Skocz do zawartości


Zdjęcie

Czarne psy


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
51 odpowiedzi w tym temacie

#31

Azel.
  • Postów: 2
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czarny pies jest bardzo popularny. Sam znam dwie historie z nim. Jedna działa się w mojej miejscowości kiedy to pewna starsza pani wracała do domu ileś lat temu i spotkała na swojej drodze czarnego psa ze świecącymi na czerwono oczami. Przechodziła akurat laskiem koło rzeki, pies odprowadził ją do domu ale nie chciał wcześniej odejść. Druga jest podobna. Pies pojawił się znikąd i tam wrócił.
  • 0

#32

xaty.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Heh kiedyś miałem to za zabobony ale do czasu .Było to w małym miasteczku .
Kiedyś wracałem z imprezki ( trzeźwy ) z kumplem . Byliśmy już prawie w połowie drogi do domu . Szedłem sobie spokojnie aż tu patrze na skrzyżowaniu pod krzyżem ( takim jak się stawia po wypadkach samochodowych ) stoi pies . Wilczur czarny nic więcej nie widziałem ponieważ zacząłem biec . Kiedy spytałem kumpla co widział powiedział dokładnie to samo co ja . Jednak nikt bliski ani ja sam nie umarłem więc moim zdaniem to ze śmiercią to pic . Ale w czarne psy od tamtego czasu wierze .
Pozdrawiam .
  • 0

#33

lambo.
  • Postów: 231
  • Tematów: 2
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

Ja raz widziałem takiego psa, tyle że wyglądał jak duży czarny wilk i odziwo się go nie bałem, czułem takie wewnętrzne ciepło biło od niego, chciałem go pogłaskać, ale zniknoł.

Wróciłem do domu i sobie myślałem całą noc co mi odbiło że nie uciekałem.
  • 0

#34

Ixodides.
  • Postów: 123
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W dziecinstwie mialem kilka akcji zwiazanych z psami, przez co sie ich troche boje, tzn boje sie bezpanskich nocami. Taki Czarny Pies na bank bylby powodem mojego zawalu. Nie wyobrazam sobie sytuacji, ze CZARNY pies z ognistymi oczami podchodzi do mnie w nocy, obsralbym sie ze strachu. Istny koszmar, nawet nie czytalem tego do konca bo ciary mam na calym ciele. ;/
  • 0

#35

Leshni@K.
  • Postów: 29
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W moim miasteczku i okolicach czarny pies to już legenda. Często ukazuje się około północy we wsi oddalonej o 2km. Jest wysoki, dobrze rozbudowany i umięśniony, z czerwonymi ślepiami, niczym pies do walk. Pojawia się znienacka, biegnie drogą i w ostatniej chwili wskakuje na maskę samochodu. Kiedy kierowca raz spojrzy w jego oczy, już nie może oderwać od nich wzroku. Po około minucie znika.

Wydaje mi się, że to bajki zmęczonych kierowców. Coś w tym jednak musi być, skoro w tej okolicy to właśnie tam najczęściej dochodzi do wypadków.
  • 0

#36

pszemeq.
  • Postów: 46
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Witam.
Może trochę odświeżę ten temat:)
Mam pytanie do znawców tematu. Czy spotkanie się z taki psem może wiązać się z klątwą??
  • 0

#37

livin.
  • Postów: 532
  • Tematów: 11
  • Płeć:Kobieta
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Czarny pies jest ponoć (w niektórych przekazach czyt.legendach) zwiastunem śmierci.
  • 0



#38

Wilk.
  • Postów: 1
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czarny pies- Dusza niegodziwców (najczęściej psychopatów) zakletych w duchy czarych psów. Czasami psy pomagają by odpokutować swoje grzechy ale bardzo często dalej zabijają (Tak jak za życia).

A odpowiadając na pytanie pszemeq'a to takie spotkania nie są wynikiem klątwy. Ale niektóre moga rzuczć klatwy.
  • 0

#39

Jolcynea.
  • Postów: 4
  • Tematów: 0
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jednym z najczęściej ukazujących się upiorów jest czarny pies. Jak nazwa wskazuje czarny pies jest ogromnym psem o gęstej, kudłatej, czarnej sierści. Najczęściej pojawia się na jakimś określonym miejscu i cały czas pojawia się tylko w jego obrębie. Drogi po których chodzą te widma mają często jakąś historie i są położone obok starych dworków, cmentarzy i zbiorników wodnych.

Czarne psy zwiastują często czyjąś śmierć, ale czasami służą pomocą. Pewna kobieta szła kiedyś (lata 30) do domu z Scunthorpe do Crosby w hrabstwie Lincoln. Nagle zjawił się obok niej czarny pies, który przybiegł truchtem. Z początku była przestraszona, ponieważ wcześniej go nie widziała ani nie słyszała. Po chwili była jednak zadowolona z jego towarzystwa, ponieważ z naprzeciwka nadeszła grupa jakiś huliganów, a pies ich przegonił. Gdy mężczyźni byli już poza zasięgiem wzroku zwierze zniknęło.

Częściej jednak czarny pies zwiastował śmierć lub atakował ludzi niż pomagał. We wczesnych godzinach zimą 1972 roku, pewnego rolnika i jego żonę obudziły w ich oddalonej zagrodzie na południowym skraju Dartmoor dziwne odgłosy drapania. Rolnik wstał z łóżka, chwycił pogrzebacz i rozejrzał się po nie oświetlonej sieni. Nagle zobaczył duży cień na schodach. Pomyślał że to pies więc chciał go przegonić, ale upiór nagle ruszył na niego z płonącymi oczyma, Potem rozbłysnął jaskrawy płomień światła i pies zniknął.

W 1577 roku w Suffolk w kościele w Blythburgh w czasie nabożeństwa z bocznej nawy wynurzył się nagle czarny pies, który zagryzł kilka osób. Następnie w czasie paniki, ulotnił się, zostawiając na drzwiach kościoła ślady ognia widoczne do dziś.

W 1893 roku dwóch mężczyzn jechało ulicą w Norfolk, kiedy nagle zostali zmuszeni przez czarnego psa do zatrzymania się. Woźnica chciał najechać na psa, ale pasażer który słyszał o czarnym psie powstrzymał go. Po pewnym czasie woźnica stracił cierpliwość i popędził konie. W ciągu kilku dni woźnica umarł.

Jeszcze ciekawostka: 14 grudnia 1963 roku dwaj mężczyźni w Afryce Północnej widzieli na ulicy nadzwyczaj dużego czarnego psa. Zaraz po tym okolica została dziwnie oświetlona i osobliwy, dziwny objekt przeleciał nad ich samochodem, po czym zniknął w niebie. W Savannah, w stanie Georgia wielu świadków widziało 9 września 1973 roku 10 dużych czarnych psów, które wyszły z UFO.


Wielkie czarne psy pojawiają się na Wyspach Brytyjskich od bardzo dawna. Stworzenia te, które być może powinny stać się bardziej obiektem badań parapsychologów niż kryptozoologów, stały się już elementem miejscowego folkloru, podobnie jak słynna Nessie.

Na przestrzeni wieków relacje ze spotkań z ogromnymi czarnymi psami mnożyły się na terytorium całej europy, a bardzo podobne stworzenia widywane były także i na innych kontynentach (w Kanadzie, USA). Jedna z najbardziej znanych obserwacji miała miejsce w grudniu 1996 roku w Wielkiej Brytanii. Steve Johnson jechał właśnie deszczową nocą na motorze przez wrzosowiska Dartmoore. Nagle dostrzegł, że w jego kierunku biegnie jakieś bardzo duże zwierzę. Kiedy stworzenie zbliżyło się, okazało się, że to całkiem czarny pies wielkości kuca. Pies przez jakiś czas przyglądał się Steve'owi, po czym opuścił drogę. Kiedy zwierzę wreszcie znikło, przerażony motocyklista pojechał najszybciej jak tylko mógł. Kilka tygodni później skontaktował się z Jonathanem Downesem, badaczem z Ośrodka Kryptozoologii.

Najdziwniejsze wydaje się to, że tajemnicze psy wydają się nie być materialne. Często pojawiają się znienacka, w taki sposób, że istota z krwi i kości nie potrafiłaby skopiować podobnego wyczynu. Zanotowano również przypadki, kiedy to ludzie próbowali zastrzelić stworzenie lub zranić je w inny sposób, jednak bez wyraźnego efektu. Tak było w spotkaniu, które miało miejsce w Peniscot County w stanie Missouri, pewien mężczyzna próbował przebić widmowego psa drewnianym kołkiem, który jednak przeniknął przez ciało stworzenia i wbił się w pień pobliskiego drzewa. W tym samym rejonie inny człowiek próbował zastrzelić zwierzę, a później uderzyć ją pięścią, jednak bezskutecznie, zarówno kula, jak i pięść przeszły przez jego ciało, nie wyrządzając mu najmniejszej krzywdy.

Czarne psy stały się elementem folkloru brytyjskiego, a jednemu z jego badaczy, Theo Brownowi, udało się nawet sfotografować zwierzę w miejscowości o nazwie Black Dog (Czarny Pies).

Nie zawsze jednak czarne psy były groźne dla ludzi, np. w zachodniej Anglii i w Kanadzie, pomogły one zagubionym w lesie odnaleść drogę do domu. Zdarzenia te potwierdzają tezę niektórych badaczy, mówiącą o tym, że stworzenia te nie są nieznanymi jeszcze nauce zwierzętami, ale wytworami ludzkiej psychiki, lub innymi jeszcze niematerialnymi bytami. W polsce takze są znane przypadki pojawiania sie psów, najbardziej znanym miejscem pojawiania sie takiego psa jest Ogrodzieniec. Na szczycie Góry Zamkowej (504 m n.p.m.), w fantastycznej scenerii poszarpanych i przedziwne kształty przybierających skał wapiennych, wznoszą się największe w Polsce, a drugie bodaj co do wielkości w Europie, ruiny starego, gotycko-renesansowego zamczyska. Była to niegdyś gotycka warownia, wzniesiona w XIII - XIV wieku, rozbudowana w stylu renesansowym w wieku XVI przez Bonerów.
Ocalały z niej ruiny trójskrzydłowego kompleksu mieszkalnego, trzy baszty, brama wjazdowa i fragmenty muru obronnego. Po drugiej wojnie światowej zabezpieczono zespół zamkowy jako trwałą ruinę.
Malownicze to miejsce. Mury tak zespoliły się tutaj ze skałą, że z dala nie rozpoznasz co tu jest tworem natury, co dziełem ręki ludzkiej. Malownicze, ale i straszne. O ruinach tych wiele bowiem opowiedzieć mogą mieszkańcy dochodzącej niemal pod same zamkowe mury osady Podzamcze.
Owo Podzamcze, od czasów reformy administracyjnej (1975) dzielnica miasta Ogrodzieniec, to 46 zagród, restauracja „Pod Zamkiem”, dom wycieczkowy PTTK, kapliczka i - na tym koniec.W nocy jednak Podzamcze staje się widownią dziwnych wydarzeń, których bohaterem jest ogromny, czarny pies. Pies ten, znacznie większy od jakiegokolwiek zwykłego wilczura czy nawet bernardyna, ciągnie zawsze za sobą długi na trzy metry, brzęczący na wybojach łańcuch i niezmiennie zmierza ku zamkowym murom. Że nie jest to zwykłe zwierze świadczy fakt, że opowieści o owym psie przekazywane są w Podzamczu z pokolenia na pokolenie. Widywali owo tajemnicze stworzenie ojcowie i dziadkowie obecnych gospodarzy, przed pierwszą, a nawet przed rosyjsko-japońską wojną. Widywali go dzisiejsi staruszkowie, gdy jako chłopcy jeszcze chodzili nocami pasać konie na dworskiej koniczynie. Wspominali oni, że nocą żaden koń nie ośmielił się przejść zamkowej bramy, choć rozciągający się za nią zewnętrzny dziedziniec to kilka morgów znakomitej, soczystej trawy.
Relację o ogrodzienieckim Czarnym Psie przekazał nam jeden z miejscowych rolników.
- Było to chyba w roku 1963, w sobotę 25 lipca, bośmy się następnego dnia na odpust do Giebła wybierali. Chcieliśmy wspólnie z sąsiadem wygnać krowy na pastwisko już nocą, żeby z samego rana móc pójść na odpust. Była już chyba jedenasta wieczorem, może nawet później, tyle że jasno było, bo księżyc wyraźnie świecił. Najpierw poszliśmy do mojej obory (moja chałupa bliżej zamku stoi) i wówczas, nim weszliśmy we wrota, zobaczyłem ogromnego czarnego psa. Strachliwy nie jestem i psów się nie boję, ale jak zobaczyłem, że ten diabeł ciągnie za sobą łańcuch i biegnie do zamku, to zaraz zacząłem uciekać. Sąsiad też uciekał. Tej nocy jużeśmy tam nie wrócili i krów na pastwisko nie wygnali.
Odszukaliśmy drugiego świadka owych wydarzeń, który w całej rozciągłości potwierdził opowieść, z tą różnicą, że jego zdaniem było wtedy później, prawie dochodziła północ (opowiada, że gdy znalazł się w domu było dobrze po północy), a także, że pies ukazał się gdy już otworzyli drzwi obory i że najpierw zatrzymał się, a dopiero potem pobiegł uliczką w górę.
Obaj nasi rozmówcy nie kontaktowali się ze sobą przed naszą indagacją, a więc wykluczyć można jakiekolwiek celowe zmyślanie.


Zresztą o Czarnym Psie mówią także i inni mieszkańcy Podzamcza. Wspominają oni wydarzenie, które na wszystkich wywarło niemałe wrażenie. Otóż pewnej nocy do ogrodzienieckiego zamku przyjechało „taksówką” (czyli samochodem osobowym) jakieś towarzystwo z miasta - dwóch panów i jedna pani. O dwunastej w nocy ludzie mieszkający najbliżej murów usłyszeli dobiegający z tamtej strony krzyk kobiecy, po czym ujrzano, jak mężczyźni wynosili do samochodu zemdloną swą towarzyszkę. Od tej pory nikt na zamek nocą się nie zapuszczał.Zreasumujmy tedy suche fakty: Czarnego Psa ogrodzienieckiego widziało zbyt wiele osób, by można tu mówić o jakiejkolwiek próbie świadomego wprowadzania rozmówców w błąd. Pies ten, w niezmienionej postaci, pojawia się od conajmniej kilkudziesięciu lat (taki w każdym razie okres obejmują pewne relacje), a zatem - zważywszy, że psy żyją najwyżej kilkanaście lat - nie może tu wchodzić w grę błąkanie się w tej okolicy jakiegoś bezpańskiego zwierzęcia. Symptomatyczne są ponadto relacje o zachowaniu się koni wypasanych na dworskiej koniczynie (historię o nocnych odwiedzinach zamku pomijamy tu, jako nie w pełni sprawdzoną, nie udało nam się bowiem odszukać uczestników owej wyprawy). Słowem, wyjaśnienia tajemniczego zjawiska poszukiwać trzeba w historii ogrodzienieckiego zamczyska, a także w literaturze poświęconej manifestacjom sił nadprzyrodzonych.
Pierwsi znani historii posiadacze Ogrodzieńca to potężny w średniowiecznej Polsce ród Włodków. W 1414 roku Baltazar Włodek piszący się już z Ogrodzieńca posłował w imieniu Jagiełły do Krzyżaków. Inny Włodek ogrodzieniecki poległ w bitwie pod Chojnicami. W 1470 roku ród ten podupadł i za sumę ośmiu tysięcy florenów auri puri Ogrodzieniec wraz z dwoma miastami i kilkoma wsiami sprzedany został bogatym mieszczanom krakowskim, Ibramowi i Piotrowi Salomonowiczom, a potomkowie ich w roku 1523 sprzedali zamek jednemu z najbogatszych ludzi ówczesnej Polski, świeżo uszlachconemu bankierowi królewskiemu, burgrabiemu zamku wawelskiego, Janowi Bonerowi.
Jego synowiec piszący się już Seweryn Boner na Ogrodzieńcu i Kamieńcu pan i dziedzic, wzniósł tu wspaniałą renesansową rezydencję, która przepychem zaćmić miała wszystko, co do tej pory w Polsce zbudowano i w ten sposób dodać blasku nie pokrytemu jeszcze patyną wieków klejnotowi rodowemu. Ruiny tego właśnie pałacu oglądać dziś możemy wśród skalnych ostańców.
Rezydencja Bonerów nie była zamkiem warownym. Liczne mury, bramy i baszty pełniły jedynie funkcję dekoracyjną w okresie, gdy na polach bitew coraz większego znaczenia nabierały muszkiety i artyleria. Tak czy inaczej, ogrodzieniecka rezydencja Bonerów wzbudzała powszechny podziw. Cesarz Ferdynand I nadał właścicielom państewka ogrodzieniecko-zamienieckiego nieznany wówczas tytuł barona.
Nowy baron Seweryn Boner, nie miał jednak męskiego potomka, któremu mógłby przekazać tytuł i dobra. Jako wiano jedynej jego córki Zofii, Ogrodzieniec przeszedł w ręce wojewody lubelskiego Jana Firleja herbu Lewart. W ręku Firlejów pozostawał Ogrodzieniec przez lat ponad sto. W roku 1669 Mikołaj Firlej odstąpił Ogrodzieniec wraz z kilkoma wsiami i górami srebrnymi Olkuszowi przyległymi, za 267 tysięcy złotych polskich, kasztelanowi krakowskiemu Stanisławowi Warszyckiemu.
Zatrzymajmy się chwilę nad tą postacią. W siedemnastowiecznych źródłach historycznych Stanisław Warszycki wymieniany jest często. Pan ogromnej fortuny, pierwszy dostojnik Rzeczypospolitej, nigdy nie poddał się Szwedom, od początku do końca „potopu” stojąc wiernie u boku Jana Kazimierza. Wraz z księdzem Kordeckim bronił Częstochowy, a jego rodowe gniazdo Danków, to jeden z niewielu skrawków Polski, na którym nigdy nie stanęła noga żołnierza Karola Gustawa.


Ponadto słynął Warszycki jako zapobiegliwy gospodarz, , sprowadzający do swych włości cudzoziemskich rzemieślników, dbający wielce o rozwój rzemiosła i rękodzieła. Słowem, gdyby zawierzyć oficjalnej historiografii - postać świetlana. A jednak, tu i ówdzie współcześni wspominają, że charakteru był nielekkiego, a dla poddanych nie był bynajmniej ojcem.
W okolicy Dankowa, jego rodowej siedziby, z uporem krąży legenda, że ów obronny dwór, którego zdobyć nie mogli Szwedzi, wzniesiony został z potu i krwi poddanych. Również krew i łzy skrapiały każdy talar legendarnych bogactw, które później jako wiano córki Warszyckiego, Barbary, dostały się w ręce Męcińskiego i zdeponowane zostały właśnie w Ogrodzieńcu. O skarbach tych przez wiele lat krążyły niezwykłe wręcz legendy, jednak większość ich, jak się wydaje, przewieziona została w końcu XVIII stulecia do klasztoru na Jasnej Górze.
Na zewnętrznym dziedzińcu ogrodzienieckiego zamku zachowała się grota zwana „męczarnią Warszyckiego”. To w tej właśnie grocie pan kasztelan osobiście nadzorował torturowanie opornych poddanych. Sprzeciwu zresztą nie znosił z żadnej strony i pewnego dnia kazał na oczach całej służby wychłostać na dziedzińcu zamkowym swą żonę. Sam z lubością ponoć wsłuchiwał się w jęki nieszczęśliwej. Uporczywa jest także szeroko rozpowszechniona zarówno w okolicach Dankowa jak i Ogrodzieńca legenda, że Warszycki nie umarł śmiercią naturalną, lecz za życia porwany został przez diabły do piekieł.


Zastanówmy się zatem, czy fakty te - zestawione ze sobą - nie stanowią ciągu przyczynowo - skutkowego? Znany z wybuchowego charakteru i wsławiony okrucieństwami wobec poddanych pan i czarny, ciągnący za sobą długi łańcuch pies? Grasse w swej Bibliotheca Magica et Pneumathica (Leipzig 1843) stwierdza, że na terenie Szwabii i Turyngii znane były wypadki, kiedy to osoby słynące za życia z okrucieństwa, po śmierci przemieniały się w zwierzęta, najczęściej właśnie w psy. Czyżby zatem zagadka Czarnego Psa z Ogrodzieńca w ten sposób mogła być wytłumaczona?
Po bodaj dziesięć lat trwających pracach konserwatorskich, ruiny zamku w Ogrodzieńcu zostały w roku 1973 uroczyście udostępnione zwiedzającym, w postaci tzw. trwałej ruiny. Działacze PTTK z Zawiercia planują stworzenie w zamku małego muzeum (czy powstało? pewnie nie). Być może Czarny Pies, który wypłoszony pracami budowlanymi przez ostatnie lata nie pojawiał się tutaj, znów w najbliższym czasie rozpocznie swoje conocne wędrówki.
Zainteresowanych informujemy, że podobno pojawiał się na polach przyległych do murów zamku między godziną 22.30 a 24.
W Podzamczu warto obejrzeć zabytkowe chaty i barokową kaplicę, w Ogrodzieńcu - barokowy kościół z 1787 roku o rokokowym wystroju wnętrza oraz obmurowane źródła Czarnej Przemszy.


Zamek wznosi się na słynnym szlaku „Orlich Gniazd”, czyli w pasie pochodzących z XIV wieku warowni, ciągnących się od Krakowa do Częstochowy poprzez wzgórza Jury Krakowsko-Częstochowskiej. Dojazd autobusem PKS (przystanek Podzamcze), skąd do ruin kilka już tylko kroków.
Na miejscu restauracja „Pod Zamkiem” i dysponujący kilkudziesięcioma miejscami noclegowymi Dom Wycieczkowy
Czekam na wasze opinie na ten temat moze ktos z was wie cos wiecej


wykorzystane fragmenty artyukułów pochodzą ze stron
-www.paranormalium.pl
-= Duchy Polskie =


W zasadzie ten portal znalazlam dzieki temu ze szukalam w internecie jakichkolwiek relacji na temat dziwnych przygod z czarnami psami. Chodzi o dosc niezwykla przygode, ktora przydarzyla mi sie pare lat temu i ostatnio dosc czesto ja wspominam.
Jako studentka pracowalam w czasie wakacji we Wroclawiu. Pech chcial ze mieszkalam w akademiku, we wrzesniu okazalo sie ze dyrekcja musiala opustoszyc ten przybytek na 10 dni, ja bylam uwiazana praca ktorej nie chcialalam stracic wiec na ten okres czasu zamieszkalam u kolegi za miastem w Psarach. Prace konczylam z reguly o 12 w nocy, o tej porze nie bylo juz zadnego autobusu ktory moglby mnie odwiezc do miejsca mojego czasowego pobytu, podjezdzalam zatem codziennie tramwajem pod market Marino i stamtad szlam jeszcze piechota w srodku nocy jakies 2 km. Nie bylo to przyjemne, zwlaszcza ze po drodze pewien odcinek ulicy wzdluz ktorej szlam byl zupelnie nieoswietlony latarniami. Przez pare pierwszych nocy nic szczegolnego sie nie zdarzylo. Pewnej nocy, nie pamietam juz dokladnie na ktorym odcinku drogi, dolaczyl do mnie duzy, czarny pies. Poczatkowo sie przestraszylam, potem bylam zadowolona z jego towarzystwa poniewaz poczulam sie znacznie razniej. Przypominajac sobie to zdarzenie wydaje mi sie ze nawet go glaskalam. Nie wygladal nadzwyczajnie- nie zauwazylam zadnych czerwonych slepiow, siersc mial czarna ale krotka, byl duzy ale nie ogromny. Nie znam sie na rasach, jak dla mnie byl mieszanka wilczura z innej rasy. Ciekawe natomiast bylo to, ze po przylaczeniu sie do mnie zachowywal sie zupelnie jak moj pies, wiernie dotrzymywal mi kroku i czulam sie z tym wyjatkowo komfortowo biorac pod uwage fakt, ze szlam sama ulica poza miastem w samym srodku nocy. W pewnym momencie nieopodal mojego szlaku zauwazylam grupke mlodych chlopakow, ktorzy na moj widok ewidentnie sie ozywili i zaczeli o czyms dyskutowac. Jedyne zdanie ktore do mnie dotarlo na koncu ich rozmowy brzmialo: "ale ten pies..." Ostatecznie minelismy ich (ja i "moj pies" idacy ze mna krok w krok) bez zadnej zaczepki z ich strony. Dalsza czesc drogi uplynela spokojnie, cieszylam sie ze mam przy sobie psa ale jednoczesnie zadawalam sobie pytanie co ja z nim wlasciwie zrobie po dojsciu na miejsce. Po jeo zachowaniu wnioskowalam ze uznal mnie za nowa pania i bedzie chcial zostac a ja nie mialam warunkow zeby go zatrzymac....Co dziwne w momencie kiedy dotarlam do domu znajomego pies poczotkowo skrecil ze mna ale pare krokow przed progiem pobiegl w zupelnie innym kierunku, szybko stopil sie z ciemnoscia i nie zostalo po nim sladu... Nastepne dni byly podobne, musialam sama w nocy wracac z pracy ale nie spotkalam juz wiecej ani psa ani grupki mlodziezy...
  • 1

#40

Alembik_Vina.
  • Postów: 1030
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Widzi mi się, że czarne psy są czymś w rodzaju duchów opiekuńczych. Obrońcy i mściciele. Z opisów wynika podobieństwo do czarnych aniołów. Widzicie, do psów trzeba podejść filozoficznie. One bronią dobrych ludzi a nienawidzą złych. Czarne psy również. Jeśli ktoś zaczyna uciekać, to znaczy że się boi, a boją się ludzie mający nieczyste sumienie. Jak ktoś jest dobry dla zwierząt i zaufa takiemu czarnemu psu, to będzie go bronił przed przemocą. Ciekawa historia. Zwłaszcza ten fragment:

Poczatkowo sie przestraszylam, potem bylam zadowolona z jego towarzystwa poniewaz poczulam sie znacznie razniej. Przypominajac sobie to zdarzenie wydaje mi sie ze nawet go glaskalam.


Wydaje Ci się, że go nawet głaskałaś. Jeśli wiesz co mówisz, to ewidentnie jakiś rodzaj opiekuńczego ducha i prawdopodobnie ktoś chciał Ci zrobić krzywdę, ale masz silnego opiekuna. Jak kiedykolwiek znajdziesz się w bezpośrednim zagrożeniu życia to pomyśl o nim a może jeszcze raz pomoże. Jeśli nie był to taki zupełnie zwykły pies.
  • 0

#41

bloodprincess.
  • Postów: 166
  • Tematów: 2
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Czytając ten temat, przypomniała mi się historia z dzieciństwa. Nie wiem czy chodzi o coś takiego, ale wracałam kiedyś zimowym wieczorem (było ciemno już) do domu po sankach. Nie byłam sama, bo koleżanka kawałek mnie odprowadzała. Rozmawiamy, aż w pewnym momencie zauważyłam kątem oka dużego, czarnego psa, który się na mnie rzucił. Wzdrygnęłam się i popatrzyłam w tamtą stronę, ale żadnego psa tam nie było. Koleżanka zauważyła moje dziwne zachowanie, ale powiedziałam tylko, że coś mi się przywidziało. Po niedługim czasie zdarzyła mi się taka sama sytuacja, tylko, że tym razem szłam sama i było to w zupełnie innym miejscu. Wciąż uważam, że to moja dziecięca wyobraźnia spłatała mi żart, ale po tym co przeczytałam w temacie, odczułam niepokój. Niestety nie jestem w stanie sobie przypomnieć, czy później stało się coś, co te psy mogłyby "zwiastować" typu, śmierć kogoś bliskiego, czy inne tego typu rzeczy. Niestety widok tych psów, skaczących na mnie śni mi się często po nocach.
  • 0

#42

Pauline.
  • Postów: 49
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Mi często śni się, że gryzie mnie czarny pies, trzyma mnie zębami za dłoń i nie chce puścić, ale raczej staram się nie przywiązywać do tego większej uwagi.
  • 0

#43

optyk.
  • Postów: 167
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

w roku 1963, w sobotę 25 lipca, bośmy się następnego dnia na odpust do Giebła wybierali. Chcieliśmy wspólnie z sąsiadem wygnać krowy na pastwisko już nocą, żeby z samego rana móc pójść na odpust. Była już chyba jedenasta wieczorem, może nawet później, tyle że jasno było, bo księżyc wyraźnie świecił.


25 lipca to czwartek. Wiele pozornie błahych błędów pojawia się w tekście. I kto przepytywałby ludzi mających 60-100 lat, co się zdarzyło kiedyś, kto szukałby informacji w wszelkich możliwych źródłach, a nie sprawdziłby daty.

Niby drobnostka, ale temat (jak mało który) mnie zainteresował, ale.. to spowodowało tylko okazałe zażenowanie na mej twarzy.
  • 0

#44

Cascco.
  • Postów: 589
  • Tematów: 9
Reputacja dobra
Reputacja

Napisano

To i ja coś napiszę. Jak miałem 18 lat byłem z rodzicami na wakacjach w górach, zatrzymaliśmy się w jakiejś wsi, postanowiłem sobie pobiegać po okolicy, była ładna pogoda. Wybrałem sobie trasę wzdłuż starych , nieużywanych torów. Po obu stronach był spadek, że tak to ujmę a poniżej z obu stron rozciągało się pole a tory były na wzniesieniu. Przebiegłem chyba z kilometr kiedy zobaczyłem dość daleko czarnego psa który blokował mi drogę, nie mam pojęcia jakiej rasy wiem że był czarny, odwróciłem się by zawrócić, problem w tym że za mną stał podobny pies, co gorsze podobnej wielkości i tak samo czarny . Poczułem strach, nie wiedziałem gdzie iść w dodatku po chwili oba psy zaczęły iść powoli w moją stronę. Długo nie myśląc w akcie paniki zeskoczyłem z torów w lewo, spadłem na pole ale nic mi się nie stało. Trochę tylko się pobrudziłem. Już więcej nie biegam po obcych wsiach.

 

Nic się nie wydarzyło nikt u mnie nie zmarł ani nie doznał krzywdy. Dwa lata później zmarł mój kuzyn ale wątpię żeby to miało jakikolwiek związek z psami.


Użytkownik Cascco edytował ten post 28.01.2014 - 12:39

  • 0

#45

Laos.
  • Postów: 2
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Na wyspie Jersey także słyszałem opowieści na temat takowego psa. Szczególnie upodobał sobie dystrykt St. Martin, gdzie widują go bardzo często.


  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych