Skocz do zawartości


Zdjęcie

Kamienne dyski dropa


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
20 odpowiedzi w tym temacie

#1

Eury.

    Researcher

  • Postów: 3467
  • Tematów: 975
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 108
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Kamienne dyski dropa
Czy są zapisem innej cywilizacji?


Dołączona grafika



W odosobnionych górach Baian Kara Ula, na granicy Tybetu z Chinami zostało odkryte niecodzienne znalezisko. W niedostępnych grotach i jaskiniach znaleziono 716 grobów, zawierających szkielety niskich istot, sięgających 120cm., o nieprawdopodobnie powiększonej czaszce. Przy każdym stanowisku znaleziono tajemniczy dysk. Pewien uczony chiński rozszyfrował przesłanie z dysku, i twierdzi, że zawiera ono wiadomość od przybyszów z kosmosu dla przyszłych pokoleń. Co tajemniczego kryją w sobie góry Baian Kara Ula?

W ostatnich promieniach zachodzącego słońca myśliwi odziani w skóry dzikich zwierząt szykują się do polowania. Ostro zakończone kije utwardzone w płomieniach ogniska, maczugi zakończone przywiązanym rzemieniami kamieniem, kawałki ostrej skały. Czarownik plemienia daje ostatnie wskazówki i wyruszają. W zapadającym mroku ledwo widać ludzkie cienie cicho skradające się po dnie kotliny malowniczo położonej wśród wysokich szczytowa Baian-Kara-Ula.

Upatrzonego jelenia nagle płoszy straszny gwizd i oślepiające światło pojawiające się na nieboskłonie. Myśliwi staja zaskoczeni, czyżby burza? Ale to nie burza, gwizd jest coraz głośniejszy, przechodzi w ogłuszający huk, zbliża się do kotliny w straszliwym tempie. Jasność staje się nie do zniesienia, olbrzymia biało płonąca kula przebija chmury i opada w kierunku ziemi znikając po chwili za pobliskimi pagórkami.

Dołączona grafika


Potężne uderzenie wstrząsa kotliną, spłoszony jeleń ucieka w popłochu, myśliwi padają na twarz zniewoleni przerażeniem. Spoza pagórków widać kilka potężnych błysków, w niebo wznosi się chmura dymu a na głowy oszalałych ze strachu ludzi opada biały pył. Przez kilka godzin ziemia podskakuje poruszana wstrząsami kolejnych wybuchów. Pobliskie zbocza zostają pokryte białym nalotem podobnym do popiołu z ogniska.

Przez kilka miesięcy plemię unika tej kotliny nawiedzonej przez złe siły. Ciekawość jednak zmusza kilku z nich do sprawdzenia co się tam zdarzyło. Ściskając w dłoniach swoją prymitywną broń przekraczają pobliskie wzgórza i ich oczom ukazuje się obraz zniszczenia.

Drzewa powalone na przestrzeni kilku kilometrów i potężny zwał ziemi zakończony olbrzymim kraterem. W środku krateru nieznane COŚ odbijające na swej powierzchni promienie wschodzącego słońca. Coś nie przypominające niczego o czym mówiła ustnie przekazywana historia plemienia, coś tak nieprawdopodobnie obcego że dłonie ściskające maczugi zdrętwiały ze strachu.

Nagle, wśród tych połamanych odłamów nieznanego, błyszczącego kolosa coś się poruszyło. Maleńka postać, jakże różniąca się od potężnych postaci myśliwych podnosi do góry delikatną, wiotką dłoń. Na naszym kalendarzu mamy rok 10 000 p.n.e.

Powyższy tekst brzmi oczywiście jak fikcja literacka. Czy jednak jest tak do końca? Jeżeli prawidłowo zinterpretujemy odkrycie dokonane w roku 1938, to okaże się że być może wcale nie jest to fikcja. Może mamy do czynienia z historią tak nieprawdopodobną że skostniałe umysły współczesnych naukowców od razu uznały ją za niemożliwa.

Z historii DROPA.


Historia Dropa zaczyna się w tym samym miejscu, czyli w górach Baian-Kara-Ulan na pograniczu Tybetu i Chin w roku 1938. W tym właśnie roku chiński naukowiec, profesor Chi Pu Tei przeprowadzał rutynowe badania archeologiczne w trudno dostępnym i nie zbadanym jeszcze rejonie górskim. Po kilku dniach ekspedycja natrafiła na pozostałości świadczące o znajdujących się w tych rejonach tysiące lat temu siedzibach ludzkich. Narzędzia z epoki kamiennej, pięściaki, resztki ognisk i setki zwierzęcych kości potwierdziły przypuszczenia profesora. Tysiące lat temu w tych okolicach żyło prymitywne plemię.

Jednocześnie w niedalekiej odległości od siedliska plemienia, w niedostępnych górach odkryto sieć połączonych ze sobą jaskiń skalnych. Nie takich normalnych jaskiń. Cześć z nich miała ściany o niezwykłej gładkości, jakby pokrytych szkliwem powstałym na skutek działania wysokiej temperatury. Całość tworzyła istny labirynt korytarzy powstałych w sposób naturalny połączonych korytarzami ze ścianami o odmiennym , bardzo dokładnym, gładkim wykończeniu. We wnętrzu tych jaskiń profesor odkrył szereg stanowisk grzebalnych zawierających nietypowe szkielety. Szkielety niewątpliwie humanoidów miały bowiem nie więcej niż 120 cm długości i nieprawdopodobnie duże, wydłużone do góry czaszki. Początkowo myślano ze to są szkielety nieznanej małpy górskiej, powstało jednak pytanie, które to małpy grzebią swoich współplemieńców w podziemnych grotach?

Teza o pochodzeniu zwierzęcym nieznanych szkieletów upadla, powstało jednak do dzisiaj niewyjaśnione pytanie: "Z jakim odłamem rasy ludzkiej mamy do czynienia w nie zbadanych górach Baia-Kara-Ulan?" Dalsze odkrycia potwierdziły niecodzienność znaleziska.

Ściany jaskiń były pokryte rysunkami przedstawiającymi nasz układ słoneczny, nieznane gwiazdy i linie łączące poszczególne układy gwiezdne. Odkryto także największa zagadkę. Każdy grobowiec był zaznaczony do polowy zagrzebanym w ziemi okrągłym, kamiennym dyskiem. Dysk miał średnicę około 30 cm i grubość w przybliżeniu jednego centymetra. Idealnie w środku każdego dysku był otwór o średnicy półtora centymetra a na powierzchni dysku była spiralna rysa przypominająca do złudzenia ścieżkę dzwiękowa na dobrze znanych płytach gramofonowych. W sumie znaleziono 716 stanowisk ze szkieletami, każdy z kamiennym dyskiem. Przy bliższym badaniu okazało się że rysa nie jest linia ciągłą, tylko spiralnie zapisanym tekstem składającym się z tysięcy nieznanych, mikroskopijnych znaków.

Niezwykle rzadkie zdjęcie do jakiego udało mi się dotrzeć

Dołączona grafika


Wiek znaleziska określono na 10 000 do 12 000 lat, czyli grubo przed oficjalna data powstania piramid w Egipcie. Wojenna zawierucha usunęła niezwykle znalezisko na dalszy plan. Badania zawieszono, znalezione dyski zostały umieszczone w magazynie. O całej historii zapomniano na długie lata. W latach czterdziestych wyruszyła podobno w tamte rejony wyprawa rosyjska, nie ma jednak żadnych dokumentów z tej wyprawy.

Dopiero w roku 1947, po zakończeniu wojny w ręce angielskiego doktora Karyl Robin-Evans przypadkowo trafiło kilka ze skalnych dysków przywiezionych z Indii przez profesora Siergieja Lolladoffa. Robin-Evans zorganizował wyprawę w niedostępne rejony, gdzie spędził podobno kilka lat badając legendy i obyczaje mieszkających na tych terenach plemion. Plemion szalenie zróżnicowanych pod względem wzrostu i wyglądu. Po serii artykułów w gazetach zainteresowanie kamiennymi kręgami wzrosło.

W roku 1962 jeden z chińskich uczonych, Tsum Um Nui, profesor Pekińskiej Akademii Prehistorii, stwierdził że udało mu się odcyfrować nieznane pismo. W związku z niezwykłością odczytanego przekazu chińskie władze komunistyczne zabroniły jego publikowania, a całej historii nadały otoczkę opowieści wyssanej z palca. Uczony w ciągu jednego dnia został ogłoszony wrogiem narodu , skazany na zrezygnowanie ze swojej profesury i wysłany do pracy na farmie rolnej w celu resocjalizacji.

W roku 1968 , kiedy to jeszcze stosunki rosyjsko-chińskie były wzorcowe, rząd chiński przekazał kilka dysków Rosyjskiej Akademii Nauk w celu przeprowadzenia dokładniejszych badań. Rosyjski uczony W. Zajcew przeprowadził kilka podstawowych badań i wybuchła kolejna sensacja.

Okazało się, że początkowo uznane za kamienne dyski nie są wcale wykute z kamienia. Duża zawartość kobaltu, chromu, molibdenu i innych rzadkich metali wskazywała na sztuczne pochodzenie znaleziska. W warunkach naturalnych taka kombinacja minerałów nie występuje. Badanie dysków oscylografem wykazało zaburzenia magnetyczne nieznanego pochodzenia wskazujące na przebywanie dysków przez długi czas w nieprawdopodobnie silnym polu magnetycznym nie występującym na ziemi w warunkach naturalnych.

Zajcew opublikował swoje spostrzeżenia w jednym z rosyjskich pism naukowych. W jakiś sposób cala historia znikła jednak szybko z łam gazet i nigdy więcej nikt na ten temat nic nie publikował. Znikły tez gdzieś dyski i wyniki badań.

W roku 1974 małżeństwo Wegererow wykonało ostatnie znane zdjęcia oryginalnych kamiennych dysków. Od tej pory panuje absolutna cisza w tym temacie. Bo w zasadzie temat oficjalnie nie istnieje.

Cóż takiego odkrył uczony chiński?


Otóż spiralny rowek to nic innego jak zapisana wiadomość. Do zapisania użyto nieznanych nikomu znaków, całkowicie niepodobnych do żadnego rodzaju pisma jakie stosowano na ziemi. Po wielu latach profesorowi Tsum Um Nui udało się wyemigrować do Japonii i opublikować swoje odkrycie. Na skutek negatywnej metryczki jakie Chiny komunistyczne wydały profesorowi publikacja przeszła bez echa i jest znana tylko nielicznym zajmującym się tym tematem.

Dołączona grafika


Rewelacyjne odkrycie uczonego było tez na tyle nieprawdopodobne, że zostało uznane przez znanych naukowców za bajkę i odłożone w sferę powieści fantastyczno-naukowych. Oryginalnych dysków nigdzie nie można znaleźć, a chińskie muzeum narodowe wręcz wypiera się ze cos takiego zostało odkryte. Znamiennym jednak jest fakt, że w jednym z regionalnych muzeów znajdują się gliniane kopie dysków, których nigdy nie odkryto!

Znikły też wszelkie dokumenty i sprawozdania z chińskich wypraw naukowych, które przeprowadzały badania w rejonie Baian-Kara-Ula. Na dzień dzisiejszy ten rejon jest terenem zakazanym i komunistyczne Chiny nie wydają pozwoleń na przeprowadzenie kolejnych wykopalisk. Gdyby nie zdjęcia, relacje naukowców i starożytne legendy plemion zamieszkujących rejony, gdzie dokonano fascynującego odkrycia, cala ta historia mogła by się wydawać kolejną bajką wyssaną z palca.

Cóż to wiec było, że wzbudziło tyle emocji? Dlaczego tłumaczenie znikomej części kamiennych dysków spowodowało tak duże poruszenie w chińskiej nauce, że zdecydowano się wyrzucić z pracy naukowca? Chiński uczony odcyfrował bowiem , nie mniej ni więcej, zapisaną dla potomnych historie przybyszów nieznanej cywilizacji których statek rozbił się na ziemi.

Wedle chińskiego uczonego, około 10 583 lat temu w górach na pograniczu Tybetu i Chin rozbił się statek z innego układu gwiezdnego. Uszkodzenia zmusiły załogę do pozostania na ziemi. Wrogo nastawione okoliczne plemiona - zdecydowanie silniejsze od przybyszów - zmusiły tych ostatnich do szukania schronienia w niedostępnych jaskiniach. Nietypowy, niski wzrost i żółty kolor skory, drobna delikatna budowa ciała i zniekształcenia czaszki spowodowały izolacje przybyszów. Przez wiele lat starali się oni zasymilować z okolicznymi plemionami, pozbawieni jednak całej swojej technologii powoli wymierali. Żeby przekazać
potomnym wiedze o sobie, przy każdym grobie zostawiali kamienny dysk z zapisana informacją.

Dołączona grafika


W jaki sposób powstały dyski możemy tylko przypuszczać. Może to osobliwa biblioteka przybyszów ocalona ze statku, może w jakiś sposób potrafili oni produkować takie dyski i zapisywać informacje już po katastrofie. Tego nie wiemy. Nie wiemy też co jeszcze zostało uratowane z rozbitego statku. Z kilku zdań odcyfrowanych przez chińskiego uczonego nie można dowiedzieć się wszystkiego. Z nielicznych przecieków do prasy tez się wiele dowiedzieć nie można. Znamiennym jednak jest to, że pomimo namacalnych dowodów cała ta historia została zapomniana. Czy dlatego, że jest wyssana z palca, czy dlatego, że jest na tyle ważna, że zainteresowały się nią tajne służby niektórych zainteresowanych krajów... Odpowiedz pozostawiamy państwu.

I tyle o dziwnych znaleziskach w niedostępnych górach na granicy Tybetu i Chin. Na zakończenie jeszcze tylko krótka informacja podana przez gazety całego świata. W 1995 roku w niedostępnych rejonach Chin odkryto nieznane plemię. Osobnicy maja nie więcej niż 120 cm wzrostu, waza poniżej 30 kilogramów i maja niespotykanie żółty kolor skory.

Dołączona grafika


Autor: Mirosław Słupiński (sztajmes)
Zdjęcia: Eurycide
  • 3



#2

MatoIto.
  • Postów: 635
  • Tematów: 4
  • Płeć:Nieokreślona
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Eurycide czy wiesz jak Hitler zdobył technologie . A dokładnie statki antygrawitacyjne,
własnie na wykopaliskach w tybecie przy pomoc Mnichów Tybetanskich, odnalazł jakies podziemne miasto w którym były plany produkcji spotków, w jakims starozytnym niezrozumiałym do konca jezyku.

wiec cos w tym jest
  • 1

#3

Halley.
  • Postów: 316
  • Tematów: 5
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W jednjej z książek Lobsanga T. Rampa (był mnichem tybetańskim jeszcze zanim chiny napadły na na Tybet) on tez relacjonuje odkrycie w górach Tybetu jaskini, która po ich wejściu w kilku minutach zrobiła się przyjemnie ciepła i jasna mimo iż nie byo żadnych urządzen jakie znają mnisi a któe mogłyby dawać światło, czy ciepło. Opisuje odkryte tam maszyny, do zapisywania snów, wizji i jeszcze jakieś, ale nie pamietam juz jakie. Himalaje i okolice Tybetu ni ższe partie gór, obfitują w ciekawe miejsca ukryte dla oczu a znane najwyższym lamom Tybetu.
  • 0

#4

KhaataR.
  • Postów: 19
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie wiem co o tym myśleć :crazy: :crazy:

EDIT admin:
ja tez nie, ale o twoim wpisie ktory NIC tutaj nie wnosi

  • 0

#5

Indoctrine.
  • Postów: 1450
  • Tematów: 7
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Trochę sceptycyzmy na początek:

Dyski tego rodzaju, raczej nie pochodziłyby ze statku zaawansowanej cywilizacji. Nośniki danych nawet na Ziemi, za 50 lat będą zupełnie inne od obecnych, i na pewno nie tego rodzaju.

Jednakże, gdyby przyjąć hipotezę, że rozbił się statek z obcymi, to być może ocalało niewiele urzadzeń do zapisu, i jeśli chcieli coś utrwalić, to zrobili to w ten sposób.

Historia o małych żóltych ludziach, tylko zaciemnia sprawę, bo raczej nieprawdopodobne jest by obcy mogliby przypominać ludzi i żyć bez przeszkód w naszej biosferze.
  • 0

#6

NHolokaust.
  • Postów: 653
  • Tematów: 40
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 4
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

bo raczej nieprawdopodobne jest by obcy mogliby przypominać ludzi i żyć bez przeszkód w naszej biosferze.

Zgadza się, ale kto wie czy - tutaj popuszczając wodzy fantazji - nie potrafili w jakiś sposób poddawać swoich ciał metamorfozie? Zresztą niekoniecznie musieli być z wyglądu zupełnie jak ludzie, ponieważ mogli poruszać się w skafandrach. Jest przecież tak wiele wizerunków "kosmonautów" wyrzeźbionych przed tysiącami lat. Zatem zewnętrznie możnaby widzieć ich żółty kolor skóry przebijający spod skafandra, lol.
Poważnie rzecz biorąc, bardzo cenię Twoją postawę, Indoctrine, gdyż nie negujesz teorii tu stawianych tylko i wyłącznie dlatego, że odstają od ogólnie przyjętych wersji wydarzeń.
  • 0



#7

Searcher of a hidden sense.
  • Postów: 82
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Eurycide czy wiesz jak Hitler zdobył technologie . A dokładnie statki antygrawitacyjne,
własnie na wykopaliskach w tybecie przy pomoc Mnichów Tybetanskich, odnalazł jakies podziemne miasto w którym były plany produkcji spotków, w jakims starozytnym niezrozumiałym do konca jezyku.



Dokładnie o tym samym pomyślałem,żeby się nie powtarzać dodam tylko że poruszyłem ten temat w tym poście,Shangri-La.Być może ma to jakiś związek z tymi dyskami:
http://www.paranorma...?showtopic=2660

Użytkownik +..... edytował ten post 20.04.2008 - 19:08

  • 0

#8

ziom.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ci ludzie w skafadrach mogą byc ludzmi z Ziemi tyle że z przyszlości :jump:
  • 0

#9

moski.
  • Postów: 25
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dobra, założmy, że Chinczyk rzeczywiście odkrył te dyski. Dlaczego nic o nich niewiadomo, nikt o nich nie mówi i prawie nikt nie wie ?
  • 0

#10

Arturus.
  • Postów: 207
  • Tematów: 3
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

jestem ciekawy jak poznal jezyk ktorego nikt nie znal, jak to rozszyfrowal>> malo wiadom o tej sprawie ;/
  • 0

#11 Gość_muhad

Gość_muhad.
  • Tematów: 0

Napisano

"W latach 1937-1938 chiński archeolog Czi Pu Tei [Chi Pu Tei], jako członek ekspedycji badawczej odkrył w jaskiniach górskich zwanych Baian Kara Ula, na pograniczu chińsko-tybetańskim, kilka grobów szeregowych. Znajdowały się w nich drobne szkielety istot o filigranowej postaci i stosunkowo dużych w porównaniu z budową całego ciała, wydłużonych czaszkach. Na podstawie badań szkieletów określono ich wiek na około 12 tysięcy lat. Uczestniczący w wyprawie etnografowie skojarzyli natychmiast nagłe odkrycie z pradawnymi podaniami krążącymi w tej okolicy. Mówiły one o dwóch karłowatych plemionach, które starały się za wszelką cenę unikać kontaktu z ludźmi i nigdy nie opuszczały regionu, w którym osiadły. Chińscy naukowcy stwierdzili, że są to szkielety wymarłych plemion Dropa i Kham (Sikang), które ponoć osiągały maksymalnie 1,30 metra wzrostu. Na ścianach grobowych jaskiń kryjących szkielety znajdowały się również osobliwe ryty i malowidła naskalne, przedstawiające istoty w czymś w rodzaju hełmów na głowach oraz obcisłych kombinezonach opatrzonych kilkoma rzędami pasów.
Obok widniały liczne wizerunki planet, Słońca i Księżyca, połączone ze sobą wiązkami wykropkowanych linii. Pozwolę sobie od razu zauważyć, iż zaznaczonych było tam wszystkie dziewięć planet naszego układu, co jest kolejnym dowodem zadającym kłam twierdzeniom, iż w starożytności nie znano planet położonych za Saturnem. Podobne wizerunki widnieją w rejonie Kohistanu w południowym Hindukuszu w Afganistanie, tam Ziemia jest połączona wykropkowaną linią z Wenus. Nikomu choć trochę obeznanemu z tematem UFO nie muszą tłumaczyć, jak silne budzi to skojarzenia z mapą, którą Obcy przedstawili uprowadzonej wraz z mężem Betty Hill, a której przypadek jest jednym z najbardziej znanych i spektakularnych przypadków porwań przez istoty pozaziemskie. Według słów Betty linie na tamtym planie, łączące poszczególne punkty oznaczały trasy komunikacyjne. Czyżbyśmy mieli do czynienia z takim przypadkiem w Baian Kara Ula? Czy zaznaczone szlaki mogą obrazować trasę, którą istoty z Kosmosu przybyły na Ziemię? To, co przedstawię poniżej pozwoli, mam nadzieję, uprawdopodobnić tą teorię.
Mity mówiące o tajemniczym plemieniu Dropa, które doczekały się pierwszego poważnego opracowania przez badaczy dopiero w 1962 roku (między innymi prace profesora Tsum Um Nui), wspominają jednoznacznie o rodzie "małych żółtych ludzi", jacy w zamierzchłej przeszłości mieli "przybyć wprost z chmur na ziemię". Cóż, takie wzmianki mogą być jeszcze łatwo zdyskredytowane... Archeologom pracującym w Baian Kara Ula udało się jednak wydobyć coś, co jest w całym odkryciu najbardziej sensacyjne - 716 granitowych "talerzy" o grubości dwóch centymetrów każdy. Miały one pośrodku otwór, od którego odbiegał podwójny rowkowany ciąg znaków. Jeśli wierzyć inskrypcjom zawartym na ścianach jaskiń grobowych, przedmioty te są albo pozaziemskiego pochodzenia, albo też przynajmniej wiążą się bezpośrednio z tajemniczymi przybyszami. Za tą śmiałą konkluzją świadczy bowiem nie tylko bezpośredni związek "talerzy" ze szkieletami, lecz także wiele innych faktów...


Prace nad granitowymi "talerzami" prowadził w owym okresie wspomniany już wyżej profesor Akademii Historii Dawnej w Pekinie - Tsum Um Nui. W owym czasie robiono wszystko, by wyjaśnić tajemnicę niezwykłego znaleziska. W 1962 stosunki Chin ze Związkiem Radzieckim były jeszcze niczym nie zmącone, oba kraje zdecydowały się więc współpracować. Umożliwiło to, po dokładnym oczyszczeniu , przesłanie krążków do Akademii Nauk w Moskwie, gdzie poddano kamienne relikty dokładnym badaniom. Rezultaty okazały się bardzo zaskakujące - archeologowie we współpracy z geologami odkryli, że skład owych "talerzy" charakteryzuje się wysoką zawartością kobaltu oraz domieszek innych metali, co już samo w sobie jest dziwne jeśli chodzi o granit. Ale na tym nie koniec - badania oscylografem wykazały, iż każdy z talerzy posiadał niezwykle wysoki rytm drgań, co świadczy o tym, iż kiedyś były nastawione na działanie prądu o bardzo wysokim napięciu. W 1962 profesorowi Tsum Um Nui udało się odcyfrować niektóre ze znaków wyrytych na płytach, co wywołało jeszcze większą sensacje. Odczytana relacja była na tyle niezwykła, że początkowo wręcz całkowicie zabroniono publikacji na ten temat. Tsum Um Nui nie poddał się jednak i dalej prowadził swe badania. Jego teorie poparło kolejnych 4 chińskich archeologów i wyniki jego badań zostały wreszcie opublikowane w tym samym 1962 roku. Już sam jej tytuł mógł wzbudzać liczne głosy sprzeciwu i nic w tym dziwnego, skoro brzmiał on: "Inskrypcje związane ze statkami kosmicznymi sprzed 12000 lat." Przyznać należy szczerze, że treść samej pracy jest nieporównywalnie bardziej niesamowita, niż jej tytuł. Czytamy w niej między innymi:
"Dropa przybyli z chmur w unoszących się aparatach. Po dziesięciokroć do wschodu słońca kryli się nasi mężczyźni, kobiety i dzieci w jaskiniach [...]. Potem zrozumieliśmy wreszcie z gestów i znaków dawanych przez Dropa, że nie zamierzają nam uczynić nic złego."

Jednakże nie dane było całej sprawie uzyskać jakiegoś szerszego rozgłosu. Silny opór środowisk naukowych, a przede wszystkim rewolucja kulturalna spowodowały, iż profesor Tsum Um Nui zdecydował się uciekać z Chin do Japonii, gdzie ponownie opublikował swą pracę, jednak i tutaj nie spotkała się ona z cieplejszym przyjęciem. Zniechęcony badacz jednej z najniezwyklejszych historii w dziejach ludzkości coraz rzadziej udzielał się publicznie próbując wciąż wzbudzić zainteresowanie swoimi odkryciami, lecz zmarł po ciężkiej chorobie w roku 1965. Tymczasem chińscy oponenci profesora robili wszystko, by zdyskredytować jego pracę. Oficjalnie uznano, iż odkryte przez Chi Pu Tei szkielety są szkieletami wymarłego gatunku małp. Cóż, byłby to pierwszy na świecie przypadek, gdzie małpy dokonały pochówku zmarłych członków stada w grobach szeregowych, wyposażając swych martwych, małpich kolegów w kamienne "talerze", wykonane w niewiadomy sposób a przy tym zawierające historię przybyszów z kosmosu. Zaiste, inteligentne musiały by to być małpiszony... Kolejną rzeczą przeciw tej tezie jest fakt, że badania szkieletów jednoznacznie wykazują, iż nie ma tu mowy o jakichkolwiek małpach. Kościec bowiem jest wyjątkowo delikatny, wątły, co zupełnie nie przystaje do masywnej budowy kości małp człekokształtnych, podobnie zresztą jak nieproporcjonalnie duże czaszki, które nie są z cała pewnością cechą charakterystyczną dla małp. Absurdalność takiego wytłumaczenia nie wymaga więc, jak sądzę, szerszego komentarza. Co gorsza poza przeciwnikami samego profesora Um Nui, również czynniki oficjalne zaczęły zaprzeczać nie tylko niezwykłości znaleziska, ale wręcz jego istnieniu. Na szczęście śmierć Tsum Um Nui nie spowodowała całkowitego odejścia w zapomnienie jego pracy. Kontynuowano ją bowiem w dalszym ciągu w ZSRR, gdzie historia Baian Kara Ula zyskała szeroki rozgłos po publikacji w miesięczniku popularnonaukowym "Sputnik". Światowej sławy filolog białoruskiej akademii w Mińsku, dr Wiaczysław Zajcew, przedstawił fragmenty tekstów zapisanych na granitowych krążkach. Dzięki temu artykułowi sprawa ta stała się wreszcie przedmiotem zainteresowania również na Zachodzie. W artykule tym możemy przeczytać, iż przed 12 tysiącami lat grupka przedstawicieli ludu, z którego wywodzą się autorzy tablic znalazła się na trzeciej planecie układu gwiezdnego. Ich "pojazdy powietrzne" nie miały jednak dość mocy, by opuścić ten świat. W skutek tego uległy one zniszczeniu w wysokich górach a środków i możliwości na budowę nowych na Ziemi nie było. Rozbitkowie próbowali nawiązać więc przyjazne stosunki z tubylcami, ci jednak poczęli na nich polować i zabijać organizując konne nagonki na budzących odrazę, opisywanych, jako wyjątkowo brzydkie istoty "Dropa". Czy doszło więc do całkowitej masakry, która zmiotła z powierzchni Ziemi owych przybyszów? Otóż wszystko wskazuje na to, że nie! Ostatnie zdanie z tekstu nad którym pracował Zajcew brzmi bowiem następująco:
"Kobiety, dzieci i mężczyźni ukrywali się aż do wschodu słońca w jaskiniach. Potem zawierzyli znakom i zobaczyli, że mieszkańcy gór przybyli tym razem w pokojowych zamiarach..."
Za faktem, że doszło do pojednania między Obcymi a rdzennymi, górskimi plemionami przemawia wiele dowodów. Po pierwsze, cześć tekstu jest napisana w sposób, w którym narratorem są zwykli ludzie, początkowo bardzo przerażeni przybyciem kosmitów. Po drugie w grobach szeregowych odnaleziono również szkielety o normalnym wzroście - były to ludzkie szkielety. Sprawą Baian Kara Ula interesował się wówczas również angielski badacz Karyl Robin-Evans. Według jego zapisków co najmniej jeden z "talerzy" znalazł się w roku 1945 w Indiach, gdzie zwrócił na niego uwagę profesor Sergei Lolladoff, pełniący w tym czasie służbę wojskową w północno indyjskim Mussorie. Lolladoff kupił ową kamienną tarczę za 60 funtów. Artefakt miał średnicę 22,9 cm i 5 cm grubości, ważył 13,5 kg. Nie bardzo to pasuje do naszych dotychczasowych informacji o wymiarach artefaktów, jednak najprawdopodobniej było to kilka zlepionych ze sobą "talerzy", jeszcze nie oczyszczonych, tak jak te badane w Moskwie i Chinach. Przedmiot nabyty przez Lolladof'a miał ponoć pierwotnie należeć do plemienia Dzopa, którym służył przy obrządkach religijnych. Po powrocie do Anglii, Loladoff wspólnie z drem Robinem-Evansem przeprowadzili kilka eksperymentów, które czynią kamienne "talerze" jeszcze bardziej niezwykłymi. Otóż artefaktu nie udało się przewiercić nawet przy użyciu wiertła diamentowego! Jeszcze bardziej niezwykłe okazały się rezultaty pomiarów wagowych znaleziska... Ciężar cyklicznie (w rytmie trzy i półgodzinnym) zwiększał się i zmniejszał a podczas dwudziestoczterogodzinnego cyklu tego typu doświadczeń, igła rejestratora określająca wagę "talerza" wykreśliła linię dokładnie falistą, co wedle znanych nam prawideł fizyki powinno być absolutnie wykluczone! Po publikacji swych prac z Robinem-Evansem skontaktowali się rosyjscy badacze, którzy przekazali Anglikowi informacje o naskalnych wizerunkach tychże krążków. Pochodzić one miały od plemienia wykazującego wyraźną degenerację fizyczną, i - co w tym wszystkim najciekawsze - którego członków nie można odwieść od przekonania, iż są wprost potomkami istot z kosmosu. Co mógł w tej sytuacji zrobić dociekliwy badacz ? Oczywiście udać się we wskazane miejsce...
Do ojczyzny Dzopów dr Robin-Evans dotarł przez Lashę, Tybet w połowie lat 40-tych nie był bowiem jeszcze zaanektowany przez Chiny. Plemię to miało mieszkać na granicy prowincji Cinghaj i Syczuan. Anglik dotrzeć tam musiał samotnie, gdyż ku jego zaskoczeniu przewodnicy i tragarze odmówili zbliżania się do "budzącej grozę krainy Dzopów". O dziwo plemię naprawdę istniało! Przyjęło przybysza z początku nieufnie, lecz badacz szybko zdołał przekonać tubylców, iż nie ma wobec nich złych zamiarów. Przydzielono mu nawet nauczycielkę języka Dzopów. Dzięki tej wyprawie i kontaktom z Dzopami dr Karyl Robin-Evans dowiedział się kolejnych zaskakujących rzeczy. Otóż praojczyzną Obcych był rzekomo układ Syriusza. Przed tysiącami lat wielokrotnie odbywali oni ekspedycje badające swój macierzysty układ słoneczny. Okazało się, iż mogą zamieszkać na jednym z dwóch księżyców swej planety, jednakże pomiędzy mieszkańcami księżyca, a ciągle nowymi przybyszami z planety doszło do wojny, która zakończyła się całkowitym wyniszczeniem tegoż satelity. Dopiero wówczas mieszkańcy układu Syriusza podjęli wyprawy do innych układów gwiezdnych. Jak podają kamienne "talerze":
"Zaplanowano 20 wypraw. Jeden ze statków z Syriusza odwiedził dwanaście różnych planet, ale nie natknęli się na żadne formy życia. Zamieszkana była dopiero planeta trzynasta, a trzecia w swoim układzie słonecznym."
My dobrze już wiemy, co to za planeta - to była Ziemia ! Tak więc na błękitną planetę przybyła wyprawa Obcych z Syriusza. Być może to także od nich afrykańskie plemię Dogonów zaczerpnęło swą niezwykła wręcz wiedzę na temat tej właśnie gwiazdy ? W końcu mieszkańcy tamtego układu powinni być w tych sprawach najlepiej zorientowani... Jednak zanim przejdziemy dalej wypada tutaj wyjaśnić kwestię związaną z nazwą samego plemienia. Utożsamianie ze sobą ludów Dropa i Dzopa opiera się bowiem nie tylko na podobieństwie obu określeń. Sprawę tą wyjaśnia dogłębnie w swej książce: "Zadziwiające odkrycia tajemnic legendarnego ludu Tybetu" sam Robin-Evans. We "Wskazówkach wymowy" pisze, iż określenie Dzopa, a raczej Tsopa jest sposobem wymowy nazwy Dropa. Stąd pochodzą różnice: badacze chińscy i radzieccy dysponowali jedynie źródłami pisanymi i dlatego nie umieli właściwie odczytać nazwy plemienia. Kontynuujmy więc naszą opowieść... Przekazy samych Dzopów (zarówno te pisane, jak i ustne) mówią, iż przybysze powrócili w końcu na ojczystą planetę. Tamtejsi decydenci dowiedzieli się jednak, że członkowie załogi spłodzili i zostawili na Ziemi potomstwo. Przygotowano więc drugą wyprawę, która skończyła się niestety katastrofą. Obcy utracili kontrolę nad statkiem kosmicznym, który rozbił się w rejonie gór Bajan Char i uległ całkowitemu zniszczeniu. Większa cześć załogi zginęła, albo była ciężko ranna. Niedobitki z trudem utrzymywały się przy życiu. I w tym momencie opowieść ta zbiega się idealnie z historią odczytaną w Chinach! W pięć lat po przybyciu, w wyniku dziesiątkowania przybyszów przez miejscową ludność, żyło już tylko trzydzieści rodzin astronautów z Syriusza. Nie mając możliwości ucieczki z Ziemi i utraciwszy w katastrofie większość zaawansowanych technicznych narzędzi żyli w najprymitywniejszych warunkach, starając się przeżyć i udokumentować swój los na kamiennych płytach i naskalnych malowidłach. Więcej Robin-Evans nie zdołał się dowiedzieć. Odmówił poślubienia swojej nauczycielki, która zaszła z nim w ciążę i został zmuszony do opuszczenia wioski. Notatki zostały zaś opublikowane na długo po jego śmierci, bo dopiero w roku 1978.

Tymczasem w Chinach wygasała rewolucja kulturalna i w 1974 po raz pierwszy przyznano, iż kamienne artefakty nie są żadnym mitem i dopuszczono do nich austriackiego inżyniera Ernsta Wegerera. Było to dość dziwne, gdyż jeszcze zaledwie dwa lata wcześniej na pytania innego badacza Petera Krassa odpowiadano nieustannie: "Nie wiemy nic...". Na dwa kamienne dyski Wegerer trafił wraz z żoną w Muzeum Banpo. Początkowo sądził, iż są one wykonane z marmuru. Miały po 28 i 30 cm średnicy, ponad 1 cm grubości i były pokryte pismem rowkowym rozchodzącym się spiralnie od otworu w środku "talerza". Odpowiada to mniej więcej pozostałym opisom artefaktów ludu Dropa. Tymczasem nikt w muzeum nie był w stanie wytłumaczyć czym są oba znaleziska. Jako, że Muzeum Banpo wystawia tylko eksponaty gliniane sugerowano, iż eksponaty są wykonane właśnie z gliny. Jednakże Wegerer stanowczo temu zaprzecza. Jest pewien, iż przedmioty są wykonane z kamienia i ważą po co najmniej kilogram. Kiedy jednak w1994 roku Peter Krass i Hartwig Hausdorf odwiedzili muzeum opisywane przez Wegerera, po kamiennych "talerzach" nie było już ani śladu ! Jedynymi świadectwami prawdziwości znaleziska pozostały cztery zdjęcia wykonane przez Weregera. Niemcy trafili natomiast na gliniane kopie artefaktów. Odwzorowano nawet pismo rowkowe rozchodzące się łukowato od otworu na środku ku brzegowi krążka. Po oryginałach wszelki ślad zaginął. Bardzo ciekawy jest fakt, ze pierwowzór "talerzy" z pogranicza Chin i Tybetu stał się w innych krajach przedmiotem kultu i replik w postaci jadeitowych płyt średnicy 7 - 16,5 cm, z otworem w środku i ząbkowanych brzegach. Wisiały one pionowo w licznych pałacach chińskich dostojników i cesarzy dynastii Szang na dwudziestocentymetrowych obeliskach. Zamieszania spowodowanego przez zdjęcia tajemniczych kamiennych płyt nie da się już wyciszyć. Pozostaje mieć nadzieję, iż w Chinach podejmie się działania, które pozwolą ujawnić skrzętnie ukrywane dowody na rzeczywiste istnienie znaleziska w jaskiniach Baian Kura Ula.

Dyski Dropa- [http://forumzn.katalogi.pl/temat5326/]

Istnieją jednakże inne dowody prawdziwości przekazów z gór Bajan Char, które, o dziwo, można odnaleźć w... Meksyku! Powszechnie znanym jest fakt, iż słynne olmeckie "głowy" które tam można spotkać, są wizerunkami ludzi wywodzących się z Afryki. Niewielu natomiast wie, iż znajdziemy tam również oblicza ludzi rasy mongoidalnej - ze skośnymi oczyma i spiczastymi bródkami. A już na pewno niewielu wie o odkryciach Williama Nivena, którego zapiski opublikował James Churchward znany ze swej kontrowersyjnej teorii o istnieniu w prehistorii kontynentu Mu, co - na marginesie - znajduje swe potwierdzenie w pracy Josepha Blumricha pod tytułem: "Kassakara i siedem światów", będącej zapisem legend Indian Hopi uznających się w prostej linii za potomków Majów. Odkryciom Nivena Churchward poświęcił swą książkę "Druga księga kosmicznych sił zbrojnych Mu". Tytuł zabawny, ale to, o czym praca ta traktuje dalekie jest od żartu. Niven prowadził prace wykopaliskowe na terenie około 2 tysięcy mil kwadratowych na Wyżynie Meksykańskiej pomiędzy Tecoco i Haleupantla. Odkrył tam tysiące grobów, większość okradzionych już w III wieku naszej ery, a także splądrowanych przez Azteków w czasie budowy Tenochtitlan. Skłoniło to Nivena do znacznego ograniczenie regionu wykopalisk. W dolinie rzeki archeolog trafił na tysiące glinianych figurek przedstawiających ponad wszelką wątpliwość przedstawicieli rasy mongoidalnej. Czy nie przypomina to sławnych "Terakotowych Armii" odkrytych w Chinach ? Znalezisko naprawdę niezwykłe jest jednak jeszcze przed nami. Mianowicie w kopalni gliny między San Miguel Maantla a Haluepantla, 10 metrów pod ziemią, gdzie znaleziono figurki "małych Chińczyków" Niven trafił na pomieszczenie mające około 4 metrów kwadratowych, pod podłogą którego znajdował się szkielet mężczyzny mającego niecałe półtora metra wzrostu. Jego budowa wykazywała niezwykłe cechy anatomiczne - szkielet miał bowiem bardzo długie ręce sięgające do kolan oraz duża czaszkę wykazująca mocno cechy mongoidalne. Na jego szyi znajdował się zaś naszyjnik z zielonego jadeitu - minerału nie występującego w Meksyku! Dla Nivena dowody te świadczą jednoznacznie, iż w przeszłości dziwni "mali Chińczycy" przebyli ocean docierając do Meksyku. My wiemy oczywiście jak nazwać tych "Chińczyków" - byli to przedstawiciele ludu Dropa. Co więcej, rzekomy książę Majów odkryty w Palenque również miał na sobie ozdoby z jadeitu, zielonego jadeitu, który nie występuje w Meksyku, jest za to popularny w Chinach, gdzie od niepamiętnych czasów jest symbolem boskości. Wiek szkieletu Niven określił na 16 tysięcy lat, tymczasem, szkielety z Baian Kara Ula datowane są na 12 tysięcy lat. O czym to świadczy ? Przypomnijmy sobie fakt, iż szkielety odkryte w Chinach są szczątkami uczestników drugiej wyprawy i że pierwsza wizyta gości z Syriusza miała miejsce o wiele wcześniej! Czy to koniec dowodów? Oczywiście, że nie... Są bowiem jeszcze piramidy! A konkretnie kompleks piramid w Mao Ling. Budowle te architektonicznie są naprawdę niezwykłe, niektóre są dokładnym odbiciem łamanych piramid z Meksyku właśnie, niektóre zaś niemal idealnymi kopiami piramidy słońca z Teotihuacan, a jeszcze inne są odbiciem egipskiej piramidy schodkowej w Sakkarze! Meksyk, Egipt, Dogonowie, Chiny... To wszystko wskazuje jednoznacznie na to, iż pierwsza wyprawa Obcych z Syriusza objęła swoim zasięgiem cała naszą planetę...

3 listopada 1995 jeden z najżarliwszych zwolenników teorii Baian Kara Ula wziął udział w talk show w telewizji RTL. Był to sam Hartwig Hausdorf a przedstawiał oczywiście sprawę kamiennych tarcz z Bajan Char. Przedstawił on następujące oświadczenie:
"Wedle dzisiejszego stanu wiedzy można dojść do tego, że w górzystym regionie centralnych Chin JESZCZE DZIŚ żyją niezwykle mali potomkowie domniemanych rozbitków z Kosmosu."
Po tej uwadze, natychmiast rozpętała się burza. Krzyczano, że owa sprawa została zamknięta już w latach 70-tych, a jedyne informacje o plemieniu karłów żyjącym w Chinach pochodzą z lat 40-tych i już się nigdy nie pojawiły. Tymczasem nie dalej jak rok później z Chin napłynęła depesza informacyjna następującej treści:
"Wieś karłów - winne zanieczyszczenie środowiska? Wieś w chińskiej prowincji Syczuan. Pośród ryżowych pól i bambusowych zagajników stoją niezwykle małe domy. Wieś karłów. Mieszka tu 120 mężczyzn i kobiet wraz z dziećmi. Wiele z nich nie osiąga nawet 115 cm wzrostu. Najniższy dorosły osobnik ma tylko 63,5 cm. Zbudowali swoje domy tak, jakby to były domy dla lalek. Mają maleńkie drzwi, małe stopnie schodów. Krótkie łóżka. Jeżdżą wyłącznie na dziecinnych rowerkach. Wieś karłów stanowi zagadkę dla specjalistów. Statystyka twierdzi bowiem, że tylko jedno dziecko na 20000 narodzin przychodzi na świat z genetycznymi zahamowaniami wzrostu. Naukowcy, którzy byli w wiosce, uważają, że za karłowaty wzrost odpowiedzialne jest zanieczyszczenie środowiska, na przykład szkodliwe spaliny , zanieczyszczona chemicznie woda do picia. Ale może wzrost jest hamowany przez jakiś szczególny gen [...]".
Czy to naprawdę Dropowie / Dzopowie ? Zastanówmy się chwilę nad podawanymi wytłumaczeniami karłowatości mieszkańców wioski. Z miejsca można wykluczyć czynnik przypadku wynoszący 1:20000. Liczba zer potrzebnych dla wyrażenia prawdopodobieństwa przypadku u wszystkich mieszkańców wioski zapełniłaby bowiem sporej objętości książkę. Podobnie można wykluczyć kwestię zanieczyszczenia. Wioska leży w górach, w odległości 200 kilometrów na południe od Czengtu - najbliższego dużego ośrodka przemysłowego. Bezpośrednia okolica wioski to zaś teren rolniczy pozbawiony zakładów przemysłowych, a samochody to tu nieznany luksus. Wioska leży w dolinie u podnóży gór Bajan Char, gdzie Dzopowie mieszkali w czasie pobytu u nich Robina-Evansa. Być może to, że zdecydowali się zejść niżej przyczyniło się do ich nagłego 'odkrycia'. Pojawienie się karłów w o wiele gęściej zaludnionym terenie musiało więc wywołać sensację...

źródło: http://www.tajemniczyswiat.ija.pl/
  • 1

#12

Aquila.

    LEGATVS PROPRAETOR

  • Postów: 3221
  • Tematów: 33
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 2
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

"Dropa Hoax

It's all based on a book published in the 1960s, Sungods In Exile, edited by David Agamon. David Agamon (real name Gamon), contacted Fortean Times magazine several years ago and stated that his book is FICTION. He stated that it's one of the biggest hoaxes of the 20th century.

Let's go through the facts:

1> There is NO EVIDENCE Professor Chi Pu Tei ever existed.

2> There is NO EVIDENCE Professor Tsum Um Nui ever existed.

3> The Dropa Discs DO NOT exist. No one has ever seen a Dropa Disc. Every photo that's been posted on the internet claiming to be a Dropa Disc is actually a picture of a Bi disc, which were quite common in Ancient China. Not a single Bi disc has ever been found with writing inscribed in its surface. Notice how NONE of the photos purporting to show Dropa Discs have close-ups of spiral grooves and writing -- that's because there are no spiral grooves nor writing!

4> The Dropa people DO NOT exist. I did some research and discovered (thanks to fiction writer and China/Tibet expert Eliot Pattison) that the nomads of Northern Tibet are called Dropka. Dropka literally means dweller of the black tent, so-called because their tents are made of black yak hair. Agamon obviously appropriated the name and used it for his own fictional purposes. I find it offensive to the Dropka that they have been described as ugly half-human-half-alien dwarves. The Dropka are a humble, free people who deserve better."

Oraz:

"1. The discovery. There are no mentions of 'Tsum Um Nui' anywhere; as he is supposed to have fled China and died in Japan in the 1960s this cannot be negated by Cultural Revolution - Communist coverup theory. Also, there is no mention of the 1938 archaeological expedition to the Bayan Kara Ula range. No "Peking Academy of Pre-History" ever existed.
2. Early Sources. The earliest mention of the story is in Erich von Däniken's infamous 1968 book, Chariots of the Gods. The book has been widely criticised as unreliable; in fact, the vast majority of names and sources appearing in the book cannot be corroborated, and no existence of the following Soviet or Chinese scholars can be found anywhere outside this story: Chu Pu Tei, Tsum Um Nui, Ernst Wegener, Vyatcheslav Saitzev, and Sergei Lolladoff. Most tellingly, Däniken gives his main source for the story as a Soviet science fiction writer Alexander Kazantsev; however Kazantsev himself disagrees with Däniken's account and says that it was Däniken who told him the story, not the other way around.
3. Later Sources. The 1978 book Sungods in Exile "edited" by David Agamon, appeared to lend support to the story of the Dropa, but Agamon admitted in the magazine Fortean Times in 1988 that the book was fiction and that its alleged author, a British researcher named Dr. Karyl Robin-Evans, was imaginary. Some websites claim to show a photo of Dr Robin-Evans with the Dalai Lama. A frail, old man assisted by the current Dalai Lama, the photograph is quite recent and can not be Dr Robin-Evans -- he died in 1978, according to Hartwig Hausdorf.
4. Translation. There is absolutely no precedent for an unknown language being successfully deciphered. All lost ancient languages have been rediscovered only because they survived in forms familiar to scientists. Even in such cases, deciphering and understanding these older language forms and their scripts has usually taken decades for multiple teams of highly competent linguists, and their findings are constantly being debated and updated. Many ancient scripts (notably Linear A from the island of Crete and Rongorongo from Easter Island), have defied deciphering precisely because they cannot be linked to any known language. Given these facts, there would be even greater difficulties in translating a truly extraterrestrial language. It is therefore highly unlikely that a single Chinese scholar with no reported background in linguistics could single-handedly decipher an alien script or language in his spare time.
5. The Disks. All that exists of the supposed alien disks are several wide-angle photographs. The disks photographed, firstly, do not match the described "12-inch disks"; the disks photographed are very large. Secondly, the photos show none of the supposed deep grooves. Finally, absolutely no photos, descriptions, analyses or any other evidence of the actual 'alien script' appear anywhere at all.
6. The Evidence. The disks were supposed to be stored in several museums in China. None of these museums have any traces of these disks, nor can any be found of the ones supposedly sent to USSR for analysis.
7. The Dropa Tribe. While reported to be a tribe of feeble dwarfs, in actuality the Dropas are nomadic herders who inhabit most of the northern Tibetan Plateau. The Ham are also inhabitants of Tibet, and traditionally have supplied Tibet's warriors: many of the 13th Dalai Lama's bodyguards during his escape from the Chinese invasion were Ham Tibetans. The word "Dropa", according to Chrieghton, describes the nomadic residents of Tibetan highlands, and can be roughly translated as "solitude" or "isolated". Furthermore, Chreighton described the Dropa as not resembling "troglodytes", or as stunted; on the contrary, they tend to be rather large and sturdy, befitting their occupation as herders."

Czyżby kolejny hoax? :mrgreen:

[ Dodano: 2006-10-06, 14:30 ]
http://kaladarshan.a...deBiDiscR#5.jpg
I przykład tego co widać na zdjęciach - dysk Bi, dość powszechny w starożytnych Chinach. Zdobienia, zdobienia i jeszcze raz zdobienia. Żadnych kosmicznych wiadomości na kamiennych płytkach :D
  • -1



#13

Kudłaty.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

I znów rząd ingeruje... zataja... wypiera się...ahhh skąd ja to znam... dpbrze że chociaż tyle się ludzie dowiedzieli... peace
  • 0

#14

Paranoja.
  • Postów: 10
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

...ahhh skąd ja to znam...

Właśnie, skąd ty to znasz? Tylko z filmów.
  • 0

#15

Kudłaty.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Drogi Paranoja to była taka przenośnia... przecież każdy wie lub większość osób, że rządy świata ukrywają rożne tajemnice o których informują swoje społeczeństwa po wielu latach... peace
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych