Zauważam ,że ludzie stojący za religią nie mają nic do powiedzenia i odbiegają od tematu.
Oj, jeśli już tak chcesz.
W pewnym sensie sam sobie odpowiedziałeś - ja nie mam nic do powiedzenia na temat Biblii, dlatego że nie da się jej zrozumieć nie poświęcając na to pół życia, tak samo jak ty (bo po tych głupstwach które piszesz wnioskuje że nawet jej nie miałeś w rękach). Są nawet fragmenty które z naszej perspektywy ( bo perspektywa tamtych czasów była inna, i to też trzeba wiedzieć ) przedstawiają Boga w niezbyt dobrym świetle. One nam Boga " przedstawiają " w pewien określony sposób, żaden natomiast fragment Biblii nie ukazuje nam Boga takim, jakim On w istocie jest - bo też i żadna litera ukazać Go w pełni nie jest w stanie.
Nie można więc żadnego teofanicznego tekstu Biblii rozumieć w ten sposób, że nastąpiło ściśle takie właśnie wydarzenie, jakie każdy, kto tego wydarzenia byłby świadkiem, w sposób oczywisty natychmiast zinterpretowałby jako fakt, że " Bóg coś komuś mówi ". My NIE WIEMY, co to dokładnie znaczy, że Bóg " coś komuś mówi ". To nie jest coś, co można byłoby opisać jakąś prostą, namacalną analogią, typu: " jak się spotkamy, to ja Ci coś powiem, i dokładnie tak właśnie Bóg mówił do Mojżesza, Noego itd. ". Nie, właśnie nie tak. Ks. Tischner ujął to kiedyś w może banalny, ale dobrze oddający istotę rzeczy sposób: " my nie wiemy, co Bóg Mojżeszowi POWIEDZIAŁ. My wiemy, co Mojżesz USŁYSZAŁ ". A ja mógłbym dodać jeszcze dalsze zastrzeżenie: my wiemy, jak Mojżesz ZROZUMIAŁ to, co usłyszał. Czytanie ST jest o tyle trudniejsze, że dochodzi do tego jeszcze cała specyfika języka hebrajskiego, cała specyfika ówczesnej mentalności itd.itp. Dosłownie wczoraj, słuchając pewnego wykładu nt. wyznania wiary, usłyszałem wypowiedź jednej z jego słuchaczek, która powiedziała wprost, że Stary Testament nie ma żadnego sensu czytany w jakimkolwiek tłumaczeniu. Dlatego i ja nie zamierzam udawać, że ST rozumiem, i to też nie jest coś, co było dla mnie zawsze oczywiste - kiedyś również myślałem, że wystarczy, jak przeczytam ST po polsku, żeby przynajmniej wiedzieć o co tam " mniej więcej " chodzi. Dopiero kiedy trochę się w problem zagłębiłem, okazało się, że sprawa jest o wiele trudniejsza. Kto pobieżnie czyta ST, bez znajomości języka, kontekstu, całej nauki o gatunkach literackich w ST itd. ten go po prostu nie zrozumie. To nie znaczy, że nie należy go czytać - ale trzeba przyjąć do wiadomości własną niekompetencję. Ja od tamtego momentu czytam ST z pełną świadomością, że ślizgam się na powierzchni jego treści, nie zostawiając na niej nawet rysy.