanie i za próbę wmówienia, że posługuję się jakimiś „fałszywymi” materiałami. Odpowiadając na dość złośliwe słowa ‘wiedział, nie wiedział, każdy ma jakieś tajemnice” – owszem, wiedział. Wszak zawsze starał się znajdować zdjęcia gdy tylko mógł. Tutaj zaś, skoro ich nie ma, to znaczy, że musiało się coś wydarzyć, co stanęło temu na przeszkodzie. Inskrypcje te o których mówiłem zostały zniszczone – już nie istnieją."

A co ma do tego zaufanie? O zaufaniu możemy rozmawiać jeśli będziemy chcieli kupić używany samochód. A mówiąc poważnie, dołączenie do zaprezentowanych w poprzednim poście rysunków stwierdzenia: "Inskrypcje te o których mówiłem zostały zniszczone" byłoby chyba lepszym fundamentem tego zaufania, niż oburzanie się w momencie, kiedy mleko już się rozlało. Bo w tej sytuacji może to raczej wyglądać na pretekst do pominięcia niewygodnego pytania, dlaczego bohaterski Khufu (czy też Fure?) nie jest na reliefie określony jako faraon, ale jako "wielki bóg". Po wtóre, czy ja coś pisałem o "fałszywych materiałach"? Napisałem jasno i wyraźnie, że obiekty przedstawione na rysunkach nie istnieją - czyżby to była nieprawda? Więc powtórzę to jeszcze raz - te reliefy nie istnieją, a co więcej autor wpisu, tak dbający o akuratność i "materialne dowody" nie był uprzejmy nas o tym poinformować. I to są fakty, więc nie bardzo rozumiem pretensje pod moim adresem.
Wirtualne dowody nie są dowodami, tym bardziej, że w nauce wielokrotnie zdarzało się, że wspaniałe odkrycia, o których w dobrej wierze pisano w poważnych publikacjach, okazywały się mistyfikacją. A kiepskiej jakości zdjęcie zrobione nie wiadomo gdzie i przez kogo nie zastąpi możliwości zbadania reliefu np. pod kątem śladów pozostawionych przez użyte do jego wykonania narzędzia, ani nie umożliwi nam stwierdzenia, czy przedstawiony na rysunku hieroglif "kh" faktycznie tak wyglądał, czy tez został tak przedstawiony przez "poprawnego politycznie" rysownika, który wiedział jak ten hieroglif powinien wyglądać, aby spełniał oczekiwania egiptologów.

"Ale nie wszystko stracone. Aquila się postarał i coś jednak znalazł:
Jak widać wszystko jest w porządku – inskrypcje są prawdziwe, ich przedstawienia jakie podałem – wiarygodne. No ale ponownie nie dziwię się, że atakujesz te inskrypcje z takim zaangażowaniem – wszak jasno i wyraźnie udowadniają nam, że istniał taki król jak Chufu i że piramidę zbudowano na jego polecenie."


Czy inskrypcje były prawdziwe - tzn. wykonane przez Egipcjan, tego niestety już nigdy się nie dowiemy. Ale czegoś nie rozumiem - w jaki sposób skalne reliefy z Synaju - przyjmując nawet, że istniały i były autentyczne - potwierdzają tezę, że piramidę zbudowano na polecenie Khufu? Jaki jest rzeczowy związek pomiędzy tymi faktami, bo jako żywo nie potrafię go dostrzec. Podobnie jak nie potrafię dostrzec związku pomiędzy kimś określonym jako "wielki bóg", a faraonem. W poprzednim wpisie napisałem, że właściwie to szkoda, że te reliefy nie istnieją, bo byłyby znakomitym dowodem na to, że Khufu był uważany za boga, a nie faraona. Niestety, z wiadomych względów nie mogę użyć tego argumentu.

"W jej komorze są bowiem jego imiona widoczne i tutaj – Chnum-Chufu oraz Medżedu. Jeżeli zaś tutaj mamy te imiona zapisane w formie zarezerwowanej dla królów (serech, kartusz, pszczoła-trzcina itp.) i w piramidzie się one powtarzają (z czego imię Medżedu zostało uproszczone a Chufu zapisywane wciąż w kartuszu) to znaczy to nie mniej ni więcej to, że albo piramidę zbudował Chufu, albo Atlanci byli niesłychanymi jasnowidzami i przewidzieli, że w przyszłości pojawi się król Chufu mający na imię również Medżedu i że Egipcjanie za kilka tysięcy lat przyjmą kartusz jako element zarezerwowany do pisania królewskich imion."

Wynika z tego raczej, że Egipcjanie, próbując wyjaśnić skąd wzięła się ta ogromna kamienna bryła przeczytali sobie inskrypcje umieszczone na jej okładzinie i uznali, że należą one do jakiegoś wielkiego władcy - półboga, albo wręcz boga, władającego Egiptem. Papirus turyński wyraźnie stwierdza, że Egipcjanie byli przekonani o tym, iż ich kraj był zarządzany pierwotnie przez bogów.

"Cóż jednak z tego, że narzędzie to używane było przez wnuka Chufu? Byłoby to czymś niezwykłym, gdyby było używane przez powiedzmy Narmera czy Neczericheta, żyjących wiele lat przed Chufu - ale wnuka tego króla? To jak najbardziej na miejscu. Nie widzę jednak, abyś tutaj potrafił wyjaśnić jak to jest, że na narzędziu tym widać wyraźnie imię Chufu zapisane przy pomocy wielu egipskich form zarezerwowanych dla władców. Masz tutaj nawet swój wyczekiwany w poprzednich postach serech. Dziwię się, że w obliczu tego wszystkiego wciąż usilnie próbujesz przekonać czytelników, że Chufu nie istniał, a tylko był jakimś mitem."

To, że to narzędzie było związane z posągiem Menkaure (a nie używane przez Menkaure) to jest przypuszczenie Reisnera, który swoją drogą lubił tworzyć różne dziwne teorie. Zostało znalezione w świątyni grobowej Menkaure, w której w okresie późnym złożono wiele przedmiotów z różnych epok aż po czasy XXVI dynastii. Niestety mimo zasad głoszonych przez szefa ekspedycji, nie ma dobrej dokumentacji eksploracji tego miejsca (istniejący raport skupia się głównie na okazałych posągach), więc nie jesteśmy nawet do końca pewni, z jakiej epoki pochodzi ten przedmiot. Również dziś w Egipcie możemy kupić różne gadżety z imionami faraonów, a w Toledo za skromną opłatą można stać się właścicielem miecza z wygrawerowanym na klindze imieniem Cyda, a nikt nie ma wątpliwości, że są one wytwarzane zupełnie współcześnie, więc wykonanie narzędzia z imieniem Khufu w jakimkolwiek okresie dziejów Egiptu nie jest niczym dziwnym, jeśli był uważany za "wielkiego boga" i patrona nekropolii. Natomiast powiązanie go z pogrzebem Menkaure jest mało zrozumiałe, bo niby dlaczego na peseshkefie nie ma imienia samego "zainteresowanego"?

"Desperacja w czystej postaci. Chnum-Chufu, imię tego króla, było rozmaicie skracane i upraszczane. W komorze jest ono zapisane na rozmaite sposoby. Koniecznie chcesz wywołać złudzenie, że napisanie słowa „Chnum” w kartuszu to coś niesłychanie niespotykanego, coś co obala całą teorię o egipskim pochodzeniu piramidy. Tymczasem w Egipcie nie widziano w tym niczego niesłychanego. Trudno przyrównywać Egipcjan do nas i ich gramatykę do naszej gramatyki itp, ale mam pewne porównanie. Wyobraźmy sobie prezydenta, który nazywa się Jan Mateusz Kowalski. Wg Ciebie należałoby uznać, że gdy w dokumentach z jego urzędowania znajdziemy wersje:
- prezydent Kowalski
- prezydent Jan Kowalski
- prezydent Mateusz Kowalski
- prezydent Jan Mateusz Kowalski
To z pewnością znaczy to, że mowa o czterech różnych osobach"


Faktycznie tak totalnie nieadekwatny przykład to czysta desperacja. Współczesne imiona i nazwiska same w sobie nic dla nas nie znaczą, są po prostu swoistymi etykietami identyfikującymi ludzi. Tym bardziej, że są to w większości imiona "z importu", pochodzące z języków, których nie znamy (w tym akurat przypadku z hebrajskiego), a w związku z tym nie rozumiemy ich pierwotnego sensu. Natomiast imiona egipskie miały znaczenie, które potrafimy najczęściej rozszyfrować. Jeśli stworzymy sobie ad hoc imiona, które naśladowałyby imiona egipskie, ale przystosowane do naszego kręgu kulturowego, to wyglądałoby to tak:

-prezydent 'Chroniony przez Jezusa Chrystusa'
-prezydent 'Chroniony'
-prezydent 'Jezus Chrystus'

No to teraz przenieśmy się jeszcze o kilka wieków wstecz (możemy przy okazji zastąpić "prezydenta" "królem") i poszukajmy odważnego, który tak "uprościłby" swoje imię, w czasach gdy chrześcijaństwo było powszechnie wyznawane przez Europejczyków. Egipcjanie byli ludźmi bardzo pobożnymi, czego dowód możemy znaleźć choćby na przestawionej w poprzednim wpisie scenie ze świątyni w Deir el Bahari. Kamieniarz, skuwający ze ściany imię Hatszepsut pozostawił, stanowiące jego część, imię boga Amona, które było dla niego nietykalne! Jak więc mamy uwierzyć w to, że jakiś władca, którego istotnym zadaniem było służenie bogom, ośmieliłby się używać imienia jednego z nich?

"Cytat
I za pomocą tego śmiałego stwierdzenia, Aquila prześlizgnął się niepostrzeżenie nad dziwną zmianą kolejności hieroglifów, o której pisałem: "Jeśli natomiast porównamy zapisy 1 i 2 to stwierdzimy, że o ile pierwszy należy przeczytać kh-w-f-w, to drugi kh-f-w-f. To tak jakbyśmy pisali raz Adam, a kiedy indziej Dadm i utrzymywali, że chodzi o to samo imię. Egipcjanie pamiętali o swoim wielkim faraonie przez tysiące lat, tylko nie wiedzieli jak się nazywa ? To o kim w takim razie pamiętali?
Jak już wspomniałem – nie powinno się oceniać hieroglifów i egipskiego pisma przez pryzmat naszej gramatyki. Proponuję, aby Twoi koledzy wyjaśnili Ci czemu nie widzą w tym niczego niezwykłego, a jeżeli widzą – to proponuję, aby przekonali do swoich racji tych egiptologów, którzy nie widzą w tym niczego, co mogłoby w najmniejszym stopniu obalić fakt, że to Chufu zbudował piramidę."


Nie bardzo rozumiem co ma tu do rzeczy gramatyka - nie dyskutujemy o formach gramatycznych, bo egipskie imiona zawsze były zapisywane w pierwszej osobie liczby pojedynczej, tylko o użyciu takich czy innych hieroglifów. I wciąż nie mogę się dowiedzieć w jaki sposób Kh-w-f-w zmienił się na Kh-f-w-f i jakie to reguły egipskiego pisma sprawiają, że mamy wierzyć, że jest to to samo imię (czyli Aquila prześlizgnął się po raz wtóry). A co do tej śmiałej propozycji, to wydaje mi się, że nie dyskutuję z moimi kolegami i oni nie muszą nic wyjaśniać z tego prostego powodu, że nie biorą udziału w tej debacie.

"Cytat
Przyznam się, że tego nie rozumiem - oto mamy jeden z dwóch oficjalnych "dokumentów", w których imię Khufu figuruje wśród władców Egiptu, ale jeśli coś się nie zgadza, to jest to nieistotne, bo "mamy wiele innych dowodów". To samo można oczywiście powiedzieć w przypadku każdego z tych dowodów i wtedy cała teoria będzie podtrzymywana mocną wiarą osób, które ją głoszą - a które oczywiście wciąż podkreślają wagę "materialnych dowodów". No ale zostawmy to i przyjmijmy, że tablica faktycznie mogła się wytrzeć, bo koncept z "malowanymi paskami", rozpowszechniony zresztą na różnych stronach egiptologów-amatorów raczej nie jest sensowny.
"Cieszę się, że w końcu to przyznałeś – faktycznie imię Chufu jest tutaj oficjalnie podane jako imię jednego z królów Egiptu. Co więcej – pojawia się ono we właściwym miejscu – jako następca Snofru i poprzednik Dżedefre"


Ja z kolei się cieszę, że Aquila, dla którego tablica z Karnaku była niewiarygodna, gdyż nie zawierała imion faraonów z IV dynastii, jest teraz usatysfakcjonowany i w pełni przekonany o absolutnej prawdziwości tablicy z Abydos, która podaje te imiona. Tylko za nic nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ja czytałem coś takiego: "Wybiórczość, tylko i wyłącznie. Stosowana po to, aby „udowodnić” z góry przyjętą teorię".

"Piszesz, że imię to jest napisane z błędem, ponieważ zamiast okręgu z paskami (znak „ch” – jak w imieniu „Chufu”) jest tutaj podany pusty krąg (co wg Ciebie sugeruje „ra” – tym samym nie pasujące do imienia „Chufu”). Z tym, że po pierwsze spotkałem się z wyjaśnieniem, że pusty okrąg to może być zarówno „ch” jak i „ra” – wszystko zależy od kontekstu."

Od jakiego kontekstu? Skoro powiedzieliśmy A, to trzeba powiedzieć też B, bo inaczej to stwierdzenie nic nie wyjaśnia.

"I faktycznie – hieroglif AA1 - „ch” był standardowo zapisywany jako okrąg z paskami, hieroglif N5 - „ra” zaś jako okrąg z kropką czy też mniejszym okręgiem w środku. Obie wersje posiadają w środku jakiś detal – kropkę/mniejszy okrąg lub paski. Pusty okrąg był zaś stosowany jako uproszczenie – dlatego na przykład na podanych pieczęciach nie ma on żadnych detali – ani kropki, ani pasków. Kontekst jednak wyraźnie mówił o jaki znak chodziło – w tym przypadku o „ch” – wszak pieczęci tych używano za czasów Chufu."

Tych pieczęci z całą pewnością nie używano za czasów Khufu, bo są to pieczęcie instytucji pod nazwą "osada przy piramidzie wielkiego boga Fure" (za kartuszem znajdują się dwa znaki, identyczne z tymi, o których pisałem w odniesieniu do reliefu z Wadi Maghara i znaczące "wielki bóg"). No chyba, że faktycznie jakiś bóg był tak dobry, aby zstąpić na ziemię, a nawet zrobił sobie służbową pieczątkę.

"A co w przypadku listy królów z Abydos o jakiej mówi mamma? No mamy tam ten nieszczęsny pusty dysk, który w kartuszach znajdujących się obok oznacza bezsprzecznie „ra” czy też „re” (Chafre, Dżedefre) a nie „ch”. Przyjrzyjmy się jednak wcześniej czemuś innemu:
To hieroglif przedstawiający gałąź, uzupełniany często znakami AA1 – naszym „ch” oraz X1 – „t”."


Ale kluczowym pytaniem, na które Aquila nie odpowiada jest to, dlaczego jest on "uzupełniany" tymi znakami?

"Ten wstęp zaś o znakach, paskach lub ich braku a także kolorach przygotowałem po to, aby pokazać najważniejsze zdjęcia – ze świątyni w Abydos:
I pewien detal widoczny na zdjęciu powyżej:
Oto nasz znak „ch” – jest zarówno pozbawiony pasków (choć to bezdyskusyjnie znak „ch” – taki sam jak w imieniu „Chufu”, tutaj użyty jak w poprzednich przykładach pod hieroglifem wyglądającym jak gałąź) jak i... posiadający na sobie ślady farby. Co ciekawe – ślady są koloru zielonkawego/niebieskawego – czyli idealnie pasują do poprzednich przedstawień tego hieroglifu."


Warto byłoby jeszcze rozumieć co tam jest napisane, prawda? Bo w taki sposób możemy mówić o rysunkach. Ale to nie są rysunki, tylko znaki pisma, które mają określone znaczenie. Więc jeżeli mamy traktować poważnie taki pomysł, to tylko pod warunkiem, że umieszczając w tym miejscu głoskę "kh" otrzymamy sensowny tekst. A czy otrzymamy? Tej informacji niestety Aquila nam poskąpił, a dopiero ona pozwoliłaby ocenić, czy hipoteza Aquili ma jakąkolwiek wartość.

"Oto najprawdopodobniej rozwiązanie zagadki jaką postawił nam mamma. Dlaczego w liście królów z Abydos imię władcy o imieniu Chufu zostało zapisane przy pomocy takiego samego znaku, jak w imionach zawierających znak „ra/re”? Dlaczego w przypadku Chafre mamy odczytywać go jako „re” a w przypadku Chufu już jako „ch”? To proste – jak widać na większej wersji obrazka (tego w dużej rozdzielczości) znaki „ch” i „re” upraszczano do wersji „pustego okręgu/dysku”. Zatem nie stosowano w Abydos ani pasków ani kropek."

W Abydos nie stosowano kropek, ponieważ w epoce Nowego Państwa znak "re" (stosowany już zresztą niemal wyłącznie na oznaczenie imienia boga) zapisywano zawsze jako pełne koło, bez jakichkolwiek dodatków - w tym czasie nie było to uproszczenie znaku tylko norma.

"Dla rozróżnienia jednak malowano te dyski/koła na różne kolory – gdy chodziło o znak „re” (czy też „ra”) – używano czerwieni, gdy „ch” – koloru zielonkawego. To przewidywalne – często malowano hieroglify na rozmaite kolory, które dziś są już niewidoczne (podobnie było w przypadku wielu antycznych rzeźb, które dziś w muzeach są już bez śladów farby).
I w ten sposób dochodzimy do momentu, w którym lista królów z Abydos staje się normalną listą królów a imię Chufu na niej widoczne – jak najbardziej właściwym imieniem tego króla. Tutaj moglibyśmy zakończyć tę krucjatę której celem jest zamienienie króla Egiptu w mityczną postać, ale przyjrzyjmy się jeszcze drobnemu detalowi z listy królów w Sakkarze jaką zaprezentował nam wcześniej mamma:
JA TAM SIĘ NIE OBRAŻĘ, ŻE TO TYLKO RYSUNEK"


Ja się nie obrażę jeśli się obrazisz. Nawet więcej: pójdę Ci na rękę i poproszę czytelników, aby wykreślili wszystkie fragmenty dotyczące tablicy z Saqqary. Więc jeśli chcesz się do tej prośby przyłączyć, to nie ma sprawy, potwierdź tylko ten fakt w komentarzach i nie będziemy musieli zawracać sobie tą tablicą głowy.

"Znak w imieniu Chufu posiada paski, w Chafre i Menkaure zaś... ledwo zauważalne mniejsze ślady po kropkach. Tutaj widocznie zamiast kolorować postanowiono zaznaczyć różnicę przy pomocy detali (które to może i dodatkowo również pokolorowano, kto wie?)."

Tutaj każde przypuszczenie jest czystą spekulacją, bo nie wiemy jak ten rysunek ma się do oryginału - który przecież fizycznie istnieje (no chyba, że go zjadły myszy) w Muzeum Egipskim, ale dziwnym trafem jest to obiekt tak tajny, że nie istnieją nawet żadne jego zdjęcia - nie wiadomo nawet, czy są tam jakiekolwiek kropki, czy paski, czy też jest to "jedynie poprawna" wersja, na której rysownik umieścił nie tylko to co widział, ale i to, co "powinien" widzieć, opierając się na wiedzy z początków XX wieku (bo ten rysunek został wykonany w roku 1904).

"Dlatego też „koncept z malowanymi paskami rozpowszechniony zresztą na różnych stronach egiptologów-amatorów” jest jak najbardziej sensowny. Bezsensowne jest zaś upatrywanie w tym napisie „dowodu” na istnienie „Raufu” czy też argumentu przeciw istnieniu władcy o imieniu „Chufu”
No ale to by było na tyle odnośnie tych wątpliwości i bajek o pisowni „Raufu/Rafu/Fure” (w zależności jak kto chce czytać to imię ze znakiem „re” zamiast „ch”) zamiast „Chufu”.


Faktycznie: dość bajek; zajmijmy się poważnymi rzeczami i spróbujmy rozszyfrować ten tajemniczy "kontekst", o którym pisał Aquila, choć niestety nie wyjaśnił na czym miałby on polegać. A w przypadku pisma kontekst może wynikać wyłącznie z formalnych reguł, albo zwyczajów charakterystycznych dla tego pisma - a na pewno nie ze znaczeń słów! Bo pismo służy do przekazywania treści, których czytający może nie znać, a mimo to musi je jednoznacznie rozumieć. W związku z tym piszący nie może odwoływać się do wiedzy czytelnika (której ten może nie posiadać), ale wyłącznie do formalnych zasad pisma. Jaki więc jest ten językowy kontekst? W zapisach hieroglificznych stosowano zwyczaj (bo nie jest to stała reguła) dublowania hieroglifów w przypadku, gdy pierwszy z nich oznaczał dwudźwięk lub trójdźwięk. Dublowanie to polegało na dodawaniu do hieroglifu oznaczającego wielogłoskę hieroglifów oznaczających pojedyncze głoski już zawarte w poprzedzającym je znaku - albo wszystkie, albo ostatnią (lub dwie ostatnie w przypadku trójgłosek). Na przykład pisząc hieroglif (dwudźwięk) o wartości "m-n" dopisywano niekiedy hieroglify oznaczające "m" i "n", lub pojedynczy hieroglif oznaczający "n" (ten drugi przypadek możemy zaobserwować w przytaczanym już zapisie imienia Amona). Jeśli Egipcjanie pisali hieroglif o wartości "m-w-t", to często dodawali po nim hieroglify "w" i "t" lub "t", a "(a)nkh" bywał uzupełniany hierohlifami "n" i "kh", itp. Cel tego zwyczaju jest dla nas nieznany, tym niemniej był on stosowany przez całą historię pisma hieroglificznego.
Dołączona grafika
W przedstawionym przez Aquilę przykładzie mamy hieroglif w kształcie gałęzi, mający wartość "kh-t", oraz dodane do niego hieroglify oznaczające pojedyncze głoski - "kh" (pamiętajmy, że nie jest to dwugłoska, a wyłącznie konwencjonalna transliteracja na nasz alfabet jednej z form głoski "h") oraz "t". Trzy przedstawione hieroglify były czytane "kh-t" (khet), a więc identycznie, jak pojedynczy hiroglif "kh-t" (mający postać gałęzi), a obecność hieroglifu "kh-t" jednoznacznie wskazywała na wartość fonetyczną następujących po nim znaków. Jasno z tego wynika, że użycie koła jako uproszczonej reprezentacji głoski "kh" jest możliwe wyłącznie pod warunkiem, że występuje ono po hieroglifie oznaczającym dwu- lub trójgłoskę - o czym zresztą dokładnie informują podręczniki języka i pisma egipskiego (a co rzecz jasna nie znajduje odzwierciedlenia w zbiorczej klasyfikacji egipskich hieroglifów, zamieszczanej w dodatkach do tych podręczników).
Jeśli więc mamy gałąź - dwugłoskę "kh-t", po której następuje hieroglif oznaczający głoskę "kh" oraz hieroglif oznaczający głoskę "t", to istotnie nie ma wątpliwości, że znak koła reprezentuje głoskę "kh", gdyż wynika to z obecności przed nim znaku "kh-t" i jest zgodne z regułą pisowni, pozwalającą na uproszczenie znaku w takim położeniu. Dodatkowo mamy informację zawartą w kolorze znaku, co jest charakterystyczne przede wszystkim dla okresu Nowego Państwa, kiedy hieroglify, używane we wnętrzach świątyń i grobowców były pokrywane farbą o różnych kolorach (ale każdy hieroglif był pokrywany w całości jednym kolorem, malowanie pasków, kółek, itp. nie było stosowane). I to jest cały "kontekst", o którym mówimy - uproszczenie znaku było możliwe pod warunkiem, że reguły pisowni pozwalały na jednoznaczne zidentyfikowanie hieroglifu - sama jego barwa nie była wystarczającym warunkiem, gdyż Egipcjanie doskonale zdawali sobie sprawę z nietrwałości barwników. A w związku z tym, występujący poza złożeniem wielogłoska-pojedyncze głoski znak oznaczający "kh", mimo, że niekiedy barwiony, był zawsze przedstawiany w swej podstawowej formie. Jeżeli teraz weźmiemy pod uwagę karusze z imieniem Khufu/Fure, to zauważymy, że w ich przypadku interesujący nas znak występuje jako pierwszy, nie jest więc poprzedzony przez żadną wielogłoskę, a w związku z tym nie istnieje informacja konieczna do uproszczenia znaku i musiałby występować on w swej podstawowej formie koła przeciętego kilkoma równoległymi liniami, nawet gdyby był barwiony, co jednak w większości przypadków na pewno nie ma miejsca, a na pieczęciach byłoby to po prostu niemożliwe. W związku z tym nie istnieje jakikolwiek "kontekst" pozwalający na uproszczenie znaku.

Na zdjęciu z grobowca Khufu-Khafa (G 7140) mamy doskonały przykład tego, że znak nie był upraszczany, jeśli nie był związany z wielogłoską:
Dołączona grafika
Jak widać, w kartuszu mamy czyste koło, zaś po prawej stronie (poniżej powiększenia) mamy, wskazany strzałką, hieroglif "kh" w jego pełnej formie. (zdjęcie pochodzi ze strony Collinsa, ponieważ nie udało mi się go znaleźć w żadnym "oficjalnym" źródle)

"Cytat
Rzeczywiście to jest niezwykle intrygujące, czy raczej: byłoby to niezwykle intrygujące, gdyby to była prawda. Tymczasem rysunek otoczonej murem piramidy, oznaczany w powszechnie stosowanym systemie Gardinera jako O24, jest determinatywem wskazującym dokładnie na to, co przedstawia, tzn. piramidę.
Co jest przecież równoznaczne."


Czyli od jutra idąc na cmentarz możemy mówić "idę na piramidę X-a"? Piramida to piramida, a grobowiec to grobowiec, są to dwa różne słowa, odnoszące się do dwóch różnych rzeczy i nie jest prawdą, że rysunek piramidy był determinatywem oznaczającym grobowiec.

"To uogólnienie, ponieważ stosowano wiele znaków oznaczających grobowiec – oprócz wspomnianego przeze mnie O24 i Twojego O1 również O20 (kaplica), O6, O7 (duży budynek), N27 (horyzont), N33 (piasek) czy N23 (farmy)"

To, że determinatyw oznaczający dużą budowlę jest używany również w odniesieniu do (dużych) grobowców, które są budowlami, nie jest chyba dziwne. Ale zobaczmy dalej:
O20 shrine - det.(erminative): 'shrine'
N27 ideo.(gram): 'horizon'
N33 det. - 'sand'
N23 ideo. or det. in 'hill country', 'forest land'; det. 'desert', 'necropolis'
Jak widać, Gardiner ma w tej kwestii stanowczo inne zdanie niż Aquila. Ale nie jest to szczególnie istotne, bo to co najważniejsze to fakt, że - jak napisałem w poprzednim poście - piramida (znak O24) jest determinatywem oznaczającym piramidę, a nie grobowiec.

"odsyłam do Listy Znaków Gardinera – pogrupował on hieroglify i nadał każdemu oznaczenie – literę i cyfrę."

Będę się musiał w takim razie z tym zapoznać.

"(na pierwszych dwóch zdjęciach widoczne są fragmenty jego posążka z imionami „Chufu” przy stopach, na ostatnim jedyna zachowana w całości figurka tego króla – w królewskiej koronie i z królewskim biczem nechacha w dłoni. Na tronie widnieje imię „Medżedu” – jedno z imion Chufu."

Jakże mogłoby zabraknąć tych wielkich trofeów Reisnera? Są to przecież decydujące dowody na rzecz tezy o zbudowaniu piramidy przez Khufu, chociaż zapewne wynika to, jak zwykle, nie z samych tych posążków, ale z "innych źródeł".
Jest to jednak dobra okazja do przedstawienia rzetelności opisu eksponatów przez muzea. Jeden z tych artefaktów jest opisany:
"Old Kingdom, Dynasty 4, reign of Khafre or Menkaura" - brak informacji o miejscu znalezienia (nota bene, tej informacji brak również w raporcie Reisnera z prac ekspedycji).
Drugi:
"Egyptian, Old Kingdom, Dynasty 4, reign of Khufu, 2585–2560 B.C. - znalezione w grobie G2391" (tej informacji również brak w raporcie Reisnera). W jaki sposób fragment posążka znalezionego w grobie pochodzącym z czasów VI dynastii został jednoznacznie zakwalifikowany jako pochodzący z czasów IV dynastii, to niestety pozostaje tajemnicą pracownika muzeum. Zresztą muzeum bostońskie słynie z niefrasobliwości w opisie eksponatów i datowanie artefaktów będących wyposażeniem jednego grobowca na epoki oddalone o 200 lat nie jest tam niczym niecodziennym.

A pikanterii sprawie trzeciego posążka nadaje artykuł Hawassa (tak, tak: tego Hawassa) w którym stara się on udowodnić (dość zresztą sensowną metodą), że pochodzi on z czasów XVI dynastii. Uwaga duży plik pdf. - długo się ściąga!

Przy okazji: czy mi się zdaje, czy znowu niegramotny kamieniarz wpisał niewłaściwy hieroglif (a może go sobie uprościł)?
Dołączona grafika
"Pogrubiony fragment wyraźnie udowadnia nam, że za czasów tego króla piramidy w Gizie były bezsprzecznie uważane za miejsca spoczynku królów Chufu i Chafre – że nie tylko były one zbudowane przez nich, ale że wciąż znajdowały się tam ich zmumifikowane ciała. "
Gdzie nie ma ani słowa o tym, że ciało Chufu wciąż się tam znajdowało, ale że panowało takie przeświadczenie. Podobnie było prawdopodobnie w przypadku Hetepheres – matki Chufu. Jestem prawie pewny, że rodzina była przekonana o tym, że w jej grobowcu znajduje się jej nienaruszone ciało. Jak już wiemy, nieszczęśliwy los sprawił, że tak się nie stało.
Dlatego choć Egipcjanie jeszcze 1000 lat później wiedzieli kto i po co zbudował tę piramidę to wcale nie oznaczało to niczego więcej poza tym, że oni naprawdę tak myśleli."


No proszę tyle czasu, tyle wpisów, aby w końcu Aquila doszedł do tego, że egipskie przekazy nie mówią o historii tego kraju, tylko o tym, co Egipcjanie myśleli na jej temat, a więc że ich twierdzenia, że mieli w swych dziejach faraona Khufu, który wybudował wielką piramidę oznaczają tylko tyle, że "oni naprawdę tak myśleli".


W debacie, w której przyszło mi reprezentować nieortodoksyjną teorię dotyczącą autorstwa piramidy Cheopsa, starałem się zarysować i w miarę możliwości uwiarygodnić hipotezę o jej przedegipskim pochodzeniu. Ponieważ - jak zaznaczyłem w pierwszym wpisie - nie dysponujemy materialnymi dowodami istnienia wcześniejszej niż egipska rozwiniętej cywilizacji w dolinie Nilu, więc starałem się określić możliwe źródło takiej cywilizacji i odnaleźć jej ślady nie w miejscu jej powstania, ale w samym Egipcie. Była to więc opowieść o możliwej, choć nieodkrytej cywilizacji, której przedstawiciele zamieszkiwali zachodnią deltę Nilu i przylegający do niej obszar dzisiejszej pustyni, a ówczesnej sawanny. Pogląd o szybszym niż w delcie Nilu postępie cywilizacyjnym na terenie sawanny nie jest zresztą oryginalny - podobne przekonanie uzasadnia w swojej książce "Genesis of the Pharaohs" angielski egiptolog Toby Wilkinson. Właśnie egiptolog, bo wbrew opinii Aquili egiptolodzy nie są grupą mówiącą jednym głosem i posiadającą identyczne przekonania. Ich poglądy na wiele kwestii często się różnią, niekiedy bardzo dalece. Koncepcja Wilkinsona nie jest tak daleko idąca, gdyż - jak widać z tytułu jego książki - poszukuje on źródeł kultury egipskiej, a nie przed-egipskiej i lokuje je nie po zachodniej, ale wschodniej stronie Nilu, na dzisiejszej pustyni, która kilka tysięcy lat temu również była sawanną. Dlaczego na sawannie? Wilkinson odpowiada: "cultural complexity, was not borne of an easy agricultural lifestyle by the banks of the river, but of the fight for survival in more difficult terrain." A gęstość i różnorodność tkanki kulturowej jest koniecznym warunkiem powstania przestrzeni symbolicznej, napędzającej, ukierunkowującej i stabilizującej postęp cywilizacyjny w sposób nieosiągalny dla czysto praktycznych, "życiowych" motywacji. Rozpowszechniony jest co prawda pogląd, że wielkie cywilizacje zawsze powstawały w dolinach rzek, ale jest on oparty na klasycznych przykładach Egiptu i Międzyrzecza i nie bierze pod uwagę większości innych cywilizacji. Tymczasem najwspanialsza kultura, jaka powstała w Europie narodziła się na niemal pozbawionym rzek Półwyspie Bałkańskim. Tak więc sawannowe tereny dzisiejszej Sahary, szczególnie w sąsiedztwie gór i wybrzeża morskiego były terenem najbardziej predestynowanym do szybkiego postępu cywilizacyjnego. Ale ponieważ wciąż nie posiadamy materialnych świadectw istnienia tam zaawansowanej cywilizacji, próbowałem wskazać kilka elementów w kulturze i historii Egiptu, które są na tyle niezwykłe, że ich genezy jest bardziej zrozumiała, jeśli przyjmiemy wpływ wcześniejszej, wyżej stojącej cywilizacji. Są to:

Pojawienie się skomplikowanego systemu pisma, które, pomimo swojej złożoności, niemal nie ewoluowało przez ponad dwa tysiące lat egipskiej historii, co wskazuje na jego obce pochodzenie i - w pojęciu egipcjan - boski status tego pisma.
Zadziwiająca inklinacja egipskich władców do budowania piramid o charakterze grobów, która nie znajduje wystarczającego wyjaśnienia w pragmatycznych przesłankach - chęci zapewnienia bezpieczeństwa mumii i wyposażenia grobowego, który to cel mógł być osiągnięty z lepszym skutkiem innymi, mniej kosztownymi metodami.
Związana z tym niezwykła pozycja piramid, a szczególnie piramidy Cheopsa w życiu religijnym, a nawet społecznym Egipcjan. Oba te punkty wyraźnie wskazują na nie pragmatyczną, lecz religijną rolę piramidy, jako łącznika między światem ludzi i bogów - niebem i ziemią (i krainą zmarłych).
Dość niezwykła, nawet jak na religię egipską ewolucja pozycji Khnuma dość radykalnie zmieniającego swoją rolę i terytorialny zakres kultu od czasów wczesnej państwowości do okresu Nowego Państwa oraz umiejscowienie jego miejsca kultu na Elefantynie, w sąsiedztwie kamieniołomów asuańskich.
Istnienie w Egipcie w czasach Solona podania (legendy) o silnym ośrodku państwowym na zachodniej granicy Egiptu.
I wreszcie materialny dowód w postaci kawałka żelaza znalezionego pod dwoma warstwami kamieni rdzenia piramidy Cheopsa.

Jak jednak łaskawi czytelnicy zauważyli wiele uwagi poświęciłem "dowodom negatywnym", a więc argumentom mającym wykazać, że to nie Egipcjanie za panowania Khufu byli budowniczymi piramidy Cheopsa, a nawet więcej, że istnienie faraona o takim imieniu jest słabo udokumentowane, a więc niepewne i faraon ten jest raczej produktem ludowej legendy, stworzonej dla wyjaśnienia istnienia piramidy i otaczającego ją nimbu wielkości i niezwykłości oraz roli w kulcie religijnym. Legenda ta powstała zapewne w pierwszym okresie przejściowym, gdyż w Starym Państwie postać Khufu (Fure(?)) wyraźnie ma jeszcze charakter bóstwa. W celu podważenia historyczności Khufu i jego autorstwa wielkiej piramidy starałem się pokazać, że przesłanki na których opiera się pogląd o jego panowaniu w czasach IV dynastii są dalece niewystarczające dla uzasadnienia tego poglądu, a ich stosowanie ma tendencję do wpadania w pułapki logiczne. I mam nadzieję, że udało mi się zachwiać wiarę czytelników w podręcznikową wersję historii Egiptu i wskazać wszystkie słabości tezy o piramidzie jako grobowcu faraona Khufu. Bo historia Egiptu, szczególnie historia władców w okresie Starego Państwa jest w istocie oparta na bardzo wątłych podstawach faktograficznych. Co prawda, jeżeli weźmiemy do rąk książkę o historii Egiptu lub jakieś popularne "żywoty faraonów", to z pewnym zaskoczeniem stwierdzimy, że zawiera ona bardzo dużo szczegółów dotyczących panowania i stosunków rodzinnych władców Egiptu. Nasze zaskoczenie będzie jednak jeszcze większe, jeśli zapoznamy się z innymi książkami na ten sam temat, gdyż zauważymy, że podawane tam informacje różnią się i to niekiedy dość dalece. Daty panowania, które były podane z zadziwiającą dokładnością w książce X są inne w książkach Y i Z, a różnice sięgają często ponad stu lat. To samo dotyczy imion żon, synów i córek, a nawet kolejności panowania władców, nie mówiąc już o twierdzeniach, dotyczących wieku faraonów w momencie obejmowania przez nich władzy. Aquila kilkakrotnie stwierdził, że Khufu wstępując na tron był człowiekiem w podeszłym wieku. Problem w tym, że nie zachowały się metryki urodzin członków egipskich dynastii panujących, więc takie stwierdzenie jest czystą spekulacją. W jaki bowiem sposób można określić wiek faraona w momencie jego koronacji? Da się to zrobić tylko w dwóch przypadkach. Po pierwsze, jeżeli zachowała się mumia faraona i badania szkieletu mogą dać odpowiedź na pytanie o przybliżony wiek w momencie śmierci, co w połączeniu z informacją o długości panowania pozwala na wyciągnięcie wniosku dotyczącego interesującej nas kwestii. Po wtóre, można niekiedy odwołać się do ikonografii - jeśli w dekoracji świątyni zbudowanej przez ojca jakiegoś faraona pojawia się on w jego towarzystwie jako dziecko, czy młodzieniec, a przy tym wiemy, kiedy ta świątynia powstała, to może to być istotną wskazówką pozwalającą na ocenę wieku interesującego nas faraona. Jest jeszcze jedna możliwość, polegająca na szczęśliwym przypadku bardzo długiego panowania jakiegoś władcy (jak np. Ramzesa Wielkiego) - można wtedy bez ryzyka błędu przyjąć, że wstąpił na tron w młodym wieku. Problem w tym, że metody te są możliwe do zastosowania właściwie wyłącznie w przypadku władców z okresu Nowego Państwa, podczas gdy historia życia wcześniejszych faraonów jest bardzo trudna do poznania ze względu na brak wspomnianych wyżej źródeł. Okres panowania - nawet gdybyśmy potrafili go ustalić z całą pewnością - o niczym nie świadczy, jeśli nie przekracza czterdziestu, czy pięćdziesięciu lat, gdyż władca panujący np. 25 lat mógł wstąpić na tron w wieku lat 40 i dożyć wieku emerytalnego, albo zostać koronowanym jako dwudziestolatek i pożegnać się z tym światem w wieku lat 45, a oba te scenariusze są równie prawdopodobne.
Niezwykła precyzja rekonstrukcji dziejów Egiptu okazuje się tym samym dość wątpliwej natury. I w gruncie rzeczy nie ma się czemu dziwić, jeśli pamiętamy, że mówimy o okresie sprzed 4-5 tysięcy lat i o państwie, które nigdy nie posiadało liniowej miary czasu. Sytuacja jest nieco lepsza w przypadku Nowego Państwa, gdyż zachowało się więcej dokumentów, a ponadto, Egipt jako światowe mocarstwo miał liczne kontakty z innymi państwami, których archiwa również w części się zachowały, a to pozwala na korelację zawartych w nich przekazów. Ale w odniesieniu do wczesnego okresu egipskiej historii jesteśmy w dużej mierze skazani na domysły i rekonstrukcje oparte na znikomym materiale faktograficznym. Wiele ośrodków starożytnego Egiptu zostało porzuconych lub przebudowanych jeszcze w czasach istnienia tego państwa, wiele zostało zniszczonych później dla pozyskania materiałów budowlanych, a przez chrześcijan i muzułmanów także ze względów religijnych. Dodajmy do tego plądrowanie świątyń, grobowców i skrytek grobowych przez Arabów, a w końcu działalność europejskich "archeologów" w wieku XVIII, XIX, a nawet na początku XX, a będziemy mieli obraz tego, jak niewdzięczną pracą jest rekonstrukcja egipskiej historii i kultury. Europejskie i amerykańskie muzea posiadają w swoich zbiorach wiele artefaktów, o których nie wiadomo nawet gdzie i kiedy zostały odnalezione i jeszcze więcej takich, które nie mają dokumentacji archeologicznej, wiadomo tylko, że pochodzą z Karnaku, Gizy, czy jakiejś osady na Synaju. Europejczycy, nawet wysyłani do Egiptu przez poważne instytucje, nie prowadzili wykopalisk archeologicznych w dzisiejszym rozumieniu tego terminu - ich zadaniem było zdobycie (często na czarnym rynku) jak największej liczby eksponatów do kolekcji prywatnych lub muzealnych. Prezentowana przeze mnie w poprzednim wpisie pieczęć osady świątynnej przy piramidzie Cheopsa z muzeum Petriego, została, jak informuje muzeum, przez Petriego po prostu ... kupiona od jakiegoś arabskiego poszukiwacza skarbów. Tak zdobyty materiał jest często dla egiptologii bezwartościowy, gdyż nie ma żadnego kontekstu archeologicznego. Z tych wszystkich względów każda rekonstrukcja egipskiej historii jest pewnym przybliżeniem, swego rodzaju "opowieścią o Egipcie", tak jak jest on postrzegany przez jakiegoś autora, czy środowisko badaczy, a więc relacją o aktualnym stanie wiedzy i najbardziej prawdopodobnych lub najszerzej akceptowanych interpretacjach posiadanego materiału, pozostawiającą jednak spory margines niepewności. Jest to oczywiście doskonale widoczne w specjalistycznych wydawnictwach, w których toczą się zaciekłe spory o wiele kwestii dotyczących historii Egiptu, rzadko natomiast dociera do czytelników popularnych opracowań, które w zamian porażają ilością szczegółów o życiu codziennym egipskich władców, nawet tych, o których tak naprawdę niemal nic nie wiadomo. Ostatnio np. mamy wręcz wysyp książek i filmów o Hatszepsut, chociaż nasza wiedza o jej życiu jest w istocie bardzo skąpa. Trzeba więc mieć na uwadze, że żadne opracowanie historii Egiptu nie jest ostateczną, nienaruszalną, ani nawet powszechnie akceptowaną prawdą, a dziś wyrażane poglądy mogą jutro trafić do lamusa. A co więcej - taka sytuacja nie będzie niczym niezwykłym, ani bulwersującym. Powiedziałbym nawet, że rzeczą bulwersującą byłaby sytuacja odwrotna - zamrożenie wiedzy na jakimś poziomie i odrzucanie wszystkich nowych hipotez.
Sceptycyzm nie polega na zaprzeczaniu temu, co wykracza poza przyjęte wcześniej poglądy i odrzucaniu a priori wszystkiego, co z tymi poglądami niezgodne. Słowo sceptycyzm pochodzi od greckiego skeptomai - roztrząsam. Dla sceptyka każdy pogląd jest w równym stopniu "podejrzany o nieprawdziwość", a ściśle: żaden nie jest - w potocznym rozumieniu - prawdziwy, a różnią się tylko ilością i jakością wspierających je przesłanek. I dokładnie w taki sposób funkcjonuje nauka, której podstawą jest świadomość niepełności wiedzy i tymczasowości teorii naukowych. W momencie, w którym teorie stałyby się dogmatami, nauka przestałaby istnieć, zamieniając się w quasi-religię. W związku z tym operowanie argumentami, że coś jest "oczywiste", "nie ulega wątpliwości", z tego tylko względu, że jest uznaną wersją przeszłości jest w istocie ... antysceptyczne i w gruncie rzeczy przeczy samej istocie nauki, dla której sceptyczne nastawienie do każdej teorii, dowodu, czy argumentu jest naturalne i pożądane.
Oczywiście rygory metodologiczne historii nie są tak ścisłe jak nauk przyrodniczych, ponieważ historia przypomina raczej mozaikę złożoną z wielu fragmentów, a nie system współzależnych elementów, więc wymiana, odrzucenie lub dodanie jakiegoś fragmentu nie falsyfikuje obrazu przeszłości. Tym niemniej funkcjonuje ona w ramach pewnej przyjętej "teorii" - obrazu przeszłości. W jaki sposób ten obraz powstaje? Spotykamy się ze śladami jakiejś cywilizacji i informacjami o niej w źródłach pisanych i próbujemy na ich podstawie odtworzyć jej kształt i grubą kreską zarysowaną historię. Mamy więc swego rodzaju szkielet, zarys zasadniczych części naszej "teorii", który później uzupełniamy kolejnymi, często nowo odkrywanymi, elementami. W tym procesie następuje jednak pewien moment krytyczny, w którym nasza konstrukcja jest na tyle kompletna, że tworzy dość spójną i logiczną całość. I od tej chwili wszystkie nowe elementy zaczynają być interpretowane w sposób potwierdzający przyjętą "teorię", a te, które mimo najlepszych chęci nie dają się do niej wpasować są dyskretnie odkładane do schowka, gdzie czekają na lepsze dla nich czasy. A czasy te najczęściej nadchodzą dopiero w momencie, kiedy schowek jest na tyle wypełniony, że trzeba go zamykać pomagając sobie kolanem, lub kiedy nastąpi jakieś spektakularne odkrycie, którego w żadnym przypadku nie da się włączyć do już zbudowanej konstrukcji. Ale musi to być odkrycie rzeczywiście wyjątkowe, bo gdyby np. jakiś dzielny archeolog natrafił w Egipcie na resztki niewielkiego osiedla sprzed sześciu tysięcy lat, o poziomie odbiegającym od innych terenów zamieszkałych w tym okresie, to zostałoby to zinterpretowane w ramach obowiązującego obrazu przeszłości jako osiedle egipskie! A ponieważ resztki domostw, trochę skorup i dwa szkielety nie mogłyby wiele powiedzieć o mieszkańcach, to taka interpretacja byłaby nie tylko prosta, ale również zrozumiała. Spory dotyczyłyby co najwyżej tego, czy był to odosobniony "skok cywilizacyjny" spowodowany szczególnie korzystnymi warunkami, czy może był to wynik działania jakiegoś lokalnego, ekscentrycznego geniusza, którego pomysły popadły jednak szybko w zapomnienie. Nie jest to zresztą wyłącznie przypadłość historii - w naukach przyrodniczych spotkamy się z taką samą sytuacją. Nazywa się to niekiedy "normalnym" okresem uprawiania nauki, nastawionej na potwierdzanie obowiązującej teorii.
Dobrym przykładem takiego postępowania jest sprawa żelaznej płytki, znalezionej w piramidzie Cheopsa. Dwa przeprowadzone w krótkich odstępach czasu badania skutkowały różnymi wnioskami - pierwsze z nich mówiło o wyrobie antycznym, drugie o wyrobie post-średniowiecznym, chociaż opis samego przedmiotu był w zasadzie identyczny i wskazywał na dużą ilość żużla i węgla drzewnego w strukturze metalu. O ile jednak autorzy pierwszego badania uznali, że jest to wynikiem prymitywnej technologii wytopu żelaza, to autorzy drugiej przyjęli, że węgiel drzewny został dodany świadomie w procesie produkcji stali, który jednak został przeprowadzony na tyle niedbale, czy nieumiejętnie, że nie doprowadził do uzyskania stali, ale do dodatkowego zanieczyszczenia węglem żelaza - nie wyjaśnili przy tym dlaczego w żelazie tym pozostała tak duża ilość żużla. Tym sposobem ich interpretacja świetnie zmieściła się w ramach obowiązującej "teorii", mówiącej o tym, że wytop żelaza zapoczątkowany został z połowie II tysiąclecia pne. Na pytanie, czy ta interpretacja nie była aby podyktowana chęcią zadośćuczynienia obowiązującemu modelowi, każdy może spróbować samodzielnie odpowiedzieć.
A co się stanie, jeśli się okaże, że to nie Khufu zbudował wielką piramidę, a nawet więcej: że sama ta postać jest równie legendarna jak król Popiel? Co się stanie, jeśli znajdziemy dowody na istnienie wcześniejszej cywilizacji, oddziaływającej na dolinę Nilu? Odpowiedź, choć może nieco zaskakująca, jest banalnie prosta - nic się nie stanie! Nauka przełknie te fakty bez rozstroju żołądka, nie będzie żadnej rewolucji, odsłonią się tylko nowe horyzonty poznania naszej przeszłości i nowe możliwości badawcze. Archeologowie nadal będą starali się kopać w egipskich, a przede wszystkim algierskich i libijskich, bądź marokańskich piaskach, egiptolodzy nadal będą próbowali powiązać ze sobą elementy układanki, próbując stworzyć obraz przeszłości uwzględniający nową wiedzę, etc. Zostanie napisanych i wydanych trochę nowych książek, Lehner opracuje nowe, poprawione wydanie swojej "The Complete Pyramids", uwzględniając nowe odkrycia, a na uniwersytetach pojawia się katedry "saharologii", a może "atlantologii". Natomiast istotnym skutkiem będzie wzrost naszej wiedzy o historii ludzkich cywilizacji i potwierdzenie prostej prawdy, że nauka nie polega na strzeżeniu "świętego ognia" dotychczasowych dokonań, ale na ciągłym poszukiwaniu. Bo w samej nauce nie ma żadnych stałych poglądów, choć oczywiście takie poglądy miewają naukowcy. I, co psychologicznie zrozumiałe, niekiedy trudno im się z nimi rozstać, ale gotowość do takich "rozstań" jest wpisana w samą tkankę nauki, która wciąż balansuje pomiędzy zdrowym konserwatyzmem, chroniącym przed poznawczą anarchią, a postępem badań i powstawaniem nowych teorii, które gwarantują rozwój naszej wiedzy i zrozumienia świata.

Tym sposobem, po długim czasie i dramatycznych zwrotach, udało się zakończyć debatę na temat piramid. Dziękuję Aquili i wszystkim czytelnikom, którzy śledzili zmagania.

Edit: formatowanie, czyli rozwiązanie problemu, o którym pisałem w pierwszej wersji: "Ponieważ mój dostawca internetu z niewiadomych przyczyn odłączył mnie wczoraj wieczorem od sieci, a z okazji niedzieli oczywiście nikt nie reaguje na telefony i muszę korzystać z połączenia za pomocą modemu, wiec nie jestem w stanie sformatować wpisu i dodać do niego (niewielu zresztą) ilustracji."

A teraz to już naprawdę KONIEC.

Użytkownik mamma edytował ten post 26.04.2010 - 12:50

  • 5

#12

+......

    Wędrowiec

  • Postów: 710
  • Tematów: 125
  • Płeć:Kobieta
  • Artykułów: 1
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Sędziom bardzo serdecznie dziękuję za ocenę.


Nadesłane oceny:

sędzia cisz:

Drodzy Panowie!

No cóż, była to najciekawsza i stojąca na najwyższym poziomie debata dotychczas. Przynajmniej za czasów mojej bytności tutaj. Czytałam ją z największym zainteresowaniem. Jedynym mankamentem tego czytania jest konieczność ocenienia Was. Prawdę mówiąc wolałabym wykpić się z tego obowiązku, ale cóż – trzeba. Inaczej byłoby to krzywdzące dla Was.
Otóż szala zwycięstwa przechylała się ciągle z jednej na drugą stronę i były to naprawdę nieznaczne przechylenia.
Co bardzo cieszy mnie, to była to debata dwóch bardzo rozważnych ludzi, świadomych konieczności korzystania ze źródeł i traktujących źródła te jak świętość, świadomych możliwości sztuczek manipulatorskich – pomimo to ich nie stosujących. Była to dyskusja dwóch akademików, można by rzec i była to dyskusja, której znakomitym przedmiotem była sama nauka właśnie, jej dobre imię i specyfika odkryć i badań.
Do rzeczy. Żaden z Was nie potrafił udowodnić swojej hipotezy. Mammo, nie udało Ci się udowodnić, że to z inspiracji Atlantów powstał monument w Gizie. Udowodniłeś za to, że nie ma prawd świętych i niepodważalnych – szczególnie jeśli badamy coś tak bardzo odległego w czasie; kiedy myślano i działano w oparciu o zupełnie inne kryteria niż dzisiaj. Nauka jest procesem otwartym, każda teoria jest cenna i przybliża nas do najbardziej prawdopodobnego stanowiska. A kłopotliwe pytania? Są bardzo pożądane, gdyż tylko one pozwalają nam być sceptycznymi-rozważającymi stale naukowcami. Udało Ci się tę powszechnie akceptowaną wersję lekko kopnąć w czułe miejsca. I dzięki temu możemy dalej rozmyślać. Wspaniale też skorzystałeś z wiedzy metodologicznej i logicznej. Ciekawam niezmiernie, z jakim kierunkiem studiów Ci po drodze?

Aquilo, wykazałeś prawdziwą maestrię w przygotowaniu się do debaty. Skorzystałeś z takiej mnogości materiałów, że właściwie nie ma gdzie wcisnąć przysłowiowej szpilki. Ponadto bardzo dobrze reagowałeś na wszelkie wytknięcia mammy. Wtedy debata była najciekawsza – robiła się spontaniczna i stawała się prawdziwym widowiskiem. No cóż – jesteś jakością samą w sobie. I gdyby mammie nie udało się zachwiać oficjalną teorią, wygrałbyś.
O przewadze zadecydowało też to, że mamma zdecydował się bronić stanowiska niepopularnego, wręcz obrazoburczego. Nie obronił go, ale pokazał że można i że się powinno. Duża odwaga i pomysł na walkę.

Ok, dość tego wymądrzania się i peanów na cześć Waszą. I normalnie sorry za gadulstwo – ale jakoś tak utożsamiłam się z Waszą pisaniną i byłam jakby tam, w Egipcie. Gdybym dwa lata temu, kiedy fizycznie tam byłam, miała zasób wiedzy taki, jaki prezentuje debata, na pewno zwróciłabym uwagę na wiele miejsc i szczegółów. A z Muzeum w Kairze pewnie bym nie wyszła ;] Sporo czasu spędziłabym także pod świątynią Izydy i piramidą Henutsen.

Oceny:

Aquila

Związek: 10

Argumentacja 10

Styl: 9

Perswazja 9

Razem: 38

Mamma

Związek: 10
Argumentacja: 10

Styl: 10

Perswazja: 9

Razem: 39



sędzia Ironmacko:

Drodzy uczestnicy gratulacje dokonania ostatnich wpisów

Po przeczytaniu wszystkich wpisów, muszę przed podaniem mojej oceny, przedstawić mój sposób podejścia do oceny tej debaty:

Już po pierwszym wpisie, zauważyłem kiełkująca we mnie, przechylenie szali zwycięstwa na bliższe mi, jako sceptykowi, podejście reprezentowane przez Aquile. Dlatego też, dla dobra oceny tej debaty, postanowiłem wyzbyć się wszelkiej wiedzy, która posiadam lub mógłbym zdobyć używając internetu/książek/itp. Wasze wpisy postanowiłem traktować jak lekcje prowadzoną przez nauczycieli, którym bezgranicznie ufam, a w wyniku waszej konfrontacji i moich zapisków z waszych wykładów, muszę uznać wyższość jednego z was. (debatę czytałem dopiero po jej zakończeniu)

W swojej ocenie nie brałem pod uwagę wpisu Tatika, który na całe szczęście dla tej debaty postanowił wycofać się na tym etapie, co pozwoliło Mammie prezentować swój pogląd bez żadnych naleciałości pierwszego wpisu Tatika.




Wasze pierwsze wpisy były:

- w przypadku Aquili,tym do czego chyba już wszyscy się przyzwyczailiśmy potraktowaniem tematu do „bólu”:Rzetelnym podzieleniem tematu na zagadnienia, przydzieleniem ich do konkretnego wpisu i wykładem, który dla mniej wytrwałych musi wyjść uszami :) (zapewniam Cie, że Twoje wpisy nikogo nowego nie douczyły historii: „analfabeci” internetowi nie czytają wpisów dłuższych niż 2 linki, a i to w szczególnych przypadkach. Chętni wiedzy czerpią z tych wpisów mnóstwo radości)

- Mammy totalnym zaskoczeniem, ale tym z rodzaju pozytywnych. Ja, jak i chyba duża cześć osób myślała, że Twoja teoria to będzie zlepek powtarzanych na forum wyliczeń o długości/proporcjach/itd., cytowaniu Panów D. i S. i generalnie o próbie udowodnienia, że koło to kwadrat. Nie wiem czy Twoja osoba/podejście nie dała tej debacie więcej niż nie jeden „oszołom”, który mógł, a na cale szczęście nie podjął się bycia oponentem Aquili. Twój "wykład"bardzo przypadł mi do gustu.

I tak wasze wpisy toczyły się dalej i muszę powiedzieć, że po waszych 3-ych wpisach zacząłem się obawiać o to, czy to nie dwa równie ciekawe, ale jednak różne wykłady. Kolejne dwa wybiły mi tę myśl z głowy – wyszły mi prawie uszami :D (to jeden z powodów długiej oceny, tego się nie da przeczytać na raz ze zrozumieniem, czytałem *dwa i chyba nie wszystko jeszcze uchwyciłem)

Dobra przechodzę do oceny (przypominam, że robiłem sobie notatki, sam jestem ciekawy co z tego wyjdzie)

AQUILA

Związek: 7 (Tutaj ktoś może mi zarzucić czemu zabrałem Ci punkty,chyba sam wiesz co zresztą podkreślałeś, starałeś się zadać kłam (skutecznie) wielu alternatywnym teorią ale nie były one w żaden sposób poruszane przez oponenta –myślę, że podejścia Mammy Ciebie również zaskoczyło)

Argumentacja: 9 (10 nie daje :))

Styl: 7 (czytanie choć bardzo interesujących rzeczy było czasem męczące szczególnie w końcowych wpisach)

Perswazja: 8 (brak polemiki w pierwszych postach, 4-ty mistrzostwo świata)



RAZEM: 31 (Ten wynik nie oddaje jakości wpisów bo były super, ale z powodu mojego sposobu oceny taki wynik)



MAMMA

Związek: 8 (Twój sposób podejścia mnie ujął, chyba każdy teraz czeka newsa o odkryciu rozwiniętej cywilizacji na Saharze :) )

Argumentacja: 7 (No cóż, Twój przeciwnik miał dużo łatwiejsze zadanie, ilość źródeł przytłacza)

Styl: 7 (Rany powinno być 8 ale ten tekst od linijki do linijki jest zabójczy, a i -5 dla tego co wymyślił ograniczenia w cytowaniu ;))

Perswazja: 8 (Ostanie wpisy, choć w mojej ocenie, przegrane na argumenty to w sposobie obrony bardzo dobre )

RAZEM: 30



Choć ten wynik wskazuje na Aquilę to chcę napisać, że Mamma jesteś wielki bo Twoje podejście było przynajmniej dla mnie wielkim pozytywnym zaskoczeniem i myślę, że w innym temacie byłbyś w stanie wygrać z Aquilą, postaraj się..., ktoś musi, a Ty masz szanse...:)



sędzia ___:

Aquila,
mimo iż dobrze już znam Twój styl prowadzenia debat to ciągle czymś mnie zaskakujesz. Podobało mi się opieranie na faktach i stonowane odpieranie argumentów oponenta.

Związek: 9
Argumentacja: 10
Styl : 9
Perswazja: 8

mamma,
miałeś dość ciężkie zadanie w tej debacie. Niełatwo jest bowiem stawać na przeciw starego wygi, jakim jest Aquila. Podobały mi się argumenty jakie wytoczyłeś, jednakże wzbogacone były tylko o twoje przypuszczenia i przypuszczenia innych ludzi. Co było chyba nieuniknione z twojego miejsca w debacie.

Związek: 9
Argumentacja: 9
Styl:9
Perswazja:7

Aquila - 36; mamma - 34

Podsumowanie:


Aquila uzyskał średnią głosów : 35 na 40 możliwych

mamma uzyskał średnią głosów: 34,3 na 40 możliwych

Zwycięzcą debaty jest:


Aquila


Serdecznie gratuluję!


  • 0





Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych